Zespół: 168 -one sixty eight-&Migimimi sleep tight
Pairing: Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: w tej części brak
Notka autorska: Cukier, cukier, cukier... Miłego czytania. :)
Ryohei ocknął się w łóżku. To był sen? Nie, raczej nie. Jakby to był sen, to by tak piekielnie nie bolała go ręka, która... Była zabandażowana.
- Kto? - Ryohei podniósł się. Był nadal w swoim mieszkaniu. Czyli jednak Inzargi. Gou nie potrafi bandażować ran.
- Ryohei - stanowczy, prawie aż zimny głos spowodował, że Ryohei podskoczył. Spojrzał w prawo. W drzwiach stał Aoi, w lekko poplamionej krwią koszuli i z miną, która wskazywała na to, że był co najmniej... Przerażony. - Obudziłeś się.
- No chyba tak... - Ryohei zerknął na swoją rękę. - Wiesz, że nie zrobiłem tego specjalnie?
Aoi spojrzał na niego, po czym przymknął oczy.
- Miałem taką... nadzieję - Ryoheiowi wydawało się, że Shinobu zadrżał głos. - Dlaczego znowu to zrobiłeś? Dlaczego znowu uciekłeś?
- Bo się śmiałeś - Ryohei opuścił wzrok. - Jak mówiłeś o Akiyi, to chichotałeś. Jak takie małe, speszone uke.
- Chichotałem - Aoi oparł się łokciem o framugę, dłonią zasłaniając sobie twarz. - I co jeszcze robiłem?
- I się oglądałeś...
- Czyli wracamy do początku - Aoi odwrócił się plecami do Ryoheia. - Wracamy do twojej chorobliwej zazdrości i moich niestałych uczuć względem ciebie, tak?
- Nie pomagasz mi...
- Ty mi też.
- Shinobu, dlaczego ty na mnie nie patrzysz? - zapytał Ryohei.
Nastała chwila ciszy.
- Ryohei... - cichy, drżący głos Aoiego odbił się od uszu Ryoheia. - Posłuchaj... Ja nie mogę...
Aoi odwrócił się, podbiegł do łóżka, usiadł na nim i przyciągnął Ryoheia do siebie. Drżał. On chyba...
- Ty płaczesz - stwierdził odkrywczo Ryohei.
- ...
- Ty naprawdę płaczesz. Nie na scenie. Przy mnie.
- Bądźże cicho.
- Płaczesz przeze mnie?
Aoi nie odpowiedział. Przylgnął jeszcze bardziej do Ryoheia, przytulając go mocniej do siebie.
- Nie uciekaj, proszę cię, przestań uciekać - szepnął Aoi. - Po prostu w końcu mi zaufaj.
- Sam stwierdziłeś, że jesteś niestały w uczuciach.
- To postaraj się, bym nie chciał nikogo innego.
- Ale ja nie mam na to siły.
- To je znajdź.
- Dlaczego?
- Ponieważ cię kocham - odparł Shinobu, a Ryohei miał wrażenie, że po tych słowach obaj przestali na chwilę oddychać.
Ryohei powoli odsunął Aoiego od siebie.
- Co powiedziałeś?
- Kocham cię.
- Powtórz jeszcze raz, bo chyba nie rozumiem.
- Kocham cię, Ryohei - Aoi miał minę, jakby słowa, które właśnie wypowiada, były dla niego zupełną nowością, choć powtarzał je trzeci raz.
- Kami-sama... - Ryohei miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Znowu. - Ty naprawdę to mówisz?
- Mam ci to zaśpiewać? - Aoi uśmiechnął się lekko.
- A mógłbyś?
- Ryohei, ja cię proszę.
- Też cię kocham, Shinobu - Ryohei pochylił się i pocałował go lekko w usta.
Aoi spojrzał w okno. Padał śnieg.
- Chodź - wokalista wstał i pociągnął Ryoheia za sobą.
Ryohei zarzucił na siebie kurtkę, założył buty i już miał wyjść, gdy Aoi go zatrzymał.
- A ty gdzie? - Shinobu zawiązał mu szalik na szyi. - Przeziębisz się - stwierdził, zakładając czapkę na głowę gitarzysty.
- Nobu-chan - Ryohei niespodziewanie przytulił się do niego.
- Niepoprawny jesteś - Aoi zaśmiał się krótko, otwierając drzwi.
Śnieg zasypywał delikatnie okolicę. Drzwi od klatki schodowej zamknęły się z głuchym trzaskiem.
- Dlaczego? - zapytał nagle Ryohei, przerywając kilkuminutową ciszę.
- Co "dlaczego"? - Aoi spojrzał na niego ze zdziwieniem, odrywając wzrok od spadających płatków śniegu.
- Dlaczego powiedziałeś mi to dopiero dzisiaj?
Aoi westchnął ciężko. Znów zapadła cisza.
- Ty zawsze musisz wszystkiego dociekać - stwierdził Aoi po dłuższym milczeniu.
- Powiesz mi, czy nie?
- Uparty jesteś - Aoi zaśmiał się sucho. - Ja po prostu nigdy nikomu tego nie mówiłem.
- Nikomu? Nawet Naokiemu?
- Jemu zwłaszcza, Isshi by mnie zabił - odparł Aoi.
- Isshi? Przecież...
- Później ci wyjaśnię - przerwał mu Aoi, patrząc na jakąś zaciekawioną ich rozmową nastolatkę w okularach.
- Dobrze, więc dlaczego nikomu nigdy tego nie mówiłeś? - zapytał Ryohei, kucając i zbierając trochę śniegu z chodnika.
- Jakoś nie miałem odwagi - wyjaśnił Aoi, a do nastolatki podbiegła druga, wyższa i chyba starsza.
- Neesan*, co robisz? - zapytała. A nie, jednak młodsza.
- Śni mi się, czy to Ao? - spytała niższa.
- No wiesz, jak Ryohei jest naszym sąsiadem od ładnych paru lat, to nawet twój Aoi mógł tu przyjść.
- Jeszcze żeby Akiyę przyprowadzili, to by było fajnie - rozmarzyła się niższa.
- Już prędzej Nao - odparła młodsza, po czym dostała śnieżką od Ryoheia.
- Poprzeziębiacie się, podlotki, do domu, ale już! - zawołał roześmiany gitarzysta, patrząc, jak nastolatki strzepują śnieg z bluzy wyższej z nich.
- Przepraszamy! - zawołały jednocześnie siostry, znikając za drzwiami.
- Kto to był? - zapytał Aoi.
- Chou i Yume, moje sąsiadki - wyjaśnił Ryohei. - Jedna ma hopla na punkcie Akiyi, druga na punkcie Naokiego i obie były chyba na wszystkich koncertach Kagrry, w okolicy. Shinobu?
- Tak?
- A tak właściwie, za co ty mnie kochasz?
- Oj, głuptasie - Aoi cmoknął go lekko w policzek. - Tak po prostu. Za to, że jesteś.
The end
*neesan - starsza siostra
Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.
Polecany post
Reklama vol 3
Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...
sobota, 29 grudnia 2012
piątek, 28 grudnia 2012
"Dlaczego?" I
Zespół: 168 -one sixty eight-&Migimimi sleep tight
Pairing: Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczaj, trochę angst
Ostrzeżenia: depresja głównego bohatera, krew, ogólnie taka trochę psychodela
Notka autorska: Teraz wytłumaczę, dlaczego ten fik jest podzielony na dwie bardzo nierówne części - obie są tak diametralnie różne, że inaczej się nie dało. Miłego czytania... Jeżeli tę część można nazwać miłą. O.o
Szczęk klucza w zardzewiałym zamku rozległ się w mieszkaniu. Ryohei wszedł przez drzwi i zamknął je pospiesznie, jakby się bał, że ktoś będzie go gonił.
Gitarzysta rzucił torbę w kąt i podszedł do szafy. Otworzył barek, wyjął z niego butelkę sake i kieliszek. Usiadł w fotelu i nalał sobie alkoholu.
Rozejrzał się. Wszędzie było pełno kurzu, ostatni raz ścierał je chyba pół roku temu... Albo i dawniej. Nienawidził tego mieszkania, nienawidził tej podłogi, tych mebli, tego zegara wiszącego na ścianie, tego widoku z okna, tego wszystkiego...
Usiadł na podłodze. Siebie też nienawidził, nie potrafił nawet zatrzymać Aoiego przy sobie... Znaczy, Aoi niby go nie opuścił, nawet go nie zdradził, choć tego Ryohei nie był pewien... Ale się oglądał, zamyślał, patrzył, wspominał, mówił przez sen i śmiał się, ha, jak on chichotał, kiedy opowiadał o niespodziewanym spotkaniu z Akiyą. Ryohei dobrze wiedział, Ryohei był pewien, że obu muzyków coś kiedyś łączyło, może nadal łączy, może Aoi jak zwykle skacze sobie z kwiatka na kwiatek...
Ryohei położył się na tym starym, wytartym dywanie, na którym siedział. Ten dywan śmierdział starymi ludźmi i zmokłym psem odkąd gitarzysta pamiętał, a na suficie zawsze była wielka, szara plama. Nienawidził tego miejsca.
Ryohei zamknął oczy. Będzie tu leżał tak długo, aż go ktoś nie znajdzie. Dobry plan, bardzo dobry plan... Nie, jednak zły, zły, bezsensowny.
Telefon. O, Inzargi dzwoni. Pewnie się martwi, ha, ktoś się o niego martwi.
Nie, jednak nie. Znowu narzeka na Gou, jaki to on niedobry, ojejej, biedne uke boli tyłek, straszne.
Ryohei trzasnął komórką o ścianę. Zaczął nienawidzić też swojego zespołu, no pięknie.
Wszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Łzy pozostawiały słone smugi na jego policzkach, oczy były zaczerwienione od ciągłego płaczu. Nie chciał widzieć tego odbicia. Nienawidził tego lustra, nienawidził siebie.
Dzwonek do drzwi. Kogo tu niesie?
- Pożyczyłby mi pan cukier? Pan płacze? - o, sąsiadka się o niego martwi.
- Kroiłem cebulę, zaraz pani przyniosę cukier - Ryohei uśmiechnął się sztucznie, poszedł po zakurzoną cukiernicę i wepchnął ją sąsiadce w dłonie. - Zostawi ją pani sobie na zawsze, przestałem słodzić herbatę.
- Dziękuję - sąsiadka zrobiła niemrawą minę i chciała chyba jeszcze coś powiedzieć, ale Ryohei zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Wrócił do łazienki. No proszę, wyglądał jeszcze gorzej, niż te kilka minut wcześniej. Emocje już zupełnie mu puściły. Uderzył pięścią w lustro, które pękło na kilka części. Krew spłynęła po ręce Ryoheia, wsiąkając w jego błękitną koszulę.
Osunął się na podłogę. Nienawidził widoku krwi, praktycznie od razu mdlał, choć tym razem próbował jakoś zapanować nad tym lękiem.
Usłyszał pukanie do drzwi. Potem ten nieznośny dzwonek. Znów pukanie, które kilka minut później przekształciło się w walenie. I nagle nastąpił trzask, jakby... Drzwi wyleciały z zawiasów. W sumie to nie było dziwne, zważając na fakt, że dawno już powinien wymienić te zardzewiałe zawiasy.
- Ryohei?! - Kto to? Inzargi? Nie, to nie Inzargi, on by się tak nie darł. To może Gou? Nie, on by darł się głośniej. To może...
Ryohei popełnił błąd. Znowu spojrzał na swoją zakrwawioną rękę i tym razem wpadł w ramiona ciemności, tracąc przytomność.
Pairing: Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczaj, trochę angst
Ostrzeżenia: depresja głównego bohatera, krew, ogólnie taka trochę psychodela
Notka autorska: Teraz wytłumaczę, dlaczego ten fik jest podzielony na dwie bardzo nierówne części - obie są tak diametralnie różne, że inaczej się nie dało. Miłego czytania... Jeżeli tę część można nazwać miłą. O.o
Szczęk klucza w zardzewiałym zamku rozległ się w mieszkaniu. Ryohei wszedł przez drzwi i zamknął je pospiesznie, jakby się bał, że ktoś będzie go gonił.
Gitarzysta rzucił torbę w kąt i podszedł do szafy. Otworzył barek, wyjął z niego butelkę sake i kieliszek. Usiadł w fotelu i nalał sobie alkoholu.
Rozejrzał się. Wszędzie było pełno kurzu, ostatni raz ścierał je chyba pół roku temu... Albo i dawniej. Nienawidził tego mieszkania, nienawidził tej podłogi, tych mebli, tego zegara wiszącego na ścianie, tego widoku z okna, tego wszystkiego...
Usiadł na podłodze. Siebie też nienawidził, nie potrafił nawet zatrzymać Aoiego przy sobie... Znaczy, Aoi niby go nie opuścił, nawet go nie zdradził, choć tego Ryohei nie był pewien... Ale się oglądał, zamyślał, patrzył, wspominał, mówił przez sen i śmiał się, ha, jak on chichotał, kiedy opowiadał o niespodziewanym spotkaniu z Akiyą. Ryohei dobrze wiedział, Ryohei był pewien, że obu muzyków coś kiedyś łączyło, może nadal łączy, może Aoi jak zwykle skacze sobie z kwiatka na kwiatek...
Ryohei położył się na tym starym, wytartym dywanie, na którym siedział. Ten dywan śmierdział starymi ludźmi i zmokłym psem odkąd gitarzysta pamiętał, a na suficie zawsze była wielka, szara plama. Nienawidził tego miejsca.
Ryohei zamknął oczy. Będzie tu leżał tak długo, aż go ktoś nie znajdzie. Dobry plan, bardzo dobry plan... Nie, jednak zły, zły, bezsensowny.
Telefon. O, Inzargi dzwoni. Pewnie się martwi, ha, ktoś się o niego martwi.
Nie, jednak nie. Znowu narzeka na Gou, jaki to on niedobry, ojejej, biedne uke boli tyłek, straszne.
Ryohei trzasnął komórką o ścianę. Zaczął nienawidzić też swojego zespołu, no pięknie.
Wszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Łzy pozostawiały słone smugi na jego policzkach, oczy były zaczerwienione od ciągłego płaczu. Nie chciał widzieć tego odbicia. Nienawidził tego lustra, nienawidził siebie.
Dzwonek do drzwi. Kogo tu niesie?
- Pożyczyłby mi pan cukier? Pan płacze? - o, sąsiadka się o niego martwi.
- Kroiłem cebulę, zaraz pani przyniosę cukier - Ryohei uśmiechnął się sztucznie, poszedł po zakurzoną cukiernicę i wepchnął ją sąsiadce w dłonie. - Zostawi ją pani sobie na zawsze, przestałem słodzić herbatę.
- Dziękuję - sąsiadka zrobiła niemrawą minę i chciała chyba jeszcze coś powiedzieć, ale Ryohei zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Wrócił do łazienki. No proszę, wyglądał jeszcze gorzej, niż te kilka minut wcześniej. Emocje już zupełnie mu puściły. Uderzył pięścią w lustro, które pękło na kilka części. Krew spłynęła po ręce Ryoheia, wsiąkając w jego błękitną koszulę.
Osunął się na podłogę. Nienawidził widoku krwi, praktycznie od razu mdlał, choć tym razem próbował jakoś zapanować nad tym lękiem.
Usłyszał pukanie do drzwi. Potem ten nieznośny dzwonek. Znów pukanie, które kilka minut później przekształciło się w walenie. I nagle nastąpił trzask, jakby... Drzwi wyleciały z zawiasów. W sumie to nie było dziwne, zważając na fakt, że dawno już powinien wymienić te zardzewiałe zawiasy.
- Ryohei?! - Kto to? Inzargi? Nie, to nie Inzargi, on by się tak nie darł. To może Gou? Nie, on by darł się głośniej. To może...
Ryohei popełnił błąd. Znowu spojrzał na swoją zakrwawioną rękę i tym razem wpadł w ramiona ciemności, tracąc przytomność.
czwartek, 27 grudnia 2012
Unexpected meeting II
Zespół: Kagrra,, 168 -one sixty eight-
Pairing: wspomniane Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: komedia
Seria: Vanilla&Raspberry
Ostrzeżenia: łagodne aluzje do scen łóżkowych w rozmowach bohaterów
Notka autorska: I kogo spotkał? Kogo? No jego.
Akiya prawie uderzył głową w dach samochodu, tak gwałtownie się podniósł. Spojrzał w stronę Sayuri. Obok niej stał...
- Aoi? - Akiya zamrugał. Nie, to się nie dzieje.
- Kto? - Sayuri spojrzała to na Akiyę, to na swojego brata. - Shinobu, czy wy się znacie?
- Tak - Aoi zasłonił usta dłonią i prawie usiadł ze śmiechu na schodkach. - Doskonale się znamy. Bardzo dobrze się znamy. Naprawdę.
- Dobrze, nie musisz w kółko tego powtarzać - Sayuri uśmiechnęła się lekko. - Dzieci, chodźcie stąd lepiej, tu się dzieje coś... dziwnego.
Sayuri ulotniła się z garażu, ciągnąc za sobą Fumio i Yuri, a Sayu i Kunio lojalnie poszli za nią.
- Sayuri to twoja siostra?
- Kaede to twój brat?
- Zapracowany byłeś - Akiya pokiwał głową ze zrozumieniem. - Ayabie było w trasie, co?
- Tak - Aoi zaśmiał się po raz kolejny.
- Mogę wiedzieć, co cię tak śmieszy? - zapytał Akiya.
- No bo wiesz - Aoi oparł się o ścianę. - Moja siostra była wychowywana, w sumie ja też, no ale.... No wiesz, w przeświadczeniu, że seks to dopiero po ślubie. I, w przeciwieństwie do mnie, dotrzymała słowa danego rodzicom i babci.
- Czyli śmiejesz się dlatego, że...?
- Że ty i twój brat rozdziewiczyliście mnie i moją siostrę, ot co - Aoi przeciągnął się leniwie. - Chodź, zaniesiemy te walizki.
- Kogo jak kogo, ale ciebie to się nie spodziewałem - Akiya wszedł do domu babci Aoiego.
- Mało się interesujesz rodziną swojego brata - zauważył Aoi.
- Powiedzmy, że to Kaede się mało interesuje mną - odparł Akiya. - I nie obchodzi go fakt, że może powinienem wiedzieć przynajmniej, jak jego szwagier ma na imię.
- Ja o tym, jak masz na imię, to wiedziałem, ale jakoś nie skojarzyłem faktów - stwierdził Aoi.
- A co tam u Ryoheia? - zapytał Akiya. Aoi wzdrygnął się, wyrwany z zamyślenia.
- Żyje i ma się dobrze - odparł Aoi. - Proponowałem mu, żeby przyjechał, ale Inzargi i Gou mają jakieś problemy małżeńskie i moje miłosierne uke musi im oczywiście pomóc, by świat znów był piękny, a niebo przecięła tęcza.
- Chodziło mi raczej o to, jak wam się układa w związku - wyjaśnił Akiya.
- Sielankowa norma - Aoi postawił walizki na podłodze w pokoju, w którym siedziała Sayuri. - Babcia wróci za jakieś pół godziny, poszła z sąsiadką na zakupy. Zaparzyć wam herbaty?
- Jeśli mógłbyś - Akiya uśmiechnął się lekko. Aoi odwrócił się na pięcie i zbiegł na dół.
- Yuri i Fumio śpią, Kunio i Sayu oglądają bajkę, więc mogę cię o to zapytać - oznajmiła Sayuri. - Akiya, czy ciebie i mojego brata... coś łączyło?
- A nie powinnaś zapytać jego?
- Uważaj, bo on mi coś powie! - Sayuri wybuchnęła śmiechem. - Z trudem wyciągnęłam z niego informację, że jest biseksualny, a co dopiero, z kim sypiał.
- Dwa razy z nim spałem - odpowiedział Akiya, patrząc, czy Aoi nie idzie. - I to w sumie wszystko.
- Dobry był?
- Sayuri...
- Okej, już o nic nie pytam - Sayuri zachichotała, widząc swojego brata w drzwiach.
- Powiedziałeś jej? - Aoi zmierzył Akiyę wzrokiem.
- Oszczędziłem jej szczegółów - odparł Akiya. Aoi pokręcił głową.
- A ja wam herbatę parzę, dzieci - Aoi westchnął i usiadł w fotelu. - Zostawić was samych nie mogę, bo od razu mnie obgadujecie.
- Hej, Aoi, a ty nadal używasz tego malinowego balsamu do ust? - zapytał Akiya, opierając się o framugę. - Słodki był.
- Akiya! - Aoi zmarszczył się lekko, a Sayuri zaśmiała się głośno.
Akiya uśmiechnął się. Wykonywanie próśb młodszego brata może czasem przynieść ciekawe skutki.
Pairing: wspomniane Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: komedia
Seria: Vanilla&Raspberry
Ostrzeżenia: łagodne aluzje do scen łóżkowych w rozmowach bohaterów
Notka autorska: I kogo spotkał? Kogo? No jego.
Akiya prawie uderzył głową w dach samochodu, tak gwałtownie się podniósł. Spojrzał w stronę Sayuri. Obok niej stał...
- Aoi? - Akiya zamrugał. Nie, to się nie dzieje.
- Kto? - Sayuri spojrzała to na Akiyę, to na swojego brata. - Shinobu, czy wy się znacie?
- Tak - Aoi zasłonił usta dłonią i prawie usiadł ze śmiechu na schodkach. - Doskonale się znamy. Bardzo dobrze się znamy. Naprawdę.
- Dobrze, nie musisz w kółko tego powtarzać - Sayuri uśmiechnęła się lekko. - Dzieci, chodźcie stąd lepiej, tu się dzieje coś... dziwnego.
Sayuri ulotniła się z garażu, ciągnąc za sobą Fumio i Yuri, a Sayu i Kunio lojalnie poszli za nią.
- Sayuri to twoja siostra?
- Kaede to twój brat?
- Zapracowany byłeś - Akiya pokiwał głową ze zrozumieniem. - Ayabie było w trasie, co?
