Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

sobota, 31 grudnia 2022

Strawberry Latte

 Uniwersum: Omori

Pairing: Kel&Aubrey, wspomniane Sunny&Basil i Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ostatni z fików. Mam nadzieję, że wam się podobały. ^^


Aubrey siedziała na huśtawce, kiedy usłyszała, że ktoś się zbliża. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła Kela.

- Cześć - powiedział, siadając na drugiej huśtawce. - Porobiło się, co?

- Nie chcę o tym gadać, głąbie - mruknęła Aubrey.

- Ale przynajmniej wszystko już wiemy - Kel uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - Przepraszam, że cię zostawiłem z tym wszystkim samą.

- To ja się odsunęłam - mruknęła Aubrey. - Wkurzało mnie, że masz kumpli od grania w kosza i no...

- W sumie, co byśmy zrobili na ich miejscu? To samo? - Kel bujnął się na huśtawce.

- Ja nie mam rodzeństwa - zauważyła Aubrey.

- Czyli ja przez przypadek spycham Henry'ego ze schodów, a ty przychodzisz i to widzisz - zaczął opowieść Kel. - Co wtedy robisz?

- Dzwonię na pogotowie? - odpowiedziała Aubrey. - No nie patrz tak na mnie, głupolu. Nie mam tak durnych pomysłów, jak Basil.

- Ale załóżmy, że masz.

- No okej, niech ci będzie - Aubrey spojrzała na pochmurne niebo. - Więc bierzemy Hero do ogrodu i wieszamy na drzewie. Tylko nie wiem, jak, bo to kawał chłopa. Mari była drobna i niska, to dali radę.

- A potem zaczynamy się lać?

- Prawdopodobnie tak, bo uważaj, że byś wytrzymał dłużej niż do tygodnia po pogrzebie z ukrywaniem prawdy.

- Nie jestem aż taką paplą.

- Jesteś.

- Aubrey.

- No dobrze, dobrze - Aubrey znów się bujnęła. - Więc próbuję ci wyjaśnić, że jesteś matołem, ale ty nie słuchasz i wtedy... Przywalam ci z mojej pałki.

- Masz tam wbite gwoździe, zrobisz mi krzywdę.

- Ale ja ci właśnie chcę zrobić krzywdę, Kel. Basil dźgnął Sunny'ego w oko, więc ty swoje też tracisz.

- Co? Aubrey, nie będę tracił oka, jestem koszykarzem!

- Ale to nie fair w stosunku do Sunny'ego. Skoro ja jestem Basilem bez mózgu, to ty jesteś Sunnym bez oka.

- Nie fair?! - Kel spojrzał na nią oburzony. - Wiesz, co jest nie fair? Posiadanie jednego oka. Widziałaś kiedyś koszykarza z jednym okiem? Oboje dobrze znamy odpowiedź na to pytanie.

- Nadepnęłam ci na odcisk?

- Tak - Kel też się bujnął. - Przeraża mnie myśl, że mógłbym być kaleką.

- I tak jesteś kaleką - stwierdziła Aubrey.

- Co?

- Masz mózg, nie tak jak Basil, ale ci nie działa. A przynajmniej działa rzadko - Aubrey wzruszyła ramionami.

- A tobie działał, jak wbijałaś gwoździe w tę pałkę? - Kel zmierzył ją wzrokiem. - Dlaczego ona ma gwoździe? To pałka!

- Żeby wbijać rozum w takie zakute łby jak twój.

- Nie mam zakutego łba.

- Ale masz głupie pomysły, jak na przykład odgrywanie ról Basila i Sunny'ego.

- Bo chcę ich zrozumieć.

- Nie zrozumiesz. Nie da się - mruknęła Aubrey.

- W sumie racja. Mieli po dwanaście lat - Kel westchnął. - To co, kontynuujemy?

- Co?

- Tę inscenizację.

- Niech ci będzie - Aubrey prychnęła. - Skończyliśmy na tym, że się na mnie wkurzyłeś.

- Tak. Przepraszam za to - mruknął Kel.

- A ja nadal uważam, że powinni wiedzieć - stwierdziła Aubrey. - Bo nie bylibyśmy tutaj, gdybyś nie zrzucił Hero ze schodów.

- Nie zrobiłem tego specjalnie przecież.

- Nie? A może jednak?

- Jak to tam było? Coś go zepchnęło?

- Basil to jednak ma bujną wyobraźnię.

- Ty jesteś teraz Basilem.

- Phi! Ja bym wymyśliła coś lepszego.

- Co?

- Że... Schody były mokre.

- To głupie.

- Nie jestem głupia, to ty jesteś głupi.

- Nie, bo ty.

- Chcesz stracić drugie oko?

- Mam oboje oczu - zauważył Kel.

- No to ci wybiję je naraz - Aubrey wstała z huśtawki. - Chodź tu, zobaczymy, kto się lepiej bije.

- Nie będę bił dziewczyny.

- Bo co?! - Aubrey złapała go za koszulkę. - Kobiety to słaba płeć, tak? No już, walnij mnie!

- Nie.

Aubrey uderzyła go z pięści w ramię.

- A teraz mnie wal... - Aubrey zamarła, kiedy Kel przewrócił ją na trawę i usiadł na niej okrakiem. - Złaź ze mnie.

- Nie.

- Kel, złaź ze mnie.

- Bo co?

- Bo cię oskarżę o napastowanie.

- Chcę tylko, żebyś się uspokoiła.

Aubrey zepchnęła go z siebie i usiadła.

- Głupol.

- Ty też.

- Nie jestem głupolem, to ty jesteś głupolem - stwierdziła Aubrey, nadymając policzki.

- To została nam jeszcze jedna rzecz - oznajmił Kel.

- Jaka?

- Hero mi powiedział, że Basil i Sunny się zeszli - wyjaśnił Kel, kładąc dłoń na ramieniu Aubrey. - Podoba mi się takie zakończenie tej historii.

Po czym ją pocałował.

Zamrugała.

Oddała pocałunek.

I z całej siły przywaliła mu w brzuch.

- Au! - Kel zwinął się w kłębek na trawniku. - Za co?!

- Nie spytałeś o zgodę - odparła Aubrey.

- Ale ci się podobało!

- Ale zasady to zasady.

- Co wy robicie? - usłyszeli głos Hero, który właśnie przyszedł na plac zabaw. - Kel, żyjesz?

- Pocałował mnie, więc mu przywaliłam - Aubrey wzruszyła ramionami.

- Oddała mi pocałunek - oznajmił Kel. - A potem znokautowała...

- Zostawić was na pięć minut... - Hero pomasował skronie. - Chodźcie lepiej do domu, bo zaraz zacznie padać.

- Najpierw Kelsey musi ruszyć swój szanowny tyłek z trawnika.

- Trzeba było mnie nie bić!

- Przynajmniej wiesz, że kobiety nie są słabą płcią.

- Aubrey!

Hero pomógł Kelowi wstać i poczuł, jak kropla kapie mu na nos.

Wraz z deszczem zrobiło się momentalnie zimno.

Basil i Sunny są razem. Kel i Aubrey chyba teraz też.

Hero zamknął za sobą drzwi do domu.

- Przyniosę ręczniki i koc - stwierdził, kiedy jego brat i przyjaciółka usiedli na kanapie i wtulili się w siebie.

Tak, definitywnie są razem.

I bardzo dobrze. Któryś z nich musi być szczęśliwy.

The end

piątek, 30 grudnia 2022

Autumn Sun

 Uniwersum: Omori

Pairing: Sunny&Basil, wspomniane Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ostatnia linia czasowa.


Sunny wszedł do sali Basila. Ten siedział na łóżku i wpatrywał się w krajobraz za oknem.

- Sunny? - Basil odwrócił się w jego stronę. - Aha, czyli serio to zrobiłem. Super...

Sunny dotknął swojej przepaski na oku, jakby próbując zrozumieć, o co Basilowi chodzi. Westchnął i podszedł do jego łóżka, po czym usiadł na brzegu.

- Powiedziałem reszcie, co tak naprawdę stało się z Mari - oznajmił Sunny.

- Słyszałem - odparł Basil. - Znaczy, Kel mi powiedział.

- Hero się wkurzył.

- Nie dziwię mu się.

- I chyba miał jakieś zaćmienie i zaniósł mnie na schody.

- CO?!

- Spokojnie - Sunny pomachał rękami. - Ocknął się po chwili, po czym mnie przytulił i powiedział, że to nie moja wina. I że wszystko będzie w porządku.

- Sunny...

- Co?

- Kel tu był i powiedział, że mi wybacza. Aubrey zajrzała do sali, ale nie weszła do środka - Basil podał mu pogniecioną kartkę. - Rzuciła mi tylko to i sobie poszła.

Sunny rozprostował kartkę. Niezgrabnym pismem Aubrey napisała na niej, że na razie nie może mu wybaczyć tego, jak potraktował ciało Mari, ani że ukrywał wszystko przed nimi przez cztery lata. Ale ma jej dać czas, żeby mogła to przemyśleć.

- Czyli jest nadzieja - zauważył Sunny.

- Bzdura. To Aubrey. Znowu zacznie mnie prześladować - mruknął Basil, zaciskając palce na kołdrze. - Czemu mnie nie zadźgałeś, Sunny? Lepiej by było, gdybym nie żył.

- Nie - Sunny pokręcił głową. - Teraz możemy zadośćuczynić za to, co zrobiliśmy. Martwy nie masz szans na to, by stać się lepszym.

- Nie sądzę, że kiedyś będzie lepszy - usłyszeli głos i spojrzeli w tamtą stronę.

Hero stał w progu z założonymi rękami i opierał się o framugę.

- Hero... - Basil przyciągnął do siebie kołdrę. - Przepraszam...

- Mnie przepraszasz? - Hero wszedł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi. - Powiesiłeś Mari na drzewie! Wypadki się zdarzają, Basil. Ale to było działanie z premedytacją. Nawet jeśli miałeś tylko dwanaście lat, to i tak... Dwunastoletnie dzieci nie wpadają na takie pomysły.

- Ale on wpadł, zostaw go - stwierdził cicho Sunny.

- To ciebie nie dotyczy - powiedział Hero łagodnym tonem. - To on zbezcześcił ciało Mari, nie ty. Powinieneś wyjść, żeby tego nie słuchać.

- Zostanę - odparł Sunny.

- Nic mu nie zrobię.

- Specjalnie nie, ale zaniosłeś mnie na schody - zauważył Sunny.

- Sunny, proszę, tylko z nim...

- To moja siostra i mój ukochany, mam prawo tutaj zostać - stwierdził stanowczo Sunny. - Zostaję.

Basil zamrugał.

- Jak mnie nazwałeś? - spytał powoli, patrząc na Hero, który miał równie zdezorientowaną minę.

Sunny zamarł, jak gdyby dopiero się zorientował, co powiedział.

- Szlag - mruknął, pocierając skronie. - Przepraszam...

- Nie, nie, to jest zupełnie okej - Basil położył mu dłonie na ramionach. - Ja też cię kocham, Sunny, spokojnie, nie panikuj.

Hero cofnął się o krok, po czym zrobił dwa do przodu.

- Ty tak na poważnie, czy mówisz tak tylko dlatego, żeby Basil nie oberwał? - spytał Hero. - Bo że on się w tobie podkochuje, to wszyscy wiedzą od dawna.

- Nie chcę rozmawiać o uczuciach, Hero - mruknął Sunny. - Ale Basil jest dla mnie ważny i nie chcę, żebyś go skrzywdził.

- Mówiłem, że go nie skrzywdzę.

- Na pewno?

- Na pewno - Hero usiadł obok Sunny'ego. - Chyba, że on zrobi to tobie.

- Czyli mi wybaczasz? - spytał Basil, przyciągając Sunny'ego do siebie. - Hero?

- Nie - odparł Hero. - Jeszcze nie. Daj mi czas. I nie uduś naszego przyjaciela. Trzymajcie się.

Hero wstał i wyszedł z sali. Sunny odetchnął z ulgą.

- Przepraszam - powiedział cicho Basil.

- Nic się nie stało - Sunny złapał go za dłoń. - Wybaczą ci, zobaczysz.

- Myślisz?

- Nie myślę, ja to wiem - Sunny cmoknął go delikatnie w usta. - A jak nie, to Mari zrzuci im doniczki na głowy.

Basil zaśmiał się krótko.

- Byle z różą i mieczykiem.

- Tego już nie mogę gwarantować.

I obaj się zaśmiali.

Hero oparł się o ścianę, słysząc ten śmiech. Nogi w końcu ugięły się pod nim i usiadł na podłodze, patrząc przed siebie.

Nie wiedział, czy powinien wybaczyć Basilowi. Ale skoro on i Sunny mogą być szczęśliwi, to czy Henry też nie powinien zostawić przeszłości w tyle, pogodzić się z tym, że teraźniejszość jest jaka jest i z nadzieją zacząć patrzeć w przyszłość?

Uśmiechnięta twarz Mari zamigotała mu przed oczami.

Pomyśli o tym jutro. Dzisiaj znowu przepłacze całą noc z twarzą w poduszce.

