Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

wtorek, 14 grudnia 2010

Devil and Angel - The mistery of white rose

Zespół: Kra, w tle Kagrra, i Alice Nine
Pairing: Keiyu&Mai, w tle Isshi&Nao i Tora&Akiya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: angst, AU
Ostrzeżenia: śmierć, paranormalne zjawiska
Notka autorska: UWAGA, UWAGA! Fik jest smutny! Czytasz na własną odpowiedzialność. Ja nie odpowiadam za skutki. Jasne? No, to dobrze. Teraz spiszę, co mnie do tego natchnęło.
1) Pogoda za oknem. Śnieg, mróz i ogólne wrrr.
2) "Piosenka o końcu świata" Czesława Miłosza.
3) Tekst do "requiem" Kry.
4) Fik, który pojawił się na forum.
5) I oczywiście wczorajsza super wiadomość o Maim.
Ostrzegam, możecie skończyć tak jak na "Draculi", "Gladiatorze", czy jakiejś japońskiej dramie. Naprawdę.
Przepraszam, ale ostatnio tyle w moim życiu się zdarzyło, musiałam coś takiego napisać, by odreagować.
Nie martwcie się, mam w zanadrzu 2 fiki, które nie będą już tak pindolić po oczach czarną wizją świata, w którym żyjemy.
Dziękuję za uwagę. Proszę przygotować chusteczki.







Myślałem, że jesteś tylko zmęczony. Ciągłą pracą. Codziennością. Mną. Tak, ja wiem, że nie jestem aniołem. To raczej ty nim jesteś. Ja to takie „małe diable”, jak lubiła mnie nazywać ciocia Fumiko. Nazwałem się „małym”? Ech, źle ze mną.
Tak więc, myślałem, że to ciągłe znużenie ci przejdzie. Ale było coraz gorzej. Aż w końcu, któregoś dnia, ni stąd ni zowąd, upadłeś nagle na podłogę. Zemdlałeś. Ha, prawie tak jak ja, tylko że mnie nie musieli odwozić do szpitala, prawda? No więc zemdlałeś. A potem było jeszcze gorzej. Potykałeś się o wszystko, kręciło ci się w głowie. W końcu doszedłem do wniosku, że czas interweniować. Kazałem ci odejść z zespołu. Dla twojego dobra. Żebyś odpoczął. A potem do nas wrócił. I znów gralibyśmy razem. Myślałem, że wszystko będzie dobrze. Myliłem się.
Myślałem, że będzie lepiej. W końcu leki zaczęły działać, poprawiało ci się. Częściej się uśmiechałeś. Ale po jakimś czasie potrzebne były coraz mocniejsze i mocniejsze. W końcu brałeś ich kilkanaście jednego dnia. To było straszne patrzeć, jak znikasz. Znikałeś. Jak śnieg na koniec zimy.
Tamtej nocy przytuliłeś się do mnie i zapytałeś, co bym zrobił, gdybyś rano się nie obudził. Roześmiałem się. Nie wiem, czy dlatego, że uznałem to za głupotę, czy dlatego, iż wiedziałem, że to jest możliwe. Nie wiem. Powiedziałem tylko, że na pewno nic ci nie będzie, wyzdrowiejesz i wrócisz do fanów. Uśmiechnąłeś się lekko i zasnąłeś.
Tamtego dnia wstałem wcześniej, by kupić coś na śniadanie. Zdziwił mnie więc widok ciebie, siedzącego na kanapie i nawet nie wyglądającego źle, gdy wyszedłem z łazienki. Podszedłeś do mnie, odgarnąłeś mi włosy z twarzy i pocałowałeś mnie. Nigdy wcześniej mnie tak nie całowałeś, nigdy wcześniej nie robiłeś tego ot tak, z własnej chęci. Dopiero wtedy zrozumiałem, że jesteś strasznie nieśmiały.
 - Masz mnie takiego zapamiętać, rozumiesz? - popatrzyłeś mi w oczy. Uśmiechnąłem się lekko.
 - Ja cię nigdy nie zapomnę - odparłem. - Idę do sklepu. Niedługo wrócę.
 - Poczekaj! - zawołałeś, gdy już wychodziłem. - Powiedz, że mnie kochasz. I użyj mojego imienia.
 - Ale ty go nie lubisz - byłem trochę zdziwiony.
 - Ale ja cię proszę - powiedziałeś, opierając się o framugę.
 - Kocham cię, Masaru - powiedziałem spokojnie.
 - Kocham cię, Kousuke - odparłeś po chwili i uśmiechnąłeś się. Wyszedłem.
Leżałeś na kanapie. Wyglądało to, jakbyś spał. Nie chciałem cię budzić, ale coś mnie tknęło. To mówienie do ciebie po imieniu, całe twoje zachowanie... Jakbyś coś przeczuwał. Podszedłem do ciebie i położyłem dłoń na twoim ramieniu. Nigdy nie miałeś twardego snu, więc taki delikatny gest powinien cię obudzić. Tyle, że ciebie już nic nie było w stanie obudzić. I nigdy już nie usłyszałem twojego głosu.
Teraz, po dwunastu latach, wciąż się zastanawiam, dlaczego ty. Ja też ostatnio źle się czuję, lekarze każą mi siedzieć w domu, Shino w kółko powtarza, jaki to ja jestem nieodpowiedzialny, wychodząc na dwór sam i tak dalej. W końcu kazał mi się przeprowadzić do niego i Nao, bo przecież cały czas musi mieć mnie na oku. A ja mam go gdzieś, musiałem tu dzisiaj przyjść. A co mi może się stać? Przez kilkadziesiąt minut przecież...
 - Co jest? - pytam sam siebie, czując jakiś ucisk w klatce piersiowej. - Masaru? Powiedz mi, co się dzieje? Masaru...
Osuwam się na ziemię. Nie mam siły już nic powiedzieć. Widzę tylko zamazane litery i liczby na twoim grobie. Po chwili czuję, jak oplatają mnie twoje ramiona. Zasypiam.

~~zmiana osoby mówiącej~~

Nie pamiętam, kiedy ostatnio była taka zamieć. Chyba w dzień pogrzebu Maiego. Dochodząc do drzwi, uświadomiłem sobie, że przecież dzisiaj jest rocznica! Shino mnie zabije, jeśli Keiyu nie będzie w domu.
No i go nie było. Spokojnie, Yamada, może jesteś jak kotek i masz siedem albo dziewięć żyć, kurde, nie pamiętam, ile tam ich było. Ale więcej niż jedno na pewno.
Na moje nieszczęście, Shino zjawił się chwilę po tym, jak zakończyłem poszukiwania Keiyu i doszedłem do wniosku, że go nie ma. Shino spojrzał na moją przerażoną minę, potem na kalendarz, a wtedy jego oczy zrobiły się większe od talerzy.
 - Rocznica! - zawołał. - Cmentarz, Yamiyo, już! No co tak stoisz, w te pędy!
Kiwnąłem tylko głową na znak, że się zgadzam. W życiu nie widziałem, żeby tak szybko biegł.
Ledwo zaparkowałem samochód, Shino już z niego wybiegł. Pomyślałem, że zaraz dostanie zadyszki i tyle z tego będzie. Westchnąłem i bez zbytniego pośpiechu wyszedłem z auta. Po chwili usłyszałem krzyk. Przerażający, przenikliwy krzyk. Zamarłem. Wiedziałem, co on oznacza.

~~zmiana osoby mówiącej~~

Położyłem bukiet białych róż na grobie. „13 stycznia 2012 roku” i „13 stycznia 2024 roku”. Dwie daty widniejące na grobie. Dwie daty śmierci dwóch bliskich sobie osób. Tak do siebie podobne. To takie romantyczne. I smutne. Bardzo smutne.
 - Akiya? - głos Masashiego przerwał głuchą ciszę. - Idziemy?
 - Tak - odparłem.
Byliśmy już prawie przy wyjściu, gdy coś mnie tknęło i odwróciłem się. Zdawało mi się, że Keiyu wyjmuje z bukietu jedną z róż i podaje ją Maiemu. Obaj się uśmiechnęli i zniknęli. Zamrugałem. Spojrzałem na Masashiego. On chyba to widział, bo również miał zdumioną minę. Podbiegliśmy do grobu i zamarliśmy. Wstążka była bowiem rozwiązana, a w bukiecie brakowało jednej róży.

~~The end~~

czwartek, 11 listopada 2010

ZAWIESZAM BLOGA!

I tak nic ostatnio nie pisałam, ale teraz zawieszam go, bo wszystko, co by się tu znalazło, byłoby angstem. Oto powód.

"Wytwórnia PS COMPANY poinformowała, że Kagrra, zaprzestanie kontynuować swoją działalność. Muzycy wyrazili życzenie, aby tę sytuację określać mianem "końca działania" a nie "rozpadu grupy".

Zespół podjął taką decyzję po wielu rozmowach. Składa również podziękowania wszystkim, którzy go wspierali i zachęcali przez całe dziesięć lat trwania jego kariery.

Kagrra, pożegna się z fanami, wydając płytę i udając się w trasę. Album, Hyakkikenran, pojawi się 2 lutego. Ostatnia trasa rozpocznie się 13 lutego, a finalny koncert odbędzie się 3 marca w C.C. Lemon Hall w Tokio."

Rozumiecie już? Kagrra, to mój ulubiony zespół. Sayonara, Taiyątka.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Bransoletka II

Zespół: ViViD
Pairing: Iv&Ko-ki
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Druga część tej próchnicy.



 - Ko-ki? - zdziwił się Ivu, widząc perkusistę. - Co tu robisz?
 - Długa historia - stwierdził Ko-ki i usiadł obok basisty. - Zauważyłem, że praktycznie nie rozstajesz się ze swoją bransoletką z wisiorkiem. Zdejmujesz ją tylko na koncerty, sesje i inne takiego typu... wydarzenia.
Ivu złapał się za rękę. Nie miał jej! Nie miał bransoletki! Gdyby Ko-ki nie wspomniał o niej, zauważyłby jej brak o wiele później.
 - Zostawiłeś ją w sali prób - kontynuował Ko - ki. - To znaczy... Zapięcie się odczepiło i bransoletka spadła ci z ręki. Tak myślę, bo Ryoga znalazł ją pod swoją stopą.
 - Rozdeptał ją? - zdumiał się Iv.
 - Tak - Ko-ki zrobił dość niemrawą minę. - Ale mój kuzyn jest jubilerem, więc ją naprawił.
 - Naprawdę? - zdziwił się Iv. Ko-ki uśmiechnął się lekko i wyjął bransoletkę z kieszeni, po czym założył ją Ivu.
 - Tylko... Jak Ryoga to rozdeptał... To widzisz...
 - Co? - zaciekawił się Ivu.
 - To się otworzyło i zobaczyłem, co jest w środku - oznajmił Ko-ki. Ivu zamarł. Dobrze wiedział, co jest w medaliku.
 - Tak więc, Reno mi powiedział, że często przychodzisz tu, gdy jest ci smutno albo źle, więc jak nie zastałem cię w domu, to przyszedłem tutaj - oznajmił Ko-ki. - Żeby zadać ci jedno ważne pytanie.
 - Jakie? - Iv poczuł, że Ko-ki zaczął drżeć, jakby bał się tego, co chciał powiedzieć.
 - Czemu nosisz moje zdjęcie w medaliku? - spytał w końcu Ko-ki, patrząc Ivu prosto w oczy.
 - A ile jeszcze medalików Ryoga musi rozdeptać, byś w końcu domyślił się, dlaczego? - zapytał Iv, uśmiechając się lekko. Ko-ki spojrzał na niego ze zdziwieniem. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo Ivu przyciągnął go do siebie i pocałował. Ko-kiemu w pierwszym momencie zabrakło tchu, ale w końcu odwzajemnił pocałunek. Po chwili odsunęli się od siebie.
 - Żadnego - stwierdził Ko-ki. - Ten jeden mi wystarczy.
Ivu uśmiechnął się do niego. Ko-ki odwzajemnił uśmiech, po czym przytulił się do Ivu.

