Uniwersum: Genshin Impact
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy
Seria: "Light&Ice"/"Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony
Notka autorska: Przetłumaczenie "cocogoat" na polski okazało się nie być takie trudne.
Notatka siódma: Zimno
Dragonspine to bardzo nieprzyjemna część Teyvat. Jest tam okropnie zimno, więc Doktor Baizhu nie przepada za zapuszczaniem się w tamte tereny.
Mi tam chłód nie przeszkadzał ani trochę, kiedy poszłam szukać agatów. Takich czerwonych kamieni.
Zbierałam je, kiedy poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się i zobaczyłam osobę, która mogła być zarówno młodym nastolatkiem albo dorosłym mężczyzną. Nie potrafiłam określić jego wieku. Wiedziałam jedynie, że ma jasne włosy i turkusowe oczy.
I że mimo mrozu, nie widziałam jego oddechu.
Ten młodzieniec podszedł do mnie i pochylił się nade mną.
- Jestem Qiqi. Jestem zombie. Kim ty jesteś? - spytałam.
Wyrwał mi włos z głowy i szepnął coś, co sprawiło, że włos zmienił się w czarnego motyla, którego skrzydła były pokryte krwią.
- Kimś równie nadnaturalnym jak ty - odparł. - Na imię mi Albedo. Naprawdę jesteś zombie. Fascynujące.
- Albedo! - usłyszałam ostry głos i przeniosłam wzrok na kobietę, która nam się przyglądała.
Było w niej coś niepokojącego.
- Co znalazłeś? - spytała, nawet na mnie nie patrząc.
- Zombie - odpowiedział Albedo. - Ale takie... Niesamowite. Wygląda na to, że samo sobie daje rozkazy.
- Hm? - kobieta przyjrzała mi się. W jej oczach widziałam coś, co przyprawiało mnie o dreszcze. Złapała mnie za policzek.
- Rhine? Co robisz? - spytała druga kobieta, która do nas podeszła.
Zaokrąglenie pod jej płaszczem mogło oznaczać tylko jedno.
- Znaleźliśmy zombie. I to takie idealne - odparła Rhine. - Swoją drogą, to ja powinnam cię spytać, co tu robisz, Alice. Nie powinnaś przychodzić tutaj w twoim stanie.
- Oj tam - Alice machnęła ręką. - A ty nie traktuj tego słodkiego zombie jak jakiegoś obiektu doświadczalnego, bo być może twój następny eksperyment wybuchnie, hihi~
Rhine puściła mnie i wyprostowała się.
- Robota adeptów, prawda? - spytała, patrząc mi prosto w oczy.
- Tak - przyznałam.
Albedo podniósł moją rękę i przyjrzał się dłoni.
- A paznokcie normalnie masz czarne, czy to lakier?
Zamroziłam mu palce. Nawet nie mrugnął.
- Nie czujesz bólu? - zdziwiłam się.
- Czuję. Ale czy powinienem na to zareagować? - spytał, patrząc na mnie z uwagą.
Rhine i Alice westchnęły ciężko.
Wieczorem już nie pamiętałam, dlaczego.
Notatka ósma: Astry
Tak, definitywnie powinnam przeprowadzić się do Mondstadt. Już nie pamiętam, ile razy byłam tam wysyłana, głównie po kwiaty.
Dosłownie nie pamiętam.
Westchnęłam ciężko, zbierając astry, które rosną jedynie w wietrznych miejscach, kiedy usłyszałam kroki. Zielonowłosa, złotooka dziewczynka z koszykiem również zbierała kwiaty. Spojrzała na mnie znad okularów i struchlała, po czym usiłowała uciec, ale się przewróciła.
Wstałam, trzymając swój koszyk. Dziewczynka siedziała na trawie, wyraźnie speszona.
- Jestem Qiqi. Jestem zombie - podałam jej dłoń. - Pomogę ci wstać. Dałam sobie takie polecenie.
Dziewczynka złapała moją dłoń, wstała, podziękowała cicho i uciekła.
Wieczorem zdałam sobie sprawę, że nie zapytałam jej nawet o imię.
Notatka dziewiąta: Muzyka
Szłam akurat kupić posiłek dla Doktora Baizhu, gdy zobaczyłam małą dziewczynkę. Miała ciemną karnację, bursztynowe oczy i ciemnobrązowe oczy. Siedziała przy źródełku i uderzała rytmicznie pałeczkami w garnek.
- Co robisz? - spytałam, na co ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się promiennie, pokazując światu swoje szczerbate zęby.
- Muzykę! - zawołała i zaczęła walić w garnek tak mocno, że połamała pałeczki. - Bum! Wielki finał! Xinyan dała kolejny występ, publika ją kocha!
I zaczęła krzyczeć, jakby coś ją bolało.
Zamrugałam.
Chyba nie do końca rozumiem niektóre osoby.
Wieczorem ten hałas był jedynym wspomnieniem, które zostało w moim umyśle.
Notatka dziesiąta: Gwiazdy
Wracałam do apteki, gdy spotkałam dziewczynkę. Patrzyła w niebo, jakby nad czymś intensywnie rozmyślała, obserwując gwiazdy.
- Jesteś martwa - powiedziała nagle, kiedy przechodziłam obok niej. - Od kilkuset lat.
Spojrzałam na nią. Miała bladozielone oczy i czarne włosy.
- Kim jesteś? - spytałam. - Ja jestem...
- Qiqi. Zombie. Wiem - uśmiechnęła się. - Mona. Tyle musisz wiedzieć.
Westchnęłam i ruszyłam w dalszą drogę.
- Mleko kokosowe nie jest z kokozy, na bogów! - zawołała nagle.
- Nie? - zdziwiłam się, odwracając się.
- Oczywiście, że nie! - Mona pokręciła głową. - Orzechy kokosowe rosną na drzewach. Jak je rozłupiesz, to ze środka wypłynie mleko. Nie istnieje coś takiego jak kokoza.
Patrzyłam na nią z zaciekawieniem.
- Powinnam to sobie zapisać - stwierdziłam.
- Powinnaś. Bo inaczej wpędzisz Rex Lapisa w zakłopotanie - oznajmiła Mona i poszła.
Wieczorem zapomniałam już, o czym mówiła.