Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

czwartek, 22 grudnia 2016

Old new love III

Zespół: D=OUT&Acme (ex. xTRiPx), w tle DIV i LapLus
Pairing: Naoto&Shougo, w tle Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Shougo nauczył się, że błędy można naprawić, Naoto się cieszy, Chobi jest przewrażliwiony, Chisa biedny, a ja śpiąca.

Jak tylko Chisa do niego zadzwonił, Naoto zerwał się z fotela i w pośpiechu założył buty, po czym wybiegł z mieszkania, nawet nie wyłączając telewizora i światła w pokoju.
Co się stało, że Shougo aż tak źle się poczuł? To tylko ze stresu, czy może nagle się rozchorował?
A może po prostu jeździ w kółko autobusem, bo chce sobie wszystko przemyśleć, a oni go tylko zirytują swoją paniką?
Wbiegł do autobusu linii 29 i przeszedł całą jego długość.
Shougo w nim nie było.
Zrobił tak jeszcze pięć razy, ale to nic nie dało, oprócz tego, że spotkał się z Chobim.
- Jesteś pewien, że 29 to jedyna linia, którą można się dostać spod kawiarni do jego mieszkania? - spytał Naoto. Chobi kiwnął głową.
- Tak. Jak jeszcze nie mieszkaliśmy z Sachim razem, to często jeździliśmy tą drogą. Odpuściliśmy sobie chodzenie tam zimą w momencie, kiedy podczas jednego czekania na przystanku na autobus, Sachi dostał ataku - wytłumaczył Chobi. - Chodź, w którymś autobusie on musi być.
Naoto kiwnął głową. Okrążyli jeszcze osiem autobusów, ale dopiero w dziewiątym go znaleźli.
Shougo spał z głową opartą o szybę, trzymając kurczowo komórkę w ręce. Aż dziw, że go nikt nie okradł.
A przynajmniej z telefonu.
- Shougo! - Naoto podbiegł do niego i potrząsnął nim. - Shougo?
- Naoto, powiedz mi, że on śpi - Chobi oparł się o barierkę. - Naoto!
- Nie śpi, jest nieprzytomny - Naoto wyjął telefon z dłoni Shougo i włożył sobie do kieszeni spodni. - I strasznie zimny.
- Może zadzwońmy po karetkę? - zaproponował Chobi i obrzucił morderczym wzrokiem zaciekawionych gapiów. - No i co się patrzycie, nie macie własnych zajęć? Wyjmijcie sobie książkę albo tableta i zajmijcie się swoimi sprawami.
Pasażerowie autobusu odwrócili się od nich i udawali, że ich nie widzą.
- Nie musiałeś aż tak reagować - stwierdził Naoto, okrywając Shougo swoim płaszczem.
- Zorientowali się, że coś się dzieje dopiero, jak przyszliśmy. A on tutaj spał dobrą godzinę i jakoś nikt się nie kwapił do zainteresowania się faktem.
- Czemu tak krzyczycie? - Shougo nagle otworzył jedno oko. - Au, moja głowa...
- Chcesz jechać do szpitala? - spytał Chobi. Shougo pokręcił głową.
- Nie, chcę tylko do domu. Chyba mnie jakaś grypa bierze, bo mnie trochę telepie... - stwierdził i próbował wstać, ale zachwiał się i usiadł z powrotem. - Ups?
- Wysiadamy dopiero na następnym przystanku, siedź na razie - stwierdził Chobi. - A potem Naoto cię wyniesie.
- Że co? - Naoto zamrugał. - Dlaczego ja?
- Bo jestem niezdarą i jeszcze bym go upuścił, poza tym jesteś wyższy i silniejszy - odparł Chobi, wychodząc z autobusu. Naoto, niosąc Shougo, wyszedł za nim.
Yoshi był nieco zdziwiony, gdy otworzył drzwi i zobaczył za nimi Chobiego i Naoto z Shougo na rękach.
- Źle się czuje - wyjaśnił szybko Naoto i poszedł zanieść Shougo do jego pokoju.
- Jak za dobrych czasów - mruknął Yoshi.
- Oj tak - Chobi westchnął krótko. - Myślisz, że do siebie wrócą? - spytał szeptem.
- Shougo chyba ma to w planach, ale wiesz, jaki on jest - Yoshi podrapał się po głowie. - Wejdziesz na herbatę?
- Nie, zostawiłem Sachiego samego w domu, a zimą wolę go mieć na oku - stwierdził Chobi, poprawiając szalik. - To do zobaczenia, Yoshi.
- Do widzenia - Yoshi uśmiechnął się lekko i zamknął za nim drzwi.
Naoto położył Shougo na łóżku i przykrył go kołdrą.
- Zrobić ci coś ciepłego do picia? - spytał.
- Jakiejś herbatki miętowej, bo trochę mi niedobrze - stwierdził Shougo.
- Już lecę - Naoto roztrzepał Shougo włosy i poszedł do kuchni zagotować wodę. Wrócił po chwili i postawił kubek na szafce nocnej. - Proszę.
- Dziękuję - mruknął Shougo. - Naoto?
- Tak?
- Nie chcę wracać do Satoshiego.
- Masz tego stuprocentową pewność?
- Mam - odparł, łapiąc wciąż chłodnymi palcami dłoń Naoto. - Chcę wrócić do ciebie.
Naoto zamrugał. Czegoś takiego się nie spodziewał.
- Jesteś tego pewien, Shogo? - spytał.
- Nie wiem - odparł Inoue po chwili. - Znaczy, jestem, ale... Nie wiem.
- Jak dorośniesz i się dowiesz, to mi powiedz - westchnął Naoto, wstając, ale Shougo go zatrzymał. - No co?
- Zimno mi. Przytulisz mnie? - spytał Shougo, na co Naoto zawahał się przez chwilę, po czym wślizgnął się pod kołdrę i objął go ramieniem.
- Jestem za miękki - stwierdził, na co Shougo zaśmiał się krótko. - Ale obiecasz, że to przemyślisz? Nie zrobisz niczego pochopnie?
- Obiecuję, że przemyślę sobie wszystko i dam ci znać, co wymyśliłem - powiedział Shougo i zamknął oczy. - I przepraszam za to, że cię zraniłem...
Naoto znowu zamrugał. Shougo był bardzo wrażliwym człowiekiem, ale przez to czasem zapominał, że on innych też może skrzywdzić w jakiś sposób. I... To nie tak, że na te słowa Naoto czekał przez pięć długich lat.
Minęło kilka dni. Shougo sam nie wiedział, co się takiego stało, że wtedy poczuł się tak paskudnie. Czy to było spowodowane stresem, czy po prostu się czymś zatruł? A może Satoshi wsypał mu coś do tej kawy?
Shougo parsknął śmiechem. Jasne. Na pewno. I co jeszcze? Chyba pomału zaczął popadać w paranoję. Ale na wszelki wypadek jednak zmienił numer.
Zapiął smycze wszystkim swoim psom i wyszedł na dwór. W pewnym momencie Sadaharu zerwał się do biegu, a gdy Shougo spojrzał, gdzie ta kulka futra go ciągnie, zobaczył Naoto.
- Hej, Shogo - Maminya pogłaskał Sadaharu po łebku i wstał. Padał śnieg. - Przemyślałeś sobie?
- Przemyślałem - przyznał Shougo, patrząc Naoto prosto w oczy. - Satoshi był pomyłką. A jak przypominam sobie chwile z tobą, to mi tak... Tęskno... - walnął się ręką w twarz. - To brzmi jak z komedii romantycznej, przerwijmy to.
- Ale mi się to podoba - Naoto położył dłonie na zmarzniętych policzkach Shougo. - Możemy kontynuować ten mdły romans - stwierdził i pocałował go.
Shougo mało co nie puścił smyczy, ale na szczęście udało mu się opanować. Zarzucił ramiona na szyję Naoto i oddał pocałunek.
I czuł się tak, jakby nigdy nie popełnił tego najgorszego błędu w życiu, jakim było zostawienie Naoto. Jakby te pięć lat nigdy nie istniało.
The end

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Old new love II

Zespół: D=OUT&Acme (ex. xTRiPx), w tle DIV i LapLus
Pairing: Naoto&Shougo, w tle Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Bo zawsze można upaść niżej.


Shougo wszedł do kawiarni i poszukał Satoshiego wzrokiem. Ten siedział przy stoliku, na którym już stały dwie filiżanki z kawą. Shougo westchnął i podszedł do niego.
- Cześć - powiedział, siadając naprzeciwko swojego byłego. - Pamiętałeś, jaką kawę lubię?
- Pamiętałem - Satoshi kiwnął drogą. - Dziękuję, że dałeś się namówić na to spotkanie. Jesteś takim moim promyczkiem, który przebija się przez ciemność w moim sercu.
Shougo bardzo mocno musiał się powstrzymać, żeby nie parsknąć histerycznym śmiechem.
- Porozmawiajmy poważnie, jak dorośli ludzie, a nie zakochane nastolatki - stwierdził, wsypując cukier do kawy. - Chcesz, żebym do ciebie wrócił?
- Tak - Satoshi złapał go za ręce. - Proszę, Shogo. Przepełniają mnie uczucia, których nie potrafię ubrać w słowa, ale ja naprawdę cię kocham i potrzebuję. Nie łam mi serca, nie odrzucaj mnie. Czuję się bez ciebie taki samotny...
- Na początek mnie puść - Shougo wyrwał dłonie z rąk Satoshiego i upił łyk kawy. - A teraz zacznij mówić jak dorosły facet.
- To co mam powiedzieć? - Satoshi jęknął boleśnie, jakby ktoś go kopnął. - Shogo, wróć do mnie. Proszę.
- A obiecujesz, że pójdziesz do psychologa i będziesz brał leki na twoje stany depresyjne, zanim znowu potniesz sobie nadgarstek?
- Nie mam stanów depresyjnych!
- Czyli nie pójdziesz - Shougo dopił kawę i wstał. - Wybacz, Satoshi. Ale chyba ta rozmowa nie ma sensu.
- Ma sens! - Satoshi złapał go za rękę i próbował posadzić z powrotem. - Poczekaj chwilę, zamówimy drugą kawę, a potem...
Shougo wyszarpnął się perkusiście w pół słowa.
- Ludzie na nas patrzą. Przepraszam, Satoshi. Do widzenia - Shougo odwrócił się na pięcie i wyszedł. Satoshi pobiegł za nim, ale zatrzymał go kelner, który kazał mu zapłacić, albo wezwie ochronę.
Shougo pobiegł prędko w stronę przystanku autobusowego. Wpadł do busa i zajął jedno z miejsc przy oknie.
Przymknął oczy. Czuł się dziwnie. Dźwięki stały się niewyraźne, obraz zaczął mu się rozmazywać i ogarnęła go nagła senność.
Dopiero po chwili zauważył, że dzwoni jego telefon.
- Halo? - odebrał. Zaczęło mu się kręcić w głowie.
- Hej, Shougo. Spotkałeś się z Satoshim? - w słuchawce rozbrzmiał głos Chobiego.
- Tak, właśnie wracam do domu - odparł Shougo.
- Ale miałeś się z nim spotkać dwie godziny temu. Tyle ci to zajęło? - zdziwił się Chobi. - W ogóle brzmisz jakoś dziwnie, wszystko w porządku? Źle się czujesz?
- Nie, jestem w autobusie - odparł Shougo. - Chyba...
- Chyba? Shougo, co się dzieje? - przestraszył się Chobi. - Shougo, jesteś tam? Shougo!
* * *
Chisa wyszedł z kuchni i podszedł do Chobiego, który przerażonym wzrokiem patrzył na telefon trzymany w ręce.
- Co się stało, Hiroki? - spytał wokalista. Ten spojrzał na niego, po czym zerwał się do biegu. - Hiroki!
- Shougo jest w niebezpieczeństwie - oznajmił Chobi, zakładając buty. - Był się spotkać z Satoshim w tej kawiarni, gdzie mają te dobre ciastka z kremem.
- Tej na przedmieściach?
- Tak - Chobi kiwnął głową. - Zadzwoniłem do niego, żeby się dowiedzieć, jak mu poszło, ale był jakiś dziwny, a potem nagle przestał się odzywać, ale nie rozłączył się. Mam złe przeczucia. Boję się, że zemdlał, wiesz, jaki on jest.
- I co teraz?
- Pójdę go poszukać, wiem, która linia autobusowa biegnie od tej kawiarni do jego mieszkania - oznajmił Chobi.
- Linia autobusowa? Dlaczego nie pojechał samochodem? - zdziwił się Chisa.
- Stwierdził, że by się za bardzo zestresował i jeszcze by spowodował wypadek - wyjaśnił Chobi i cmoknął Chisę w policzek. - Zostań tu. I tak miałeś już dzisiaj atak, niepotrzebny ci drugi.
- Ale weź sobie kogoś do pomocy, jeśli Shougo rzeczywiście zemdlał, to może być ci potrzebna - stwierdził Chisa, lekko urażony faktem, że zostaje odsunięty od sprawy.
- Zadzwoń po Naoto - polecił Chobi. - Będzie wiedział, gdzie to jest, a poza tym...
- Poza tym?
- Poza tym, on nigdy nie przestał go kochać - odparł Chobi i wybiegł z mieszkania.
Chisa zamknął za nim drzwi. To Naoto i Shougo byli kiedyś razem?

piątek, 16 grudnia 2016

Old new love I

Zespół: D=OUT&Acme (ex. xTRiPx), w tle DIV i LapLus
Pairing: Naoto&Shougo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Chwila przerwy od oneshot challenge, bo mam odchył na ten ship. Przepraszam za to, jak zachowuje się tutaj Shougo? To chyba tyle na temat.


