Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.
- ...więc jesteś skłonna cokolwiek mi powiedzieć? - zapytałem.
Hitoko wzięła filiżankę z herbatą i niby wpatrywała się w nią dłuższą chwilę, ale miałem wrażenie, że w ogóle na nią nie patrzy.
- ...nie wiem - odpowiedziała w końcu.
- Ale przynajmniej nie chcesz mnie zasymilować ze ścianą - zauważyłem.
- Nie - przyznała, upijając łyk herbaty.
- Zawsze coś... - mruknąłem.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu Hitoko znów się odezwała.
- Czemu tu przyszedłeś? - zapytała.
Musiałem się zastanowić. Musiałem wymyślić coś mądrego, bo jakbym powiedział, że w innym wymiarze jesteśmy uwielbianym przez wszystkich małżeństwem, mamy piątkę dzieci i zakochałem się w niej przez jej odpowiedniczkę, to pewnie gotowi byliby mnie zamknąć w sali obok.
- Dowiedziałem się o tej całej historii i... - zacząłem, ale Hitoko mi przerwała.
- ...zrobiło ci się mnie szkoda?
- ...no tak - przyznałem.
Znowu nastała chwila ciszy.
- Wszyscy tak mówią - powiedziała cicho. W sumie nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. - Wszyscy mi tylko współczują.
- W zasadzie to próbują ci pomóc, ale... - przerwałem, bo Hitoko zaczęła się psychodelicznie śmiać.
- ...pomóc - powtórzyła i ucichła na chwilę. - Wcześniej nikt mi nie chciał pomóc. "To dla dobra rodu", powtarzali.
Zatkało mnie. Patrzyłem na jej obłąkańczy wzrok, na psychodeliczny uśmiech, na trzęsące się w amoku dłonie. Co Kuro jej zrobił?!
- ...ale już jest dobrze. Jego tu nie ma - zaśmiała się głośniej.
- ...Hitoko? - zacząłem się poważnie bać.
Podniosła filiżankę. Znów miałem wrażenie, że niby na nią patrzy, ale jednak nie.
- Gdybyś była Kuro. Gdybyś była nim - powiedziała cicho, a filiżanka zaczęła pękać. Hitoko uśmiechnęła się obłąkańczo. - Gdyby tylko on mógł w taki sposób pękać. W taki sposób ginąć - na filiżance pojawiało się coraz więcej pęknięć. - Ale nie jesteś nim!
Filiżanka stłukła się, a jej odłamki spadły na kołdrę.
- Jesteś moją duszą... - szepnęła Hitoko
- Hitoko... - chciałem położyć jej dłoń na ramieniu i uspokoić ją choć trochę, ale ona odskoczyła i spadła z łóżka.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła, a wszystkie przedmioty, które znajdowały się między nami, zaczęły się unosić.
- Wybacz, nie chciałem - powiedziałem przestraszony. Matko, z tą kobietą nic nigdy nie wiadomo.
Hitoko zawahała się chwilę, po czym uśmiechnęła się półgębkiem.
- Nie chciałeś? - zapytała, a przedmioty upadły. Wstała i poprawiła koszulę. I wtedy to zauważyłem.
- Blizny... - powiedziałem cicho, ale na tyle głośno, by to usłyszała. Jej ręce, całe ręce pokrywały liczne blizny. Łącznie z fragmentem prawej dłoni.
- Co? - Hitoko obciągnęła rękawy, które jej się podwinęły i zaczęła mówić jakimś dziwnym głosem. - Nikt nie może zobaczyć twoich blizn, Hicchan. To nasza słodka tajemnica. Tylko my o tym wiemy. Nikt nie może zobaczyć twojego ciała. Tych wszystkich blizn po naszych zabawach. Zawsze oszczędzasz nogi, Kuro. Dlaczego nogi? Co ci po moich nogach? Są piękne, Hicchan. Piękne. A kostki? I tak zawiązujesz na nich więzy. One nie są piękne? Założysz zakolanówki i nic nie będzie widać. Puść mnie! - krzyknęła, osuwając się po ścianie. - Puść mnie...
