Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

środa, 28 kwietnia 2010

Tragedy

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: angst, AU
Ostrzeżenia: śmierć
Notka autorska: To opowiadanie zostało napisane dla ofiar katastrof samolotowych, choć najbardziej dla tych, którzy zginęli 10 kwietnia. Jest również dedykowane bliskim ofiar, jak i wszystkim czytelnikom.


  Nie pamiętam, co działo się przed katastrofą. Kojarzę tylko szczegóły. Krzyki, panikę, pilota każącego nam zachować spokój. Nie pamiętam, co dokładnie się stało. Dlaczego samolot spadł? Może ty odpowiesz mi na to pytanie? Ty byłeś jakoś bardziej opanowany ode mnie, więc powinieneś to wiedzieć.
Jedyne, co teraz wiem na pewno, to to, że leżę na ziemi. Nie wiem, gdzie jestem, ale jest tu strasznie ciemno, a mnie boli nawet najmniejsza część mojego ciała. Otwieram oczy, choć praktycznie nie mam sił. Nie jest jednak tak ciemno, jak mi się zdawało. W końcu odszukuję cię wzrokiem. Leżysz jakieś dwa metry ode mnie. Nie wiem, czy żyjesz, czy jesteś nieprzytomny, wiem tylko tyle, że muszę się do ciebie dostać. Gdy w końcu mi się to udaje, choć przysporzyło mi to wiele bólu i wysiłku, łapię cię w panice za rękę. Drgnąłeś, to dobry znak. Znaczy, że żyjesz. Otwierasz powoli oczy i patrzysz na mnie takim martwym wzrokiem. Leżymy tak przez chwilę i, być może, wyobrażamy sobie tylko swój obraz, bo wątpię, żebyśmy wyglądali tak, jak siebie widzimy. Wiem, że na pewno jesteś ciężko ranny, poobijany i pokaleczony, ale tego nie widzę. Ty na pewno też nie widzisz moich ran. Siły w końcu mnie opuszczają, więc kładę głowę na ziemi i zamykam oczy. Po chwili czuję, jak uścisk twojej ręki rozluźnia się. Słyszę, jak twój oddech zwalnia, aż w końcu ustaje. A ja czuję straszne zmęczenie i silny ból. W końcu poddaję się. Ogarnia mnie błogi spokój, potem otacza ciemność. I nagle widzę światło. Piękne, śnieżnobiałe światło. I ciebie wyciągającego do mnie rękę.
 - Chodź - mówisz takim spokojnym, ciepłym głosem, uśmiechając się przy tym lekko.
Wyciągam rękę i chwytam twoją dłoń. Wtedy do mnie dociera – umarliśmy. A ty na mnie poczekałeś. I teraz zostaniemy razem. Na zawsze.


The end

wtorek, 27 kwietnia 2010

"Deszcz jest ukojeniem dla duszy" IV

Zespół: Kra
Pairing: Keiyu&Mai
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Niektórzy są bardzo domyślni, prawda?



Dwa dni później Keiyu głowa już nie bolała, więc udał się na próbę. Szedł pieszo, bo musiał przemyśleć kilka spraw, a spacer mu w tym pomagał. Zastanawiał się, dlaczego Mai tak dziwnie się zachowywał. Zawsze był opanowany i spokojny, nie licząc koncertów oczywiście. A dwa dni temu był rozkojarzony po przeczytaniu tekstu nowej piosenki, a potem przestraszył się o wiele bardziej od reszty, jak Keiyu zemdlał. I na każde słowo o nim zastygał w bezruchu. Zawieszał się jak komputer, który ma zbyt duży problem do rozwiązania. Problem... Mai i problemy... Nie, Mai nie ma problemów. Jedynym problemem Maiego jest połowa jego zespołu, czyli Keiyu i Yasuno. Chociaż na Yasuno wkurzają się wszyscy, a Mai...
 - Zaraz, on zachowuje się tak już dłużej - Keiyu przystanął, bo wszystkie elementy układanki zaczęły składać mu się w całość. Mai od dawna zaczął bronić Keiyu przed Yasuno, który zawsze patrzył na niego z góry (dosłownie i w przenośni). „Zacinał” się przy każdym nawet delikatnym uśmiechu wokalisty, geście, stwierdzeniu, które było tylko trochę dwuznaczne. I bał się do niego podejść, dotknąć, zawsze zachowywał tzw. „bezpieczną odległość”.
 - Ale to jest niemożliwe - stwierdził Keiyu. - To przecież nie jest możliwe. Chociaż może...
Wszedł do sali prób. Zespół spojrzał na niego podejrzliwie.
 - Jak nam dzisiaj zemdlejesz, to przywiążemy cię do łóżka - stwierdził Yasuno.
 - Spokojnie, nic mi nie jest - odparł Keiyu.
 - Nic mu nie jest? - Yasuno spojrzał na Yuhrę. Basista kiwnął tylko głową. - Okej, to chyba nie przywiążemy cię do łóżka.
 - Hide, przestań z tym łóżkiem - stwierdził Keiyu i spojrzał na Maiego. Gitarzysta już dawno przestał na niego patrzeć. Teraz zamyślony spoglądał przez okno. Keiyu podszedł do niego. - Mai, coś się stało?
Mai drgnął. Spojrzał na Keiyu. I znów się „zawiesił”. Wokalista chyba po prostu był za blisko. W tym momencie obaj usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi. Na klucz.
 - Co jest? - Keiyu odwrócił się momentalnie. - Oni powariowali czy co?
 - Zabiję jednego i drugiego - wyszeptał Mai. - To na pewno pomysł Yasuno - powiedział już trochę głośniej. Dalej jednak siedział w bezruchu, bojąc się wstać.
 - Mai, ja mam takie pytanie - Keiyu spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Czemu ty się tak dziwnie zachowujesz?
 - Ja? Dziwnie? Zdaje ci się - odparł Mai.
 - Na pewno? - Keiyu przybliżył się do niego. Mai po raz kolejny zastygł.
 - Tak, nic mi nie jest - odparł po chwili. - A mógłbyś się trochę odsunąć?
 - Ale po co? - spytał Keiyu, kładąc dłonie na oparciu krzesła i pochylając się nad gitarzystą. - Wytłumacz mi, bo nie rozumiem.
 - Keiyu...co...ty...robisz? - wydukał Mai, z trudem łapiąc oddech.
 - Czego ty się boisz, Mai? - spytał Keiyu, patrząc gitarzyście prosto w oczy. - Boisz się miłości, prawda?
 - Ja...ty...o...co...ci...chodzi? - spytał Mai, próbując odsunąć się od Keiyu.
 - Mai, przestań udawać, bo ci to nie wychodzi - stwierdził Keiyu i zabrał dłonie z oparcia krzesła. Ujął delikatnie twarz Maiego w dłonie i pocałował go. Tak po prostu, by w końcu przestał się bać.
Keiyu odsunął się od Maiego i uśmiechnął się lekko. Wyjął z kieszeni wsuwkę do włosów i podszedł do drzwi.
 - A teraz coś ci pokażę - oznajmił zaskoczonemu Maiemu. Włożył wsuwkę do zamka od klucza i przekręcił kilka razy, po czym otworzył drzwi. Zdążył zobaczyć tylko dwie sylwetki uciekających kolegów. - W liceum włamywałem się do szafek kolegów i kradłem im ciastka. Nie, ja nie jestem święty. Ale tobie nic nie zrobię, jeśli nie będziesz tego chciał.
 - A ci co tak biegną? - zapytał Isshi, który widział uciekających Yasuno i Yuhrę.
 - Chyba się mnie boją - udał zastanowienie Keiyu. - A i nie musisz jutro po mnie przyjeżdżać.
 - Naprawili ci samochód? - dopytał się Isshi.
 - Nie, ale mogę już spokojnie „tańczyć wśród kropel deszczu” - odparł Keiyu i wyszedł z sali prób.
 - A, Isshi, powiedz woźnemu, żeby zamknął drzwi, okej? - powiedział Mai, wychodząc z sali, i pobiegł za Keiyu.
 - No nareszcie - stwierdził Isshi, widząc tę „scenkę”. - Hej, Kousuke i Mai w końcu się zeszli! - zawołał, wchodząc do swojej sali prób.

