Uniwersum: Genshin Impact
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy
Seria: "Light&Ice"/"Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony
Notka autorska: I znowu zapomniałam o wrzucaniu fika. Norma.
Notatka trzecia: Kalie
Doktor Baizhu wysłał mnie do Mondstadt. Dałam sobie polecenie, by iść tam i wrócić przed zmierzchem.
Tylko tam rosły kalie. Takie kwiatki, których potrzebował. Chciał je kupić w kwiaciarni, ale ich nie było.
Zbierałam kalie na brzegu, gdy usłyszałam tupot stóp. Podniosłam wzrok. Mały chłopiec biegł po ścieżce i z uśmiechem na twarzy podpalał kolejne drzewa, jakby to była najlepsza zabawa.
Westchnęłam i zgasiłam drzewa za pomocą mojej Cryo wizji. Nie cierpię Pyro, robi się przez to zbyt ciepło.
Chłopiec zatrzymał się i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Czemu popsułaś mi zabawę? - spytał, podchodząc do mnie.
Był ode mnie niższy o głowę.
- Bo jesteś niegrzeczny - odparłam.
Chłopiec struchlał.
- Brzmisz jak Adelinde - mruknął i rozejrzał się. - Ej, nie widziałaś może mojego brata?
Przyjrzałam się chłopcu. Miał bardzo bladą cerę, karmazynowe oczy i szkarłatne włosy.
Jego brat musi wyglądać podobnie, prawda?
- Nie - odparłam, wracając do zbierania kalii.
Chłopiec przestąpił z nogi na nogę.
- Na pewno? Ma takie turkusowe włosy i ciemną cerę - wyjaśnił. - I takie niesamowite oczy. Niebiesko-liliowe, czy jakoś tak. Ja je wolę nazywać mroźnymi.
Dopiero wtedy zorientowałam się, że nadal do mnie mówi. A wydawało mi się, że sama wyobrażam sobie wygląd drugiego chłopca.
Zmarszczyłam brwi. Ja chyba... Widziałam kogoś takiego.
Wstałam, trzymając koszyk za rączkę.
Mgliste wspomnienie. Mały chłopiec biegnący za jaszczurką po płyciźnie. Włosy do ramion o barwie ciemnego turkusu. Oliwkowa cera. Nie pamiętam jego twarzy, ale chyba był podobnie ubrany do tego małego podpalacza.
- Chyba... Wiem, o kim mówisz - powiedziałam cicho.
Minęłam go, gdy szłam po kalie. Ale gdzie jest teraz?
- Jak tata się dowie, że znowu go zgubiłem, będzie zły - mruknął chłopiec.
Dwóch chłopców.
Ugh...
- Jak masz na imię? - spytałam, łapiąc go za rękę i ciągnąc za sobą.
Czemu robię za niańkę?
- Diluc - odparł.
I tak tego nie zapamiętam, ale zawsze mogę sobie zapisać.
- Jestem Qiqi. Jestem zombie - oznajmiłam, a on prawie mi się wyrwał.
- Zombie są złe! Trzeba je zakopać! - zawołał.
Irytujący chłopiec.
- Ćśśś, szukamy twojego brata - odpowiedziałam spokojnie, idąc po płyciźnie.
Kolejne mgliste wspomnienie. Wpadłam kiedyś do wody. Umiałam pływać, więc się nie utopiłam, ale... Ludzie bliscy dla mnie bali się o mnie.
Podałam Dilukowi koszyk.
- Czekaj tu - weszłam do wody i tak, jak podejrzewałam, napotkałam na duży spadek terenu.
Zanurkowałam.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to biała koszulka i równie białe, długie skarpety. Gdyby nie to, ten chłopiec byłby ze swoją aparycją i błękitno-granatową kolorystyką ubrań trudny do znalezienia pod wodą.
Złapałam go za kamizelkę i pociągnęłam za sobą.
- Kaeya! - Diluc wypuścił koszyk z rąk i podbiegł do swojego brata, który zaczął się krztusić, gdy tylko wyciągnęłam go na brzeg.
Kaeya?
Nie brzmi jak imię z Mondstadt.
Ten chłopiec ogólnie nie wyglądał jak ktoś z Mondstadt. Ludzie z Mondstadt są raczej bladzi. Tak twierdzą moje notatki.
Poza tym, gdy otworzył oczy, zobaczyłam, że jego źrenice nie były normalne.
Były diamentowe.
A tęczówki rzeczywiście były mroźne. Kojarzyły mi się z moją wizją.
- Diluc! Kaeya! Co wy robicie tak daleko od domu?! - podbiegł do nas mężczyzna.
Wyglądał jak ktoś o równie marnej kondycji fizycznej, co Doktor Baizhu.
- Co się stało? Kaeya? - mężczyzna kucnął przy swoim synu, zauważając, że jest mokry.
Spojrzał na mnie.
- Kim jesteś? - spytał.
- Jestem Qiqi. Jestem zombie - odparłam.
Mężczyzna wstał, biorąc nadal słabego Kaeyę na ręce.
- Co mu zrobiłaś? - spytał chłodnym tonem.
Diluc złapał go za krawędź płaszcza.
- On wpadł do rzeki, tato. Qiqi go wyciągnęła, pomogła mu - powiedział stanowczo. - Miałem go chronić, a znowu go zgubiłem...
Mężczyzna spojrzał na niego, a potem na mnie.
- Chodź do nas, Qiqi. Ogrzejesz się przy kominku i zjesz coś smacznego - uśmiechnął się do mnie.
Wzięłam koszyk z kaliami i pokręciłam głową.
- Przez ciepło źle się czuję, a zmysłu smaku nie mam - oznajmiłam. - I muszę już iść, bo dałam sobie polecenie, że wrócę przed zmrokiem.
Odwróciłam się i nagle poczułam, jak ktoś przytula mnie od tyłu.
To było bardzo przyjemne.
- Dziękuję - usłyszałam głos, który nie należał ani do Diluka, ani do jego i Kaeyi ojca.
Wieczorem już nie pamiętałam, jak brzmiał.