Uniwersum: Genshin Impact
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy
Seria: "Light&Ice"/"Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony
Notka autorska: Podejrzewam, że większość fandomu ma ze mnie śmiech przez ilość Donny w moich fikach.
Notatka czwarta: Łopian
Doktor Baizhu potrzebował łopianu. Łopian rósł jedynie w Mondstadt, a nigdzie indziej nie mógł go dostać, więc ruszyłam w drogę mniej więcej w południe.
Gdy już skończyłam zbierać te dziwne jagody, było już prawie ciemno. Usłyszałam wycie wilków.
Odwróciłam się. Dwie pary wilczych oczu wpatrywały się we mnie. Zwierzęta warczały, a pomiędzy nimi siedział mały chłopiec, trzymając w ręce coś, co wyglądało jak sztylet.
- Jestem Qiqi. Jestem zombie. Tylko zbieram kwiaty - oznajmiłam, zaciskając palce na koszyku.
Chłopiec podszedł do mnie i mnie obwąchał. Położyłam dłoń na jego głowie i pogłaskałam go.
Spłoszył się i uciekł. Wilki pobiegły za nim. Jedyne, co zdążyłam zaobserwować w ciemnościach, to że jego włosy były szare, jak wilcze futro.
Wieczorem nie mogłam sobie przypomnieć nawet koloru jego oczu.
Notatka piąta: Książki
Znów trafiłam do Mondstadt. Miałam przynieść Doktorowi Baizhu kilka książek z tamtejszej biblioteki.
Natknęłam się na młodą dziewczynę, może czternastoletnią. Szła z pięcioma grubymi tomami, ledwie je niosąc.
Wzięłam jeden z nich. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Chcesz mi pomóc, słoneczko? - spytała, uśmiechając się czule.
Miała jasnobrązowe włosy i niesamowicie zielone oczy.
- Dałam sobie takie polecenie - odparłam, trzymając książkę.
- Dziękuję - powiedziała, idąc w stronę biurka bibliotekarza, a jej fioletowa sukienka w różyczki falowała w takt jej kroków.
Poszłam za nią.
- Te pięć książek poproszę - powiedziała, a stary bibliotekarz, przysypiający przy biurku, podniósł na nią wzrok.
- Masz kartę, dziecko? - spytał.
- Tutaj - wyjęła kawałek tekturki z kieszeni na przodzie sukienki. Bibliotekarz skinął głową.
- To twoja siostra, Liso? - zapytał, patrząc na mnie.
- Jestem Qiqi. Jestem zombie - oznajmiłam.
Spojrzeli na mnie oboje.
- Och, czy wszystkie zombie są takie słodkie? - spytała Lisa. - Dziękuję ci za pomoc, słoneczko. Jak będę starsza, może napiszę o tobie książkę.
Wtedy przypomniałam sobie swoje zadanie.
- Doktor Baizhu z Liyue przysłał mnie tutaj, bym wypożyczyła dla niego kilka książek - oznajmiłam.
- Jakie? - spytał bibliotekarz.
Podałam mu listę.
- Dobrze. Liso, pomóż znaleźć Qiqi te książki, ja już jestem na to za stary - westchnął bibliotekarz.
- Oczywiście - Lisa złapała mnie za rękę. - Tak z ciekawości, malutka, ile masz lat?
- Nie pamiętam dokładnie, ale kilkaset - odparłam.
- Ja mam piętnaście - oznajmiła. - Nie przeszkadza ci, że traktuję cię jak dziecko?
- Nie.
Podała mi książki, o które prosił Doktor Baizhu.
- Jesteś urocza, pamiętaj o tym - powiedziała, odsuwając mój znak zaklinający i pocałowała mnie w czoło. Pachniała różami.
Wieczorem już nie pamiętałam tego zapachu.
Notatka szósta: Dmuchawce
Doktor Baizhu wysłał mnie po dmuchawce do Mondstadt. Może powinnam się przeprowadzić do tego miasta, skoro tak często w nim bywam?
Fakt faktem, zbierałam dmuchawce do koszyka, gdy usłyszałam głos.
- Qiqi!
Odwróciłam się.
Chłopiec o oliwkowej cerze i diamentowych źrenicach przewrócił mnie na trawę, przytulając mnie.
- Kim jesteś? - spytałam. - Skąd znasz moje imię?
Chłopiec zastygł w bezruchu.
- Nie pamiętasz mnie? - jego głos był cichy.
Smutny.
- Mam słabą pamięć - odparłam, odsuwając go od siebie.
- Wyciągnęłaś mnie z rzeki - oznajmił. - Mam na imię Kaeya.
Wyjęłam swój notatnik i przejrzałam go pospiesznie.
Ach.
Młodszy brat małego podpalacza.
- Zbierałam kalie - schowałam swój notatnik i uśmiechnęłam się lekko. - Już wiem.
Odwzajemnił uśmiech.
- Kaeya? - Diluc podszedł do nas, razem z trzema dziewczynkami. - O, cześć, Qiqi.
- Qiqi? - powtórzyła jedna z nich. Była w podobnym wieku, co ci yin-yang bracia. - Jestem Jean, a ty?
Szaroniebieskie oczy, blond włosy, czarna opaska na głowie. Wyższa od reszty, przynajmniej na razie.
- Jestem Qiqi. Jestem zombie - oznajmiłam, dopiero teraz zwracając uwagę na fakt, że Kaeya położył się na moich udach.
Kot czy co?
- Zombie?! - pisnęła dziewczynka bardzo podobna do Jean. Miała białą jak śnieg sukienkę i włosy splecione w dwa mysie ogonki.
- Nie bój się, Barbaro - Jean poklepała ją po głowie. - Popatrz, Donna jest tylko trochę od ciebie starsza, a się nie boi.
Spojrzałam na ostatnią dziewczynkę. Rzeczywiście była w wieku między Jean i Barbarą. Brązowowłosa z ciemnoniebieskimi oczami.
- Nie boję się niczego, kiedy wiem, że mnie obronicie - oznajmiła, ale nie patrzyła na Jean, tylko na Diluka.
- Qiqi nie jest zła, Qiqi raz uratowała Kaeyę - Diluc uśmiechnął się promiennie.
Tymczasem jego brat zasnął. Czułam ciepło bijące od jego ciała.
Z jednej strony przyjemne. Z drugiej nie.
Wieczorem i tak już tego nie pamiętałam.