The end

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

"Deszcz jest ukojeniem dla duszy" III

Zespół: Kra
Pairing: Keiyu&Mai
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Gorączka może sprawić, że stracisz przytomność. Tego też nie wiedział.







 - Keiyu? - dobiegało do niego z bardzo daleka. Jakby zza światów. Zamrugał. Zobaczył nad sobą Yasuno i Yuhrę. Obaj patrzyli się na niego ze strachem. Mai stał trochę dalej, ale Keiyu mógł jednak dostrzec jego przerażoną minę.
 - Co się stało? - spytał Keiyu po chwili.
 - Zemdlałeś - odparł Yasuno. - A mikrofon tak dramatycznie poturlał się po podłodze. Gdybyś ty widział minę Maiego... - przerwał, bo wyżej wymieniony uderzył go w głowę, po czym podał Keiyu szklankę wody.
 - Yasuno, zamknij się - stwierdził Mai i oparł się o ścianę.
 - Kontynuując - Yasuno nie dawał za wygraną. - Mai zamarł z gitarą w rękach na jakąś sekundę, po czym zdjął ją, wziął cię na ręce i położył na kanapie. I nie za bardzo wiedział, gdzie ma się podziać. I co dalej robić. My nawet nie zdążyliśmy zareagować. Chociaż nie byliśmy aż tak przerażeni, jak nasz kochany lider... - Yasuno znowu dostał w głowę.
 - Z kim ja muszę pracować - załamał się Mai i nalał sobie wody do szklanki. - Jedyny Yuhra jest normalny.
 - Ja? A niby czemu? - zdziwił się Yuhra.
 - „Tak, rzeczywiście, normalni ludzie oburzają się na wieść, że są normalni” - pomyślał Keiyu.
 - Bo ty nie udajesz, że „głowa tylko trochę cię boli”, a potem teatralnie nie mdlejesz mi na próbie. Ani nie gadasz jak najęty, wiedząc, że twój kolega przed chwilą zemdlał z powodu bólu głowy. I nie strasz mnie tak więcej, okej? - zwrócił się do Keiyu.
 - Ty się o mnie martwisz? - zdziwił się Keiyu. Mai zastygł na chwilę ze szklanką przy ustach.
 - Tak, bo jak zachowujesz się jak Tora i nie mówisz nam o wszystkim, to muszę się martwić - odparł po chwili. - W końcu jestem liderem, nie?
 - No tak, rzeczywiście - przytaknął Keiyu.
Yasuno i Yuhra wymienili porozumiewawcze spojrzenia tak, by pozostała dwójka tego nie zauważyła.
 - To może, jeśli tak bardzo martwisz się o naszego wokalistę, odwieziesz go do domu? - zaproponował Yasuno. Mai zakrztusił się wodą.
 - Ja? Jego? Do domu? Odwieźć? - wydukał, gdy już przestał się krztusić.
 - Tak - stwierdził Yasuno. - Bo wiesz, my przyszliśmy pieszo. Wtedy jeszcze nie padało.
 - Tak - odpowiedział Mai. - Keiyu, możesz sam iść, czy mam ci pomóc?
 - Nie no, niech się chłopak nie przemęcza, weź go na ręce i zanieś do samochodu - odparł Yasuno. Mai zabił go wzrokiem.
Zanim dojechali na miejsce, Keiyu zasnął. Mai zastanawiał się, dlaczego, jeśli wokalista się tak źle czuł, przyszedł na próbę? Nie rozumiał. Siebie też nie rozumiał. Bo jaki normalny człowiek szuka w tekście piosenki podtekstów na swój temat? No chore, po prostu chore.
Wyjął delikatnie klucze z kieszeni Keiyu. Tym razem naprawdę musiał zanieść wokalistę aż do samej sypialni, bo za nic nie chciał go budzić. Wyszedł, zamykając drzwi tylko na górny zamek, który dało otworzyć się od wewnątrz. Stwierdził, że klucze odda Keiyu jutro. A teraz niech śpi. Niech odpocznie. Z dala od niego, bo pod jego opieką nie czułby się bezpiecznie...

niedziela, 25 kwietnia 2010

"Deszcz jest ukojeniem dla duszy" II

Zespół: Kra
Pairing: Keiyu&Mai
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Chodzenie po deszczu może sprawić, że się rozchorujesz. On tego nie wiedział.


