Zespół: Arlequin, w tle Dog in the PWO i Kizu
Pairing: Shohei&Aki, w tle Tamon&Nao, Kuruto&Kanna oraz Shohei i Yue jako "friends with benefits"
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, komedia?
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Lubię Nao, ale ten ship bardziej do mnie przemawia. Właściwie przez nich się zorientowałam, dlaczego jeszcze nie napisałam fików z niektórymi zespołami.
Miłego czytania~
- Wkurza mnie - mruknął Shohei, leżąc w łóżku i patrząc w sufit.
Białe światełka, tworzące się od odbitych przez żyrandol promieni słońca, wesoło tańczyły na jego lekko zszarzałej już powierzchni.
- I co ja ci na to poradzę? - Yue usiadł i spuścił swoje długie, piękne nogi na podłogę.
No dobra, Shohei ma dłuższe. Ale nie takie ładne.
- Poradź mi coś - Shohei oparł głowę na dłoni. - Bo kiedyś wejdę do sali prób i po prostu go uduszę.
- Masz taki fetysz? - spytał Yue, okrywając się śnieżnobiałym, puszystym kocem z frędzelkami. - Nie wiedziałem.
- Yue! - Shohei rzadko podnosił głos, a już zwłaszcza na Yue. To był jego przyjaciel, najlepszy, jakiego miał. Nawet jego kumple z zespołu, Yuui czy Tatsuya nie mieli aż tak specjalnego miejsca w jego sercu.
I łóżku. Bo to nie tak, że obaj w tym momencie byli kompletnie nadzy.
- Oj, Shohei - Yue obszedł łóżko. Jego długie włosy spływały mu na ramiona. - Jesteś czasem taki głupiutki.
- Nie mów do mnie jak do dziecka - warknął Shohei.
Yue nic sobie z tego nie zrobił i złapał go delikatnie za dłoń.
- Chodź lepiej do łazienki. Trzeba z siebie zmyć tę nocną warstwę brudu - Yue uśmiechnął się promiennie.
On i ta jego czystość. Gdyby o nieskazitelność duszy dbał tak samo, byłby chyba mnichem.
Shohei parsknął śmiechem, przypominając sobie, co w nocy robili z Yue w łóżku i jak bardzo odbiegało to od świątynnych zasad. Powinno przestać go to śmieszyć, bo nie jest już małolatem, by uważać coś takiego za zabawne.
Wstał i poszedł za Yue. Miał wrażenie, że ten spokojny nade wszystko człowiek potrafiłby opanować nawet najbardziej narwanego księcia ciemności.
Jednak chłodne strugi wody spływające po jego włosach, ramionach i ogólnie całym ciele nie zmyły myśli o tym, jak bardzo irytuje go Aki. Wokalista działał Shoheiowi na nerwy i najlepiej wepchnąłby mu mokrą szmatę do gardła, byleby się w końcu zamknął.
To mu przypomniało, że Aki ostatnio zaczął nazywać go "Heihei" i serio, czy nie da się komuś urwać głowy siłą woli?
- A może go utopię? - zamyślił się Shohei, pozwalając Yue przesunąć gąbką po swojej ręce. - Jak myślisz?
- Lepszy byłby pocałunek w usta - stwierdził Yue, jak gdyby nigdy nic. - To go uciszy na dłuższą chwilę.
Shohei zmrużył oczy.
- O czym ty znowu mówisz, Yue? - spytał, odwracając się i łapiąc przyjaciela za ramiona.
Yue tylko się zaśmiał.
- O tym, że ty go kochasz, Heihei - odparł, używając tego samego cukrowego cholernika, co Aki.
- Zgłupiałeś? - Shohei przyparł Yue do kafelków. Ten wzdrygnął się. Musiały być chłodniejsze od jego skóry.
- Jak się przyznasz sam przed sobą, będzie ci łatwiej - Yue tyknął Shoheia w nos, przez co umorusał go pianą. - Będzie mi tego trochę brakowało.
Yue odsunął drzwi kabiny i wyszedł, mokrymi stopami zostawiając ślady na kafelkach.
Shohei stał pod prysznicem jeszcze przez chwilę i zastanawiał się, jakim cudem Yue się domyślił. Przecież nie robił absolutnie nic, by dać mu do zrozumienia, że najbardziej irytującą rzeczą w Akim był nie on sam, tylko fakt, iż w ogóle nie zauważa, jak bardzo biedny, zakochany w nim po uszy basista Arlequina usiłuje sprawić, by wokalista zwrócił na niego uwagę w innych sytuacjach, niż tylko przy okazji wygłupów.