The end

czwartek, 29 grudnia 2022

Pink Flower

 Uniwersum: Omori

Pairing: Basil&Aubrey, wspomniane Kel&Sunny i Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Tak, tu jest odniesienie do "Summer Sun". I nie ma takiego zupełnego zejścia się, bo w przypadku tego shipu potrzeba o wiele więcej pracy.



Basil usłyszał pukanie do drzwi i odstawił doniczkę z mieczykiem, który pielęgnował. Wstał i poszedł otworzyć.

Zdębiał, gdy zobaczył Aubrey. Zamrugał i przetarł oczy, ale ona nie zniknęła.

- Pada - oznajmiła Aubrey. - Mogę wejść? Nie chcę zmoknąć jeszcze bardziej.

- Tak, jasne - Basil wpuścił ją do środka. - Przepraszam.

- Za co znowu? - Aubrey ściągnęła bluzę i powiesiła ją na wieszaku.

- Mogłem otworzyć drzwi wcześniej.

- Cicho bądź, głupolu.

- No okej. Przyniosę ci ręcznik.

Aubrey usiadła na kanapie i oparła głowę na dłoni.

- Już jestem - Basil podał jej ręcznik. - Wziąłem też spódnicę mojej mamy i jakąś swoją koszulkę na wypadek, gdybyś chciała się przebrać. I koc do przykrycia. Wiesz, wolałbym, żebyś się nie przeziębiła.

- Tya - Aubrey spojrzała na Basila. - Dzięki.

- Nie ma za co - Basil nerwowo podrapał się po głowie. - Aubrey, słuchaj, w temacie tego, co mi wtedy napisałaś na kartce...

- Przepraszam.

Basil zamrugał.

- Co?

- Za to, jak cię traktowałam - powiedziała cicho. - Wyżywałam się na tobie. Nie powinnam.

- Zasłużyłem sobie.

- Miałeś dwanaście lat. Tylko nie wiem, co ty sobie myślałeś, jak wpadłeś na ten przecudowny pomysł.

- Prawdopodobnie właśnie nie myślałem.

Aubrey zachichotała.

- Co ja takiego powiedziałem? - Basil zmarszczył się nieco.

- Nic, nic - Aubrey wstała i ruszyła w stronę łazienki. - Po prostu w końcu powiedziałeś coś mądrego.

I zostawiła Basila samego ze swoimi myślami.

* * *

Aubrey wróciła do pokoju i usiadła na kanapie. Basil trzymał w rękach prawdopodobnie album i wyglądał, jakby na nią czekał.

- Aubrey?

- Hm?

- Chcesz pooglądać zdjęcia?

Aubrey kiwnęła głową i przysunęła się do niego.

- Nie zrobiłem ich zbyt dużo, odkąd się zaczęliśmy znowu ze sobą trzymać - powiedział Basil cicho. - Ale mi się podobają, bo wyglądamy, jakby wszystko było w porządku mimo, że nie jest.

- Basil...

- Wiesz... Nie lubiłaś mnie przez długi czas, Hero tak wcale a wcale nie ma depresji, Sunny czasu odwrócić nie może i w sumie chyba tylko Kel jakoś funkcjonuje - wyliczył Basil na palcach. - A ja cię lubię, Aubrey. I może właśnie dlatego... Może dlatego mnie tak bolało to, jak mnie traktowałaś...

Aubrey przysunęła się do niego jeszcze bliżej.

- My... Wszyscy byliśmy głupi, Basil. Nie tylko ty - stwierdziła Aubrey. - A teraz przestań już się nad sobą użalać jak debil i pokaż mi te fotki.

- Przepraszam.

- Nie przepraszaj, bo cię walnę.

- Przepraszam!

- Basil!

Basil uśmiechnął się lekko i zaczął przeglądać zdjęcia, pokazując je Aubrey, która okryła ich kocem. Większość była z przeprowadzki Sunny'ego. Hero wnoszący największe kartony, Basil zasypany przez ciuchy, które wysypały się z jednego z nich, wściekła Aubrey, która upuściła pudło z kieliszkami i prawie wszystkie się potłukły i Kel, który założył sobie plastikowe wiaderko na głowę. A w tym wszystkim Sunny z przepaską na oku, uśmiechający się delikatnie, jak gdyby w końcu odzyskał tę prozaiczną umiejętność.

Aubrey nagle poczuła, że Basil oparł się o jej ramię. Zerknęła na niego i zobaczyła, że zasnął. Uśmiechnęła się czule i opatuliła go szczelniej puchatym kocem.

Basil był w dziwny sposób nawet uroczy...

Potrząsnęła głową, kiedy w jej głowie zakiełkowała pewna myśl. Nie, nie. To niedorzeczne.

W tym momencie zadzwonił do niej telefon.

- Halo?

- Hej - usłyszała głos Hero. - Gdzie jesteś?

- U Basila, padało - odparła Aubrey.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

- Okej, powiem rodzicom, że Kel jest z tobą i Sally u Basila - powiedział powoli.

- Co znowu ten debil odwalił? - spytała Aubrey.

- Wywiózł Sally do Sunny'ego.

- CO?!

Basil poruszył się niespokojnie i dopiero wtedy Aubrey sobie przypomniała, że przecież śpi.

- Czemu wszyscy faceci, których znam i nie są tobą, nie mają mózgu? - Aubrey westchnęła ciężko.

- No, ja nie siedzę u Basila, Aubrey - mruknął Henry.

Aubrey zamrugała.

- Hero...

- Przepraszam, to było niemiłe - stwierdził Hero. - Zastanawiam się tylko, czemu byłaś w stanie tak szybko mu wybaczyć.

- Miałam wyrzuty sumienia. On też ma.

- Ach, czyli w końcu zauważyłaś, że coś do niego czujesz?

- Dobra, cofam, co mówiłam. Ty też nie masz mózgu - Aubrey rozłączyła się, wcale nie oblewając się szkarłatnym rumieńcem.

Hero odłożył telefon na biurko i oparł głowę na ręce. Nadal miał za złe Basilowi, że wpadł na ten makabryczny pomysł, ale jeśli jego obecność na tym świecie ma sprawić, że Aubrey będzie szczęśliwa, to nie powinien się wtrącać.

Muszą jeszcze istnieć ludzie, którzy mogą uśmiechać się naprawdę, a nie dlatego, że tak wypada.

The end

środa, 28 grudnia 2022

Summer Sun

 Uniwersum: Omori

Pairing: Kel&Sunny, wspomniane Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Jeśli myślicie, że napisałam fiki z trzema liniami czasowymi, to macie rację. Enjoy. ^^



Kończyło się lato. Sunny siedział w domu i próbował sobie przypomnieć, gdzie położył książkę, którą dostał od Hero, zanim wyjechał z Faraway Town. Nadal się tutaj gubił, choć minęły już dwa lata.

Obiecał, że będzie utrzymywał kontakt z przyjaciółmi, ale to było nieco trudne, kiedy próbował nadrobić w szkole stracone lata. Nowa klasa nie była taka zła, jak myślał. Zostawili go w świętym spokoju, więc nie musiał się do nich odzywać, o ile nie było takiej potrzeby.

Jego ojciec nadal nie przyznawał się do jego istnienia. Sunny wciąż nie wiedział, jakim cudem tylko on jeden domyślił się, co tak naprawdę stało się z Mari.

Potrząsnął głową. Nie, nie Sunny, nie zaczynaj znowu. Jej już nie ma, umarła, to nie była twoja wina. Kel przypomina ci o tym za każdym razem, kiedy przysyła ci list oblepiony przynajmniej dziewięcioma znaczkami albo maila z migającą, brokatową, wirtualną pocztówką.

Wyjrzał przez okno. Lato powoli się kończyło, ale nadal było zdecydowanie zbyt ciepło. Westchnął, zasuwając zasłonki.

I wtedy usłyszał dziwne stuknięcie. Brzdęk. Brzdęk. Brzdęk.

Coś uderzało o szybę.

Rozsunął zasłonki z powrotem i zobaczył, jak mały kamyk odbija się od okna i spada na parapet.

Co jest, do cholery?

Otworzył okno i musiał uchylić się przed kolejnym kamykiem.

- Oj, wybacz!

Zamrugał.

Pod jego oknem stał Kel.

...

CHWILA, MOMENT, STOP.

Sunny zmarszczył się. Tam naprawdę stał Kel, trzymając za rękę trzyletnią już Sally. Dziewczynka mierzwiła w palcach swoją żółtą sukienkę i ewidentnie chciała już iść, ale Kel jej nie pozwalał.

- Siema, Sunny! - zawołał Kel, machając do niego, jak gdyby cała ta sytuacja była normalna.

Sunny zamknął okno. Ma omamy, czy ten matoł naprawdę przyjechał AŻ TUTAJ, bo... Właściwie, bo co?

Sunny policzył do dziesięciu i zszedł na dół, próbując nie poryczeć się na schodach.

Otworzył drzwi i zobaczył uśmiechającego się promiennie Kela. Tak. Jego jedyne oko go nie myliło. Ten wariat naprawdę tu był.

- Joł! - Kel wszedł do środka, ciągnąc za sobą Sally. - Żarcie przyniosłem.

- Kelsey, ja nie chcę być niemiły, ale co ty tu robisz? - spytał Sunny, zamykając drzwi.

- Przyjechałem?

- Czemu?

- Bo tęskniłem?

- Za mną? - Sunny spojrzał na niego z powątpiewaniem.

- Nie zaczynaj znowu - mruknął Kel, sadzając Sally na kanapie i wręczając jej paczkę frytek. - To nie była twoja wina. Ani Basila. Ani nikogo. Poza tym, pomogliśmy ci się przeprowadzić, wnosiliśmy kartony do tej chałupy, a ty nadal wątpisz, że cię lubimy?

- Może chcieliście być mili - mruknął Sunny.

- Ja chciałem być miły i kupić ci stek, ale mieli tylko kawałki kurczaka w panierce - stwierdził Kel. - Siadaj i jedz. Masz kawę?

- Mama trzyma puszkę w szafce nad zlewem.

- Oki.

Sunny usiadł przy stole i spojrzał na Sally, która była zajęta frytkami. Mari nigdy jej nie poznała. Nigdy nie dowiedziała się, że Hero ma nie tylko brata, ale i siostrę.

Westchnął cicho, biorąc kawałek kurczaka z opakowania i zaczynając jeść. Nadal był ciepły, więc Kel nie mógł kupić go dawno.

- Wróciłem~! - Kel usiadł przy stole i postawił na nim dwa kubki, do których nalał pomarańczowego napoju gazowanego. Z tym, że w jego kubku była już kawa.

On naprawdę był niepoprawny.

- Ale dlaczego przyjechałeś z Sally? - spytał Sunny, kiedy ta wepchnęła sobie dwie frytki do buzi naraz i wyglądała jak mały chomik.

- A, bo mi rodzice kazali iść z nią na spacer - odparł Kel, jakby to było całkowicie normalne.

...

...

...

- ONI NIE WIEDZĄ, GDZIE JESTEŚ?! - Sunny wstał gwałtownie od stołu. - KELSEY!

- Ty... Umiesz krzyczeć? - Kel wyglądał, jakby zobaczył ducha.

Sunny policzył do dziesięciu... Znowu... I usiadł.

- Ty w ogóle umiesz zajmować się dzieckiem? - spytał Sunny.

- Dałem jej frytki - odparł Kel. - Głodna nie jest.

- A picie?

- Gazowanego nie może.

- I stwierdziłeś, że nie dasz jej żadnego innego?

- Nie mam żadnego innego.

- Zrobiłeś sobie kawę. Mogłeś jej zrobić herbatę - Sunny wstał ponownie i poszedł do kuchni. - Mama powinna gdzieś mieć jakiś sok.

Sally zachichotała.

- Widzisz? Sal ma z ciebie ubaw - Kel uśmiechnął się promiennie.

- Wy jak mama i tata - stwierdziła piskliwym głosikiem Sally, kiedy Sunny podał jej soczek jabłkowy w kartoniku.

I mało tego soczku nie upuścił.

- A co jeszcze robią mama i tata? - spytał Kel, wstając od stołu.

- Buzi - odpowiedziała Sally.

- Słyszysz, co mówi Sally? Buzi - stwierdził Kel, odwracając Sunny'ego do siebie i składając na jego ustach delikatny i czuły pocałunek.

Który Sunny oddał, jak już jego mózg zaczął znowu działać.

Odsunęli się od siebie, kiedy jakaś skoczna, polifoniczna muzyka rozbrzmiała w kieszeni Kela. Ten z niechęcią odebrał telefon.

- Tak, Hero?

- Kel, gdzie ty jesteś? Rodzice odchodzą od zmysłów - usłyszał po drugiej stronie.

- U Sunny'ego.

- A, okej... Czekaj. U SUNNY'EGO?! KELSEY!

- No co?

- Wywiozłeś Sally do drugiego stanu?!

- Tak?

- Kel i Sun buzi! - zawołała Sally, po czym zeskoczyła z kanapy i zaczęła wokół nich biegać. - Buzi, buzi, buzi, buzi!

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

- ...pocałowaliście się? - spytał powoli Hero.

- Tak?

- Och - Hero spojrzał na zdjęcie Mari stojące na szafce. - Chyba mamy słabość do tego rodzeństwa, co?

