Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Powinnam dodać coś do oneshot challenge, ale... Zmarł gitarzysta Rave, którego trochę kojarzyłam. Nie znałam zespołu, ale wiedziałam, ile mniej więcej Mikuru może mieć lat. I to opowiadanie jest dla niego. Bo to nie fair, że młodzi ludzie umierają, mając przed sobą całe życie.
Obudził się. To było dziwne uczucie, bo nie pamiętał, żeby zasypiał.
Usiadł i rozejrzał się. Otaczała go biel.
- Cześć - usłyszał nad sobą. Podniósł wzrok i zobaczył basistę nieistniejącego już Morana, ale... To nie był Ivy. To był Zill.
- Hej - odpowiedział, mrugając. Zill uśmiechnął się lekko.
- Jesteś Mikuru, prawda?
Kiwnął głową. Skąd on zna jego imię?
- Nie patrz tak. Czasem tam do was schodzę - Zill zaśmiał się krótko.
- A zespoły w naszej wytwórni wykruszają się w zastraszającym tempie - obok Mikuru stanął Isshi, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Twój zespół przetrwa tę próbę?
- Powinien przetrwać - Mikuru westchnął ciężko. - Nie mogę do nich wrócić, prawda?
- Niestety nie - Zill pogłaskał go po głowie.
- Ale zawsze możemy ich kiedyś odwiedzić - Isshi podał Mikuru dłoń. - Wstaniesz?
Mikuru zawahał się przez chwilę, po czym złapał dłoń Isshiego i podniósł się z jego pomocą.
- Tam nie jest tak źle - stwierdził Zill, uśmiechając się pokrzepiająco do Mikuru.
- "Tam"? To to nie są zaświaty? - zdziwił się gitarzysta.
- Nie, to tylko przedsionek - Isshi objął go ramieniem. - Chodź, poznasz Hide. Jako gitarzysta pewnie o tym marzysz.
- I pamiętaj, żeby nie dać się namówić Daisuke na grę w karty - dodał Zill.
Mikuru popatrzył na Isshiego, na Zilla i spojrzał ostatni raz za siebie. Zdawało mu się, że słyszy głos swojej mamy, która prosiła go, by wrócił. Ale on wiedział, że nie spełni jej obietnicy. Że jest za późno.
Westchnął raz jeszcze, odwrócił się i złapał Zilla za rękę.
Po chwili wszyscy trzej rozpłynęli się w bieli.
The end