Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Miałam robić challenge z OTP, ale doszłam do wniosku, że wielu sytuacji nie potrafię opisać, bo są zbyt... Erotyczne? Ale niektóre z pomysłów na fanfiki podłapałam i tak oto macie przed sobą to opowiadanie. Miłego czytania. :)
Czasem, gdy idę przez miasto, widzę trzymające się za ręce pary, posyłające sobie buziaczki i słodkie uśmiechy. Zastanawiam się wtedy, jak ich może nie mdlić od tej słodyczy.
Wzdycham więc tylko i wciąż z rękami w kieszeniach przemierzam ulice Tokyo, mając za cel wybrany nasz dom.
A ty idziesz obok mnie, zamyślony jak zwykle, z głową w chmurach. Nad czym tak uporczywie myślisz? Tego nigdy nie wiem.
- Hiroki - słyszę nagle, więc odwracam się w twoją stronę. - Złap mnie.
- Złapać? - dziwię się lekko, patrząc na ciebie pytająco. - W jakim sensie?
Mam wrażenie, że jesteś trochę speszony. Jakby ta prośba wymagała od ciebie wewnętrznej walki samego ze sobą, bo nie wiesz, czy jest możliwa do zrealizowania.
Przebierasz nerwowo palcami i patrzysz na mnie wyczekująco.
- Po prostu pomyślałem... Dobra, nieważne - wzdychasz ciężko i znowu odpływasz myślami. A ja zastanawiam się, o co w zasadzie ci chodziło.
Idziemy dalej, aż docieramy do parku. Kwiaty wiśni fruwając na wietrze, wczepiają się we włosy przechodniów, jak gdyby chciały ich złapać. Zatrzymać w tym parku przy sobie. Żeby zostali na zawsze.
Nagle dociera do mnie, o co ci chodziło. I zdaję sobie sprawę, że sam jestem takim płatkiem wiśni, który chce zatrzymać kogoś przy sobie do końca życia.
Drżysz lekko ze zdziwienia, kiedy moja ciepła dłoń łapie twoją. Zaciskasz na niej delikatnie swoje chłodne palce. Patrzysz na mnie, uśmiechasz się czule i nawet przez chwilę się śmiejesz. Pewnie dlatego, że znasz moje podejście do przesłodzonych par mijanych przez nas na ulicach. Ale wiesz? Od wewnątrz wygląda to zupełnie inaczej.
Zaczynasz biec, nie wiem dokładnie, gdzie. Ale gdziekolwiek mnie nie poprowadzisz, ja pójdę za tobą. Nawet na koniec świata.
The end