Shougo leżał na łóżku i patrzył w sufit.
DIV nie istniało.
Chobi miał dosyć humorów Satoshiego, więc chciał odejść. Satoshi nie chciał jednak odchodzić, jeśli Chobi by został. I w końcu odeszli obaj. A Shougo i Chisa dobili ich zespół do końca.
A poza tym, sam Shougo też miał Satoshiego dość. Mimo, że go kochał. Teoretycznie.
Jak dawno uczucie, które było między nimi, wypaliło się? Jak długo Shougo balansował na granicy wytrzymałości i w końcu Satoshiego zostawił?
Tego nie wiedział. Ale Satoshi nadal obsesyjnie go kochał. Wysyłał mu tysiące wiadomości każdego dnia, próbując się z nim skontaktować. Prosząc o wybaczenie. Na początku Shougo odbierał też od niego telefony, ale już dawno przestał to robić. I myślał nad zmianą numeru. W końcu ile można wytrzymywać takie nękanie?
Przymknął oczy i przypomniał sobie podobną sytuację sprzed pięciu lat. Kiedy porzucił, jak mu się wydawało, swoją miłość życia.
Ale dla Shougo każdy następny związek był tym na pewno idealnym i ostatecznym.
Tylko jakoś tak… Smutne oczy Naoto, kiedy mówił mu, że z nimi koniec, teraz, po kilku latach, nagle zrobiły na nim wrażenie i sprawiły, że poczuł ukłucie w sercu.
Otworzył oczy z powrotem i usiadł na łóżku. Podniósł telefon z szafki i podświetlił ekran. Jak zwykle, dziewięć nieodebranych połączeń i dziesięć nowych wiadomości od Satoshiego.
Paranoja.
Ale to teraz Shougo nie interesowało. Zignorował wszystkie wiadomości oraz nieodebrane połączenia i wszedł w listę kontaktów.
I wybrał ten, na który nie dzwonił od bardzo dawna.
- Maminya Naoto, słucham? - odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki. - Mam nowy telefon, a podczas przenoszenia karty kilka się skasowało, więc prosiłbym o przedstawienie się.
- Inoue Shougo z tej strony - powiedział Shougo. Nastała cisza.
- Co się stało, że do mnie dzwonisz? - spytał po dłuższej chwili Naoto. - Shougo?
- Nic... - odparł Shougo, z powrotem kładąc się na łóżku. - Smutno mi i jakoś tak... Chciałem z kimś pogadać.
- Nie dzwoniłeś do mnie od lat - zauważył Naoto. - Jak już, to wysyłałeś prywatne wiadomości na Twitterze. A jak chcieliście zaproponować mi i Reice współpracę na koncercie, to zadzwonił do mnie Chisa.
- Wiem, wiem - przyznał Shougo. - Ale chciałem porozmawiać.
- Yoshiego nie ma?
- Nie ma.
- Czyli jesteś sam w mieszkaniu? - upewnił się Naoto.
- Tak.
- Mam przyjechać? - spytał Naoto.
- Bez przesady - Shougo zamachał rękami, choć wiedział, że Naoto tego nie zobaczy. - Jest prawie dziesiąta, nie ma potrzeby, żebyś...
- Będę za pół godziny - odparł Naoto i rozłączył się.
Shougo zamrugał. Miał dziwne wrażenie, że perkusista Dauto naprawdę się o niego zmartwił. Ale dlaczego? Przecież jemu po prostu było smutno. Nikt nie musi lecieć do niego na łeb, na szyję. Chciał tylko porozmawiać i wszystko by mu przeszło...
A może zachowanie Naoto było spowodowane tym, że jednak byli kiedyś ze sobą pięć lat? I do tego osiem lat grali w jednym zespole? I perkusista zna go lepiej nawet od Yoshiego, Chisy i Chobiego razem wziętych?
Nawet Satoshi go tak dobrze nie zna.
W zasadzie... Shougo miał wrażenie, że przez te trzy lata z Satoshim on ani trochę nawet nie usiłował go poznać.
I tak jak zapowiadał, Naoto zjawił się po pół godzinie.
- Hej - powiedział, wchodząc do środka, kiedy Shougo mu otworzył. - Kupiłem po drodze czteropak piwa. Starczy, czy jeszcze iść do osiedlowego dokupić?
- Starczy - stwierdził Shougo. - Po prostu muszę się komuś w miarę obiektywnemu wygadać...
- I uważasz, że jestem obiektywny? - zapytał Naoto, ściągając buty i kierując się w stronę pokoju Shougo.
- Wobec Satoshiego pewnie tak.
- Wobec was obu nie jestem obiektywny - stwierdził Naoto, siadając na kanapie i nalewając sobie piwa. - Więc o co chodzi?
- Satoshi wysyła mi pełno wiadomości i wydzwania, żebym do niego wrócił - oznajmił Shougo, biorąc puszkę. - I co ja mam zrobić, Naoto?
- A kochasz go nadal? - zapytał perkusista, mieszając piwem w szklance.
- Nie, nie kocham - odparł Shougo.
- Powiedziałeś mu to?
- Kilka razy...
- I nadal do niego nie dotarło? - Naoto prychnął. - No proszę, ja to przyjąłem do wiadomości za pierwszym razem.
- Masz mi to za złe? - spytał Shougo. Naoto westchnął.
- Że ze mną zerwałeś? Nie. Że zszedłeś się potem z tym oszołomem? Trochę tak. Że bawisz się ludźmi? Bardzo.
- Nie bawię się ludźmi - zaprzeczył Shougo.
- I dlatego w wieku trzydziestu paru lat znowu jesteś sam? - spytał Naoto.
Shougo spojrzał na niego, a potem spuścił wzrok.
- Chyba jednak nie powinienem do ciebie dzwonić...
- Nie, Shougo - Naoto objął go ramieniem i przytulił go do siebie. - Powinieneś. Bo ktoś w końcu musiał ci to powiedzieć. Poza tym, przyznaj. Zostawiłeś swoją miłość życia, ale teraz ci smutno i źle, przez co szukasz kontaktu z tymi starymi, prawda?
- Naoto...
- Nadal jestem dla ciebie ważny, bo jednak kilka dobrych lat spędziliśmy razem. I dlatego zadzwoniłeś akurat do mnie. Zgadza się?
- Zgadza - przyznał Shougo.
- Mam dla ciebie radę - stwierdził Naoto. - Spotkaj się z Satoshim na kawie. Tak na neutralnym terenie. Powiedz mu jeszcze raz, że z wami koniec. A potem zmień numer. Jeśli nadal będzie cię nękał, to ja mu powiem, co o nim myślę. A teraz po prostu włączmy jakiś film i pogadajmy o pierdołach. Okej?
Shougo kiwnął głową. Miał wrażenie, że chyba wie, dlaczego Naoto uważa, iż bawi się ludźmi.
Czy to możliwe, że on nigdy nie przestał go kochać?

wtorek, 13 grudnia 2016

Tremble

Zespół: Moran&The Guzmania
Pairing: Ivy&Chobi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Dam radę, jeszcze tylko dziesięć fików... Tymczasem zapraszam na opowiadanie o, jak to nazwała kiedyś Kann, Ibi. ^^

Siedziałem na tarasie z kubkiem kawy w ręce i Nameko na kolanach. Obserwowałem. Co? Można powiedzieć, że wszystko. Chmury przesuwające się po niebie, ptaszki fruwające z drzewa na drzewo, bawiące się dzieci, panią z pieskiem na smyczy... Pieskiem. Kwadratem na łapach, nie psem. Nie wiem, co ludzie widzą w pomeranianach, naprawdę. Co Shougo w nich widzi...
Podrapałem Nameko za uchem w ramach protestu przeciwko psom. Chociaż nie mówię, niektóre rasy naprawdę są urocze i pocieszne. Jamniki i mopsy na przykład. "Zwłaszcza mopsy", dodałbyś, gdybym ci to powiedział.
Upiłem łyk kawy. Za furtką przejechała dziewczynka na rolkach. Pele i Mencha biegali po trawniku, bawiąc się jak małe kociaczki. Nameko przeciągnęła się leniwie, ziewając uroczo. Zamknąłem oczy. Przestałem obserwować, zacząłem słuchać. Często tak robiłem. Chciałem wiedzieć, co czuje moja siostra, gdy siedzi na tarasie tak jak ja teraz.
Słyszałem śpiew ptaków, klakson samochodu, śmiech dzieci, terkoczące kółka od zapewne małego rowerka po chodniku, szum wiatru, który wzmagał się na sile...
Zadrżałem. Zrobiło mi się chłodno. Chciałem otworzyć oczy, ale usłyszałem skrzypnięcie furtki i zapewne twoje kroki. I mruknięcie, że nic ci nie jest, gdy pewnie się potknąłeś. Jesteś ciapą, jak ja. To cud, że nadal żyjemy.
- Hiroki? - poczułem, jak zarzucasz mi bluzę na ramiona, co wystraszyło Nameko, która zeskoczyła z moich kolan. - Zmarzniesz, głuptasie.
Otworzyłem oczy. Patrzyłeś na mnie spod czapki, która opadała ci na oczy.
- Witaj w domu - opatuliłem się twoją bluzą, wstałem, wspiąłem na palcach i pocałowałem cię w usta.
Znowu zadrżałem, ale tym razem powodem były twoje palce pod moją koszulą. Chwilę później już niosłeś mnie po schodach do sypialni. Jakbym był jakąś księżniczką...
The end

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Transformation

Zespół: D=OUT
Pairing: Kouki&Hikaru
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Dodam ten i jeszcze jeden fik do oneshot challenge, a potem wrzucę coś innego. Po prostu chcę dodać tego fika, co jest po nim w tym zadaniu, a potem mam przygotowanego takiego, co nie jest z nim związany. XD



Kiedyś byłeś małym, drobnym Hikaru, który wziął na siebie rolę zespołowej księżniczki. Lata mijały, a ty doroślałeś. Powoli, powoli z pociesznej, słodkiej gąsieniczki przeistaczałeś się w pięknego motyla.
Teraz już prawie nic nie zostało z dawnego Hikaru, który wyglądał jak dziewczynka. Powalasz na kolana już nie tylko małolaty, które lecą na dziewczęcych chłopców, ale robisz wrażenie również na dojrzałych kobietach. I nie tylko.
- Coś się stało, Kouki? - pytasz, wycierając włosy ręcznikiem.
Kręcę głową, po czym wstaję, biorę cię na ręce i bez słowa oraz twojego sprzeciwu, zanoszę cię do sypialni.
I pozwalam ci rozłożyć już dobrze rozwinięte skrzydła.
The end

środa, 7 grudnia 2016

Summer

Zespół: UNiTE.
Pairing: Lin&Mio
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, komedia
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Patrzę na ten gatunek tekstu i tego... Tak, uznajmy, że to komedia. XD

Lato tego roku było wyjątkowo gorące. Lin wysiadł z samochodu, wyjął MP3, założył słuchawki i poszedł w kierunku jeziora. Mio, chcąc nie chcąc, ruszył za nim.
- Wyjaśnij mi jedną rzecz - zaczął Mio, przedzierając się przez zarośla. - Po jakie licho tu przyjechaliśmy?
- Szkoda tracić taką piękną pogodę na siedzenie w domu - stwierdził Lin.
- Ale w domu włączylibyśmy sobie wiatrak i nie miałbym wrażenia, że zaraz się rozpuszczę - mruknął Mio. - Tu jest gorąco. Wracajmy.
- Oj, Ryosuke, nie marudź. Zobaczysz, będzie fajnie - Lin uśmiechnął się promiennie i szedł dalej. Zatrzymał się jednak po chwili, gdy zauważył, że Mio za nim nie idzie.
Odwrócił się. Mio stał jak wryty, a tuż przed nim kołysał się na nitce pająk. Za duży nie był, ale za mały też nie. Lin westchnął przeciągle. Zawrócił, złapał pajęczynę w palce i wysłał pająka na darmowy lot w krzaki.
- Żyjesz? - spytał Lin. Mio kiwnął głową.
- Żyję. Ale mi gorąco i na dokładkę tu jest pełno robactwa. Wracajmy.
Lin znów westchnął, przerzucił sobie Mio przez ramię i poszedł w kierunku jeziora.
- Tomoaki, co ty robisz?!
- Jak znów cię coś zaatakuje, to krzycz.
- A jak sobie poradzisz z temperaturą?
- Prosto - Lin wszedł do jeziora, uprzednio zrzucając tylko klapki ze stóp. Zdjął Mio buty, wyrzucił je na brzeg i, choć ten próbował się wyrwać, wrzucił go do wody.
- Tomoaki! - Mio spojrzał na niego spod mokrej grzywki.
- No co? Było ci gorąco, to cię schodziłem - Lin kucnął, nie zwracając zupełnie uwagi, że pomoczy sobie spodnie. To, że ubrania Mio też są teraz mokre, również skutecznie zignorował. - Ale jakby ci było za zimno, to zawsze mogę cię rozgrzać.
To powiedziawszy, pocałował ukochanego w usta. A ten musiał przyznać jedno - z Linem nie dało się nudzić.
The end