- Henry...

- Hm?

- Będziesz mnie krył?

- Tak, tak. Pozdrów Sunny'ego. I uważaj na Sally - stwierdził Hero, po czym się rozłączył.

Mari...

Po sześciu latach to powinno przestać w końcu boleć, prawda?

Miał nadzieję, że kiedyś w końcu będzie szczęśliwy.

Pomasował skronie.

Musiał się ogarnąć, zanim wymyśli, co powiedzieć rodzicom, bo w tym momencie jego zamglony mózg był w stanie wymyślić nawet coś w stylu porwania przez kosmitów.

W sumie zarówno Kel, jak i Sunny, zachowywali się tak, jakby nie byli z tej planety, więc właściwie wszystko było zgodne z prawdą.

The end

wtorek, 27 grudnia 2022

Vanilla Macchiato

 Uniwersum: Omori

Pairing: Kel&Basil, wspomniane Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ten fik dzieje się przed "Spring Sun". Enjoy.


Basil pielęgnował właśnie kwiaty, kiedy usłyszał głos Kela wołającego go zza płotu. Wyszedł więc, żeby go przywitać.

- Basil~! - Kel oparł się o płot. - Co tam, jak tam? Idziemy na spacer? Chodź na spacer.

- Jestem trochę za... - zaczął Basil, ale Kel złapał go pod pachy i przełożył przez płot.

- Idziemy na spacer! - zawołał, ciągnąc go za rękę.

Basil zamrugał. Protestowałby pewnie, gdyby Kel nie był osobą, za którą poszedłby wszędzie.

Kel gadał jak najęty. O koszykówce, o meczach, o tym, co ostatnio oglądał w telewizji, o nowej grze, którą kuzynka dała mu na dyskietce. Ogólnie o wszystkim i o niczym. Nawet w pewnym momencie zaczął mówić o pogodzie.

- A jak tam twoje kwiaty? - spytał nagle, opierając się o ramię Basila. - Dobrze?

- Nie więdną, jeśli o to pytasz - odparł Basil. - Kel?

- Tak?

- Mówiłem ci, że każdy z was kojarzy mi się z jakimś kwiatem? - spytał Basil. - Kiedyś rozmawiałem o tym z Sunnym. Jestem ciekaw, czy cokolwiek zapamiętał...

Basil westchnął cicho i usiadł na ławce.

- Brakuje mi go - stwierdził. - Myślałem... Że jak mu pomogę, jak będę go krył... To go nie stracę.

- Właściwie, dlaczego zrobiłeś, co zrobiłeś? - spytał Kel, siadając obok niego.

- Jak ci powiem, że podobają mi się nie tylko dziewczyny, to będziesz zły? - spytał Basil.

- Ale Basil...

- Co?

- Właśnie mi to powiedziałeś.

Basil uderzył się ręką w twarz.

- Przepraszam. Pewnie mnie teraz nienawidzisz.

- Nie, nie, wszystko jest w porządku - Kel złapał go za dłonie. - Czyli co? Byłeś zauroczony w Sunnym?

- Zadurzony wręcz - odparł Basil. - Może nawet miałem delikatną obsesję. Nie mogłem przestać o nim myśleć. I chyba w końcu zupełnie mnie zamroczyło.

Basil westchnął cicho.

- A potem Aubrey się ode mnie odwróciła... Tylko ty mnie broniłeś. To było miłe, ale nie mogłem przestać czuć się winny, że chronisz kogoś takiego jak ja... Nie mogłem przestać myśleć, że na to nie zasługuję... Ale mimo wszystko...

- Z jakim kwiatem ci się kojarzę? - spytał nagle Kel.

- Co? - Basil podniósł na niego wzrok.

- Kwiat, z którym ci się kojarzę - powtórzył Kel.

- Próbujesz odwrócić moją uwagę?

- Zacząłeś się zadręczać. Oczywiście, że próbuję - powiedział Kel stanowczo. - Więc co z tym kwiatkiem?

- Z kaktusem - odparł Basil.

- Czemu? - zdziwił się Kel.

- Bo są silne i potrafią przetrwać w najtrudniejszych warunkach - wyjaśnił Basil. - A ty... poradziłeś sobie ze śmiercią Mari najlepiej z nas wszystkich.

- Tya... - Kel pogłaskał Basila po dłoni. - Bo musiałem ogarnąć Henry'ego.

- Henry'ego? A, tak, czasem zapominam, że Hero ma tak na imię - Basil zaśmiał się nerwowo. - Przepraszam. Ale czekaj, co masz na myśli?

- Że musiałem się opiekować bratem, który przez rok praktycznie nie wychodził z łóżka. Nie miałem czasu na przeżywanie własnej żałoby - Kel wzruszył ramionami. - Nie jestem aż tak silny, jak ci się wydaje.

- Dla mnie jesteś najsilniejszy - stwierdził Basil.

- W sumie twoje zdanie liczy się dla mnie najbardziej - Kel uśmiechnął się promiennie i pocałował go czule.

Basil zamrugał.

- Co...

- Zdradzę ci sekret, Basil. Też lubię nie tylko dziewczynki - Kel zaśmiał się krótko i zerknął w stronę drzew.

- Coś się stało? - spytał Basil.

- Miałem wrażenie, że ktoś nas obserwuje - odparł Kel. - Chciałem się przywitać, ale chyba tylko mi się zdawało.

- Jakby to był jakiś twój znajomy, to po co by się chował? - Basil wtulił się w niego. - Chodźmy stąd, nie chcę skończyć dwa metry pod ziemią.

- W takim razie, idziemy na lody~! - Kel pociągnął go za rękę i pobiegł w kierunku cukierni.

Słysząc ich tupot stóp, Hero wypuścił powietrze z płuc.

Jego młodszy brat zszedł się z osobą, do której nadal nie odzyskał w pełni zaufania.

Bajeczny początek tygodnia, nie ma co.

Ale musiał to zaakceptować. Już widział to rozczarowanie w oczach Mari, gdyby wiedziała, że zabronił się Kelowi z kimś spotykać. Powiedziałaby pewnie, że to nie jest jego sprawa.

I miałaby rację. Jak zwykle.

Henry uśmiechnął się niemrawo, stwierdzając, że chyba powinien wstać, zanim jakiś pająk spadnie mu na głowę. A nie było przy nim Mari, która by to paskudztwo zlikwidowała.

Może kiedyś stawi czoła swoim lękom i rzeczywistości bez swojej ukochanej. Ale to nie był ten dzień. Jeszcze nie. I raczej szybko to nie nastąpi.

The End

poniedziałek, 26 grudnia 2022

Spring Sun

 Uniwersum: Omori

Pairing: Sunny&Aubrey, wspomniane Kel&Basil i Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Zaczynamy maraton z fikami z "Omori". Na początek Sunburn, bo czemu nie?




Sunny wrócił do Faraway Town na wiosnę. Kwiaty obsypały drzewa, które spokojnie kołysały się na wietrze.

Melodia "Duetu" zabrzmiała przez chwilę w jego uszach, kiedy przechodził obok swojego starego domu.

- Witaj, Mari - pomyślał, kierując swe kroki w stronę cmentarza.

Musiał zacząć od tego miejsca.

Nie uszedł daleko, kiedy ktoś złapał go za ramię. Odwrócił się i zobaczył Kim.

- Siema - powiedziała. - Ej, Aubrey, miałaś rację! To ten palant!

Aubrey nie zmieniła się dużo. Jej włosy wciąż były długie, chociaż z różowego koloru zostały tylko pasemka. Oczy nadal turkusowe i ciskające gromy. Nie przytyła ani nie schudła. I nie urosła.

- Ty idioto - Aubrey chciała go uderzyć, ale się powstrzymała.

Gdyby to był Kel, to pewnie by go strzeliła w twarz.

- "Idioto"?

- Miałeś nas odwiedzać!

- Przecież przyjechałem - powiedział Sunny cicho jak zwykle.

- Minęły dwa lata! A ty nawet nie odpisywałeś na listy i maile! Jedynie składasz nam życzenia urodzinowe i noworoczne, a tak to nic. Odzywanie się cztery razy na rok to nie jest utrzymywanie kontaktu, wiesz?

- Ale czytam - odparł Sunny.

- Czyli wiesz, jak bardzo chłopaki działają mi na nerwy - mruknęła. - Czy ty rozumiesz to, że te dwa półgłówki się zeszły?

- Kto? - Sunny zamrugał.

- A, czyli nie czytasz wszystkiego?

- Być może?

Aubrey westchnęła.

- Dobra - Aubrey spojrzała na Kim. - Zostawisz nas samych?

- Okie-dokie. Jak coś, to dzwoń - stwierdziła i poszła.

- No dobra - Aubrey spojrzała na Sunny'ego. - Gdzie szedłeś?

- Na cmentarz.

- Okej, pójdę z tobą - zaproponowała Aubrey. - Ale pamiętaj, że nadal jestem wściekła.

Sunny tylko kiwnął głową i obwiązał się ciaśniej szalikiem. Aubrey włożyła dłonie do kieszeni i zaczęli iść w stronę cmentarza.

Płatki kwiatów zasypały chodniki i wyglądały z daleka jak śnieg. Wciąż było nieco zimno, co potęgowało tę iluzję. Sunny spojrzał na Aubrey i zauważył, że jest nieco zmarznięta.

- Zimno ci?

- Co cię to obchodzi?

- Obchodzi.

- Tak, zimno mi. I co z tego?

Sunny podał jej kwiaty, które niósł dla Mari, po czym obwiązał jej szyję swoim grubym szalikiem.

- Teraz lepiej?

Aubrey westchnęła cicho.

- Lepiej.

- To dobrze.

Aubrey oddała mu kwiaty i ruszyli w dalszą drogę. W pewnym momencie złapała go za jego ciepłą dłoń. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Co robisz?

- W ręce też mi zimno.

- Nie mam rękawiczek, przepraszam.

- Nieważne, tak jest dobrze.

Nawet nie zauważyli, kiedy dotarli do grobu Mari. Sunny położył na nim kwiaty i westchnął.

- Nadal się obwiniasz? - spytała Aubrey.

- Spadła z mojej winy.

- Spadła, bo była perfekcjonistką. I perfekcyjnie rozwaliła nam również psychikę - mruknęła Aubrey. - Upozowanie samobójstwa... Basil jest kompletnym kretynem.

- Nie mów tak, to nasz przyjaciel.

- Brzmisz jak Hero.

- Przepraszam - wymamrotał Sunny.

- Basil i Kel są razem. Dobrały się dwa półgłówki - oznajmiła Aubrey. - Hero dalej jest sam. Jak tak dalej pójdzie, zacznie chyba łazić w mnisiej todze.

- A ty?

- A co cię to obchodzi, głupolu? Nawet telefonu nie potrafisz odebrać - Aubrey prychnęła.

- Przepraszam....

- Nie przepraszaj - Aubrey spojrzała na grób Mari. - Źle, że tu leżysz.

Westchnęła cicho.

- Bo... No wiesz, chcę coś zrobić, ale nie wiem, czy Mari nie będzie zła.

- Co takiego?

- Nie powiem ci.

- Okej.

Aubrey zacisnęła dłonie w pięści.

- Mam nadzieję, że to dobry pomysł.

- Jaki?

Sunny zamrugał, kiedy Aubrey w odpowiedzi go pocałowała. Odsunęła się od niego gwałtownie, nie dając mu nawet czasu na reakcję.

- Przepraszam - powiedziała. - Ugh, co ja właśnie zrobiłam? Głupia jestem. Ty też jesteś, bo mi na to pozwoliłeś. Jesteś nawet głupszy, bo to twoja wina.

- Moja?

- Tak. Twoja - Aubrey prychnęła i utkwiła wzrok w swoich butach.

Sunny westchnął, zastanawiając się, czemu znowu słyszy "Duet". Mari dała im błogosławieństwo?

- Aubrey - powiedział cicho, odgarniając jej włosy z twarzy. - Spójrz na mnie. Nie jesteś głupia.

- No... Okej. Ale ty jesteś - stwierdziła stanowczo.

- Tak, wiem. Jestem - Sunny uśmiechnął się niemrawo i tym razem to on pocałował ją.

Kiedy już się od siebie odsunęli, Aubrey wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym wtuliła się w jego wiosenny płaszcz.

- Głupol - mruknęła, przymykając oczy. - Przecież musisz wrócić do domu.

- Wiem - odparł Sunny, głaszcząc ją po głowie. - Ale teraz mam motywację, żeby pisać częściej.

- Spróbowałbyś nie, to bym sama do ciebie przyjechała i udusiła cię swoją kokardą!

- Poświęciłabyś jedną dla mnie? Szczodra jesteś.

- Sunny!

Hero obserwował ich od dobrej chwili. Chciał się upewnić, że nie będzie im potrzebna jego pomoc.

I nie była. Schował się więc z powrotem za drzewo i poszedł w stronę domu.

Wszyscy są szczęśliwi. Może nadejdzie taki moment, kiedy Henry też prawdziwie się uśmiechnie.

The end

środa, 21 grudnia 2022

The One-Eyed White-Haired Wielder of Oni

 Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Migiwa

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: obyczajowy, soft angst

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XXXI (Migiwa's third normal ending).




