Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Zhongli&Xiao, Zhongli&Guizhong (one-sided)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, hurt/comfort, angst with happy ending
Seria: "Sun&Wind"/"Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, śmierć postaci, cierpienie fizyczne i psychiczne
Notka autorska: Napisałam fika, w którym Xiao dowiaduje się o śmierci Rex Lapisa i dostaje napadu wspomnień związanych z tym, jak właściwie wyglądały początki ich znajomości. W pierwszej osobie, bo Xiao ma dość podobny charakter do mnie w wielu aspektach, więc było to łatwe.
Już tłumaczę, o co chodzi w temacie oznaczenia serii.
"Breath of the Sun" to seria, gdzie to Aether jest MC. "Light shining through the Ice" to seria, gdzie Lumine jest MC. Ogólnie traktuję to trochę jak dwie oddzielne linie czasowe. Ale niektóre wydarzenia pasują do obu linii, więc będę je oznaczać oboma tagami. Tyle z wyjaśnień, zapraszam do czytania.
Słowa tej młodej, blondwłosej osoby wciąż obijały się o moje uszy.
Rex Lapis... Zamordowany...
Jak to?
To... To niemożliwe...
Musiałem się uspokoić. Musiałem udać, że jestem tylko oburzony. Że wcale mój świat właśnie nie upadł i nie roztrzaskał się o ziemię jak lodowa rzeźba.
Kiedy tylko obie osoby zniknęły mi sprzed oczu, zwłaszcza ta irytująca, mała wróżka, usiadłem na podłodze, oddychając ciężko.
Błagam, nie...
Nie mogłeś przecież...
Schowałem twarz w dłonie, usiłując nie płakać.
Uwolniłeś mnie, Morax. Nadałeś mi imię. A teraz tak po prostu odszedłeś? Bez ofiarowania mi możliwości pożegnania się z tobą?
To nie jest w porządku! Kto śmiał odebrać cię nam wszystkim?! Mnie, Madame Ping, pozostałym...
Zwłaszcza mnie.
Zacisnąłem dłonie w pięści, drapiąc się przy tym po twarzy.
Ktokolwiek to zrobił, zapłaci za to.
* * *
Stałem na jednym ze szczytów i patrzyłem na krajobraz rozciągający się wokół. Madame Ping podeszła do mnie i spojrzała na mnie uważnie.
Starałem się znowu nie płakać, ale i tak moje oczy były zaczerwienione. Serce rwało mi się na kawałki, ale przecież jej tego nie powiem. Nie musi wiedzieć, co czuję. Nie może, czułbym się wtedy upokorzony.
- Widziałam to już - powiedziała nagle Madame Ping, przez co prawie podskoczyłem.
- Co? - spytałem, a wiatr rozwiał mi włosy. - Ten krajobraz? Oglądamy go razem od ponad dwóch tysięcy lat.
- Nie. Chodzi mi o osobę w takim stanie jak ty - odparła, splatając dłonie za plecami. - Kiedy Guizhong umarła, Rex Lapis zachowywał się identycznie. Też starał się ukrywać, że cierpi.
- Pamiętam - przyznałem, zamykając oczy.
Chłodny podmuch owiał mi twarz, przywołując wspomnienia...
* * *
Byłem ranny. Wykończony. Odczuwałem zarówno ból fizyczny, jak i psychiczny. Ale wiedziałem, że ten apodyktyczny, okrutny bóg nie da mi spokoju. Muszę wrócić i dalej wykonywać jego rozkazy.
Krew spływała mi po brodzie, wypływając z moich ust. Zjadłem tego dnia zdecydowanie zbyt dużo snów. Zabiłem zbyt dużo osób...
Nagle poczułem silny zapach kwiatów. Zamrugałem. Ujrzałem buty, a raczej czyjeś stopy. Podniosłem wzrok.
Bursztynowe oczy Rex Lapisa wpatrywały się we mnie, przeszywając mnie na wskroś.
- Yaksha - powiedział spokojnie. - Co ci się stało?
- Nie twoja sprawa - odparłem, wstając z trudem.
Zakaszlałem, zasłaniając usta dłonią. Gęsta krew spłynęła po moich palcach.
- Potrzebujesz pomocy - jego głos był kojący. Mój uśpiony umysł zaczął się nagle budzić z kilkuletniego transu.
- Nie potrzebuję. Wiem, jakie dostałem rozkazy i... - przerwałem, bo zaplułem się krwią.
Znowu.
- Jak ci na imię? - spytał spokojnie, obejmując mnie ramieniem.
Zapach kwiatów stał się jeszcze bardziej intensywny.
- Alatus - odparłem, ledwie stojąc na nogach.
- Twój mistrz został pokonany - oznajmił Rex Lapis, obejmując moje nogi i podnosząc mnie. - Jesteś wyzwolony, Alatusie.
- Wyzwolony...? - powtórzyłem, wtulając się w niego.
Kwiaty... Intensywny zapach kwiatów...
- W baśniach z innego świata imię Xiao odnosi się do mrocznego ducha, który napotkał wielkie cierpienie i trudności. Zniósł wiele bólu. Używaj tego imienia od teraz - powiedział cicho, niosąc mnie w tylko sobie znanym kierunku.
- Przyjąłem... rozkaz... - wyszeptałem, zamykając oczy.
Zapach kwiatów ukołysał mnie do snu.
* * *
Obudziłem się i pierwsze, co zobaczyłem, to młodą kobietę, która przemywała mi czoło mokrą szmatką.
- Och, ocknąłeś się w końcu? - spytała, uśmiechając się czule. - Na imię mi Guizhong. Powiadomię Z... Znaczy, Moraxa, że jesteś przytomny.
Kobieta wstała i wyszła z pokoju. Usiadłem na łóżku, poruszając się z niemałym trudem.
Też pachniała kwiatami, ale słodszymi, o wiele słodszymi. To nie był tak intensywny, wręcz gorzki zapach, jak wtedy, gdy...
Rex Lapis wszedł do środka. Uśmiechał się, idąc w moim kierunku. Jego bursztynowe oczy były wręcz radosne.
Słodko-gorzki, intensywny zapach kwiatów znów wlał się do mojego umysłu. Pomyślałem wtedy, że mógłbym dla niego umrzeć. Nie dla zapachu, dla Rex Lapisa. Dla Moraxa. Boga Kontraktów.
- Jak się czujesz, Xiao? - spytał. Jego głos był taki kojący, spokojny, ciepły... Głęboki jak studnia po ulewnym deszczu...
- Bywało lepiej - odpowiedziałem, wpatrując się w swoje dłonie.
Dopiero teraz zauważyłem te wszystkie bandaże.
- Opatrzyliście mnie? - zdziwiłem się.
- Owszem - Rex Lapis położył dłoń na mojej głowie. - Miałem nic nie robić, byś mógł się wykrwawić?
- Jestem maszynką do zabijania - odparłem. - Mordowałem. Zjadałem sny. A ty mi pomagasz...?
Rex Lapis jedynie pokręcił powoli głową.
- Byłeś - powiedział dosadnie. - Alatus był. Xiao jest adeptem. Moim yakshą. Od dzisiaj będziesz chronił, nie niszczył. Rozumiesz?
Rozumiałem. Tak samo, jak to, że w moim zamarzniętym umyśle na gałęziach drzew zaczęły się pojawiać pąki kwiatów.
- Tak - potwierdziłem, a Rex Lapis pogłaskał mnie po głowie.
- Zdrowiej - powiedział, pochylając się. Cmoknął mnie w czoło i odszedł.
A razem z nim zniknęła intensywna woń kwiatów...