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Look

Zespół: D&Gotcharocka
Pairing: Asagi&Jui (jednostronne)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Zaczęłam mieć wrażenie, że dobrze będzie, jak skończę to dodawać do moich urodzin... XD


Jedno spojrzenie wystarczyło, bym zrozumiał, o co chodzi. Wziąłem szklankę ze swoim drinkiem ze sobą i ruszyłem w twoją stronę. Oparłem się o ścianę obok ciebie i spojrzałem na ciebie z wyczekiwaniem.
- Nudzi mi się - oznajmiłeś w końcu. Niby to wiedziałem, ale i tak westchnąłem ciężko, bawiąc się lodem w drinku.
- I co ja mam ci na to poradzić? - spytałem, nawet na ciebie nie patrząc. Byłeś moim przyjacielem od tylu lat, że już się przyzwyczaiłem do twoich humorków i wiecznych pretensji o wszystko.
- Możesz pomóc mi przestać się nudzić - wyjaśniłeś spokojnie i oparłeś dłoń nad moim ramieniem.
- Asagi? - poczułem się lekko zdezorientowany. Znów wystarczył mi ten jeden gest, by wiedzieć, co mam zrobić.
Uśmiechnąłem się lubieżnie i pocałowałem cię. W zasadzie to się ucieszyłem, nie musiałem nikogo podrywać dzięki tobie i bać się, że będzie smakował alkoholem, którego nie lubię. Tymczasem ty jak zwykle piłeś dzisiaj czerwone wino. Lubiłem to, jak jego smak zostawał w moich ustach jeszcze długo po pocałunku. Tak samo, jak uwielbiałem zatapiać palce w twoich długich, jedwabistych włosach i patrzeć w twoje czerwone przez kontaktówki oczy.
I może kiedyś przestaniesz chichotać i nazywać mnie głuptasem, kiedy po raz kolejny wyznam ci uczucia.
- Wampiry są samotnikami, Jui - mówisz zawsze, roztrzepując mi włosy.
Ale ja jestem cierpliwy. Będę czekał, aż znudzi ci się samotność, a na razie mogę odpowiadać na każde twoje spojrzenie na imprezach. Bo ty wiesz, że przyjdę. Zawsze przychodzę. Jak ćma lecąca do ognia.
The end

niedziela, 27 listopada 2016

Thanks

Zespół: Kagrra,&Kra
Pairing: Izumi&Mai
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Może w tym roku dodam wszystkie fanfiki z tego challenge'a... XD

Kiedy zszedłem ze sceny, czułem się jak piąte koło u wozu. Ale ty mimo wszystko opiekowałeś się mną, aż wyzdrowiałem. Sam porzuciłeś dla mnie muzykę, choć po rozpadzie Kagrry, chciałeś robić coś dalej. Ale wybrałeś mnie i teraz pracujesz jedynie jako techniczny.
I dlatego właśnie w tym momencie leżę na kanapie, wtulony w twoje ramię, niezbyt rozgarniętym wzrokiem wpatrując się w ekran telewizora. Kolejny zwyczajny dzień za nami.
- Nie zimno ci? - pytasz i, nie czekając na odpowiedź, okrywasz mnie niebieskim kocem w kwiatki.
Dziękuję.
Za to, że byłeś.
Że jesteś.
I że będziesz.
Dla mnie.
The end

niedziela, 13 listopada 2016

Order

Zespół: Alice Nine
Pairing: Tora&Shou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Nie mam pomysłów do tych notek autorskich przy tym challenge'u. XD

W moim życiu zawsze panował porządek. Zarówno w mieszkaniu, jak i w sprawach uczuciowych. Znajomi często wypominali mi, że jestem wręcz pedantem, bo irytowała mnie nawet najmniejsza plamka, czy też to, jak ktoś nie postawił kubka na podstawce, przez co później mój stół był ozdobiony pięknym odciskiem kółka.
Jeśli chodzi o związki, to również ściśle trzymałem się odpowiedniego schematu. Kobiety, w których się zakochiwałem, praktycznie zawsze wyglądały tak samo. Niski wzrost, długie włosy, średniej wielkości biust, bym miał na co popatrzeć, ale nie bał się, że mnie uduszą. Z charakteru też były podobne - zazwyczaj ciche, spokojne i małomówne, z poczuciem humoru i pracowite. Chociaż każdy z tych związków prędzej, czy później się rozleciał, wiedziałem, że nie szukam innego typu kobiety. Po prostu nie. Miałem ustalony schemat i nikt i nic nie mógł mi go...
 - Masashi! - słyszę twój głos dobiegający z łazienki. Wychodzisz w mokrych włosach, w szlafroku niedbale zarzuconym na chyba nagie ciało. Musiałbym się lepiej przyjrzeć. - Widziałeś moją odżywkę?
 - Którą? - pytam, podnosząc wzrok znad książki. - Tę ze spłukiwaniem, tę na mokre włosy, tę na suche, tę odżywczą, tę regenerującą, czy jeszcze inną?
Patrzysz na mnie z lekkim zdziwieniem. Chyba nie spodziewałeś się, że to zapamiętam.
 - Regenerującą - odpowiadasz.
 - Wpadła za pralkę, a tam jest pająk - wyjaśniam.
 - Kawał chłopa, a boi się pajączka - odwracasz się na pięcie i idziesz z powrotem do łazienki.
 - Facet po trzydziestce, a ma dziewięć odżywek! - odgryzam się.
Machasz ręką na znak, że dotarło do ciebie, co powiedziałem i że ogólnie masz to gdzieś.
I tak właśnie mój porządek w sferze uczuć został zaburzony. Ale nie wymieniłbym tego chaosu o imieniu Kazumasa na nikogo innego.
The end

sobota, 12 listopada 2016

Wind

Zespół: Anli Pollicino
Pairing: Shindy&Yo-ichi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Shipowałam to, zanim shipnęłam Yo-ichiego z Masatoshim, a Shindy'ego z Shinem z ViViD.

Shindy stał na dworcu i czekał na pociąg. Nie wybierał się jednak nigdzie. Obiecał Yo-ichiemu, że go odbierze.
Było dosyć ciepło, ale wiatr był raczej zimny. Owiewał on twarz Shinyi, ochładzał rozgrzane policzki, rozwiewał długie włosy. Unosił w powietrze małe listki i wczepiał je w ich kosmyki, co wokalistę trochę irytowało.
Owinął szyję bardziej szalikiem i usiadł na ławce. Nudził się. Oczywiście mógł przyjść później, ale wolał pojawić się na dworcu pół godziny wcześniej, niż nie zdążyć.
Oparł się o tył ławki i rozejrzał się. Drzewa robiły się coraz bardziej kolorowe. Zieleń praktycznie zupełnie z nich zniknęła. Dominowały żółć i czerwień, pojawiały się też pomarańcz i brąz. Niektóre drzewa straciły już liście, zostały ogołocone i wyglądały jak martwe ciała wśród żywych dusz.
Shindy wzdrygnął się, gdy został gwałtownie wyrwany z zamyślenia przez komunikat z megafonu. Po chwili na peron wjechał pociąg. Shindy wstał i wśród tłumu próbował wypatrzeć Yo-ichiego.
- Tu jestem! - usłyszał, czując klepnięcie w ramię. Odwrócił się i zobaczył promiennie uśmiechającego się gitarzystę.
- Hej - Shindy cmoknął go w usta. - Jak było u rodziców?
- Wspaniale - odparł Yo-ichi, podając Shinyi koszyk. - Tu mam sałatkę i ciasto od mamy, tata jeszcze nalewkę mi wcisnął. To jakie plany na wieczór?
- Wrócimy do domu, zjemy sałatkę z ryżowymi sucharkami, które kupiłem, na deser będzie to ciasto, potem spróbujemy nalewki i może przy tym obejrzymy jakiś film?
- Idealny plan - stwierdził Yo-ichi. Zresztą, jak zwykle.
Gitarzysta zawsze przystawał na plany Shinyi. Głównie było to spowodowane tym, że Yo-ichi ograniczał się w planach tylko do oglądania anime i jedzenia słodyczy.
The end

czwartek, 10 listopada 2016

Denial

Zespół: Alice Nine
Pairing: Saga&Nao (jednostronne)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, angst
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: No cóż, tu też jest jednostronnie.

- To jak, Nao-chan? Mogę z tobą znowu zamieszkać? - spytał Saga, kołysząc lodem w drinku.
- Nie - odparł Nao. Saga zakrztusił się alkoholem.
- Co? Ale jak to? Dlaczego? - Saga był szczerze zdumiony odmową przyjaciela.
- Bo znowu będziemy spać w jednym futonie i dojdzie do dziwnych rzeczy - wyjaśnił Nao. - Poza tym, jesteś na tyle dorosły, byś mógł mieszkać sam.
- Ale...
- Bez żadnych "ale" - Nao pokręcił głową. - Wybacz, Sakamoto. Czasem trzeba odmówić, gdy ktoś nadużywa naszej gościnności.
- Ach tak... - Saga westchnął. - Przepraszam, Nao.
- Nic się nie stało - Nao uśmiechnął się promiennie. - To jak? Zamawiamy kolejnego drinka?
Saga kiwnął głową. Od kilku miesięcy próbował go poderwać. Na próżno. Miał chociaż nadzieję, że będzie mógł ponownie z nim zamieszkać...
The end

wtorek, 8 listopada 2016

Knowledge

Zespół: Sadie
Pairing: Mao&Kei (jednostronne), wspomniane Mao&Mizuki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, angst
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Doszłam w pewnym momencie do wniosku, że z odrzuceniem oni też powinni się spotkać w tym challenge'u.

Kei wiedział, że to, co stało się na komentarzu, to były tylko wygłupy. Pocałunki składane dla zabawy, dla uciechy fanów. I to wszystko.
Wtulił się w poduszkę. Chciałby, żeby Mao kiedyś pocałował go naprawdę. Ale on nic do niego nie czuł, w przeciwieństwie do Keity, który kochał wokalistę od dawna.
I Kei dobrze to wiedział.
Wziął poduszkę pod pachę i poszedł do kuchni. Wyciągnął piwo z lodówki i udał się do pokoju. Usiadł na kanapie, włączył telewizor i położył poduszkę na kolanach. Ugio, jeden z jego kotów, wskoczył na kanapę i położył się na niej. Tsuro, drugi z nich, zajął miejsce na jego kolanach. Kei otworzył piwo i pociągnął łyk z butelki.
Czemu ludzie myślą, że faceci nie mogą się nieszczęśliwie zakochać? Dlaczego uważają to za mało męskie? Jakim prawem jedynie kobiety mogą płakać po nocach?
Kei może nie płakał, ale było mu ciężko na sercu. Wypił całe piwo duszkiem. Nienawidził swojej bezradności wobec wiedzy, że Mao nigdy nie opuści Mizukiego dla niego...
The end

poniedziałek, 7 listopada 2016

Prepared

Zespół: Alice Nine
Pairing: Nao&Shou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: raczej brak
Notka autorska: Na podstawie wywiadu, w którym Nao opisał dokładnie taką sytuację. XD


Kiedy przyjechaliśmy do hotelu, byłem już zmęczony. Wszedłem do łazienki i oniemiałem. Wanna była ogromna! Zazwyczaj w naszych japońskich domach czy mieszkaniach nie były tak duże. Postanowiłem po kolacji zrobić sobie kąpiel. Taka okazja mogła się już więcej nie powtórzyć.
Wróciłem do pokoju. Wszedłem do łazienki i rozebrałem się. Złożyłem ubrania w kostkę i położyłem na szafce. Odkręciłem oba kurki, dobrałem właściwą temperaturę wody, nalałem płynu do kąpieli i poszedłem opłukać się pod prysznicem. Kiedy spod niego wyszedłem, wanna była już napełniona po brzegi. Musiałem wypuścić trochę wody, bo inaczej by się przelała.
Wszedłem do wanny. Piana pachniała miodem. Nabrałem jej trochę na ręce i zdmuchnąłem ją z palców. Tak, dawno nie czułem się tak spokojny i zrelaksowany.
 - Murai! Co robisz? - do łazienki zajrzał Kazuma. Nie zwrócił uwagi, że nikt go do pokoju nie wpuścił. Ani że nie pozwoliłem mu wejść do łazienki. To był Kazuma, w jego przypadku trzeba być przygotowanym na wszystko.
 - Wiesz, jeżdżę na nartach - odparłem, przymykając oczy.
 - Duża ta wanna - usłyszałem, a potem coś spadło na podłogę.
 - Co to było? - zapytałem.
 - Mój but? - odparł Kazuma i po chwili rozległ się dźwięk płynącej wody. Czy on przyszedł do mojego pokoju, by się umyć?
Nie. Tak dokładniej przyszedł tutaj, by się wykąpać. Kilka minut później Kazuma wskoczył mi bowiem do wanny.
 - Co ty robisz? - zamrugałem. Tak, nie byłem przygotowany aż na takie rewelacje.
 - Jeżdżę z tobą na nartach - odpowiedział Kazuma, opierając się o przeciwległy brzeg wanny. - Miałem rację, duża ta wanna.
Zaśmiałem się. Tak, z tym człowiekiem nic nigdy nie wiadomo.
The end

sobota, 5 listopada 2016

Silver

Zespół: 168 -one sixty eight-&Moran
Pairing: Aoi&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: raczej brak
Notka autorska: No, wracamy do challenge'a. AoHito jest dobrym shipem, jak już kiedyś wspominałam. ^^