- Tak - Aoi zaśmiał się po raz kolejny.
- Mogę wiedzieć, co cię tak śmieszy? - zapytał Akiya.
- No bo wiesz - Aoi oparł się o ścianę. - Moja siostra była wychowywana, w sumie ja też, no ale.... No wiesz, w przeświadczeniu, że seks to dopiero po ślubie. I, w przeciwieństwie do mnie, dotrzymała słowa danego rodzicom i babci.
- Czyli śmiejesz się dlatego, że...?
- Że ty i twój brat rozdziewiczyliście mnie i moją siostrę, ot co - Aoi przeciągnął się leniwie. - Chodź, zaniesiemy te walizki.
- Kogo jak kogo, ale ciebie to się nie spodziewałem - Akiya wszedł do domu babci Aoiego.
- Mało się interesujesz rodziną swojego brata - zauważył Aoi.
- Powiedzmy, że to Kaede się mało interesuje mną - odparł Akiya. - I nie obchodzi go fakt, że może powinienem wiedzieć przynajmniej, jak jego szwagier ma na imię.
- Ja o tym, jak masz na imię, to wiedziałem, ale jakoś nie skojarzyłem faktów - stwierdził Aoi.
- A co tam u Ryoheia? - zapytał Akiya. Aoi wzdrygnął się, wyrwany z zamyślenia.
- Żyje i ma się dobrze - odparł Aoi. - Proponowałem mu, żeby przyjechał, ale Inzargi i Gou mają jakieś problemy małżeńskie i moje miłosierne uke musi im oczywiście pomóc, by świat znów był piękny, a niebo przecięła tęcza.
- Chodziło mi raczej o to, jak wam się układa w związku - wyjaśnił Akiya.
- Sielankowa norma - Aoi postawił walizki na podłodze w pokoju, w którym siedziała Sayuri. - Babcia wróci za jakieś pół godziny, poszła z sąsiadką na zakupy. Zaparzyć wam herbaty?
- Jeśli mógłbyś - Akiya uśmiechnął się lekko. Aoi odwrócił się na pięcie i zbiegł na dół.
- Yuri i Fumio śpią, Kunio i Sayu oglądają bajkę, więc mogę cię o to zapytać - oznajmiła Sayuri. - Akiya, czy ciebie i mojego brata... coś łączyło?
- A nie powinnaś zapytać jego?
- Uważaj, bo on mi coś powie! - Sayuri wybuchnęła śmiechem. - Z trudem wyciągnęłam z niego informację, że jest biseksualny, a co dopiero, z kim sypiał.
- Dwa razy z nim spałem - odpowiedział Akiya, patrząc, czy Aoi nie idzie. - I to w sumie wszystko.
- Dobry był?
- Sayuri...
- Okej, już o nic nie pytam - Sayuri zachichotała, widząc swojego brata w drzwiach.
- Powiedziałeś jej? - Aoi zmierzył Akiyę wzrokiem.
- Oszczędziłem jej szczegółów - odparł Akiya. Aoi pokręcił głową.
- A ja wam herbatę parzę, dzieci - Aoi westchnął i usiadł w fotelu. - Zostawić was samych nie mogę, bo od razu mnie obgadujecie.
- Hej, Aoi, a ty nadal używasz tego malinowego balsamu do ust? - zapytał Akiya, opierając się o framugę. - Słodki był.
- Akiya! - Aoi zmarszczył się lekko, a Sayuri zaśmiała się głośno.
Akiya uśmiechnął się. Wykonywanie próśb młodszego brata może czasem przynieść ciekawe skutki.
THE END
wtorek, 25 grudnia 2012
Unexpected meeting I
Zespół: Kagrra,, 168 -one sixty eight-
Pairing: wspomniane Tora&Akiya
Dozwolone od: brak ograniczeń... na razie
Gatunek tekstu: komedia
Seria: Vaniila&Raspberry
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Taka tam sobie historyjka z nutką tajemnicy.
- Akiya, mógłbyś odwieźć Sayuri do jej babci? Ja muszę załatwić jeszcze parę spraw i będę mógł dopiero za dwa dni ruszyć się z domu, a pociągiem samej z czwórką dzieci jej nie wyślę - usłyszał po drugiej stronie telefonu Akiya, gdy został zbudzony przez dzwonek około siódmej. Dzwonił jego młodszy brat, który przypominał sobie o jego istnieniu dopiero, jak czegoś potrzebował.
- A Sayuri nie ma brata? - zapytał Akiya, wstając z łóżka.
- Ma, ale ten głąb już jest u tej wiedźmy - odparł Kaede. - Ty go chyba jeszcze nie spotkałeś, nie? Na naszym ślubie go nawet nie było, bo taki zapracowany biedak jest.
- No widzisz, a ja byłem - zauważył Akiya, wsypując karmę do miski Chikin. - W sumie Masashi wraca za jakieś dwa tygodnie, to mogę teoretycznie odwieźć Sayuri i dzieciaki.
- Dzięki, Akiya, jestem twoim dłużnikiem - stwierdził Kaede i odłożył słuchawkę.
Akiya wysiadł z samochodu. Mito, jego miasto rodzinne, wiele się nie zmieniło od czasu, kiedy był dzieckiem. Nie, żeby Akiya nie był tutaj od dwudziestu lat, tak tylko zauważył.
Z domu wybiegło dwoje dzieci - siedmioletnia Sayu i sześcioletni Kunio. Sayuri, wraz z dwuletnimi bliźniętami, Yuri i Fumio, wyszła dopiero po chwili, a za nią pojawił się Kaede z walizkami.
- Wujek Akiya! - starsze dzieci wpadły Akiyi w ramiona. W przeciwieństwie do swojego ojca, Akiya był kimś, kogo wprost uwielbiały.
- Też się cieszę, że was widzę - Akiya zaśmiał się krótko. - Cześć, Kaede, witaj, Sayuri. Jak tam bliźnięta?
- Rosną - Sayuri zachichotała, a Kaede wręczył bratu kluczyki.
- Kluczyki do naszego auta, bo dzieciaki się w twoim nie pomieszczą - stwierdził Kaede. - Jak odwieziesz Sayuri, oddasz mi je. A teraz daj swoje kluczyki, ja też muszę jakoś się przemieszczać, a pieszo latał nie będę.
Akiya westchnął ciężko i oddał bratu swoje kluczyki. Kaede od zawsze był władczy i chamski.
Po spakowaniu walizek i zapięciu dzieciaków w fotelikach, Akiya wsiadł do auta Kaede i trochę odsunął fotel kierowcy.
- No dobra, kiedyś już tym jechałem, najwyżej zetnę jakiś słupek - Akiya zaśmiał się krótko.
- Ja ci dam słupek! - oburzył się Kaede, po raz drugi zapinając Fumio, który się odpiął. - Jedźcie już, bo wiedźma czeka.
- Kaede! - Sayuri spojrzała na niego ze złością.
- Papa - Kaede pomachał im, a Akiya odpalił silnik.
Jechali już pół godziny, gdy Sayu, zapatrzona dotychczas w świat za oknem, pochyliła się do przodu i zapytała Akiyę:
- Wujku Aki, opowiesz nam jakąś ciekawą historię ze swojego życia?
- Ciekawą historię z życia... - Akiya zamilkł na chwilę. - No w sumie mogę, jeśli tak tego chcecie.
Opowiedział im kilka historii. Jak Isshi zgubił okulary przeciwsłoneczne i wkurzał się przez cały dzień, że mu słońce w oczy świeci, a później okazało się, iż to Nao mu je zabrał. Jak Shin miał manię kupowania różnorakich jogurtów i praktycznie codziennie jadł inny smak. Jak Izumi znalazł kota, a potem okazało się, że to była kotka i następnego dnia perkusista miał w domu żłobek. Jak Nao spadł ze schodów i cały czas powtarzał, że nic mu nie jest, dopóki nie zapytał, dlaczego w kącie siedzi różowy słoń i gra na werblu. No i jak on sam pośliznął się na oblodzonym chodniku, wpadł w zaspę i przyszedł na próbę cały w śniegu, a Isshi nazwał go bałwankiem.
Na dworze było już ciemno, a dzieciaki dawno posnęły. Akiya zajechał na podjazd domu babci Sayuri i wysiadł z samochodu. Pomógł Sayuri pobudzić dzieci i zajął się wypakowaniem walizek.
- Cześć, niisan! - zawołała Sayuri. Akiya, pochylony nad walizkami, nie widział, z kim rozmawia. - To mój szwagier, Akiya. Pomożesz wnieść mu nasze bagaże? Z czego się śmiejesz?
- Z niczego, siostrzyczko. Cześć, Aki!
*niisan - starszy brat
Pairing: wspomniane Tora&Akiya
Dozwolone od: brak ograniczeń... na razie
Gatunek tekstu: komedia
Seria: Vaniila&Raspberry
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Taka tam sobie historyjka z nutką tajemnicy.
- Akiya, mógłbyś odwieźć Sayuri do jej babci? Ja muszę załatwić jeszcze parę spraw i będę mógł dopiero za dwa dni ruszyć się z domu, a pociągiem samej z czwórką dzieci jej nie wyślę - usłyszał po drugiej stronie telefonu Akiya, gdy został zbudzony przez dzwonek około siódmej. Dzwonił jego młodszy brat, który przypominał sobie o jego istnieniu dopiero, jak czegoś potrzebował.
- A Sayuri nie ma brata? - zapytał Akiya, wstając z łóżka.
- Ma, ale ten głąb już jest u tej wiedźmy - odparł Kaede. - Ty go chyba jeszcze nie spotkałeś, nie? Na naszym ślubie go nawet nie było, bo taki zapracowany biedak jest.
- No widzisz, a ja byłem - zauważył Akiya, wsypując karmę do miski Chikin. - W sumie Masashi wraca za jakieś dwa tygodnie, to mogę teoretycznie odwieźć Sayuri i dzieciaki.
- Dzięki, Akiya, jestem twoim dłużnikiem - stwierdził Kaede i odłożył słuchawkę.
Akiya wysiadł z samochodu. Mito, jego miasto rodzinne, wiele się nie zmieniło od czasu, kiedy był dzieckiem. Nie, żeby Akiya nie był tutaj od dwudziestu lat, tak tylko zauważył.
Z domu wybiegło dwoje dzieci - siedmioletnia Sayu i sześcioletni Kunio. Sayuri, wraz z dwuletnimi bliźniętami, Yuri i Fumio, wyszła dopiero po chwili, a za nią pojawił się Kaede z walizkami.
- Wujek Akiya! - starsze dzieci wpadły Akiyi w ramiona. W przeciwieństwie do swojego ojca, Akiya był kimś, kogo wprost uwielbiały.
- Też się cieszę, że was widzę - Akiya zaśmiał się krótko. - Cześć, Kaede, witaj, Sayuri. Jak tam bliźnięta?
- Rosną - Sayuri zachichotała, a Kaede wręczył bratu kluczyki.
- Kluczyki do naszego auta, bo dzieciaki się w twoim nie pomieszczą - stwierdził Kaede. - Jak odwieziesz Sayuri, oddasz mi je. A teraz daj swoje kluczyki, ja też muszę jakoś się przemieszczać, a pieszo latał nie będę.
Akiya westchnął ciężko i oddał bratu swoje kluczyki. Kaede od zawsze był władczy i chamski.
Po spakowaniu walizek i zapięciu dzieciaków w fotelikach, Akiya wsiadł do auta Kaede i trochę odsunął fotel kierowcy.
- No dobra, kiedyś już tym jechałem, najwyżej zetnę jakiś słupek - Akiya zaśmiał się krótko.
- Ja ci dam słupek! - oburzył się Kaede, po raz drugi zapinając Fumio, który się odpiął. - Jedźcie już, bo wiedźma czeka.
- Kaede! - Sayuri spojrzała na niego ze złością.
- Papa - Kaede pomachał im, a Akiya odpalił silnik.
Jechali już pół godziny, gdy Sayu, zapatrzona dotychczas w świat za oknem, pochyliła się do przodu i zapytała Akiyę:
- Wujku Aki, opowiesz nam jakąś ciekawą historię ze swojego życia?
- Ciekawą historię z życia... - Akiya zamilkł na chwilę. - No w sumie mogę, jeśli tak tego chcecie.
Opowiedział im kilka historii. Jak Isshi zgubił okulary przeciwsłoneczne i wkurzał się przez cały dzień, że mu słońce w oczy świeci, a później okazało się, iż to Nao mu je zabrał. Jak Shin miał manię kupowania różnorakich jogurtów i praktycznie codziennie jadł inny smak. Jak Izumi znalazł kota, a potem okazało się, że to była kotka i następnego dnia perkusista miał w domu żłobek. Jak Nao spadł ze schodów i cały czas powtarzał, że nic mu nie jest, dopóki nie zapytał, dlaczego w kącie siedzi różowy słoń i gra na werblu. No i jak on sam pośliznął się na oblodzonym chodniku, wpadł w zaspę i przyszedł na próbę cały w śniegu, a Isshi nazwał go bałwankiem.
Na dworze było już ciemno, a dzieciaki dawno posnęły. Akiya zajechał na podjazd domu babci Sayuri i wysiadł z samochodu. Pomógł Sayuri pobudzić dzieci i zajął się wypakowaniem walizek.
- Cześć, niisan! - zawołała Sayuri. Akiya, pochylony nad walizkami, nie widział, z kim rozmawia. - To mój szwagier, Akiya. Pomożesz wnieść mu nasze bagaże? Z czego się śmiejesz?
- Z niczego, siostrzyczko. Cześć, Aki!
*niisan - starszy brat
niedziela, 9 grudnia 2012
Vanilla
Zespół: Kagrra,&168 -one sixty eight-
Pairing: Akiya&Aoi
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, komedia
Seria: "Vanilla&Raspberry"
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne, specyficzny humor autorki
Notka autorska: Napisałam to kilka dni temu, ale dodaję dopiero dzisiaj, bo miałam małe wątpliwości, czy to w ogóle nadaje się do czytania. Ach, i przepraszam, jak w przyszłym czasie znów napiszę coś z tym pairingiem, bo na Ao mam odchył, a za Akim tęsknię... Boże, jakim ja jestem beznadziejnym fangirlem...
- Shinobu? - Ryohei przytulił się mojego ramienia, gdy czytałem książkę, leżąc na łóżku.
- Tak?
- Spałeś z kimś przede mną?
- Ech, tak - westchnąłem przeciągle, przewracając stronę. - A co?
- A byli ode mnie lepsi?
Zmarszczyłem się lekko. Znowu to samo. Znowu górę wzięła jego chora zazdrość. Ryo, moje małe kochanie, znów ode mnie uciekniesz?
- Nie - odparłem i pogłaskałem Ryoheia po głowie.
Skłamałem. Owszem, Ryohei był świetny w łóżku i przewyższał praktycznie wszystkich, z którymi spałem, jednak...
Usiadłem na jego kolanach i zacząłem rozpinać guziki od jego koszuli.
- Shinobu, jak myślisz, będziemy coś pamiętać z tej nocy? - zapytał.
- Ja będę. Na pewno będę. Chociaż rano pewnie... Zapomnę. Ale tylko na chwilę! Obiecuję.
- Przyrzeknij, że będziesz pamiętał - powiedział stanowczo.
- Przyrzekam.
- Shinobu, ja tylko żartowałem! Jak jesteś pijany, to można cię kontrolować jak marionetkę - zaśmiał się. Miał taki dźwięczny i ciepły śmiech.
- Wcale się tak nie zachowuję! - oburzyłem się.
- Ciszej, bo pobudzisz sąsiadów - stwierdził.
- Nie po...
Nie dokończyłem, bo jego pełne i miękkie usta zamknęły moje.
- Dawno... Nikt mnie tak nie całował - powiedziałem cicho.
- Chcesz więcej? - zapytał. Według mnie, to było pytanie retoryczne.
Spojrzałem w jego czarne i głębokie oczy. Szorstkie, ale jednocześnie przyjemne w dotyku, dłonie przesuwały się po moim ciele. Jego skóra była ciepła i delikatna. Pocałunki, które składał na moich ustach, były długie i namiętne. Czułem się... Żywy.
Poranek nie należał do najlepszych. Pamiętałem wszystko, choć przypomniałem sobie dopiero po chwili. A potem wyszedł, a ja... Nawet mu nie podziękowałem.
- Aoi? - zdziwił się, gdy zobaczył mnie przed drzwiami.
- Tak?
- Coś się stało? - zapytał.
- Ja... Nie - stchórzyłem.
- Stajesz w drzwiach mojego pokoju i mówisz, że nie masz żadnego powodu, by do mnie przychodzić? - uśmiechnął się, rozbawiony całą tą sytuacją.
- Akiya?
- Tak?
- Powtórzmy to. Tym razem na trzeźwo - stwierdziłem.
- Jeśli tak bardzo tego pragniesz - wzruszył ramionami.
- Nie pragnę "tego", tylko ciebie - pociągnąłem go za krawat i pocałowałem.
- Ładne z ciebie uke, Shinobu - zaśmiał się, zamykając za mną drzwi.
- Jeśli tak uważasz - przytuliłem się do niego. - Pachniesz wanilią.
- Zasługa waniliowego płynu pod prysznic - wyjaśnił. - Będziesz się teraz tak tulił?
- Jesteś ciepły. U mnie w pokoju jest zimno - odparłem.
- Bo ci zamknę te twoje pomalowane malinowym błyszczykiem usta, jak będziesz tyle gadał - znów się zaśmiał. Poprzedniej nocy aż tyle się nie śmiał.
- To nie jest błyszczyk, tylko balsam - sprostowałem, odpinając pierwszy guzik od jego koszuli. Czy on naprawdę nie nosił nic innego, tylko koszule w kratę zapinane na guziki?
- Ale usta i tak ci zamknę - przyciągnął mnie do pocałunku.
Momentalnie zrobiło mi się gorąco. To dziwne. Kiedy ja go całowałem, było zupełnie inaczej, niż kiedy on całował mnie.
- A tak swoją drogą... - zaczął, przerywając pocałunek i ściągając ze mnie koszulkę. - Ciekawe połączenie, prawda? Wanilia i maliny. Słodko.
- Jak deser - zachichotałem. Kami-sama, ja wtedy chichotałem. Naprawdę nie nadawałem się na seme.
Tamta noc nie była ciemna. Na niebie nie było żadnej chmurki, a ja... Znów poczułem się żywy. To było takie... Piękne.
Drgnąłem, wyrwany nagle z zamyślenia. Ryohei patrzył na mnie ze złością, jakby miał mi zaraz wydłubać oczy.
- Co?
- Mówię do ciebie od piętnastu minut, a ty mnie nawet nie słuchasz! - Ryohei prychnął oburzony.
- Oj, kochanie, przesadzasz - zaśmiałem się i pocałowałem go.
- "Poziomki" - pomyślałem. - "One nigdy nie będą lepsze od wanilii."
Zaśmiałem się, kiedy zdałem sobie sprawę, że jestem strasznie niestały w uczuciach. Ale raczej... Nie dopuściłbym się zdrady. To nietaktowne. Lepiej kogoś porzucić, a dopiero później związać się z kimś innym. Tę drugą osobę zaboli to wtedy o wiele mniej.
Spojrzałem na Ryoheia. Nie. Nie chciałem, by ktokolwiek go zranił. Chyba za bardzo mi na nim zależało. Czy to możliwe, że...
Pairing: Akiya&Aoi
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, komedia
Seria: "Vanilla&Raspberry"
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne, specyficzny humor autorki
Notka autorska: Napisałam to kilka dni temu, ale dodaję dopiero dzisiaj, bo miałam małe wątpliwości, czy to w ogóle nadaje się do czytania. Ach, i przepraszam, jak w przyszłym czasie znów napiszę coś z tym pairingiem, bo na Ao mam odchył, a za Akim tęsknię... Boże, jakim ja jestem beznadziejnym fangirlem...
- Shinobu? - Ryohei przytulił się mojego ramienia, gdy czytałem książkę, leżąc na łóżku.
- Tak?
- Spałeś z kimś przede mną?
- Ech, tak - westchnąłem przeciągle, przewracając stronę. - A co?
- A byli ode mnie lepsi?
Zmarszczyłem się lekko. Znowu to samo. Znowu górę wzięła jego chora zazdrość. Ryo, moje małe kochanie, znów ode mnie uciekniesz?
- Nie - odparłem i pogłaskałem Ryoheia po głowie.
Skłamałem. Owszem, Ryohei był świetny w łóżku i przewyższał praktycznie wszystkich, z którymi spałem, jednak...
* * *
Tamta noc była ciemna, na niebie nie było widać żadnych gwiazd, a nawet księżyc schował się za chmurami.Usiadłem na jego kolanach i zacząłem rozpinać guziki od jego koszuli.
- Shinobu, jak myślisz, będziemy coś pamiętać z tej nocy? - zapytał.
- Ja będę. Na pewno będę. Chociaż rano pewnie... Zapomnę. Ale tylko na chwilę! Obiecuję.
- Przyrzeknij, że będziesz pamiętał - powiedział stanowczo.
- Przyrzekam.
- Shinobu, ja tylko żartowałem! Jak jesteś pijany, to można cię kontrolować jak marionetkę - zaśmiał się. Miał taki dźwięczny i ciepły śmiech.
- Wcale się tak nie zachowuję! - oburzyłem się.
- Ciszej, bo pobudzisz sąsiadów - stwierdził.
- Nie po...
Nie dokończyłem, bo jego pełne i miękkie usta zamknęły moje.
- Dawno... Nikt mnie tak nie całował - powiedziałem cicho.
- Chcesz więcej? - zapytał. Według mnie, to było pytanie retoryczne.
Spojrzałem w jego czarne i głębokie oczy. Szorstkie, ale jednocześnie przyjemne w dotyku, dłonie przesuwały się po moim ciele. Jego skóra była ciepła i delikatna. Pocałunki, które składał na moich ustach, były długie i namiętne. Czułem się... Żywy.