- Boże... - szepnąłem. - Chociaż nie. To nie jest sprawka Boga, raczej szatana.
Podszedłem powoli do Hitoko.
- Hitoko? - nie uzyskałem odpowiedzi. Patrzyła w przestrzeń pustym wzrokiem. - Hitoko, jesteś tam?
- Aranżacja małżeństwa to norma, wnusiu, jeśli nie potrafisz znaleźć sobie kogoś z naszego stanu. Ale babciu, ja nie chcę. Nie chcę z nim. Może ktoś tam mnie pokocha nie dlatego, że jestem bogatą pół-syrenką? Nie przejmuj się, przygotuj się do jutrzejszego dnia - Hitoko schowała twarz w dłoniach. - Ale on nigdy mnie nie kochał, mamo. Wiem, Hitoko. On kochał moje ciało, kochał swoją przyjemność i mój ból, ale nie mnie. A ja go szczerze nienawidziłam. I nienawidzę nadal. Wiem, kochanie. Ale Noburu go zabił, już wszystko w porządku. Nic nie jest w porządku!
Jej energia magiczna odepchnęła mnie tak nagle, że krzyknąłem z przestrachu, zanim wylądowałem na łóżku. Miałem ochotę zamordować Kuro. Kij z tym, że już nie żył.
- Nic o mnie nie wiesz - Hitoko pochyliła się nade mną. - Absolutnie nic! - opętańczo się zaśmiała i upadła na mnie, po czym zaczęła się bawić guzikiem od mankietu mojej koszuli. - Tak naprawdę to nawet policja nic nie wie. Oni znają tylko suche fakty. Wy nic nie wiecie. Jesteście tylko ślepymi obserwatorami, głuchymi słuchaczami, niemymi mówcami, którzy nie posiadając nozdrzy, poszukują zapachów i nie czując smaku, odróżniają smak trucizny od miodu - to mówiąc, wyrwała guzik, którym się bawiła. - Mogę go sobie zostawić? Chcę mieć dowód, że naprawdę tu byłeś. Że naprawdę pozwoliłam komuś wejść.
- Nie ma sprawy... - odparłem.
- A teraz idź sobie - oznajmiła Hitoko, siadając.
- Dlaczego? Nawet nie porozmawialiśmy spokojnie - zauważyłem.
- Idź stąd! - krzyknęła, a energia magiczna wyrzuciła mnie za drzwi, które zamknęły się z hukiem.
- To będzie trudne zadanie - mruknąłem, wstając.
- Czyli to by było na tyle z wizyty? - zapytała pielęgniarka, podchodząc do mnie.
- ...tak. Na to wygląda - przyznałem.
- Lepiej do niej zajrzę - stwierdziła pielęgniarka, podchodząc do drzwi.
- ...czy jutro mógłbym tu przyjść? - spytałem.
- Co? - pielęgniarka zamarła z ręką nad klamką. - Zostaje pan wypchnięty przez Aotori-san, a jeszcze chce pan ją odwiedzać? Pan jest odważny, głupi albo szalony.
- ...niezbyt odpowiednie miejsce na takie spostrzeżenia - zwróciłem jej uwagę, a ona trochę się zmieszała. - Jeśli jutro mnie wyrzuci od razu, więcej nie przyjdę.
- Chyba życie panu niemiłe, ale niech panu będzie - westchnęła pielęgniarka.
Wynająłem pokój w hotelu, poszedłem do niego i od razu rzuciłem się na łóżko. Zastanawiałem się, co się tak dokładnie działo w tamtej rezydencji. Co Kuro robił Hitoko, że jej ciało tak wygląda? Co Hitoko musiała przetrwać? Ile lat musiała to przeżywać? To było straszne. Spojrzałem na swój okaleczony mankiet. Miałem nadzieję, że ten guzik doda trochę barwy do jej białego pokoju. Był w końcu niebieski.