The end

środa, 18 sierpnia 2010

Bransoletka I

Zespół: ViViD
Pairing: Iv&Ko-ki
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Wiem, że to strasznie mdłe, słodkie i nie dające się czytać, ale muszę to w końcu dodać, bo kisi się w moich dokumentach od dwóch, czy trzech tygodni.




 „Plum!” - mały kamień odbił się od tafli wody i po chwili się w niej zanurzył. „Plum!” - jeszcze jeden podzielił jego los. „Plum!” - kolejny kamień spadł na dno. Ten był jednak dość duży, by krople wody wzbiły się w powietrze i ochlapały nogi Ivu. Basista spojrzał na zmąconą taflę wody. Przypominała jego życie - niby czysta, klarowna i błyszcząca, ale skrywająca kamieniste dno.
 - Zaczynasz myśleć jak Shin, Ivu - Iv zaśmiał się, gdy pojął, że mówi sam do siebie.
 Choć tego dnia było chłodno, a woda w jeziorze lodowata, Ivu i tak tutaj przyszedł. Siedział teraz na skraju skarpy tak niskiej, że koniuszkami palców dotykał wody. Lubił tu przychodzić. To tutaj mógł zebrać myśli. Myśli ograniczające się do pewnego perkusisty.
 Perkusista o słodko brzmiącym przydomku Ko-ki, zacieszający za perkusją i pukający w bębenki swoimi niebieskozielonymi pałeczkami był tym, czego Ivu najbardziej w życiu brakowało. Tylko nie mógł się zdobyć, by podejść do niego, zagadać, odprowadzić gdzieś w zaciszne miejsce i mu wszystko wyjaśnić. Najwyżej Ko-ki zacząłby się śmiać... Najwyżej? Iv wątpił, żeby na świecie istniała gorsza kara za miłość. Zostać wyśmianym. To jest najgorsze, co może kiedykolwiek go spotkać.
 Wrzucił kolejny kamień do wody. Ale jak nie spróbuje z Ko-kim porozmawiać, to się przecież nie dowie, czy perkusista go zrozumie. I czy odwzajemnia jego uczucia. A co jeśli... A co jeśli Ko-ki jest hetero?
 Kolejny kamień odbił się od tafli wody. Dźwięk upadających kilkunastu kropel zagłuszyły kroki. Po chwili basista poczuł czyjś wzrok na sobie. I perfumy, które zdradziły, do kogo należą patrzące na niego oczy.
 - Cześć, Ivu - rozległ się niski głos. Iv odwrócił się zdumiony. Stał przed nim nikt inny, jak lekko uśmiechający się w tym momencie Ko-ki.

środa, 11 sierpnia 2010

"Za kłamstwo trzeba zapłacić"

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: romans, komedia
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Napiszę tylko, że to jest odpowiedź na pytanie Hany w komentarzu do fika "Zima". Napisała, że zastanawia się, co Akiya Torze zrobił za okłamanie go. Swoją drogą, w tym momencie siedzę u Nishi.




Przez cały czas, gdy Tora miał skręconą kostkę, Akiya zachowywał się normalnie. Zbyt normalnie. Przynajmniej według Tory. Akiya bowiem zawsze od razu reagował, gdy coś mu nie pasowało. A fakt, że Amano go okłamał, nie pasował mu na pewno. A na razie Tora został obdarzony zabójczym spojrzeniem Akiyi i na tym koniec. Dlaczego nawet na niego nie nakrzyczał? Dlaczego nic innego nie zrobił? Shou stwierdził, że Tora przesadza. Za to Shin, po długiej chwili namysłu, uśmiechnął się lekko złośliwie i nic nie powiedział. Ale ten uśmiech Shina raczej Tory nie uspokoił. Shin był najlepszym przyjacielem Akiyi i znał go o wiele dłużej od Amano, więc Tora zaczął się zastanawiać, co też dzieje się w głowie jego słodkiego uke. Ale ponieważ Akiya nie przejawiał nawet znikomej chęci zrobienia mu czegokolwiek, w końcu uśpił czujność Tory.
Kiedy tylko lekarz stwierdził, że Amano może już chodzić, Nao zwołał próbę. Tora, chcąc nie chcąc, musiał na nią pójść. W pewnym momencie Nao dostał jakiś ważny telefon i stwierdził, że próba jest skończona. Ale nawet Hiroto nie mógł od niego wyciągnąć, kto do niego dzwonił. Tora więc zebrał się i wrócił do domu.
Ja nienawidzę kłamstwa, Masashi. Nawet fanki o tym wiedzą. Za kłamstwo trzeba zapłacić, Tygrysku.
Tora wszedł do przedpokoju. Światło zapaliło się samo, a raczej zapalił je Akiya. Tora zamrugał. W fotelu, naprzeciwko niego, siedział Akiya w rozpiętej koszuli, boso, z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni.
 - Witaj, Masashi - powiedział spokojnie, praktycznie bez emocji, odstawiając kieliszek na stolik obok. Wstał i podszedł powoli do Tory, zaciskając palce na guziku od jego koszuli. - Fakt, że mnie okłamałeś, bardzo mnie zmartwił - oznajmił, odpinając guzik. - Mogłeś wtedy zadzwonić do Shou - kolejny guzik - Nao - trzeci guzik - Hiroto, ewentualnie Sagi - następny guzik - a nie budzić mnie w środku nocy i okłamywać, Tygrysku - stwierdził, odpinając ostatni guzik.
 - No ale...
 - Ale co? - przerwał mu Akiya, prowadząc go w stronę sypialni. - Może dzięki twojemu kłamstewku w końcu się zeszliśmy, lecz nie wolno kłamać tylko po to, by zaciągnąć kogoś do łóżka - stwierdził, zdejmując koszulę z ramion Tory. Amano zaczął się dopiero teraz zastanawiać, dlaczego nagle stał się taki uległy. Co takiego było w tym spokojnym, pozbawionym emocji głosie Akiyi, że Tora przestał myśleć?
Akiya zsunął zmysłowo koszulę z ramion, po czym popchnął Torę na łóżko.
 - Ale co ty... - Tora nie dokończył, bo Akiya przewrócił go na plecy, zaciskając palce na pasku od jego spodni.
 - I nie myśl, kochanie, że to ty będziesz dzisiaj seme - powiedział stanowczo, uśmiechając się lekko lubieżnie.
 - Ale Aki... - zaczął Tora, lecz Akiya położył mu palec na ustach.
 - Cicho, mój Tygrysku...
* * *
 - Murai, a czemu ty tak w ogóle zrobiłeś tę próbę? - zapytał Hiroto.
 - Akiya mnie poprosił - odparł Nao.
 - Czemu? - zdziwił się Hiroto.
 - Wiesz co, Hiroto? Chyba wolę tego nie wiedzieć...

The end

niedziela, 18 lipca 2010

Biała Wstęga III

Zespół: Gazette&Nightmare
Pairing: Reita&Ni~ya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Niuniu. :D



Ni~ya stał na korytarzu i szukał wzrokiem... Tamtego tam wokalisty. Jak on miał? Ruki? Tak, chyba jakoś tak. Dobra, gdzie jest to małe, ale wyższe od Yomiego, wrzeszczące na scenie coś, schowane teraz za przeciwsłonecznymi okularami?
Zauważył go. Stał, patrząc przez okno, jakby się nad czymś zastanawiał.
 - Ruki-kun? - oby się nie pomylił.
 - Hm? - Ruki wyrwał się z zamyślenia. - O, Ni~ya-san. To do twojego pokoju wszedłem?
 - Tak, ale... - Ni~ya zaczął się zastanawiać, co ma teraz powiedzieć. Zakochałem się w twoim basiście? No jak to brzmi? - Dlaczego tu stoisz?
 - Bo się zgubiłem, a nie wziąłem telefonu z pokoju - odparł Ruki. - I nie wiem, gdzie mam iść.
 - Ach tak - zrozumiał Yuji.
 - O, Ruki, szukaliśmy cię! - usłyszał nagle Ni~ya. To był głos...
 - Reita, jak dobrze, że tu jesteś - zawołał Ruki. - Który numer ma mój pokój?
 - 205 - odpowiedział niedbale Reita. - Em, powiedz reszcie, że jestem zmęczony i poszedłem spać, okej?
 - Odprowadzić cię do pokoju? - zaproponował Ruki.
 - Nie, nie musisz - odparł Reita. Ruki zszedł po schodach.
Reita był bez makijażu, w rozpuszczonych włosach i bez opaski na nosie. To nie był Reita, tylko... No właśnie. Ciekawe, jak naprawdę ma na imię?
 - Co ty kombinujesz? - odezwał się w końcu Ni~ya.
 - Bo widzisz, nie po to musiałem wytężyć swój umysł, żeby wydobyć z twojego mało rozmownego perkusisty informacje, gdzie się zatrzymujecie, żeby tylko tak stać sobie na korytarzu - tłumaczył Reita, zbliżając się do Ni~yi. - Dałem mu za to jakąś komedię romantyczną, żeby sobie obejrzał z tym swoim Sakito.
 - To ty mu dałeś ten film? - zdziwił się Ni~ya.
 - Tak, taka łapówka - Reita podszedł jeszcze bliżej do Yujiego. Ni~ya poczuł nagle, że ma za sobą ścianę i nie za bardzo może uciec. - I nie po to namawiałem Kaiego, byśmy się tu zatrzymali, żeby teraz nie skorzystać z okazji, iż tu jesteś, Yuji.
 - Skąd znasz moje prawdziwe imię? - zdziwił się Ni~ya.
 - Oj, Yuji - Reita uśmiechnął się lekko lubieżnie. - Nie tylko adres hotelu wyciągnąłem od Ruki - oznajmił i pocałował go. Teraz fakt, że była za nim ściana, wcale a wcale mu nie przeszkadzał. Objął Reitę i odwzajemnił pocałunek. Po chwili odsunęli się od siebie.
 - Swoją drogą, jestem Suzuki - oznajmił Reita. - A ty masz bardzo piękne oczy.
 - Dziękuję - Ni~ya uśmiechnął się lekko. - Suzu, mógłbyś tak odsunąć się ode mnie? Bo widzisz, nie lubię być przypartym do ściany.
 - A to dlaczego?
 - Bo czuję się jak jakieś uke - odparł Ni~ya.
 - A kto powiedział, że pozwolę ci być seme?
 - Suzuki!
 - Niuniu, spokojnie - Reita uśmiechnął się lekko. - Po co te nerwy?
 - Niuniu? - Ni~ya spojrzał na niego z rozbawieniem. - Nawet ładnie.
 - To co, Yuji? - Reita uśmiechnął się lekko lubieżnie. - Idziemy do mojego pokoju, czy twojego?
 - W moim siedzi pewien piesek - odparł Ni~ya, który jednak usłyszał słowa Yomiego.
Reita spojrzał na niego ze zdziwieniem i złapał go za rękę, po czym poszedł z nim do swojego pokoju.

The end

sobota, 17 lipca 2010

Biała Wstęga II

Zespół: Gazette&Nightmare
Pairing: Reita&Ni~ya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czyli dlaczego lepiej najpierw zapukać.