Poranek nie należał do najlepszych. Pamiętałem wszystko, choć przypomniałem sobie dopiero po chwili. A potem wyszedł, a ja... Nawet mu nie podziękowałem.
- Aoi? - zdziwił się, gdy zobaczył mnie przed drzwiami.
- Tak?
- Coś się stało? - zapytał.
- Ja... Nie - stchórzyłem.
- Stajesz w drzwiach mojego pokoju i mówisz, że nie masz żadnego powodu, by do mnie przychodzić? - uśmiechnął się, rozbawiony całą tą sytuacją.
- Akiya?
- Tak?
- Powtórzmy to. Tym razem na trzeźwo - stwierdziłem.
- Jeśli tak bardzo tego pragniesz - wzruszył ramionami.
- Nie pragnę "tego", tylko ciebie - pociągnąłem go za krawat i pocałowałem.
- Ładne z ciebie uke, Shinobu - zaśmiał się, zamykając za mną drzwi.
- Jeśli tak uważasz - przytuliłem się do niego. - Pachniesz wanilią.
- Zasługa waniliowego płynu pod prysznic - wyjaśnił. - Będziesz się teraz tak tulił?
- Jesteś ciepły. U mnie w pokoju jest zimno - odparłem.
- Bo ci zamknę te twoje pomalowane malinowym błyszczykiem usta, jak będziesz tyle gadał - znów się zaśmiał. Poprzedniej nocy aż tyle się nie śmiał.
- To nie jest błyszczyk, tylko balsam - sprostowałem, odpinając pierwszy guzik od jego koszuli. Czy on naprawdę nie nosił nic innego, tylko koszule w kratę zapinane na guziki?
- Ale usta i tak ci zamknę - przyciągnął mnie do pocałunku.
Momentalnie zrobiło mi się gorąco. To dziwne. Kiedy ja go całowałem, było zupełnie inaczej, niż kiedy on całował mnie.
- A tak swoją drogą... - zaczął, przerywając pocałunek i ściągając ze mnie koszulkę. - Ciekawe połączenie, prawda? Wanilia i maliny. Słodko.
- Jak deser - zachichotałem. Kami-sama, ja wtedy chichotałem. Naprawdę nie nadawałem się na seme.
Tamta noc nie była ciemna. Na niebie nie było żadnej chmurki, a ja... Znów poczułem się żywy. To było takie... Piękne.
* * *
- Shinobu!Drgnąłem, wyrwany nagle z zamyślenia. Ryohei patrzył na mnie ze złością, jakby miał mi zaraz wydłubać oczy.
- Co?
- Mówię do ciebie od piętnastu minut, a ty mnie nawet nie słuchasz! - Ryohei prychnął oburzony.
- Oj, kochanie, przesadzasz - zaśmiałem się i pocałowałem go.
- "Poziomki" - pomyślałem. - "One nigdy nie będą lepsze od wanilii."
Zaśmiałem się, kiedy zdałem sobie sprawę, że jestem strasznie niestały w uczuciach. Ale raczej... Nie dopuściłbym się zdrady. To nietaktowne. Lepiej kogoś porzucić, a dopiero później związać się z kimś innym. Tę drugą osobę zaboli to wtedy o wiele mniej.
Spojrzałem na Ryoheia. Nie. Nie chciałem, by ktokolwiek go zranił. Chyba za bardzo mi na nim zależało. Czy to możliwe, że...
The end
wtorek, 13 listopada 2012
Droga donikąd
Zespół: Kagrra,
Biegnę.
Małe kamyczki boleśnie ranią moje bose stopy.
Biegnę.
Woda spływa na moje ramiona z moich wciąż mokrych włosów.
Biegnę.
Łzy napływają mi do oczu. Czuję, że za chwilę spłyną strużkami po moich policzkach.
Biegnę.
Widzę swój dom, nasz dom.
Biegnę.
Gdzie są klucze, gdzie klucze?
Są.
Otwieram drzwi.
Wołam cię.
Odpowiada mi cisza.
Listy.
Od Akiyi.
Od ciebie.
Nasze zdjęcie.
Słyszę swój własny krzyk jakby z oddali.
Upadam na podłogę.
Czas staje w miejscu.
- Yamada!
Shin łapie mnie za ramiona i lekko mną potrząsa.
- Yamada, spójrz na mnie!
To chyba głos Izumiego.
Nie wiem.
Ta rzeczywistość oddala się ode mnie.
Tracę przytomność.
~~The end~~
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: angst
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: ...kiedy Adawinry nudzi się w autobusie, dostała wczoraj niezbyt miłą wiadomość, a za oknem ponuro i szaro.
Biegnę.
Małe kamyczki boleśnie ranią moje bose stopy.
Biegnę.
Woda spływa na moje ramiona z moich wciąż mokrych włosów.
Biegnę.
Łzy napływają mi do oczu. Czuję, że za chwilę spłyną strużkami po moich policzkach.
Biegnę.
Widzę swój dom, nasz dom.
Biegnę.
Gdzie są klucze, gdzie klucze?
Są.
Otwieram drzwi.
Wołam cię.
Odpowiada mi cisza.
Listy.
Od Akiyi.
Od ciebie.
Nasze zdjęcie.
Słyszę swój własny krzyk jakby z oddali.
Upadam na podłogę.
Czas staje w miejscu.
- Yamada!
Shin łapie mnie za ramiona i lekko mną potrząsa.
- Yamada, spójrz na mnie!
To chyba głos Izumiego.
Nie wiem.
Ta rzeczywistość oddala się ode mnie.
Tracę przytomność.
~~The end~~
niedziela, 21 października 2012
Raspberry
Zespół: Kagrra,&168 -one sixty eight-
Pairing: Akiya&Aoi
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, komedia
Seria: "Vanilla&Raspberry"
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne, specyficzny humor autorki
Notka autorska: Znowu napisałam coś pod wpływem hormonów, hormony to zło.
To było takie dziwne, kiedy tak po prostu złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego pokoju.
- Jak ty w ogóle masz na imię? - spytałem, kiedy posadził mnie na łóżku i usiadł na moich kolanach, po czym zaczął rozpinać guziki od mojej koszuli.
- Za dużo alkoholu - stwierdził, pozbywając się w końcu wierzchniej warstwy mojego ubioru.
Wplotłem palce w jego włosy. Nie wiem, co w nim takiego było, co kompletnie wytrącało mnie z równowagi, co spowodowało, że przyciągnąłem go do pocałunku i tak chciałem zostać. Alkohol szumiał mi w głowie, kiedy wsunąłem dłonie pod jego koszulę, kiedy moje dłonie zaczęły błądzić po jego ciele. Czasem miałem wrażenie, że kochałem się z większą ilością osób, niż pewna osoba, którą znałem. Ale w tamtym momencie, w tamtej chwili, będąc oszołomiony malinowym smakiem jego ust, nie myślałem o tym i zupełnie mnie to nie obchodziło.
Zamrugałem. Rozejrzałem się. To na pewno nie był mój pokój, to nie był mój dom, to nie było moje łóżko, a ja byłem nagi i miałem kaca wielkości Tokyo.
- Znowu? - jęknąłem, orientując się w tym momencie, że ktoś się do mnie tuli.
- Cicho - mruknął, zaciskając palce na moim ramieniu. Ponownie zamrugałem. Festiwal, impreza po występach, hotel, malinowe usta. No dobrze, wszystko pamiętam. Nawet to, że byłem seme.
- Używasz malinowego błyszczyka do ust? - zapytałem prosto z mostu, czekając na reakcję.
Przez pierwsze kilka sekund nie zareagował. Potem na jego czole pojawiła się delikatna zmarszczka. Otworzył oczy i odskoczył ode mnie jak poparzony, lądując na podłodze. Zaraz, gdzieś to już widziałem. A, no tak! Kiedyś już byłem w takiej sytuacji. Tyle, że to ja spadłem z łóżka.
- CO TY... - chyba chciał na mnie nawrzeszczeć, ale skrzywił się jak małe, biedne uke, które właśnie zorientowało się, że boli je tylna część ciała. - Akiya, ja cię zabiję.
- Och, ale się boję! - zaśmiałem się. - Przecież sam mnie tu przyprowadziłeś. Nie pamiętasz?
- O czym ty... - jego oczy zrobiły się nagle wielkie niczym oczy Shou albo Tsunehito. Chyba sobie przypomniał.
- Już wiem, jak się czuł wtedy Nao - znowu zacząłem się śmiać. - A twierdziłeś wczoraj, że to ja za dużo wypiłem.
- Nie pamiętałeś, jak mam na imię! - wrzasnął, łapiąc się za głowę.
- Chyba masz większego kaca ode mnie, moje małe uke - uśmiechnąłem się lekko. Wstałem i nachyliłem się do niego. - I chciałem tylko zauważyć, że potem sobie przecież twoje imię przypomniałem, Shinobu.
- Nie mów na mnie tak! - pokręcił głową, po chwili tego żałując.
Ubrałem się, a on nawet nie wstał z podłogi. Miał minę, jakby zrobił coś, czego żałował.
- Co się stało, młody? - zapytałem, klękając obok niego i okrywając go kocem. - Co?
- Jestem starszy - mruknął obrażony. - Ja jestem z kwietnia, ty z sierpnia. Jakim sposobem ktoś młodszy pozbawił mnie dziewictwa?
Ostatnie słowa praktycznie wycedził przez zęby, mając przy tym minę małego dziecka, któremu nie spodobała się zabawka. Wybuchnąłem śmiechem, kładąc się po chwili na podłodze.
- I z czego rżysz? - zapytał, lekko się uśmiechając.
- Bo jesteś rozkoszny - stwierdziłem, ocierając łzy, które popłynęły mi ze śmiechu.
- Ja nie jestem rozkoszny - warknął, wstając i obwiązując się kocem.
- Nie, wcale. Zwłaszcza, jak się tak słodko złościsz - uśmiechnąłem się lekko i wstałem, kierując się do drzwi. - Obrazisz się teraz na mnie?
- Obrazić to ja się mogę tylko na siebie - westchnął. - I na rodziców, że nie zrobili mnie później.
- Wtedy mógłbym spokojnie nazywać cię "Ao-chan" - stwierdziłem. Dostałem poduszką.
* * *
Na stoliku stały trzy puste kieliszki po winie. Reszta gości zniknęła gdzieś w innych pokojach. Kouki próbował nad tym wszystkim zapanować, ale niezbyt mu to wychodziło.
- Więc twierdzisz, że spałeś z Aoim - Nao oparł się o moje ramię. - Z którym?
- Z jednym i z drugim - odparłem, śmiejąc się.
- Nie - Nao pokręcił głową. - Akiya, powtórz swoje słowa gdzieś tak za dwa kieliszki, to może ci uwierzę.
- Za dwa kieliszki to ty będziesz leżał pod stołem - zauważyłem.
- W sumie tak - westchnął Nao, patrząc w sufit. - A byłeś chociaż seme?
- Zależy, z którym - mruknąłem, upijając łyk wina.
- No raczej ten z Gazette to by się raczej nie zgodził na bycie uke - Nao zachichotał jak dziewczynka. - Chociaż wątpię też w to, czy Ao-chan dałby się zepchnąć na dół przez kogoś młodszego od siebie.
- To nie wątp - uśmiechnąłem się lekko.
Nao zamurowało do tego stopnia, że dopiero po półtora kieliszka zaczął opowiadać o fioletowych kotach, a po wypiciu tego drugiego do końca, zasnął z głową na moich kolanach.
- Nao zasnął? - Masashi usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Tak, zasnął - odparłem, uśmiechając się na widok Aoiego, który w tym momencie pocałował Ryoheia. Ciekawe, czy usta Shinobu nadal smakują malinami, jak te kilka lat temu.
Pairing: Akiya&Aoi
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, komedia
Seria: "Vanilla&Raspberry"
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne, specyficzny humor autorki
Notka autorska: Znowu napisałam coś pod wpływem hormonów, hormony to zło.
To było takie dziwne, kiedy tak po prostu złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego pokoju.
- Jak ty w ogóle masz na imię? - spytałem, kiedy posadził mnie na łóżku i usiadł na moich kolanach, po czym zaczął rozpinać guziki od mojej koszuli.
- Za dużo alkoholu - stwierdził, pozbywając się w końcu wierzchniej warstwy mojego ubioru.
Wplotłem palce w jego włosy. Nie wiem, co w nim takiego było, co kompletnie wytrącało mnie z równowagi, co spowodowało, że przyciągnąłem go do pocałunku i tak chciałem zostać. Alkohol szumiał mi w głowie, kiedy wsunąłem dłonie pod jego koszulę, kiedy moje dłonie zaczęły błądzić po jego ciele. Czasem miałem wrażenie, że kochałem się z większą ilością osób, niż pewna osoba, którą znałem. Ale w tamtym momencie, w tamtej chwili, będąc oszołomiony malinowym smakiem jego ust, nie myślałem o tym i zupełnie mnie to nie obchodziło.
Zamrugałem. Rozejrzałem się. To na pewno nie był mój pokój, to nie był mój dom, to nie było moje łóżko, a ja byłem nagi i miałem kaca wielkości Tokyo.
- Znowu? - jęknąłem, orientując się w tym momencie, że ktoś się do mnie tuli.
- Cicho - mruknął, zaciskając palce na moim ramieniu. Ponownie zamrugałem. Festiwal, impreza po występach, hotel, malinowe usta. No dobrze, wszystko pamiętam. Nawet to, że byłem seme.
- Używasz malinowego błyszczyka do ust? - zapytałem prosto z mostu, czekając na reakcję.
Przez pierwsze kilka sekund nie zareagował. Potem na jego czole pojawiła się delikatna zmarszczka. Otworzył oczy i odskoczył ode mnie jak poparzony, lądując na podłodze. Zaraz, gdzieś to już widziałem. A, no tak! Kiedyś już byłem w takiej sytuacji. Tyle, że to ja spadłem z łóżka.
- CO TY... - chyba chciał na mnie nawrzeszczeć, ale skrzywił się jak małe, biedne uke, które właśnie zorientowało się, że boli je tylna część ciała. - Akiya, ja cię zabiję.
- Och, ale się boję! - zaśmiałem się. - Przecież sam mnie tu przyprowadziłeś. Nie pamiętasz?
- O czym ty... - jego oczy zrobiły się nagle wielkie niczym oczy Shou albo Tsunehito. Chyba sobie przypomniał.
- Już wiem, jak się czuł wtedy Nao - znowu zacząłem się śmiać. - A twierdziłeś wczoraj, że to ja za dużo wypiłem.
- Nie pamiętałeś, jak mam na imię! - wrzasnął, łapiąc się za głowę.
- Chyba masz większego kaca ode mnie, moje małe uke - uśmiechnąłem się lekko. Wstałem i nachyliłem się do niego. - I chciałem tylko zauważyć, że potem sobie przecież twoje imię przypomniałem, Shinobu.
- Nie mów na mnie tak! - pokręcił głową, po chwili tego żałując.
Ubrałem się, a on nawet nie wstał z podłogi. Miał minę, jakby zrobił coś, czego żałował.
- Co się stało, młody? - zapytałem, klękając obok niego i okrywając go kocem. - Co?
- Jestem starszy - mruknął obrażony. - Ja jestem z kwietnia, ty z sierpnia. Jakim sposobem ktoś młodszy pozbawił mnie dziewictwa?
Ostatnie słowa praktycznie wycedził przez zęby, mając przy tym minę małego dziecka, któremu nie spodobała się zabawka. Wybuchnąłem śmiechem, kładąc się po chwili na podłodze.
- I z czego rżysz? - zapytał, lekko się uśmiechając.
- Bo jesteś rozkoszny - stwierdziłem, ocierając łzy, które popłynęły mi ze śmiechu.
- Ja nie jestem rozkoszny - warknął, wstając i obwiązując się kocem.
- Nie, wcale. Zwłaszcza, jak się tak słodko złościsz - uśmiechnąłem się lekko i wstałem, kierując się do drzwi. - Obrazisz się teraz na mnie?
- Obrazić to ja się mogę tylko na siebie - westchnął. - I na rodziców, że nie zrobili mnie później.
- Wtedy mógłbym spokojnie nazywać cię "Ao-chan" - stwierdziłem. Dostałem poduszką.
* * *
Na stoliku stały trzy puste kieliszki po winie. Reszta gości zniknęła gdzieś w innych pokojach. Kouki próbował nad tym wszystkim zapanować, ale niezbyt mu to wychodziło.
- Więc twierdzisz, że spałeś z Aoim - Nao oparł się o moje ramię. - Z którym?
- Z jednym i z drugim - odparłem, śmiejąc się.
- Nie - Nao pokręcił głową. - Akiya, powtórz swoje słowa gdzieś tak za dwa kieliszki, to może ci uwierzę.
- Za dwa kieliszki to ty będziesz leżał pod stołem - zauważyłem.
- W sumie tak - westchnął Nao, patrząc w sufit. - A byłeś chociaż seme?
- Zależy, z którym - mruknąłem, upijając łyk wina.
- No raczej ten z Gazette to by się raczej nie zgodził na bycie uke - Nao zachichotał jak dziewczynka. - Chociaż wątpię też w to, czy Ao-chan dałby się zepchnąć na dół przez kogoś młodszego od siebie.
- To nie wątp - uśmiechnąłem się lekko.
Nao zamurowało do tego stopnia, że dopiero po półtora kieliszka zaczął opowiadać o fioletowych kotach, a po wypiciu tego drugiego do końca, zasnął z głową na moich kolanach.
- Nao zasnął? - Masashi usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Tak, zasnął - odparłem, uśmiechając się na widok Aoiego, który w tym momencie pocałował Ryoheia. Ciekawe, czy usta Shinobu nadal smakują malinami, jak te kilka lat temu.
The end
poniedziałek, 24 września 2012
Jeden dzień z życia
Zespół: 168 -one sixty eight-&Migimimi sleep tight
Pairing: Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczaj, trochę angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska paranormalne, melancholia głównego bohatera
Notka autorska: Lubię takie fiki, które piszę jednym tchem i nawet się nie zastanawiam, tylko wstawiam od razu na bloga.
Wstaję. Budzony zazwyczaj przez twój głos*, czuję się szczęśliwy. Tak więc, robię sobie śniadanie, zaparzam kawę i siadam w fotelu. Włączam muzykę, cicho, by nie obudzić współlokatora. On wstaje zawsze o tej samej godzinie, czy ma wolne czy nie. Dlatego też czasem mnie budzi, co jest trochę irytujące.
Zarzucam na siebie kamizelkę, zakładam buty i trącam mojego współlokatora w ramię.
- Wstawaj - mówię, a on podskakuje z przestrachu. Zemściłem się, mogę iść.
Wchodząc do studia, witam się ze wszystkimi i szukam wzrokiem ciebie. Siedzisz wpatrzony w bliżej nieokreślony punkt. Doskonale wiem, na co patrzysz. Chociaż go teraz nie widzisz, wiesz, że tam jest. Może ci powiedział, może się domyślasz. Fakt faktem, bardziej fascynujące jest dla ciebie "nic" niż ja.
Siadam obok ciebie, rozmawiamy. Lubię z tobą rozmawiać. Czuję się wtedy jak w idyllicznej krainie pełnej kwiatów, na które nie mam alergii.
- Słuchasz mnie? - pytasz. Ach, no tak, zapomniałem dodać, że często się podczas naszych rozmów zamyślam.
Wyciągam rękę, chcąc cię dotknąć. Pogłaskać twój policzek, przeczesać kosmyk twoich włosów, położyć palec na twoich ustach i jeszcze raz, jeden jedyny raz złożyć na nich kolejny pocałunek.
Czuję się jak Werter**, jak gdybyś był moją Lottą**. Już prawie cię dotykam, ale przypominam sobie, że Albert** czuwa. Cofam rękę i wstaję pospiesznie.
- Czas wziąć się do pracy - oznajmiam, uśmiechając się sztucznie.
Żegnając się z wami, mam wrażenie, że jesteś smutny. Ale to tylko moja głupia nadzieja tli się w moim sercu.
Wychodzę ze studia szybkim krokiem. Szukając samochodu na parkingu... Tak, zapomniałem, gdzie go postawiłem, mam zaniki pamięci. Przez ciebie. Fakt faktem, szukając tegoż samochodu, czuję czyjąś dłoń na ramieniu.
- Przestań - mówi twój Albert, uśmiechając się lekko. - Nie bądź nieszczęśliwy, bo Yamiyo się martwi.
- Więc pozwól mi... - zaczynam mówić, ale Albert znika.
Wracam do domu. Rzucam się na łóżko z zamiarem rozpłakania się. I wtedy słyszę głos mojego współlokatora.
- Tak, a on tego nie zauważa. Tak, teraz zakochał się w Nao. I ja jeszcze muszę go pocieszać. Może potrafiłbym, gdyby nie to, że to już piąta nieszczęśliwa miłość Aoiego w tym roku. A mamy lipiec!
Zdaję sobie sprawę, że on nie jest świadomy tego, iż wróciłem do domu.
- No co ja na to poradzę? Przecież... - mój współlokator milknie na chwilę. - Przecież mu nie powiem, że nadal go kocham i tak w sumie to żadnych problemów finansowych nigdy nie miałem i chcę, by to wszystko... By to wróciło. Ale on woli Nao. Wcześniej Terukiego, jeszcze wcześniej naszą sąsiadkę, a jeszcze wcześniej...
- Ryohei? - staję w drzwiach jego pokoju i patrzę na niego zdezorientowany. - O czym ty mówisz?
- O szlag - komórka wypada Ryoheiowi z dłoni i rozpada się przy uderzeniu w podłogę. - Aoi, słuchaj, ja wiem, że...
Może to był impuls, a może miłość do ciebie to była tylko iluzja, która przysłoniła mi prawdziwe uczucie.
Tak w sumie, to Ryohei ma słodsze usta od ciebie, a ty chyba nigdy nie byłeś moją Lottą, Yamada.