Onmyouji zabrało ten przeklęty miecz, więc Migiwa postanowiła zostać dłużej na wyspie. Jednakże ja byłam nieco przeszkodą. Złapała mnie więc pod ramię i zaprowadziła tam, skąd przyszłam.

- Poradzisz sobie z przejściem na drugą stronę, czy mam ci pomóc? - spytała Migiwa.

- Wolałabym, żebyś wróciła ze mną - odparłam. - Tu jest zbyt niebezpiecznie.

- Nie przesadzaj, Osa - mruknęła. - Ale może i masz rację. Odprowadzę cię, żebyś mi się jeszcze nie utopiła.

- I kto to mówi? - położyłam sobie dłonie na biodra.

- Chodź, nie ma czasu - stwierdziła Migiwa, ciągnąc mnie za rękę.

- A poszukasz przy okazji Nami? - spytałam, idąc za nią.

- Tak. Zacznę od tego sanktuarium, skoro to onmyouji mówiło coś o dziewczynce śpiącej tam - oznajmiła Migiwa. - A teraz nie traćmy energii na gadanie.

Podróż na Unasakę zajęła nam dość długo, ale nie było czasu na odpoczynek. Gdy znalazłam się na plaży, Migiwa uśmiechnęła się do mnie i poklepała mnie po ramieniu.

- Nie przejmuj się ani mną, ani tą martwą kenki. Ona i tak już nie była człowiekiem - stwierdziła.

- Niby tak, ale...

- Uwierz mi, tak było dla niej lepiej - Migiwa spojrzała na Urashimę i westchnęła. - Ech, będę musiała znowu łazić po tych kamlotach...

- To nie ma sensu, powinnaś chociaż odpocząć - stwierdziłam.

- Osa...

- Proszę - złapałam ją za rękę.

Zmrużyła oczy.

- Niech ci będzie - zgodziła się i ruszyłyśmy razem do Shoushinji.

Opowiedziałyśmy tyle, ile mogłyśmy i rozeszłyśmy się do pokojów. Futon Nami był pusty. Co stało się z tą dziewczynką?

Ayashiro wydawała się martwić o nią najbardziej. A ja drżałam na samą myśl, że Migiwa miała znowu ryzykować swoje życie w ramach misji.

Spałam niespokojnie. Słyszałam, jak Ayashiro łka w poduszkę. Mogłam też przysiąc, że Yasumi mówi coś albo przez sen o Nami, albo do siebie, myśląc, że nikt nie słyszy. Jedynie Momoko chrapała i nie zwracała na nic uwagi.

Kiedy rano się obudziłam, poszłam do pokoju Migiwy. Ta szykowała się do kolejnej misji, zakładając swój specjalny strój i przygotowując sprzęt.

- Migiwa? - zamknęłam za sobą drzwi. - Naprawdę musisz już iść?

- Nie zaczynaj znowu, Osa - stwierdziła Migiwa, zakładając rękawiczki. - Nie jestem taką amatorką, na jaką wyglądam, wiesz?

- Podejrzewam. Inaczej nie byłabyś wybrana do tego zadania - stwierdziłam. - Uważaj na siebie, co?

Migiwa zmierzyła mnie wzrokiem, po czym podeszła do mnie i nachyliła się do mnie.

- Słuchaj, Osanai Syouko - powiedziała poważnie jak na nią. - Jestem onikiri. Nie potrzebuję romansów.

- Co? - zamrugałam. - Ja nie...

- Oczywiście, że ty nie. Ja wiem, że mam anielską twarz, szmaragdowe oczy, płomiennorude włosy, nienaganną sylwetkę, obfity biust i diabelski charakter, ale uwierz mi, nie chcesz wiązać się z onikiri - stwierdziła, klepiąc mnie po twarzy. - Przestań się o mnie martwić, bo to ty tu jesteś małą dziewczynką, która płacze po swojej "Natsu Nee-san" od ośmiu lat, a nie ja.

- Nie mów o niej takim tonem - warknęłam.

- Ta kobieta jest martwa. A teraz nawet podwójnie - stwierdziła, prostując się. - Twoje łzy nie przywrócą jej życia. A ja nie potrzebuję związku. Żegnaj, Osa.

I wyszła, zostawiając mnie samą w jej pokoju.

Najgorsze było to, że musiałam przyznać jej rację.

We wszystkim, co powiedziała.

The end

środa, 14 grudnia 2022

When Leaving, the Scenery Passes By

 Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Migiwa

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: obyczajowy, soft angst

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XXV (Migiwa's first normal ending). 


Postanowiłyśmy uciec przed tajfunem. To było najrozsądniejsze wyjście z tej sytuacji.

W tym momencie jechałyśmy pociągiem. Yasumi przebudziła się i przetarła oczy dłonią.

- Zawacchi! Jak się spało?! - zawołała Momoko, gdy tylko zobaczyła, że Yasumi zabrała głowę z mojego ramienia.

- Dobrze - odpowiedziała Yasumi i przeciągnęła się.

Wyglądała w porządku.

- Myślicie, że dobrze robimy? - spytała Ayashiro.

- W sensie? - spojrzałam na nią z zaciekawieniem.

- No wiecie... - zaczęła Ayashiro. - Zostawiłyśmy tę dziewczynkę w śpiączce. Nie dowiemy się, kim jest i co w ogóle robiła w wodzie.

- Racja - przyznałam.

- Mam numer do Yuukaia... Znaczy, Suzuki-san dał mi swój numer, jak coś - oznajmiła Aoi-sensei. - Także jeśli ta dziewczynka się obudzi, na pewno da mi znać. Sama mogę go spytać, co się z nią dokładnie stało.

- Martwię się o nią - stwierdziła Yasumi.

- Migiwa też obiecała, że da nam znać, czy znaleźli jakąkolwiek informację - próbowałam ją uspokoić.

Migiwa.

Westchnęłam ciężko.

Trudno mi się było do tego przyznać, ale polubiłam ją.

Mimo tego, że znałam ją tak krótko...

- Ta dziewczynka... - zaczęła Yasumi, przebierając palcami. - Kojarzy mi się z moją starszą siostrą...

- Starszą siostrą? - zdziwiła się Momoko. - Byłam pewna, że jesteś jedynaczką, Zawacchi.

- Teraz jestem. Ale jak byłam mała, miałam siostrę bliźniaczkę. Dużo chorowała, aż w końcu... zmarła - wyjaśniła Yasumi, ściszając głos z każdym słowem.

- Och, Aizawa-san... - Aoi-sensei westchnęła z przejęciem.

Momoko przeskoczyła przez oparcie siedzenia i wtarabaniła się między mnie, a Yasumi.

- Zawacchi! To jest straszne, tak mi przykro! - Momoko przytuliła Yasumi do siebie.

- Jak miała na imię twoja siostra, Yasumi-san? - spytała Ayashiro. - Chyba, że nie chcesz odpowiadać na to pytanie...

- Tsunami - odpowiedziała Yasumi po chwili wahania. - Ta dziewczynka... Naprawdę skojarzyła mi się z Tsunami onee-chan. Nawet nie wiem, dlaczego. Może po prostu... Może to przez to, co się stało z mamą...

- Może to jakaś twoja krewna, o której nie wiesz? - przypuściłam. - Jak się obudzi, to na pewno powie o wszystkim i Suzuki-san nas o tym poinformuje. Ewentualnie zrobi to Migiwa. Nie przejmuj się.

Yasumi tylko nieznacznie kiwnęła głową.

Przez dalszą drogę siedziałyśmy w ciszy. Kiedy dojechałyśmy na miejsce, rodzice już czekali na mnie na dworcu.

Kolejne dni spędziłam w szkole, zastanawiając się, co się dzieje z Migiwą i tą dziewczynką. Właśnie jadłyśmy obiad w stołówce, kiedy moja komórka zaczęła wibrować w mojej kieszeni.

Wyciągnęłam ją i zobaczyłam, że dzwoni Migiwa. Odebrałam.

- Osa? - usłyszałam po drugiej stronie. - Słuchaj, wiesz cokolwiek o tej dziewczynce, którą Yasumin wyłowiła z wody?

- Nie - pokręciłam głową. Momoko spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

- Obudziła się kilka dni temu, ale nie mówi. To prawdopodobnie jakaś wada genetyczna. Nazwaliśmy ją Ruri, bo nawet pisać nie potrafi, więc nie wiemy nic. Ale ma lazurowe oczy, to pomyśleliśmy, że pasuje.

- Och, to dobrze, że się obudziła - stwierdziłam. - Wiesz coś na temat tego... Ducha Kamelii?

- Tya, wiem - mruknęła Migiwa. - Nie interesuj się tym, Osa. Najlepiej będzie, jak zerwiemy kontakt, kiedy już opuszczę tę wyspę.

- Co, dlaczego? - byłam trochę zdezorientowana.

- Po prostu skasuj ten numer. I tak załatwię sobie inny - stwierdziła Migiwa. - To nic osobistego, Osa. Można powiedzieć, że taka moja praca. Dam ci znać, czy coś się wyjaśniło w temacie rodziny tej dziewczynki, ale na razie jedynie Suzuki-san stwierdził, że może ją adoptować, jeśli nikt się nie zgłosi. To cześć.

I rozłączyła się.

- Co się stało, Syouko-san? - spytała Ayashiro. - Wyglądasz na zmartwioną.

- Migiwa pisze, że Suzuki-san postanowił adoptować tę dziewczynkę, gdyby nie znaleźli jej rodziców - oznajmiłam. - Obudziła się i nazwali ją Ruri, bo nie mówi i nawet nie może im nic powiedzieć.

- To straszne - stwierdziła Yasumi.

- Przepraszam, Yasumi. Nie powinnam robić ci złudnej nadziei - pogłaskałam ją po ramieniu.

- Nic się nie stało, Syouko-senpai - powiedziała cicho, wracając do dziabania ryżu pałeczkami.

Mój humor był mniej więcej w takim samym stanie. Nie dość, że sprawa Ruri okazała się jeszcze bardziej skomplikowana, to jeszcze Migiwa...

Ech, niby nic osobistego, a jednak poczułam dziwne ukłucie w sercu, gdy to powiedziała.

Emocje są czasem skomplikowane...

The end

środa, 7 grudnia 2022

First Winter Vacation

 Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Nami

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: fluff

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XXIV (Nami's happy ending).


Kiedy już się z Nami wytuliłyśmy za wsze czasy, poszłyśmy na gorącą czekoladę. Ja sobie wzięłam miętową, Nami napakowała tam tyle dodatków, że zastanawiałam się, czy nie dostanie cukrzycy.

- Jeszcze raz, żeby nie było, że coś pominęłam - powiedziała zakłopotana kelnerka. - Małe pianki, duże pianki, czekoladowe drażetki, żelki, cukrowe śnieżynki i piankowy bałwan?

- Tak - Nami pokiwała głową.

- A jaki smak? - spytała kelnerka.

- A jakie są?

- Pistacja, truskawka, morela, mango, masło orzechowe, pomarańcza, jabłko, pomidor, gruszka i mięta - wyliczyła kelnerka.

- Pomidor? - powtórzyła Nami, lekko zdezorientowana.

- Jeden z naszych stałych klientów kategorycznie za bardzo lubi pomidory, więc szefowa kazała wpisać ten smak na listę. Nikt inny nie zamawia pomidorowej czekolady na gorąco, ale on zawsze - kelnerka wzruszyła ramionami. - Mamy też smak limitowany i sezonowy. W tym tygodniu limitowany jest smak herbaty, a zimowy to cynamon.

- To w takim razie poproszę tę herbacianą - powiedziała Nami. Kelnerka kiwnęła głową i poszła przygotować napoje.

- Chyba lubisz słodkie rzeczy, co? - oparłam głowę na dłoni.

- Tak - przyznała Nami. - Syouko-chan?

- Hm?

- Wiesz, że prawdopodobnie nie będę się starzeć? - spytała cicho.

- Wiem - przyznałam. - Ale na razie mnie to nie obchodzi.

- Nie będziesz się czuła z tym... źle?

- Kurou-sama i Yasuhime mogli nie czuć się z tym źle, więc my też możemy - stwierdziłam.

- Niech ci będzie - Nami westchnęła cicho i podziękowała kelnerce, kiedy ta przyniosła nasze napoje.

- I jak? - spytałam, ciągnąc czekoladę przez czekoladową rurkę.

- Smaczna - stwierdziła Nami. - Syouko-chan, chciałam właściwie o czymś z tobą porozmawiać.

- Tak?

- Chodzi o Yasumi - oznajmiła Nami.

- Yasumi?

- Tak - Nami kiwnęła głową. - Miałyśmy większe problemy, kiedy ostatni raz się z nią widziałam, ale myślę, że powinnam się z nią spotkać.

- Dlaczego?

- Bo Aizawa to nie jest jej prawdziwe nazwisko - wyjaśniła Nami. - Naprawdę nazywa się Nekata.

- Czekaj, co? - zamrugałam. - Yasumi jest... twoją krewną?

- Nie jest moją krewną - zaprzeczyła Nami. - To za mało powiedziane.

- Za mało?

- Tak. Bo to moja siostra bliźniaczka.