Leżał na łóżku. Strasznie bolała go głowa. Wziął już chyba ze trzy tabletki, może więcej, nie pomagały. W tym momencie usłyszał pukanie do drzwi. Zwlókł się z łóżka i pospiesznie założył buty. W locie złapał kurtkę i otworzył drzwi.
 - Hej - w drzwiach stanął Isshi. - Coś się stało, Keiyu? - spytał, patrząc na jego niemrawą minę.
 - Głowa mnie boli, ale mi przejdzie - Keiyu machnął ręką i wziął z szafki teczkę. Zamknął drzwi. Odkąd samochód po raz piąty mu się zepsuł, a on w końcu oddał go do innego mechanika, Isshi podwoził go na próby. Ten dzień nie zapowiadał się dobrze. Ale na szczęście znowu padał deszcz, więc nie było aż tak źle.
Isshi rozłożył parasol. Trochę zmartwiony spojrzał na Keiyu. Fakt, że jego przyjaciel się nie uśmiechał, nie był dobrym znakiem. Wsiadł do samochodu, rozmyślając nad tym.
 - „Gdyby tak kazać zostać Keiyu w domu... Ta, jasne, on akurat kogoś posłucha” - pomyślał Isshi.
 - Hej, Keiyu - Nao odwrócił się do niego. - A ty co taki smutny?
 - Głowa go boli, zostaw go - Isshi odwrócił Nao w swoją stronę.
 - To nie powinien zostać w domu? - zdziwił się Nao.
 - Sam go przekonaj, jak taki mądry jesteś - odparł Isshi.
 - Aha, rozumiem - Nao zamyślił się. Trochę to dziwne, ale zrozumiałe. No, powiedzmy, dla niektórych.
Dojechali. Nao podał Keiyu parasol, a sam wziął drugi i schował się z Isshim. Keiyu nigdy nie miał w domu parasolki, bo po co mieć coś takiego, jeżeli lubi się moknąć? Wszedł do sali prób. Yasuno siedział, bawiąc się pałeczkami i zacieszając na potęgę, Yuhra gapił się gdzieś w dal, a Mai... w tym akurat momencie patrzył prosto na niego.
 - Dobrze, że jesteś. Yasuno już myślał, że się utopiłeś - uśmiechnął się delikatnie.
 - Coś się stało? - spytał Yuhra. Tak, on zawsze zwracał uwagę na wszystkie rzeczy, które nie są normalne. Reakcje Keiyu na każdy gest Maiego też dawno już zauważył.
 - Nie, nic. Głowa mnie tylko trochę boli, ale mi przejdzie - stwierdził Keiyu i podszedł do stolika. - Napisałem coś wczoraj, tu macie tekst, a tu nuty - rozdał reszcie zespołu kopie utworu i usiadł na kanapie. Reszta popatrzyła na niego z lekkim zdziwieniem.
 - Nuty - powtórzył Yasuno. - A od kiedy ty piszesz muzykę?
 - Ty też nie robisz zbyt dużo. Ja chociaż piszę teksty - odparł Keiyu.
 - Ładne - stwierdził po dłuższej chwili Yuhra. - Nie, Mai?
Mai otrząsnął się jakby z zamyślenia. Przez piosenkę przewijały się dwa motywy: deszczu i tańca*. To było dość zastanawiające, przynajmniej dla niego.
 - Tak, ładne - odpowiedział na pytanie. - Przećwiczmy to - zadeklarował.
Keiyu wstał z kanapy. Zagrali nową piosenkę, potem chyba jeszcze ze dwie inne. A na trzeciej Keiyu nagle urwał się film.




*Znak kanji, którym podpisuje się Mai, oznacza "Taniec". Czyż to nie zastanawiające?

sobota, 24 kwietnia 2010

"Deszcz jest ukojeniem dla duszy" I

Zespół: Kra
Pairing: Keiyu&Mai
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Ja też lubię moknąć. Jak idę do domu i nigdzie nie muszę wychodzić. Jak idę do szkoły, to nie lubię.




Deszcz. Zjawisko atmosferyczne, które jednych denerwuje, a innych uspokaja. Choć rzadko kto lubi moknąć. Ale znajdą się i tacy. On właśnie do nich należał. Szedł, brnąc w kałuże i zupełnie nie zważając na fakt, iż normalni ludzie wzięliby chociaż parasol, założyli kaptur na głowę, czy zrobili cokolwiek innego, by ochronić się przed deszczem. Drobne krople spływały po jego jasnobrązowych włosach i lekko pyzatej twarzy. Jego czarne jak wieczorne niebo oczy spoglądały na lejący się z chmur deszcz. W dłonie, o długich, delikatnych palcach, próbował złapać jak najwięcej kropel, choć sam nie wiedział, dlaczego.
 - Deszcz jest ukojeniem dla duszy - powiedział do siebie. - To się nadaje do tekstu piosenki - zaśmiał się cicho, po czym wszedł do jakiegoś baru. Wyjął z kieszeni telefon i zaczął pisać, nie zwracając uwagi na zdziwione miny klientów i obsługi. Gdy tekst był już skończony, schował telefon, uśmiechnął się lekko i poszedł do domu.
Przekręcił klucz w zamku. Wszedł do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Zdjął z siebie przemoczone rzeczy i założył suche. Zaparzył sobie herbatę i wyjął telefon z kieszeni. Przepisał tekst i zapisał plik na komputerze. W głowie zaczęła układać mu się muzyka, co nie zdarzało mu się często. Zapisał ją od razu, szybko, bez namysłu, by nic mu nie umknęło. Spojrzał na nuty i uśmiechnął się lekko.
 - Ciekawe, jak to brzmi? - zastanowił się, po czym wyjął z szafy gitarę akustyczną. Zagrał ową piosenkę, cicho nucąc sobie słowa. Utwór był spokojny i melodyjny, ale było w nim coś takiego, że nie można byłoby przy nim zasnąć. Miał taką dziwną atmosferę. Spodobał mu się. Uśmiechnął się lekko. Ciekawe, czy reszta zespołu podzieli jego zdanie?
Wieczorem położył się do łóżka i skulił do pozycji embrionalnej. Zawsze tak spał. Myśląc o deszczu, który nadal stukał w żelazny parapet, o jutrzejszym dniu i o dzisiaj napisanej piosence, zatopił się w marzeniach sennych.
 - „Tańcząc wśród kropel deszczu, wciąż myślę o Tobie” - wyszeptał słowa nowego utworu przez sen i skulił się jeszcze bardziej. Ciekawe, czy mówił o kimś konkretnym, prawda?

piątek, 23 kwietnia 2010

Nawet w obliczu tragedii...

Opowiadanie
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: kryminał
Ostrzeżenia: sceny przemocy
Notka autorska: Ów twór jest napisany w tak dziwny sposób, bo taki był zamysł. I nie mam pojęcia, co też ta dziewczyna mu zrobiła. I dlaczego. Fakt faktem, domyślcie się sami, o kim to. Podpowiedzi są wszędzie.




