Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

sobota, 3 kwietnia 2021

Memories of Snowflake III

Uniwersum: Genshin Impact

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: fantasy

Seria: "Light&Ice"/"Sun&Wind"

Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony

Notka autorska: Podejrzewam, że większość fandomu ma ze mnie śmiech przez ilość Donny w moich fikach.


Notatka czwarta: Łopian


Doktor Baizhu potrzebował łopianu. Łopian rósł jedynie w Mondstadt, a nigdzie indziej nie mógł go dostać, więc ruszyłam w drogę mniej więcej w południe.

Gdy już skończyłam zbierać te dziwne jagody, było już prawie ciemno. Usłyszałam wycie wilków.

Odwróciłam się. Dwie pary wilczych oczu wpatrywały się we mnie. Zwierzęta warczały, a pomiędzy nimi siedział mały chłopiec, trzymając w ręce coś, co wyglądało jak sztylet.

- Jestem Qiqi. Jestem zombie. Tylko zbieram kwiaty - oznajmiłam, zaciskając palce na koszyku.

Chłopiec podszedł do mnie i mnie obwąchał. Położyłam dłoń na jego głowie i pogłaskałam go.

Spłoszył się i uciekł. Wilki pobiegły za nim. Jedyne, co zdążyłam zaobserwować w ciemnościach, to że jego włosy były szare, jak wilcze futro.

Wieczorem nie mogłam sobie przypomnieć nawet koloru jego oczu.


Notatka piąta: Książki


Znów trafiłam do Mondstadt. Miałam przynieść Doktorowi Baizhu kilka książek z tamtejszej biblioteki.

Natknęłam się na młodą dziewczynę, może czternastoletnią. Szła z pięcioma grubymi tomami, ledwie je niosąc.

Wzięłam jeden z nich. Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Chcesz mi pomóc, słoneczko? - spytała, uśmiechając się czule.

Miała jasnobrązowe włosy i niesamowicie zielone oczy.

- Dałam sobie takie polecenie - odparłam, trzymając książkę.

- Dziękuję - powiedziała, idąc w stronę biurka bibliotekarza, a jej fioletowa sukienka w różyczki falowała w takt jej kroków.

Poszłam za nią.

- Te pięć książek poproszę - powiedziała, a stary bibliotekarz, przysypiający przy biurku, podniósł na nią wzrok.

- Masz kartę, dziecko? - spytał.

- Tutaj - wyjęła kawałek tekturki z kieszeni na przodzie sukienki. Bibliotekarz skinął głową.

- To twoja siostra, Liso? - zapytał, patrząc na mnie.

- Jestem Qiqi. Jestem zombie - oznajmiłam.

Spojrzeli na mnie oboje.

- Och, czy wszystkie zombie są takie słodkie? - spytała Lisa. - Dziękuję ci za pomoc, słoneczko. Jak będę starsza, może napiszę o tobie książkę.

Wtedy przypomniałam sobie swoje zadanie.

- Doktor Baizhu z Liyue przysłał mnie tutaj, bym wypożyczyła dla niego kilka książek - oznajmiłam.

- Jakie? - spytał bibliotekarz.

Podałam mu listę.

- Dobrze. Liso, pomóż znaleźć Qiqi te książki, ja już jestem na to za stary - westchnął bibliotekarz.

- Oczywiście - Lisa złapała mnie za rękę. - Tak z ciekawości, malutka, ile masz lat?

- Nie pamiętam dokładnie, ale kilkaset - odparłam.

- Ja mam piętnaście - oznajmiła. - Nie przeszkadza ci, że traktuję cię jak dziecko?

- Nie.

Podała mi książki, o które prosił Doktor Baizhu.

- Jesteś urocza, pamiętaj o tym - powiedziała, odsuwając mój znak zaklinający i pocałowała mnie w czoło. Pachniała różami.

Wieczorem już nie pamiętałam tego zapachu.


Notatka szósta: Dmuchawce


Doktor Baizhu wysłał mnie po dmuchawce do Mondstadt. Może powinnam się przeprowadzić do tego miasta, skoro tak często w nim bywam?

Fakt faktem, zbierałam dmuchawce do koszyka, gdy usłyszałam głos.

- Qiqi!

Odwróciłam się.

Chłopiec o oliwkowej cerze i diamentowych źrenicach przewrócił mnie na trawę, przytulając mnie.

- Kim jesteś? - spytałam. - Skąd znasz moje imię?

Chłopiec zastygł w bezruchu.

- Nie pamiętasz mnie? - jego głos był cichy.

Smutny.

- Mam słabą pamięć - odparłam, odsuwając go od siebie.

- Wyciągnęłaś mnie z rzeki - oznajmił. - Mam na imię Kaeya.

Wyjęłam swój notatnik i przejrzałam go pospiesznie.

Ach.

Młodszy brat małego podpalacza.

- Zbierałam kalie - schowałam swój notatnik i uśmiechnęłam się lekko. - Już wiem.

Odwzajemnił uśmiech.

- Kaeya? - Diluc podszedł do nas, razem z trzema dziewczynkami. - O, cześć, Qiqi.

- Qiqi? - powtórzyła jedna z nich. Była w podobnym wieku, co ci yin-yang bracia. - Jestem Jean, a ty?

Szaroniebieskie oczy, blond włosy, czarna opaska na głowie. Wyższa od reszty, przynajmniej na razie.

- Jestem Qiqi. Jestem zombie - oznajmiłam, dopiero teraz zwracając uwagę na fakt, że Kaeya położył się na moich udach.

Kot czy co?

- Zombie?! - pisnęła dziewczynka bardzo podobna do Jean. Miała białą jak śnieg sukienkę i włosy splecione w dwa mysie ogonki.

- Nie bój się, Barbaro - Jean poklepała ją po głowie. - Popatrz, Donna jest tylko trochę od ciebie starsza, a się nie boi.

Spojrzałam na ostatnią dziewczynkę. Rzeczywiście była w wieku między Jean i Barbarą. Brązowowłosa z ciemnoniebieskimi oczami.

- Nie boję się niczego, kiedy wiem, że mnie obronicie - oznajmiła, ale nie patrzyła na Jean, tylko na Diluka.

- Qiqi nie jest zła, Qiqi raz uratowała Kaeyę - Diluc uśmiechnął się promiennie.

Tymczasem jego brat zasnął. Czułam ciepło bijące od jego ciała.

Z jednej strony przyjemne. Z drugiej nie.

Wieczorem i tak już tego nie pamiętałam.