Czekolada poszła mi nosem. Moje uszy nie mogły uwierzyć w to, co Nami właśnie powiedziała. Nami i Yasumi... to siostry bliźniaczki?

- Słucham?!

- Nie krzycz, Syouko-chan - Nami spojrzała na mnie stanowczo. - Nie mówiłam ci wcześniej, bo sama próbowałam zrozumieć całą tę sytuację, ale tak. Yasumi jest moją siostrą.

- Czyli... To ty jesteś jej starszą siostrą, która "umarła" - powiedziałam powoli. - Ale się porobiło...

- Nie nasza wina - Nami wzruszyła ramionami. - Masz do niej numer telefonu?

- Mam, a co?

- Możesz do niej zadzwonić?

- Oczywiście.

Yasumi zjawiła się dość szybko jak na nią. Kiedy zobaczyła Nami, rozpromieniła się i od razu ją przytuliła.

- Hej, Syouko-senpai mówiła, że przyjeżdżasz - jej głos nieco drżał. Pewnie tutaj biegła, jak zwykle.

- Tak - Nami uśmiechnęła się do niej. - Muszę ci coś powiedzieć, Sumi-chan.

- Co? - spytała Yasumi, siadając przy stole. - Chwila, jak mnie nazwałaś?

- Tak, jak nazywałam cię dawno temu - powiedziała Nami spokojnie. - Jak byłyśmy małe.

Yasumi zamrugała, po czym otworzyła szeroko oczy. Spojrzała na mnie. Pokiwałam głową. Yasumi wróciła do wpatrywania się w Nami ze zdumieniem.

- Opowiem ci wszystko później - stwierdziła Tsunami. - Hej, Sumi-chan? Wszystko w porządku?

- Wiedziałam... Jesteś Tsunami Onee-chan, prawda? - spytała Yasumi ze łzami w oczach, po czym ją przytuliła. - Od razu cię rozpoznałam, nawet jeśli wyglądasz inaczej. Wiedziałam, że to ty. Zawsze wiedziałam, że to ty.

Wyjaśniłyśmy Yasumi wszystko, kiedy już się trochę uspokoiła. Nie była zadowolona.

- Nic dziwnego, że mama mnie stamtąd zabrała i uciekła - mruknęła, patrząc w swoją truskawkową czekoladę, do której dorzuciła dokładnie takie same dodatki, jak Nami. - Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?

- Byłam zajęta ratowaniem świata - Nami uśmiechnęła się lekko.

- Spokojnie, też nic nie wiedziałam - rozłożyłam bezradnie ręce.

- Jakie to wszystko okropne - Yasumi westchnęła i upiła łyk czekolady. - Ojej, jakie to słodkie. Chyba dostanę ataku cukrzycy po tym.

- Masz cukrzycę? - zmartwiła się Nami.

- Tak się tylko mówi - uspokoiłam ją. - Czemu w takim razie wzięłaś tyle dodatków?

- Chciałam być jak Tsunami Onee-chan... - wyjaśniła Yasumi, przez co ja i Nami wybuchnęłyśmy śmiechem.

Cokolwiek przyniesie przyszłość, chciałabym, żeby wyglądała przynajmniej podobnie do tej chwili.

The end

środa, 23 listopada 2022

Carried Away By the Current

 Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Nami

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: angst

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XXIII (Nami's third normal ending).


- Syouko! - głos Kohaku-san odbił się od moich uszu. - Uciekaj, Syouko!

Patrzyłam na martwą Nami i nie wierzyłam w to, co się stało.

Ona naprawdę umarła?

Tak po prostu?

- Nami... - szepnęłam.

Ktoś pociągnął mnie za ramię. To była Kohaku-san.

- Powiedziałam, że masz uciekać - oznajmiła, łapiąc ten przeklęty miecz. - Ja się wszystkim zajmę.

- A Nami? - spytałam. - Nie mogę jej tak zostawić!

Kohaku-san westchnęła ciężko.

- Złap ją mocno - poleciła i szarpnęła mną gwałtownie.

Wrzuciła mnie do wody. Rouryu zdążył jeszcze coś krzyknąć, ale nie słyszałam, co dokładnie. Przytuliłam Nami mocno do siebie i zamknęłam oczy.

* * *

Obudziłam się na plaży. Nami leżała obok mnie. Jej kimono było poplamione krwią.

Wyciągnęłam ku niej dłoń. Dotknęłam jej zimnego ciała.

Ona... Naprawdę nie żyje...?

- Syouko-senpai! - usłyszałam nagle.

- Nami?!

Głosy. Otoczyły mnie głosy. A ja jedynie jeszcze raz chciałam usłyszeć ją. Dziewczynę zamkniętą w ciele dwunastolatki. Przemienioną w boginkę.

Ale wygląda na to, że już nie usłyszę.

* * *

Migiwa przysłała mi smsa. Rouryu pokonany. Brama zamknięta. Kohaku-san zabrała miecz.

Pochowaliśmy Nami obok świątyni. Woleliśmy nie powiadamiać nikogo, kim tak naprawdę była, więc na jej grobie widniały dane personalne "Suzuki Nami".

Poza tym, tylko ja wiedziałam, jak naprawdę się nazywała.

- Czyli to wszystko tylko po to? - spytała Yasumi, siadając obok mnie na plaży. - Żebyśmy musiały ją pożegnać?

- Jak widać - przyznałam.

- Przypominała mi moją starszą siostrę - oznajmiła. - Wiesz, tę, o której ci mówiłam. Była moją siostrą bliźniaczką. Chorowitą. Całe dzieciństwo brała leki. Kiedyś do naszego domu przyjechała dziewczynka ze swoją starszą o wiele lat siostrą. Bawiłyśmy się we trzy, ale Nee-san nie mogła wychodzić z domu bez opieki, więc zamieniałyśmy się miejscami. Ta dziewczynka miała wypadek i rodzice postanowili podawać jej leki mojej siostry. A potem z dnia na dzień zniknęła, jak tylko wyzdrowiała. Nawet się z nami nie pożegnała. Nee-san była z tego powodu bardzo smutna, ale ja musiałam być dla niej dzielna.

- Ty zawsze jesteś dzielna, Yasumi - uśmiechnęłam się słabo. Odwzajemniła uśmiech.

- Zmarła, kiedy miałyśmy niecałe dwanaście lat - wyjaśniła. - Pewnie dlatego Nami mi się z nią kojarzyła. Była w tym samym wieku, co Nee-san, kiedy umarła. I ona... Też umarła w tym wieku.

Yasumi westchnęła ciężko.

- Czyli poszłyście tam, żeby się czegoś dowiedzieć o jej rodzinie, a jakiś zbir was napadł i ją... skrzywdził?

- Tak - skłamałam raz jeszcze.

Nie mogłam przecież wyjawić całej prawdy.

Nikomu.

Nawet Yasumi.

- Ludzie to potwory - mruknęła Yasumi. - Mama zawsze tak powtarzała. Nie wierzyłam jej, ale teraz mam ku temu podstawy.

Chciałam jej powiedzieć, że to nie był człowiek.

Że Nami nie była człowiekiem. A przynajmniej w momencie śmierci.

Że to jednocześnie była Nekata Tsunami i Yasuhime we własnej osobie.

Ale milczałam.

Wiedziałam, że Yasumi mi nie uwierzy.

I co by jej to dało, gdybym powiedziała, jak Nami naprawdę się nazywała?

Przecież Yasumi jej nie zna. Nigdy nie była w tych okolicach.

Spojrzałam jeszcze raz na morze.

Fale powoli odbijały się od brzegu i odpływały.

Jak moje wspomnienia związane z Małą Syrenką znalezioną kilka dni temu na plaży...

The end

środa, 16 listopada 2022

Forbidden Gate

 Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Nami

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: soft angst

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XVIII (Nami's second normal ending).


Nami to Yasuhime.

Tak powiedział Nekata-san. Taka jest prawda.

Westchnęłam, patrząc na przesuwające się obrazy za oknem. Moje przyjaciółki wiedzą jedynie, że Nami okazała się być krewną Nekaty.

Nie wiem, dlaczego Yasumi zareagowała na to "To niemożliwe", a potem zaczęła mamrotać pod nosem coś w stylu "Uspokój się, Yasumi, to może być jedynie kuzynka".

Nic już nie wiem.

- Osa-senpai! - usłyszałam głos Momoko tuż przy uchu.

Na bogów, czy ta dziewczyna kiedyś przestanie się drzeć?

- Co się znowu stało, Momoko? - spytałam, nie odrywając wzroku od okna. - I nie krzycz tak, bo obudzisz Yasumi.

- Wybacz - powiedziała ciszej. - Martwisz się o Nami-chan?

- Skąd taki pomysł? - zerknęłam na nią.

- Wyglądasz, jakbyś się martwiła - stwierdziła Momoko. - Ale nie masz się czym przejmować. Skoro Nekata-san to jej... Wujek, tak?

- Tak, wujek - postanowiłam to potwierdzić, choć Momoko nie miała racji.

Nami nie była nawet człowiekiem. Nie miała rodziny. Była boginką, dawno temu zapomnianą przez ludzkość, która zostawiła swój ślad jedynie w legendach.

- No. To nie masz co się przejmować, na pewno już powiadomił jej rodziców czy coś - Momoko poklepała mnie po ramieniu.

- Momoko-chan ma rację - przyznała Ayashiro. - Nawet jeśli się do niej szybko przywiązałyśmy, to nic nie poradzimy na to, że czasem trzeba się rozstać z kimś, kogo kochamy.

- Nami ma dwanaście lat - zauważyła Aoi-sensei.

- Ma więcej - odparłam. - Ona tylko tak wygląda.

Tak... Ma jakieś pięćset. Albo i lepiej.

- Och - Ayashiro spojrzała przez okno. - Więc nie jest ze mną jeszcze aż tak źle...

O czym ona znowu mówi?

- Jak właściwie Nami-chan naprawdę ma na imię? - spytała Momoko.

- Oyasu - odparłam zgodnie z prawdą.

- Jak Yasuhime? - Aoi-sensei zamrugała.

- Tak - przyznałam. - Jak Yasuhime.

- To chyba niemożliwe, żeby... - Aoi-sensei zamilkła w połowie zdania. - Nie, nie. To niedorzeczne.

- Nie myśli pani chyba, że Nami-chan... Znaczy, Oyasu-chan była Yasuhime, prawda? - spytała Ayashiro.

- Wątpię - odparła Aoi-sensei. - Ale jej rodzice też musieli znać tę legendę, skoro ją tak nazwali. To imię raczej nie jest przypadkiem.

- Myślicie, że ma brata o imieniu Kurou? - spytała Momoko.

- Kurou był jej ukochanym. Nie może być jej bratem - stwierdziła Aoi-sensei.

- Ale skoro jej rodzice tak kochają legendę o Yasuhime, to mogli nawet nazwać, bo ja wiem, psa po Matamu - Momoko wzruszyła ramionami.

- A ich jacht wypoczynkowy nazywa się Ame No Murakumo? - prychnęłam. - Momoko, zejdź na ziemię. I usiądź normalnie, bo brudzisz siedzenie w pociągu.

- No dobrze, dobrze - Momoko zniknęła mi z oczu i słyszałam, jak zaczyna rozmawiać z innymi dziewczynami z naszego klubu kendo.

- Masz jej numer albo adres? - spytała Ayashiro.

- Nie - pokręciłam głową. - Nekata-san nie chciał mi nic powiedzieć bez obecności jej rodziców, a dotrą na Urashimę dopiero jutro.

- Szkoda - westchnęła Ayashiro, opierając głowę na dłoni.

Spojrzałam na krystalicznie błękitne niebo.

I tak jak się tego spodziewałam, nie spotkałam Nami już nigdy więcej.

The end

środa, 9 listopada 2022

Season for Farewells

Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Nami

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: angst

Ostrzeżenia: spoilery do gry 

Notka autorska: Ending XVII (Nami's first normal ending).


Kiedy przyjechałam na Unasakę, było parno i duszno. Nie miałam kontaktu z Nami, prócz sporadycznych telefonów i listów. Nie wiedziałam nawet, jak teraz wygląda.

Weszłam do Shoushinji, ciągnąc ze sobą walizkę. Suzuki-san nie zmienił się zbytnio, jedynie miał więcej zmarszczek.

I wyglądał, jakby nie do końca był zadowolony z mojej wizyty.

- Och, pani kapitan - powiedział nieco zmartwionym głosem. - Co panią tu sprowadza?

- Urlop - odparłam krótko, opierając się na walizce. - Pracuję teraz w klinice dziadka. Chce, żebym ją przejęła.

- Cudownie, cudownie - Suzuki-san kiwnął głową. - Proszę za mną, pokażę pani, gdzie będzie pani spała.

Suzuki-san zaprowadził mnie do pokoju. Miałam wrażenie, że był to ten sam, który dzieliłam kiedyś z Yasumi, Momoko i Ayashiro.

- Dziękuję, Suzuki-san - uśmiechnęłam się, odstawiając walizkę. - Gdzie Nami? Chciałabym się z nią zobaczyć.

- Jak się miewa pani menadżer? - Suzuki-san zupełnie mnie zignorował.