Nienawiść w jej oczach. Niezrozumienie. Komórka rozdeptana obcasem. I okropny ból. Przeszywający. Krew na palcach. Powoli oddalające się kroki. Krzyk przechodnia. I głos. Głos tak dobrze znany i kochany.
 - Nie umieraj.
Perfumy. Te same, które o poranku budzą go ze snu, gdy wchodzi do studia. A teraz usypiają, gdy ogarnia go ciemność.
Jasne światło jarzeniówki. Biały sufit. Maska tlenowa na ustach. Jasnobrązowe włosy rozsypane na poduszce. Palce zaciśnięte na jego dłoni. Ręka ściągająca maskę z ust. Ciemnobrązowe włosy rozsypane na kołdrze. Zamknięte oczy i sen. Sen niespokojny, pełen strachu. Delikatne, długie palce gładzące ciemnobrązowe włosy. Otwarte oczy. I zaspany uśmiech.
 - Obudziłeś się.
 - Tak. Gdzie ja jestem?
 - W szpitalu. Ktoś cię napadł.
 - Nie. Ktoś próbował mnie zabić.
Przerażenie w oczach. Niezrozumienie. Niewiedza.
 - Dlaczego?
 - Sam chciałbym wiedzieć.
 - Lekarze mówią, że z tego wyjdziesz. Wszystko będzie dobrze.
 - Wiem.
 - Skąd?
 - Przecież jesteś tu ze mną.
Uśmiech. I pocałunek. Bo nawet w obliczu tragedii, miłość pozostaje.


The end

czwartek, 22 kwietnia 2010

Zima

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 14+
Gatunek tekstu: komedia?
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: To miało być trochę dłuższe, ale nie mogłam wymyślić zakończenia, więc zostawiłam to w takiej formie. Stwierdziłam, że oni nie mogą mieć kryzysu, bo są zbyt śliczną parą, by coś było między nimi nie ten. Więc sorry, Nishi, że ci pomieszałam. Chciałam tu pokazać, że niektórzy bardzo dobrze znają swoich kolegów, bo wiedzą, jakich reakcji mogą się spodziewać w pewnych sytuacjach, a Nao wcale nie jest taki święty, jak się wszystkim wydaje (po ostatniej sesji mam pewne wątpliwości, czy on kiedykolwiek miał coś wspólnego ze świętością). Wiem, że fik z deczka nie na temat, ale pisałam go zimą i dlatego mamy tu do czynienia ze śniegiem i takimi tam duperelami.

Zima jest fajna do pewnego momentu. To znaczy do momentu, gdy temperatura spada poniżej - 20 stopni, a ty nie możesz pojeździć sobie na deskorolce, tylko musisz odśnieżyć chodnik. I wcale ci to nie pasuje.
Tora stanął z łopatą w ręku na schodkach. Zabił wzrokiem ogromne zaspy białego puchu i zaczął się zastanawiać, dlaczego nie mógłby po prostu przeczekać zimy w domu, z Akiyą, siedząc w fotelu i pijąc gorące kakao. A no tak. Jest gitarzystą, a Nao nie lubi odwoływać prób. No chyba, że on albo Hiroto są chorzy, lub gdy nie może wstać z łóżka, bo ma kaca. Los jest okrutny.
Gdy był już w połowie drogi do furtki, stało się coś, czego Tora przewidzieć nie mógł. Gitarzysta pośliznął się i wylądował na chodniku. I gdy myślał, że nie może być gorzej, okazało się, że jednak może. Gdy próbował wstać, poczuł okropny ból w kostce. Doczłapał się jakoś do schodków i, sądząc po mocno spuchniętej kończynie dolnej, stwierdził, że przez durną zimę skręcił sobie kostkę. No super. Nao na pewno się ucieszy.
 - Co zrobiłeś?! - wrzasnął mu Nao do słuchawki, gdy Tora podzielił się z nim nowiną.
 - Skręciłem kostkę - powtórzył Amano z udawanym spokojem. Akiya, który właśnie przywiózł go od lekarza, uśmiechnął się lekko złośliwie. Wiedział, że Nao nie da teraz Torze spokoju do końca życia. Swojego albo Tory.
 - Nao sobie teraz pogada - stwierdził szeptem.
 - Wiem - przytaknął Tora i dalej słuchał monologu Nao, traktującego o przymusie odwołania wywiadów, sesji i prób.
 - A tak właściwie, to jak ty to zrobiłeś? - spytał Nao, uspokajając się na chwilę.
 - Pośliznąłem się przez przypadek, odśnieżając chodnik - odpowiedział Tora.
 - Przez przypadek! - zawołał Nao. - Jakiego to ja mam utalentowanego gitarzystę! Przez przypadek skręcił sobie kostkę. Może jeszcze mi powiesz, że przez przypadek ty i Akiya się zeszliście, co?
 - No samochód to mi się sam zepsuł...
 - Ale do nas nie dzwoniłeś. Od razu zadzwoniłeś do "powodu spóźniania się na próby" - odparł Nao. Akiya, który słyszał każde wypowiadane przez Nao słowo, zastygł na chwilę ze zdziwienia.
 - Nao...
 - Dobra, ja idę odwołać te wywiady - Nao rozłączył się, pozostawiając Torę na łasce zabójczego spojrzenia Akiyi.



The end

środa, 21 kwietnia 2010

Zabiorę Cię, właśnie tam...

Opowiadanie
Dozwolone od: 13+
Gatunek tekstu: angst
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: Fragmenty tekstu pochodzą z utworu "Zabiorę Cię" zespołu Kancelarya.




Zabiorę Cię...właśnie tam,
Gdzie jutra słodki smak...

 - Śpij już, jutro też jest dzień.
 - Czy jutro będzie słodsze od dzisiejszego dnia?
 - O wiele słodsze, kochanie...

Zabiorę Cię...właśnie tam,
Gdzie Słońce dla nas wschodzi...

 - Ja nie chcę jeszcze wstawać...
 - Ale musimy już iść.
 - Słońce dopiero wschodzi...
 - Ono wschodzi dla nas. By oświetlić nam drogę...

Zabiorę Cię...właśnie tam,
Gdzie wolniej płynie czas...

 - Te chwile, które spędzam z tobą, mogłyby trwać wiecznie.
 - Niestety, czas jest okrutny i bardzo szybko płynie.
 - Mógłby trochę zwolnić. Choć troszeczkę...

Zabiorę Cię...właśnie tam,
Gdzie szczęściu nic nie grozi...

 - Czy nasze szczęście coś kiedyś zepsuje?
 - Myślę, że ja.
 - A to czemu?
 - Bo już nie chcę brać w tym szczęściu udziału...



The end

wtorek, 20 kwietnia 2010

Anime

Zespół: Alice Nine, Gazette
Pairing: Nao&Hiroto, Ruki&Uruha
Dozwolone od: 13+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: Przyszło mi to do głowy, gdy czytałam sobie archiwum mojego gg. Początek tego tekstu wymyśliłam z Nishi i Haną.