Ni~ya wszedł do pokoju hotelowego. Nie chciał tu być. To nie było jego przytulne mieszkanko, do którego tak bardzo chciał wrócić. Położył się na łóżku i próbował zebrać myśli. Dziwnie zachowujący się Reita, podejrzanie patrzący na siebie Yomi i Hitsugi i zakochani do bólu Sakito i Ruka... Zakochany Ruka... To było takie dziwne...
Pukanie do drzwi.
 - Tak? - Ni~ya otworzył drzwi. Spojrzał na dół. Stał przed nim Yomi.
 - Mogę tu chwilę posiedzieć? - zapytał Yomi. - Bo za moją ścianą wynajęli pokój jacyś napaleńcy, którzy chwili bez kochania się nie wytrzymają.
 - A nie możesz iść do Hitsugiego?
 - Nie, nie mogę - odparł Yomi i wszedł do pokoju, nie czekając na jakąkolwiek zgodę.
 - To idź do Sakito albo Ruki - zaproponował Ni~ya.
 - Oni by raczej chcieli być sami - odparł Yomi, bezkarnie rozkładając się na łóżku. - Ruka siedzi w pokoju Sakito i oglądają jakąś romantyczną komedię, co pewnie skończy się tak, jak za moją ścianą.
 - Yomi, bardzo grzecznie cię proszę, żebyś przestał mówić o tym, co robią twoi sąsiedzi - Ni~ya próbował zachować spokój. - I najlepiej, byś wyszedł z mojego pokoju, bo chcę pobyć trochę sam.
 - Ni~ya, ale ja cię tak ładnie proszę - Yomi zatrzepotał rzęsami. - Tak ładnie.
 - No dobra, jeśli chcesz - westchnął Ni~ya i usiadł na kanapie.
 - Ni~ya, dlaczego ty zawsze po NHK tak dziwnie się zachowujesz? - zapytał po chwili Yomi. Yuji spojrzał na niego ze zdziwieniem.
 - Czemu pytasz?
 - Bo zawsze, jak występujemy na NHK, to potem chodzisz nieobecny i zamyślony - odparł Yomi. - Zakochałeś się w kimś?
 - Czemu nie możesz iść do Hitsugiego? - odpowiedział pytaniem na pytanie Ni~ya. Yomi otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Na chwilę zapadła cisza.
Nagle drzwi się otworzyły. Stanęło w nich chude, małe coś w ciemnych okularach.
 - Pomyliłem pokoje? - odezwało się męskim głosem, spoglądając znad okularów. - Przepraszam - i zniknęło.
 - Czy to był wokalista Gazette, czy mi się zadawało? - zapytał Yomi.
 - To był wokalista Gazette - wyszeptał Ni~ya. Jeśli wokalista Gazette tu jest, to znaczy, że...
Ni~ya zerwał się na równe nogi.
 - Gdzie idziesz? - zdziwił się Yomi.
 - Nieważne, zostań - stwierdził Ni~ya i wybiegł na korytarz.
 - A co ja, pies? - oburzył się Yomi. Ni~ya jednak już go nie słyszał.

piątek, 16 lipca 2010

Biała Wstęga I

Zespół: Gazette&Nightmare
Pairing: Reita&Ni~ya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Pairing wymyśliłam pod wpływem dziwnego impulsu. Obaj są basistami i obu ich lubię.




Ni~ya siedział w garderobie. Mieli zagrać kilka piosenek na NHK, potem mogli jechać do domu. O tak. Dom. Wrócić z tego gąszczu zespołów, z których połowy nie zna, a drugiej połowy nie lubi. Choć jeden zespół nie dawał mu spokoju. Chłopaki grali ciężko, ale ich wygląd do nich kompletnie nie pasował. Ni~ya uśmiechnął się, co zaowocowało zaciekawieniem na twarzach kolegów z zespołu. No bo przecież ten opis pasował też do Nightmare. Ale Naitomea nie miała... No właśnie. Czego? Ni~ya dobrze wiedział, czego brakowało mu w jego zespole. A raczej kogo.
Swoją drogą, miłość cały czas wisiała w powietrzu. Najpierw Ruka i Sakito, z których to pierwszy z nich wyszedł piętnaście minut temu zapalić i nie wracał, ogłosili, że są razem. Teraz Yomi i Hitsugi co jakiś czas podejrzanie na siebie patrzyli, ale tak, by ten drugi tego nie zauważył. No i pozostawała jeszcze kwestia tej osoby, której Ni~yi tak bardzo tu brakowało. Kwestia osoby, której świat schowany był za białą wstęgą. A może to ona chroniła go przed światem? Gdyby tak ją zdjąć...
 - „Yuji, a ty znowu zatapiasz się w myślach, które powodują, że robi ci się gorąco, a przed występem to może powinieneś się uspokoić, co?” - strofował sam siebie w myślach.
Ni~ya wstał i nic nikomu nie mówiąc, wyszedł z garderoby. Po chwili usłyszał głos. Głos kogoś, kto nie powinien się odzywać w jego towarzystwie, kto w ogóle nie powinien w jego pobliżu być.
 - Ni~ya-san, a ty co tak chodzisz sam? Bez zespołu?
Ni~ya odwrócił się. Stał przed nikt inny, jak Reita, basista the GazettE.
 - Witaj, Reita-kun - wydusił w końcu Ni~ya, próbując zachować spokój. Jaki spokój?! Przecież stał przed nim Reita! I Ni~ya widział te jego piękne dłonie i głębokie, czarne oczy. I jak zachować spokój przy kimś, kto jest tak seksowny?
 - Coś się stało? - Reita podszedł do niego i przeplótł między palcami kosmyk jego włosów.
 - N-nie - wydukał Ni~ya i odsunął się na bezpieczną odległość.
 - Ładny masz kolor włosów - stwierdził Reita.
 - Dziękuję - odpowiedział Ni~ya.
 - To ja już pójdę - oznajmił Reita. - Powodzenia. Do zobaczenia później.
I odszedł, zostawiając biednego Yujiego w kompletnym osłupieniu.

czwartek, 15 lipca 2010

Mitsukai - epilog, czyli jak Shin radzi sobie z natrętnymi wokalistami

Zespół: ViViD&SuG
Pairing: Shin&Mitsuru
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Jak w tytule.


Shin wszedł do sali prób, nucąc sobie „Precious” pod nosem. Reszta zespołu spojrzała na niego ze zdziwieniem.
 - A ty co taki wesoły? - zapytał Ryoga. Shin uśmiechnął się lekko.
 - Powiedzmy, że trafiłem do nieba - odparł przenośnie.
 - Zaraz trafisz do piekła, jeśli nie zaczniemy próby - stwierdził Reno.
 - Wątpię, żebym na to pozwolił - oznajmił Mitsuru, stając w drzwiach.
 - A...a...ale...to...to...Mitsuru? - wydukał Reno, nie za bardzo wiedząc, gdzie się podziać.
 - Mitsuru jest twoim Aniołem? - zdziwił się Ko-ki, który do teraz przysypiał za perkusją. Iv chyba znowu zaparzył mu jakąś herbatkę.
 - Owszem - Shin uśmiechnął się po raz kolejny. - Może tu zostać, prawda?
 - Jeśli nie będzie cię rozpraszał - Reno wzruszył ramionami. Mitsuru usiadł na kanapie, nie spuszczając wzroku z Shina.
W tym momencie drzwi otworzyły się na oścież. Takeru bez pytania wszedł do pomieszczenia.
 - Mitsuru, ty jednak żyjesz. Ale fajnie - Takeru uśmiechnął się lekko lubieżnie. Mitsuru skulił się, jakby tym sposobem chciał się ochronić.
 - Takeru, wynoś się stąd - Shin podszedł do Takeru i spojrzał na niego z góry.
 - Shin, co się tu dzieje? - Reno zupełnie nie rozumiał sytuacji.
 - Twój głupi wokalista przywłaszczył sobie moją własność - odparł Takeru.
Shin westchnął, odwrócił się, jakby chciał odejść, a potem z całej siły przyłożył Takeru z pięści. Wokalista SuGa zachwiał się i upadł na podłogę, po chwili dotykając zranionej wargi. Mitsuru zerwał się na równe nogi i podbiegł do Shina, który wciąż był zdenerwowany, a reszta ViViD zamarła ze zdumienia.
 - Mitsuru nie jest twoją własnością - wycedził Shin. - To nie przedmiot, to żywy człowiek. Zacznij w końcu szanować cudze uczucia. A teraz, jak już mówiłem, wynoś się stąd.
 - A...a...a...już - Takeru wstał pośpiesznie i wybiegł tak szybko, że o mało co nie stratował drzwi. Shin westchnął głęboko i uśmiechnął się lekko złośliwie.
 - Coś mi mówi, Mitsukai, że Takeru nie będzie się już do ciebie zbliżać - zwrócił się do Mitsuru. - To co? Zaczynamy tę próbę?
Reno tylko kiwnął głową.

The end

wtorek, 13 lipca 2010

Mitsukai II

Zespół: ViViD&SuG
Pairing: Shin&Mitsuru
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Mówiłam, że nic mu nie będzie.


Shin poczuł, jak oplatają go czyjeś ramiona, a potem z ich właścicielem przeturlał się aż do samego chodnika. Zamrugał. Zobaczył nad sobą parę przerażonych czarnych oczu należących do nikogo innego, jak do jego Anioła. Auto, które prawie go przejechało, nawet się nie zatrzymało.
 - Mitsukai? - zdziwił się Shin, siadając na chodniku.
 - Mógłbyś trochę bardziej uważać, Shin? - zapytał Anioł dość niskim głosem. - I mnie tak nie straszyć?
 - Ty cały czas się mnie boisz - stwierdził Shin.
 - To nie tak - zaprzeczył Mitsukai. - Boję się, że jeśli ktokolwiek z PSC mnie zobaczy, powie Takeru, że nie wyjechałem z miasta i on znowu przyjdzie do mojego domu. I znowu będzie chciał... No wiadomo, co chce ten napaleniec, prawda? A on nie jest delikatny, uwierz mi. Dlatego właśnie odszedłem z zespołu. Żeby się od tego padalca uwolnić.
 - Ty jesteś Mitsuru? - zdziwił się Shin. Teraz już wiedział, dlaczego wydawał mu się znajomy.
 - No tak, jesteś z ViViD, więc nie znałeś mnie dość długo - zauważył Mitsuru
 - Uciekałeś przede mną, dlatego, że jestem z PSC? - dotarło to dopiero do Shina. - Takeru jest kompletnym idiotą, w życiu bym cię nie wydał! Zresztą, że jest większym napaleńcem niż Ko-ki, to też wiem. Myślisz, że tylko ciebie namawiał?
 - Domyślam się - oznajmił Mitsuru. - Dobrze, że nie dałeś się namówić, żałowałbyś. Spędziłem z nim jedną noc, a ten od razu myśli, że jestem jego własnością.
 - To ja się nie dziwię, że odszedłeś z zespołu - stwierdził Shin. - Przejdziesz się ze mną po parku?
 - Jeśli chcesz - Mitsuru uśmiechnął się lekko i podał Shinowi rękę, by pomóc mu wstać.
Szli już kilka minut, lecz dopiero po kilku minutach pierwszy odezwał się Mitsuru.
 - Dlaczego tak bardzo chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytał. Shin spojrzał na niego z zakłopotaniem.
 - A ty byś się nie zastanawiał, czemu ktoś przed tobą ucieka? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
 - W pewnym momencie pewnie bym zaczął - stwierdził Mitsuru.
 - W pewnym momencie to ty przestałeś uciekać, gdy byłem sam - zauważył Shin. - Dzisiaj uciekałeś przed Ivu, prawda?
Mitsuru przystanął. Spojrzał ze zdziwieniem na Shina i uśmiechnął się lekko.
 - Wiesz, tak naprawdę sam chciałem do ciebie podejść - oznajmił i zaczął znowu iść. - Ale bałem się, że powiesz o mnie Takeru.
 - Takeru jest idiotą - powtórzył swoje słowa Shin. - Ciebie trzeba traktować łagodnie, jak najdelikatniejszy skarb.
 - Skarb? - zdziwił się Mitsuru. - Co ty chcesz przez to powiedzieć?
 - Że odkąd zobaczyłem cię po raz kolejny w tym sklepie, zacząłeś odwiedzać mnie w snach - odparł Shin i spojrzał Mitsuru prosto w oczy. - Wystarczy ci tyle, czy mam dodać też coś o twojej anielskiej urodzie?
Stanęli. Wiatr wzmógł się i rozwiał włosy spokojnego Shina i zdumiałego Mitsuru.
 - Mitsukai, ty jednak istniejesz i stoisz przede mną - wyszeptał Shin, przytulając się do Mitsuru. - Masz na imię Mitsuru i byłeś perkusistą SuGa. Tak dawno o tobie wiedziałem, a dopiero teraz los w końcu złączył nasze drogi.
 - Słychać, że jesteś wokalistą - stwierdził również szeptem Mitsuru. - Ale czy ja na pewno mam na imię Mitsuru?
 - Mam nadzieję, że dowiem się tego niedługo - Shin przeplótł włosy perkusisty między palcami. Uśmiechnął się lekko i delikatnie go pocałował. Mitsuru objął Shina w pasie i odwzajemnił pocałunek. Odsunął się na chwilę od niego i patrząc mu prosto w oczy, tym razem on pocałował jego.
Gdy już obaj leżeli na kanapie w domu Shina i obaj bawili się włosami swojego koi*, zapomnieli zupełnie, że kilka godzin temu nie znali jeszcze swoich prawdziwych imion, a wokalista nawet nie wiedział, kim był jego Anioł.