Przygłuchł, czy coś ukrywa?

Pewnie to drugie.

- W porządku. Nie mamy teraz za bardzo kontaktu. Poszła na studia i dużo się uczy - wyjaśniłam. - Ayashiro pracuje w kancelarii prawniczej. Jej rodzice są z niej dumni.

- A ta głośna dziewczynka? - spytał Suzuki-san.

- Momoko? Założyła zespół. Nic nadzwyczajnego - odparłam. - Mogę wiedzieć, gdzie jest Nami?

- Kyan-san przyjechała w poprzedni wtorek - Suzuki-san znów mnie zignorował. - Pytała, dlaczego nie odbiera pani od niej telefonów. Była pewna, że się zaprzyjaźniłyście.

- Nie - byłam już nieco zirytowana. - Spytam po raz ostatni. Gdzie jest Nami?

Suzuki-san odchrząknął.

- No dobrze, zaprowadzę panią do niej - oznajmił. - Ale niech mi pani obieca, że nie zacznie pani histeryzować.

- Coś jej się stało? - spytałam zmartwiona, idąc za mnichem.

- Nie. Właściwie, właśnie o to chodzi - wyjaśnił enigmatycznie. - Wolałem ją ukryć zarówno przed Kyan-san, jak i panią, ale skoro pani aż tak nalega...

Suzuki-san otworzył drzwi i wpuścił mnie do pokoju Nami.

- Nami, Osanai-san przyjechała - powiedział doniosłym głosem.

Nami siedziała przy kotatsu i czytała książkę. Nadal była drobna, ale Suzuki-san ściął jej długie włosy, które teraz miała spięte klamrą.

- Syouko-chan? - Nami odwróciła się w moją stronę.

I wtedy zrozumiałam, co się dzieje.

Nie zmieniła się.

W sensie, ani trochę się nie postarzała. Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy, gdy widziałam ją po raz ostatni.

Prawie dziesięć lat temu.

- Nami nie jest człowiekiem - powiedział cicho Suzuki-san. - Ludzie się starzeją. Ona nie.

Nami wstała. Była ubrana jak dorosła osoba. Piersi urosły jej tylko trochę. Nie wyglądała na szczęśliwą.

- Przepraszam. Pewnie spodziewałaś się, że będę teraz piękna - uśmiechnęła się przepraszająco. - Ale nadal wyglądam jak dzieciak. Na zawsze pozostanę dzieckiem.

Nami położyła dłoń na moim ramieniu.

- Spotkałam onmyouji, które mi wszystko wyjaśniło. Nie wiem, czy chcesz o tym słuchać - powiedziała cicho. - Kohaku-san kazała mi się nie ruszać z Unasaki. A najlepiej w ogóle stąd wyjechać. Ale gdzie? Nie mogę zostać gdzieś dłużej, bo ludzie zaczną podejrzewać, że coś jest ze mną nie tak.

Nami położyła dłonie na moich policzkach.

- Możesz zostać. Możesz mnie odwiedzać. Ale nie możemy być razem. Nie, kiedy mam takie ciało - Nami pocałowała mnie w czoło.

Była dziewczynką, nie kobietą.

Nasza przyszłość nie istniała.

Ten pocałunek był jej pożegnaniem.

The end

środa, 31 sierpnia 2022

When the Tokosaki Flowers Fall

Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Nami, Syouko&Yasumi (jednostronne)

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: angst

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XVI (Nami's second bad ending).



Osa-senpai i Nami-chan nie wracały zdecydowanie zbyt długo. Zawacchi oczywiście zaczęła panikować już dawno. Typowe w jej przypadku.

- Gdzie one mogą być? Wszyscy już dawno wrócili - Zawacchi chodziła w kółko po trawie.

- Yasumin, uspokój się. Zaczyna być widać ziemię, środowisko niszczysz - Migi-san chyba próbowała zażartować.

Nikomu jednak nie było do śmiechu.

- No nic, trzeba iść ich poszukać - stwierdziła Aoi-sensei. - Nie ma sensu tak tutaj czekać. Może się zgubiły albo wpadły do jakiejś dziury i czekają na pomoc.

- Racja - przyznała Hime-senpai. - Zbierajmy się.

- Ale to Osa-senpai - przypomniałam im. - To nie w jej stylu.

- Może skręciła kostkę? - zaproponowała jedna z naszych koleżanek z klubu.

- A to już bardzo prawdopodobne - przyznałam jej rację. - Bierzcie latarki, idziemy ich szukać.

- Tylko ostrożnie, żebyśmy potem nie musiały szukać i was - ostrzegła nas Aoi-sensei.

- Ja zostanę tutaj na wypadek, gdyby pani kapitan i Nami jednak wróciły - oznajmił Suzuki-san.

Złapałam Zawacchi za rękę i poszłyśmy w stronę Tokosaki no Tsubaki. Miałyśmy cichą nadzieję, że tam będą albo że przynajmniej po drodze je spotkamy.

Zdawało mi się, że zaczęło robić się coraz ciemniej i chłodniej, jak szłyśmy przez ten las. Wcześniej nie bałam się ani trochę. Teraz czułam niepokój. Nie wiedziałam, czy było to spowodowane tym, że była tak późna godzina, czy może aż tak bałam się o swoje koleżanki.

Zawacchi nie wyglądała zbyt dobrze. Była blada i roztargniona. Widziałam strach w jej zielonych oczach.

- Szukacie tutaj czegoś? - usłyszałyśmy nagle głos.

Zatrzymałyśmy się gwałtownie. Zobaczyłyśmy młodą kobietę w męskich ubraniach, której włosy były białe jak śnieg, a jedno oko miała zamknięte. Drugie było czerwone jak krew.

- Ja... My... - zaczęła Zawacchi, wpatrując się w kobietę, ale spuściła wzrok i zamilkła bardzo szybko.

- Kim pani jest? - spytałam.

- To teraz nieważne - stwierdziła kobieta. - Pytałam, czy czegoś szukacie.

- Naszych dwóch koleżanek. Jedna miała długie, białe włosy i kimono, a druga...

- A, czyli dobrze trafiłam - kobieta przerwała mi w pół słowa. - Chodźcie ze mną.

Spojrzałyśmy na siebie z Zawacchi i poszłyśmy za nieznajomą. Dotarłyśmy do Tokosaki no Tsubaki, po czym skręciłyśmy i przeszłyśmy może z kilkanaście, kilkadziesiąt metrów.

- Syouko-senpai! - zawołała Zawacchi, podbiegając do niej. Osa-senpai leżała na ziemi i nie ruszała się.

- Tę białowłosą dziewczynkę uprowadziły shikigami - oznajmiła kobieta. - Próbowałam jej pomóc, ale było ich za dużo.

- Shikigami? - powtórzyłam.

- To też nie jest ważne - stwierdziła kobieta. - A, twoja koleżanka nie ma po co próbować obudzić waszej Syouko. Jest martwa od jakiegoś kwadransa. Kazała was przeprosić, zanim wyzionęła ducha.

Kobieta pogłaskała mnie po ramieniu i odeszła, rozpływając się w powietrzu.

Tak. Rozpłynęła się w powietrzu.

Byłam w takim szoku, że nie mogłam się ruszyć. Zawacchi szlochała, tuląc do siebie swoją martwą ukochaną.

Bo Osa-senpai była martwa. Cała poraniona i leżąca w kałuży krwi.

Nic nie mogło przywrócić jej do życia.

The end

piątek, 15 lipca 2022

White Swan of the Storm

Opowiadanie

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: angst, fantasy

Ostrzeżenia: śmierć postaci

Notka autorska: Przyszło mi to do głowy przy pisaniu jednego RPG.




Krew.

To było pierwsze, co zobaczyłem, kiedy wszedłem do pokoju.

Pełno krwi kapiącej na podłogę. Lejącej się. Płynącej.

Zewsząd.

Krew była wszędzie. Na ubraniach, na kanapie, na książce, na butach, na podłodze i trochę na dywanie.

I na twoich ubraniach, kiedy podniosłem cię z podłogi. Wstawanie w tym stanie nie było dobrym pomysłem, wiesz?

Ja bym płakał z bólu w takiej sytuacji. Ty nie. Właściwie, trzeba mieć jeszcze siłę płakać. I mieć jak płakać. Żeby płakać, trzeba oddychać. A ja jedyne, co słyszałem, to jak kaszlesz. Jakby to był jakiś masakryczny atak astmy, której nawet nie masz.

Wszystko było we krwi.

Stróżka krwi ciekła ci z ust. Stróżki krwi ciekły ci z nosa. Spodnie właściwie dawno straciły swój oryginalny kolor.

Nawet nie dzwoniłem po karetkę. Nie było czasu na karetkę. Nie było czasu na nic.

Teleportowałem się, choć wiedziałem, że nie wolno.

Biegłem przez korytarz, powtarzając sobie, że to tylko sen. Koszmar na jawie, z którego nie mogę się obudzić.

To tylko omdlenia. Przedłużające się omdlenia. Skąd mogliśmy wiedzieć, jak to się skończy?

Cała podłoga w korytarzu była we krwi. Prawie się na niej poślizgnąłem.

I wtedy zdałem sobie sprawę, że przestałem słyszeć ten spazmatyczny, przerywany oddech.

Zatrzymałem się w momencie, kiedy lekarze mnie zauważyli.

Spojrzałem na osobę, która była całym moim światem.

Na zakrwawione, sine usta. Na krew na pucułowatych policzkach. Na krew nadal kapiącą na podłogę.

Zabrali mi cię. Czy będą próbować cię ratować? Muszą spróbować cię uratować.

Muszą spróbować.

Ale czy muszą cię uratować? Czy w ogóle mogą?

Moje białe ubrania były całe we krwi. Moja twarz cała we łzach.

To wszystko było tylko koszmarem, prawda?

Niestety to była rzeczywistość. Rzeczywistość, w której zostałem sam. W której dzień, który miał być szczęśliwy, zmienił się w piekło.

* * *

Energia magiczna zaczęła szaleć wokół. Całą instalację elektryczną trafił szlag. Nawet najmniejsze, szklane przedmioty rozprysły się na atomy.

W dużym skrócie, szpital pewnie przestałby istnieć, gdyby nie otoczyła go nagle magiczna bariera.

Czy ktoś by zginął?

Być może.

Nie obchodziło go to.

Nic już go nie obchodziło.

Nie wiedział, kiedy znalazł się na zewnątrz.

Nie wiedział, jak.

Zamknął oczy.

I jedyne, co czuł, to pióra odrywające się od jego skrzydeł.

Jak gdyby zupełnie opuściły go emocje.

Jak gdyby wszystko zniknęło.

The end

czwartek, 19 maja 2022

Cling like a limpet III

 Zespół: Xanvala&Ari

Pairing: Tatsumi&Kazuha, w tle Maya&Lyoka, Nao&Souma i Tomoya&Yuhma

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: komedia?

Ostrzeżenia: brak

Notka autorska: Ostatnia część. Enjoy.



Tatsumi już spał, kiedy usłyszał, że ktoś do niego napisał. Jako jedynemu przypadło mu normalne łóżko, więc jego koledzy byli trochę dalej od niego.

Dla kogo były te pokoje? Dla samotnej matki z czwórką dzieci?

Tatsumi rozejrzał się. Yuhma już wrócił, sądząc po jego chrapaniu dobiegającego z jednego z dolnych łóżek. To dobrze. Może przynajmniej Nao będzie miał rano dobry humor.

Usłyszał wibracje drugi raz i podniósł telefon. Tak, jak się spodziewał, to był Kazuha.

[03:26, 16.02.2022] Kazuha: Tatsumi.

[03:26, 16.02.2022] Kazuha: Tatsumicchi.

[03:26, 16.02.2022] Kazuha: Tatsucchi.

[03:26, 16.02.2022] Kazuha: Tatsu-chan.

Dlaczego ten człowiek taki jest?

[03:30, 16.02.2022] Tatsumi: Co chcesz, idź spać.

[03:30, 16.02.2022] Kazuha: :(

[03:31, 16.02.2022] Kazuha: Mam za krótkie łóżko i wystają mi stopy. :((((

Tatsumi westchnął ciężko i położył się z powrotem. Już prawie przysnął, kiedy jego komórka znowu zaczęła wibrować.

[03:38, 16.02.2022] Kazuha: Tatsucchan, czemu nie odpisujesz, śpisz?

[03:40, 16.02.2022] Tatsumi: ...tak. Normalni ludzie śpią.

[03:41, 16.02.2022] Kazuha: Jestem nienormalny? :((((((((

[03:43, 16.02.2022] Tatsumi: Po 16 godzinach bez snu w krwi zaczyna się wydzielać alkohol.

[03:43, 16.02.2022] Kazuha: I?

[03:44, 16.02.2022] Tatsumi: Tobie się już wydzieliły z 3 promile. Idź spać.

[03:45, 16.02.2022] Kazuha: Ale Tatsuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!! T_T

Tym razem dostał wiadomość na konwersacji grupowej odnośnie trasy. Zajrzał do niej.

[03:45, 16.02.2022] Nao: Ffs, Kazuha, obudziłeś nas wszystkich, bo komórka Tatsumiego ciągle wibruje.