Srebrne światło księżyca oświetla twoją sylwetkę. Siedzisz przed lustrem, rozczesując długie do ramion włosy. Nienawidzisz, gdy są splątane.
- Mówiłem ci kiedyś, że jesteś piękny? - pytam, tuląc cię do siebie.
- Powtarzasz mi to codziennie - odpowiadasz spokojnie, lekko się pesząc. - I tak uważam, że przesadzasz.
- Nie przesadzam - odpieram.
Uśmiechasz się, ujmujesz moją dłoń i przytykasz ją do swoich ust. To takie nieme przyzwolenie, by moja druga ręka zsunęła się powoli pod twoją koszulę i guzik po guziku zaczęła ją rozpinać.
- Czasem się zastanawiam, co by było, gdybym nigdy cię nie poznał - ściągam z ciebie wyżej wymienioną część garderoby i podnoszę cię z krzesła.
Blask księżyca znów pada na twoją bladą skórę. Tworzy to swoistego rodzaju srebrną aurę okalającą twoje ciało. Jak gdybym był w stanie zobaczyć kolor twojej duszy.
Nie protestujesz, gdy delikatnie popycham cię na łóżko. Sam tego chcesz. Zaciskasz długie palce na mojej bluzie, której chwilę później mnie pozbawiasz. Uśmiechasz się lubieżnie, gdy moje dłonie błądzą po twoim ciele. Lubię twoje kocie ruchy, obecne nawet tutaj, w tym naszym własnym, nocnym świecie, oświetlonym jedynie srebrzystym światłem księżyca.
Wtulasz się we mnie, powoli uspokajając swój oddech. Patrzę na twój tatuaż i stwierdzam, że w zasadzie to idealnie do ciebie pasuje. Tak jak motyl jesteś piękny i delikatny, choć nie lubisz, gdy ktoś cię tak opisuje.
- Powinieneś sobie wytatuować jeszcze kota, Hitomi - stwierdzam, przeczesując palcami twoje włosy.
- Kota? O czym ty mówisz, Shinobu? - podnosisz na mnie wzrok.
- No wiesz. Jesteś piękny i delikatny jak motyl, ale zadziorny i niezależny jak kot - tłumaczę.
- Nie lubię porównywania mnie do motyla.
- Wiem. Ale taka jest prawda - całuję cię w czubek głowy. - Coś się stało? Jakiś nieobecny dzisiaj jesteś.
- Soan dziwnie na mnie patrzy, odkąd im oznajmiłem, że z tobą jestem - wyjaśniasz. - Jest moim najlepszym przyjacielem, ale mam czasem wrażenie, że chyba chciałby, by było między nami coś więcej.
- Wątpię - kręcę głową. - Myślę, że po prostu jest zazdrosny o to, że kogoś sobie znalazłeś i to z nim spędzasz większość czasu, to jemu się żalisz i tak naprawdę Soan schodzi teraz na drugi plan.
- Czyli Soan czuje się po prostu opuszczony? - pytasz.
- Dokładnie tak - przyznaję. - Hitomi, ja wiem, że mnie kochasz, ale nie możesz zaniedbywać waszej długoletniej przyjaźni z Soanem.
- Masz rację - przyznajesz mi rację. - Pójdę z nim jutro na piwo.
- Mądry Hito-chan - uśmiecham się lekko i okrywam nas kołdrą. - Dobranoc.
- Dobranoc - mówisz, zamykając oczy. Po chwili obaj odpływamy do krainy snów.
The end

czwartek, 3 listopada 2016

The other side of Heaven

Zespół: Rave, Moran, Kagrra, (wspomnieni - Daisuke z The Studs i Hide z X Japan)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Powinnam dodać coś do oneshot challenge, ale... Zmarł gitarzysta Rave, którego trochę kojarzyłam. Nie znałam zespołu, ale wiedziałam, ile mniej więcej Mikuru może mieć lat. I to opowiadanie jest dla niego. Bo to nie fair, że młodzi ludzie umierają, mając przed sobą całe życie.

Obudził się. To było dziwne uczucie, bo nie pamiętał, żeby zasypiał.
Usiadł i rozejrzał się. Otaczała go biel.
- Cześć - usłyszał nad sobą. Podniósł wzrok i zobaczył basistę nieistniejącego już Morana, ale... To nie był Ivy. To był Zill.
- Hej - odpowiedział, mrugając. Zill uśmiechnął się lekko.
- Jesteś Mikuru, prawda?
Kiwnął głową. Skąd on zna jego imię?
- Nie patrz tak. Czasem tam do was schodzę - Zill zaśmiał się krótko.
- A zespoły w naszej wytwórni wykruszają się w zastraszającym tempie - obok Mikuru stanął Isshi, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Twój zespół przetrwa tę próbę?
- Powinien przetrwać - Mikuru westchnął ciężko. - Nie mogę do nich wrócić, prawda?
- Niestety nie - Zill pogłaskał go po głowie.
- Ale zawsze możemy ich kiedyś odwiedzić - Isshi podał Mikuru dłoń. - Wstaniesz?
Mikuru zawahał się przez chwilę, po czym złapał dłoń Isshiego i podniósł się z jego pomocą.
- Tam nie jest tak źle - stwierdził Zill, uśmiechając się pokrzepiająco do Mikuru.
- "Tam"? To to nie są zaświaty? - zdziwił się gitarzysta.
- Nie, to tylko przedsionek - Isshi objął go ramieniem. - Chodź, poznasz Hide. Jako gitarzysta pewnie o tym marzysz.
- I pamiętaj, żeby nie dać się namówić Daisuke na grę w karty - dodał Zill.
Mikuru popatrzył na Isshiego, na Zilla i spojrzał ostatni raz za siebie. Zdawało mu się, że słyszy głos swojej mamy, która prosiła go, by wrócił. Ale on wiedział, że nie spełni jej obietnicy. Że jest za późno.
Westchnął raz jeszcze, odwrócił się i złapał Zilla za rękę.
Po chwili wszyscy trzej rozpłynęli się w bieli.
The end

środa, 2 listopada 2016

Move

Zespół: D'espairsRay&D
Pairing: Karyu&Ruiza
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Istnieje legenda, że kiedyś skończę tego czelendża. XD

- Yoshitaka! - zniecierpliwiony głos Ruizy rozbrzmiał w uszach Karyu. - No Yoshitaka!
- Co się stało? - tak, krzyk jego uke przebił nawet muzykę płynącą ze słuchawek, które wyjął w tym momencie z uszu. A taka fajna piosenka akurat leciała...
- Mieliśmy się dzisiaj spotkać z Asagim, pamiętasz?
Karyu westchnął. No tak, Yoshiyuki trąbił o tym od tygodnia, a on i tak zapomniał.
- Wybacz - Karyu podrapał się po głowie. - I co teraz?
- Ruszaj się, wychodzimy - odparł Ruiza. - Przecież wiesz, jak bardzo Asagi nie lubi spóźnień. Za dziesięć minut masz być przy drzwiach, bo inaczej będziesz spał na kanapie. Sam, nie przyjdę do ciebie.
I poszedł, zostawiając Karyu w wannie wypełnionej nadal ciepłą wodą.
- No nic, trzeba się ruszyć - Yoshitaka wyszedł z wanny i owinął się ręcznikiem. - Inaczej mogę zapomnieć o wieczornych przyjemnościach.
The end

wtorek, 25 października 2016

Companion

Zespół: Kagrra,
Pairing: Akiya&Shin
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Doszłam do wniosku, że ja chyba nie umiem pisać wesołych fanfików z Kagrrą,. Większość jest taka melancholijna i smutna... O.o


Zawsze to ty się mną opiekowałeś. Chroniłeś przed Izumim, gdy się na mnie złościł, przed Nao i jego żartami, przed Isshim, gdy się z nim kłóciłem.
Okrywałeś mnie płaszczem, gdy padało, a nie mieliśmy parasolki. Zakładałeś swoje rękawiczki, gdy temperatura spadała poniżej zera, a ja zostawiłem swoje w domu. Przykrywałeś mnie kocem, gdy zasypiałem na kanapie w sali prób. Dzieliłeś się ciasteczkami, nawet mnie nie pytając, czy chcę jedno. Robiłeś wszystko, by zobaczyć mój uśmiech.
Byłeś moim opiekunem, ochroniarzem, czasem nawet trochę przeginałeś. Ale nie przeszkadzało mi to. Zwłaszcza, kiedy wracaliśmy do domu za rękę, razem przeskakując nad kałużami, wbiegaliśmy po schodach na górę, ty szedłeś coś przygotować w kuchni na kolację, a ja w tym czasie wybierałem film na wieczór.
Nasze spokojne, poukładane, trochę aż za piękne życie przewróciła do góry nogami choroba Isshiego, która zaprowadziła nasz zespół do końca istnienia, a jego na granicę życia i śmierci, którą przekroczył.
Załamałeś się. Tym razem to ja musiałem być twoim opiekunem. Ocierałem ci łzy z policzków, przytulałem, gdy tego potrzebowałeś, kupowałem ulubione słodycze, by poprawić ci humor.
Pewnego dnia wróciłem ze sklepu. Siedziałeś na kanapie i wpatrywałeś się w nasze wspólne, zespołowe zdjęcie. Od zawsze trzymałeś je na półce.
- Dziękuję, Hashi - powiedziałeś nagle, gdy wkładałem wafelki do koszyka na słodycze.
- Słucham?
- Dziękuję za to, że się mną zaopiekowałeś - wstałeś, podszedłeś do mnie i przytuliłeś mnie.
- Nie ma za co, przecież tak robią ukochane osoby, prawda? - uśmiechnąłem się lekko.
- Racja - pocałowałeś mnie w czubek głowy. - I za to cię kocham, Hashi.
- Za co?
- Za to, że jesteś - odparłeś, przytulając mnie jeszcze mocniej.
The end

poniedziałek, 24 października 2016

Formal

Zespół: ViViD&Alice Nine
Pairing: Shin&Shou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Pamiętam, że kiedyś miałam nawet odchył na ten ship i nazywałam go "pobocznym OTP". XD


Formalnie nazywasz mnie "Shou-san", a ja mówię do ciebie "Shin-kun". Uśmiechamy się do siebie na wspólnych wywiadach. Fani myślą, że po prostu się lubimy. Ty mnie podziwiasz, ja ci na to pozwalam. Ludziom dużo się wydaje. Najczęściej, że wiedzą o nas wszystko. Ha! Guzik prawda.
Otwierasz drzwi od klatki schodowej. Mija nas ta podróba wokalisty z Gazette. Rzucamy sobie mordercze spojrzenia, uśmiechamy się sztucznie, a ty śmiejesz się nawet, kiedy Ruki znika już za drzwiami. Od zawsze masz ubaw z naszej zimnej wojny.
Wchodzimy po schodach i zatrzymujemy się przy moim mieszkaniu.
 - Zostajemy tu, czy wchodzimy piętro wyżej do ciebie? - pytam, a ty ciągniesz mnie za rękę. Puszczam cię jednak.
 - Co? - patrzysz na mnie ze zdziwieniem.
 - Koty nakarmię - odpowiadam, otwieram drzwi, idę do kuchni i wsypuję karmę do misek. Po chwili wracam do ciebie. Zamykam mieszkanie na klucz i wchodzę za tobą na górę.
Kiedy zatrzaskują się za nami drzwi, znikają Shou-san i Shin-kun, pojawiają się Kazumasa i Akihide. Cała formalność ginie śmiercią tragiczną między jednym a drugim pocałunkiem.
I nawet nasze zespoły nie wiedzą wszystkiego. Nie wiedzą, że to ja jestem uke. Nie wiedzą, że nosisz mnie na rękach...
Formalnie nazywasz mnie "Shou-san", a ja mówię na ciebie "Shin-kun". Ale po pracy w zaciszu mieszkania któregoś z nas jesteśmy sobą i zamiast mówić "Podziwiam cię, Shou-san", szepczesz mi na ucho "Kocham cię, Kazuma".
The end

piątek, 21 października 2016

Flame

Zespół: Moran
Pairing: Sizna&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: To chyba nie Soan&Hitomi. To chyba sam Hitomi sprawia, że moja wyobraźnia działa trochę... Dziwnie. XD