Uruha i Hiroto siedzieli i oglądali "Dragon Ball". Obok stali załamani Ruki i Nao.
 - Idziemy się upić na śmierć? - spytał Ruki.
 - Okej, tylko jak zacznę mówić po angielsku, to się nie dziw - Nao uśmiechnął się lekko i spojrzał z niedowierzaniem na Hiroto.
 - Wezmę translator - stwierdził Ruki i wyszedł za Nao z domu.
Hiroto i Uru dalej oglądali to anime, a tam scena, w której bohater wchodzi do podejrzanego pomieszczenia.
 - Nie! Nie idź tam! Oni cię zabiją! - zawołał Hiroto.
 - Stój! Stój! - krzyknął Uru. W tym momencie bohater umarł. Obaj się rozpłakali.
Ruki i Nao wrócili po godzinie. Uruha i Hiroto nadal byli zrozpaczeni po stracie bohatera.
 - Why? Why? Why? - załamał się Nao.
 - Koniec bajki. Czas spać - Ruki wziął pilota do ręki i wyłączył telewizor.
 - Matsumoto, oddaj pilota. Jesteś pijany i nie wiesz, co robisz - wycedził Uru.
 - Wypiłem tylko jedno piwo, a ty ile, oglądając tę bajeczkę?
 - To nie jest bajka - oburzył się Hiroto.
 - You must relax, Hiroto - Nao pogłaskał Hiroto po głowie.
 - Upiłeś się, Murai? - spytał Hiroto.
 - Yes - przytaknął Nao i zachwiał się lekko.
 - Uru, musimy przestać oglądać "Dragon Ball", bo przestanę rozumieć moje koi - stwierdził Hiroto.
 - Ty musisz, ja nie - odparł Uru. Ruki zabił go wzrokiem. - No dobra, tylko wtedy, gdy ciebie nie będzie w pobliżu.
 - I tak ma być - Ruki uśmiechnął się szeroko i wypchnął Nao i Hiroto za drzwi.
 - Uru dostanie teraz karę, nie? - zapytał Hiroto.
 - Very, very big - odparł Nao i oparł się o jego ramię.

THE END

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Barierka II

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 13+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: Dokładna data to 16 sierpnia 2005 roku.




Przyjechali do klubu Geijutsu Souzou Center w Nagoyi. Nao postanowił zwiedzić budynek. Podczas swojej wędrówki znalazł się na balkonie. Z tego miejsca scena była idealnie widoczna. Teraz nikogo tu nie było, bo wszyscy techniczni poszli po sprzęt, a reszta zespołu miała inne zajęcia. Izumiego chyba malowali, Isshi próbował się rozśpiewać, Akiya i Shin mieli jakieś problemy ze strojami... Tylko on, Nao, nudził się niemiłosiernie.
I wtedy stało się coś, czego Nao nie mógł przewidzieć. Barierka, o którą się opierał, pękła i spadła na dół, zabierając basiście podparcie. Nao stracił równowagę i pewnie podzieliłby los barierki, gdyby nagle ktoś go nie złapał.
Gdy Isshi posadził wciąż trzęsącego się Nao na krześle, nie było wiadomo, kto jest bardziej przerażony – poszkodowany czy jego wybawca.
 - Kami, Nao, ja cię proszę, nie strasz mnie tak więcej - powiedział Isshi roztrzęsionym głosem.
 - Dzięki za ratunek - wykrztusił Nao, gdy już odzyskał zdolność mówienia.
 - Kami, jak ja sobie pomyślę, co by było, gdybym tu nie przyszedł... - Isshiemu załamał się głos. - Ja nie mogę cię stracić, bo gdyby coś ci się stało... Ja nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Za bardzo mi na tobie zależy, Yamada.
 - Isshi... - zaczął Nao, ale wokalista zamknął mu usta pocałunkiem, a potem go przytulił.
I gdy tak siedzieli wtuleni w siebie, Nao coś usłyszał.
 - Słyszałeś? - spytał i wstał. Isshi spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
 - Co jest? - zdziwił się, ale Nao uciszył go ręką i po cichu podszedł do drzwi. Nacisnął klamkę i otworzył je z impetem. Zza drzwi wypadli dwaj gitarzyści. Isshi zrobił wielkie oczy ze zdumienia.
 - Widzisz, Shin, mówiłem, że się dogadają - odezwał się Akiya.
 - Oni wszystko... Wy wszystko... Ja was zabiję! - Isshi chciał się na nich rzucić, ale Nao powstrzymał go ręką.
 - Spokojnie, Shinohara. Gitarzyści są nam potrzebni - stwierdził basista. - A poza tym, ile ty masz lat, by się aż tak irytować o to, że ktoś cię podsłuchiwał? Piętnaście?
 - To samo tyczy się ich - Isshi wskazał na Akiyę i Shina. - Ile oni mają lat, by podsłuchiwać pod drzwiami jak napalone małolaty?
 - W zasadzie, to było trochę niedojrzałe - Akiya podrapał się po głowie. - Ale wiecie, jak się tyle miesięcy czeka, aż ktoś przejrzy na oczy...
 - W pewnym momencie człowiek traci cierpliwość - powiedział cicho Shin. - Chcieliśmy już was zacząć swatać.
 - Tak czy siak, przepraszamy - Akiya skłonił się lekko. Shin podążył w jego ślady.
 - Nie ma za co - Isshi machnął ręką, choć nadal miał trochę naburmuszoną minę. - Idziemy do garderoby?
 - Idziemy - Nao uśmiechnął się czule i splótł swoje palce z palcami Isshiego.
I tak było dobrze.
The end

niedziela, 18 kwietnia 2010

Barierka I

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 13+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: No więc przedawkowałam Kagrrę, i, nie mogąc zasnąć do trzeciej, coś wymyśliłam. Na początek chcę przeprosić gitarzystów Kagrry,, że zrobiłam z nich takie dzieci. Jakby ktoś się pytał, rzecz dzieje się rok przed "Telefonem o ósmej". Mój twór ma dwa rozdziały. A fakt, kto jest głównym bohaterem i w kim się zakochał... No wiecie, przedawkowania przywołują zazwyczaj dziwne myśli. ;)