*koi - kochanek, kochanie (coś w tym rodzaju)

poniedziałek, 12 lipca 2010

Mitsukai I

Zespół: ViViD&SuG
Pairing: Shin&Mitsuru
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Do napisania fika zainspirowała mnie piosenka "Precious" ViViD. Fakt, jak oni wyglądają w PV... No dobra, to PV mnie zainspirowało, nie sama piosenka.
Ps. Jakby co, to Shiniemu nic nie będzie, spokojnie. Naprawdę.




Zaczęło się tak, że spotykał ją każdego dnia. W sklepie, jak szedł do studia, sali prób, gdziekolwiek. Zbieg okoliczności? Czy może przeznaczenie? Chyba raczej to drugie, bo po którymś spotkaniu zaczął widzieć ją w snach. Ale zawsze znikała, gdy tylko chciał się do niej zbliżyć, więc dopiero za którymś razem stwierdził, że to nie ona, tylko on. Tak, śliczny, młody chłopak. Nazwał go Mitsukai*, ponieważ w snach najczęściej objawiał mu się jako anioł. Koledzy z zespołu twierdzili, że Mitsukai nie istnieje, ponieważ nigdy nie mogli go zobaczyć, tak szybko znikał. Shin też miał często właśnie takie wątpliwości. Ale raz Ryoga przez przypadek zauważył Anioła. Lecz ten równie szybko się zmył, jak zawsze. Od tamtej pory zaczęli się zastanawiać, dlaczego on się ich boi. Zwłaszcza tych muzyków z grupy major. Jak kiedyś Shin przez przypadek minął na ulicy Kaiego, Mitsukai mało co sobie nóg nie połamał, uciekając przed nimi. A w sklepie, gdy wokalista spotkał Takeru, przewrócił stos puszek z zupą pomidorową, rzucił kasjerce prawie całą zawartość portfela i już go nie było. Zrobił to tak szybko, że wokalista SuGa nawet tego nie zauważył i wciąż trajkotał o głupotach, typu Tęczowy Królik z jakiejś bajki, albo Tęczowa Hulajnoga Tęczowego Królika. Shin pozbył się szybko Takeru, ale już Anioła nie dogonił.
Pewnego wieczoru szedł do domu i znów go zobaczył. Mitsukai jak zwykle miał swoje czarne włosy związane w pocieszną kitkę, a czarne oczy spoglądały gdzieś w dal, gdy szedł po drugiej stronie ulicy. Shin stwierdził, że w końcu ma okazję, żeby złapać Anioła i zapytać się chociaż, jak ma na imię. I istniało jeszcze to dziwne uczucie, że już gdzieś go widział. Przeszedł na drugą stronę ulicy. Mitsukai odwrócił się, słysząc kroki i jego oczy zabłysły uczuciem strachu.
 - Nie, czekaj, ja chcę tylko porozmawiać! - zawołał Shin, lecz Mitsukai zerwał się już do biegu. Shin westchnął i zaczął go gonić, ale to nic nie dało, znowu go zgubił.
Przystanął. Spojrzał w gwiazdy. Ta osoba denerwowała go swoją nieuchwytnością. Po chwili poczuł czyjąś obecność.
 - Shin, a ty co tu robisz? - zapytał Iv, podchodząc do lekko zdyszanego kolegi. - Znowu goniłeś tego swojego Anioła?
 - Tak - odparł Shin i odwrócił się w stronę basisty. - Dlaczego on się mnie boi?
 - On się boi wszystkich z PSC - oznajmił Iv. - To jest naprawdę dziwne.
 - Gdzie Ko-ki? Zazwyczaj się nie rozdzielacie - zauważył Shin.
 - Zaparzyłem mu herbatki usypiającej - odparł Iv.
 - I co? - wokalista uspokoił się w końcu. - Zasnął?
 - Tak, zasnął - Iv odetchnął głęboko. - Mam spokój choć na jeden wieczór. Wiesz, taka herbatka bardzo pomaga, jak się jest z kimś tak napalonym, jak Kouki.
 - Czasem mnie przerażasz - stwierdził Shin.
 - Tak, wiem - Iv uśmiechnął się lekko. - Odprowadzić cię do domu?
 - Nie, przejdę się do parku - odparł Shin. Iv skinął głową i pomachał mu na do widzenia. Wokalista poszedł w swoją stronę.
Gdy był już blisko parku i by do niego dotrzeć, musiał przekroczyć tylko przejście dla pieszych, usłyszał nagle czyjś głos.
 - Shin, uważaj! - zawołał ów ktoś. Wokalista został wyrwany z zamyślenia i rozejrzał się, by odnaleźć źródło głosu, ale zobaczył tylko przerażające światła jadącego samochodu...





*mitsukai - anioł

niedziela, 11 lipca 2010

Sen Błękitnej Róży III

Zespół: D
Pairing: Asagi&Ruiza
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Za chwilę się dowiecie, czy Ruiza mógł się w końcu wyspać, a Asagi przestał lunatykować. Miłego czytania.


Północ. Światło Księżyca wpadało przez otwarte okno. Ruiza leżał na łóżku. Miał zamknięte oczy, ale nie spał. W głowie wciąż kołatało mu się jego imię wypowiadane przez Asagiego. Po chwili usłyszał skrzypnięcie zawiasów w drzwiach, a potem kroki. Różniły się jednak od tych, które słyszał wczoraj. Były niepewne. W pewnym momencie kroki ustały, a gitarzysta poczuł na sobie czyjś wzrok. Nie otworzył jednak oczu. Łóżko ugięło się delikatnie pod ciężarem czyjegoś ciała, ale Ruiza wciąż udawał twardy sen. Nie wiedział jednak, po co. Może ze strachu, że ten ktoś to nie Asagi? Tylko ktoś inny? Ktoś, na komu mu nie zależy? Czekał więc, aż domniemany Asagi otuli się kołdrą, a on będzie mógł już wtedy upewnić się, czy to on i zasnąć. I w końcu się wyspać, bo jest przecież po północy. A wokalista znów rano obudzi się w nieswoim pokoju, dziwiąc się, co on tu robi. Ale kołdra wciąż leżała nieruchomo, tak jak osoba obok Ruizy. Lecz nagle ręka tej osoby odgarnęła mu włosy z twarzy. To już nie było zwyczajne. A bardziej niezwykły był pocałunek złożony na jego ustach. Ruiza otworzył oczy i objął Asagiego, odwzajemniając pocałunek.
 - Nie spałeś - wydyszał Asagi, odsuwając się od Ruizy, by zaczerpnąć oddechu.
 - Nie mogłem zasnąć bez ciebie, ty moja Różyczko - odparł Ruiza. Asagi uśmiechnął się lekko i przyciągnął swoje koi* do kolejnego pocałunku. Marzenia czasem jednak się spełniają.
Hide-zou wpadł do pokoju Hirokiego, u którego siedział już Tsunehito.
 - Asagi poszedł do Ruizy - oznajmił.
 - No nie, przegrałem zakład - załamał się Tsunehito.
 - Pamiętaj, kupujesz mi piwo - przypomniał mu Hiroki. - A następnym razem musisz być bardziej przekonywujący.
 - Ha ha. Bardzo śmieszne - Tsune szturchnął go w ramię i wszyscy trzej wybuchnęli śmiechem.

The end



*koi - kochanek, kochanie (coś w tym rodzaju)


poniedziałek, 5 lipca 2010

Sen Błękitnej Róży II

Zespół: D
Pairing: Asagi&Ruiza
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Druga część.


Ruiza stał na tarasie i patrzył na scenę. Nie był tam jeszcze potrzebny, techniczni musieli ustawić sprzęt. A jemu wciąż dźwięczało w głowie jego imię. „Yoshiyuki”. Dlaczego Asagi go tak nazwał? Nigdy nie mówił do niego po imieniu, jak już, to nazywał go „Rui-chan”. Ruiza nie rozumiał też tego, dlaczego wokalista przyszedł akurat do jego pokoju. Bo jeśli jest lunatykiem, to jego podświadomość kazała mu przyjść właśnie do pokoju Ruizy. Gdy tak się nad tym zastanawiał, usłyszał znajomy głos.
 - Co tu tak stoisz? - Tsunehito podszedł do niego i oparł się o barierkę. - Tak sam, bez nikogo.
 - Do czego dążysz? - Ruiza zmierzył go wzrokiem.
 - Do pewnej Błękitnej Róży - odparł tajemniczo Tsunehito. Ruiza jednak zrozumiał, o co mu chodziło. A raczej o kogo.
 - Dlaczego akurat do niego? - zapytał gitarzysta, patrząc ze zdziwieniem na basistę. Tsune uśmiechnął się lekko.
 - Ruiza, ja nie jestem ślepy - oznajmił. - Widzę, co się dzieje. I widzę też, że się nie wysypiasz. Zrób coś z tym, bo w końcu zemdlejesz nam na scenie. Tak jak twoja Różyczka.
 - Jakby to było takie łatwe - westchnął Ruiza. Nie było. Było strasznie trudne.
 - To ja już pójdę. Trzymaj się - Tsunehito uśmiechnął się lekko i odszedł, zostawiając gitarzystę samego ze swoimi myślami.
Asagi stał przy ścianie i liczył rysy na suficie. Musiał jeszcze załatwić mnóstwo spraw, a w głowie cały czas tylko siedział mu Ruiza, jego pokój i jego łóżko. Lunatykował od zawsze, gdy tylko chciał zrobić coś, a nie miał odwagi. Przez sen to robił, ot tak sobie. W pewnym momencie poczuł szturchnięcie w ramię.
 - Co tak stoisz? - zapytał Hiroki. - Nie musisz przypadkiem czegoś załatwić?
 - Tak, muszę - przytaknął Asagi.
 - Ale znów zamyśliłeś się o naszej Księżniczce, prawda? - zapytał Hiroki, uśmiechając się lekko.
 - Księżniczce? - zdziwił się Asagi. Nigdy nie wpadłby, żeby tak nazwać Ruizę.
 - Tak, nasza Księżniczka z gitarą zawróciła ci w głowie. Asagi, tylko głupi by nie zauważył, co się dzieje, uwierz mi. Nie ubliżając Ruizie, który chyba jest jedyną osobą niewiedzącą o całej sytuacji. Znam cię troszeczkę i widzę, że cały czas wodzisz za nim wzrokiem. Powiedz mu, on się przecież nie obrazi.
 - Ale to nie jest takie łatwe - oznajmił Asagi.
 - Poradzisz sobie - Hiroki poklepał go po ramieniu i odszedł, zostawiając Asagiego samego. Wokalista spojrzał jeszcze ze zdziwieniem na oddalającą się sylwetkę perkusisty i wrócił do wpatrywania się w sufit.

sobota, 3 lipca 2010

Sen Błękitnej Róży I

Zespół: D
Pairing: Asagi&Ruiza
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: O tak, moje kochane Taiyątka. Wróciła moja wena.




