Pairing: Yue&Lime, w tle Kyonosuke&Reiki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: Czy liść się liczy jako przemoc?
Notka autorska: Jeśli się liczy, to przepraszam, ale takiej sceny jeszcze nie miałam i chciałam zobaczyć, jak to wyjdzie. XD
Lime wyszedł z łazienki dopiero po godzinie, biorąc jeszcze relaksującą kąpiel. Był zmęczony zarówno czynnikami zewnętrznymi, jak i tymi wewnątrz jego głowy. Miał dość.
I wtedy właśnie zadzwonił telefon. Lime warknął pod nosem i podniósł komórkę. Ręcznik, którym wycierał włosy, wyślizgnął się z jego dłoni.
Yue?
- Halo?
- Hej. Jak się czujesz, nie przemarzłeś? - spytał Yue.
- Wszystko jest w porządku - odparł Lime. - Dziękuję, że pytasz.
- Wolałem się upewnić - wyjaśnił Yue. - Tyle, że słyszę, że nie jest.
Lime miał wrażenie, że Yue nie miał zamiaru tego mówić, ale mu się wyrwało.
- Jestem jedynie zmęczony - odparł Lime. - Nie przejmuj się tak.
Lime nie chciał, żeby Yue się o niego martwił. Po co wywoływać u drugiej osoby stres i nerwy? Po co psuć jej humor?
- Raimu...
- Prześpię się i mi przejdzie.
- Nie - Lime widział oczami wyobraźni, jak Yue kręci głową. - Porozmawiamy jutro na próbie. Dobranoc.
- Miłych snów - odparł Lime.
Wokalista wiedział jedno. Yue ma rację. Nie przejdzie mu.
* * *
Od rana wszyscy mieli dobry humor. Reiki trajkotał jak nakręcony, śmiejąc się z każdego żartu opowiedzianego przez Raimu. Yue z entuzjazmem opowiadał, co zaplanował na następną trasę. Nawet Kyonosuke nie marudził tyle, co zwykle.Lime spojrzał na Yue. Byli szczęśliwi, prawda? Więc dlaczego jego głupie serce tak bardzo chciało to popsuć?
Po przećwiczeniu nowego materiału, zrobili sobie przerwę. Lime zabrał swojego e-papierosa i wyszedł na zewnątrz budynku.
Oparł się o ścianę i zaciągnął się. Głupie serce, głupi mózg, głupi Yue, głupi on, głupie to wszystko.
- Raimu? - usłyszał nagle głos basisty. - Moglibyśmy porozmawiać?
Chwilę wcześniej się śmiał. Teraz był całkowicie poważny.
- Coś się stało? - spytał Lime, chowając e-papierosa.
- Ty mi powiedz - stwierdził Yue. - Coś cię dręczy. Widzę to.
- Jestem tylko trochę zmęczony, to wszystko - Lime wzruszył ramionami.
- I zmęczenie każe ci tak na mnie reagować? - spytał Yue, opierając się jedną ręką o ścianę.
Lime zamarł. Zauważył?
- Daj spokój - Lime trącił go w ramię, uśmiechając się. - W jaki niby?
- W taki - Yue ujął twarz Raimu w dłonie i pocałował go.
Wokalista zamrugał.
Co?
Nie.
Czemu...
Czemu Yue postanowił wszystko zepsuć?
Nie, nie, nie.
Nie!
PLASK!
Yue nie do końca rozumiał, co się stało. Jego policzek pulsował bólem. Spojrzał na Raimu, który miał dość zmieszaną minę.
- Nie psuj tego - stwierdził Lime, rozmasowując dłoń. - Nie chcę psuć naszej przyjaźni. Nie chcę ryzykować, że nasz zespół szlag trafi, bo się rozstaniemy. Nie.
Yue dotknął swojego policzka. Był spuchnięty. Za to napięcie, które wisiało w powietrzu, wręcz nie do wytrzymania.
- Raimu...
- Nie, Yue - Lime pokręcił głową. - Przepraszam.
Yue westchnął ciężko, po czym przytulił Raimu.
- Kocham cię, wiesz? - powiedział spokojnie. - Nawet jeśli dostałem przed chwilą w twarz, a ty odmówiłeś bycia ze mną, to i tak cię kocham.
- Yue...?
- Mógłbyś mnie nawet zabić, a to by nic nie zmieniło - Yue wplótł palce w jego włosy. - Bo nadal byłbyś tym pociesznym, wrażliwym, niezdarnym, nerwowym, utalentowanym, obdarzonym cudownym głosem i poczuciem humoru Raimu, którego znam. Nawet jeśli stałbyś nade mną z zakrwawionym nożem.
Lime przymknął oczy.
- Nie chcę cierpieć, jeśli coś się popsuje - oznajmił.
- Więc wolisz cierpieć przez świadomość, że nawet nie spróbowałeś?
- Co? Ja... Nie. Chyba...? - Lime odsunął się od Yue i spojrzał na niego zaskoczony.
On...
On miał rację.
...
Ach, do diabła z tym pesymizmem! Ludzie to po prostu masochiści. I on też może być masochistą. Bo tak. Bo kto mu zabroni?
Na pewno nie Reiki, który w momencie, gdy Lime wspiął się na palcach i pocałował Yue, zaczął klaskać.
Jak długo stał w progu...?
Ach, nieważne. Lime postanowił zabić go potem. Na razie usta Yue były zbyt miękkie i słodkie.
Nawet jeśli w przyszłości wszystko mógł trafić szlag, to chrzanić przyszłość. Liczyło się tu i teraz. I nic więcej.
The end