*Aoi miał ustawiony ten fragment "wanna see u", gdzie śpiewa Nao, na budzik.
**Werter, Albert i Lotta to bohaterowie powieści epistolarnej "Cierpienia młodego Wertera". Werter zakochuje się w Lotcie, która zaręczona jest z Albertem. Ponieważ nie może mieć swojej ukochanej, pisze do Wilhelma, swojego przyjaciela, depresyjne listy, a na końcu popełnia samobójstwo.
Pairing: Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczaj, trochę angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska paranormalne, melancholia głównego bohatera
Notka autorska: Lubię takie fiki, które piszę jednym tchem i nawet się nie zastanawiam, tylko wstawiam od razu na bloga.
Wstaję. Budzony zazwyczaj przez twój głos*, czuję się szczęśliwy. Tak więc, robię sobie śniadanie, zaparzam kawę i siadam w fotelu. Włączam muzykę, cicho, by nie obudzić współlokatora. On wstaje zawsze o tej samej godzinie, czy ma wolne czy nie. Dlatego też czasem mnie budzi, co jest trochę irytujące.
Zarzucam na siebie kamizelkę, zakładam buty i trącam mojego współlokatora w ramię.
- Wstawaj - mówię, a on podskakuje z przestrachu. Zemściłem się, mogę iść.
Wchodząc do studia, witam się ze wszystkimi i szukam wzrokiem ciebie. Siedzisz wpatrzony w bliżej nieokreślony punkt. Doskonale wiem, na co patrzysz. Chociaż go teraz nie widzisz, wiesz, że tam jest. Może ci powiedział, może się domyślasz. Fakt faktem, bardziej fascynujące jest dla ciebie "nic" niż ja.
Siadam obok ciebie, rozmawiamy. Lubię z tobą rozmawiać. Czuję się wtedy jak w idyllicznej krainie pełnej kwiatów, na które nie mam alergii.
- Słuchasz mnie? - pytasz. Ach, no tak, zapomniałem dodać, że często się podczas naszych rozmów zamyślam.
Wyciągam rękę, chcąc cię dotknąć. Pogłaskać twój policzek, przeczesać kosmyk twoich włosów, położyć palec na twoich ustach i jeszcze raz, jeden jedyny raz złożyć na nich kolejny pocałunek.
Czuję się jak Werter**, jak gdybyś był moją Lottą**. Już prawie cię dotykam, ale przypominam sobie, że Albert** czuwa. Cofam rękę i wstaję pospiesznie.
- Czas wziąć się do pracy - oznajmiam, uśmiechając się sztucznie.
Żegnając się z wami, mam wrażenie, że jesteś smutny. Ale to tylko moja głupia nadzieja tli się w moim sercu.
Wychodzę ze studia szybkim krokiem. Szukając samochodu na parkingu... Tak, zapomniałem, gdzie go postawiłem, mam zaniki pamięci. Przez ciebie. Fakt faktem, szukając tegoż samochodu, czuję czyjąś dłoń na ramieniu.
- Przestań - mówi twój Albert, uśmiechając się lekko. - Nie bądź nieszczęśliwy, bo Yamiyo się martwi.
- Więc pozwól mi... - zaczynam mówić, ale Albert znika.
Wracam do domu. Rzucam się na łóżko z zamiarem rozpłakania się. I wtedy słyszę głos mojego współlokatora.
- Tak, a on tego nie zauważa. Tak, teraz zakochał się w Nao. I ja jeszcze muszę go pocieszać. Może potrafiłbym, gdyby nie to, że to już piąta nieszczęśliwa miłość Aoiego w tym roku. A mamy lipiec!
Zdaję sobie sprawę, że on nie jest świadomy tego, iż wróciłem do domu.
- No co ja na to poradzę? Przecież... - mój współlokator milknie na chwilę. - Przecież mu nie powiem, że nadal go kocham i tak w sumie to żadnych problemów finansowych nigdy nie miałem i chcę, by to wszystko... By to wróciło. Ale on woli Nao. Wcześniej Terukiego, jeszcze wcześniej naszą sąsiadkę, a jeszcze wcześniej...
- Ryohei? - staję w drzwiach jego pokoju i patrzę na niego zdezorientowany. - O czym ty mówisz?
- O szlag - komórka wypada Ryoheiowi z dłoni i rozpada się przy uderzeniu w podłogę. - Aoi, słuchaj, ja wiem, że...
Może to był impuls, a może miłość do ciebie to była tylko iluzja, która przysłoniła mi prawdziwe uczucie.
Tak w sumie, to Ryohei ma słodsze usta od ciebie, a ty chyba nigdy nie byłeś moją Lottą, Yamada.
The end
*Aoi miał ustawiony ten fragment "wanna see u", gdzie śpiewa Nao, na budzik.
**Werter, Albert i Lotta to bohaterowie powieści epistolarnej "Cierpienia młodego Wertera". Werter zakochuje się w Lotcie, która zaręczona jest z Albertem. Ponieważ nie może mieć swojej ukochanej, pisze do Wilhelma, swojego przyjaciela, depresyjne listy, a na końcu popełnia samobójstwo.
poniedziałek, 10 września 2012
Zdjęcie
Zespół: Całe stare PSC (Kagrra,, Alice Nine, Kra, Gazette, SuG, Screw i Miyavi - wariat)
Pairing: Nie każcie mi ich wszystkich wypisywać.
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Japończyk + aparat = zapełniona karta pamięci.
3 stycznia 2009 roku
Dziesięciolecie PSC. Akiya wziął swój nowy aparat i robił zdjęcia wszystkim i wszystkiemu, co stanęło mu na drodze. Miyaviemu, który biegał od jednego do drugiego, opowiadając wszystkim jakiś denny żart o jednorożcach. Nao z Alisu, który usiłował dogonić Hiroto, bo ten zabrał mu pałeczki. Shou siorpiącemu mleczko sojowe i nie spuszczającemu wzroku z Sagi prezentującemu wszystkim, jaki to on jest seksowny. Torze, który założył ręce za głowę i oparł się o ścianę, co dało dosyć zmysłowy efekt. Maiemu próbującemu wytłumaczyć coś Keiyu, który tylko kiwał głową na znak, że rozumie. Yasuno poprawiającemu sobie co chwilę włosy, Yuhrze prowadzącemu dyskusję z Reitą, Rukiemu i Uru chowającym się za rogiem, Aoiemu patrzącemu na Kaiego rozmaślonym wzrokiem. Izumiemu i Shinowi, których zaczepił Mitsuru próbujący znaleźć swój zespół, który siedział pod schodami i śmiał się z niego jak z jakiegoś szkolnego kujona. Screw, które próbowało wytłumaczyć Miyaviemu, dlaczego ten żart naprawdę nie jest śmieszny. I w końcu stanął w drzwiach ich własnej garderoby.
Nao siedział na krześle, usiłując ogarnąć swoje włosy. Stylistka już pół godziny temu dała mu spokój, ale jeden kosmyk, jak na złość, uwalniał się co chwilę.
- Daj spokój, Yamada – stwierdził Isshi, opierając dłonie na jego ramionach. - To tylko kosmyk włosów.
- Ale mnie denerwuje - odparł Nao, zaplatając ręce na piersi jak obrażone dziecko. - Tobie to każdy włos sterczy w inną stronę, to się nie przejmujesz.
- No tak, zapomniałem, jaki ty jesteś kobiecy - westchnął Isshi. Nao spojrzał na niego z lekkim oburzeniem.
- Że jaki niby?
- Yamada, jesteś jak taka typowa żona: najważniejsze jest dla ciebie jak wyglądasz, jak jesteś ubrany i ile pieniędzy masz w portfelu - stwierdził Isshi, śmiejąc się cicho.
- Grabisz sobie - odparł Nao, obrażając się jeszcze bardziej.
- I drażliwy jesteś jak moja mama przed okresem - Isshi uśmiechnął się lekko. - Yamada?
- Hm? - Nao spojrzał na Isshiego, odchylając głowę do tyłu.
- Zdajesz sobie sprawę, że żona najczęściej męża kocha? - zapytał Isshi.
Nao uśmiechnął się.
Akiya zrobił pierwsze zdjęcie. Nic nie zauważyli.
Isshi pochylił się i pocałował Nao.
Akiya zrobił drugie zdjęcie. Tym razem zauważyli. Akiya pomachał im i uciekł.
- Kazuhiro, oddawaj ten aparat! - Isshi zerwał się do biegu. - Oddaj to zdjęcie! To jest naruszenie naszej prywatności!
- Długo mnie raczej nie dogonisz - stwierdził Akiya, śmiejąc się i nagle wpadając na zdezorientowanego Shou.
- Akiya, co ty robisz? - zapytał, patrząc na aparat.
Isshi rozdzielił Hiroto i Nao i spojrzał na Akiyę.
- Oddaj... mi... ten... aparat - wycedził przez zęby. - Teraz.
- A magiczne słowo? - zaśmiał się Akiya.
- Oddaj.
- To nie to.
- Oddawaj to, mówię! - Isshi chciał rzucić się za Akiyą, ale Shou go powstrzymał.
- Isshi, co ci odbiło, że tak kolokwialnych słów użyję? - zaśmiał się Shou.
- On zrobił mi zdjęcie - wyjaśnił Isshi. - Nam. Takie pogwałcające naszą prywatność.
- No i? - Shou ponownie się zaśmiał. - Daj spokój, co niby jest takiego na tym zdjęciu?
- Ja i Yamada jak się całujemy - odparł Isshi. Shou zamarł.
- Poczekaj, ja mam plan - stwierdził Shou. - Tora!
- Tak? - Tora odwrócił się momentalnie, przerywając rozmowę z Mitsuru.
- Jak zabierzesz Akiyi aparat, to namówię Sakamoto, żeby oddał ci te 500 jenów, które jest ci winien - oznajmił Shou.
Isshi ujął delikatnie aparat w dłonie, zastanawiając się, jak Torze udało się go od Akiyi wyciągnąć.
- Co zrobiłeś, Tygrysku, że to dostałeś? - zapytał Isshi.
- Poprosiłem - odparł Tora, zasłaniając usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem.
Isshi nie skasował zdjęć. Kilka miesięcy później wywołał oba, a jedno postawił na szafce.
- Yamiyo, jak sądzisz, Akiya mi wybaczy, że go wtedy tak zwyzywałem? - zapytał Isshi, przyglądając się zdjęciu.
- Ja też mu wtedy dogadałem - Nao spojrzał na ściereczkę do kurzu, którą trzymał, po czym wepchnął ją Isshiemu do ręki. - Od dzisiaj ty ścierasz kurze. Dzielimy się obowiązkami.
- Mogę ścierać kurze, jeśli tylko sobie tego życzysz - Isshi podniósł zdjęcie i przejechał szmatką po półce. - A ty co będziesz teraz robił? Yamiyo?
Nao siedział na łóżku, wpatrując się w PSP.
- Będę grał. Ty zasuwaj. Zobacz, jak to jest - Nao uśmiechnął się półgębkiem, po czym włączył grę.
- No tak, sam sobie zasłużyłem - mruknął Isshi pod nosem, wracając do swojego zajęcia.
Zaś wspomniane zdjęcie stoi na półce do dziś. I nikt go raczej stamtąd nie zdejmie.
Pairing: Nie każcie mi ich wszystkich wypisywać.
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Japończyk + aparat = zapełniona karta pamięci.
3 stycznia 2009 roku
Dziesięciolecie PSC. Akiya wziął swój nowy aparat i robił zdjęcia wszystkim i wszystkiemu, co stanęło mu na drodze. Miyaviemu, który biegał od jednego do drugiego, opowiadając wszystkim jakiś denny żart o jednorożcach. Nao z Alisu, który usiłował dogonić Hiroto, bo ten zabrał mu pałeczki. Shou siorpiącemu mleczko sojowe i nie spuszczającemu wzroku z Sagi prezentującemu wszystkim, jaki to on jest seksowny. Torze, który założył ręce za głowę i oparł się o ścianę, co dało dosyć zmysłowy efekt. Maiemu próbującemu wytłumaczyć coś Keiyu, który tylko kiwał głową na znak, że rozumie. Yasuno poprawiającemu sobie co chwilę włosy, Yuhrze prowadzącemu dyskusję z Reitą, Rukiemu i Uru chowającym się za rogiem, Aoiemu patrzącemu na Kaiego rozmaślonym wzrokiem. Izumiemu i Shinowi, których zaczepił Mitsuru próbujący znaleźć swój zespół, który siedział pod schodami i śmiał się z niego jak z jakiegoś szkolnego kujona. Screw, które próbowało wytłumaczyć Miyaviemu, dlaczego ten żart naprawdę nie jest śmieszny. I w końcu stanął w drzwiach ich własnej garderoby.
Nao siedział na krześle, usiłując ogarnąć swoje włosy. Stylistka już pół godziny temu dała mu spokój, ale jeden kosmyk, jak na złość, uwalniał się co chwilę.
- Daj spokój, Yamada – stwierdził Isshi, opierając dłonie na jego ramionach. - To tylko kosmyk włosów.
- Ale mnie denerwuje - odparł Nao, zaplatając ręce na piersi jak obrażone dziecko. - Tobie to każdy włos sterczy w inną stronę, to się nie przejmujesz.
- No tak, zapomniałem, jaki ty jesteś kobiecy - westchnął Isshi. Nao spojrzał na niego z lekkim oburzeniem.
- Że jaki niby?
- Yamada, jesteś jak taka typowa żona: najważniejsze jest dla ciebie jak wyglądasz, jak jesteś ubrany i ile pieniędzy masz w portfelu - stwierdził Isshi, śmiejąc się cicho.
- Grabisz sobie - odparł Nao, obrażając się jeszcze bardziej.
- I drażliwy jesteś jak moja mama przed okresem - Isshi uśmiechnął się lekko. - Yamada?
- Hm? - Nao spojrzał na Isshiego, odchylając głowę do tyłu.
- Zdajesz sobie sprawę, że żona najczęściej męża kocha? - zapytał Isshi.
Nao uśmiechnął się.
Akiya zrobił pierwsze zdjęcie. Nic nie zauważyli.
Isshi pochylił się i pocałował Nao.
Akiya zrobił drugie zdjęcie. Tym razem zauważyli. Akiya pomachał im i uciekł.
- Kazuhiro, oddawaj ten aparat! - Isshi zerwał się do biegu. - Oddaj to zdjęcie! To jest naruszenie naszej prywatności!
- Długo mnie raczej nie dogonisz - stwierdził Akiya, śmiejąc się i nagle wpadając na zdezorientowanego Shou.
- Akiya, co ty robisz? - zapytał, patrząc na aparat.
Isshi rozdzielił Hiroto i Nao i spojrzał na Akiyę.
- Oddaj... mi... ten... aparat - wycedził przez zęby. - Teraz.
- A magiczne słowo? - zaśmiał się Akiya.
- Oddaj.
- To nie to.
- Oddawaj to, mówię! - Isshi chciał rzucić się za Akiyą, ale Shou go powstrzymał.
- Isshi, co ci odbiło, że tak kolokwialnych słów użyję? - zaśmiał się Shou.
- On zrobił mi zdjęcie - wyjaśnił Isshi. - Nam. Takie pogwałcające naszą prywatność.
- No i? - Shou ponownie się zaśmiał. - Daj spokój, co niby jest takiego na tym zdjęciu?
- Ja i Yamada jak się całujemy - odparł Isshi. Shou zamarł.
- Poczekaj, ja mam plan - stwierdził Shou. - Tora!
- Tak? - Tora odwrócił się momentalnie, przerywając rozmowę z Mitsuru.
- Jak zabierzesz Akiyi aparat, to namówię Sakamoto, żeby oddał ci te 500 jenów, które jest ci winien - oznajmił Shou.
- Okej - Tora uśmiechnął się do nich i poszedł.
- Wiesz co, Shou? - Isshi odprowadził Torę wzrokiem. - On mu nie zabierze tego aparatu.
- Dlaczego?
- Bo Akiya wsadził go pod pantofel - wyjaśnił Isshi.
- Więc ty też to zauważyłeś?
- Zauważam wiele rzeczy - odparł Isshi.
- O, patrz, Tora wraca - Shou wskazał na idącemu ku nim gitarzystę.
- Isshi, te zdjęcia są śliczne - oznajmił Tora, wręczając mu aparat. - Jeśli chcesz, to je skasuj, ale ja bym tego nie robił.Isshi ujął delikatnie aparat w dłonie, zastanawiając się, jak Torze udało się go od Akiyi wyciągnąć.
- Co zrobiłeś, Tygrysku, że to dostałeś? - zapytał Isshi.
- Poprosiłem - odparł Tora, zasłaniając usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem.
Isshi nie skasował zdjęć. Kilka miesięcy później wywołał oba, a jedno postawił na szafce.
- Yamiyo, jak sądzisz, Akiya mi wybaczy, że go wtedy tak zwyzywałem? - zapytał Isshi, przyglądając się zdjęciu.
- Ja też mu wtedy dogadałem - Nao spojrzał na ściereczkę do kurzu, którą trzymał, po czym wepchnął ją Isshiemu do ręki. - Od dzisiaj ty ścierasz kurze. Dzielimy się obowiązkami.
- Mogę ścierać kurze, jeśli tylko sobie tego życzysz - Isshi podniósł zdjęcie i przejechał szmatką po półce. - A ty co będziesz teraz robił? Yamiyo?
Nao siedział na łóżku, wpatrując się w PSP.
- Będę grał. Ty zasuwaj. Zobacz, jak to jest - Nao uśmiechnął się półgębkiem, po czym włączył grę.
- No tak, sam sobie zasłużyłem - mruknął Isshi pod nosem, wracając do swojego zajęcia.
Zaś wspomniane zdjęcie stoi na półce do dziś. I nikt go raczej stamtąd nie zdejmie.
THE END
niedziela, 12 sierpnia 2012
Parę punktów do zapamiętania
Zespół: Kagrra,, 168 -one sixty eight-
Pairing: Isshi&Nao, Aoi jako "bad ass"
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska paranormalne, lekkie sceny przemocy :D
Notka autorska: "Setsugekka" to zło. :)))
Punkt 1. Nigdy nie podrywaj Nao.
- Nao-chan! - Aoi wpadł w ramiona zdezorientowanego Nao, który przekroczył próg studia. - Nie miałem wczoraj weny, ale pomyślałem o tobie i mnie natchnęło, wiesz?
- Fajnie – Nao uśmiechnął się jakby... przepraszająco?
Aoi w podskokach pobiegł po swoje dzieło, zostawiając basistę z lekkim zmieszaniem na twarzy.
Punkt 2. Nigdy, przenigdy nie podrywaj Nao.
- Nao-chan, wyjdziemy gdzieś po nagraniu tego singla? - zapytał Aoi, pochylając się nad ramieniem Nao.
- No teoretycznie możemy – odparł Nao, uśmiechając się lekko.
Punkt 3. Czy ty czytasz te punkty, Aoi?
- Nao-chan, zauważyłeś, jakie piękne mamy niebo tego wieczoru? - zapytał Aoi, kiedy wyszli na zewnątrz. - Blask gwiazd odbija się w twoich oczach, sprawiając, że świecą radością.
- Wolę bezgwiezdne noce – odparł krótko Nao, bawiąc się palcami.
- Dlaczego? - zdziwił się Aoi.
- Ponieważ wtedy można sobie wyobrazić gwiazdy. A wyobraźnia daje nam nieograniczone możliwości – wyjaśnił Nao, uśmiechając się lekko.
- Jest w tym jakiś sens – stwierdził Aoi. - Pięknie to ująłeś, Nao-chan.
- To nie moje słowa – zaprzeczył Nao. - Tylko kogoś, kto mi kiedyś tak powiedział. Zanim zaczął mnie nazywać „Yamiyo”.
Punkt 4. Złap aluzję, Aoi.
Następnego dnia Nao stroił bas, kiedy poczuł oddech Aoiego na karku.
- Ile osób mówiło ci, że masz piękne dłonie? - zapytał Aoi, ujmując dłonie Nao w swoje.
- Nikt mi tak jeszcze nie powiedział i dlatego sądzę, że po prostu skończyły ci się już teksty na podryw – odparł Nao, odwracając się w stronę Aoiego.
- Ale dlaczego tak myślisz? - zapytał Aoi, kładąc dłoń na policzku Nao.
- Aoi, przestań – wycedził Nao przez zęby.
Punkt 5. Jeżeli Nao przestał na ciebie mówić „Ao-chan”, to weź się z łaski swojej, że tak to niepoetycko określę, odwal od niego.
- Dlaczego, Nao-chan? - zapytał Aoi, nachylając się nad Nao tak, że ich usta prawie się stykały. - Musisz się kiedyś otrząsnąć.
- Musiałoby minąć z dwieście lat – odparł Nao, próbując się odsunąć.
Usta Aoiego i Nao zetknęły się na dosłownie kilka sekund, ponieważ...
Punkt 6. AOI, YAMIYO JEST MÓJ!
Aoi poczuł szarpnięcie do tyłu, jakby ktoś odciągnął go gwałtownie od Nao. Zdezorientowany rozejrzał się, lecz nikogo nie zobaczył. Po chwili poczuł, jak na jego koszuli zaciskają się czyjeś palce, a przed jego oczami zwizualizował się wściekły Isshi.
- Jeszcze raz choć tkniesz Yamiyo, to obiecuję, że przyjdę do ciebie w nocy i urządzę ci twój własny koniec świata – wycedził Isshi przez zęby, przyciskając Aoiego do ściany. - Zrozumiałeś?
- Tak – przerażony Aoi upadł na posadzkę, gdy Isshi go puścił.
Nao stał obok, chichocząc i zasłaniając usta dłonią niczym Shin.
Punkt 7. Miłość jest wieczna, Aoi.
- Nie musiałeś aż tak gwałtownie reagować – stwierdził Nao, siedząc po turecku na łóżku.
- Przynajmniej na przyszłość będzie pamiętał, że ma cię nie podrywać i nie narażać się paranormalnym zjawiskom – odparł Isshi, głaszcząc Nao po policzku.