Takahiro Ogawa – osoba, która każdego dnia przyprawiała Ruizę o dreszcze emocji. Jego czarne włosy, równie czarne oczy i smukła sylwetka nie dawały spać biednemu gitarzyście. Leżał więc na łóżku, myśląc o nim cały czas. Tak, Asagi był jego marzeniem, niespełnionym, odległym marzeniem, nie do zdobycia. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Wyszedł na balkon. Musiał odetchnąć świeżym powietrzem. Wiatr rozwiał mu włosy. Było po trzeciej w nocy, a on wciąż nie mógł zasnąć. Po chwili usłyszał dźwięk uchylanych drzwi i kroki. Odwrócił się. Pośrodku pokoju stał Asagi, patrząc w dal nieobecnym wzrokiem.
 - Asagi? - Ruiza podszedł do niego i pomachał mu ręką przed oczami. Wokalista nie zareagował. - Asagi, co się dzieje? Odezwij się, proszę.
Wokalista stał jednak i nie ruszał się ani nie odzywał, tylko patrzył w dal. Wtem odwrócił się i położył się do łóżka, otulając się kołdrą i tym samym wprawiając Ruizę w totalne oszołomienie. Gitarzysta stał jeszcze przez chwilę, gdy nagle go olśniło – Asagi lunatykuje! Jest lunatykiem! On śpi! Ale jak go obudzić? I czy w ogóle go budzić, czy może skorzystać z okazji, że wokalista sam wpakował mu się do łóżka? Możliwość spędzenia nocy u boku Asagiego wywołała uśmiech na twarzy Ruizy. Gitarzysta wślizgnął się pod kołdrę i niemal natychmiast zasnął.
Obudziło go mocne szarpanie za ramiona. Gdy trochę oprzytomniał, doszedł do wniosku, że znajduje się w pozycji siedzącej, a to, co boleśnie wbijało mu się w ramiona, okazało się być palcami zdezorientowanego Asagiego.
 - Co ty tu robisz? - zapytał wokalista. Ruiza spojrzał na niego z udawanym zdziwieniem.
 - Śpię - odparł. - To raczej ja się powinienem zapytać, co ty robisz tutaj. To mój pokój, Asagi.
 - Twój? - zdziwił się Takahiro i rozejrzał się po pokoju. Po chwili zrobił tak speszoną i niewinną minę, że Ruizie skojarzył się z Shinem z Kagrry,.
 - Tak, Asagi. To mój pokój - powtórzył Ruiza, uśmiechając się lekko. - I moje ramiona, w które wbijasz swoje szanowne palce.
 - Wybacz - Asagi wstał pośpiesznie i poszedł w stronę balkonu. - Zostawiłem otwarte drzwi balkonowe, więc mogę się dostać bezpiecznie do pokoju.
 - Niby jak? - zdziwił się Ruiza. Zegar na ścianie wskazywał piątą. Spał gdzieś półtorej godziny. To i tak dłużej niż zwykle.
 - Przejdę z twojego balkonu na mój - odparł Asagi.
 - A nie możesz wyjść drzwiami? - zdziwił się Ruiza.
 - A myślisz, że co pomyślą ci detektywi od siedmiu boleści, gdy tak po prostu wyjdę sobie z twojego pokoju, Yoshiyuki? - zapytał Asagi i zamarł na chwilę, bo uświadomił sobie, że powiedział do Ruizy po imieniu.
 - Że lunatykowałeś i przez przypadek trafiłeś do mojego pokoju? - zaproponował prawdziwą wersję Ruiza, próbując się uspokoić, bo jego imię wypowiadane przez Asagiego wciąż brzmiało mu w uszach.
 - Skąd wiesz, że jestem lunatykiem? - zdziwił się Asagi.
 - Nie wiedziałem, ale dziękuję za informację - skłamał Ruiza i uśmiechnął się lekko. Asagi znów się speszył i wrócił do swojego pokoju, przechodząc na swój balkon.

wtorek, 8 czerwca 2010

Inny punkt widzenia

Zespół: Kagrra,, Alice Nine, Kra
Pairing: Tora&Akiya, Isshi&Nao, Keiyu&Mai
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Nie pytać, czytać. Domyślać się, kto jest autorem słów.




„Siedzisz i patrzysz przez okno. Takim smutnym wzrokiem. Mam ochotę podejść i Cię przytulić, ale wtedy byś się przecież domyślił, co do Ciebie czuję. A przecież to niemożliwe, byś czuł to samo. Ale podchodzę. Nie przytulam Cię, pytam tylko, czy coś się stało. Jak zwykle odpowiadasz, że nic. Dlaczego nigdy nie mówisz mi całej prawdy? Przecież bym zrozumiał. Twoich tajemnic nie wydam nikomu, uwierz mi. Więc dlaczego znowu milczysz? Dlaczego mnie ignorujesz? I dlaczego mam wrażenie, że się zakochałeś?”


* * *

„I znów to samo. Mijam Cię na korytarzu, a Ty nawet mnie nie zauważasz. Chyba... Nie wiem, nie jestem pewien. I znów się spóźniłem, bo zapatrzyłem się na Twoją sylwetkę, znikającą za drzwiami do waszego studia. Próba na całe szczęście się skończyła. Można wyjść. Wychodzę ostatni, bo z dziewięć razy się o Tobie zamyśliłem. I nagle czuję przeszkodę na drodze. To Ty. Wpadłeś na mnie? No świetnie, prawie Cię podeptałem. Uśmiecham się lekko, próbując nie pokazywać, jak bardzo jestem zmieszany, ale i uszczęśliwiony tą sytuacją. Tak, dotknąłem Twojej ręki. Niezapomniane uczucie. I wtedy słyszę Twoje cicho wypowiadane słowa. Muszę się ukryć, tak, muszę. Wpadam do sali prób, która jest zupełnie pusta. Nie zapaliłem nawet światła, jest więc kompletnie ciemno. Moje myśli nie mogą się uspokoić. Oddycham niespokojnie, szybko. Ale stwierdzam, że muszę w końcu powiedzieć Ci, że to usłyszałem. Jutro, pojutrze, za pięćdziesiąt lat, kiedy się na to zdobędę.”


 * * *

„Wchodzisz do sali ostatni. Dziwne. Zazwyczaj przychodzisz zaraz po mnie. Coś jest nie tak. Masz inny wzrok, nie uśmiechasz się. Napisałeś tekst, hm... A mógłbyś mi wytłumaczyć, czemu tu jest cały czas nawiązanie do motywu tańca? Dlaczego? Nie no, wiem, głupieję. Okej, zagrajmy ten nowy utwór. Tak, zagrajmy jeszcze kilka, może w końcu przestanę na Ciebie patrzeć i skupię się na grze... Co jest?! Co Ci jest?! Kurde, Ty jak zwykle musisz mnie straszyć. Kładę Cię na kanapie i opieram się o ścianę. Jak zwykle reszta zespołu dopiero teraz zareagowała... Obudziłeś się. No nareszcie. A ten idiota tylko nawija i nawija. Muszę napić się wody. O tak, muszę... Że co mam zrobić?! On chyba zwariował. Dobrze, niech wam będzie. Zawiozę Cię do domu, tylko mnie NIE DOTYKAJ. No i muszę wnieść Cię po schodach. Jesteś taki słodki, gdy śpisz. I taki niewinny. Ile bym dał, by móc widzieć Cię śpiącego w łóżku, obok mnie...”


The end

czwartek, 27 maja 2010

"Apsik!"

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Pisane w czasie choroby.



 - Apsik! - rozległo się po raz pięćdziesiąty w domu Akiyi i Tory. Akiya po raz dwusetny zamordował wzrokiem pudełko chusteczek i sięgnął po jedną z nich.
 - Jak ja uwielbiam mieć katar - zironizował zachrypniętym głosem.
 - Hej, moje zasmarkane biedactwo. Jak się czujesz? - zapytał Tora, wchodząc do pokoju.
 - A nie widać? - zapytał Akiya. Tora uśmiechnął się lekko.
 - Widać. Wyglądasz jak 47 nieszczęść.
 - Ha ha. Bardzo śmieszne - stwierdził Akiya i poprawił sobie poduszkę. - Dzwoniłeś do Izumiego?
 - Tak, dzwoniłem. Wytłumaczyłem mu dokładnie, dlaczego nie będzie cię na próbach - odpowiedział Tora. - Do Nao też zadzwoniłem. Mogę zostać z w domu i się tobą zaopiekować.
 - Kochany jesteś - stwierdził Akiya, wtulając się w poduszkę.
 - Wiem - Amano uśmiechnął się lekko. - Prześpij się, to poczujesz się lepiej.
 - Sam spróbuj zasnąć, jak ci Niagara z nosa leci - odparł Akiya.
 - Zaraz wrócę, odpoczywaj - Amano pogładził włosy Akiyi, uśmiechnął się i wyszedł.
 - Co ja bym bez niego zrobił? - zapytał Akiya i spojrzał na zdjęcie stojące na szafce nocnej. Była na nim Kagrra, - rozbawiony Izumi, lekko speszony Shin, uśmiechnięty Nao, Isshi próbujący dobrze wyglądać i on sam, zamyślony. Zdjęcie zrobione zostało dwa lata temu, kiedy jeszcze Izumi i Shin ze sobą nie byli, Nao dopiero co zszedł się z Isshim, a Akiya wzdychał do Tory i śnił o nim po nocach. I spóźniał się na próby. Na wszystkie.
 - Aki, ugotowałem ci zupkę - z zamyślenia wyrwał go głos Amano, który stanął w drzwiach z miską zupy, uśmiechając się promiennie.
 - Sam? - zdziwił się Akiya, siadając na łóżku.
 - No pewnie, że sam... otworzyłem saszetkę i wrzuciłem zawartość do miski, a potem zagotowałem w mikrofali - Tora uśmiechnął się niemrawo. - Za dobrze mnie znasz.
 - Znam cię najlepiej na świecie - odparł Akiya. Tora usiadł na brzegu łóżka i nabrał na łyżkę trochę zupy.
 - Am - powiedział, podsuwając Akiyi łyżkę do ust. Akiya uśmiechnął się czule i spojrzał na Torę ze zdziwieniem.
 - Chcesz mnie karmić? - zapytał, wciąż patrząc na łyżkę.
 - Tak. Chyba, że mi nie pozwolisz - odparł Amano i uśmiechnął się lekko.
 - Dobra, pozwolę. Ale bez tego „am”. Nie jestem dzieckiem.
 - Czasem mam wątpliwości - odparł Tora, na co Akiya trzepnął go w głowę. - Ej no. Ja tu do ciebie z obiadkiem, a ty mnie bijesz?
 - Przepraszam, mamusiu - powiedział Akiya i obaj wybuchnęli śmiechem.

The end

poniedziałek, 24 maja 2010

"Yamiyo no gene"

Zespół: Kra
Pairing: Keiyu&Mai
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: komedia, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Tak, wiem, że moja wyobraźnia was przeraża. Tak, wiem, że zrobiłam z Maiego po raz kolejny zawieszający się komputer. Tak, wiem, że Keiyu czegoś takiego by nie zrobił, chociaż z nim nigdy nic nie wiadomo (zważając na to "F**k you!" na nowym PSC albo na ogólne jego zachowanie). Tak, ja to wszystko wiem. Ale nie bijcie mnie, tylko jak już, to zostawcie komentarz, który mnie pobije za was. Miłego czytania i podążania dziwnymi drogami mojej wyobraźni.



