Pairing: Jui&Jun
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Tak, natchnęła mnie do tego fanfika ta właśnie informacja. I bardzo mi się kojarzy z nim "Namari". Przez tekst nie, ale jakoś tak przez tę depresyjną melodię.
Gdy gitarzysta dobiegł do przyjaciela, ten stał oparty o barierkę i zdawał się go nie zauważać.
- Jui? - Jun podszedł do niego, próbując uspokoić oddech po krótkiej przebieżce. - Jui, co się stało? Jui no, odezwij się!
- Przeraża mnie to - szepnął Jui. Deszcz padał coraz mocniej, uderzając o taflę wody z coraz większą siłą. - Jesteś w jej wieku. Boję się do ciebie zbliżyć, bo wiem, że twój wiek będzie mi się kojarzył z tym, że ona mogłaby tyle mieć, gdyby żyła. Gdyby nie umarła siedem lat temu...
Juna zmroziło. Już wiedział, dlaczego Jui wyszedł. Jego siostra... Dzisiejszy dzień... Tak, to musiała być rocznica. Ale Junichi nigdy o tym nie mówił. Nigdy o tej dacie.
- Jui, ja nie wiedziałem... - zaczął, ale przerwał, gdy wokalista zaśmiał się jakoś tak... pusto.
- Przecież nie będę zabraniał ci być szczęśliwy - odparł Jui, zaciskając palce na barierce. - W tym dniu po prostu łapie mnie ta... zaduma. Co by było, gdyby żyła. Co by było, gdybym mógł ją teraz przytulić, zadzwonić do niej. Czy też wysyłałaby mi zdjęcia dzieciaków, czy zabrałbym ją na spacer? Nigdy się tego nie dowiem, Jun. Nawet nie wiesz, jak to boli.
Jun złapał Juiego, zanim ten upadł na kolana. Drżał. W zasadzie gitarzysta nie wiedział, czy z zimna, czy z emocji. Czy może ze wszystkiego po trochu.
- Chodź, zanim się przeziębisz - powiedział spokojnie Jun, nadal podtrzymując Junichiego. - Chodź, schowajmy się, zanim rozszaleje się...
Potężny grzmot przerwał mu w pół zdania. Westchnął.
- ...burza - dokończył Jun. - Jui!
- Już, poczekaj - Jui przymknął oczy. - Mam wrażenie, że to ona się wkurza, iż nadal tego nie zrobiłem.
- Ale czego? - Jun poczuł się lekko zdezorientowany.
- Mówiłem przecież, że boję się do ciebie zbliżyć. Nie chodziło mi tylko o to, byśmy byli przyjaciółmi - wyjaśnił Jui. - My już jesteśmy przyjaciółmi. A ja... Chcę czegoś więcej, niż tylko przyjaźni.
Jun nie zdążył na to zareagować. Zimniejsze od deszczu, jeśli to w ogóle było możliwe, usta Juiego przywarły do jego warg. Gitarzysta zamknął oczy. Nie wiedział, czemu pierwszą myślą było to, że zespół się od niego odczepi.
Oddał pocałunek, łapiąc Juiego, któremu nadal uginały się nogi. Oderwali się od siebie dopiero, jak piorun trzasnął w drzewo nieopodal. Huk był tak przeraźliwy, że obaj upadli i najprawdopodobniej na chwilę przygłuchli.
- Zmywajmy się stąd - stwierdził Jui, zrywając się na równe nogi i mimo, że nadal się chwiał, chwycił Juna za rękę i pobiegł z nim w kierunku przystanku autobusowego.
- Junichi, czekaj, ja nie potrafię tak szybko przebierać nogami jak ty - wydyszał Jun, o mało co nie potykając się na schodkach. - Junichi!
- Trzeba było rzucić palenie jak ja - Jui zaśmiał się krótko. Jun pokręcił głową i ścisnął mocniej dłoń Juiego. Nie chciał jej teraz puszczać. W zasadzie nie chciał już nigdy.
Gdy znaleźli się na przystanku, usiedli na ławce i popatrzyli na niebo. Zaczęło się przejaśniać. A przynajmniej tak im się zdawało. Do momentu, gdy znowu nie huknęło.
- Coś mi się zdaje, Junichi, że po tym, co zrobiłeś, to nawet jakbym chciał, to bym nie mógł zastąpić twojej siostry - stwierdził Jun. Jui tylko zaśmiał się słabo i zakaszlał. - A to szlajanie się w taką pogodę po mieście w koszulce na krótki rękaw i krótkich spodenkach jeszcze się na tobie odbije, zobaczysz.
- Ale przecież się mną zaopiekujesz - wokalista uśmiechnął się lekko, głaszcząc Juna po dłoni. - Obiecaj mi, że ty nie znikniesz, jak ona.
- Junichi, głuptasie - Jun pokręcił głową. - Ona nie zniknęła. Sam powiedziałeś, że żyje w twoich wspomnieniach. Dopóki o niej pamiętasz, to przy tobie jest. Ja tylko będę jej towarzyszyć.
Jui przymknął oczy. Potrząsnął głową, powstrzymując się od płaczu.
- Kocham cię - szepnął, przytulając Juna do siebie. - Kocham cię właśnie za to, że potrafisz zawsze znaleźć w ciemności to jedno źródło światła. A czasem nawet więcej.
- Ja ciebie też - Jun uśmiechnął się czule.
I w zasadzie miał rację. Ten dzień naprawdę będzie wspominał bardzo dobrze.
The end