Hitoko wzięła filiżankę z herbatą i niby wpatrywała się w nią dłuższą chwilę, ale miałem wrażenie, że w ogóle na nią nie patrzy.
- ...nie wiem - odpowiedziała w końcu.
- Ale przynajmniej nie chcesz mnie zasymilować ze ścianą - zauważyłem.
- Nie - przyznała, upijając łyk herbaty.
- Zawsze coś... - mruknąłem.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu Hitoko znów się odezwała.
- Czemu tu przyszedłeś? - zapytała.
Musiałem się zastanowić. Musiałem wymyślić coś mądrego, bo jakbym powiedział, że w innym wymiarze jesteśmy uwielbianym przez wszystkich małżeństwem, mamy piątkę dzieci i zakochałem się w niej przez jej odpowiedniczkę, to pewnie gotowi byliby mnie zamknąć w sali obok.
- Dowiedziałem się o tej całej historii i... - zacząłem, ale Hitoko mi przerwała.
- ...zrobiło ci się mnie szkoda?
- ...no tak - przyznałem.
Znowu nastała chwila ciszy.
- Wszyscy tak mówią - powiedziała cicho. W sumie nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. - Wszyscy mi tylko współczują.
- W zasadzie to próbują ci pomóc, ale... - przerwałem, bo Hitoko zaczęła się psychodelicznie śmiać.
- ...pomóc - powtórzyła i ucichła na chwilę. - Wcześniej nikt mi nie chciał pomóc. "To dla dobra rodu", powtarzali.
Zatkało mnie. Patrzyłem na jej obłąkańczy wzrok, na psychodeliczny uśmiech, na trzęsące się w amoku dłonie. Co Kuro jej zrobił?!
- ...ale już jest dobrze. Jego tu nie ma - zaśmiała się głośniej.
- ...Hitoko? - zacząłem się poważnie bać.
Podniosła filiżankę. Znów miałem wrażenie, że niby na nią patrzy, ale jednak nie.
- Gdybyś była Kuro. Gdybyś była nim - powiedziała cicho, a filiżanka zaczęła pękać. Hitoko uśmiechnęła się obłąkańczo. - Gdyby tylko on mógł w taki sposób pękać. W taki sposób ginąć - na filiżance pojawiało się coraz więcej pęknięć. - Ale nie jesteś nim!
Filiżanka stłukła się, a jej odłamki spadły na kołdrę.
- Jesteś moją duszą... - szepnęła Hitoko
- Hitoko... - chciałem położyć jej dłoń na ramieniu i uspokoić ją choć trochę, ale ona odskoczyła i spadła z łóżka.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła, a wszystkie przedmioty, które znajdowały się między nami, zaczęły się unosić.
- Wybacz, nie chciałem - powiedziałem przestraszony. Matko, z tą kobietą nic nigdy nie wiadomo.
Hitoko zawahała się chwilę, po czym uśmiechnęła się półgębkiem.
- Nie chciałeś? - zapytała, a przedmioty upadły. Wstała i poprawiła koszulę. I wtedy to zauważyłem.
- Blizny... - powiedziałem cicho, ale na tyle głośno, by to usłyszała. Jej ręce, całe ręce pokrywały liczne blizny. Łącznie z fragmentem prawej dłoni.
- Co? - Hitoko obciągnęła rękawy, które jej się podwinęły i zaczęła mówić jakimś dziwnym głosem. - Nikt nie może zobaczyć twoich blizn, Hicchan. To nasza słodka tajemnica. Tylko my o tym wiemy. Nikt nie może zobaczyć twojego ciała. Tych wszystkich blizn po naszych zabawach. Zawsze oszczędzasz nogi, Kuro. Dlaczego nogi? Co ci po moich nogach? Są piękne, Hicchan. Piękne. A kostki? I tak zawiązujesz na nich więzy. One nie są piękne? Założysz zakolanówki i nic nie będzie widać. Puść mnie! - krzyknęła, osuwając się po ścianie. - Puść mnie...