Keiyu siedział w garderobie. Za chwilę miał zacząć się koncert, jeden z wielu na tej trasie. Yuhra trzymał w ręce papieros i patrzył w bliżej nieokreślony punkt, a Yasuno po raz tysięczny poprawiał sobie włosy. Mai rozmawiał z technicznym. Był zdenerwowany. Bardzo zdenerwowany.
 - Ile razy mam powtarzać, że... - Mai umilkł, czując oplatające go ramiona Kousuke.
 - Spokojnie, Maiccho - wyszeptał Keiyu. - Nie denerwuj się tak.
 - Kousuke, puść mnie, muszę porozmawiać z Yamamoto - odparł Mai, lecz nadal się nie ruszał.
 - Zadziwiasz mnie - stwierdził Keiyu. - Jesteś stanowczym liderem, ale robisz się potulnym i uległym uke, gdy tylko poczujesz mój dotyk.
 - Każdy byłby uległy, gdybyś go dotknął - odparł Mai lekko drżącym głosem.
 - Te, papużki - Yasuno puknął jednego i drugiego w ramię. - Koncert. Budzimy się.
 - A tak, koncert - Keiyu puścił Maiego i wyszedł z garderoby.
 - Yamamoto, masz to zmienić - rzucił jeszcze Mai i wyszedł za Keiyu.
 - Oni są nienormalni - stwierdził Yasuno. - Są już ze sobą dość długo, a zachowują się, jakby zeszli się wczoraj. Mai w ogóle sprawia wrażenie, jakby jeszcze do niego nie dotarło, że jest z Keiyu.
 - Ale spójrz na to z tej strony - zaczął Yuhra. - Keiyu podchodzi do Maiego i próby nie ma.
 - Co racja to racja - przytaknął Yasuno.
 - Tylko, Keiyu, nie rób nic zaskakującego, bo nie chcemy rozpadu zespołu - powiedział Yuhra, gdy już stali przed wejściem na scenę. - Jak nam lider na zawał zemrze, to sobie sami nie poradzimy.
 - Taa, nie będę - Keiyu uśmiechnął się lekko podejrzanie.
Na „Yamiyo no gene” Keiyu jak zwykle uwodził publiczność, a potem podszedł do Maiego i objął go ramieniem, po czym delikatnie go pocałował. Mai grał dalej, ale praktycznie nie myślał, nie wiedział, kim jest i gdzie się znajduje. Kousuke tylko uśmiechnął się lubieżnie i wrócił na swoje miejsce. Publiczność oczywiście zapiszczała, a potem się uspokoiła i dalej słuchała granego utworu.
 - „Keiyu i słuchanie poleceń - rzecz niespotykana” - pomyślał Yuhra i wrócił do grania na basie. Yasuno nawet nie zauważył tego, co Keiyu zrobił. Był zajęty robieniem z siebie gwiazdy. Dowiedział się o tym dopiero po koncercie, gdy Mai w końcu mógł na spokojnie porozmawiać z wokalistą.
 - Kousuke, czy ty czasem myślisz? - zapytał Mai, wchodząc do garderoby.
 - Tak, myślę. O tobie - odparł Keiyu. Mai zamilkł. Uśmiechnął się, podszedł do Kousuke i go przytulił.
 - Oni mnie denerwują - oznajmił Yasuno. - Są jeszcze bardziej denerwujący niż Takeru i Isshi razem wzięci.
 - Yasuno, znajdź sobie kogoś - stwierdził Keiyu, odsuwając się od Maiego. - Może ten ktoś w końcu zamknie ci te twoje niezamykające się usta.
Mai i Yuhra wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, a Yasuno skrzyżował ręce na piersi i obraził się na cały świat.

The end

niedziela, 9 maja 2010

Yume - Złe przeczucia, czyli rozmowa Nao z Keiyu

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, trochę smutny na początku
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Stwierdziłam, że musicie się o czymś dowiedzieć. A dokładniej, na czym polegały złe przeczucia Nao. I o czymś jeszcze, o czym Isshi wiedzieć nie mógł. 



Keiyu siedział w domu i oglądał jakiś film. Mai akurat wyszedł zaparzyć herbatę. W pewnym momencie w pokoju rozległ się nagle głos Isshiego, śpiewający coś o zapomnieniu. Keiyu odebrał ze znudzeniem telefon.
 - Tak?
 - Keiyu, musisz tu przyjechać i mi pomóc - w słuchawce odezwał się głos Nao.
 - Że niby w czym? - zapytał Keiyu z jeszcze większym znudzeniem.
 - Chodzi o to, że Isshi nie odbiera telefonu, a sekretarka nie włącza mu się od razu, czyli raczej mu komórka nie siadła - powiedział Nao na jednym wydechu.
 - Nie odbiera telefonu od ciebie, Nemo? To chyba zrozumiałe - stwierdził Keiyu.
 - Nie, nie odbiera telefonu od wszystkich z Kagrry, - sprostował Nao. - I nie nazywaj mnie Nemo!
 - Jasne, Nemo, nie będę cię tak nazywał - odparł sarkastycznie Keiyu. - Ale jeśli Isshi nie odbiera telefonu, to nie musisz robić od razu takiej afery. Może zapomniał wziąć z domu?
 - Tak, ten telefon jest w jego domu, tylko że drzwi są zamknięte na jeden zamek - wytłumaczył Nao. - Zawsze denerwowało mnie to, że jak Isshi gdzieś wychodził, nawet wyrzucić tylko śmieci, to zamykał na oba zamki. Ale teraz mam dowód na to, że coś jest nie tak.
 - Masz rację, to jest dziwne - Keiyu dopiero teraz zaczął się niepokoić. - Mieszkałem kiedyś u niego przez tydzień, on ma taki nawyk. Coś jeszcze zauważyłeś, Nemo?
 - Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał - wycedził Nao. - A propos tego nieodbierania telefonu, to też jest dziwne. Zwłaszcza, że jeszcze rano Izumi do niego dzwonił zapytać się, czemu po raz enty nie jest na próbie i Isshi odebrał.
 - On nawet jak się na kogoś obrazi, to odbiera, by mu powiedzieć, że nie będzie z nim rozmawiał - zadumał się Keiyu. - Zaraz, z tego co zrozumiałem, siedzisz na jego wycieraczce, nie, Nemo?
 - Tak, siedzę na jego wycieraczce. I nie nazywaj mnie Nemo!
Keiyu schował komórkę do kieszeni i wstał z kanapy. Zarzucił tylko kurtkę na ramiona i już miał wyjść, gdy Mai go zatrzymał.
 - A ty gdzie się wybierasz? - spytał, patrząc na niego swoim sławetnym, liderowym spojrzeniem.
 - Do Isshiego, Nemo ma jakieś złe przeczucia - odparł Keiyu i pocałował Maiego w policzek. Wyszedł z mieszkania i zbiegł po schodach. Te wszystkie elementy układały się w przerażającą całość.
Wpadł na klatkę schodową jak burza. Jeszcze winda się popsuła i musiał biec po schodach. Nao siedział na wycieraczce i opierał się o drzwi.
 - No jesteś wreszcie - stwierdził. - Masz klucze czy coś?
 - Coś - odparł Keiyu i wyjął wsuwkę do włosów z kieszeni. Kilka razy przekręcił nią w zamku i otworzył drzwi. Nao zrobił wielkie oczy ze zdziwienia.
 - Jak...
 - Doświadczenie, nie pytaj - odparł Keiyu. Otworzył drzwi i obaj zamarli z przerażenia. Na podłodze leżał bowiem Isshi. Nieprzytomny...
 - Shino! - Keiyu podleciał do niego. - Shino, ocknij się! Shino! - zawołał jeszcze raz, lecz nic to nie dawało. - Kurde, Nao, zostań z nim, ja dzwonię po karetkę.
Nao stał przez chwilę przerażony, lecz po chwili podszedł do Isshiego.
 - Isshi! - zawołał. - Shinohara!
 - Nie krzycz, to nie pomoże - stwierdził Keiyu, gdy przestał już rozmawiać przez telefon.
 - Obudź się! - zawołał Nao, nie zwracając uwagi na słowa Keiyu.
Isshi drgnął. Otworzył powoli oczy i nieobecnym wzrokiem rozejrzał się po pokoju...

The end

czwartek, 6 maja 2010

Yume III

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, trochę smutny na początku
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Iluzja.



Był wczesny wieczór. Wiał przyjemny wiatr. Isshi siedział na tarasie. Uwielbiał tę ciszę. Ten ogród, to jezioro w oddali, te szumiące drzewa. To wszystko było dla niego domem, tak pięknym i zacisznym, gdzie wszystko jest wypełnione ciepłem i nie ma miejsca na samotność. Tamto mieszkanie to tylko cztery ściany i balkon. Nic innego. To tutaj był jego dom, nie tam. Ale kilka dni temu mógłby nie wrócić ani do tego domu, ani do tamtego mieszkania. Bo gdyby Nao nie miał złych przeczuć, gdyby nie zadzwonił po Keiyu, czyli specjalisty od włamań i gdyby Isshiego nie znaleźli, to nie wiadomo, co by się stało.
 - Znowu tu siedzisz? - spytał Nao, stając w drzwiach tarasowych.
 - Brakowało mi tego miejsca - odparł Isshi. - I ciebie.
 - Zaczynam się o ciebie martwić - stwierdził Nao i oparł się o barierkę. - Jesteś strasznie miły.
 - Gdybyś wiedział, co widziałem, gdy byłem nieprzytomny, to byś zrozumiał - odparł Isshi. Nao uśmiechnął się czule.
 - Więc mi to opowiedz - stwierdził i odwrócił się do Isshiego. - Co widziałeś po drugiej stronie?
 - Kagrrę, bez ciebie - odpowiedział Isshi. - Ty zginąłeś w wypadku samochodowym, jak istnieliśmy jeszcze jako Crow. Nie było „Kagrra, no su”, nie było piosenek napisanych przez ciebie. Mieliśmy basistę o imieniu Yume, który był jak cały SuG, ViViD i An cafe razem wzięci. Czyli maksymalnie przesłodzony. I emo na dokładkę. I mówił do mnie „Shi-chan”. Aż dostaję dreszczy na samą myśl. Oprócz tego Akiya był poważny, Shin troszeczkę opryskliwy, a Izumi nerwowy. Żaden z nich praktycznie się nie uśmiechał. Na całe szczęście wyrwałeś mnie z tej iluzji.
 - Jak to ja? - zdziwił się Nao.
 - Zawołałeś mnie - wytłumaczył Isshi. - Od razu zacząłem rozumieć, że z tym światem jest coś nie tak, jak tylko cię usłyszałem. Gdy się obudziłem, trzymałeś mnie na kolanach, Keiyu stał przerażony z komórką w ręku i patrzył na mnie z takim strachem w oczach, jakiego nigdy w nich nie widziałem. Potem chyba znowu odpłynąłem i obudziłem się dopiero w szpitalu. Ale coś stało się pomiędzy tą pierwszą a drugą utratą przytomności, tylko nie pamiętam, co. Bo gdy obudziłem się po raz drugi, stwierdziłeś, że „wracamy do domu, gdy tylko poczujesz się lepiej”.
 - Przeprosiłeś mnie - odpowiedział Nao. - I powiedziałeś, że mam cię zabrać z tego mieszkania. Do domu. Teraz kojarzysz?
 - Tak, teraz tak - przytaknął Isshi. Przypomniał sobie wszystko. Całą tę sytuację.
 - Nao, ja cię przepraszam - powiedział Isshi słabym głosem. - Przepraszam cię za wszystko, za wszystkie złe rzeczy, które zrobiłem.
 - Shino - wyszeptał Nao. Po raz pierwszy widział, żeby Isshi kogoś przepraszał. Czasami miał nawet wrażenie, że Isshi nie zna tego słowa.
 - Yamada, zabierz mnie do domu - poprosił Isshi. - Zabierz mnie z tego mieszkania. Do domu.
 - O czym ty mówisz? - zdziwił się Nao.
 - Dom jest tam, gdzie ty jesteś - odparł Isshi. - Tutaj ciebie nie ma. To nie jest dom. To tylko cztery ściany i balkon.
 - Shino, karetka już jedzie. Trzymaj się - usłyszał gdzieś obok głos Keiyu. A potem wszystko ucichło.
 - Jak drugi raz zemdlałeś, to już ci się nic nie śniło? - upewnił się Nao. Isshi pokiwał głową.
 - Nie. Wtedy już nic - odparł.
 - Wiesz, ja się zaczynam Keiyu bać - zmienił temat Nao. Isshi spojrzał na niego ze zdziwieniem.
 - Dlaczego?
 - Gdy zobaczyłem, jak on umiejętnie włamuje ci się do mieszkania, to przez chwilę zapomniałem, po co do ciebie przyjechaliśmy - odpowiedział Nao.
 - Tak, Kousuke czasem wszystkich zaskakuje. Nie tylko ciebie, Yamada - Isshi uśmiechnął się lekko.
Nao również się uśmiechnął. Usiadł obok Isshiego i położył mu głowę na ramieniu. Siedzieli tak w nocnej ciszy, słysząc tylko szum drzew w ogrodzie.

