Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Do tych, co stwierdzą, że wydarzenia opisane tutaj są trochę niejapońskie :
a) on mu ufa
b) jest chory
c) ten podpunkt odgadnijcie sami.
- Co robisz w moim śnie, Shin?
- To, co zawsze. Śnię ci się po prostu.
- Bardzo mądra odpowiedź.
- Sam ją wymyśliłeś. W końcu jestem tylko wytworem twojej wyobraźni.
- Akihide? Czy jeśli to tylko sen, to mógłbyś mnie pocałować?
- Niby jesteś starszy, a takie słodkie z ciebie uke.
Następnego dnia Shin wracał akurat z próby, gdy po raz kolejny spotkał się z czymś, co można śmiało nazwać znieczulicą ludzką.
Jeśli ktoś siedzi na brzegu trawnika, z twarzą schowaną w dłoniach i wygląda, jakby mu się najzwyczajniej w świecie zrobiło słabo, to się do niego podchodzi i pomaga, a nie omija szerokim łukiem. Zwłaszcza, że Shinowi sylwetka tej osoby wydała się bardzo, bardzo znajoma.
- Wszystko w porządku? - zapytał Shin, kucając przed obiektem zerowego zainteresowania przechodniów.
- Chyba mam omamy - powiedział zdumiony adresat jego pytania, zabierając dłonie z twarzy i spoglądając zaszklonymi oczami na zdziwionego Shina.
- Cześć, Shindy - powiedział spokojnie Shin, uśmiechając się lekko. - Ponawiając pytanie, wszystko w porządku?
- Istniejesz tylko w mojej wyobraźni, czy jesteś tutaj naprawdę? - zapytał Shindy, mrugając z dezorientacją.
- Siedzisz na trawniku, bo coś ci się stało, czy masz takie hobby?
- Kręci mi się w głowie - odparł Shindy po chwili, zamykając oczy.
- To może zadzwonię po pogotowie? - zaproponował Shin, kładąc dłoń na czole Shindy'ego. - Nic dziwnego, że ci słabo. Masz gorączkę i to wysoką.
- Nie dzwoń do żadnego szpitala, bo mnie Takuma zabije - stwierdził Shindy. - On nienawidzi odwoływać prób.
- Prawie jak Reno - Shin uśmiechnął się lekko, obejmując Shindy'ego ramieniem i pomagając mu wstać. - Tak czy inaczej, nie pozwolę, byś siedział na tym trawniku do wieczora, bo rozchorujesz się jeszcze bardziej.
- Wiesz, gdzie mieszkam? - zapytał Shindy.
- Coś mi świta - odparł Shin. - Ale jeśli byś mógł mi przypomnieć, to by było łatwiej.
Kwadrans później znaleźli się przed klatką schodową. Shindy po omacku wyjął klucze z kieszeni kurtki i podał je Shinowi.
- Ja już nic prawie nie widzę - oznajmił, a po chwili usłyszał szczęk klucza w zamku, po czym poczuł, jak stopy odrywają się mu od podłoża.
- Nie obraź się, ale nie sądzę, byś sam był w stanie wejść po schodach - stwierdził Shin, tuląc prawie bezwładnego Shindy'ego do siebie.
- Dlaczego to robisz, Shin? - zapytał słabo Shindy, gdy ten otworzył drzwi od jego mieszkania i zrzucił trampki ze stóp.
- Ponieważ chcę się tobą zaopiekować - wyjaśnił Shin.
- Ale dlaczego? - zdziwił się Shindy, gdy młodszy wokalista położył go na kanapie.
- Gdzie trzymasz termometr? - zapytał Shin, unikając odpowiedzi na pytanie.
- W szafce nad zlewem w takim czerwonym koszyczku - wyjaśnił Shindy, kładąc dłoń na oczach.
- Proszę - Shin podał mu termometr, stawiając na stoliku szklankę wody i jakieś tabletki.
Termometr zapikał po jakiejś minucie. Shin wyjął go z ust Shindy'ego i spojrzał na wyświetlacz.
- Kami-sama - szepnął, czując, jak oblewa go zimny pot. - Jakim sposobem ty jeszcze żyjesz? Shindy?
- Ja chyba zaraz zemdleję - szepnął Shindy, nieobecnym wzrokiem patrząc w sufit. - Shin, patrz, śnieg.
- Teraz masz omamy - stwierdził Shin, podając Shindy'emu tabletkę. - Weź to, to śnieg zniknie. Słyszysz mnie?
- Śnieg - Shindy uśmiechnął się opętańczo, zamykając oczy.
- Nie mdlej mi tutaj - Shin wziął go na ręce, po czym pobiegł do łazienki, otwierając łokciem drzwi. Wszedł do wanny z Shindym na rękach, położył go sobie na kolanach i odkręcił zimną wodę.
- Czemu jestem mokry? - zapytał Shindy po kilku minutach. - Dlaczego ty tu siedzisz?
- Usiłuję zbić ci gorączkę - odparł Shin. - Samemu zrobiło mi się słabo, jak zobaczyłem to 41,9 stopni na wyświetlaczu.
- Ale dlaczego nie dałeś mi po prostu jakiejś tabletki? - zdziwił się Shindy.
- Bo przestałeś kontaktować - wyjaśnił krótko Shin. - Shindy, myślę, że ty musisz iść do szpitala. Miej gdzieś, co myśli Takuma na ten temat. Ja ci nie pozwolę wykończyć się przez widzimisię Takumy.
- Ale dlaczego? - zapytał Shindy.
- Może gdybyś nie był taki rozpalony, to byś się sam domyślił - odparł Shin, wstając, po czym wyszedł z wanny. Pomógł wyjść Shindy'emu i zaprowadził go do pokoju.
Kiedy Shindy leżał już w łóżku, w suchej i ciepłej piżamie, nafaszerowany lekami i okryty kołdrą po sam nos, Shin stwierdził, że powinien już iść. Pożyczywszy od Shindy'ego suche ubrania, poszedł jeszcze tylko do kuchni i przyniósł drugiemu wokaliście wodę.
- Ja już będę się zbierał - oznajmił Shin. Shindy tylko na niego spojrzał. Shin westchnął i odwrócił się. I wtedy stało się coś, czego nie przewidział.
Palce Shindy'ego zacisnęły się na jego dłoni. Wokalista ViViD zachwiał się, kiedy Shindy pociągnął go za rękę i posadził na łóżku.
- Zostań - szepnął Shindy, patrząc Shinowi prosto w oczy.
Shin zamrugał. Czy to możliwe, że to wszystko dzieje się naprawdę?