[03:45, 16.02.2022] Kazuha: Oj?

[03:46, 16.02.2022] Lyoka: Kazuha, idź spać, albo chociaż wyłącz dźwięki.

[03:46, 16.02.2022] Kazuha: Oj vol 2.

Tatsumi podniósł wzrok. Rzeczywiście wszyscy się obudzili. Nawet Yuhma, który wyglądał jak zombie.

- W sumie skoro już nie śpię, mogę iść do łazienki - Yuhma ziewnął i zwlókł się z łóżka. Zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju.

Tatsumi znów usłyszał wibracje i po prostu wyłączył komórkę. Nie chciał dłużej wkurzać swoich przyjaciół.

Ale jedna rzecz nie dawała mu spokoju.

- Skąd właściwie wiedziałeś, że to Kazuha? - spytał Tatsumi, kiedy Nao podszedł do szafki i wziął z niej butelkę z wodą.

Nao jedynie upił łyk i nic nie odpowiedział.

- Nao?

- Kto inny mógłby do ciebie pisać? - Nao spojrzał na Tatsumiego. - Przecież nie daje ci spokoju. Jak widać w nocy też nie.

- Rozumiem - Tatsumi okrył się kołdrą i zamknął oczy.

Po chwili jednak poczuł, że ktoś położył mu dłoń na ramieniu.

- Ej, Tatsumi - usłyszał cichy głos Soumy. - Komponowałem sobie, kiedy wrócił Yuhma i on twierdzi, że mam ci dać spokój, ale ja uważam, że powinieneś wiedzieć o tym, że Kazuha siedzi pod drzwiami i... No według Yuhmy nie wygląda zbyt dobrze.

- Hm? - Tatsumi usiadł na łóżku. - O czym ty mówisz?

- Idź sam sprawdź - Souma wstał i poszedł do swojego łóżka.

Tatsumi przetarł oczy i spojrzał na swoją komórkę. Włączył ją z powrotem i zajrzał do konwersacji z Kazuhą.

[03:56, 16.02.2022] Kazuha: Moglibyśmy porozmawiać?

[03:58, 16.02.2022] Kazuha: Pewnie właśnie wkurzam naszych kolegów, ale...

[03:59, 16.02.2022] Kazuha: Nie wiem, Tatsumi. Nic już chyba nie wiem.

[04:00, 16.02.2022] Kazuha: Pogubiłem się i potrzebuję rozmowy. Proszę.

Tatsumi wyszedł z pokoju. Kazuha wciąż siedział na podłodze, wpatrując się w swoje stopy. Miał na sobie tylko piżamę, puchaty szlafrok i zielone klapki.

- Co się stało? - spytał Tatsumi, siadając przy nim.

- Czy ja jestem wkurzający? - Kazuha odpowiedział mu pytaniem na pytanie. - W sensie wiesz. Nagabuję cię za bardzo czy coś?

- Nie przeszkadza mi to aż tak - odparł Tatsumi, opierając się o ścianę. - Co najwyżej nasi kumple są nieco zdezorientowani.

- Uhm - Kazuha spojrzał na przeciwległą ścianę. - A gdybym ci powiedział, że nie mogłem zasnąć, bo chciałem cię spytać, czy... Właściwie, chciałem ci powiedzieć wcześniej, ale przyszedł Ran i nie spytałem. I mnie to teraz dręczy.

- Jak kogoś masz, albo chcesz mieć i przez to musisz zakończyć nasz romans, to naprawdę nie ma problemu - Tatsumi wzruszył ramionami. - Umówiliśmy się, że nic więcej z tego nie będzie, więc...

- Ale ja nikogo nie mam - przerwał mu Kazuha. - Ja nikogo nie chcę i nie podoba mi się, że nic więcej miało z tego nie być.

Kazuha wtulił się w niego. Jak wtedy, gdy po seksie leżeli w łóżku i rozmawiali o głupotach. Zawsze się w niego tak wtulał. I to było urocze.

- Kazuha? - Tatsumi pogłaskał go po głowie. - Zakochałeś się we mnie?

Usłyszał jedynie nieznaczne mruknięcie.

- I dlatego robisz taką aferę w środku nocy?

Kolejny pomruk.

- Ale ty głupi jesteś - Tatsumi zaśmiał się i podniósł Kazuhę za ramiona. - Przecież ja też cię kocham. Ale zachowujesz się w taki sposób, że w ogóle nie mogłem rozszyfrować, kiedy jesteś poważny, a kiedy nie.

- ...oj - Kazuha uśmiechnął się przepraszająco i pocałował Tatsumiego.

Zupełnie inaczej niż zwykle. Z jakby... nieśmiałością?

- Podoba mi się ten słodki Kazuha - stwierdził Tatsumi, kiedy się już od siebie odsunęli. - Tylko następnym razem porozmawiajmy zanim postanowisz obudzić oba nasze zespoły spamem na telefonie.

- Obawiam się, że teraz będzie robił ci jeszcze większy spam - stwierdził Lyoka, przechodząc obok nich. - Swoją drogą, żeby siedem osób mi nie wierzyło, że coś między wami jest. Ech...

I poszedł, zostawiając ich w delikatnej konsternacji.

Chyba jednak nigdy nie pojmą, jak działa jego proces myślenia.

The End

wtorek, 17 maja 2022

Cling like a limpet II

 Zespół: Xanvala&Ari

Pairing: Tatsumi&Kazuha, w tle Maya&Lyoka, Nao&Souma i Tomoya&Yuhma

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: komedia?

Ostrzeżenia: brak

Notka autorska: Przepraszam za sportretowanie Soumy tutaj, ale on serio ma jakiś motorek w tyłku. XD



Przyjechali do kolejnego hotelu. Tatsumi słyszał już o pokojach, w których były podwójne łóżka i później niektórzy budzili się z nogami kolegi z zespołu przerzuconymi przez swoje biodra, ale piętrowe? Piętrowych łóżek się nie spodziewał.

- Ale super! - zawołał Souma, skacząc na łóżko. - Mogę spać tu? Albo w sumie będę spał na górze, będzie śmiesznie. A w ogóle możemy je przystawić bliżej siebie? Będę mógł spać, trzymając Naoyę za rękę.

- Souma... - Nao westchnął ciężko.

- No co? - Souma wdrapał się na łóżko. - Ale fajnie, wszystkich was widzę. O, mam wenę na komponowanie, podajcie mi gitarę.

- Proszę - Tomoya podał mu futerał. - Zeszyt i długopis też chcesz?

- Na razie chcę zobaczyć, jak to zabrzmi - stwierdził Souma. - Ej, Naoya, mogę napisać coś dla ciebie?

- A Tatsumi dopisze do tego jakiś psychodeliczny tekst. Nie, dziękuję - Nao usiadł w fotelu i wyjął z torby swojego laptopa.

- To ja może pójdę do pokoju Ari. Umówiłem się z Daikim na piwo - oznajmił Yuhma.

- Tylko nie upijcie się za bardzo, bo jak jutro będziecie grać koncert na kacu, to nie ręczę za siebie - upomniał go Nao.

- Spokojnie, Daiki jest perkusistą, nie będzie pił dużo - odparł Yuhma, wychodząc.

- Ale ja o tobie mówię - sprecyzował Nao. - Yuhma, wracaj tu i obiecaj, że nie będziesz dużo pił! Yuhma!

- Mam iść z nimi? - spytał Tomoya.

- Masz być brutalny, jak mnie nie posłucha - odparł Nao.

- Prędzej ubiorę go w kieckę - stwierdził Tomoya, chrupiąc słonego paluszka.

Tatsumi w sumie jedyne, czego chciał, to umyć się i iść spać. Zabrał więc swoje rzeczy i ruszył w stronę łazienki.

I oczywiście tuż przed drzwiami prawie wpadł na Kazuhę, który akurat stamtąd wychodził.

- Hej, Tatsumicchi~! - Kazuha złapał go za policzek. - Ale ty uroczy jesteś bez makijażu, mówił ci to ktoś kiedyś?

- Ty. Z jakieś sześćdziesiąt dziewięć razy - odparł Tatsumi.

- Uuu, a co to za niegrzeczna liczba~?

- Bo idealnie do ciebie pasuje - wyjaśnił Tatsumi. - Ty nie masz nic wspólnego z grzecznością.

Kazuha zachichotał.

- Ale ty jesteś uroczo zabawny, Tatsucchi~! - Kazuha złapał go za ramiona i przyciągnął go do siebie.

Płyn pod prysznic o zapachu zielonej herbaty. Cytrynowy szampon. I ten specyficzny zapach ciepłego od wody ciała.

Tatsumiemu zakręciłoby się pewnie w głowie, gdyby był bardziej zniewieściały i podobny do jakiejś peszącej się wiecznie dziewoi.

- Kazuha, daj mi się umyć.

- A buzi?

- Buzi kiedy indziej.

- Ale ja chcę buzi teraz.

- Kazuha.

- No dobrze - Kazuha oparł się o ścianę. Jego włosy były mokre i roztrzepane. I wyglądał na przygaszonego.

- Kazuha? - Tatsumi spojrzał na niego uważnie. - Wszystko w porządku?

- Tak - odparł Kazuha. - Po prostu... Myślałem trochę o...

- Hejka! - Ran wpadł do łazienki, uśmiechając się promiennie. - Co macie takie miny? Przeszkodziłem w rozmowie?

- Nie - skłamał Kazuha.

Kazuha.

Skłamał.

Co tu się wyprawia?

- To dobrze - Ran ruszył pod jeden z pryszniców. Tatsumi odprowadził go wzrokiem, a kiedy się odwrócił, Kazuhy już nie było.

Co on chciał mu powiedzieć?

Były dwie opcje.

Albo jednak chce czegoś więcej.

Albo właśnie chce zakończyć tę ich przygodę.

Innych opcji Tatsumi nie podejrzewał.

poniedziałek, 16 maja 2022

Cling like a limpet I

 Zespół: Xanvala&Ari

Pairing: Tatsumi&Kazuha, w tle Maya&Lyoka, Nao&Souma i Tomoya&Yuhma

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: komedia?

Ostrzeżenia: brak

Notka autorska: Wiecie, czego dawno nie robiłam? Nie płonęłam w piekle za shipowanie prawdziwych ludzi.

*złowieszczy śmiech na samą myśl o tym bólu tyłka, jeśli jakaś anti kiedyś znajdzie tego fika*

Życzę miłego czytania. ^^



Upierdliwość.

Właściwie dokładnie tak to można nazwać. Upierdliwością. Bo jak inaczej określić zachowanie, kiedy ktoś nie daje ci oddychać, bo tak bardzo się do ciebie klei?

Przytula, głaszcze, dotyka, chce spędzać z tobą każdą możliwą chwilę i uff...

Może i był ekstrawertykiem, może lubił spędzać czas z ludźmi i zawsze upewniał się, że wszystko jest w porządku, ale ta sytuacja doprowadzała go do tego, że miał ochotę usiąść sobie gdzieś w kąciku ze swoim notesem do tekstów i siedzieć tam tak długo, aż nie zapuści korzeni.

A w sumie to by nie było takie głupie, jakby zapuścił te korzenie. Nie mógłby zostać podniesiony, przeniesiony, zaprowadzony w żadne miejsce, bo nie można by go było ruszyć. Ach, cudowne marzenie...

Właściwie, dlaczego aż tak go to zachowanie jego kolegi z zaprzyjaźnionego zespołu denerwowało? Czy dlatego, że Kazuhy nie lubił?

Och nie! Tatsumi bardzo go lubił. Nawet aż za. I może właśnie dlatego go cała ta sytuacja tak męczyła.

Trudno było mu rozszyfrować, na ile Kazuha się do niego klei dla zabawy, a na ile jest poważny.

Czy ten człowiek w ogóle potrafił być w którymkolwiek momencie swojego życia poważny?

- Tatsumicchi~!

Odpowiedź nasunęła mu się sama, kiedy znowu został przyciągnięty przez Kazuhę w silnym uścisku.

Nie, nigdy.

- Kazuha, łamiesz mi żebra - mruknął Tatsumi, popijając wodę przez słomkę. - Jesteśmy już w strojach, jeszcze nam się coś uszkodzi.

- Ale Tatsucchi~!

- No co?

- Wieki cię nie widziałem - odparł Kazuha.

- Rozmawialiśmy dosłownie kwadrans temu... - Tatsumi westchnął ciężko.

- Ale to dużo! Stęskniłem się - Kazuha przytulił go jeszcze mocniej.

- Kazuha, jak ściśniesz Tatsumiego jeszcze mocniej, to albo połamiesz mu żebra, albo udusisz - zwrócił mu uwagę Nao. - Maya, ja rozumiem, że uda Lyoki są wygodną poduszką, ale mógłbyś trzymać swój zespół w ryzach?

- Co? - Maya otworzył jedno oko i spojrzał na Nao.

- Weź coś zrób ze swoim wokalistą, bo wykończy mojego - spytał Nao.

- Co? Ach, tak - Maya usiadł i spojrzał na Kazuhę. - Kazuha, zostaw Tatsumiego, bo go uszkodzisz.

- Dobrze, że nie jest taki chudy jak Lyoka, bo by się połamał - zachichotał Ran.