- W końcu mam swojego anioła stróża, który zawsze mnie obroni przed natrętami – Nao uśmiechnął się lekko, przysuwając się do Isshiego. - Pocałuj mnie, Shino.
- Uważasz, że to dobry pomysł? - zapytał Isshi, patrząc na Nao ze zdziwieniem. - Ja jestem duchem, Yamiyo.
- Ale ja nadal cię kocham – odparł Nao.
Pairing: Isshi&Nao, Aoi jako "bad ass"
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska paranormalne, lekkie sceny przemocy :D
Notka autorska: "Setsugekka" to zło. :)))
Punkt 1. Nigdy nie podrywaj Nao.
- Nao-chan! - Aoi wpadł w ramiona zdezorientowanego Nao, który przekroczył próg studia. - Nie miałem wczoraj weny, ale pomyślałem o tobie i mnie natchnęło, wiesz?
- Fajnie – Nao uśmiechnął się jakby... przepraszająco?
Aoi w podskokach pobiegł po swoje dzieło, zostawiając basistę z lekkim zmieszaniem na twarzy.
Punkt 2. Nigdy, przenigdy nie podrywaj Nao.
- Nao-chan, wyjdziemy gdzieś po nagraniu tego singla? - zapytał Aoi, pochylając się nad ramieniem Nao.
- No teoretycznie możemy – odparł Nao, uśmiechając się lekko.
Punkt 3. Czy ty czytasz te punkty, Aoi?
- Nao-chan, zauważyłeś, jakie piękne mamy niebo tego wieczoru? - zapytał Aoi, kiedy wyszli na zewnątrz. - Blask gwiazd odbija się w twoich oczach, sprawiając, że świecą radością.
- Wolę bezgwiezdne noce – odparł krótko Nao, bawiąc się palcami.
- Dlaczego? - zdziwił się Aoi.
- Ponieważ wtedy można sobie wyobrazić gwiazdy. A wyobraźnia daje nam nieograniczone możliwości – wyjaśnił Nao, uśmiechając się lekko.
- Jest w tym jakiś sens – stwierdził Aoi. - Pięknie to ująłeś, Nao-chan.
- To nie moje słowa – zaprzeczył Nao. - Tylko kogoś, kto mi kiedyś tak powiedział. Zanim zaczął mnie nazywać „Yamiyo”.
Punkt 4. Złap aluzję, Aoi.
Następnego dnia Nao stroił bas, kiedy poczuł oddech Aoiego na karku.
- Ile osób mówiło ci, że masz piękne dłonie? - zapytał Aoi, ujmując dłonie Nao w swoje.
- Nikt mi tak jeszcze nie powiedział i dlatego sądzę, że po prostu skończyły ci się już teksty na podryw – odparł Nao, odwracając się w stronę Aoiego.
- Ale dlaczego tak myślisz? - zapytał Aoi, kładąc dłoń na policzku Nao.
- Aoi, przestań – wycedził Nao przez zęby.
Punkt 5. Jeżeli Nao przestał na ciebie mówić „Ao-chan”, to weź się z łaski swojej, że tak to niepoetycko określę, odwal od niego.
- Dlaczego, Nao-chan? - zapytał Aoi, nachylając się nad Nao tak, że ich usta prawie się stykały. - Musisz się kiedyś otrząsnąć.
- Musiałoby minąć z dwieście lat – odparł Nao, próbując się odsunąć.
Usta Aoiego i Nao zetknęły się na dosłownie kilka sekund, ponieważ...
Punkt 6. AOI, YAMIYO JEST MÓJ!
Aoi poczuł szarpnięcie do tyłu, jakby ktoś odciągnął go gwałtownie od Nao. Zdezorientowany rozejrzał się, lecz nikogo nie zobaczył. Po chwili poczuł, jak na jego koszuli zaciskają się czyjeś palce, a przed jego oczami zwizualizował się wściekły Isshi.
- Jeszcze raz choć tkniesz Yamiyo, to obiecuję, że przyjdę do ciebie w nocy i urządzę ci twój własny koniec świata – wycedził Isshi przez zęby, przyciskając Aoiego do ściany. - Zrozumiałeś?
- Tak – przerażony Aoi upadł na posadzkę, gdy Isshi go puścił.
Nao stał obok, chichocząc i zasłaniając usta dłonią niczym Shin.
Punkt 7. Miłość jest wieczna, Aoi.
- Nie musiałeś aż tak gwałtownie reagować – stwierdził Nao, siedząc po turecku na łóżku.
- Przynajmniej na przyszłość będzie pamiętał, że ma cię nie podrywać i nie narażać się paranormalnym zjawiskom – odparł Isshi, głaszcząc Nao po policzku.
- W końcu mam swojego anioła stróża, który zawsze mnie obroni przed natrętami – Nao uśmiechnął się lekko, przysuwając się do Isshiego. - Pocałuj mnie, Shino.
- Uważasz, że to dobry pomysł? - zapytał Isshi, patrząc na Nao ze zdziwieniem. - Ja jestem duchem, Yamiyo.
- Ale ja nadal cię kocham – odparł Nao.
THE END
sobota, 11 sierpnia 2012
„Jak wkurzyć Kyo?” Poradnik Daisuke Andou
Zespół: Dir en grey
Pairing: Die&Toshiya, Kyo&Shinya, Kaoru - forever alone
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Taka głupawka przy "Lotus".
Die oparł się o swoją gitarę i spojrzał na Kyo, który od kilku dni zachowywał się jak troskliwy i uprzejmy Tooru, czyli ta strona wokalisty, której żadna fanka nie znała. Miał tego dość.
- Ej, Kyo! - zawołał, gdy Kyo po raz kolejny zachwalił sałatkę z kiełków „swojego ślicznego Shinyi, którego tak bardzo kocha”.
- Tak? - rozmarzony Kyo oderwał wzrok od Shinyi.
- Anata wa kawaii desu, Tooru-chan – powiedział słodkim głosikiem Die.
- Uczcijmy pamięć naszego drogiego kolegi, Andou Daisuke, minutą ciszy – skwitował Shinya, wiedząc, co zaraz nastąpi.
- ANDOU!
Toshiya spakował swój bas, wiedząc, że Kyo wrócił, a jego koi będzie dziś lekko niedysponowane, gdy w końcu odklei się od ściany, w którą wokalista go wsmaruje.
Kaoru tylko walnął się ręką w twarz i mruknął coś niecenzuralnego, po czym dodał:
- Z kim ja muszę pracować?
Lider wstał z krzesła i podszedł do drzwi.
- Tylko Kyo, gitarzysta jest nam potrzebny – rzucił na odchodnym, widząc, jak palce wokalisty zaciskają się na kosmykach włosów Die'a, po czym wyszedł.
Pairing: Die&Toshiya, Kyo&Shinya, Kaoru - forever alone
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Taka głupawka przy "Lotus".
Die oparł się o swoją gitarę i spojrzał na Kyo, który od kilku dni zachowywał się jak troskliwy i uprzejmy Tooru, czyli ta strona wokalisty, której żadna fanka nie znała. Miał tego dość.
- Ej, Kyo! - zawołał, gdy Kyo po raz kolejny zachwalił sałatkę z kiełków „swojego ślicznego Shinyi, którego tak bardzo kocha”.
- Tak? - rozmarzony Kyo oderwał wzrok od Shinyi.
- Anata wa kawaii desu, Tooru-chan – powiedział słodkim głosikiem Die.
- Uczcijmy pamięć naszego drogiego kolegi, Andou Daisuke, minutą ciszy – skwitował Shinya, wiedząc, co zaraz nastąpi.
- ANDOU!
Toshiya spakował swój bas, wiedząc, że Kyo wrócił, a jego koi będzie dziś lekko niedysponowane, gdy w końcu odklei się od ściany, w którą wokalista go wsmaruje.
Kaoru tylko walnął się ręką w twarz i mruknął coś niecenzuralnego, po czym dodał:
- Z kim ja muszę pracować?
Lider wstał z krzesła i podszedł do drzwi.
- Tylko Kyo, gitarzysta jest nam potrzebny – rzucił na odchodnym, widząc, jak palce wokalisty zaciskają się na kosmykach włosów Die'a, po czym wyszedł.
THE END
niedziela, 29 lipca 2012
Czasem jednak warto czekać III
Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: To dlatego, że obaj popylali w bezrękawnikach, mają dobrą dykcję angielską i tyle samo wzrostu. I nie palą.
Yo-ichi przeciągnął się leniwie i rozejrzał się po sali prób. Shindy nie zjawiał się na próbach od tygodnia, bo jak zwykle się rozchorował. Takuma nie był z tego powodu zadowolony, ale Kiyozumi zawsze potrafił go uspokoić, kiedy gitarzysta się zdenerwował. Chociaż czy sposób uspokajania Takumy można nazwać "uspokajaniem"? Z tym to by się Yo-ichi trochę kłócił. Fakt faktem, Takuma odmówił odwoływania prób, więc chcąc, nie chcąc, musieli tutaj przychodzić.
Yo-ichiego zastanawiał tylko jeden szczegół związany z chorobą Shindy'ego – dlaczego tym razem nie prosił o pomoc? Chory wokalista Anli Pollicino miał to do siebie, że nie był w stanie nic samodzielnie zrobić i kategorycznie odmawiał pójścia do szpitala, choć bardzo często balansował na granicy życia i śmierci.
- Cześć - w drzwiach pojawił się Shindy, omiatając wzrokiem całą salę. - A Takuma i Kiyozumi gdzie?
- Spóźniają się - odparł Masatoshi, przewracając stronę w gazecie. - Znaczy, przyszli tu dawno temu, ale wyszli do sklepu po wodę i zapomnieli wrócić.
- A co u ciebie? - zapytał Yo-ichi, uśmiechając się lekko. - Jak tam zdrowie?
- O wiele lepiej - odparł Shindy, kładąc się na kanapie. - Byłem pod dobrą opieką.
- Przecież nikt z nas do ciebie nie zaglądał, bo stwierdziłeś, że poradzisz sobie sam... - Yo-ichi zmarszczył się nieco.
- Jak ostatnio byłem na próbie, to jak wyglądałem? - zapytał Shindy.
- Jak śmierć na wakacjach - odparł Masatoshi, zamykając gazetę. - Takuma i Kiyozumi chyba już nie przyjdą.
- Jak wracałem z próby, zrobiło mi się słabo, więc usiadłem na trawniku i czekałem, aż mi przejdzie. I nie zgadniecie, kto mnie wtedy znalazł - oznajmił Shindy.
- Nie - Yo-ichi pokręcił głową. - Nie gadaj, że spotkałeś...
- Tak, znalazł mnie Shin - zaśmiał się Shindy.
- Ale serio? TEN SHIN?! - Yo-ichi oparł się o kolana Shindy'ego i spojrzał mu prosto w oczy. - Ten Shin, dla którego napisałeś "Taste me" i "Game of love"? Ten Shin, w którym podkochiwałeś się, jak jeszcze ViViD nie istniało? Ten Shin, który śni ci się po nocach? Ten Shin, przez którego znienawidziłeś Mitsuru? Naprawdę to był ten Shin?!
- Tak - potwierdził Shindy.
- No nie gadaj - Masatoshi wstał z krzesła. - I co?
- I okazał się być troskliwy i opiekuńczy - odparł Shindy. W tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Takuma.
- Shindy! - Takuma rzucił mu się w ramiona. - Jak ja się cieszę, że cię widzę.
- Ludzie, wiecie, o co mu chodzi? - zdziwił się Shindy.
- Hormony mu wariują - wyjaśnił Kiyozumi. - Jak kobiecie w ciąży normalnie.
- On spotkał Shina - Yo-ichi wskazał na Shindy'ego. - Tego Shina.
- CO?! - Takuma odskoczył od Shindy'ego jak oparzony, a Kiyozumi zamrugał tak szybko, że prawie odleciał.
- Serio? - zdziwił się Kiyozumi. - Powiedz, że się dogadaliście, bo chyba własnoręcznie go zabiję.
- Powiedzmy, że oficjalnie jeszcze nie - odparł Shindy.
- A nieoficjalnie? - Yo-ichi spojrzał na niego wzrokiem ciekawskiego szczeniaczka.
- Teoretycznie tak, ale sam już nie wiem - odparł Shindy.
Shin wrócił do domu i zrzucił kurtkę z ramion. Po chwili wyczuł czyjąś obecność.
- Dzięki za klucze, Akihide - powiedział Shindy, opierając się o ścianę. - Ima please, please taste me.
Shin zaśmiał się krótko, przyciągając go do pocałunku.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to jesteś słodki jak czekolada z nadzieniem truskawkowym, Shinya - oznajmił Shin, odgarniając kosmyk włosów z twarzy Shindy'ego, po czym wziął go na ręce. - A teraz idziemy sprawdzić, jak ta moja mdła teoria sprawdzi się w praktyce.
Shindy zaśmiał się cicho, zamykając za nimi drzwi do sypialni. Czasem jednak warto czekać.
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: To dlatego, że obaj popylali w bezrękawnikach, mają dobrą dykcję angielską i tyle samo wzrostu. I nie palą.
Yo-ichi przeciągnął się leniwie i rozejrzał się po sali prób. Shindy nie zjawiał się na próbach od tygodnia, bo jak zwykle się rozchorował. Takuma nie był z tego powodu zadowolony, ale Kiyozumi zawsze potrafił go uspokoić, kiedy gitarzysta się zdenerwował. Chociaż czy sposób uspokajania Takumy można nazwać "uspokajaniem"? Z tym to by się Yo-ichi trochę kłócił. Fakt faktem, Takuma odmówił odwoływania prób, więc chcąc, nie chcąc, musieli tutaj przychodzić.
Yo-ichiego zastanawiał tylko jeden szczegół związany z chorobą Shindy'ego – dlaczego tym razem nie prosił o pomoc? Chory wokalista Anli Pollicino miał to do siebie, że nie był w stanie nic samodzielnie zrobić i kategorycznie odmawiał pójścia do szpitala, choć bardzo często balansował na granicy życia i śmierci.
- Cześć - w drzwiach pojawił się Shindy, omiatając wzrokiem całą salę. - A Takuma i Kiyozumi gdzie?
- Spóźniają się - odparł Masatoshi, przewracając stronę w gazecie. - Znaczy, przyszli tu dawno temu, ale wyszli do sklepu po wodę i zapomnieli wrócić.
- A co u ciebie? - zapytał Yo-ichi, uśmiechając się lekko. - Jak tam zdrowie?
- O wiele lepiej - odparł Shindy, kładąc się na kanapie. - Byłem pod dobrą opieką.
- Przecież nikt z nas do ciebie nie zaglądał, bo stwierdziłeś, że poradzisz sobie sam... - Yo-ichi zmarszczył się nieco.
- Jak ostatnio byłem na próbie, to jak wyglądałem? - zapytał Shindy.
- Jak śmierć na wakacjach - odparł Masatoshi, zamykając gazetę. - Takuma i Kiyozumi chyba już nie przyjdą.
- Jak wracałem z próby, zrobiło mi się słabo, więc usiadłem na trawniku i czekałem, aż mi przejdzie. I nie zgadniecie, kto mnie wtedy znalazł - oznajmił Shindy.
- Nie - Yo-ichi pokręcił głową. - Nie gadaj, że spotkałeś...
- Tak, znalazł mnie Shin - zaśmiał się Shindy.
- Ale serio? TEN SHIN?! - Yo-ichi oparł się o kolana Shindy'ego i spojrzał mu prosto w oczy. - Ten Shin, dla którego napisałeś "Taste me" i "Game of love"? Ten Shin, w którym podkochiwałeś się, jak jeszcze ViViD nie istniało? Ten Shin, który śni ci się po nocach? Ten Shin, przez którego znienawidziłeś Mitsuru? Naprawdę to był ten Shin?!
- Tak - potwierdził Shindy.
- No nie gadaj - Masatoshi wstał z krzesła. - I co?
- I okazał się być troskliwy i opiekuńczy - odparł Shindy. W tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Takuma.
- Shindy! - Takuma rzucił mu się w ramiona. - Jak ja się cieszę, że cię widzę.
- Ludzie, wiecie, o co mu chodzi? - zdziwił się Shindy.
- Hormony mu wariują - wyjaśnił Kiyozumi. - Jak kobiecie w ciąży normalnie.
- On spotkał Shina - Yo-ichi wskazał na Shindy'ego. - Tego Shina.
- CO?! - Takuma odskoczył od Shindy'ego jak oparzony, a Kiyozumi zamrugał tak szybko, że prawie odleciał.
- Serio? - zdziwił się Kiyozumi. - Powiedz, że się dogadaliście, bo chyba własnoręcznie go zabiję.
- Powiedzmy, że oficjalnie jeszcze nie - odparł Shindy.
- A nieoficjalnie? - Yo-ichi spojrzał na niego wzrokiem ciekawskiego szczeniaczka.
- Teoretycznie tak, ale sam już nie wiem - odparł Shindy.
Shin wrócił do domu i zrzucił kurtkę z ramion. Po chwili wyczuł czyjąś obecność.
- Dzięki za klucze, Akihide - powiedział Shindy, opierając się o ścianę. - Ima please, please taste me.
Shin zaśmiał się krótko, przyciągając go do pocałunku.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to jesteś słodki jak czekolada z nadzieniem truskawkowym, Shinya - oznajmił Shin, odgarniając kosmyk włosów z twarzy Shindy'ego, po czym wziął go na ręce. - A teraz idziemy sprawdzić, jak ta moja mdła teoria sprawdzi się w praktyce.
Shindy zaśmiał się cicho, zamykając za nimi drzwi do sypialni. Czasem jednak warto czekać.
The End
sobota, 28 lipca 2012
Czasem jednak warto czekać II
Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Do tych, co stwierdzą, że wydarzenia opisane tutaj są trochę niejapońskie :
a) on mu ufa
b) jest chory
c) ten podpunkt odgadnijcie sami.
- Co robisz w moim śnie, Shin?
- To, co zawsze. Śnię ci się po prostu.
- Bardzo mądra odpowiedź.
- Sam ją wymyśliłeś. W końcu jestem tylko wytworem twojej wyobraźni.
- Akihide? Czy jeśli to tylko sen, to mógłbyś mnie pocałować?
- Niby jesteś starszy, a takie słodkie z ciebie uke.
Następnego dnia Shin wracał akurat z próby, gdy po raz kolejny spotkał się z czymś, co można śmiało nazwać znieczulicą ludzką.
Jeśli ktoś siedzi na brzegu trawnika, z twarzą schowaną w dłoniach i wygląda, jakby mu się najzwyczajniej w świecie zrobiło słabo, to się do niego podchodzi i pomaga, a nie omija szerokim łukiem. Zwłaszcza, że Shinowi sylwetka tej osoby wydała się bardzo, bardzo znajoma.
- Wszystko w porządku? - zapytał Shin, kucając przed obiektem zerowego zainteresowania przechodniów.
- Chyba mam omamy - powiedział zdumiony adresat jego pytania, zabierając dłonie z twarzy i spoglądając zaszklonymi oczami na zdziwionego Shina.
- Cześć, Shindy - powiedział spokojnie Shin, uśmiechając się lekko. - Ponawiając pytanie, wszystko w porządku?
- Istniejesz tylko w mojej wyobraźni, czy jesteś tutaj naprawdę? - zapytał Shindy, mrugając z dezorientacją.
- Siedzisz na trawniku, bo coś ci się stało, czy masz takie hobby?
- Kręci mi się w głowie - odparł Shindy po chwili, zamykając oczy.
- To może zadzwonię po pogotowie? - zaproponował Shin, kładąc dłoń na czole Shindy'ego. - Nic dziwnego, że ci słabo. Masz gorączkę i to wysoką.
- Nie dzwoń do żadnego szpitala, bo mnie Takuma zabije - stwierdził Shindy. - On nienawidzi odwoływać prób.
- Prawie jak Reno - Shin uśmiechnął się lekko, obejmując Shindy'ego ramieniem i pomagając mu wstać. - Tak czy inaczej, nie pozwolę, byś siedział na tym trawniku do wieczora, bo rozchorujesz się jeszcze bardziej.
- Wiesz, gdzie mieszkam? - zapytał Shindy.
- Coś mi świta - odparł Shin. - Ale jeśli byś mógł mi przypomnieć, to by było łatwiej.
Kwadrans później znaleźli się przed klatką schodową. Shindy po omacku wyjął klucze z kieszeni kurtki i podał je Shinowi.
- Ja już nic prawie nie widzę - oznajmił, a po chwili usłyszał szczęk klucza w zamku, po czym poczuł, jak stopy odrywają się mu od podłoża.
- Nie obraź się, ale nie sądzę, byś sam był w stanie wejść po schodach - stwierdził Shin, tuląc prawie bezwładnego Shindy'ego do siebie.
- Dlaczego to robisz, Shin? - zapytał słabo Shindy, gdy ten otworzył drzwi od jego mieszkania i zrzucił trampki ze stóp.
- Ponieważ chcę się tobą zaopiekować - wyjaśnił Shin.
- Ale dlaczego? - zdziwił się Shindy, gdy młodszy wokalista położył go na kanapie.
- Gdzie trzymasz termometr? - zapytał Shin, unikając odpowiedzi na pytanie.
- W szafce nad zlewem w takim czerwonym koszyczku - wyjaśnił Shindy, kładąc dłoń na oczach.
- Proszę - Shin podał mu termometr, stawiając na stoliku szklankę wody i jakieś tabletki.
Termometr zapikał po jakiejś minucie. Shin wyjął go z ust Shindy'ego i spojrzał na wyświetlacz.
- Kami-sama - szepnął, czując, jak oblewa go zimny pot. - Jakim sposobem ty jeszcze żyjesz? Shindy?
- Ja chyba zaraz zemdleję - szepnął Shindy, nieobecnym wzrokiem patrząc w sufit. - Shin, patrz, śnieg.
- Teraz masz omamy - stwierdził Shin, podając Shindy'emu tabletkę. - Weź to, to śnieg zniknie. Słyszysz mnie?
