Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: To dlatego, że obaj popylali w bezrękawnikach, mają dobrą dykcję angielską i tyle samo wzrostu. I nie palą.
Yo-ichi przeciągnął się leniwie i rozejrzał się po sali prób. Shindy nie zjawiał się na próbach od tygodnia, bo jak zwykle się rozchorował. Takuma nie był z tego powodu zadowolony, ale Kiyozumi zawsze potrafił go uspokoić, kiedy gitarzysta się zdenerwował. Chociaż czy sposób uspokajania Takumy można nazwać "uspokajaniem"? Z tym to by się Yo-ichi trochę kłócił. Fakt faktem, Takuma odmówił odwoływania prób, więc chcąc, nie chcąc, musieli tutaj przychodzić.
Yo-ichiego zastanawiał tylko jeden szczegół związany z chorobą Shindy'ego – dlaczego tym razem nie prosił o pomoc? Chory wokalista Anli Pollicino miał to do siebie, że nie był w stanie nic samodzielnie zrobić i kategorycznie odmawiał pójścia do szpitala, choć bardzo często balansował na granicy życia i śmierci.
- Cześć - w drzwiach pojawił się Shindy, omiatając wzrokiem całą salę. - A Takuma i Kiyozumi gdzie?
- Spóźniają się - odparł Masatoshi, przewracając stronę w gazecie. - Znaczy, przyszli tu dawno temu, ale wyszli do sklepu po wodę i zapomnieli wrócić.
- A co u ciebie? - zapytał Yo-ichi, uśmiechając się lekko. - Jak tam zdrowie?
- O wiele lepiej - odparł Shindy, kładąc się na kanapie. - Byłem pod dobrą opieką.
- Przecież nikt z nas do ciebie nie zaglądał, bo stwierdziłeś, że poradzisz sobie sam... - Yo-ichi zmarszczył się nieco.
- Jak ostatnio byłem na próbie, to jak wyglądałem? - zapytał Shindy.
- Jak śmierć na wakacjach - odparł Masatoshi, zamykając gazetę. - Takuma i Kiyozumi chyba już nie przyjdą.
- Jak wracałem z próby, zrobiło mi się słabo, więc usiadłem na trawniku i czekałem, aż mi przejdzie. I nie zgadniecie, kto mnie wtedy znalazł - oznajmił Shindy.
- Nie - Yo-ichi pokręcił głową. - Nie gadaj, że spotkałeś...
- Tak, znalazł mnie Shin - zaśmiał się Shindy.
- Ale serio? TEN SHIN?! - Yo-ichi oparł się o kolana Shindy'ego i spojrzał mu prosto w oczy. - Ten Shin, dla którego napisałeś "Taste me" i "Game of love"? Ten Shin, w którym podkochiwałeś się, jak jeszcze ViViD nie istniało? Ten Shin, który śni ci się po nocach? Ten Shin, przez którego znienawidziłeś Mitsuru? Naprawdę to był ten Shin?!
- Tak - potwierdził Shindy.
- No nie gadaj - Masatoshi wstał z krzesła. - I co?
- I okazał się być troskliwy i opiekuńczy - odparł Shindy. W tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Takuma.
- Shindy! - Takuma rzucił mu się w ramiona. - Jak ja się cieszę, że cię widzę.
- Ludzie, wiecie, o co mu chodzi? - zdziwił się Shindy.
- Hormony mu wariują - wyjaśnił Kiyozumi. - Jak kobiecie w ciąży normalnie.
- On spotkał Shina - Yo-ichi wskazał na Shindy'ego. - Tego Shina.
- CO?! - Takuma odskoczył od Shindy'ego jak oparzony, a Kiyozumi zamrugał tak szybko, że prawie odleciał.
- Serio? - zdziwił się Kiyozumi. - Powiedz, że się dogadaliście, bo chyba własnoręcznie go zabiję.
- Powiedzmy, że oficjalnie jeszcze nie - odparł Shindy.
- A nieoficjalnie? - Yo-ichi spojrzał na niego wzrokiem ciekawskiego szczeniaczka.
- Teoretycznie tak, ale sam już nie wiem - odparł Shindy.
Shin wrócił do domu i zrzucił kurtkę z ramion. Po chwili wyczuł czyjąś obecność.
- Dzięki za klucze, Akihide - powiedział Shindy, opierając się o ścianę. - Ima please, please taste me.
Shin zaśmiał się krótko, przyciągając go do pocałunku.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to jesteś słodki jak czekolada z nadzieniem truskawkowym, Shinya - oznajmił Shin, odgarniając kosmyk włosów z twarzy Shindy'ego, po czym wziął go na ręce. - A teraz idziemy sprawdzić, jak ta moja mdła teoria sprawdzi się w praktyce.
Shindy zaśmiał się cicho, zamykając za nimi drzwi do sypialni. Czasem jednak warto czekać.
The End