Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Bo Chisa naprawdę był w szpitalu. I naprawdę jadł cytrynowe rogaliki następnego dnia rano... XD
Tej nocy nie mogłem spać. W zasadzie nie wiem, dlaczego. Po prostu leżałem, patrząc w sufit przez bardzo długi czas, aż w końcu się poddałem.
Wstałem, poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie herbatę. Zaniosłem kubek do salonu i usiadłem na kanapie. Wziąłem pilota do ręki. Ciekawe, czy o tej godzinie w telewizji leci coś prócz porno?
Natrafiłem na powtórkę serialu, który kiedyś dawno temu oglądałem z babcią. Już zapomniałem, jaka główna bohaterka była brzydka. I wiecznie w ciąży...
- Nie, Marie, nie dostaniesz od niego alimentów, bo w następnym odcinku zginie w wypadku samochodowym - mruknąłem, patrząc na protagonistkę machającą bezradnie rękami, bo facet ją zostawił. Ach, te opery mydlane. Mają pokazywać zwyczajne życie, ale mam wrażenie, że jakbym nawet ja był bohaterem jakiegoś serialu, to przedstawiałby on bardziej realne sytuacje.
Upiłem łyk herbaty i wpatrzyłem się w płaczącą Marie, która tuliła się do tej tam... Esmeraldy? Chyba tak jej było. Aczkolwiek mój mózg stwierdził, że nie po to kończył szkołę, by zapamiętywać jeszcze więcej szczegółów tego serialu i wyłączył zasilanie. W skrócie - zasnąłem.
Obudziłem się dosyć gwałtownie, gdy czyjeś palce zacisnęły się na moim ramieniu. Spojrzałem w twoje przerażone oczy i przebudziłem się zupełnie.
- Sachi, co się dzieje? - spytałem zmartwiony, a ty zakasłałeś i oparłeś się o mnie.
- Nie mogę przestać kaszleć - wyszeptałeś. Brakowało ci oddechu. - Hiroki...
- Cicho, nie mów nic, bo pogorszysz sytuację - stwierdziłem, biorąc telefon ze stolika i wybierając numer. Po trzecim sygnale Shougo odebrał.
- Chobi, jest trzecia w nocy, czy ty nie masz sumienia?
- Przyjedź, jest źle - rzuciłem tylko. Chyba oprzytomniał, słysząc mój poważny ton.
- Daj mi kwadrans - powiedział i rozłączył się.
Nie wiedziałem, czy mamy kwadrans. Ale czy zadzwoniłbym do Shougo, po taksówkę czy karetkę, to i tak zajęłoby to wszystkim mniej więcej tyle samo.
Opatuliłem cię kocem i zniosłem na dół. Trząsłeś się od kaszlu. Już nic nie mówiłeś. Nie dlatego, że ci tak kazałem. Nie mogłeś.
Shougo był w niedbale założonej koszulce i dresach. Ja sam w kraciastej piżamie nie prezentowałem się lepiej. Ale nie mieliśmy czasu.
Może gdybym nie został wyrwany ze snu, bardziej bym spanikował, nie zachował zimnej krwi... Teraz po prostu podałem cię pielęgniarkom, opadłem na krzesło w poczekalni i czekałem.
- W porządku? - usłyszałem głos Shougo. Podniosłem wzrok. Gitarzysta stał przy ścianie, o którą opierał się ramieniem.
- Nic nie jest w porządku, ale dzięki, że pytasz - odpowiedziałem. - Mogę zabić tego, kto stworzył astmę?
- Nie wiem, czemu pierwsza na myśl przyszła mi Pandora, ale ona już nie żyje - odparł Shougo. - Ale zdajesz sobie sprawę, że będzie dobrze?
- Pierwszy raz go widzę w takim stanie. Mam dosyć takich pierwszych razów - westchnąłem ciężko. - Ponad dwa lata, dasz wiarę?
- Dam - Shougo roztrzepał mi włosy. - I założę się, że będą kolejne.
Uśmiechnąłem się i przymknąłem oczy. Czy jeśli zasnąłem w szpitalnej poczekalni, to dostanę odznakę ciapy stulecia?
Ale teraz jest już ranek. Nic ci nie jest, siedzisz po przeciwległej stronie stołu i jesz cytrynowe rogaliki.
I wszystko jest dobrze.
Dopóki twoja astma znowu nie da się nam we znaki.
The end