- Śnieg - Shindy uśmiechnął się opętańczo, zamykając oczy.
- Nie mdlej mi tutaj - Shin wziął go na ręce, po czym pobiegł do łazienki, otwierając łokciem drzwi. Wszedł do wanny z Shindym na rękach, położył go sobie na kolanach i odkręcił zimną wodę.
- Czemu jestem mokry? - zapytał Shindy po kilku minutach. - Dlaczego ty tu siedzisz?
- Usiłuję zbić ci gorączkę - odparł Shin. - Samemu zrobiło mi się słabo, jak zobaczyłem to 41,9 stopni na wyświetlaczu.
- Ale dlaczego nie dałeś mi po prostu jakiejś tabletki? - zdziwił się Shindy.
- Bo przestałeś kontaktować - wyjaśnił krótko Shin. - Shindy, myślę, że ty musisz iść do szpitala. Miej gdzieś, co myśli Takuma na ten temat. Ja ci nie pozwolę wykończyć się przez widzimisię Takumy.
- Ale dlaczego? - zapytał Shindy.
- Może gdybyś nie był taki rozpalony, to byś się sam domyślił - odparł Shin, wstając, po czym wyszedł z wanny. Pomógł wyjść Shindy'emu i zaprowadził go do pokoju.
Kiedy Shindy leżał już w łóżku, w suchej i ciepłej piżamie, nafaszerowany lekami i okryty kołdrą po sam nos, Shin stwierdził, że powinien już iść. Pożyczywszy od Shindy'ego suche ubrania, poszedł jeszcze tylko do kuchni i przyniósł drugiemu wokaliście wodę.
- Ja już będę się zbierał - oznajmił Shin. Shindy tylko na niego spojrzał. Shin westchnął i odwrócił się. I wtedy stało się coś, czego nie przewidział.
Palce Shindy'ego zacisnęły się na jego dłoni. Wokalista ViViD zachwiał się, kiedy Shindy pociągnął go za rękę i posadził na łóżku.
- Zostań - szepnął Shindy, patrząc Shinowi prosto w oczy.
Shin zamrugał. Czy to możliwe, że to wszystko dzieje się naprawdę?
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Do tych, co stwierdzą, że wydarzenia opisane tutaj są trochę niejapońskie :
a) on mu ufa
b) jest chory
c) ten podpunkt odgadnijcie sami.
- Co robisz w moim śnie, Shin?
- To, co zawsze. Śnię ci się po prostu.
- Bardzo mądra odpowiedź.
- Sam ją wymyśliłeś. W końcu jestem tylko wytworem twojej wyobraźni.
- Akihide? Czy jeśli to tylko sen, to mógłbyś mnie pocałować?
- Niby jesteś starszy, a takie słodkie z ciebie uke.
Następnego dnia Shin wracał akurat z próby, gdy po raz kolejny spotkał się z czymś, co można śmiało nazwać znieczulicą ludzką.
Jeśli ktoś siedzi na brzegu trawnika, z twarzą schowaną w dłoniach i wygląda, jakby mu się najzwyczajniej w świecie zrobiło słabo, to się do niego podchodzi i pomaga, a nie omija szerokim łukiem. Zwłaszcza, że Shinowi sylwetka tej osoby wydała się bardzo, bardzo znajoma.
- Wszystko w porządku? - zapytał Shin, kucając przed obiektem zerowego zainteresowania przechodniów.
- Chyba mam omamy - powiedział zdumiony adresat jego pytania, zabierając dłonie z twarzy i spoglądając zaszklonymi oczami na zdziwionego Shina.
- Cześć, Shindy - powiedział spokojnie Shin, uśmiechając się lekko. - Ponawiając pytanie, wszystko w porządku?
- Istniejesz tylko w mojej wyobraźni, czy jesteś tutaj naprawdę? - zapytał Shindy, mrugając z dezorientacją.
- Siedzisz na trawniku, bo coś ci się stało, czy masz takie hobby?
- Kręci mi się w głowie - odparł Shindy po chwili, zamykając oczy.
- To może zadzwonię po pogotowie? - zaproponował Shin, kładąc dłoń na czole Shindy'ego. - Nic dziwnego, że ci słabo. Masz gorączkę i to wysoką.
- Nie dzwoń do żadnego szpitala, bo mnie Takuma zabije - stwierdził Shindy. - On nienawidzi odwoływać prób.
- Prawie jak Reno - Shin uśmiechnął się lekko, obejmując Shindy'ego ramieniem i pomagając mu wstać. - Tak czy inaczej, nie pozwolę, byś siedział na tym trawniku do wieczora, bo rozchorujesz się jeszcze bardziej.
- Wiesz, gdzie mieszkam? - zapytał Shindy.
- Coś mi świta - odparł Shin. - Ale jeśli byś mógł mi przypomnieć, to by było łatwiej.
Kwadrans później znaleźli się przed klatką schodową. Shindy po omacku wyjął klucze z kieszeni kurtki i podał je Shinowi.
- Ja już nic prawie nie widzę - oznajmił, a po chwili usłyszał szczęk klucza w zamku, po czym poczuł, jak stopy odrywają się mu od podłoża.
- Nie obraź się, ale nie sądzę, byś sam był w stanie wejść po schodach - stwierdził Shin, tuląc prawie bezwładnego Shindy'ego do siebie.
- Dlaczego to robisz, Shin? - zapytał słabo Shindy, gdy ten otworzył drzwi od jego mieszkania i zrzucił trampki ze stóp.
- Ponieważ chcę się tobą zaopiekować - wyjaśnił Shin.
- Ale dlaczego? - zdziwił się Shindy, gdy młodszy wokalista położył go na kanapie.
- Gdzie trzymasz termometr? - zapytał Shin, unikając odpowiedzi na pytanie.
- W szafce nad zlewem w takim czerwonym koszyczku - wyjaśnił Shindy, kładąc dłoń na oczach.
- Proszę - Shin podał mu termometr, stawiając na stoliku szklankę wody i jakieś tabletki.
Termometr zapikał po jakiejś minucie. Shin wyjął go z ust Shindy'ego i spojrzał na wyświetlacz.
- Kami-sama - szepnął, czując, jak oblewa go zimny pot. - Jakim sposobem ty jeszcze żyjesz? Shindy?
- Ja chyba zaraz zemdleję - szepnął Shindy, nieobecnym wzrokiem patrząc w sufit. - Shin, patrz, śnieg.
- Teraz masz omamy - stwierdził Shin, podając Shindy'emu tabletkę. - Weź to, to śnieg zniknie. Słyszysz mnie?
- Śnieg - Shindy uśmiechnął się opętańczo, zamykając oczy.
- Nie mdlej mi tutaj - Shin wziął go na ręce, po czym pobiegł do łazienki, otwierając łokciem drzwi. Wszedł do wanny z Shindym na rękach, położył go sobie na kolanach i odkręcił zimną wodę.
- Czemu jestem mokry? - zapytał Shindy po kilku minutach. - Dlaczego ty tu siedzisz?
- Usiłuję zbić ci gorączkę - odparł Shin. - Samemu zrobiło mi się słabo, jak zobaczyłem to 41,9 stopni na wyświetlaczu.
- Ale dlaczego nie dałeś mi po prostu jakiejś tabletki? - zdziwił się Shindy.
- Bo przestałeś kontaktować - wyjaśnił krótko Shin. - Shindy, myślę, że ty musisz iść do szpitala. Miej gdzieś, co myśli Takuma na ten temat. Ja ci nie pozwolę wykończyć się przez widzimisię Takumy.
- Ale dlaczego? - zapytał Shindy.
- Może gdybyś nie był taki rozpalony, to byś się sam domyślił - odparł Shin, wstając, po czym wyszedł z wanny. Pomógł wyjść Shindy'emu i zaprowadził go do pokoju.
Kiedy Shindy leżał już w łóżku, w suchej i ciepłej piżamie, nafaszerowany lekami i okryty kołdrą po sam nos, Shin stwierdził, że powinien już iść. Pożyczywszy od Shindy'ego suche ubrania, poszedł jeszcze tylko do kuchni i przyniósł drugiemu wokaliście wodę.
- Ja już będę się zbierał - oznajmił Shin. Shindy tylko na niego spojrzał. Shin westchnął i odwrócił się. I wtedy stało się coś, czego nie przewidział.
Palce Shindy'ego zacisnęły się na jego dłoni. Wokalista ViViD zachwiał się, kiedy Shindy pociągnął go za rękę i posadził na łóżku.
- Zostań - szepnął Shindy, patrząc Shinowi prosto w oczy.
Shin zamrugał. Czy to możliwe, że to wszystko dzieje się naprawdę?
piątek, 27 lipca 2012
Czasem jednak warto czekać I
Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Głupio mi, że rozwaliłam pairing Shin&Mitsuru, ale cel uświęca środki.
- Rozstańmy się w zgodzie, dobrze? - Mitsuru spojrzał na Shina proszącym wzrokiem. Wokalista kiwnął głową. To wszystko było tylko zauroczeniem, mgłą złudzenia.
- Pomogę ci się spakować - powiedział cicho, zdejmując z półki torbę.
- Jesteś zły? - zapytał Mitsuru, usiłując złapać wzrok Shina.
- Nie - Shin pokręcił przecząco głową. - Fakt, że się już nie kochamy, nie znaczy przecież, iż mamy wszczynać między sobą bezsensowną wojnę.
- Więc mogę wpadać na kawę? - Mitsuru zaśmiał się krótko, a Shin jedynie się uśmiechnął.
- Na zawsze zostaniesz moim przyjacielem, Mitsu - oznajmił Shin, roztrzepując włosy swojego byłego aniołka.
Shin obudził się wczesnym rankiem. Było mu zimno. Mitsuru wrócił do swojego rodzinnego miasta i szukał jakiejś zwyczajnej pracy, niezwiązanej z graniem w zespole. Tym razem naprawdę wyjechał i Takeru już nigdy go raczej nie odnajdzie.
Dziwnie tak rozstać się z kimś po pół roku związku. Człowiek przyzwyczaja się do obecności drugiej osoby w domu, na dworze, w samochodzie, w życiu. A potem wszystko znika, płomień miłości gaśnie i jedyne, co można zaofiarować temu drugiemu, to przyjaźń.
Shin zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł z domu. Bez niego próba raczej się nie odbędzie, a Reno go zabije.
- Shin-chan, znajdź sobie kogoś - stwierdził Ko-ki, dźgając kolegę palcem. - Chodzisz taki zamyślony, że mam wrażenie, iż znowu masz kogoś na oku.
- A co tam u Mitsuru? - zapytał Ivu, grzebiąc w swojej torbie.
- Wyjechał - odparł krótko Shin. - Zresztą, mam dość tego, że rozstaliśmy się jakiś rok temu, a wy cały czas pytacie, jak się trzymam. Nie jestem jakimś rozdygotanym nastolatkiem.
- To już rok minął? - zdziwił się Reno, strojąc gitarę. - Rok bez nikogo, Shin, jak ty to zrobiłeś? Nawet żadnej dziewczyny nie poderwałeś?
- Poderwałem. Wytrzymała ze mną tydzień - odparł Shin.
- Ja wam mówię, on się zakochał i dlatego jest taki zamyślony. Kto myśli tak jak ja? - zapytał Ko-ki, podnosząc rękę.
- Daj mu spokój, Ko-ki - stwierdził Ryoga. - Jakby się zakochał, to by nam powiedział.
Ale Shin, choć perkusista miał rację, nie powiedział im nic. Tym razem jednak znał osobę, w której się zakochał, choć nie była z jego zespołu ani nawet wytwórni.
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Głupio mi, że rozwaliłam pairing Shin&Mitsuru, ale cel uświęca środki.
- Rozstańmy się w zgodzie, dobrze? - Mitsuru spojrzał na Shina proszącym wzrokiem. Wokalista kiwnął głową. To wszystko było tylko zauroczeniem, mgłą złudzenia.
- Pomogę ci się spakować - powiedział cicho, zdejmując z półki torbę.
- Jesteś zły? - zapytał Mitsuru, usiłując złapać wzrok Shina.
- Nie - Shin pokręcił przecząco głową. - Fakt, że się już nie kochamy, nie znaczy przecież, iż mamy wszczynać między sobą bezsensowną wojnę.
- Więc mogę wpadać na kawę? - Mitsuru zaśmiał się krótko, a Shin jedynie się uśmiechnął.
- Na zawsze zostaniesz moim przyjacielem, Mitsu - oznajmił Shin, roztrzepując włosy swojego byłego aniołka.
Shin obudził się wczesnym rankiem. Było mu zimno. Mitsuru wrócił do swojego rodzinnego miasta i szukał jakiejś zwyczajnej pracy, niezwiązanej z graniem w zespole. Tym razem naprawdę wyjechał i Takeru już nigdy go raczej nie odnajdzie.
Dziwnie tak rozstać się z kimś po pół roku związku. Człowiek przyzwyczaja się do obecności drugiej osoby w domu, na dworze, w samochodzie, w życiu. A potem wszystko znika, płomień miłości gaśnie i jedyne, co można zaofiarować temu drugiemu, to przyjaźń.
Shin zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł z domu. Bez niego próba raczej się nie odbędzie, a Reno go zabije.
- Shin-chan, znajdź sobie kogoś - stwierdził Ko-ki, dźgając kolegę palcem. - Chodzisz taki zamyślony, że mam wrażenie, iż znowu masz kogoś na oku.
- A co tam u Mitsuru? - zapytał Ivu, grzebiąc w swojej torbie.
- Wyjechał - odparł krótko Shin. - Zresztą, mam dość tego, że rozstaliśmy się jakiś rok temu, a wy cały czas pytacie, jak się trzymam. Nie jestem jakimś rozdygotanym nastolatkiem.
- To już rok minął? - zdziwił się Reno, strojąc gitarę. - Rok bez nikogo, Shin, jak ty to zrobiłeś? Nawet żadnej dziewczyny nie poderwałeś?
- Poderwałem. Wytrzymała ze mną tydzień - odparł Shin.
- Ja wam mówię, on się zakochał i dlatego jest taki zamyślony. Kto myśli tak jak ja? - zapytał Ko-ki, podnosząc rękę.
- Daj mu spokój, Ko-ki - stwierdził Ryoga. - Jakby się zakochał, to by nam powiedział.
Ale Shin, choć perkusista miał rację, nie powiedział im nic. Tym razem jednak znał osobę, w której się zakochał, choć nie była z jego zespołu ani nawet wytwórni.
środa, 18 lipca 2012
Zutto
Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska paranormalne, śmierć (choć w tym przypadku to chyba dobra rzecz...)
Notka autorska: Jak już pisałam, dodaję dwa fiki. Tak, tak, wiem, że macie ich dość.
Prawdziwa miłość zaczyna się od kwiatka w wazonie, a kończy na świeczce w oknie. I po niej nie ma już kolejnych kwiatów, prócz tych, które spoczną na grobie ukochanej osoby.
Nao położył kwiaty na grobie Isshiego i spojrzał na sąsiedni nagrobek, na którym były wyryte znane mu imię i nazwisko.
- Yamiyo, po co my to robimy tak właściwie? - zapytał Isshi, kładąc drugi bukiet na grób, który tak Nao zainteresował.
- Nie wiem - Nao wzruszył ramionami. - Ale ja chociaż nie popełniłem samobójstwa, jak niektórzy.
Yamada spojrzał na postać w czerni, stojącą nieopodal.
- Shino, widzę światło - Nao wskazał na bliżej nieokreślony punkt.
- To nasze światło - Isshi uśmiechnął się lekko. - Podaj mi dłoń, Yamiyo.
- Razem?
- Zawsze.
Isshi i Nao złapali się za ręce i pobiegli w stronę światła, które tylko oni widzieli, po czym rozpłynęli się w powietrzu.
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska paranormalne, śmierć (choć w tym przypadku to chyba dobra rzecz...)
Notka autorska: Jak już pisałam, dodaję dwa fiki. Tak, tak, wiem, że macie ich dość.
Prawdziwa miłość zaczyna się od kwiatka w wazonie, a kończy na świeczce w oknie. I po niej nie ma już kolejnych kwiatów, prócz tych, które spoczną na grobie ukochanej osoby.
Nao położył kwiaty na grobie Isshiego i spojrzał na sąsiedni nagrobek, na którym były wyryte znane mu imię i nazwisko.
- Yamiyo, po co my to robimy tak właściwie? - zapytał Isshi, kładąc drugi bukiet na grób, który tak Nao zainteresował.
- Nie wiem - Nao wzruszył ramionami. - Ale ja chociaż nie popełniłem samobójstwa, jak niektórzy.
Yamada spojrzał na postać w czerni, stojącą nieopodal.
- Shino, widzę światło - Nao wskazał na bliżej nieokreślony punkt.
- To nasze światło - Isshi uśmiechnął się lekko. - Podaj mi dłoń, Yamiyo.
- Razem?
- Zawsze.
Isshi i Nao złapali się za ręce i pobiegli w stronę światła, które tylko oni widzieli, po czym rozpłynęli się w powietrzu.
The end
W mgnieniu oka
Zespół: Kagrra,, Alice Nine, Kra
Pairing: Isshi&Nao, wspomniane Tora&Akiya, Izumi&Shin
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: alkohol, śmierć, oparte na faktach, zjawiska paranormalne
Notka autorska: Doszłam do wniosku, że chyba jednak dodam dwa fiki, bo nie mogłam się zdecydować.
Kiedy Isshi poznał Nao, doszedł do wniosku, że Yamada Naoki jest najdziwniejszym, najbardziej zwariowanym i ciapowatym człowiekiem, jakiego spotkał w swoim życiu. I miał wrażenie, że raczej nigdy nikogo z podobnym, optymistycznym nastawieniem do świata nie znajdzie.
Poznał zaś Keiyu. Jak to się mówi "cicha woda, brzegi rwie". Keiyu był idealnym przykładem na potwierdzenie tej tezy. Choć był dziwniejszy od Nao i jeszcze bardziej zwariowany, to jednak był strasznym realistą. Jeśli jedna osoba mówiła, że wygra na loterii, a druga, że nie wygra, on stwierdzał, że obie tylko tracą czas na tworzenie hipotez, bo żadna z nich nie zarobi ani grosza.
Nao nie dorównywał Keiyu w jednej rzeczy. Keiyu był takim zboczeńcem, że ze świecą takich szukać. Przebił swoim zachowaniem nawet Akiyę, którego Isshi swego czasu znalazł w schowku w towarzystwie Shina, gdzie zasnęli przykryci jedynie koszulą w kratę wyższego gitarzysty.
Pewnego pięknego poranka, gdy ptaszki ćwierkały, słoneczko świeciło jasnym blaskiem, a motylki zataczały koła na niebie, Isshi obudził się z nogami Keiyu wokół swoich bioder. Stwierdził wtedy, że więcej młodszego wokalisty nie przenocuje pod żadnym pozorem. Zwłaszcza, że tak jak on nic nie pamiętał i miał kaca wielkości Azji i Europy razem wziętych, tak Keiyu pamiętał każdy szczegół i zupełnie nic mu nie było.
W pewnym momencie Isshi zauważył, że Nao zachowuje się jeszcze dziwniej niż zwykle. Zamyślał się, zapatrywał, odbiegał myślami gdzieś daleko. Jedynym sposobem na obudzenie go z tego stanu odrętwienia umysłowego było pstryknięcie palcami przed jego oczami, na co basista reagował z większym lub mniejszym entuzjazmem.
Isshi zaczął się zastanawiać, dlaczego taki stan rzeczy ma miejsce. Zwłaszcza, że zachowanie Nao ulegało pogorszeniu. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, z dnia na dzień był coraz bardziej zamyślony. I Isshi miał wrażenie, że w tym całym dziwnym zachowaniu właśnie z nim basista usiłuje spędzać jak najwięcej czasu.
Była piękna, kolorowa wiosna, a dziwne myśli postanowiły nawiedzić Isshiego. Przestało go irytować, że Nao chodzi za nim jak cień, zaczęło sprawiać mu przyjemność codzienne robienie mu kawy przez basistę, ogólnie zwracał na niego o wiele więcej uwagi, niż przedtem. Było to dla niego dziwne, zaskakujące. Miał wrażenie, że odkrył coś, co istniało już dawno temu, ale nie mógł tego znaleźć.
Przełomem w tej zagadkowej sytuacji był pocałunek. Zupełnie niespodziewany, bo w sumie Isshi nigdy się nie spodziewał, że Akiya kiedyś go pocałuje. Przez pierwsze kilka minut pozostawał w niemym szoku z dwóch powodów. Pierwszym było samo to, co miało miejsce, drugim zaś jego natychmiastowa myśl po incydencie.
"Dlaczego pocałował mnie Akiya, a nie Nao?"
Isshi musiał postawić sobie bardzo ważne pytanie. Czy kocha Nao? Czy przypadkiem Keiyu nie zwracał mu już wcześniej uwagi na to, że dziwnie na Nao patrzy? Keiyu nie wierzył w miłość, ale jednak zauważył, że coś jest na rzeczy. Shou na, chyba według niego, oczywiste spostrzeżenie Isshiego, tylko cicho się zaśmiał i kazał mu coś z tym zrobić. I stwierdził, że ma dobre przeczucia, co do rozwiązania całej tej sytuacji.
Tak dokładnie cztery miesiące zajęło Isshiemu wyznaczenie każdego "za" i "przeciw" i stwierdził, że jednak "za" jest więcej. Dlatego, gdy tylko nadarzyła się okazja, choć Isshi wyobrażał sobie to trochę inaczej, zdobył się na odwagę, wyznał swoje uczucie Nao i pocałował dość zaskoczonego basistę.
Nikt tak naprawdę nie był zdziwiony, że Isshi i Nao się zeszli. Jedynie Tora, który dotąd twierdził, że jest w 100% hetero, zareagował dość gwałtownie na tę informację. Tak gwałtownie, że doszedł do wniosku, iż w tym akurat momencie wcale nie kocha kobiety...