Przyszedł do mnie jak zawsze. Stanął w drzwiach, uśmiechnął się i wszedł do pokoju mimo, że go nie zaprosiłem. Nie musiałem. Wiedział, że i tak mu na to pozwalam.
Złapałem go za ramiona i pocałowałem. Chwilę później leżeliśmy już na łóżku. Patrzyłem mu w oczy, te głębokie, smutne oczy, w których krył się zawsze ten sam diabeł.
Pochyliłem się nad nim. Znów się uśmiechnął i zaczął rozpinać guziki od mojej koszuli.
Płomień. Czy wiecie, co to oznacza, gdy płonie się żywym ogniem? Ja miałem takie wrażenie. Zawsze je mam. Zawsze, gdy jego palce przesuwają się po moim ciele, badając je, poznając każdy jego fragment, każdy skrawek skóry. Skóry, która jest rozpalona żywym ogniem.
Przyciągnąłem go do siebie i otuliłem nas kołdrą. Wiedziałem, że i tak ucieknie, gdy tylko zasnę. Zawsze tak było. Zawsze przychodził tylko po seks. Oddawał mi się i odchodził. A ja coraz bardziej się od niego uzależniałem. Coraz bardziej go kochałem...
- Sizna? - usłyszałem nagle jego głos.
Odezwał się. Nie było to proszenie o więcej, nie było krzykiem z rozkoszy. To był zwyczajny ton głosu, taki, którego używa, rozmawiając z każdym z nas na próbie.
- Tak? Coś się stało? - spytałem i poczułem, jak zadrżał.
- Mogę dzisiaj zostać? - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałem.
Zostać? On naprawdę chciał zostać? Próbowałem zrozumieć cokolwiek z tego pytania. Nie mogło do mnie dotrzeć, że on nie chciał uciec jak zawsze.
- Hitomi - nachyliłem się nad nim i czule cmoknąłem go w policzek. - Zawsze mogłeś zostać. Nawet wtedy, gdy przyszedłeś tutaj po raz pierwszy.
- Czyli ty...
- Kocham cię, tak - odgarnąłem mu włosy z twarzy. - Inaczej bym ci na tyle nie pozwolił.
The end

środa, 19 października 2016

Haze

Zespół: Kagrra,&Alice Nine
Pairing: Isshi&Shou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst, okruchy życia
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Czy ja mogę pamiętać o tym meme...? Bo mam wrażenie, że jak do grudnia to dodam, to będzie okej. XD

Las jest mglisty, ciemny i tajemniczy. Nie zmienia to jednak faktu, że do niego wchodzę.
Konary drzew wyginają się przedziwnie w różne strony. Chodzę we mgle i w zasadzie nie wiem, gdzie idę. Po prostu cię szukam. Muszę cię znaleźć. Muszę cię odszukać.
Zamykam oczy, delikatnie dotykając opuszkami palców pni. Czuję twój zapach, jesteś tutaj.
Lawiruję między drzewami. Krążę w kółko. Zgubiłem się, prawda?
Robi się coraz zimniej. W powietrzu wciąż unosi się zapach czekoladowych batoników i nikotyny, przytłumiony lekko twoją wodą kolońską.
Czemu nie mogę cię znaleźć? Dlaczego? Przecież jesteś tutaj, prawda? Prawda?!
Zaczynają boleć mnie nogi. Nie wiem, ile już tak chodzę. Godzinę, dwie, może więcej, może nawet dziewięć.
Upadam na kolana. Poddaję się. Nie ma cię tutaj. Łzy spływają po moich policzkach.
Nagle ktoś okrywa moje ramiona płaszczem. Podnoszę wzrok. Patrzysz na mnie, uśmiechając się lekko.
- Shino - szepczę, a ty odwracasz się i wchodzisz między drzewa. - Shino, zaczekaj!
Podbiegam do ciebie i chcę cię złapać, ale moje palce przenikają przez twoje ciało. Znikasz, a ja się budzę.
Tak, to był tylko sen. Tak naprawdę umarłeś i już nigdy cię nie zobaczę.
Tylko jedno we śnie było prawdziwe. Łzy. Moje oczy i policzki są bowiem mokre.
The end

czwartek, 13 października 2016

Snowflake

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Ivy
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, obyczaj
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Na dworze zimno, w fanfiku zimno, wszędzie zimno. Jak ten challenge skończę wrzucać do grudnia, to będzie dobrze. XD


Soan stał przy samochodzie i czekał, aż Ivy łaskawie zejdzie w końcu na dół. Pewnie znowu zagadał się z kimś na korytarzu i zanim jego roześmiana buzia pojawi się w drzwiach budynku wytwórni, to perkusistę czeka przemiana w bałwanka. Tak, tego dnia pogoda stwierdziła, że czas rozpocząć zimę i zaczął padać śnieg. Do Soana dopiero po chwili dotarło, że to, co spadło na jego dłoń, to śnieżynka. Perkusista westchnął ciężko i wszedł do samochodu. Śnieg sypał coraz intensywniej. Jak on nienawidził tej pory roku. Jak on nienawidził zimna. Pochodził z Okinawy, tam wiśnie kwitły już w styczniu i było zawsze ciepło.
W końcu, po paru minutach, zasypany białym puchem, rozpromieniony basista wtarabanił się do auta i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Pada śnieg. Zarąbiście, no nie? - uradował się Ivy.
Soan spojrzał na niego jak na kogoś, komu brakuje piątej klepki, a może i nawet wszystkich.
- Śnieg jest zimny. Nienawidzę zimna - oznajmił Soan, odpalając silnik i ruszając z parkingu.
- A w PV do "Snowing" jakoś potrafiłeś się turlać po śniegu.
- Założyłem się z Sizną. Do dzisiaj tego żałuję. Byłem chory chyba przez dwa tygodnie, ale przynajmniej dostałem dwie stówy i piwo - Soan uśmiechnął się lekko. - Co nie zmienia faktu, że jakbym ja miał tyle płatków śniegu we włosach, to chyba bym zwariował.
- Rozpuszczą się - Ivy machnął ręką.
- Z kim się znowu zagadałeś na korytarzu? - zapytał Soan, skręcając w prawo.
- Hi-san mnie zatrzymał - wyjaśnił Ivy. - Przekazał mi parę ciekawych informacji.
- Jakich? - zdziwił się Soan, zatrzymując samochód na parkingu.
- No wiesz, on cię zna od dwunastu lat. Trochę o tobie wie - Ivy otworzył drzwi od samochodu. Soan zrobił to samo. Śnieg sypał coraz mocniej. W ogóle mu się to nie podobało.
- Jeśli Hitomi powiedział cokolwiek o mnie, czego nie powinien, to osobiście go zabiję - stwierdził, docierając w końcu do upragnionego celu, czyli drzwi prowadzących na klatkę schodową. Ciepłą klatkę schodową.
- Zabiłbyś najlepszego przyjaciela? - zapytał Ivy, wchodząc za Soanem po schodach.
- Zależy, co takiego ci powiedział - odparł Tomofumi, wyciągając klucze z kieszeni. - Jako że zna mnie tak długo, wie o mnie praktycznie wszystko. Podejrzewam, że nawet moje byłe tyle nie wiedzą.
- Dokładnie - rozpromienił się Ivy, ściągając buty. - Podsunął mi też pewien pomysł.
- Jaki znowu pomysł? - westchnął Soan. Pomysły Hitomiego zazwyczaj zaczynały się od psów, a kończyły na pieczeniu ciastek, więc dobrych przeczuć nie miał.
- Żeby cię rozgrzać - odparł Ivy, przyciągając Soana do pocałunku.
Tomofumi przymknął oczy. W zasadzie sam miał ochotę to zaproponować. Popchnął delikatnie basistę na kanapę, usiadł na nim okrakiem i uśmiechnął się lubieżnie.
Tak, tym razem pomysłowość Hitomiego, zima i szalejąca na dworze śnieżyca na coś się przydały.
The end

wtorek, 11 października 2016

Restless

Zespół: THE KIDDIE
Pairing: Sorao&Jun
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, obyczaj
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czasem mam ochotę zacząć to shipować, bo mnie Yuudai irytuje.

Jun od zawsze lubił rozmawiać przez telefon. Kiedy do kogoś dzwonił, potrafił z nim przegadać kilka godzin. I dlatego irytowało go to, gdy ktoś nie odbierał. Zwłaszcza, że on ostatni raz nie odebrał telefonu kilka miesięcy temu, a jak już, to od razu oddzwaniał.
Leżał na łóżku. Złapał za komórkę i, wpatrując się w sufit, wybrał numer Sorao.
Nie odebrał.
Jun zmarszczył brwi. Sorao zawsze od niego odbierał. Wiedział, jak na to reaguje.
- Może jest zajęty? - mruknął Jun, naciskając zieloną słuchawkę raz jeszcze.
Znowu nie odebrał.
Jun przestał się uśmiechać. Dwa razy? Nie odebrał od niego dwa razy?
- Odbierz - Jun nacisnął zieloną słuchawkę po raz trzeci.
I znów spotkał go zawód.
Jun zaczął się coraz bardziej niecierpliwić. Gdy Sorao nie odebrał po raz kolejny, miał ochotę rzucić telefonem.
Jednak po ponownym usłyszeniu sekretarki nie był już zły. Coś mu podpowiadało, iż coś jest nie tak.
Jun wstał, założył buty i kurtkę, po czym pojechał do Sorao.
Zapukał. Sorao otworzył mu w ręczniku na głowie, piżamie i szlafroku.
- Hej, coś się stało? - zdziwił się, widząc gitarzystę w progu.
- Wszystko w porządku? Nie odbierałeś telefonu, zacząłem się martwić - wyjaśnił Jun. Sorao wybuchnął śmiechem.
- Jun, kochanie, kąpałem się. Jaki ty jesteś niecierpliwy - roztrzepał mu włosy. - Chodź, zaparzę herbaty. Melisy najlepiej na te twoje nerwy.
Jun stał jeszcze przez chwilę zdezorientowany, po czym westchnął i ruszył za nim do kuchni. Następnym razem będzie wiedział, że musi poczekać, zanim ponownie spróbuje się do Sorao dodzwonić.
The end

piątek, 7 października 2016

Accusation

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: kryminał
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: szaleństwo, przemoc fizyczna
Notka autorska: Mi się nie daje takich zagadnień do fanfików... XD


Porwał mnie. Nazywałem go Lalkarzem, bo robił ze mnie właśnie taką swoją Lalkę. Na początku zakładał mi perukę, dopóki włosy mi nie urosły. Miałem być najpiękniejszy. Miałem mieć bladą skórę i czarne, długie włosy. Miałem mieć zadbane, pomalowane paznokcie. Miałem biegać w sukienkach i lakierkach. Miałem być Lalką.
W zasadzie, dni były nawet przyjemne, pomijając ciągłe zamknięcie w domu i nakaz chodzenia w tych koronkowych ubraniach. Później przychodziła noc i nagle Lalkarz przypominał sobie, że jestem żywym człowiekiem. A żywi ludzie odczuwają ból. Lubił ból. I swój i mój.
Potem zawsze mnie mył. Miarowymi, delikatnymi ruchami, odmywał moją bladą skórę wodą. Lubiłem w zasadzie te kąpiele. Oznaczały bowiem początek dnia i zmazywały ten ból nocy. Pokazywały, że w jakimś stopniu Lalkarz był jednak opiekuńczy, mimo tego, że przed godziną robił ze mną w łóżku, co chciał.
Nie zmienia to faktu, że pragnąłem wolności. Chciałem wyjść z tego domu, ale wszystkie drzwi i okna były zabezpieczone kodem, który Lalkarz zmieniał codziennie. Nigdy nie udało mi się wpisać prawidłowego.
...zostaje oskarżony o uprowadzenie i maltretowanie fizyczne oraz psychiczne...
Tak, w końcu któryś z sąsiadów się zorientował, że istnieję i nie przebywam u Lalkarza z własnej woli. Trafiłem do szpitala na dosyć długi czas i wypuszczono mnie do domu. I wtedy zaopiekował się mną ktoś, kto mnie niby zawsze podziwiał. Dla kogo byłem kimś najważniejszym na świecie.
Patrzyłem, jak krew spływa po moim nadal bladym nadgarstku. Wtedy on podbiegł do mnie i złapał mnie za przegub dłoni.
- Co ty robisz? - warknął, patrząc jednak z fascynacją na krew barwiącą moją skórę. Coś się wtedy w nim przebudziło. Coś złego. Coś, co kazało mu mnie przykuć za nogę do łóżka w piwnicy i doprowadzić do tego, że on się stał Katem, a ja jego Ofiarą.
Uwielbiał widok mojej krwi. Uwielbiał widok moich łez. Uwielbiał moje błagania o śmierć. Wprost to kochał, ubóstwiał i nie mógł się bez tego obejść.
...zostaje oskarżony o maltretowanie fizyczne oraz psychiczne...
I znowu uratowany. Tym razem zorientował się o tym, że dzieje się źle, mój Przyjaciel. Wpadł do tej piwnicy, wyważając drzwi, przeciął łańcuch i wyniósł mnie w ramionach, co nie było proste, bo byłem ledwo żywy i prześlizgiwałem się mu przez ręce.
Teraz jestem spokojny. Lalkarz i Kat siedzą w więzieniu, a mój Przyjaciel właśnie zaparzył mi kawę i kupił czekoladowe ciastka. Od trzech lat na moim ciele nie pojawiła się żadna nowa blizna, a te stare się zagoiły. Jedynie przez te na psychice czasem płaczę po nocach. Ale tylko czasem.
- Ty nie będziesz jadł ciasteczek? - pytam, na co mój Przyjaciel lekko się dziwi.
- Wypowiedziałeś całe zdanie - mówi z przejęciem, po czym tuli mnie do siebie. - Udało ci się powiedzieć całe zdanie.
Uznaję to za pochwałę. Lubię, jak mnie chwali. Wiem wtedy, że jest ze mnie dumny. Wiem, że dzięki temu jest szczęśliwy. A kiedy on jest szczęśliwy, to ja też jestem. W końcu jest moim Przyjacielem, którego dotyk mnie nie boli.
The end

niedziela, 2 października 2016

Beginning

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Akiya, w tle Izumi&Shin
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Miało być wczoraj, prawda? Miało. Ale mam sklerozę, no bywa.
Oneshot challenge - czyli inaczej mówiąc, dostałam zagadnienia i na ich podstawie musiałam napisać 30 fanfików. Ale żeby nie było tak łatwo, trochę sobie to utrudniłam, stwierdzając, że będą to opowiadania z pairingami, o których zazwyczaj nie piszę. Zajęło mi to... Dużo czasu, nieważne, ile, ale no. Mam nadzieję, że będzie się podobało. ^^

