Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.
- Znam dokładnie rozkład tego pomieszczenia - powiedziała po chwili Hitoko.
- Ale skąd wiesz, gdzie jestem ja? - spytałem.
- Perfumy - oparła krótko.
- ...no tak - zrozumiałem.
- Poza tym, idę za głosem - dodała Hitoko. Wtedy mnie olśniło. Ona nie wie...
- Czyli nie wiesz, jak wyglądam?
- Mniej więcej wiem. Ale nawet, jak na te krótkie chwile odzyskuję wzrok, to obraz jest zamazany - wytłumaczyła Hitoko.
- Chcesz mnie zobaczyć? - spytałem, siadając na łóżku.
- W jakim sensie?
- Mogę podnieść twoje ręce? - wolałem zapytać, niż skończyć na ścianie za to, że jej dotknąłem.
- Po prostu się przysuń - powiedziała powoli, po szybkiej analizie moim słów.
Wykonałem jej polecenie. Podniosła ręce i wyciągnęła je w moim kierunku.
- Zamknij oczy - szepnęła. Zrobiłem to. Położyła dłonie na mojej twarzy i przesuwała delikatnie po niej palce. Badała moje rysy twarzy, oglądała mnie, a ja zastanawiałem się, czemu jej ręce są takie przyjemne w dotyku. Jej skóra była jakby z jedwabiu, delikatna i miękka. Chciałem ją złapać za dłoń, ale szybko się powstrzymałem.
- Przystojny jesteś - powiedziała, zabierając ręce.
- ...dziękuję - pomyślałem, że dobrze, iż nie widzi, jak się lekko rumienię. Jak uke w fanfikach, kurczę. To, że nie widziała, wyjaśniało w sumie, czemu skupiła się na moim głosie. - Zjadłaś coś dzisiaj?
Hitoko kiwnęła głową. Uśmiechnąłem się czule.
- To dobrze. Wiem, że nawet karton smakuje lepiej, niż tutejsze posiłki, ale nie jesteś kwiatkiem, żeby przeprowadzać fotosyntezę - chciałem objąć ją ramieniem, ale przypomniałem sobie, że nie mogę. - ...w sumie, to mam coś dla ciebie.
- Co?
- Tylko nic nie mów pielęgniarkom, bo chyba nie powinienem przemycać ci słodyczy - widziałem, jak jej oczy się rozświetliły, jakby dawno nie miała czekolady w ustach.
- ...słodyczy?
Wyciągnąłem z kieszeni batonika.
- Położę go koło twojej ręki - położyłem go na łóżku. Złapała batona i siłowała się z papierkiem.
- Może ci pomóc? - spytałem, widząc, że jej to nie idzie. Palce jej drżały. Jakby nie mogła się doczekać.
- Poradzę sobie - rozerwała papierek i rzuciła się na batona. Chyba naprawdę lubiła słodycze.
- Dzisiaj też mam dużo mówić? - spytałem, a ona kiwnęła głową, nadal zajęta batonikiem. - Zostałem prywatnym radyjkiem. Lubisz czekoladę?
- Lubię - to tłumaczyło zapach jej energii magicznej. Ja lubię truskawki i ci, co czują moją magię, twierdzą, że tak właśnie pachnie.
W sumie to wyglądało, jakby z trybu "chyba kontaktuję", przeskakiwała na tryb pięciolatka. Byłoby miło, jakby obeszło się bez tego psychodelicznego trybu.
- Tylko nie przyzwyczajaj się, że codziennie będę ci przynosił - widziałem, jak zastyga na krótką chwilę.
- Chcesz przychodzić codziennie? - spytała zdumiona.
- No, już jestem tu trzeci dzień z rzędu tak jakby - wzruszyłem ramionami. - Mieszkam trochę daleko, więc wynająłem sobie pokój w hotelu. Trochę hałaśliwi ludzie tam mieszkają, ale nie narzekam. Hitoko?
- Tak?
- Wiesz, że... - zacząłem, ale mi przerwała.
- Nie chcę widzieć - oparła się o poduszkę. - Gdybym chciała, to bym widziała. Nienawidzę tego świata, więc go wymazuję. Nie ma go przed moimi oczami. Nie ma go nigdzie. Jest tylko czarna plama, czarna niczym mrok, w którym zatapiam się codziennie.
- Nie musisz żyć w mroku. Możesz zapalić światło - miałem ochotę się popłakać. Ta dziewczyna była taka smutna...
- Nie chcę - odparła. Jej oczy były zaszklone i wydawały się aż szklane, wyglądała, jakby była sponiewieraną przez pięciolatkę lalką.
- Światło jest ciepłe, Hitoko - przybrałem postać strażnika. Zamrugała.
- Przez chwilę zobaczyłam cię jako... Strażnika, tak? - upewniła się.
- Tak.
Usiadła i wyciągnęła ręce przed siebie.
- Ciepłe - powiedziała, ale nagle wpadła w popłoch i cofnęła je. - Nie, nie chcę. Nie chcę!
W tym momencie stłukła się żarówka w lampce. Odmieniłem się.
