Uniwersum: Aoishiro
Pairing: Syouko&Yasumi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst
Ostrzeżenia: spoilery do gry, śmierć postaci
Notka autorska: Ending VII (Yasumi's fourth bad ending).
Mój własny ojciec mnie zabił, mamrocząc przy tym, że w taki sposób kończy linię rodu Nekata. I coś tam jeszcze, że to dla większego dobra.
Stałam więc, patrząc na moje ciało pozbawione głowy, jak ojciec bierze je na ręce i wynosi z sanktuarium.
Na całe szczęście zdążyłam chociaż uratować Syouko-senpai...
- Yasumi - usłyszałam jej głos i odwróciłam się.
Była naga. Światło bijące od wody prześwitywało przez nią.
Była duchem.
Tak jak ja.
- Syouko-senpai! - zawołałam, podfruwając do niej. - Co się stało? Dlaczego nie żyjesz?!
- Zrobiłam, jak mi kazałaś - stwierdziła, ujmując moje dłonie w swoje. - Wróciłam. Szłam sama, płacząc i zastanawiając się, dlaczego w ogóle się na to zgodziłam. Po co to wszystko? Byłam już w połowie drogi, kiedy mouryou złapało mnie za kostkę. Wciągnęło mnie pod wodę i...
Syouko-senpai spojrzała mi w oczy.
- Przepraszam, Yasumi - powiedziała cicho. - Myślę, że... Podejrzewam...
Przymknęła powieki.
- Utopiłam się - oznajmiła. - Pamiętam, że było ciemno i że nie mogłam oddychać. Pamiętam, że próbowałam się wyrwać z objęć tego mouryou, ale mi nie wyszło. Wybacz mi, Yasumi. Poświęciłaś się dla mnie, a teraz obie jesteśmy martwe...
Puściła mnie.
- Masakra... - mruknęła.
- To moja wina, Syouko-senpai! - zawołałam, łapiąc ją za ramiona. - To moja wina! To przeze mnie tu jesteśmy! Chciałaś mnie uleczyć, pomóc mi...
Zaczęłam szlochać, ale łzy nie płynęły.
Byłam duchem.
Syouko-senpai przytuliła mnie do siebie. Jej ciało było zimne.
Ach, no tak.
Nie miała ciała.
- Przepraszam, że wam przerwę - usłyszałyśmy głos i odwróciłyśmy się. - Ale kim jesteście i co tu robicie?
Stała przed nami niska kobieta. Naprawdę niska, niższa chyba nawet od Momo-chan. Miała białe włosy, które lśniły w taki sposób, że wydawały się nieco kremowe. Jej prawe oko było czerwone, lewe pozostawało zamknięte.
- Oni? - Syouko-senpai zacisnęła palce na mojej dłoni.
- Nazywasz mnie "oni"? Cóż, to prawda. Nie jestem człowiekiem od dawna - uśmiechnęła się nieco złowieszczo. - Ale jeśli ja jestem oni, to kim jesteście wy?
- Umarłyśmy - odparła Syouko-senpai. - Zamordowano nas.
- Och? - kobieta podeszła do nas i przyjrzała się nam. - Cóż, wygląda na to, że nie jestem w takim razie w stanie wam pomóc. Ale możecie mi powiedzieć, kto to zrobił. Zajmę się tym.
- Mój ojciec, Nekata Munetsugu - odparłam. Kobieta westchnęła.
- Wiedziałam, że wydawał mi się podejrzany - przeczesała palcami długie włosy upięte w kitkę.
- Mnie pod wodę wciągnęły mouryou - dodała Syouko-senpai. - Myślę, że zostały wysłane przez niego.
Kobieta zmierzyła ją wzrokiem.
- To na pewno były mouryou? - spytała.
- Tak.
- Czyli on tu jest - zrozumiała kobieta. - Ba Rouryu, jeśli się zastanawiacie, o kim mówię. Radzę wam opuścić to miejsce, nawet dusze nie są tutaj bezpieczne.
- W takim razie... Jak się pani nazywa? - spytała Syouko-senpai. Kobieta spojrzała na nią lekko zaskoczona.
- Możesz na mnie mówić Kohaku - przedstawiła się. - A wy?
- Osanai Syouko i Aizawa Yasumi.
- Ach tak - Kohaku-san oparła się o swój miecz. - Chciałaś mnie o coś poprosić, panienko?
- Chcemy się przenieść - Syouko-senpai spojrzała na mnie. - Na drugą stronę. Prawda?
- Prawda - potwierdziłam.
- Mogę wam pomóc - przyznała Kohaku-san, unosząc swój miecz. - Onikiri w taki sposób by was wymazało z egzystencji, ale moja broń nie jest zwykłym ostrzem, tak jak i ja nie jestem zwyczajną kobietą. Żegnajcie, Syouko i Yasumi.
Miecz ze świstem przeciął powietrze. Poczułam, jak przeszedł przez moją i Syouko dusze.
Rozpłynęłyśmy się ze Syouko-senpai w powietrzu.
Zobaczyłam jasne, oślepiające światło.
I poczułam się lekka. Jakbym mogła wzlecieć ponad chmury i dotknąć słońca.
The end