Początki zawsze są trudne, prawda, Isshi? Nasz też nie należał do najłatwiejszych. Musieliśmy się przyzwyczaić do tego, że ten drugi również chodzi po domu, zajmuje łazienkę, wyjmuje jedzenie z lodówki i śpi obok w łóżku.
Zawsze wkurzało mnie, że tyle palisz. Wiele razy wyjmowałem ci papierosa z ust, rzucałem na podłogę i przydeptywałem, mówiąc przy tym, że masz tego nie robić. Śmiałeś się wtedy, jakby to było coś, co można bagatelizować. Ale z dnia na dzień paliłeś coraz mniej, aż w końcu wypalałeś chyba tylko trzy papierosy dziennie. Udało mi się chociaż po części osiągnąć mój cel.
Lubiłem bawić się twoimi włosami, gdy rozsypywały się na poduszce. Patrzyłeś wtedy na mnie wzrokiem mówiącym, że jesteś zdegustowany moją infantylnością. Później jednak całowałeś mnie namiętnie i sprawiałeś, że zapominałem o całym świecie.
Za każdym razem, jak siedzę na parapecie i wpatruję się w świat za oknem, przypominam sobie, że ty często tu przesiadywałeś. W jakiś sposób czuję twoją obecność, kiedy dotykam zimnej szyby. Zamykam oczy i przypominam sobie tamten lipcowy dzień. Deszcz uderza rytmicznie w parapet, a ja zastanawiam się, co by było, gdybyś nadal żył. Gdyby śmierć mi cię nie zabrała.
Dzwoni telefon. No tak, Shin. Odbieram, choć nie mam na to ochoty.
- Tak, słucham?
- Cześć, Akiya. Tak pomyślałem, że może chciałbyś się przejść na miasto. Za długo siedzisz w domu, zaczynamy się z Izumidą i Nao trochę martwić - mówi Shin zatroskanym głosem.
- Przecież pada - odpieram, patrząc na krople spływające po szybie. W słuchawce przez chwilę jest cisza.
- Nie pada, Aki - głos Shina jest dziwnie pusty. - Świeci słońce i jest dwadzieścia stopni w cieniu.
Mrugam. Patrzę przez okno i staram się skupić na tym, co powiedział mój przyjaciel. Deszcz jeszcze się wzmógł, czarne chmury wiszą nad miastem. Pewnie zaraz rozpęta się burza.
- Pada - mówię stanowczo.
- Weź z nim porozmawiaj, Izumida, ja już nie mam siły - słyszę oddalający się głos Shina i dzwonienie jego zawieszek do telefonu.
- Hej, Akiya - Izumi przejmuje pałeczkę. - Chodź na miasto. Nao mówił, że znalazł taką fajną knajpkę. Co prawda Hashidani twierdzi, że jest tam za dużo ludzi...
- Bo jest - Shin odzywa się w tle.
- ...ale myślę, że może być fajnie.
- Pada. Wyjdziemy, jak się rozpogodzi - uśmiecham się nieznacznie, w zasadzie nie wiem, po co.
Rozłączam się. Deszcz nadal bębni w parapet, miałem rację, rozszalała się burza i trzaskają pioruny. Ocieram wierzchem dłoni niepotrzebne łzy z policzka. Może gdybyś tutaj był, zauważyłbym, że naprawdę jest piękna, słoneczna pogoda, idealna do spacerowania i wychodzenia na miasto z przyjaciółmi...
The end

piątek, 30 września 2016

White Wine

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, romans
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne?
Notka autorska: Napisałam tego fika... Dawno. Ale jakoś nie chciało mi się go wrzucać. A i w ogóle od jutra zaczynam challenge z fanfikami, jeszcze będę o tym pisała. To tyle, miłego czytania. ^^


Chobi przeciągnął się leniwie i skierował swoje kroki do łóżka. Zastanawiał się, gdzie tak właściwie jest Chisa. Znaczy, Sachi wyszedł gdzieś z Hikaru i Saną, ale czemu mimo tak późnej pory nie wracał?
Usiadł na łóżku i już chciał zadzwonić do ukochanego, gdy usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Wstał i podszedł do drzwi, które uchyliły się powoli.
Chisa oparł się o framugę, lekko zamglonym wzrokiem patrząc na Chobiego. Jak nic był pijany. I to nawet całkiem poważnie.
- Aż tak dużo nie wypił, spokojnie - oznajmił Sana, chyba widząc minę Chobiego. Perkusista trzymał kompletnie ululanego Hikaru za ramię. - Pójdę go odstawić Yuiemu. Aczkolwiek muszę zmyć się w miarę szybko, zanim nasz wokalista stwierdzi, że pierwsza w nocy to dobra pora na awanturę.
Sana uśmiechnął się lekko i zszedł ze schodów, prawie że ciągnąc Hikaru za sobą. Saito chyba mało co w ogóle kontaktował i można by mu teraz nawet wmówić, że jest pół-demonem i ma ze swoim uke córkę, bo jakiś mag namieszał w biologii i mężczyźni mogą rodzić, więc posłusznie szedł za Saną.
Chobi westchnął przeciągle i wciągnął Chisę do mieszkania. Wokalista nawet dosyć normalnie stawiał kroki, więc chyba rzeczywiście nie było tak źle.
- Hiroki - zaczął Sachi, kiedy ten posadził go na łóżku i ściągnął mu buty. - Rozbierzesz mnie?
- No chyba nie chcesz spać w dżinsach? - Chobi jednym ruchem ściągnął Chisie spodnie i odrzucił je na krzesło.
- Nie. Wtedy jest niewygodnie i guzik się wbija - odparł Chisa, gdy Chobi pozbawił go koszuli. - Ej, Hiroki?
- Tak, Sachi?
- Tak pomyślałem...
- O czy... - Chobi nie dokończył, bo Chisa złapał go za piżamę i przewrócił na łóżko, po czym zawisł nad nim jak kat nad dobrą duszą. - Sachi?
- W sumie ja już jestem prawie nagi - drobne palce Chisy po kolei odpięły wszystkie guziki. Nachylił się nad Chobim, uśmiechając się zalotnie, po czym go pocałował.
Usta wokalisty smakowały winem.
Chyba białym.
Sachi zawsze robił się bardziej śmiały po alkoholu. Chociaż Hiroki wcale nie musiał się przecież zgadzać na bycie tymczasowym uke. Ale chciał czasem dać Chisie porządzić.
W zasadzie jak na seme, to Chobi wcale a wcale nie jest asertywny...
The end

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Necessary Evil

Zespół: DIV
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: melancholia
Notka autorska: Nie chciałam pisać więcej z tym shipem, bo ostatnio mam jakiś odchył, ale przywalili tą informacją o rozpadzie i no... Jakoś tak wyszło.


To nigdy nie jest proste. Podjęcie takiej decyzji tylko wydaje się banalne. Ale to jedynie złudzenie. Zwłaszcza, gdy pracuje się z ludźmi, których się kocha.
Satoshi i Shougo są dla mnie jak bracia. Ale kiedy z tym pierwszym co chwilę się sprzeczam, to co poradzę? Nie umiem cały czas chodzić zdenerwowany. Nie chcę stracić przyjaciela.
Ale niestety przez to muszę zniszczyć DIV. Przez to musieliśmy dzisiaj ogłosić rozpad. Cóż, bywa. Taka kolej rzeczy w tym zawodzie.
I w zasadzie przeżyłbym wszystko. Lina, Kohaku i innych kolegów z branży, którzy nie mogli uwierzyć w to, co zrobiliśmy. Fanki, które zasypują nas pytaniami i mailami pełnymi rozpaczy. Satoshiego i Shougo, którzy chodzą przybici jak nigdy. Ale wiesz, jednego jakoś nie mogę przetrawić.
Nie mogę sobie wybaczyć tego, że siedzisz na parapecie z głową opartą o szybę i przymkniętymi powiekami, pod którymi szklą się łzy. Nawet nie trzymasz kubka w dłoniach, na wszystkich bogów japońskich!
- Sachi? - podchodzę do ciebie spokojnie. Słyszę twój urywany oddech. Starasz się nie płakać. Bardzo się starasz. - Sachi...
Zatrzymujesz moją dłoń, którą chcę położyć na twoim ramieniu. Nie jest dobrze...
- Przepraszam - mówię cicho. - Nie chciałem tego. Chciałem odejść. To wy podjęliście...
- Bez was to nie to samo - stwierdzasz, machinalnie zaciskając palce na mojej dłoni. Sam już nie wiesz, co robić. Czy pozwolić mi się dotknąć, czy nie. - Zrobiliśmy to razem, Hiroki. Zabiliśmy DIV. Zabiliśmy nasz zespół.
- Sachi...
- Przestań powtarzać moje imię! - puszczasz mnie i prawie spadasz z parapetu. - W zasadzie to ja zabiłem. Razem z Shougo. Ale bez was to nie ma sensu. Nic nie ma sensu!
- Nie krzycz - mówię spokojnie. - Proszę.
- Bo ja już nie wiem, Hiroki - spuszczasz luźno nogi i wpatrujesz się w swoje stopy. - Boję się. Wszystko, co pokocham, prędzej czy później... Znika. NEXX też miało istnieć wiecznie. A w tym roku mija chyba pięć lat od rozpadu.
- Ale czego ty się boisz? Wiesz, w ilu ja zespołach już byłem? Chwila - łapię cię za ramiona. - Czy ty myślisz, że jeśli Chobi i Chisa się rozstaną, to Hiroki i Sachi kiedyś też?
Nie odpowiadasz. Nie musisz. Wiem swoje. Poza tym, to milczenie jest najlepszą definicją twoich uczuć.
Wzdycham ciężko i przytulam cię mocno. Głupi jesteś, wiesz? Ale tego nie powiem na głos.
- Sachi, ja kocham ciebie, nie Chisę. Nie bój się, nigdzie się nie wybieram - wczepiam palce w twoje włosy i przymykam oczy.
- Zostaniesz? - pytasz, a twój oddech owiewa mi ramię.
- Tak.
- Na zawsze?
- Nie popadajmy w przesadę - śmieję się pod nosem. - To nie głupie opowiadanie zdołowanej naszym rozpadem fanki.
- Co najwyżej na ciebie złej.
- Sachi!
Chyba cię uspokoiłem. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Ale śmiejesz się. Więc jest dobrze.
Musi być.
W końcu po złych rzeczach zawsze przychodzą te dobre, prawda?
The end

wtorek, 2 sierpnia 2016

Insomnia

Zespół: DIV
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Bo Chisa naprawdę był w szpitalu. I naprawdę jadł cytrynowe rogaliki następnego dnia rano... XD