 - „Nao, skup się na grze, a nie wpatrujesz się ciągle w swojego wokalistę. No przestań na niego patrzeć! Mówię sam do siebie w swojej głowie. Chyba wariuję...” - tego typu myśli nachodziły basistę Kagrry, podczas praktycznie każdego koncertu czy próby. Wiedział, że wokalista jest złośliwy, niemiły, a jak jest bez makijażu, to nawet fanki patrzeć na niego nie mogą. A on umiał przyjmować te wszystkie złośliwości z uśmiechem i nie przeszkadzał mu wygląd Isshiego bez charakteryzacji. I sam do końca nie mógł pojąć, dlaczego zakochał się akurat w nim. I tak rozmyślając nad tym w autokarze wiozącym ich na kolejny koncert, patrzył przez okno na padający, ulewny deszcz. Nagle ktoś pstryknął mu palcami przed oczami.
 - Nao, siedzisz jak zaklęty i patrzysz przez okno nieobecnym wzrokiem. Coś się stało, że jesteś taki smutny? - o dziwo te słowa zostały wypowiedziane przez Isshiego. Nao próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatnio wokalista był dla kogoś miły.
 - Nie, po prostu jestem zmęczony - odparł Nao. Isshi spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
 - Nie mówisz mi całej prawdy. Coś przede mną ukrywasz - stwierdził i przeniósł wzrok na gitarzystów siedzących z tyłu. Obaj mieli włączone laptopy i zawzięcie coś na nich pisali. Robili to na przemian. A to oznacza...
 - Te, Śpiąca Królewno i Żabi Książę! Czemu znowu nas obgadujecie?! - zawołał do nich.
Shin pośpiesznie zamknął laptopa, a Akiya nie za bardzo wiedział, gdzie ma się schować.
 - Przeraża mnie ta wasza internetowa komunikacja - stwierdził Izumi. - Gdzie tym razem? Na Amebie, na Twitterze? Jakbyście nie mogli normalnie porozmawiać... Kto to w ogóle wymyślił?
 - Akiya - odpowiedział szybko Shin. Czarnowłosy gitarzysta zabił go wzrokiem.
 - Egzamin na lojalność wobec lidera zdany, ale ten wobec przyjaciela niestety niezaliczony - stwierdził Akiya, zabrał laptopa i się przesiadł.
 - Ci to mają problemy - Isshi uśmiechnął się złośliwie. - Nasz Żabi Książę podpadł Śpiącej Królewnie. Cóż, chyba zostanie żabką do końca życia...
 - Ty się odczep od Shina, bo cię z zespołu wyrzucę - zagroził Izumi. Isshi zamilkł. Nao spojrzał na perkusistę. Izumi nigdy nikogo, aż w takim stopniu i z taką groźbą, nie bronił. Czyżby...
 - Miłość wisi w powietrzu - powiedział cicho i wrócił do kontemplowania padającego deszczu.

sobota, 17 kwietnia 2010

Świat Chibiego II - Złączeni dziwnością ludzi

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 13+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: Ta część nie jest raczej lepsza od pierwszej, ale i tak ją dodam. Zachowam się jak prawdziwa ałtoreczka *śmiech szaleńca*.



Chibi już myślał, że pojawienie się Nowego Pana zmieni wszystko. Ale na lepsze. A wcale na to się nie zanosiło. A dlaczego? Dlatego, że Nowy Pan przyprowadził coś, co ma ostre jak brzytwa pazury i non stop miauczy wniebogłosy. Tak, ta kotka strasznie Chibiego denerwowała. I myśli, że wszystko jej wolno. A to jest jego dom, jego podwórko i nawet jego płotek, po którym Chikin uwielbia się przechadzać. W ogóle co to za imię? Tak, Nowy Pan ma jakieś dziwne pomysły na imiona. Jego Pan zresztą też.
 - Hej, Mały, co tam u ciebie? - spytała Chikin, przychodząc, by go zdenerwować. Jak zwykle.
 - Nic, Kurczaku, spadaj - odparł Chibi. Zaraz ją ugryzie, rozerwie i zakopie w ogródku, ale najpierw upewni się, że ani Pana ani Nowego Pana nie ma w pobliżu. Bo obaj zagrozili mu walnięciem gitarą za zrobienie czegoś kotce. Jej też powiedzieli, że jak coś mu zrobi, to dostanie gitarą, ale ona ma to pod ogonem.
 - Moje podwórko było ładniejsze, wiesz? - Chikin wskoczyła z gracją na płotek. - I mój dom był ładniejszy i praktycznie wszystko. A tutaj tylko czuć smród zmokłego psa. A u mnie pachniały kwiaty.
 - Jakbyś nie zauważyła, odmóżdżona kotko, to Mój Pan ma alergię na prawie wszystko. A zwłaszcza na jakieś kwiatki, które rozpylają te durne pyłki - oburzył się Chibi.
 - Jestem tu dopiero od miesiąca, jeszcze nie znam Twojego Pana - odparła Chikin.
 - A ja wiem wszystko o Twoim i jakbym mógł, to bym powiedział to reporterom, bo dla niego wszystko to „secret” - oznajmił Chibi.
 - Jakbyś to zrobił, to bym cię zabiła - stwierdziła Chikin.
 - Tak? To wtedy mój Pan z impetem wywaliłby cię przez okno - odparł Chibi.
 - A mój by się z nim rozstał - stwierdziła Chikin. - I wtedy nie miałoby biedactwo ani psa ani kochanka.
 - O czym ty mówisz? - Chibi nie za bardzo rozumiał, o co jej chodzi. - Mój Pan to pan, Twój Pan to pan...
 - Oj, Chibi, nie wiem, czy u ludzi jest inaczej, ale u nich samiec z samcem też może być - wytłumaczyła mu Chikin.
 - Wiesz co? Ludzie są dziwni - stwierdził Chibi.
 - Masz rację - zgodziła się Chikin i zeskoczyła z płotka. - No więc Twój Pan ma alergię, tak?
 - Tak - przytaknął Chibi. - I czasami ma bliskie spotkania z drzewem albo czymś innym.
 - No co ty? Mój też co chwilę na coś wpada - Chikin podeszła do niego bliżej.
 - Ludzie są naprawdę dziwni - stwierdził Chibi. - I chyba słabo widzą.
 - Masz rację - zgodziła się Chikin. - Idziesz napić się mleka?
 - Z chęcią - przytaknął Chibi i poszedł za nią. Może ona jednak nie jest taka zła?

The end

piątek, 16 kwietnia 2010

Świat Chibiego I

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 13+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: Czyli miłość ludzi z punktu widzenia psa.