środa, 5 maja 2010

Yume II

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, trochę smutny na początku
Ostrzeżenia: amnezja?
Notka autorska: Mam nadzieję, że domyśliliście się, o co chodzi.



Isshi wszedł do sali prób. Akiya grał na gitarze, Shin jadł jogurt, a Izumi rozmawiał przez telefon, strasznie się przy tym wkurzając. Na kanapie siedział zaś Yume, delikatne stworzenie o blond włosach sięgających prawie do pasa. Miał czarne, spokojne oczy. Był ubrany w bluzkę w czarno-różowe paski, czarne dżinsy, różowe skarpetki i czarne buty - w prawym miał jasnoróżową sznurówkę, a w lewym ciemnoróżową. Uśmiechał się delikatnie i owijał sobie swoje długie włosy wokół palców. Kiedy zauważył Isshiego, poderwał się z miejsca i zarzucił się mu na szyję.
 - Shi-chan! Fajnie, że jesteś! - zawołał piskliwym głosikiem.
 - Słuchaj, Barbie, puść mnie lepiej - stwierdził Isshi i odepchnął Yume od siebie. On spojrzał na niego ze smutkiem.
 - Dlaczego mnie nie pamiętasz? - spytał po chwili. - Aki-chan mi powiedział, że straciłeś pamięć.
 - On zawsze z tym „chan”? - zapytał Isshi. Wszyscy pokiwali głowami. - Ile on ma lat?
 - Dwadzieścia osiem - odparł Akiya. - Jest ode mnie młodszy o rok.
 - Wygląda, jakby był od ciebie młodszy o 15 lat, Tygrysia Lilio - stwierdził Isshi. Yume zasmucił się jeszcze bardziej.
 - Ha-chan, powiedz mu coś - zwrócił się do Shina. Shin popatrzył na niego z rozbawieniem.
 - Ja? Wątpię, żebym ja coś zdziałał - stwierdził i wzruszył bezradnie ramionami.
 - Izu-chan, no zrób żeś coś! - zawołał już zrozpaczony Yume. Izumi potarł ręką czoło z załamaniem.
 - Isshi, przestań dokuczać Yume. On jest i tak strasznie zagubiony. I jeszcze ten fakt, że go nie pamiętasz. To nie jest proste przyzwyczaić się do tego.
 - Tak, jasne - stwierdził Isshi i usiadł na kanapie. - Wiecie, jeśli piosenki, które napisał Nao nie istnieją, to znaczy, że tych, które napisał Yume, nie znam. Musicie mi dać nuty.
Reszta pokiwała głowami. Isshiego zastanowił fakt, dlaczego jego koledzy nagle ze wszystkim się zgadzają.
 - Hej, Isshi! Co u ciebie? - spytał Akiya, podchodząc do niego po próbie. Yume przyszedł zaraz za nim.
 - Źle - odparł Isshi i spojrzał na Yume. I wtedy sobie uświadomił, że przecież nawet nie wie, jak on się naprawdę nazywa. - Yume, to może głupie pytanie, ale jak ty się naprawdę nazywasz?
 - Itsu Adoreamu - odpowiedział Yume. Isshi spojrzał na niego, po czym wyjął kartkę i długopis z kieszeni. Napisał na nim to imię i nazwisko i skreślił kilka liter. Wyszło mu coś po angielsku, choć zapomniał, co to znaczyło.
 - It's a dream - przeczytał na głos. - Co to znaczy?
 - To jest sen - przetłumaczył Akiya. - Co masz zamiar zrobić, że mi to pokazujesz?
 - Nie wiem - odparł Isshi. Stop. Od kiedy Akiya się tak wysławia?
 - Isshi! - usłyszał nagle wokalista. Nie był to jednak głos ani Akiyi ani Yume.
 - Co to było? - spytał Isshi, rozglądając się w około.
 - Co? - dopytał się Akiya.
 - Ktoś mnie wołał - odparł Isshi.
 - Shinohara!
 - Zaraz, to ktoś, kto zna moje prawdziwe imię. O co tu chodzi?
 - Nikt nikogo nie woła, Isshi. Zaczynasz majaczyć - stwierdził Akiya.
 - Mam wrażenie, że coś jest nie tak. Ty - Isshi zwrócił się do Akiyi - wszystko ignorujesz. Normalnie od razu byś zaprowadził mnie do szpitala. I to wczoraj, gdy znalazłeś mnie na podłodze. Shin zachowuje się trochę opryskliwie, a Izumi wścieka się na telefon. Niby jak oni się zeszli?
Nikt mu nie odpowiedział.
 - No właśnie, bo się jeszcze nie zeszli. W tym cały problem. Nie wiecie, bo to się nie zdarzyło. Bo ten świat nie jest realny. To jest sen - oznajmił Isshi.
 - Obudź się!

wtorek, 4 maja 2010

Yume I

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, trochę smutny na początku
Ostrzeżenia: amnezja?
Notka autorska: Dobra, powiem tak - nie mam pojęcia, dlaczego moja wyobraźnia, podświadomość czy coś tam martwi się bardziej o inne pary niż Tora i Akiya. Może to dlatego, że u nich największym kryzysem może być drobne kłamstewko Amano, a u innych... Świat się wali, inni w mojej chorej wyobraźni mają poważne kryzysy. No dobra, nie wszyscy. Tylko takich dwóch. Obaj pasują do siebie chyba po prostu zbyt idealnie, żeby wszystko w ich świecie było doskonałe. Nie, nie będę wdawać się w szczegóły, o co się pokłócili. Wystarczy napisać, że się pokłócili. I pozwalam wam puścić wodze fantazji. Uwaga: na ten fik Nishi niech delikatnie przymknie oko.



Trzy tygodnie. Dokładnie tyle minęło od czasu, kiedy Nao zatrzasnął Isshiemu drzwi przed nosem. Powiesz o jedno słowo za dużo i nagle musisz wracać do swojego domu, sam.
Isshi siedział na balkonie. Piąte piętro, widok na autostradę, ryczące dziecko u sąsiadów za ścianą i jamnik biegający po panelach u tych na górze. Życie jak marzenie, nie ma co. I ta okropna pustka. Samotne mieszkanie, samotne poranki, samotne noce, samotne zmartwienia. Samotność.
 - Nudzi mi się - stwierdził Isshi. - Od tej ciszy zaczyna mi się kręcić w głowie.
Wszedł do domu i nagle świat zrobił się czarny...
 - Isshi? - dobiegło go gdzieś z daleka. Zamrugał. Zobaczył nad sobą Akiyę. Stop. CO ON TU ROBI?!
 - A ty co tu robisz? - spytał ze zdziwieniem. Akiya przewrócił oczami.
 - W tym momencie? Zbieram cię z podłogi. Wstawaj - stwierdził Aki. Isshi wstał i rozejrzał się. Był dalej w swoim domu, ale jedna rzecz go intrygowała – co tu robi gitarzysta?
 - Odpowiesz mi w końcu na pytanie? - Isshi zaczynał się już niecierpliwić.
 - Yume prosił mnie, bym przyszedł do ciebie i wziął te teksty, co je piszesz od miesiąca - odparł Akiya. - Wiesz, on już napisał trochę muzyki i chcemy w końcu to jakoś poskładać. Izumi też się na ciebie wkurza, bo nie pojawiasz się na próbach i nawet nie uzasadniasz swoich nieobecności. Shin i Izumi zajęli się sobą, więc to ja musiałem tu przyjść.
 - Poczekaj - Isshi powstrzymał Akiyę ręką, choć nie za bardzo wiedział przed czym. Rzeczywiście nie pokazywał się na próbach, ale to z powodu ryczącego dziecka za ścianą, które nie dawało mu spać, a przez to nie mógł się na niczym skupić. I chyba zapomniał Izumiemu o tym powiedzieć, ale.... - Kto to jest Yume?
 - Nasz basista - Akiya zmierzył go wzrokiem. - Gramy razem od sześciu lat. Zapomniałeś?
 - Co? - Isshi otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. - A Nao?
 - Gra w swoim zespole. Choć nie wiem, dlaczego Nao miałby zostawić dla nas Alice Nine.
 - Chodzi mi o naszego Nao - załamał się Isshi. - Yamada Naoki. Mówi ci to coś?
Akiya spoważniał. Isshi po raz pierwszy widział, żeby miał on aż tak poważną minę.
 - Isshi - powiedział powoli, praktycznie bez emocji. - Nao zginął w wypadku samochodowym. Wiele lat temu. Dlatego zmieniliśmy nazwę zespołu i przyjęliśmy do niego Yume. Kojarzysz?
Isshi usiadł z wrażenia na łóżku. Przecież to było niemożliwe. Znalazł jak najszybciej swój telefon. W kontaktach nie było Nao. Dopadł laptopa, wpisał w YouTube Kagrra, PV. Owszem, wyskoczyły mu jakieś opcje, PSC chyba jeszcze nie zrobiło czystek, ale Nao nie było na żadnym teledysku. Ostatnia nadzieja: wpisał w Google „Kagrra, no su”. Wyszukiwarka zamieniła się w jeden wielki znak zapytania.
 - Akiya - zaczął Isshi, lekko drżącym głosem. - Jeśli Nao nie żyje od kilku lat, to skąd u mnie te wszystkie wspomnienia?
 - Jedyne logiczne wytłumaczenie to to, że uderzyłeś się w głowę - stwierdził Akiya. - Wszystko w porządku?
 - Nie - odparł Isshi. - Właśnie się okazało, że wymyśliłem sobie kilka lat swojego życia. To nie jest w porządku.
 - Aha, jasne - Akiya uśmiechnął się niemrawo. - To masz te teksty?
 - A zabić cię? - odwarknął Isshi. Akiya popatrzył na niego z lekkim rozbawieniem.
 - Ty się nigdy nie zmienisz. Przyjdę jutro - stwierdził i wyszedł. Isshiego zastanowił fakt, dlaczego Akiya wyszedł, jeśli jego najlepszy przyjaciel właśnie stracił zmysły?

środa, 28 kwietnia 2010

Tragedy

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: angst, AU
Ostrzeżenia: śmierć
Notka autorska: To opowiadanie zostało napisane dla ofiar katastrof samolotowych, choć najbardziej dla tych, którzy zginęli 10 kwietnia. Jest również dedykowane bliskim ofiar, jak i wszystkim czytelnikom.