Tej nocy nie mogłem spać. W zasadzie nie wiem, dlaczego. Po prostu leżałem, patrząc w sufit przez bardzo długi czas, aż w końcu się poddałem.
Wstałem, poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie herbatę. Zaniosłem kubek do salonu i usiadłem na kanapie. Wziąłem pilota do ręki. Ciekawe, czy o tej godzinie w telewizji leci coś prócz porno?
Natrafiłem na powtórkę serialu, który kiedyś dawno temu oglądałem z babcią. Już zapomniałem, jaka główna bohaterka była brzydka. I wiecznie w ciąży...
 - Nie, Marie, nie dostaniesz od niego alimentów, bo w następnym odcinku zginie w wypadku samochodowym - mruknąłem, patrząc na protagonistkę machającą bezradnie rękami, bo facet ją zostawił. Ach, te opery mydlane. Mają pokazywać zwyczajne życie, ale mam wrażenie, że jakbym nawet ja był bohaterem jakiegoś serialu, to przedstawiałby on bardziej realne sytuacje.
Upiłem łyk herbaty i wpatrzyłem się w płaczącą Marie, która tuliła się do tej tam... Esmeraldy? Chyba tak jej było. Aczkolwiek mój mózg stwierdził, że nie po to kończył szkołę, by zapamiętywać jeszcze więcej szczegółów tego serialu i wyłączył zasilanie. W skrócie - zasnąłem.
Obudziłem się dosyć gwałtownie, gdy czyjeś palce zacisnęły się na moim ramieniu. Spojrzałem w twoje przerażone oczy i przebudziłem się zupełnie.
 - Sachi, co się dzieje? - spytałem zmartwiony, a ty zakasłałeś i oparłeś się o mnie.
 - Nie mogę przestać kaszleć - wyszeptałeś. Brakowało ci oddechu. - Hiroki...
 - Cicho, nie mów nic, bo pogorszysz sytuację - stwierdziłem, biorąc telefon ze stolika i wybierając numer. Po trzecim sygnale Shougo odebrał.
 - Chobi, jest trzecia w nocy, czy ty nie masz sumienia?
 - Przyjedź, jest źle - rzuciłem tylko. Chyba oprzytomniał, słysząc mój poważny ton.
 - Daj mi kwadrans - powiedział i rozłączył się.
Nie wiedziałem, czy mamy kwadrans. Ale czy zadzwoniłbym do Shougo, po taksówkę czy karetkę, to i tak zajęłoby to wszystkim mniej więcej tyle samo.
Opatuliłem cię kocem i zniosłem na dół. Trząsłeś się od kaszlu. Już nic nie mówiłeś. Nie dlatego, że ci tak kazałem. Nie mogłeś.
Shougo był w niedbale założonej koszulce i dresach. Ja sam w kraciastej piżamie nie prezentowałem się lepiej. Ale nie mieliśmy czasu.
Może gdybym nie został wyrwany ze snu, bardziej bym spanikował, nie zachował zimnej krwi... Teraz po prostu podałem cię pielęgniarkom, opadłem na krzesło w poczekalni i czekałem.
 - W porządku? - usłyszałem głos Shougo. Podniosłem wzrok. Gitarzysta stał przy ścianie, o którą opierał się ramieniem.
 - Nic nie jest w porządku, ale dzięki, że pytasz - odpowiedziałem. - Mogę zabić tego, kto stworzył astmę?
 - Nie wiem, czemu pierwsza na myśl przyszła mi Pandora, ale ona już nie żyje - odparł Shougo. - Ale zdajesz sobie sprawę, że będzie dobrze?
 - Pierwszy raz go widzę w takim stanie. Mam dosyć takich pierwszych razów - westchnąłem ciężko. - Ponad dwa lata, dasz wiarę?
 - Dam - Shougo roztrzepał mi włosy. - I założę się, że będą kolejne.
Uśmiechnąłem się i przymknąłem oczy. Czy jeśli zasnąłem w szpitalnej poczekalni, to dostanę odznakę ciapy stulecia?
Ale teraz jest już ranek. Nic ci nie jest, siedzisz po przeciwległej stronie stołu i jesz cytrynowe rogaliki.
I wszystko jest dobrze.
Dopóki twoja astma znowu nie da się nam we znaki.
The end

wtorek, 19 lipca 2016

Cold Water

Zespół: DIV
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: lekko erotyczne?
Notka autorska: Natchnął mnie do tego jeden post na Tumblrze, gdzie jakaś fanka Daivu stwierdziła na pytanie "Wyobraź sobie swojego ulubieńca śpiewającego pod prysznicem.", że i tak będzie śpiewać fenomenalnie. Chyba mam odchył na ten ship. *patrzy na jeszcze dwa fiki z nimi w kolejce* Także tego... Miłego czytania? XD


Czasem każdemu potrzebny jest zimny prysznic. Tak po prostu, by ochłonąć. Po ciężkiej pracy, po upalnym dniu, po koncercie, po kłótni...
Chociaż "kłótnia" to może zbyt dużo powiedziane, raczej zwyczajna sprzeczka. Taka burzliwa dyskusja, którą przeprowadzają pary, kiedy się w czymś nie zgadzają.
Zawahał się, zatrzymując dłoń nad kurkiem z ciepłą wodą. Serce biło mu jak oszalałe, a w głowie lekko się kręciło. Może jednak to nie była sprzeczka, może to naprawdę była kłótnia?
Zganił siebie w myślach, ile on ma lat? Piętnaście? Przejmuje się jak jakaś małolata przy pierwszym poważniejszym konflikcie z chłopakiem. A poszło im zapewne o to, czy ma ubrać żółtą sukienkę czy niebieską, przy czym zniecierpliwiony smarkacz chlapnął, że ta pierwsza ją pogrubia. No i się zaczęło!
Od czego rozpoczęła się ich kłótnia, sam nie wiedział. Oparł się plecami o wręcz lodowate kafelki i spojrzał w sufit. Zwykły, szary sufit, który kiedyś był biały. Mogliby zrobić remont. Ale właściciel hotelu pewnie woli zaspokajać pokojówki, niż zająć się czymś takim jak odmalowanie sufitu. Kto by się tym przejmował?
Odkręcił zimną wodę. Doszedł do wniosku, że ciepła nic nie zdziała. Cienkie strumyczki spłynęły po jego włosach i ramionach, przez całe ciało, aż do stóp.
Zamknął oczy, nucąc pod nosem "Story". Nawet nie zauważył, kiedy zaczął śpiewać.
Stał tak dobrą chwilę, dopóki z jego świata nie wyrwał go dźwięk czegoś metalowego uderzającego o podłogę.
Otworzył oczy akurat w momencie, kiedy został przyparty do kafelków. Pewnie by krzyknął, gdyby Chobi nie zasłonił mu ust dłonią.
- Obudzisz Satoshiego i Shougo. Znowu będą się nabijać - powiedział cicho. - Ładny występ, Sachi.
Chisa zmarszczył brwi i delikatnie zdjął dłoń Chobiego ze swoich ust.
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz nie wchodzić mi do łazienki?
- Nie wiem. Wiem jednak, że jest ci głupio - odparł basista. - I źle. I masz wyrzuty sumienia.
- Skąd?
- Zimna woda. Zawsze tak robisz - Chobi uśmiechnął się lekko, obejmując Chisę ramieniem w pasie. - Przepraszam.
Sachi zamrugał. Kto tu kogo powinien przeprosić? A poza tym... Ciało Chobiego było ciepłe, a dla schłodzonego zimnym prysznicem wokalisty, wręcz gorące.
- Nic się nie stało. Też przepraszam - szepnął Chisa. - Hiroki?
- Tak?
- Ja się chciałem umyć...
- Później.
- Ale... - Chisa nie dokończył, bo tym razem Chobi zamknął mu usta pocałunkiem.
I koniec końców, Shougo i tak się obudził. Wstał i poszedł do pokoju Satoshiego, bo co jak co, ale fanem słuchowisk porno nigdy nie był.
The end

niedziela, 10 lipca 2016

Kigurumi

Zespół: heidi.
Pairing: Yoshihiko&Kiri
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: To również miało być do meme. W sumie nie spodziewałam się, że kiedyś z tym pairingiem znowu coś napiszę. XD



Yoshihiko leżał na łóżku i czytał książkę, gdy poczuł, że zrobiło się chłodno. Wstał i sprawdził kaloryfery. Co prawda grzały, ale w jego mniemaniu trochę za słabo.
Wokalista potarł dłonie, wrócił na łóżko i przykrył się kocem.
- Hej, Yoshi - do pokoju zajrzał Kiri, który właśnie wrócił ze sklepu. - Dalej jest tak zimno, że siedzisz pod kocem?
- Tak - mruknął Yoshihiko. - Ja już nie wiem, ile razy mam do nich dzwonić, żeby naprawili to ogrzewanie.
Kiri westchnął.
- Zawsze możemy przenieść się do ciebie.
- Ale u mnie w bloku nie można trzymać zwierząt - zauważył Yoshihiko.
- Kurczę. Ale nie martw się! - Kiri klasnął w dłonie. - Kupiłem coś, co nam się przyda.
Kiri wyszedł na chwilę i wrócił z siatką. Wyjął z niej coś i podał Yoshihiko. Gdy wokalista to rozpakował, jego oczom ukazało się... kigurumi.
- Kiri-chan, co to jest? - spytał Yoshihiko z powątpiewaniem.
- Kigurumi owieczki - odparł Kiri i wyciągnął z reklamówki drugie. - Sobie wziąłem krówkę. Urocze, prawda?
- Mamy w tym chodzić? Nie jesteśmy za starzy? - Yoshihiko zmarszczył brwi.
- Nie. A poza tym, będzie nam ciepło - Kiri uśmiechnął się promiennie. - Dajesz, Yoshi, załóż je.
- Niech ci będzie - Yoshihiko westchnął zrezygnowany.
Gdy już się przebrali, Yoshihiko poszedł zaparzyć herbatę. Wrócił po chwili i podał Kiriemu pomarańczowy kubek, sam siadając obok.
- Uroczo wyglądasz - powiedział, naciągając Kiriemu kaptur na głowę.
- Ty też - Kiri zachichotał i wtulił się w Yoshiego. - Od dzisiaj będziesz moją owieczką.
Yoshihiko pacnął się ręką w czoło.
- Oj Kiri, Kiri. Jesteś niepoprawny. Ale za to cię kocham - Yoshihiko pochylił się i pocałował Kiriego w usta.
Kochał go takim, jaki był, nawet jeśli czasem zachowywał się trochę dziecinnie. I nic tego nie zmieni.
The end

poniedziałek, 4 lipca 2016

Behind a window

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Kolejny fik, który miał być do challenge'a, ale nie jest. Dobrze mi się pisze z tym shipem fanfiki, tak szczerze.


Kiedyś, kiedy byłem smutny, bądź po prostu miałem zły dzień, szedłem do kuchni, zaparzałem herbatę, wracałem do pokoju i siadałem na parapecie. Otulałem się szczelnie kołdrą ściągniętą z łóżka i trzymając kubek w dłoniach, patrzyłem przez okno na świat.
Zauważyłem wtedy ciekawą rzecz. Większość par, które idąc, obejmowały się bądź trzymały za ręce, uśmiechały się. Tak jakby ta bliska obecność drugiej osoby sprawiała, że czuły się szczęśliwe.
Czasem odwracałem się i patrzyłem na łóżko, na którym spała któraś z kolei z moich dziewczyn. Jedne kochałem, innych nie. Najczęściej jednak łóżko było puste i zimne. Jeszcze rzadziej wstawałem z parapetu i po prostu przytulałem się do mojej ukochanej. Często jednak nie uzyskiwałem żadnej reakcji. W końcu przestałem tak robić nawet wtedy, gdy rzeczywiście coś do tej kobiety czułem. Zrozumiałem, że tylko kołdra chce mnie otulić. Tylko kołdra jest ciepła. Te kobiety były zimne. Wręcz lodowate. Pozbawione uczuć. One widziały we mnie Chisę, nie Sachiego. One pragnęły Chisy. Sachi był im niepotrzebny.
I znów siedzę na parapecie, wpatrzony w ponury świat za oknem. Pada deszcz, a wena wcale nie chce mnie dziś odwiedzić. Wystukuję na kubku rytm "Rainy, rainy smiles". Ale mi nie jest wcale do śmiechu.
- Brak pomysłów? - słyszę za sobą, po czym czuję, jak przytulasz mnie do siebie. - Przyjdą kiedyś, zobaczysz.
Uśmiecham się i przymykam oczy. Jesteś cieplejszy od kołdry i herbaty, która już prawie wystygła. I potrzebujesz mnie, a nie gwiazdy rocka. Sachiego Kurihary, nie Chisy - wokalisty.
The end

niedziela, 26 czerwca 2016

Spring Alley

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Miałam robić challenge z OTP, ale doszłam do wniosku, że wielu sytuacji nie potrafię opisać, bo są zbyt... Erotyczne? Ale niektóre z pomysłów na fanfiki podłapałam i tak oto macie przed sobą to opowiadanie. Miłego czytania. :)

Czasem, gdy idę przez miasto, widzę trzymające się za ręce pary, posyłające sobie buziaczki i słodkie uśmiechy. Zastanawiam się wtedy, jak ich może nie mdlić od tej słodyczy.
Wzdycham więc tylko i wciąż z rękami w kieszeniach przemierzam ulice Tokyo, mając za cel wybrany nasz dom.
A ty idziesz obok mnie, zamyślony jak zwykle, z głową w chmurach. Nad czym tak uporczywie myślisz? Tego nigdy nie wiem.
- Hiroki - słyszę nagle, więc odwracam się w twoją stronę. - Złap mnie.
- Złapać? - dziwię się lekko, patrząc na ciebie pytająco. - W jakim sensie?
Mam wrażenie, że jesteś trochę speszony. Jakby ta prośba wymagała od ciebie wewnętrznej walki samego ze sobą, bo nie wiesz, czy jest możliwa do zrealizowania.
Przebierasz nerwowo palcami i patrzysz na mnie wyczekująco.
- Po prostu pomyślałem... Dobra, nieważne - wzdychasz ciężko i znowu odpływasz myślami. A ja zastanawiam się, o co w zasadzie ci chodziło.
Idziemy dalej, aż docieramy do parku. Kwiaty wiśni fruwając na wietrze, wczepiają się we włosy przechodniów, jak gdyby chciały ich złapać. Zatrzymać w tym parku przy sobie. Żeby zostali na zawsze.
Nagle dociera do mnie, o co ci chodziło. I zdaję sobie sprawę, że sam jestem takim płatkiem wiśni, który chce zatrzymać kogoś przy sobie do końca życia.
Drżysz lekko ze zdziwienia, kiedy moja ciepła dłoń łapie twoją. Zaciskasz na niej delikatnie swoje chłodne palce. Patrzysz na mnie, uśmiechasz się czule i nawet przez chwilę się śmiejesz. Pewnie dlatego, że znasz moje podejście do przesłodzonych par mijanych przez nas na ulicach. Ale wiesz? Od wewnątrz wygląda to zupełnie inaczej.
Zaczynasz biec, nie wiem dokładnie, gdzie. Ale gdziekolwiek mnie nie poprowadzisz, ja pójdę za tobą. Nawet na koniec świata.
The end

niedziela, 12 czerwca 2016

Kirei Yume

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 18+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: sceny erotyczne
Notka autorska: Ja chyba powinnam stworzyć taką serię "Erotyki z SoaHito" czy coś. XD


