Uniwersum: Omori
Pairing: Sunny&Aubrey, wspomniane Kel&Basil i Hero&Mari
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: slice of life
Ostrzeżenia: spoilery do gry
Notka autorska: Zaczynamy maraton z fikami z "Omori". Na początek Sunburn, bo czemu nie?
Sunny wrócił do Faraway Town na wiosnę. Kwiaty obsypały drzewa, które spokojnie kołysały się na wietrze.
Melodia "Duetu" zabrzmiała przez chwilę w jego uszach, kiedy przechodził obok swojego starego domu.
- Witaj, Mari - pomyślał, kierując swe kroki w stronę cmentarza.
Musiał zacząć od tego miejsca.
Nie uszedł daleko, kiedy ktoś złapał go za ramię. Odwrócił się i zobaczył Kim.
- Siema - powiedziała. - Ej, Aubrey, miałaś rację! To ten palant!
Aubrey nie zmieniła się dużo. Jej włosy wciąż były długie, chociaż z różowego koloru zostały tylko pasemka. Oczy nadal turkusowe i ciskające gromy. Nie przytyła ani nie schudła. I nie urosła.
- Ty idioto - Aubrey chciała go uderzyć, ale się powstrzymała.
Gdyby to był Kel, to pewnie by go strzeliła w twarz.
- "Idioto"?
- Miałeś nas odwiedzać!
- Przecież przyjechałem - powiedział Sunny cicho jak zwykle.
- Minęły dwa lata! A ty nawet nie odpisywałeś na listy i maile! Jedynie składasz nam życzenia urodzinowe i noworoczne, a tak to nic. Odzywanie się cztery razy na rok to nie jest utrzymywanie kontaktu, wiesz?
- Ale czytam - odparł Sunny.
- Czyli wiesz, jak bardzo chłopaki działają mi na nerwy - mruknęła. - Czy ty rozumiesz to, że te dwa półgłówki się zeszły?
- Kto? - Sunny zamrugał.
- A, czyli nie czytasz wszystkiego?
- Być może?
Aubrey westchnęła.
- Dobra - Aubrey spojrzała na Kim. - Zostawisz nas samych?
- Okie-dokie. Jak coś, to dzwoń - stwierdziła i poszła.
- No dobra - Aubrey spojrzała na Sunny'ego. - Gdzie szedłeś?
- Na cmentarz.
- Okej, pójdę z tobą - zaproponowała Aubrey. - Ale pamiętaj, że nadal jestem wściekła.
Sunny tylko kiwnął głową i obwiązał się ciaśniej szalikiem. Aubrey włożyła dłonie do kieszeni i zaczęli iść w stronę cmentarza.
Płatki kwiatów zasypały chodniki i wyglądały z daleka jak śnieg. Wciąż było nieco zimno, co potęgowało tę iluzję. Sunny spojrzał na Aubrey i zauważył, że jest nieco zmarznięta.
- Zimno ci?
- Co cię to obchodzi?
- Obchodzi.
- Tak, zimno mi. I co z tego?
Sunny podał jej kwiaty, które niósł dla Mari, po czym obwiązał jej szyję swoim grubym szalikiem.
- Teraz lepiej?
Aubrey westchnęła cicho.
- Lepiej.
- To dobrze.
Aubrey oddała mu kwiaty i ruszyli w dalszą drogę. W pewnym momencie złapała go za jego ciepłą dłoń. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Co robisz?
- W ręce też mi zimno.
- Nie mam rękawiczek, przepraszam.
- Nieważne, tak jest dobrze.
Nawet nie zauważyli, kiedy dotarli do grobu Mari. Sunny położył na nim kwiaty i westchnął.
- Nadal się obwiniasz? - spytała Aubrey.
- Spadła z mojej winy.
- Spadła, bo była perfekcjonistką. I perfekcyjnie rozwaliła nam również psychikę - mruknęła Aubrey. - Upozowanie samobójstwa... Basil jest kompletnym kretynem.
- Nie mów tak, to nasz przyjaciel.
- Brzmisz jak Hero.
- Przepraszam - wymamrotał Sunny.
- Basil i Kel są razem. Dobrały się dwa półgłówki - oznajmiła Aubrey. - Hero dalej jest sam. Jak tak dalej pójdzie, zacznie chyba łazić w mnisiej todze.
- A ty?
- A co cię to obchodzi, głupolu? Nawet telefonu nie potrafisz odebrać - Aubrey prychnęła.
- Przepraszam....
- Nie przepraszaj - Aubrey spojrzała na grób Mari. - Źle, że tu leżysz.
Westchnęła cicho.
- Bo... No wiesz, chcę coś zrobić, ale nie wiem, czy Mari nie będzie zła.
- Co takiego?
- Nie powiem ci.
- Okej.
Aubrey zacisnęła dłonie w pięści.
- Mam nadzieję, że to dobry pomysł.
- Jaki?
Sunny zamrugał, kiedy Aubrey w odpowiedzi go pocałowała. Odsunęła się od niego gwałtownie, nie dając mu nawet czasu na reakcję.
- Przepraszam - powiedziała. - Ugh, co ja właśnie zrobiłam? Głupia jestem. Ty też jesteś, bo mi na to pozwoliłeś. Jesteś nawet głupszy, bo to twoja wina.
- Moja?
- Tak. Twoja - Aubrey prychnęła i utkwiła wzrok w swoich butach.
Sunny westchnął, zastanawiając się, czemu znowu słyszy "Duet". Mari dała im błogosławieństwo?
- Aubrey - powiedział cicho, odgarniając jej włosy z twarzy. - Spójrz na mnie. Nie jesteś głupia.
- No... Okej. Ale ty jesteś - stwierdziła stanowczo.
- Tak, wiem. Jestem - Sunny uśmiechnął się niemrawo i tym razem to on pocałował ją.
Kiedy już się od siebie odsunęli, Aubrey wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym wtuliła się w jego wiosenny płaszcz.
- Głupol - mruknęła, przymykając oczy. - Przecież musisz wrócić do domu.
- Wiem - odparł Sunny, głaszcząc ją po głowie. - Ale teraz mam motywację, żeby pisać częściej.
- Spróbowałbyś nie, to bym sama do ciebie przyjechała i udusiła cię swoją kokardą!
- Poświęciłabyś jedną dla mnie? Szczodra jesteś.
- Sunny!
Hero obserwował ich od dobrej chwili. Chciał się upewnić, że nie będzie im potrzebna jego pomoc.
I nie była. Schował się więc z powrotem za drzewo i poszedł w stronę domu.
Wszyscy są szczęśliwi. Może nadejdzie taki moment, kiedy Henry też prawdziwie się uśmiechnie.
The end