Przez rok związek Isshiego i Nao opierał się na czułych słówkach, łóżku i kłótniach. Bardzo burzliwych kłótniach, których i reszta Kagrry, i zwierzaki Isshiego, które musiały uciekać przed latającymi wokół przedmiotami, i cała reszta PSC, a zwłaszcza Shou i Keiyu, mieli najzwyczajniej w świecie dość.
Jednak wystarczył jeden wieczór, by wszystko się zmieniło. Iluzja, w której zatonął Isshi, sprawiła, że zrozumiał, iż Nao jest ważniejszy dla niego od całego świata.
Na początku wszyscy odetchnęli z ulgą. Później zaczęło ich trochę mdlić. Isshi nadal był złośliwy, ale Nao był jego oczkiem w głowie. Nao powiedział, Isshi wykonał. Jakby Nao zażyczył sobie gwiazdki z nieba, to pewnie Isshi by mu ją ściągnął. A Nao był przywiązany do Isshiego niewidzialną nicią, której nikt nie miał prawa zerwać.
25 marca 2010 roku był dla Isshiego najgorszym dniem w życiu.
- Pan umiera, panie Hitoshi.
Isshi nie bał się śmierci. Bał się rozłąki z Nao. To go przerażało bardziej niż fakt, że umrze.
Isshi próbował powiedzieć Nao. Ale w końcu dał sobie spokój. A powód był prosty. Nao reagował na śmierć kogoś bliskiego bardzo gwałtownie. Jego zachowanie po dostaniu takiej wiadomości dzieliło się na kilka etapów:
1) Faza płaczu - trwała jakieś dwa dni, czasem trochę się przeciągała, w zależności od siły uczucia, którą Nao darzył zmarłą osobę.
2) Faza paniki - Nao płakał na każdą wzmiankę o zmarłej osobie i na widok każdego przedmiotu, który mu ją przypominał. Trwała jakiś tydzień.
3) Faza zwątpienia - przez kilka dni Nao chodził po domu, sali prób, studiu, garderobie, hotelu, itd., powtarzając pytanie "Dlaczego zawsze ja?".
4) Faza obietnicy - dla Isshiego była to najgorsza faza po tym, jak dowiedział się, że umiera. Nao podchodził bowiem do niego i zadawał jedno pytanie:
- Ty nie umrzesz, prawda?
Zanim Isshi się dowiedział o swojej chorobie, przytakiwał, uśmiechał się i obiecał, że będzie żył jeszcze pięćdziesiąt lat. Po zapoznaniu się ze strasznymi wynikami, kiwał tylko głową, przytulał Nao i usiłował się nie rozpłakać. Potem napisał "Shiroi Uso", a nikt nie wiedział, skąd wziął mu się pomysł na ten tekst.
Życie Isshiego minęło w mgnieniu oka, choć Nao wydawało się, że będzie żył wiecznie.
- Shino? Shino, odezwij się do mnie, proszę cię. Shino...
- Nao, przestań, chodź już.
Zrozpaczonym Nao zaopiekowali się najpierw Shin i Izumi, którym i tak było ciężko. Nawet Shin sam nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
- Shino wróci, prawda, Hashidani?
- Nao, zmarli nie wracają.
- Więc ja do niego pójdę. Ucieszy się.
- Wątpię.
- Dlaczego?
- A przypadkiem nie powiedział, że masz "nie robić niczego głupiego"?
- No tak, rzeczywiście. Nie zmienia to jednak faktu, że chcę umrzeć...
Po Shinie i Izumim, Nao zajęli się Tora i Akiya, co nie było raczej dobrym pomysłem. Stan psychiczny Nao wpłynął na samopoczucie Akiyi, który wciąż pamiętał zimną skórę pod palcami.
- Zabij mnie, Akiya.
- Że co?
- Zabij mnie. Ja chcę do Shino. Chcę go zobaczyć. Teraz!
- Nao, czekaj, nie!
Na całe szczęście Tora zdążył złapać Nao w pół, zanim ten dobiegł do balkonowych drzwi. Nao napisał wtedy tekst do "wanna see u", do którego to utworu Tora stworzył muzykę.
Ku zaskoczeniu wszystkich, którzy zobaczyli ducha Isshiego, jego słowa stały się prawdą. Śmierć naprawdę była początkiem wieczności. A przynajmniej jej kontynuacją. Wieczność rozpoczęła się bowiem w momencie, kiedy Izumi przedstawił Nao Isshiemu.
Pairing: Isshi&Nao, wspomniane Tora&Akiya, Izumi&Shin
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: alkohol, śmierć, oparte na faktach, zjawiska paranormalne
Notka autorska: Doszłam do wniosku, że chyba jednak dodam dwa fiki, bo nie mogłam się zdecydować.
Kiedy Isshi poznał Nao, doszedł do wniosku, że Yamada Naoki jest najdziwniejszym, najbardziej zwariowanym i ciapowatym człowiekiem, jakiego spotkał w swoim życiu. I miał wrażenie, że raczej nigdy nikogo z podobnym, optymistycznym nastawieniem do świata nie znajdzie.
Poznał zaś Keiyu. Jak to się mówi "cicha woda, brzegi rwie". Keiyu był idealnym przykładem na potwierdzenie tej tezy. Choć był dziwniejszy od Nao i jeszcze bardziej zwariowany, to jednak był strasznym realistą. Jeśli jedna osoba mówiła, że wygra na loterii, a druga, że nie wygra, on stwierdzał, że obie tylko tracą czas na tworzenie hipotez, bo żadna z nich nie zarobi ani grosza.
Nao nie dorównywał Keiyu w jednej rzeczy. Keiyu był takim zboczeńcem, że ze świecą takich szukać. Przebił swoim zachowaniem nawet Akiyę, którego Isshi swego czasu znalazł w schowku w towarzystwie Shina, gdzie zasnęli przykryci jedynie koszulą w kratę wyższego gitarzysty.
Pewnego pięknego poranka, gdy ptaszki ćwierkały, słoneczko świeciło jasnym blaskiem, a motylki zataczały koła na niebie, Isshi obudził się z nogami Keiyu wokół swoich bioder. Stwierdził wtedy, że więcej młodszego wokalisty nie przenocuje pod żadnym pozorem. Zwłaszcza, że tak jak on nic nie pamiętał i miał kaca wielkości Azji i Europy razem wziętych, tak Keiyu pamiętał każdy szczegół i zupełnie nic mu nie było.
W pewnym momencie Isshi zauważył, że Nao zachowuje się jeszcze dziwniej niż zwykle. Zamyślał się, zapatrywał, odbiegał myślami gdzieś daleko. Jedynym sposobem na obudzenie go z tego stanu odrętwienia umysłowego było pstryknięcie palcami przed jego oczami, na co basista reagował z większym lub mniejszym entuzjazmem.
Isshi zaczął się zastanawiać, dlaczego taki stan rzeczy ma miejsce. Zwłaszcza, że zachowanie Nao ulegało pogorszeniu. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, z dnia na dzień był coraz bardziej zamyślony. I Isshi miał wrażenie, że w tym całym dziwnym zachowaniu właśnie z nim basista usiłuje spędzać jak najwięcej czasu.
Była piękna, kolorowa wiosna, a dziwne myśli postanowiły nawiedzić Isshiego. Przestało go irytować, że Nao chodzi za nim jak cień, zaczęło sprawiać mu przyjemność codzienne robienie mu kawy przez basistę, ogólnie zwracał na niego o wiele więcej uwagi, niż przedtem. Było to dla niego dziwne, zaskakujące. Miał wrażenie, że odkrył coś, co istniało już dawno temu, ale nie mógł tego znaleźć.
Przełomem w tej zagadkowej sytuacji był pocałunek. Zupełnie niespodziewany, bo w sumie Isshi nigdy się nie spodziewał, że Akiya kiedyś go pocałuje. Przez pierwsze kilka minut pozostawał w niemym szoku z dwóch powodów. Pierwszym było samo to, co miało miejsce, drugim zaś jego natychmiastowa myśl po incydencie.
"Dlaczego pocałował mnie Akiya, a nie Nao?"
Isshi musiał postawić sobie bardzo ważne pytanie. Czy kocha Nao? Czy przypadkiem Keiyu nie zwracał mu już wcześniej uwagi na to, że dziwnie na Nao patrzy? Keiyu nie wierzył w miłość, ale jednak zauważył, że coś jest na rzeczy. Shou na, chyba według niego, oczywiste spostrzeżenie Isshiego, tylko cicho się zaśmiał i kazał mu coś z tym zrobić. I stwierdził, że ma dobre przeczucia, co do rozwiązania całej tej sytuacji.
Tak dokładnie cztery miesiące zajęło Isshiemu wyznaczenie każdego "za" i "przeciw" i stwierdził, że jednak "za" jest więcej. Dlatego, gdy tylko nadarzyła się okazja, choć Isshi wyobrażał sobie to trochę inaczej, zdobył się na odwagę, wyznał swoje uczucie Nao i pocałował dość zaskoczonego basistę.
Nikt tak naprawdę nie był zdziwiony, że Isshi i Nao się zeszli. Jedynie Tora, który dotąd twierdził, że jest w 100% hetero, zareagował dość gwałtownie na tę informację. Tak gwałtownie, że doszedł do wniosku, iż w tym akurat momencie wcale nie kocha kobiety...
Przez rok związek Isshiego i Nao opierał się na czułych słówkach, łóżku i kłótniach. Bardzo burzliwych kłótniach, których i reszta Kagrry, i zwierzaki Isshiego, które musiały uciekać przed latającymi wokół przedmiotami, i cała reszta PSC, a zwłaszcza Shou i Keiyu, mieli najzwyczajniej w świecie dość.
Jednak wystarczył jeden wieczór, by wszystko się zmieniło. Iluzja, w której zatonął Isshi, sprawiła, że zrozumiał, iż Nao jest ważniejszy dla niego od całego świata.
Na początku wszyscy odetchnęli z ulgą. Później zaczęło ich trochę mdlić. Isshi nadal był złośliwy, ale Nao był jego oczkiem w głowie. Nao powiedział, Isshi wykonał. Jakby Nao zażyczył sobie gwiazdki z nieba, to pewnie Isshi by mu ją ściągnął. A Nao był przywiązany do Isshiego niewidzialną nicią, której nikt nie miał prawa zerwać.
25 marca 2010 roku był dla Isshiego najgorszym dniem w życiu.
- Pan umiera, panie Hitoshi.
Isshi nie bał się śmierci. Bał się rozłąki z Nao. To go przerażało bardziej niż fakt, że umrze.
Isshi próbował powiedzieć Nao. Ale w końcu dał sobie spokój. A powód był prosty. Nao reagował na śmierć kogoś bliskiego bardzo gwałtownie. Jego zachowanie po dostaniu takiej wiadomości dzieliło się na kilka etapów:
1) Faza płaczu - trwała jakieś dwa dni, czasem trochę się przeciągała, w zależności od siły uczucia, którą Nao darzył zmarłą osobę.
2) Faza paniki - Nao płakał na każdą wzmiankę o zmarłej osobie i na widok każdego przedmiotu, który mu ją przypominał. Trwała jakiś tydzień.
3) Faza zwątpienia - przez kilka dni Nao chodził po domu, sali prób, studiu, garderobie, hotelu, itd., powtarzając pytanie "Dlaczego zawsze ja?".
4) Faza obietnicy - dla Isshiego była to najgorsza faza po tym, jak dowiedział się, że umiera. Nao podchodził bowiem do niego i zadawał jedno pytanie:
- Ty nie umrzesz, prawda?
Zanim Isshi się dowiedział o swojej chorobie, przytakiwał, uśmiechał się i obiecał, że będzie żył jeszcze pięćdziesiąt lat. Po zapoznaniu się ze strasznymi wynikami, kiwał tylko głową, przytulał Nao i usiłował się nie rozpłakać. Potem napisał "Shiroi Uso", a nikt nie wiedział, skąd wziął mu się pomysł na ten tekst.
Życie Isshiego minęło w mgnieniu oka, choć Nao wydawało się, że będzie żył wiecznie.
- Shino? Shino, odezwij się do mnie, proszę cię. Shino...
- Nao, przestań, chodź już.
Zrozpaczonym Nao zaopiekowali się najpierw Shin i Izumi, którym i tak było ciężko. Nawet Shin sam nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
- Shino wróci, prawda, Hashidani?
- Nao, zmarli nie wracają.
- Więc ja do niego pójdę. Ucieszy się.
- Wątpię.
- Dlaczego?
- A przypadkiem nie powiedział, że masz "nie robić niczego głupiego"?
- No tak, rzeczywiście. Nie zmienia to jednak faktu, że chcę umrzeć...
Po Shinie i Izumim, Nao zajęli się Tora i Akiya, co nie było raczej dobrym pomysłem. Stan psychiczny Nao wpłynął na samopoczucie Akiyi, który wciąż pamiętał zimną skórę pod palcami.
- Zabij mnie, Akiya.
- Że co?
- Zabij mnie. Ja chcę do Shino. Chcę go zobaczyć. Teraz!
- Nao, czekaj, nie!
Na całe szczęście Tora zdążył złapać Nao w pół, zanim ten dobiegł do balkonowych drzwi. Nao napisał wtedy tekst do "wanna see u", do którego to utworu Tora stworzył muzykę.
Ku zaskoczeniu wszystkich, którzy zobaczyli ducha Isshiego, jego słowa stały się prawdą. Śmierć naprawdę była początkiem wieczności. A przynajmniej jej kontynuacją. Wieczność rozpoczęła się bowiem w momencie, kiedy Izumi przedstawił Nao Isshiemu.
The end
sobota, 16 czerwca 2012
Modotte, onegai V
Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Zawsze można wrócić, trzeba tylko chcieć.
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Zawsze można wrócić, trzeba tylko chcieć.
Następnego dnia w południe Akiya wyszedł przed domek i spojrzał w niebo. Słońce świeciło mocnym blaskiem, rażąc go w oczy. Gdziekolwiek byli Isshi i Chibi, na pewno są szczęśliwi.
- Tylko nie myśl - stwierdził Tora, zjawiając się obok niego. - Bo będę musiał odwrócić twoją uwagę tak samo, jak w nocy
- Przeszkadza ci to? - zapytał Akiya.
- Yay, jak mi tego brakowało! - zawołał Tora. Odpowiedziało mu echo.
- Czego niby? - zdziwił się Akiya.
- Tego twojego zboczonego charakteru - odparł Tora.
- Nie jestem zboczony - zaprzeczył Akiya.
- Ja nie zaciągnąłem Shina do schowka i nie kochałem się z Aoim na wspólnej trasie - wyliczył Tora. - Kogoś pominąłem?
- Tak, ale ci nie powiem, kogo - odparł Akiya.
- Pominąłem? - zdziwił się Tora. - To było pytanie retoryczne!
- Pominąłeś - powtórzył Akiya, cofając się w stronę domku, nie spuszczając jednak z Tory wzroku. - No, zgadnij, kogo?
- Nie mów mi tylko, że jak przedstawiałem ci Yuuseia, to mieliście takie miny, bo... - Tora przerwał, kiedy Akiya zaczął chichotać. - Akiya!
- No co? - zaśmiał się Akiya. - Jednego już odgadłeś. Kogo jeszcze pominąłeś, jak myślisz?
- Akiya! - Tora rzucił się do biegu, kiedy Akiya wpadł do domku i zaczął uciekać na górę. - Z kim ty, do jasnej, nie spałeś?!
- Z Isshim. Jego tylko kiedyś pocałowałem - odparł Akiya, opierając się o barierkę od schodów.
- Co?! - Tora zamrugał i wbiegł po schodach, łapiąc Akiyę za ramiona i opierając go o ścianę. - Po co?
- Chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście ma tak słodkie usta, jak mówił Keiyu - wyjaśnił Akiya.
- Nie widzisz nic dziwnego w swoim postępowaniu? - zapytał Tora.
- Nie - Akiya pokręcił przecząco głową. - Ale wiesz co?
- Co?
- Dziwne jest to, że cię kocham chyba bardziej, niż Isshi kochał Nao.
Akiya zarzucił ręce na szyję Tory, przyciągając go do pocałunku.
Wrócił.
The end
"Modotte, onegai" - W wolnym tłumaczeniu - "Wróć, proszę".
*Twój uśmiech jest moim szczęściem.
środa, 13 czerwca 2012
Modotte, onegai IV
Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czasami trzeba się rozpłakać, by oczyścić się z emocji.
Minęły dwa dni. Akiya siedział na kanapie i patrzył przez okno. Padało, a raczej lało jak z cebra. Do Tory ktoś zadzwonił i rozmawiał z nim już od ponad godziny. Akiyi zaczęło się nudzić. Złapał gitarę akustyczną, która stała przy ścianie, i wyszedł na zewnątrz.
Deszcz spłynął błyskawicznie po jego włosach i ramionach, mocząc go do samych stóp. Znał tylko jednego człowieka, którego taka pogoda uspokajała, ale on teraz też potrzebował oczyszczenia. Musiał w końcu pozbyć się tych wszystkich złych emocji.
Usiadł na jakimś kamieniu pod drzewem, gdzie nie padało aż tak mocno, i zaczął grać. Grał to, co przyszło mu do głowy, co podpowiadało mu serce, czego nie potrafił wyrazić słowami. Przez ostatni rok miał tak wielkie wahania nastroju, że złośliwi porównywali go do kobiety w ciąży, która jednego dnia cały czas chodzi smutna, a drugiego ma uśmiech przyklejony do twarzy. Jednak odkąd Mai zniknął, było coraz gorzej. Akiya miał wrażenie, że za bardzo się tym wszystkim przejmuje i tak naprawdę powinien zająć się własnymi sprawami, tak jak Izumi i Shin, którzy znaleźli na tę sytuację sposób.
W pewnym momencie poczuł, że ktoś na niego patrzy. Podniósł wzrok i zobaczył Torę z parasolką w ręku, który uważnie go obserwował.
- Dlaczego tu siedzisz? - zapytał Tora, kucając przed Akiyą.
- By się oczyścić z emocji - wyjaśnił Akiya, spuszczając wzrok.
- Aki, jest łatwiejszy sposób - westchnął Tora. - Popłacz się po prostu.
- Co? - zdziwił się Akiya.
- No powiedz mi, kiedy ostatnio płakałeś? Jak znaleźliśmy Isshiego? Nawet na jego pogrzebie zdusiłeś wszystkie emocje i tylko ty potrafiłeś opanować szlochającego, szarpiącego się Nao, próbującego dobiec do Isshiego, który mu "nie odpowiedział". Uwolnij się z tych więzów, Akiya, bo się w końcu udusisz.
- Nie potrafię płakać na zawołanie - odparł Akiya. Tora nachylił się do niego i spojrzał mu prosto w oczy.
- Isshi nie żyje, Mai zniknął, Keiyu zwariował, Chibi zdechł, Kagrry, już nie ma, fanki się o ciebie martwią, Izumi się ukrywa na rybach, a Shin w muzyce, w grudniu koniec świata, brat ma cię za idiotę, a...
- Dość - szepnął Akiya, wtulając się w Amano. Te wszystkie obrazy przemknęły mu naraz przed oczami, jak gdyby zdarzyły się wczoraj. Rozpłakał się po raz pierwszy od jakiegoś roku, mocząc łzami jeszcze suche ramię Tory.
- Lepiej? - spytał Tora, gdy parę minut później Akiya się uspokoił.
- Ta... Tak - wyjąkał, ocierając oczy.
- To dobrze - Tora wziął Akiyę na ręce i zaniósł do domku. Posadził go na kanapie i poszedł po ręcznik.
- Co robisz? - zdziwił się Akiya, gdy Tora usiadł koło niego i zdjął z niego bluzę.
- Przeziębisz się - odparł Tora, zaciskając palce na guziku od koszuli Akiyi. Zdezorientował się lekko, gdy Akiya położył ręce na jego dłoniach i spojrzał mu prosto w oczy, które po chwili zajaśniały blaskiem zrozumienia.
Tora przyciągnął Akiyę do siebie, okrywając ich kołdrą. Jakieś kilka minut później zdjął rękę z ramienia Akiyi, bo było mu trochę niewygodnie.
- Zimno - mruknął Akiya w poduszkę.
Tora zamrugał lekko i ponownie przyciągnął go do siebie.
- Jakie to było słodkie - stwierdził Akiya.
- Że zrobiło ci się ciepło?
- Nie, że położyłeś ją z powrotem - odparł Akiya, splatając swoje palce z palcami Amano. Tora uśmiechnął się czule i po chwili zasnął.
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czasami trzeba się rozpłakać, by oczyścić się z emocji.
Minęły dwa dni. Akiya siedział na kanapie i patrzył przez okno. Padało, a raczej lało jak z cebra. Do Tory ktoś zadzwonił i rozmawiał z nim już od ponad godziny. Akiyi zaczęło się nudzić. Złapał gitarę akustyczną, która stała przy ścianie, i wyszedł na zewnątrz.
Deszcz spłynął błyskawicznie po jego włosach i ramionach, mocząc go do samych stóp. Znał tylko jednego człowieka, którego taka pogoda uspokajała, ale on teraz też potrzebował oczyszczenia. Musiał w końcu pozbyć się tych wszystkich złych emocji.
Usiadł na jakimś kamieniu pod drzewem, gdzie nie padało aż tak mocno, i zaczął grać. Grał to, co przyszło mu do głowy, co podpowiadało mu serce, czego nie potrafił wyrazić słowami. Przez ostatni rok miał tak wielkie wahania nastroju, że złośliwi porównywali go do kobiety w ciąży, która jednego dnia cały czas chodzi smutna, a drugiego ma uśmiech przyklejony do twarzy. Jednak odkąd Mai zniknął, było coraz gorzej. Akiya miał wrażenie, że za bardzo się tym wszystkim przejmuje i tak naprawdę powinien zająć się własnymi sprawami, tak jak Izumi i Shin, którzy znaleźli na tę sytuację sposób.
