Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst, fantasy
Ostrzeżenia: śmierć postaci
Notka autorska: Przyszło mi to do głowy przy pisaniu jednego RPG.
Krew.
To było pierwsze, co zobaczyłem, kiedy wszedłem do pokoju.
Pełno krwi kapiącej na podłogę. Lejącej się. Płynącej.
Zewsząd.
Krew była wszędzie. Na ubraniach, na kanapie, na książce, na butach, na podłodze i trochę na dywanie.
I na twoich ubraniach, kiedy podniosłem cię z podłogi. Wstawanie w tym stanie nie było dobrym pomysłem, wiesz?
Ja bym płakał z bólu w takiej sytuacji. Ty nie. Właściwie, trzeba mieć jeszcze siłę płakać. I mieć jak płakać. Żeby płakać, trzeba oddychać. A ja jedyne, co słyszałem, to jak kaszlesz. Jakby to był jakiś masakryczny atak astmy, której nawet nie masz.
Wszystko było we krwi.
Stróżka krwi ciekła ci z ust. Stróżki krwi ciekły ci z nosa. Spodnie właściwie dawno straciły swój oryginalny kolor.
Nawet nie dzwoniłem po karetkę. Nie było czasu na karetkę. Nie było czasu na nic.
Teleportowałem się, choć wiedziałem, że nie wolno.
Biegłem przez korytarz, powtarzając sobie, że to tylko sen. Koszmar na jawie, z którego nie mogę się obudzić.
To tylko omdlenia. Przedłużające się omdlenia. Skąd mogliśmy wiedzieć, jak to się skończy?
Cała podłoga w korytarzu była we krwi. Prawie się na niej poślizgnąłem.
I wtedy zdałem sobie sprawę, że przestałem słyszeć ten spazmatyczny, przerywany oddech.
Zatrzymałem się w momencie, kiedy lekarze mnie zauważyli.
Spojrzałem na osobę, która była całym moim światem.
Na zakrwawione, sine usta. Na krew na pucułowatych policzkach. Na krew nadal kapiącą na podłogę.
Zabrali mi cię. Czy będą próbować cię ratować? Muszą spróbować cię uratować.
Muszą spróbować.
Ale czy muszą cię uratować? Czy w ogóle mogą?
Moje białe ubrania były całe we krwi. Moja twarz cała we łzach.
To wszystko było tylko koszmarem, prawda?
Niestety to była rzeczywistość. Rzeczywistość, w której zostałem sam. W której dzień, który miał być szczęśliwy, zmienił się w piekło.
* * *
Energia magiczna zaczęła szaleć wokół. Całą instalację elektryczną trafił szlag. Nawet najmniejsze, szklane przedmioty rozprysły się na atomy.
W dużym skrócie, szpital pewnie przestałby istnieć, gdyby nie otoczyła go nagle magiczna bariera.
Czy ktoś by zginął?
Być może.
Nie obchodziło go to.
Nic już go nie obchodziło.
Nie wiedział, kiedy znalazł się na zewnątrz.
Nie wiedział, jak.
Zamknął oczy.
I jedyne, co czuł, to pióra odrywające się od jego skrzydeł.
Jak gdyby zupełnie opuściły go emocje.
Jak gdyby wszystko zniknęło.
The end