Pairing: Keiyu&Mai, w tle Isshi&Nao i Tora&Akiya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: angst, AU
Ostrzeżenia: śmierć, paranormalne zjawiska
Notka autorska: UWAGA, UWAGA! Fik jest smutny! Czytasz na własną odpowiedzialność. Ja nie odpowiadam za skutki. Jasne? No, to dobrze. Teraz spiszę, co mnie do tego natchnęło.
1) Pogoda za oknem. Śnieg, mróz i ogólne wrrr.
2) "Piosenka o końcu świata" Czesława Miłosza.
3) Tekst do "requiem" Kry.
4) Fik, który pojawił się na forum.
5) I oczywiście wczorajsza super wiadomość o Maim.
Ostrzegam, możecie skończyć tak jak na "Draculi", "Gladiatorze", czy jakiejś japońskiej dramie. Naprawdę.
Przepraszam, ale ostatnio tyle w moim życiu się zdarzyło, musiałam coś takiego napisać, by odreagować.
Nie martwcie się, mam w zanadrzu 2 fiki, które nie będą już tak pindolić po oczach czarną wizją świata, w którym żyjemy.
Dziękuję za uwagę. Proszę przygotować chusteczki.
Myślałem, że jesteś tylko zmęczony. Ciągłą pracą. Codziennością. Mną. Tak, ja wiem, że nie jestem aniołem. To raczej ty nim jesteś. Ja to takie „małe diable”, jak lubiła mnie nazywać ciocia Fumiko. Nazwałem się „małym”? Ech, źle ze mną.
Tak więc, myślałem, że to ciągłe znużenie ci przejdzie. Ale było coraz gorzej. Aż w końcu, któregoś dnia, ni stąd ni zowąd, upadłeś nagle na podłogę. Zemdlałeś. Ha, prawie tak jak ja, tylko że mnie nie musieli odwozić do szpitala, prawda? No więc zemdlałeś. A potem było jeszcze gorzej. Potykałeś się o wszystko, kręciło ci się w głowie. W końcu doszedłem do wniosku, że czas interweniować. Kazałem ci odejść z zespołu. Dla twojego dobra. Żebyś odpoczął. A potem do nas wrócił. I znów gralibyśmy razem. Myślałem, że wszystko będzie dobrze. Myliłem się.
Myślałem, że będzie lepiej. W końcu leki zaczęły działać, poprawiało ci się. Częściej się uśmiechałeś. Ale po jakimś czasie potrzebne były coraz mocniejsze i mocniejsze. W końcu brałeś ich kilkanaście jednego dnia. To było straszne patrzeć, jak znikasz. Znikałeś. Jak śnieg na koniec zimy.
Tamtej nocy przytuliłeś się do mnie i zapytałeś, co bym zrobił, gdybyś rano się nie obudził. Roześmiałem się. Nie wiem, czy dlatego, że uznałem to za głupotę, czy dlatego, iż wiedziałem, że to jest możliwe. Nie wiem. Powiedziałem tylko, że na pewno nic ci nie będzie, wyzdrowiejesz i wrócisz do fanów. Uśmiechnąłeś się lekko i zasnąłeś.
Tamtego dnia wstałem wcześniej, by kupić coś na śniadanie. Zdziwił mnie więc widok ciebie, siedzącego na kanapie i nawet nie wyglądającego źle, gdy wyszedłem z łazienki. Podszedłeś do mnie, odgarnąłeś mi włosy z twarzy i pocałowałeś mnie. Nigdy wcześniej mnie tak nie całowałeś, nigdy wcześniej nie robiłeś tego ot tak, z własnej chęci. Dopiero wtedy zrozumiałem, że jesteś strasznie nieśmiały.
- Masz mnie takiego zapamiętać, rozumiesz? - popatrzyłeś mi w oczy. Uśmiechnąłem się lekko.
- Ja cię nigdy nie zapomnę - odparłem. - Idę do sklepu. Niedługo wrócę.
- Poczekaj! - zawołałeś, gdy już wychodziłem. - Powiedz, że mnie kochasz. I użyj mojego imienia.
- Ale ty go nie lubisz - byłem trochę zdziwiony.