Chibi leżał w swoim posłaniu, kiedy jego Pan wszedł do kuchni. Jak zwykle uśmiechnął się do niego, a potem zaparzył kawę, którą wypił przez słomkę. Zawsze, gdy mu się spieszy, pije przez słomkę. Ludzie są dziwni.
 - Przepraszam, Chibi, ale i tak jestem spóźniony, więc na spacer pójdziemy później - powiedział Pan i pobiegł, jak to Chibi nazywał, zmienić futerko. Dzisiaj Pan znów się tak dziwnie uśmiechał. Chibi już nie pamiętał, kiedy Pan nie był zamyślony. Zwłaszcza rano. Pan wrócił po dwóch godzinach. Znowu był zamyślony. Wyszedł z nim na spacer, jak obiecał. Chibi lubił spacery. Od dłuższego czasu spacerom towarzyszyły te dziwne dźwięki, które ludzie nazywali muzyką. Chibi mógłby już nawet to zaśpiewać, gdyby był człowiekiem. A gdy jedna gitara (tak jedna, psy mają dobry słuch) grała solówkę, Pan miał bliskie spotkanie z drzewem, latarnią, przechodniem, słupem albo jeszcze czymś innym. Raz Chibi musiał nawet pociągnąć Pana za nogawkę, bo by wpadł do jeziora. Raz nie zdążył - u Pana skończyło się to grypą i częstymi wizytami Małego Pana i Mniejszego Pana. Chibi nie rozumiał stanu Pana. Wcześniej się tak nie zachowywał. Ale od naprawdę długiego czasu Pan był ciągle zamyślony. Chibi miał dość. Wieczorem położył się wygodnie w swoim posłaniu i poszedł spać. Obudził się w nocy. Pan właśnie zatrzasnął za sobą drzwi. Nie wrócił. Było już jasno. Pan nie wracał. Nie przyszedł ten miły Pan Blondasek, który zawsze się Chibim opiekuje, jak Pan jedzie na koncerty, jak to Pan Blondasek nazywał. Było już długo jasno. Chibi otworzył nosem lodówkę. Pana nie było, więc nie miał co jeść. A Pan nie zagrozi mu teraz, że go gitarą walnie, bo przecież go nie ma. A wtedy otworzyły się drzwi. Pan wszedł z czymś w kształcie gitary w łapce, a za nim przyszedł jakiś inny Pan. Hm... Kto to? Chibi czasami go widział i znał nawet ten zapach, ale po co on ma te wielkie, prostokątne, czarne cosie w łapach, które ludzie nazywają walizkami?
 - Słuchaj, Chibi, przepraszam, że cię zostawiłem na tak długo, ale nie wiedziałem, że to mi tak zejdzie - powiedział Pan i pogłaskał go po łepku. Chibi za bardzo nie rozumiał, czemu Pan go jeszcze gitarą nie walnął za wyjadanie jedzenia z lodówki. Ale zauważył, że Pan w końcu nie ma tego dziwnego uśmiechu. Położył się na posłaniu i zasnął. Tak, chyba wszystko wróci do normy. No i jest jeszcze jedna osoba do wychodzenia z nim na spacer.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Telefon o ósmej II

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 13+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: To mój pierwszy fik, więc nie bić.


Akiya obudził się nagle, słysząc Shou kaleczącego angielski w taki sposób, że wiele osób dziwiło się, czemu on lubi tę piosenkę. To proste - Tora ją napisał. Podniósł komórkę i zdziwił się, gdy zobaczył na wyświetlaczu imię, które tyle razy wypowiadał przez sen.
 - Tak? - spytał z bardzo czystym umysłem.
 - Słuchaj, Aki-san - zaczął Tora, jakby trochę zakłopotanym tonem. - Samochód mi się zepsuł na jakimś odludziu. Przyjedź po mnie, proszę - powiedział tonem już błagalnym.
 - A twoi koledzy z zespołu? - spytał Akiya, zastanawiając się, czemu nikt nie chce Tory uratować.
 - Dzwoniłem do Sagi, ale usłyszałem tylko bardzo niecenzuralne słowo, więc do Shou nawet dzwonić nie próbowałem. A Nao i Hiroto mają obaj bardzo twardy sen, bo tylko się sekretarka włączała - odpowiedział Tora.
 - A pomoc drogowa?
 - Nie odbierają.
 - To gdzie tak dokładniej jesteś? - zapytał Akiya.
 - Między Tokyo a jakąś wiochą na północ od niego - odpowiedział Tora.
 - Tak, to bardzo ułatwia poszukiwania - stwierdził sarkastycznie Akiya i ubrał tylko spodnie i kurtkę na swoją piżamę, po czym założył pierwsze lepsze buty i pobiegł do samochodu.
Odnalazł samochód Tory po jakiejś godzinie. Gitarzysta Alisu na szczęście wiedział już trochę więcej, gdzie się znajduje i podał mu dokładniejsze informacje. Akiya wysiadł z samochodu i podbiegł do Tory, który stał przy swoim aucie i trząsł się z zimna.
 - Tora, czemu nie wszedłeś do samochodu, tylko tu stoisz i marzniesz? - spytał troskliwie Akiya i zdjął kurtkę, którą założył swojemu przyjacielowi.
 - Bo mi ogrzewanie siadło i jest w nim zimniej niż tu - odpowiedział Tora.
Akiya otworzył bagażnik i wyjął linę, którą przymocował auto Amano do swojego.
Jechali już dobre pół godziny, gdy Akiya zauważył, że Tora zasnął. Aki tylko się uśmiechnął. Śpiący Tora wyglądał tak słodko i niewinnie. Nie to, co na co dzień... Wtedy był to seksowny facet z tak pięknymi, brązowymi oczyma, które powinny patrzeć tylko na niego...
 - Akiya, przestań, zachowujesz się jak czternastolatka - mruknął gitarzysta do siebie. Naprawdę nie rozumiał czasem swojego toku myślenia...
Akiya zahamował, gdy dojechali do domu Tory.
 - Gdzie ja jestem? - zapytał Tora, przecierając zaspane oczy.
 - W moim samochodzie - odpowiedział Akiya. - Możesz już iść do domu. Jesteśmy na twoim podjeździe.
 - Ach, no tak - Tora przypomniał sobie wydarzenia sprzed dwóch godzin. - Czemu się uśmiechasz?
 - Bo słodko wyglądasz, gdy śpisz - odpowiedział Akiya, nie wiedząc, jakim sposobem odważył się na wypowiedzenie tych słów.
 - Słodko wyglądam, gdy śpię? - zdziwił się Tora. - Czemu tak myślisz?
 - Nieważne - odpowiedział szybko Akiya i wyszedł z samochodu, by odczepić auto Tory od swojego.
Tora podszedł do drzwi. Gdy przekręcił klucz w zamku, zorientował się, że okazja do przyznania się do pewnej rzeczy zaraz przejdzie mu koło nosa. Odwrócił się więc i powiedział:
 - Akiya, wiesz, ja muszę ci coś powiedzieć...
 - Tak Tora? - Akiya zaciekawił się, co też Tora chce mu wyznać.
 - Ja usłyszałem, jak odpowiedziałeś mi na pytanie, wtedy, na korytarzu...
Akiyę zamurowało. Miał w głowie jedno pytanie - "Jak?". Ale wtedy przypomniał sobie, że przecież wpatrywał się wtedy w podłogę i nie widział, gdzie Tora poszedł. A ważniejsze, jak DALEKO poszedł. I może powiedział to po prostu za głośno.
 - Tora... ja... - Akiya próbował coś powiedzieć, ale nie mógł. Nie umiał. Nie umiał teraz, tak jak przez ostatnie półtora roku, gdy w końcu dotarło do niego, że jest w Torze zakochany. A od kiedy był? Może nawet od roku, od tego pamiętnego fanserwisu w jednym odcinku "Kagrra, no su"...
 - Ja ciebie też - odpowiedział na niewypowiedziane słowa Tora i pocałował go, co wprowadziło gitarzystę Kagrry, w totalne osłupienie, ale po chwili zaczął odwzajemniać pocałunki. Tora odsunął się na chwilę od niego i złapał go za ręce.
 - Chodź, moje koi. Dokończymy naszą zabawę w domu - powiedział i uśmiechnął się lubieżnie.
 - Tak. Masz absolutną rację - przytaknął Akiya i zamknął za sobą drzwi.