Odkąd cię znam, zastanawiam się, skąd masz tyle siły. Zwłaszcza, kiedy po raz kolejny niesiesz mnie na rękach do sypialni i kładziesz mnie na łóżku.
Twoje usta są miękkie i nieco mokre, smakują truskawkową gumą do żucia i nikotyną. Jak zawsze.
Ubrania jak zwykle lądują na podłodze. Pozbierasz je rano, złożysz w kostkę i pójdziesz zanieść je do łazienki. A ja obudzę się, czując nieprzyjemny chłód spowodowany brakiem ciebie obok mnie.
Ale na razie twoje palce wędrują po moim ciele, co przyprawia mnie o dreszcze i przyjemne uczucie gorąca. Za przyjemne. Chcę cię trochę przystopować, ale łapiesz mnie za rękę i zaciskasz palce na moim nadgarstku. Podobają ci się moje reakcje. Nie przerwiesz tej czynności. Nie ma po co z tobą dyskutować.
Czy można porównać pocałunki do sypiących się płatków kwiatów? Jeśli tak, to w takim razie są to ogniste kwiaty, które opadają na całe moje ciało. Od ramion, aż po wewnętrzną stronę ud.
I znów to wszystko doprowadza mnie do szaleństwa. I znów mój świat wiruje, a w głowie słyszę tylko twój szept. I znów moje palce zaciskają się kurczowo na białym prześcieradle.
Patrzysz prosto w moje zamglone oczy i odgarniasz mi włosy z twarzy. Przytulasz mnie, delikatnie głaszcząc po głowie i całujesz mnie w policzek. Mógłbym tak trwać wiecznie, wtulony w twoje gorące ciało, zatopiony we własnych myślach i z kompletnym mętlikiem w głowie. Bez zmartwień, bez obowiązków, bez poczucia czasu.
I może tego nie wiesz, ale lubię patrzeć, jak śpisz. Wyglądasz wtedy tak niewinnie. Twoje włosy rozsypują się na poduszce, nikły uśmiech błądzi po twojej twarzy, oddychasz spokojnie i miarowo. I właśnie wtedy do mnie dociera, jaki jesteś piękny. Nie na scenie, nie w idealnie dopracowanym stroju, nie w pełnym makijażu, nie w jakiejś wymyślnej fryzurze. Tylko tutaj, przykryty jedynie kołdrą, bez ani grama cienia do powiek, z kilkoma mokrymi kosmykami przyklejonymi do twarzy.
Uśmiecham się czule i przytulam się do ciebie, kładąc głowę na twojej klatce piersiowej. Przebudzasz się lekko, obejmujesz mnie ramieniem i śpisz dalej. Twój oddech muska delikatnie moje włosy i przypomina mi o tym, że żyjesz. Czasem mam wrażenie, że tylko dla mnie. A ja zapadam w sen, choć piękny, wcale nie jest piękniejszy od rzeczywistości.
The end

poniedziałek, 23 maja 2016

Like a cat

Zespół: Kalafina
Pairing: Wakana&Keiko
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Mój pierwszy yuri fanfik. O matko, yuri. XD
Ogólnie z yuri po prostu wolę oglądać, niż czytać/pisać. Z yaoi mam na odwrót. Ale no. Enjoy!

Wakana siedziała na kanapie i piła herbatę. Wzrok miała utkwiony w Keiko krzątającej się po garderobie. Obserwowała ją już dłuższą chwilę. Zapisała w swojej pamięci długie, brązowe włosy, czarne oczy, kształtne piersi, lolicią sukienkę w ciemnych barwach, podkreślającą jej szczupłą talię i kończącą się w połowie jej zgrabnych nóg.
Keiko była piękna i Wakana dobrze to wiedziała od dawna, jak i także od dłuższego czasu czuła do swojej przyjaciółki chyba coś więcej.
Westchnęła cicho, odstawiając filiżankę na spodeczek. Czy ta jej obserwacja miała w ogóle jakiś sens?
- Waka-chan, wróć na Ziemię! - zawołała Hikaru, opierając się o poręcz fotela, który stał naprzeciwko Wakany. - Coś się stało?
- Nie, tylko się zamyśliłam - Wakana pokręciła głową.
- To dobrze - Hikaru pogłaskała ją po głowie. Wakana zachichotała i zerknęła okiem na Keiko.
Keiko nie wyglądała na zadowoloną. Zmarszczyła lekko brwi i przygryzła dolną wargę. Jednak gdy zauważyła, że Wakana na nią patrzy, zreflektowała się i uśmiechnęła, choć trochę nieszczerze.
- Wychodzę na chwilę, dziewczęta - oznajmiła, opuszczając garderobę. Hikaru popatrzyła ze zdziwieniem na Wakanę.
- Wiesz, gdzie poszła?
- Nie mam pojęcia - odparła Wakana. - Keiko jest jak kot - chodzi swoimi drogami, które zna tylko ona.
- Idź za nią - stwierdziła Hikaru. - Jak pójdziesz, może da ci mapę.
Do Wakany dotarło w tym momencie, że agentka specjalna byłaby z niej kiepska, jeśli aż tak po niej widać, że się zakochała.
- Dzięki, Hika-chan - Wakana wstała i wyszła z garderoby.
- Powodzenia! - usłyszała jeszcze za sobą.
Keiko stała przy barierce na balkonie widowni. Obserwowała scenę, na której za kilka godzin miały wystąpić.
- Hej - rzuciła krótko Wakana, przyłączając się do niej.
- Cześć - odpowiedziała Keiko.
Stały tak przez chwilę, a wokół panowała nieznośna i lekko niezręczna cisza.
- Wakana?
- Tak?
- Czy między tobą... - Keiko przerwała, jakby rezygnując ze swoich planów spytania o coś w ostatniej chwili.
- ...i Hikaru coś jest? Nie - Wakana dokończyła jej pytanie i na nie odpowiedziała. - Dlaczego pytasz?
- Nie wiem - Keiko oparła głowę na dłoni. - A chciałabyś, by coś było?
- Nie - znów zaprzeczyła Wakana. - Ona też nie, patrząc na to, że wysłała mnie na misję.
- W sensie? - zaciekawiła się Keiko.
- Mam odnaleźć pewną mapę, podążając za brązową kotką.
- Jaką mapę? - zdziwiła się Keiko, gdy Wakana odwróciła jej twarz do siebie.
- Do jej serca - Wakana pochyliła się i pocałowała ją w usta. Keiko stała przez moment zdezorientowana, ale w końcu oddała pocałunek.
Odsunęły się od siebie po chwili, a Keiko skrzyżowała dwa palce.
- Mam czerwone paznokcie, więc pasuje - Keiko uśmiechnęła się promiennie.
- Ale co? - Wakana jej nie rozumiała.
- Znak X. Dotarłaś do celu! - zawołała Keiko.
Tak, Keiko była jak kot - nie tylko chodziła własnymi drogami, ale też wszystko po swojemu robiła.
The end

niedziela, 22 maja 2016

Surprise

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Natchnęły mnie do tego dwie rzeczy - post na jednym forum i fakt, że Soan bez zapowiedzi wpadł na koncert urodzinowy Hitomiego. Napisałam to jakiś czas temu, ale wrodzona skleroza sprawiła, że dodaję to dopiero teraz.


Zwykły urodzinowy koncert. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Hitomi biegał po garderobie w poszukiwaniu swojej marynarki, słysząc zza ściany głos Ivy'ego, który rozmawiał przez telefon z Vivim.
To było takie dziwne. Rok temu przecież jeszcze świętowali jego urodziny całą piątką. Sizna się wtedy upił tak bardzo, że Soan i Ivy musieli go holować do hotelu, a Vivi cały czas chichotał, trzymając się kurczowo ramienia Hitomiego, by się nie przewrócić. I kiedy wszyscy już bezpiecznie i spokojnie leżeli w swoich łóżkach, drzwi od pokoju wokalisty zaskrzypiały cicho. Hitomi uchylił powieki i zobaczył Soana w mokrych włosach, który właśnie przekręcał klucz w zamku. I już wiedział, że prędko tej nocy nie zaśnie.
Ale teraz Morana już nie ma. I Soana też od kilku tygodni nie ma. Udają, że wszystko jest w porządku. Przed fanami. Ale nie jest.
Hitomi zarzucił na siebie marynarkę i usłyszał otwierające się drzwi. Nie odwrócił się, jakoś zupełnie go nie interesowało, kto z jego kolegów zaproszonych na występ tutaj wszedł.
Może Lay, może Kaname, może Ivy... A może jeszcze ktoś inny.
Drzwi zamknęły się cicho. Hitomi słyszał po krokach, że osoba stawiająca je to na pewno mężczyzna, ale zanim zdążył się odwrócić, poczuł dłonie na oczach.
Serce na chwilę mu stanęło. Poczuł bardzo znajomy zapach nikotyny i truskawkowej gumy do żucia. Tylko co on tutaj robi?
- Tomofumi? - Hitomi złapał Soana za ręce i odwrócił się. Perkusista jak zwykle uśmiechał się lekko.
- Postanowiłem zrobić ci niespodziankę - oznajmił.
- Ale przecież... - Hitomi opadł ciężko na kanapę. Po ostatniej kłótni nie spodziewał się w ogóle, że jeszcze Soana zobaczy.
Soan westchnął. Chyba zrozumiał, o czym Hitomi myśli. Czasem wokalista miał wrażenie, że Tomofumi ma zdolności telepatyczne. Zawsze wiedział, o co innemu człowiekowi chodzi. A zwłaszcza jemu.
- Przepraszam, Hito-chan - szepnął Soan, pochylając się nad Hitomim i delikatnie muskając jego usta swoimi. - Ja wiem, że czasem jestem nieznośny. Ale nie wysyłaj mnie przez to do piekła.
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? - Hitomi pociągnął Soana za ramię i posadził obok siebie.
Perkusista zamyślił się na chwilę. Widać było, że coś mu leży na sercu. Ale Hitomi nie miał jego umiejętności.
- Są ludzie, którzy obwiniają mnie o rozpad Morana - odparł Soan. - Hitomi... Czy ja jestem temu winien? Czy ja jestem histeryzującym manipulatorem? Czy moja dusza zasługuje tylko na pobyt w piekle? Czy jestem demonem, który zniszczył nasz zespół?
Hitomi zamrugał. Powtórzył sobie te słowa kilka razy w głowie, po czym zmarszczył brwi.
- Kto ci to powiedział? - zapytał Hitomi. Głos lekko drżał mu od złości.
- Fanka. Podobno - westchnął Soan. - Chciałem poznać twoją opinię. Jako, że... Ty też się ode mnie odsunąłeś ostatnio. Chciałem wiedzieć, czy to wszystko jest moją winą. I czy nie powinienem przepraszać Zilla publicznie za rozpad naszego zespołu.
Soan skrzywił się lekko, gdy poczuł, jak Hitomi trzepnął go otwartą dłonią w tył głowy.
- Za co? - Tomofumi spojrzał na Hitomiego ze zdziwieniem.
- Jesteś najcudowniejszą osobą na świecie. Nikt nie ma prawa nic takiego o tobie mówić, a ty w to wierzyć. W jednym ta dziewczyna miała rację - histeryzujesz. I to tyle, jeśli chodzi o prawdę zawartą w jej liście - wyjaśnił Hitomi.
- Wiesz co, Hito-chan?
- Tak?
- Właśnie za to cię kocham. Zawsze potrafisz wyciągnąć człowieka z chwilowego dołka - Soan uśmiechnął się czule i przyciągnął Hitomiego do pocałunku.
Dopiero w tym momencie obaj zrozumieli, jak im przez te kilka tygodni tego brakowało.
- Na wszystkich bogów japońskich, wróciliście do siebie! - Ivy, stojący od pewnej chwili w drzwiach, o czym Soan i Hitomi dowiedzieli się później, podbiegł do nich i podniósł z kanapy, tuląc ich do siebie. - Nigdy więcej się nie kłóćcie, bo obu pogryzę.
- Aibi-chan, co? - Soan zaśmiał się krótko, a Hitomi tylko westchnął.
Morana już nie ma.
Ale oni wszyscy są wciąż przyjaciółmi. Tej więzi nikt im nie odbierze.
The end