- Boże... - szepnąłem. - Chociaż nie. To nie jest sprawka Boga, raczej szatana.
Podszedłem powoli do Hitoko.
- Hitoko? - nie uzyskałem odpowiedzi. Patrzyła w przestrzeń pustym wzrokiem. - Hitoko, jesteś tam?
- Aranżacja małżeństwa to norma, wnusiu, jeśli nie potrafisz znaleźć sobie kogoś z naszego stanu. Ale babciu, ja nie chcę. Nie chcę z nim. Może ktoś tam mnie pokocha nie dlatego, że jestem bogatą pół-syrenką? Nie przejmuj się, przygotuj się do jutrzejszego dnia - Hitoko schowała twarz w dłoniach. - Ale on nigdy mnie nie kochał, mamo. Wiem, Hitoko. On kochał moje ciało, kochał swoją przyjemność i mój ból, ale nie mnie. A ja go szczerze nienawidziłam. I nienawidzę nadal. Wiem, kochanie. Ale Noburu go zabił, już wszystko w porządku. Nic nie jest w porządku!
Jej energia magiczna odepchnęła mnie tak nagle, że krzyknąłem z przestrachu, zanim wylądowałem na łóżku. Miałem ochotę zamordować Kuro. Kij z tym, że już nie żył.
- Nic o mnie nie wiesz - Hitoko pochyliła się nade mną. - Absolutnie nic! - opętańczo się zaśmiała i upadła na mnie, po czym zaczęła się bawić guzikiem od mankietu mojej koszuli. - Tak naprawdę to nawet policja nic nie wie. Oni znają tylko suche fakty. Wy nic nie wiecie. Jesteście tylko ślepymi obserwatorami, głuchymi słuchaczami, niemymi mówcami, którzy nie posiadając nozdrzy, poszukują zapachów i nie czując smaku, odróżniają smak trucizny od miodu - to mówiąc, wyrwała guzik, którym się bawiła. - Mogę go sobie zostawić? Chcę mieć dowód, że naprawdę tu byłeś. Że naprawdę pozwoliłam komuś wejść.
- Nie ma sprawy... - odparłem.
- A teraz idź sobie - oznajmiła Hitoko, siadając.
- Dlaczego? Nawet nie porozmawialiśmy spokojnie - zauważyłem.
- Idź stąd! - krzyknęła, a energia magiczna wyrzuciła mnie za drzwi, które zamknęły się z hukiem.
- To będzie trudne zadanie - mruknąłem, wstając.
- Czyli to by było na tyle z wizyty? - zapytała pielęgniarka, podchodząc do mnie.
- ...tak. Na to wygląda - przyznałem.
- Lepiej do niej zajrzę - stwierdziła pielęgniarka, podchodząc do drzwi.
- ...czy jutro mógłbym tu przyjść? - spytałem.
- Co? - pielęgniarka zamarła z ręką nad klamką. - Zostaje pan wypchnięty przez Aotori-san, a jeszcze chce pan ją odwiedzać? Pan jest odważny, głupi albo szalony.
- ...niezbyt odpowiednie miejsce na takie spostrzeżenia - zwróciłem jej uwagę, a ona trochę się zmieszała. - Jeśli jutro mnie wyrzuci od razu, więcej nie przyjdę.
- Chyba życie panu niemiłe, ale niech panu będzie - westchnęła pielęgniarka.
Wynająłem pokój w hotelu, poszedłem do niego i od razu rzuciłem się na łóżko. Zastanawiałem się, co się tak dokładnie działo w tamtej rezydencji. Co Kuro robił Hitoko, że jej ciało tak wygląda? Co Hitoko musiała przetrwać? Ile lat musiała to przeżywać? To było straszne. Spojrzałem na swój okaleczony mankiet. Miałem nadzieję, że ten guzik doda trochę barwy do jej białego pokoju. Był w końcu niebieski.