THE END


*koi - kochanek, kochanie (coś w tym rodzaju)

środa, 14 kwietnia 2010

Telefon o ósmej I

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 13+
Gatunek tekstu: obyczajowy, romans
Ostrzeżenia: Brak
Notka autorska: To mój pierwszy fik, więc nie bić.


Spał. Jego sypialnia nie była zbyt duża i jakoś mocno dziwnie umeblowana. Zwykłe panele, czarne meble i telewizor. Może efekt psuły trochę rolety w gruszki zawieszone na dwóch dużych oknach. Łóżko miał duże, pościel białą, będącą złudzeniem jego niewinności, z którą nie miał nigdy nic wspólnego.
Spał tak słodko, że chyba nikt nie chciałby go obudzić. Ale oczywiście musiał się znaleźć ktoś o innych poglądach, bo w pokoju rozległ się dźwięk dzwonka. Odgarnął czarną grzywkę z oczu i spojrzał groźnie na telefon. Podniósł go i odebrał.
 - Tak? - spytał zaspany.
 - Może tak byś przyjechał w końcu na próbę, co, Śpiąca Królewno? - spytał Isshi, po czym westchnął ciężko.
 - Isshi, oddawaj mi komórkę! - w tle usłyszał Izumiego. - To ja jestem od budzenia tych, co zaspali!
 - Ale ja chcę zakończyć tę próbę i iść jak najszybciej do domu! - odparł Isshi. - A ona się jeszcze nie zaczęła!
 - Tak, wiemy to Isshi. Powtarzasz nam to na każdej próbie - stwierdził cicho Shin.
 - Dobra, wstaję, bo zaraz Isshi wszystkich pozabija, a ja będę miał wyrzuty sumienia - mruknął Akiya i poczłapał do kuchni.
Akiya wszedł do sali prób, pogrążony w swoich własnych myślach. Myślach o śnie, w którym działo się tyle...
 - Wstałeś, przyszedłeś, ale dalej się nie obudziłeś - stwierdził Isshi, siedzący na krześle pod ścianą. - Koniec bajki, Śpiąca Królewno. Książę nie przyjdzie. Musisz sama się obudzić.
 - Czy ty zawsze musisz być taki złośliwy? - załamał się Izumi, uderzając lekko Isshiego w głowę pałeczką. - I odłóż te batoniki, bo utyjesz.
 - Izumi, zostaw mnie w świętym spokoju - powiedział Isshi z wyrzutem. - Ja chcę tylko wrócić do domu.
 - Pokłóciłeś się z Nao, że jesteś gorszy niż zawsze, czy co? - zapytał Izumi.
Trzask zerwanej struny od basu i batonik zmiażdżony w ręce Isshiego wytłumaczyły wszystkim, czemu Isshi chce wrócić tak szybko do domu. Swojego domu.
 - No to mamy problem - stwierdził cicho Shin i pomógł Nao założyć nową strunę.
Próba jakoś im poszła, ale powiedzieć, że poszła jak po maśle, nie można było. Akiya wyszedł z sali prób zamyślony. Przez to właśnie na kogoś wpadł. Siedząc na podłodze, patrzył w rozbawione, brązowe oczy. Grzecznie złapał podaną mu rękę z pomalowanymi na czarno paznokciami i tatuażem na wskazującym palcu.
 - Akiya-san, uważaj, bo może ci się coś stać - przestrzegł go Tora i pomógł mu wstać.
 - Przepraszam - powiedział Akiya, patrząc w podłogę. - Jakoś tak się zamyśliłem.
 - Mam nadzieję, że z zakochania, a nie z problemów - stwierdził Tora i uśmiechnął się, po czym poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
 - Tak, zamyśliłem się o tobie - powiedział Akiya do siebie, dalej wpatrując się w podłogę.
Tak, gitarzysta Alice Nine zawsze wzbudzał w nim uczucie gorąca. Ciekawe, że tylko Izumi zauważył dziwne zachowanie swojego gitarzysty. To on próbował jakoś go z Torą zeswatać, ale Akiya jeszcze wtedy nie rozumiał, że się w nim zakochał. Och, jaki był głupi! A najgorsze, że Tora w ogóle ostatnio nie ma czasu. Ile razy Akiya próbował go zagadać, to nawet nie zliczy, a i tak zawsze zostawał odsyłany z kwitkiem, bo to, bo tamto, bo owamto. Akiya westchnął. Poszedł na parking, aby pojechać do domu i, przynajmniej na chwilę, o wszystkim zapomnieć.

Ohayo!

Ok, w końcu udało mi się tego bloga rozpracować. No dobra, jeszcze nie do końca. Żeby wszystko było jasne, pozwolę sobie przedstawić kilka osób.



Adawinry - to oczywiście jestem ja, czyli dziewczyna ze zbyt bujną wyobraźnią. Wielu ludzi, zwłaszcza Hana, się o tym przekonało. Kocham Japonię, jrocka i yaoi, co oczywiście będzie widać po moich postach.



Hana - moja neesan*. Nie za bardzo rozumie, czemu założyłam tego bloga, ale spróbuję jej to wyjaśnić. Również kocha Japonię, tak jak ja, może nawet bardziej.



Ealin - moja druga neesan. Jeszcze nie wie o tym blogu, ale Hana pewnie jej za chwilę o tym powie. Dzisiaj poproszę ją, żeby zrobiła mi nagłówek. Tak jak ja, kocha Japonię i wszystko, co z nią związane.



Nishi - moja imoutosan*. Pomaga mi w tworzeniu tego bloga. Muszę się jeszcze o parę rzeczy podpytać, bo nic nie kapuję. Również kocha Japonię, bo jak jej nie kochać? A linka do jej bloga macie w polecanych.




Tak więc, jeśli myślicie, że Chiny i Japonia to to samo albo waszą ulubioną i "jedyną właściwą" parą w Alice Nine jest ToraxSaga, to na górze po prawej stronie jest czerwony krzyżyk. Jeśli jednak nie przeszkadza wam, o kim jest fik i kochacie wszystko, co związane jest z Japonią, zapraszam do czytania.



*neesan - starsza siostra

*imoutosan - młodsza siostra