Lyoka nic nie odpowiedział. Miał jedynie minę, jakby... Jakby właściwie co? Tatsumi miał wrażenie, że tego gitarzystę rozumiał tylko Maya. No i Nao. Jakimś cudem.

Nawet Kazuha próbował do niego dotrzeć przez dwa lata. Z marnym skutkiem, patrząc na to, że dopiero po tak długim czasie mu się to udało.

Kazuha nieco poluźnił uścisk i posadził Tatsumiego na kanapie, po czym usiadł obok niego. Był ciepły. I jego woda kolońska ładnie pachniała.

Tatsumi mógłby tak zostać, ale... Ale no właśnie. Czy Kazuha chciałby, żeby tak został? W którym momencie kończyła się zabawa, a zaczynało coś więcej?

- Hej, chcecie umaibo? - spytał Souma, podchodząc do nich z całą siatką wypełnioną tymi słonymi przekąskami. - Byłem w sklepie po mleko do kawy, bo się skończyło, a nikt z technicznych nawet nie pomyślał, że ktoś mógłby pić kawę, która nie jest czarna i...

- Souma, pamiętaj o oddechu - stwierdził Tomoya.

- No dobrze, dobrze - Souma westchnął. - Ale no. Mieli taką świetną promocję, że nie mogłem się oprzeć.

- Ja już mam swoją przekąskę - stwierdził Kazuha, rozdmuchując Tatsumiemu włosy.

Na bogów...

- Może weźcie się chociaż ze sobą prześpijcie, bo mam was serdecznie dosyć - mruknął cicho Lyoka, odpakowując kukurydziane umaibo, które podał mu Souma.

Kazuha jedynie zachichotał.

Ciekawe, co by zrobili koledzy z ich zespołu, gdyby wiedzieli, że od kilku dobrych miesięcy właśnie to robili, jak tylko mieli chwilę czasu.

Uprawiali seks. Jak dorośli, szanujący się mężczyźni, którym fanki już nie starczały, w stałym związku nie byli od czasu poprzednich zespołów, a kolega z branży był chętny i pod ręką.

Tylko który z nich choć przez chwilę pomyślał, że ten drugi może zacząć pragnąć czegoś więcej?

Tatsumi zerknął na drugiego wokalistę.

Kazuha na pewno nie.

Do tego trzeba by było kiedykolwiek myśleć.

sobota, 14 maja 2022

That one universe, where happiness exists

 Uniwersum: Marvel

Pairing: Stephen Strange&Christine Palmer

Dozwolone od: 15+

Gatunek tekstu: obyczajowy, AU

Ostrzeżenia: spoilery do filmów

Notka autorska: Czy jestem wściekła, bo MCU rozwaliło mi ship, który sprawił, że powstał ten fik?

Tak.

I dlatego macie drugiego. Miłego czytania. ^^





Nie wiem, czego się spodziewałam.

Że jeśli zgodziłam się poślubić człowieka, który ma mentalnie kilka tysięcy lat, to moje wesele pozostanie niezakłócone?

I czy naprawdę po ulicy biega teraz wielkie oko z mackami?

- Muszę iść - usłyszałam od mojego męża, którym był od jakiejś pół godziny.

- Tylko wróć! - zawołałam za Stephenem, kiedy zeskakiwał z balkonu.

Westchnęłam ciężko i usiadłam w fotelu. Wiedziałam, że nie wróci przynajmniej przez następne kilka godzin, albo nawet kilka dni.

Resztę wesela zabawiałam gości. Przyszedł pod koniec, kiedy już wszyscy zaczęli się rozchodzić.

- Jesteś - uśmiechnęłam się po niego. - Co tym razem?

- Dziewczyna potrafiąca przemieszczać się między wymiarami - odpowiedział, podając mi rękę. - Wiem, że jest późno i większość ludzi już poszła...

- Musisz wracać, prawda? - przerwałam mu.

Pokiwał głową.

- Na długo? - spytałam.

- Jutro mam zamiar odwiedzić starą przyjaciółkę - odparł, przyciągając mnie do siebie. - A potem zobaczę. Może ona będzie wiedziała, co robić.

- To, co goniło tę dziewczynę... Tych potworów jest więcej, prawda? - przymknęłam oczy, wtulając się w niego.

- Prawdopodobnie - odpowiedział. - Właściwie, kim jest Charlie?

- Czemu pytasz?

- Zastanawiam się, czemu go zaprosiłaś - wyjaśnił Stephen. - Tylko dlatego, że mnie uwielbia?

- Poznaliśmy się w głupi sposób - oznajmiłam. - Śniło mi się, że to z nim planowałam ślub.

- To nie brzmi dobrze - stwierdził Stephen, patrząc mi prosto w oczy.

- Wiem, ale jak mu o tym opowiedziałam, kiedy został moim pacjentem, to zaczęliśmy się śmiać i jakoś tak tę znajomość utrzymujemy - odparłam. - Czemu tak na mnie patrzysz?

- Ta dziewczyna twierdzi, że nasze sny są zwierciadłem, w którym odbijają się losy naszych odpowiedników z innych wymiarów - wyjaśnił Stephen. - Zaprosiłaś na nasz ślub swojego narzeczonego z równoległego uniwersum.

- Tutaj mam ciebie - pogłaskałam go po policzku. - Kocham cię.

- To dobrze - Stephen przytulił mnie do siebie dziwnie mocno. - To bardzo dobrze.

* * *

Robiłam właśnie popołudniową kawę, kiedy Stephen wpadł przez jeden z tych swoich portali. Podskoczyłam, wciąż nieprzyzwyczajona do tego, że czasem tak robi.

- Stephen! Mówiłam ci, żebyś nigdy nie zjawiał się tak znienacka! - skarciłam go.

Miał niewyraźną minę.

- Muszę iść do Kamar-Taj. Prawdopodobnie na długo. I nie wiem, czy wrócę - oznajmił poważnym tonem.

Westchnęłam ciężko.

- Kpisz sobie, prawda? - spytałam. - Ta twoja przyjaciółka...

- To ona za tym wszystkim stoi - Stephen przerwał mi i złapał mnie za dłonie. - Nie ruszaj się stąd, Christine.

- Ale muszę iść jutro do pracy - zaoponowałam.

- Nie. W tym momencie nie istniejesz. Ona nie może się dowiedzieć o tobie - odparł, wprowadzając nas do lustrzanego wymiaru.

- Stephen, co ty robisz? - spytałam.

- Chronię cię - odpowiedział i pocałował mnie.

Na pożegnanie.

Czułam, że to w jakiś sposób jest pożegnanie.

I pobiegł, zostawiając mnie w tej magicznej rzeczywistości.

Westchnęłam ciężko.

Świetnie. Czego ja się spodziewałam, wychodząc za mistrza sztuk mistycznych?

O, przynajmniej zapamiętałam tę nazwę.

* * *

Nie wiem, ile spałam, ale poczułam, że rzeczywistość wraca do swojej normalnej postaci. Usiadłam na kanapie i przetarłam oczy.

Stephen wyglądał jeszcze gorzej niż po walce z Thanosem. Wręcz był wycieńczony.

- Stephen! - podbiegłam do niego, kiedy prawie się przewrócił. - Co się stało, gdzie ty byłeś?! Siedziałam tu cały dzień!

- Nic mi nie jest - odpowiedział słabym głosem. - Ale przyda mi się drzemka.

- Najpierw to ci się przydadzą opatrunki - odparłam, prowadząc go do łazienki. - Mnóstwo opatrunków. Czy ty wiesz, jak ty wyglądasz?

- Wiem - odparł, siadając na podłodze w łazience. - Nie jest tak źle.

- Nie jest tak źle?!

- Ej, przynajmniej nie jestem kupką popiołu - zauważył Stephen. - Spotkałem twoją odpowiedniczkę.

- Co? - zamrugałam. - Moją odpowiedniczkę?

- Miała czerwone włosy i znała się na magii - kontynuował Stephen, kiedy pomagałam mu się rozbierać. - Jej Stephen nie żył. Powiedziałem jej coś, żeby przestała się zadręczać.

- Nie przestanie, jeśli jest choć trochę podobna do mnie - odparłam, patrząc na okropne zadrapania zrobione jakby pazurami. - Co cię napadło, stado wściekłych wilków?

- Dusze przeklętych - odparł Stephen.

- SŁUCHAM?!

- Ale twoja odpowiedniczka mnie uratowała - oznajmił Stephen. - Odpędziła je i zastąpiła cię przy dodawaniu mi otuchy.

- Co ty znowu zrobiłeś, że zaatakowały cię dusze przeklętych? - spytałam, nie wiedząc zbytnio, czy chcę znać odpowiedź.

- Użyłem czarnej magii i opętałem ciało mojego martwego odpowiednika.

- STEPHEN!

- Zrobiłem tylko to, co musiałem - oznajmił. - Ale mogą wystąpić konsekwencje.

- Jakie znowu konsekwencje?

- Trzecie oko, czarne palce i takie tam.

- Uduszę cię kiedyś.

- Mówiłaś, że lubisz moje oczy.

- Jak są dwoje. Trzeciego nie potrzebuję.

- Kocham cię.

Zamarłam ze słuchawką od prysznica w ręce.

- Co?

- Kocham cię. W każdym uniwersum - powiedział cicho Stephen. - To jej powiedziałem. Obiecałem, że zaopiekuję się jej odpowiedniczką i że nie musi się o nas martwić.

- Ale ty nigdy mi nawet nie odpowiedziałeś - odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na jego mokre włosy, które przykleiły mu się do czoła. - Stephen...

- Bałem się, że nie wrócimy - oznajmił Stephen. - Że już więcej cię nie zobaczę. I że zostanę uwięziony w zniszczonym wymiarze, który mój odpowiednik doprowadził do autodestrukcji, bo się rozstał ze swoją Christine. Wiesz, że stwierdził, że jestem jedynym Stephenem wśród wszystkich kilku tysięcy, który odnalazł szczęście?

Spojrzał mi w oczy. Widziałam, że jest przerażony. Jak gdyby bał się, że to tylko sen. Że tak naprawdę jest jednym z tych Stephenów, który gdzieś tam śpi nieszczęśliwy w pustym łóżku.

- Czemu dopiero teraz mi mówisz, że mnie kochasz? - spytałam, rozpinając sweter. - Wyszłam za ciebie, po prostu głęboko w to wierząc. Czemu dopiero teraz to potwierdzasz?

- To nie tak, że nie chcę się o kogoś troszczyć, albo żeby ktoś się o mnie troszczył. Po prostu... - przesunął mokrą ręką po moich włosach. - Boję się, że to i tak nie wyjdzie.

- Tym razem ci wyszło - pocałowałam go w usta.

* * *

- Donna!

- No co? - mała dziewczynka o piwnych oczach i czarnych włosach siedziała na pelerynie Stephena i jadła ciastka, które wyciągnęła z najwyższej szafki.

Jej starszy brat, brązowowłosy chłopiec o szarych oczach, patrzył na nią ze złością, a potem przeniósł wzrok na mnie.

- Mamo, Donna znowu to zrobiła - mruknął.

- Słuchanie się innych ma po waszym tacie - stwierdziłam, ściągając Donnę z peleryny. - Idź do niego, Benny.

- Po co?

- Powiedzieć mu, że jego płaszcz znowu pomógł jego córce broić - wyjaśniłam, zabierając Donnie ciastko. - Rozboli cię brzuszek, słoneczko.

- Ale ja lubię słodkie - mruknęła.

Benny wrócił po chwili.

- Tata mówi, że masz do niego przyjść - oznajmił.

- Polećmy na jego pelerynie! - zawołała uradowana Donna.

- Nie, sama do niego pójdę - postawiłam córkę na podłodze. - Zabierz dzieci do łóżek.

Tak, powiedziałam to do peleryny. Przyzwyczaiłam się, że robi za nianię naszych dzieci.

Weszłam po schodach i zobaczyłam, jak Stephen stoi na balkonie i patrzy na uśpione miasto.

- Nad czym rozmyślasz? - spytałam, stając obok niego.

- Clea twierdzi...

- Nie lubię jej - przerwałam mu.

- Dlaczego? - spytał.

- Nie lubię tego, jak na ciebie patrzy - oznajmiłam.

- Och, przestań - objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. - Naprawdę uważasz, że zamierzam przestać być tym jedynym Stephenem, który może być właśnie z tobą?

- O czym chciałeś porozmawiać? - spytałam.

- O tym, co twierdzi pewna białowłosa siostrzenica wielkiej fruwającej głowy, ale jej nie lubisz, więc nie było tematu - ujął moją twarz w dłonie. - Kocham cię, Christine.

- Ja ciebie też - odpowiedziałam i pocałowałam go.

...zupełnie ignorując fakt, że znowu usłyszałam, jak Benny krzyczy na Donnę.

Co tym razem zrobiła?

Spojrzałam na dłoń Stephena.

- Schowałeś swój pierścień, prawda?

Zamyślił się na moment, po czym westchnął.

- Czyli Ben znowu będzie spadać pół godziny - stwierdził, patrząc na rozgwieżdżone niebo.

I nawet mi nie przeszkadzało, że jego trzecie oko do mnie mrugnęło.

The End