W pewnym momencie poczuł, że ktoś na niego patrzy. Podniósł wzrok i zobaczył Torę z parasolką w ręku, który uważnie go obserwował.
- Dlaczego tu siedzisz? - zapytał Tora, kucając przed Akiyą.
- By się oczyścić z emocji - wyjaśnił Akiya, spuszczając wzrok.
- Aki, jest łatwiejszy sposób - westchnął Tora. - Popłacz się po prostu.
- Co? - zdziwił się Akiya.
- No powiedz mi, kiedy ostatnio płakałeś? Jak znaleźliśmy Isshiego? Nawet na jego pogrzebie zdusiłeś wszystkie emocje i tylko ty potrafiłeś opanować szlochającego, szarpiącego się Nao, próbującego dobiec do Isshiego, który mu "nie odpowiedział". Uwolnij się z tych więzów, Akiya, bo się w końcu udusisz.
- Nie potrafię płakać na zawołanie - odparł Akiya. Tora nachylił się do niego i spojrzał mu prosto w oczy.
- Isshi nie żyje, Mai zniknął, Keiyu zwariował, Chibi zdechł, Kagrry, już nie ma, fanki się o ciebie martwią, Izumi się ukrywa na rybach, a Shin w muzyce, w grudniu koniec świata, brat ma cię za idiotę, a...
- Dość - szepnął Akiya, wtulając się w Amano. Te wszystkie obrazy przemknęły mu naraz przed oczami, jak gdyby zdarzyły się wczoraj. Rozpłakał się po raz pierwszy od jakiegoś roku, mocząc łzami jeszcze suche ramię Tory.
- Lepiej? - spytał Tora, gdy parę minut później Akiya się uspokoił.
- Ta... Tak - wyjąkał, ocierając oczy.
- To dobrze - Tora wziął Akiyę na ręce i zaniósł do domku. Posadził go na kanapie i poszedł po ręcznik.
- Co robisz? - zdziwił się Akiya, gdy Tora usiadł koło niego i zdjął z niego bluzę.
- Przeziębisz się - odparł Tora, zaciskając palce na guziku od koszuli Akiyi. Zdezorientował się lekko, gdy Akiya położył ręce na jego dłoniach i spojrzał mu prosto w oczy, które po chwili zajaśniały blaskiem zrozumienia.
Tora przyciągnął Akiyę do siebie, okrywając ich kołdrą. Jakieś kilka minut później zdjął rękę z ramienia Akiyi, bo było mu trochę niewygodnie.
- Zimno - mruknął Akiya w poduszkę.
Tora zamrugał lekko i ponownie przyciągnął go do siebie.
- Jakie to było słodkie - stwierdził Akiya.
- Że zrobiło ci się ciepło?
- Nie, że położyłeś ją z powrotem - odparł Akiya, splatając swoje palce z palcami Amano. Tora uśmiechnął się czule i po chwili zasnął.
wtorek, 12 czerwca 2012
Modotte, onegai III
Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Koszmary senne mogą dopaść każdego.
Akiya obudził się w nocy, słysząc dziwny dźwięk. Nie mogąc go zlokalizować, zaczął poszukiwania od kuchni.
Kiedy do niej wszedł, zobaczył małą klatkę, a w klatce Maiego wielkości myszki.
- Mai? - zdziwił się Akiya. - A ty co tu robisz?
- Ten idiota mnie uwięził - zapiszczał Mai, wskazując na Keiyu siedzącego na parapecie. Wokalista patrzył na niego pustym wzrokiem, takim, jakiego Akiya dawno u niego nie widział.
- Zabawne - zaśmiał się Keiyu, podnosząc z blatu nóż. - Ciekawe, czy jak cię teraz zabiję, to wrócisz. Nie, nie wrócisz. Duchy przecież nie istnieją.
- Istnieją - powiedział stanowczo Akiya.
- Nie - Keiyu pokręcił głową. - Głupi, naiwny Aki. Co za menda wyprała ci mózg, że tak bredzisz, biedaczyno?
- Nikt mi nie wy... - zaczął Akiya, cofając się, ale nie dokończył, ponieważ o coś się potknął. Podniósł się z ziemi. Nie znajdował się już w domku, tylko na cmentarzu.
- Tylko tu możesz go spotkać - oznajmił Keiyu, podchodząc do Akiyi i obejmując go ramieniem. - Ale możesz tylko mówić, nie porozmawiasz z nim sobie.
- Tu nie, gdzie indziej tak - odparł Akiya i poczuł, jak coś wbiło się między jego żebra, po czym upadł na ziemię.
- A właśnie, że tutaj - zaśmiał się Keiyu, stojąc z zakrwawionym nożem w dłoni. - Żegnaj, Tygrysia Lilio.
- On od dawna tak na mnie nie mówi - szepnął Akiya, zamykając oczy.
- Aki, ocknij się w końcu - Akiya usłyszał głos Tory.
- Co? - Akiya zamrugał. Znajdował się nadal w łóżku. A więc to był sen? To by wiele wyjaśniało.
- Pierwszy raz słyszałem, żebyś mówił przez sen - oznajmił Tora.
- A co mówiłem? - zapytał Akiya.
- Najpierw coś o Maim, potem chyba się z kimś kłóciłeś, a na koniec stwierdziłeś, że ktoś od dawna cię tak nie nazywa - wyjaśnił Tora. - Może jednak wrócimy do domu?
- Byłoby miło - odparł Akiya. - Zwłaszcza, że nie wiem, po co tu jesteśmy.
- Aki - szepnął Tora, kiedy Akiya wstał i wyszedł na balkon.
Akiya spojrzał w niebo. Nie zobaczył ani jednej gwiazdy.
- Gwiazdy można sobie wyobrazić - mruknął Akiya. - Duchy też można sobie wymyślić. Stworzyłem to wszystko w mojej wyobraźni? Może to tylko sen? Może kiedy się obudzę, będę znajdował się w moim łóżku, a mama z dołu zawoła mnie na śniadanie? Może tak naprawdę nigdy nie zostałem gitarzystą i pracuję teraz w biurze ojca, mam żonę i trójkę dzieci? A może tak naprawdę nie istnieję i jestem tylko czyimś snem?
- Moim - oznajmił Tora, stając w drzwiach.
- Co? - zdziwił się Akiya, odwracając się.
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Koszmary senne mogą dopaść każdego.
Akiya obudził się w nocy, słysząc dziwny dźwięk. Nie mogąc go zlokalizować, zaczął poszukiwania od kuchni.
Kiedy do niej wszedł, zobaczył małą klatkę, a w klatce Maiego wielkości myszki.
- Mai? - zdziwił się Akiya. - A ty co tu robisz?
- Ten idiota mnie uwięził - zapiszczał Mai, wskazując na Keiyu siedzącego na parapecie. Wokalista patrzył na niego pustym wzrokiem, takim, jakiego Akiya dawno u niego nie widział.
- Zabawne - zaśmiał się Keiyu, podnosząc z blatu nóż. - Ciekawe, czy jak cię teraz zabiję, to wrócisz. Nie, nie wrócisz. Duchy przecież nie istnieją.
- Istnieją - powiedział stanowczo Akiya.
- Nie - Keiyu pokręcił głową. - Głupi, naiwny Aki. Co za menda wyprała ci mózg, że tak bredzisz, biedaczyno?
- Nikt mi nie wy... - zaczął Akiya, cofając się, ale nie dokończył, ponieważ o coś się potknął. Podniósł się z ziemi. Nie znajdował się już w domku, tylko na cmentarzu.
- Tylko tu możesz go spotkać - oznajmił Keiyu, podchodząc do Akiyi i obejmując go ramieniem. - Ale możesz tylko mówić, nie porozmawiasz z nim sobie.
- Tu nie, gdzie indziej tak - odparł Akiya i poczuł, jak coś wbiło się między jego żebra, po czym upadł na ziemię.
- A właśnie, że tutaj - zaśmiał się Keiyu, stojąc z zakrwawionym nożem w dłoni. - Żegnaj, Tygrysia Lilio.
- On od dawna tak na mnie nie mówi - szepnął Akiya, zamykając oczy.
- Aki, ocknij się w końcu - Akiya usłyszał głos Tory.
- Co? - Akiya zamrugał. Znajdował się nadal w łóżku. A więc to był sen? To by wiele wyjaśniało.
- Pierwszy raz słyszałem, żebyś mówił przez sen - oznajmił Tora.
- A co mówiłem? - zapytał Akiya.
- Najpierw coś o Maim, potem chyba się z kimś kłóciłeś, a na koniec stwierdziłeś, że ktoś od dawna cię tak nie nazywa - wyjaśnił Tora. - Może jednak wrócimy do domu?
- Byłoby miło - odparł Akiya. - Zwłaszcza, że nie wiem, po co tu jesteśmy.
- Aki - szepnął Tora, kiedy Akiya wstał i wyszedł na balkon.
Akiya spojrzał w niebo. Nie zobaczył ani jednej gwiazdy.
- Gwiazdy można sobie wyobrazić - mruknął Akiya. - Duchy też można sobie wymyślić. Stworzyłem to wszystko w mojej wyobraźni? Może to tylko sen? Może kiedy się obudzę, będę znajdował się w moim łóżku, a mama z dołu zawoła mnie na śniadanie? Może tak naprawdę nigdy nie zostałem gitarzystą i pracuję teraz w biurze ojca, mam żonę i trójkę dzieci? A może tak naprawdę nie istnieję i jestem tylko czyimś snem?
- Moim - oznajmił Tora, stając w drzwiach.
- Co? - zdziwił się Akiya, odwracając się.
- Jesteś moim snem - powtórzył Tora. - Tym snem, który uświadomił mi, że wcale nie jestem hetero, jak myślałem przez 26 lat. Czasem zastanawiam się, co by zrobiła którakolwiek z moich byłych dziewczyn, gdyby zobaczyła nas razem na ulicy. Ale potem stwierdzam, że to nieważne. Nic nie jest ważniejsze od ciebie.
- Dlaczego mi to mówisz, Masashi? - zapytał Akiya.
- Dlatego, że brakuje mi tego Akiyi, w którym zakochałem się sześć lat temu i z którym jestem od jakichś pięciu - wyjaśnił Tora, obejmując Akiyę ramieniem w pasie. - Zabrałem cię tutaj, bo miałem nadzieję, że ten nowy, smutny Akiya zostanie w domu, a ja spędzę miło czas ze starym, uśmiechniętym Akim. Akim, którego tak bardzo kocham.
- Zaczynasz mówić jak... - Akiya nie dokończył, bo Tora zamknął mu usta pocałunkiem.poniedziałek, 11 czerwca 2012
Modotte, onegai II
Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Ja się stęskniłam.
Akiya ocknął się z zamyślenia, kiedy gałąź jakiegoś drzewa musnęła okno po jego stronie.
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Ja się stęskniłam.
Akiya ocknął się z zamyślenia, kiedy gałąź jakiegoś drzewa musnęła okno po jego stronie.
- Masashi, gdzie my jesteśmy? - zapytał, rozglądając się wokół.
- W lesie - odparł Tora.
- Tyle to widzę - stwierdził Akiya. - A gdzie dokładniej?
- Zaraz zobaczysz - Tora uśmiechnął się promiennie.
Celem ich wielkiej wyprawy okazał się być domek w górach.
- Ach, świeże powietrze, jak miło - Tora uśmiechnął się promiennie, wyciągając swoją walizkę. - Coś się stało, Aki?
- Powiedziałbym, że tu też są rośliny, ale w sumie one są wszędzie - mruknął Akiya.
- Tak, tak, roślinki są złe, bierz walizkę - stwierdził Tora, uśmiechając się lekko.
- Uderzyłbym cię, ale jakoś nie potrafię - westchnął Akiya, ciągnąc walizkę za sobą. - Co to w ogóle za domek?
- Mojego brata - odparł Tora. - Przyjeżdżają tu z żoną i dzieciakami na wakacje. Zgodził się odstąpić go na jakiś czas.
- Mogę w końcu dowiedzieć się, po co? - zapytał Akiya.
- Później ci wyjaśnię - stwierdził Tora.
Akiya rozpakował swoje rzeczy i wyszedł na balkon. Ładnie w tych górach. Nao nie mógłby tu przyjechać, ma lęk wysokości i Isshi musiałby go ratować przed byle pagórkiem...
- Czy ja już nie potrafię myśleć o nikim innym tylko o nich? - Akiya zaśmiał się histerycznie. - Potrzebny mi psycholog.
- Shou dzwoni, chcesz z nim pogadać? - zapytał Tora.
- A tobie to wolno używać telefonu? - oburzył się Akiya.
- Tak - Tora uśmiechnął się lekko. - To chcesz czy nie?
- W sumie - Akiya odebrał od niego komórkę. - Tak, Shou?
- I jak się czujesz na razie? - zapytał Shou.
- Nie jestem chory, więc czuję się dobrze - odparł Akiya. - Shou, czy mogę o coś spytać?
- Pytaj, o co tylko chcesz - oznajmił Shou.
- Dlaczego ostatnio poweselałeś? - zapytał Akiya. W słuchawce zapadła cisza. - Shou? Isshi ci się ukazał?
- Akiya... - westchnął Shou. - Akiya, Tora cię tam zabrał, byś nie myślał, a ty dalej swoje. Nie wiesz, o co Torze chodzi, prawda?
- Nie - zaprzeczył Akiya.
- No cóż, w takim razie życzę powodzenia, może się dowiesz - stwierdził Shou i rozłączył się.
sobota, 9 czerwca 2012
Modotte, onegai I
Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: A tak na serio, kto się za nimi stęsknił?
Akiya leżał na łóżku, słuchając mruczącej Chikin. I znowu to samo. Znowu wpadł w dół, z którego nie potrafił się wydostać. I stracił kolejnego przyjaciela.
Szczęk klucza w zamku. Czyżby Tora wrócił?
- Dlaczego ty znowu leżysz? - westchnął Tora. - Ja już chyba w żadną trasę nie wyjadę, bo ty od razu łapiesz doła.
Tora rozejrzał się. Panowała cisza.
- Akiya, gdzie jest Chibi? - zapytał powoli, a Akiya tylko skulił się bardziej i zamknął oczy, by nie płakać. - O szlag.
- Wróciłem kilka dni temu do domu i go znalazłem - szepnął Akiya. - Nigdy jeszcze o psim duchu nie słyszałem, więc raczej nie wróci.
- Aki - Tora usiadł na brzegu łóżka i przyciągnął go do siebie. - Wyjedźmy gdzieś. Podrzucę Chikin Shou i pojedziemy. Nad morze albo w góry. Gdzieś daleko, byle razem.
- Nie - odparł Akiya. - Nie chcę uciekać.
- Ale ty tego potrzebujesz - Tora spojrzał mu prosto w oczy. - Potrzebujesz oderwania się od rzeczywistości. Ja mogę to zrobić, bo mam swój zespół. Wyjeżdżam w trasę i zapominam, że Isshi nie żyje. Że Keiyu ma tak nierówno pod sufitem, że Mai od niego uciekł i nie wiadomo, gdzie jest. Że Shou chodzi bardziej markotny niż w dzień, kiedy zmarła mu babcia, chociaż ostatnio jakoś poweselał, nie wiem, czemu. Że Izumiego można spotkać teraz tylko nad jeziorem albo w studiu z Shinem, który siedzi i coś tworzy, a perkusista patrzy mu tylko z ciekawością przez ramię. Ale pamiętam o jednym. Że ty siedzisz w tym pokoju i pewnie znowu złapałeś doła, bo coś się takiego stało, że nie potrafisz sobie z tym poradzić beze mnie.
- Nie zaczyna się zdania od "że" - zauważył Akiya.
- Nieważne - westchnął Tora, wstając. - I tak cię kocham.
Tora spojrzał na Akiyę, który mruknął coś pod nosem i z powrotem się położył. Gitarzysta Alisu pokręcił z dezaprobatą głową i poszedł do kuchni. On już coś wymyśli.
Akiya obudził się, słysząc jakiś szmer w pokoju. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, były walizki.
- Wyprowadzasz się? - zapytał niezbyt przytomnym głosem.
- Nie, wyjeżdżamy - odparł Tora, ciągnąc go za rękę i stawiając na podłodze. - Do łazienki, ogarnij się i do samochodu. No już, raz, raz.
Akiya zamrugał, po czym, drapiąc się z dezorientacją po głowie, udał się do łazienki.
- Gdzie jedziemy? - zapytał Akiya, wrzucając walizkę do bagażnika.
- Daleko - odparł Tora, wstawiając koszyk z Chikin do samochodu. - Najpierw pojedziemy do Shou, a potem... Aki, daj mi swój telefon.
- Po co? - zdziwił się Akiya, ale posłusznie podał mu komórkę.
- Zaraz wracam, zostań - oznajmił Tora, biegnąc do domu.
- Masashi, co ty robisz?! - zawołał Akiya.
Tora wrócił po chwili, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- No wsiadaj, na co czekasz? - zapytał.
- A telefon? - Akiya już zerwał się do biegu, ale Tora go zatrzymał.
- Żaden telefon, wsiadaj - powiedział stanowczo. - No nie patrz tak na mnie, też lubię czasem porządzić. A teraz do samochodu.
- Masashi, po co to robisz? - zapytał Akiya, zapinając pas.
- Dowiesz się - odparł Tora.
Shou stał przed blokiem, uśmiechając się lekko.
- Nie martw się, zaopiekuję się nią - Shou uśmiechnął się trochę bardziej. - Sakamoto będzie tylko trochę marudził, że mam już trzy koty, a teraz jeszcze czwarty, ale coś wymyślę.
- No, to jedziemy - Tora zapiął pasy i odpalił silnik. - Aki, nie śpij.
- A co innego mi zostało? - zapytał Akiya, przymykając oczy.
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: A tak na serio, kto się za nimi stęsknił?
Akiya leżał na łóżku, słuchając mruczącej Chikin. I znowu to samo. Znowu wpadł w dół, z którego nie potrafił się wydostać. I stracił kolejnego przyjaciela.
Szczęk klucza w zamku. Czyżby Tora wrócił?
- Dlaczego ty znowu leżysz? - westchnął Tora. - Ja już chyba w żadną trasę nie wyjadę, bo ty od razu łapiesz doła.
Tora rozejrzał się. Panowała cisza.
- Akiya, gdzie jest Chibi? - zapytał powoli, a Akiya tylko skulił się bardziej i zamknął oczy, by nie płakać. - O szlag.
- Wróciłem kilka dni temu do domu i go znalazłem - szepnął Akiya. - Nigdy jeszcze o psim duchu nie słyszałem, więc raczej nie wróci.
- Aki - Tora usiadł na brzegu łóżka i przyciągnął go do siebie. - Wyjedźmy gdzieś. Podrzucę Chikin Shou i pojedziemy. Nad morze albo w góry. Gdzieś daleko, byle razem.
- Nie - odparł Akiya. - Nie chcę uciekać.
- Ale ty tego potrzebujesz - Tora spojrzał mu prosto w oczy. - Potrzebujesz oderwania się od rzeczywistości. Ja mogę to zrobić, bo mam swój zespół. Wyjeżdżam w trasę i zapominam, że Isshi nie żyje. Że Keiyu ma tak nierówno pod sufitem, że Mai od niego uciekł i nie wiadomo, gdzie jest. Że Shou chodzi bardziej markotny niż w dzień, kiedy zmarła mu babcia, chociaż ostatnio jakoś poweselał, nie wiem, czemu. Że Izumiego można spotkać teraz tylko nad jeziorem albo w studiu z Shinem, który siedzi i coś tworzy, a perkusista patrzy mu tylko z ciekawością przez ramię. Ale pamiętam o jednym. Że ty siedzisz w tym pokoju i pewnie znowu złapałeś doła, bo coś się takiego stało, że nie potrafisz sobie z tym poradzić beze mnie.
- Nie zaczyna się zdania od "że" - zauważył Akiya.
- Nieważne - westchnął Tora, wstając. - I tak cię kocham.
Tora spojrzał na Akiyę, który mruknął coś pod nosem i z powrotem się położył. Gitarzysta Alisu pokręcił z dezaprobatą głową i poszedł do kuchni. On już coś wymyśli.
Akiya obudził się, słysząc jakiś szmer w pokoju. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, były walizki.
- Wyprowadzasz się? - zapytał niezbyt przytomnym głosem.
- Nie, wyjeżdżamy - odparł Tora, ciągnąc go za rękę i stawiając na podłodze. - Do łazienki, ogarnij się i do samochodu. No już, raz, raz.
Akiya zamrugał, po czym, drapiąc się z dezorientacją po głowie, udał się do łazienki.
- Gdzie jedziemy? - zapytał Akiya, wrzucając walizkę do bagażnika.
- Daleko - odparł Tora, wstawiając koszyk z Chikin do samochodu. - Najpierw pojedziemy do Shou, a potem... Aki, daj mi swój telefon.
- Po co? - zdziwił się Akiya, ale posłusznie podał mu komórkę.
- Zaraz wracam, zostań - oznajmił Tora, biegnąc do domu.
- Masashi, co ty robisz?! - zawołał Akiya.
Tora wrócił po chwili, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- No wsiadaj, na co czekasz? - zapytał.
- A telefon? - Akiya już zerwał się do biegu, ale Tora go zatrzymał.
- Żaden telefon, wsiadaj - powiedział stanowczo. - No nie patrz tak na mnie, też lubię czasem porządzić. A teraz do samochodu.
- Masashi, po co to robisz? - zapytał Akiya, zapinając pas.
- Dowiesz się - odparł Tora.
Shou stał przed blokiem, uśmiechając się lekko.
- Nie martw się, zaopiekuję się nią - Shou uśmiechnął się trochę bardziej. - Sakamoto będzie tylko trochę marudził, że mam już trzy koty, a teraz jeszcze czwarty, ale coś wymyślę.
- No, to jedziemy - Tora zapiął pasy i odpalił silnik. - Aki, nie śpij.
- A co innego mi zostało? - zapytał Akiya, przymykając oczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)