- Ale ja cię proszę - powiedziałeś, opierając się o framugę.
- Kocham cię, Masaru - powiedziałem spokojnie.
- Kocham cię, Kousuke - odparłeś po chwili i uśmiechnąłeś się. Wyszedłem.
Leżałeś na kanapie. Wyglądało to, jakbyś spał. Nie chciałem cię budzić, ale coś mnie tknęło. To mówienie do ciebie po imieniu, całe twoje zachowanie... Jakbyś coś przeczuwał. Podszedłem do ciebie i położyłem dłoń na twoim ramieniu. Nigdy nie miałeś twardego snu, więc taki delikatny gest powinien cię obudzić. Tyle, że ciebie już nic nie było w stanie obudzić. I nigdy już nie usłyszałem twojego głosu.
Teraz, po dwunastu latach, wciąż się zastanawiam, dlaczego ty. Ja też ostatnio źle się czuję, lekarze każą mi siedzieć w domu, Shino w kółko powtarza, jaki to ja jestem nieodpowiedzialny, wychodząc na dwór sam i tak dalej. W końcu kazał mi się przeprowadzić do niego i Nao, bo przecież cały czas musi mieć mnie na oku. A ja mam go gdzieś, musiałem tu dzisiaj przyjść. A co mi może się stać? Przez kilkadziesiąt minut przecież...
- Co jest? - pytam sam siebie, czując jakiś ucisk w klatce piersiowej. - Masaru? Powiedz mi, co się dzieje? Masaru...
Osuwam się na ziemię. Nie mam siły już nic powiedzieć. Widzę tylko zamazane litery i liczby na twoim grobie. Po chwili czuję, jak oplatają mnie twoje ramiona. Zasypiam.
~~zmiana osoby mówiącej~~
Nie pamiętam, kiedy ostatnio była taka zamieć. Chyba w dzień pogrzebu Maiego. Dochodząc do drzwi, uświadomiłem sobie, że przecież dzisiaj jest rocznica! Shino mnie zabije, jeśli Keiyu nie będzie w domu.
No i go nie było. Spokojnie, Yamada, może jesteś jak kotek i masz siedem albo dziewięć żyć, kurde, nie pamiętam, ile tam ich było. Ale więcej niż jedno na pewno.
Na moje nieszczęście, Shino zjawił się chwilę po tym, jak zakończyłem poszukiwania Keiyu i doszedłem do wniosku, że go nie ma. Shino spojrzał na moją przerażoną minę, potem na kalendarz, a wtedy jego oczy zrobiły się większe od talerzy.
- Rocznica! - zawołał. - Cmentarz, Yamiyo, już! No co tak stoisz, w te pędy!
Kiwnąłem tylko głową na znak, że się zgadzam. W życiu nie widziałem, żeby tak szybko biegł.
Ledwo zaparkowałem samochód, Shino już z niego wybiegł. Pomyślałem, że zaraz dostanie zadyszki i tyle z tego będzie. Westchnąłem i bez zbytniego pośpiechu wyszedłem z auta. Po chwili usłyszałem krzyk. Przerażający, przenikliwy krzyk. Zamarłem. Wiedziałem, co on oznacza.
~~zmiana osoby mówiącej~~
Położyłem bukiet białych róż na grobie. „13 stycznia 2012 roku” i „13 stycznia 2024 roku”. Dwie daty widniejące na grobie. Dwie daty śmierci dwóch bliskich sobie osób. Tak do siebie podobne. To takie romantyczne. I smutne. Bardzo smutne.
- Akiya? - głos Masashiego przerwał głuchą ciszę. - Idziemy?
- Tak - odparłem.
Byliśmy już prawie przy wyjściu, gdy coś mnie tknęło i odwróciłem się. Zdawało mi się, że Keiyu wyjmuje z bukietu jedną z róż i podaje ją Maiemu. Obaj się uśmiechnęli i zniknęli. Zamrugałem. Spojrzałem na Masashiego. On chyba to widział, bo również miał zdumioną minę. Podbiegliśmy do grobu i zamarliśmy. Wstążka była bowiem rozwiązana, a w bukiecie brakowało jednej róży.
~~The end~~