- Hitoko? Hitoko, co się dzieje? - zmartwiłem się.
- Kaloryfery zimą są gorące - oznajmiła nieobecnym głosem. Pewnie znowu miała jakąś wizję. - Zbyt gorące, by ich dotykać. Zbyt gorące, by będąc do nich przywiązaną, nie mieć poparzonych nadgarstków - podkuliła nogi pod brodę. - Ale co cię to obchodzi, Hicchan? Masz robić to, co ja każę, a jeśli cię tu przywiązałem, to znaczy, że będzie ci dobrze. Nigdy nie jest dobrze... Zamknij się, Hicchan. To tak śmiesznie brzmi, Yuichi. Nakaz zamknięcia się i zdrobnienie. To połączenie jest bez sensu. Twoja egzystencja stanie się bez sensu, jeśli nie przestaniesz gadać - zaczęła się bujać jak dziecko z chorobą sierocą.
Yuichi? Więc Kuro to nazwisko, tak? Nienawidzę tego gościa. Kuro Yuichi, nienawidzę cię.
- Hitoko? Mam jeszcze tu siedzieć? - spojrzałem na nią z powątpiewaniem.
- Nie musisz - schowała się pod kołdrę. - Przyjdziesz jutro?
- Przyjdę.
- Na pewno? - wychyliła głowę spod kołdry.
- Tak - chciałem ją pogłaskać po głowie, ale przypomniałem sobie, że nie mogę i cofnąłem rękę.
- Dobranoc - zamknęła oczy.
- Miłych snów, Hitoko - szepnąłem i wyszedłem.
Gdy tylko pchnąłem drzwi, zobaczyłem Noburu, który odskoczył od nich jak poparzony.
- Podsłuchiwałeś? - zmierzyłem go wzrokiem.
- Nie, skąd. Tylko... - zawahał się. - Rozmawiałem z pielęgniarkami.
- W każdym wymiarze podsłuchujesz - zwróciłem mu uwagę.
- No dobra, podsłuchiwałem - westchnął Noburu.
- Nie powinieneś - zganiłem go.
- Byłem ciekaw, jak to robisz, że do niej w jakiś sposób docierasz - wyjaśnił.
- Sam nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Mamy kody w każdym wymiarze, nawet jak się nie znamy?
- Nieco dzikie wytłumaczenie, ale jedyne sensowne - zaśmiał się Noburu. - Chociaż nie wiem, czemu szukamy sensu w całej tej sytuacji. Ona sobie na to nie zasłużyła. Nikt o niczym nie wiedział. Wszyscy dowiedzieliśmy się, co się działo w tej rezydencji zdecydowanie za późno. Od kiedy pamiętam, Manako powtarzała mi, że mam ją chronić, no ale jej przed tym piekłem nie ochroniłem. Jedyne, co mogłem zrobić, to spalić tego psychola na popiół.
Spojrzałem na niego ze współczuciem. No tak, co ja mogę wiedzieć o tym, co oni wszyscy przeżywają? Przecież ta Hitoko była taka sama, jak tamta. Wesoła, troskliwa, pewna siebie, gdy trzeba oraz skromna i nieśmiała, gdy nie musiała zakładać maski... Kuro ją zniszczył, z pięknej, zaradnej kobiety zrobił popękaną, porcelanową lalkę, która zamknęła się w sobie.
- Zabawne... - odezwał się Noburu, a ja przypomniałem sobie dzięki temu, że tu jest. - Nikomu nie mówiłem o swoich demonach, a uzewnętrzniam się strażnikowi, którego dzisiaj poznałem. Chociaż pewnie w którymś z wymiarów jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
W zasadzie, w tamtym wymiarze, gdzie poznałem Hitoko, byliśmy. Może nie najlepszymi, ale jednak Noburu miał rację.
- ...może Katsurou ma rację i jestem tylko szalonym magiem? - mówił o bracie Yoshirou, wujku Hitoko, który był typowym, zadufanym w sobie arystokratą. - To, że nagle po tym wybuchu odkryłem, że wow, mam coś takiego, jak sumienie, to chyba za mało - westchnął. - Gdybym mógł, to bym tu w ogóle nie przychodził, bo mnie boli ten widok i boli mnie to, że nie mogę jej pomóc. Manako mi pewnie tego nie powie, ale wiem, że ma mi za złe, że nie ochroniłem Hitoko, ale ona jest dla mnie jak młodsza siostra... - wyciągnął chusteczkę i wytarł oczy.
- ...ej, nie rozklejaj mi się tu teraz - objąłem go ramieniem. Jak na kogoś o tak potężnej mocy i wieku około sześciuset lat, był dosyć... Drobny.
- Shiro...? - zaczął, a ja drgnąłem. Czyli przestałem być Tsubasą?
- Tak?
- Pomożesz jej? - spytał z nadzieją w głosie.
- Pomogę - odparłem po chwili, a Noburu uśmiechnął się promiennie. Chyba po raz pierwszy widziałem, by ktoś w tym wymiarze tak się uśmiechał.