  Nie pamiętam, co działo się przed katastrofą. Kojarzę tylko szczegóły. Krzyki, panikę, pilota każącego nam zachować spokój. Nie pamiętam, co dokładnie się stało. Dlaczego samolot spadł? Może ty odpowiesz mi na to pytanie? Ty byłeś jakoś bardziej opanowany ode mnie, więc powinieneś to wiedzieć.
Jedyne, co teraz wiem na pewno, to to, że leżę na ziemi. Nie wiem, gdzie jestem, ale jest tu strasznie ciemno, a mnie boli nawet najmniejsza część mojego ciała. Otwieram oczy, choć praktycznie nie mam sił. Nie jest jednak tak ciemno, jak mi się zdawało. W końcu odszukuję cię wzrokiem. Leżysz jakieś dwa metry ode mnie. Nie wiem, czy żyjesz, czy jesteś nieprzytomny, wiem tylko tyle, że muszę się do ciebie dostać. Gdy w końcu mi się to udaje, choć przysporzyło mi to wiele bólu i wysiłku, łapię cię w panice za rękę. Drgnąłeś, to dobry znak. Znaczy, że żyjesz. Otwierasz powoli oczy i patrzysz na mnie takim martwym wzrokiem. Leżymy tak przez chwilę i, być może, wyobrażamy sobie tylko swój obraz, bo wątpię, żebyśmy wyglądali tak, jak siebie widzimy. Wiem, że na pewno jesteś ciężko ranny, poobijany i pokaleczony, ale tego nie widzę. Ty na pewno też nie widzisz moich ran. Siły w końcu mnie opuszczają, więc kładę głowę na ziemi i zamykam oczy. Po chwili czuję, jak uścisk twojej ręki rozluźnia się. Słyszę, jak twój oddech zwalnia, aż w końcu ustaje. A ja czuję straszne zmęczenie i silny ból. W końcu poddaję się. Ogarnia mnie błogi spokój, potem otacza ciemność. I nagle widzę światło. Piękne, śnieżnobiałe światło. I ciebie wyciągającego do mnie rękę.
 - Chodź - mówisz takim spokojnym, ciepłym głosem, uśmiechając się przy tym lekko.
Wyciągam rękę i chwytam twoją dłoń. Wtedy do mnie dociera – umarliśmy. A ty na mnie poczekałeś. I teraz zostaniemy razem. Na zawsze.


The end

wtorek, 27 kwietnia 2010

"Deszcz jest ukojeniem dla duszy" IV

Zespół: Kra
Pairing: Keiyu&Mai
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Niektórzy są bardzo domyślni, prawda?



Dwa dni później Keiyu głowa już nie bolała, więc udał się na próbę. Szedł pieszo, bo musiał przemyśleć kilka spraw, a spacer mu w tym pomagał. Zastanawiał się, dlaczego Mai tak dziwnie się zachowywał. Zawsze był opanowany i spokojny, nie licząc koncertów oczywiście. A dwa dni temu był rozkojarzony po przeczytaniu tekstu nowej piosenki, a potem przestraszył się o wiele bardziej od reszty, jak Keiyu zemdlał. I na każde słowo o nim zastygał w bezruchu. Zawieszał się jak komputer, który ma zbyt duży problem do rozwiązania. Problem... Mai i problemy... Nie, Mai nie ma problemów. Jedynym problemem Maiego jest połowa jego zespołu, czyli Keiyu i Yasuno. Chociaż na Yasuno wkurzają się wszyscy, a Mai...
 - Zaraz, on zachowuje się tak już dłużej - Keiyu przystanął, bo wszystkie elementy układanki zaczęły składać mu się w całość. Mai od dawna zaczął bronić Keiyu przed Yasuno, który zawsze patrzył na niego z góry (dosłownie i w przenośni). „Zacinał” się przy każdym nawet delikatnym uśmiechu wokalisty, geście, stwierdzeniu, które było tylko trochę dwuznaczne. I bał się do niego podejść, dotknąć, zawsze zachowywał tzw. „bezpieczną odległość”.
 - Ale to jest niemożliwe - stwierdził Keiyu. - To przecież nie jest możliwe. Chociaż może...
Wszedł do sali prób. Zespół spojrzał na niego podejrzliwie.
 - Jak nam dzisiaj zemdlejesz, to przywiążemy cię do łóżka - stwierdził Yasuno.
 - Spokojnie, nic mi nie jest - odparł Keiyu.
 - Nic mu nie jest? - Yasuno spojrzał na Yuhrę. Basista kiwnął tylko głową. - Okej, to chyba nie przywiążemy cię do łóżka.
 - Hide, przestań z tym łóżkiem - stwierdził Keiyu i spojrzał na Maiego. Gitarzysta już dawno przestał na niego patrzeć. Teraz zamyślony spoglądał przez okno. Keiyu podszedł do niego. - Mai, coś się stało?
Mai drgnął. Spojrzał na Keiyu. I znów się „zawiesił”. Wokalista chyba po prostu był za blisko. W tym momencie obaj usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi. Na klucz.
 - Co jest? - Keiyu odwrócił się momentalnie. - Oni powariowali czy co?
 - Zabiję jednego i drugiego - wyszeptał Mai. - To na pewno pomysł Yasuno - powiedział już trochę głośniej. Dalej jednak siedział w bezruchu, bojąc się wstać.
 - Mai, ja mam takie pytanie - Keiyu spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Czemu ty się tak dziwnie zachowujesz?
 - Ja? Dziwnie? Zdaje ci się - odparł Mai.
 - Na pewno? - Keiyu przybliżył się do niego. Mai po raz kolejny zastygł.
 - Tak, nic mi nie jest - odparł po chwili. - A mógłbyś się trochę odsunąć?
 - Ale po co? - spytał Keiyu, kładąc dłonie na oparciu krzesła i pochylając się nad gitarzystą. - Wytłumacz mi, bo nie rozumiem.
 - Keiyu...co...ty...robisz? - wydukał Mai, z trudem łapiąc oddech.
 - Czego ty się boisz, Mai? - spytał Keiyu, patrząc gitarzyście prosto w oczy. - Boisz się miłości, prawda?
 - Ja...ty...o...co...ci...chodzi? - spytał Mai, próbując odsunąć się od Keiyu.
 - Mai, przestań udawać, bo ci to nie wychodzi - stwierdził Keiyu i zabrał dłonie z oparcia krzesła. Ujął delikatnie twarz Maiego w dłonie i pocałował go. Tak po prostu, by w końcu przestał się bać.
Keiyu odsunął się od Maiego i uśmiechnął się lekko. Wyjął z kieszeni wsuwkę do włosów i podszedł do drzwi.
 - A teraz coś ci pokażę - oznajmił zaskoczonemu Maiemu. Włożył wsuwkę do zamka od klucza i przekręcił kilka razy, po czym otworzył drzwi. Zdążył zobaczyć tylko dwie sylwetki uciekających kolegów. - W liceum włamywałem się do szafek kolegów i kradłem im ciastka. Nie, ja nie jestem święty. Ale tobie nic nie zrobię, jeśli nie będziesz tego chciał.
 - A ci co tak biegną? - zapytał Isshi, który widział uciekających Yasuno i Yuhrę.
 - Chyba się mnie boją - udał zastanowienie Keiyu. - A i nie musisz jutro po mnie przyjeżdżać.
 - Naprawili ci samochód? - dopytał się Isshi.
 - Nie, ale mogę już spokojnie „tańczyć wśród kropel deszczu” - odparł Keiyu i wyszedł z sali prób.
 - A, Isshi, powiedz woźnemu, żeby zamknął drzwi, okej? - powiedział Mai, wychodząc z sali, i pobiegł za Keiyu.
 - No nareszcie - stwierdził Isshi, widząc tę „scenkę”. - Hej, Kousuke i Mai w końcu się zeszli! - zawołał, wchodząc do swojej sali prób.

The end

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

"Deszcz jest ukojeniem dla duszy" III

Zespół: Kra
Pairing: Keiyu&Mai
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Gorączka może sprawić, że stracisz przytomność. Tego też nie wiedział.







 - Keiyu? - dobiegało do niego z bardzo daleka. Jakby zza światów. Zamrugał. Zobaczył nad sobą Yasuno i Yuhrę. Obaj patrzyli się na niego ze strachem. Mai stał trochę dalej, ale Keiyu mógł jednak dostrzec jego przerażoną minę.
 - Co się stało? - spytał Keiyu po chwili.
 - Zemdlałeś - odparł Yasuno. - A mikrofon tak dramatycznie poturlał się po podłodze. Gdybyś ty widział minę Maiego... - przerwał, bo wyżej wymieniony uderzył go w głowę, po czym podał Keiyu szklankę wody.
 - Yasuno, zamknij się - stwierdził Mai i oparł się o ścianę.
 - Kontynuując - Yasuno nie dawał za wygraną. - Mai zamarł z gitarą w rękach na jakąś sekundę, po czym zdjął ją, wziął cię na ręce i położył na kanapie. I nie za bardzo wiedział, gdzie ma się podziać. I co dalej robić. My nawet nie zdążyliśmy zareagować. Chociaż nie byliśmy aż tak przerażeni, jak nasz kochany lider... - Yasuno znowu dostał w głowę.
 - Z kim ja muszę pracować - załamał się Mai i nalał sobie wody do szklanki. - Jedyny Yuhra jest normalny.
 - Ja? A niby czemu? - zdziwił się Yuhra.
 - „Tak, rzeczywiście, normalni ludzie oburzają się na wieść, że są normalni” - pomyślał Keiyu.
 - Bo ty nie udajesz, że „głowa tylko trochę cię boli”, a potem teatralnie nie mdlejesz mi na próbie. Ani nie gadasz jak najęty, wiedząc, że twój kolega przed chwilą zemdlał z powodu bólu głowy. I nie strasz mnie tak więcej, okej? - zwrócił się do Keiyu.
 - Ty się o mnie martwisz? - zdziwił się Keiyu. Mai zastygł na chwilę ze szklanką przy ustach.
 - Tak, bo jak zachowujesz się jak Tora i nie mówisz nam o wszystkim, to muszę się martwić - odparł po chwili. - W końcu jestem liderem, nie?
 - No tak, rzeczywiście - przytaknął Keiyu.
Yasuno i Yuhra wymienili porozumiewawcze spojrzenia tak, by pozostała dwójka tego nie zauważyła.
 - To może, jeśli tak bardzo martwisz się o naszego wokalistę, odwieziesz go do domu? - zaproponował Yasuno. Mai zakrztusił się wodą.
 - Ja? Jego? Do domu? Odwieźć? - wydukał, gdy już przestał się krztusić.
 - Tak - stwierdził Yasuno. - Bo wiesz, my przyszliśmy pieszo. Wtedy jeszcze nie padało.
 - Tak - odpowiedział Mai. - Keiyu, możesz sam iść, czy mam ci pomóc?
 - Nie no, niech się chłopak nie przemęcza, weź go na ręce i zanieś do samochodu - odparł Yasuno. Mai zabił go wzrokiem.
Zanim dojechali na miejsce, Keiyu zasnął. Mai zastanawiał się, dlaczego, jeśli wokalista się tak źle czuł, przyszedł na próbę? Nie rozumiał. Siebie też nie rozumiał. Bo jaki normalny człowiek szuka w tekście piosenki podtekstów na swój temat? No chore, po prostu chore.
Wyjął delikatnie klucze z kieszeni Keiyu. Tym razem naprawdę musiał zanieść wokalistę aż do samej sypialni, bo za nic nie chciał go budzić. Wyszedł, zamykając drzwi tylko na górny zamek, który dało otworzyć się od wewnątrz. Stwierdził, że klucze odda Keiyu jutro. A teraz niech śpi. Niech odpocznie. Z dala od niego, bo pod jego opieką nie czułby się bezpiecznie...