Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.
Z sercem na ramieniu przekroczyłem próg szpitala. Podszedłem do recepcjonistki, która akurat rozmawiała przez telefon.
- Chwileczkę - powiedziała. - Ktoś przyszedł, muszę kończyć - odłożyła słuchawkę. - W czym mogę pomóc?
- Przyszedłem odwiedzić pacjentkę - wyjaśniłem. - Aotori Hitoko.
- Kolejny przyjaciel, kuzyn, wujek i tak dalej Aotori Hitoko? - westchnęła pielęgniarka. - No nic i tak pewnie pana nie wpuści. A jak już, to radzę uważać na ściany.
Recepcjonistka wzięła z wieszaka kluczyk i poprowadziła mnie korytarzem aż do białych drzwi na końcu. Przekręciła klucz w zamku i otworzyła je.
Biel uderzyła mnie po oczach. Gdy już się przyzwyczaiłem do tej wszechogarniającej bieli, spojrzałem na Hitoko. Miała długie, brązowe włosy do połowy pleców i niebieskie końcówki. Z tamtego wymiaru wiedziałem, że te końcówki są uwarunkowane genetycznie - była bowiem pół-syreną. Była chuda, ubrana jedynie w białą, koronkową koszulę nocną z długimi rękawami. Wyglądała niby normalnie, ale miała jakiś obłęd w oczach.
A, no tak. Wy nie wiecie, jak wyglądała Hitoko, którą spotkałem w tamtym wymiarze. Tak więc, tamta Hitoko miała włosy do ramion, piękne, smutne, czarne oczy, szczupłą figurę, ładne dłonie i smukłe, długie nogi. Rozmiar piersi odziedziczyła po matce, taka ciekawostka dla czytelników płci męskiej.
Także ta Hitoko, którą zobaczyłem tutaj, trochę mnie... Przestraszyła. Nie uśmiechała się tak, jak robiła to jej odpowiedniczka - patrzyła tylko nieobecnym wzrokiem w przestrzeń. A muszę przyznać, tamta Hitoko miała piękny uśmiech.
- Kto to? - spytała Hitoko cichym, jakby oddalonym głosem.
- Fumiko - odpowiedziała pielęgniarka. - Przyszedł pani przyjaciel, Tsubasa Shiro.
- Nie znam go - odparła Hitoko nadal tym samym tonem.
- Proszę się nie przejmować, ona tak na każdego reaguje - zwróciła się do mnie, po czym znowu odezwała się do Hitoko. - Może jednak pani go wpuści, Aotori-san?
- Nie! - zawołała Hitoko, a drzwi zatrzasnęły się nam przed nosem.
Fumiko jednak nie dała za wygraną. Otworzyła drzwi i jeszcze raz spytała:
- Ale może jednak? Rozmowa dobrze pani zrobi.
- Nie mam ochoty z nikim rozmawiać - Hitoko zaczęła przebierać nerwowo palcami.
- Ale ja chciałem tylko zamienić parę słów... - zacząłem, przechodząc przez próg.
- Nie wpuściłam cię! - wrzasnęła Hitoko i uderzyła mnie energią magiczną. Osłoniłem się rękoma, ale i tak mnie trochę odepchnęło.
- Daj mi z sobą porozmawiać! - zawołałem. Ta szalejąca wokół energia magiczna trochę mnie niepokoiła.
- Nie będę nikogo słuchała! Nie muszę już słuchać nikogo, rozumiesz?!
- Nie dyskutuj ze mną! - zawołałem i tupnąłem nogą, jak jakaś rozkapryszona księżniczka.
I wtedy stało się coś dziwnego. Energia Hitoko się... uspokoiła.
- Dobrze, nie będę... - Hitoko spuściła głowę.
- Wow, udało się panu ją opanować - pielęgniarka była w szoku.
- Fumiko? - odezwała się Hitoko.
- Tak?
- Zaparz mu herbaty i wyjaśnij, czemu tu jestem - poleciła Hitoko.
- No tak, pani tego nie zrobi...
- Raz już to zrobiłam na policji - przypomniała jej Hitoko. - Drugi raz nie muszę.
Fumiko zamknęła za nami drzwi i westchnęła ciężko.
- Wie pan, wierzymy, że jeśli kiedyś o tym opowie, to będzie pierwszy krok do wyleczenia.
- To co się dokładnie stało? - zapytałem już trochę zniecierpliwiony.
- Ten cały Kuro traktował ją jak popychadło. Dosłownie i w przenośni - wyjaśniła pielęgniarka, prowadząc mnie do gabinetu. Nalała wody do czajnika i wstawiła wodę na herbatę. - W końcu przegiął i Hitoko się zbuntowała. Bunt kosztował rozwalenie połowy szpitala, do którego trafiła właśnie przez Kuro. Potem wyjaśniła policji, co było tego buntu powodem. Kuro mieli zamknąć, ale mag ognia, w sensie Kiichigo Noburu, go spopielił, kiedy Kuro na rozprawie powiedział "Takie sieroty życiowe nadają się tylko do tego, by tymi sierotami życiowymi były przez całe życie.".
- Wie pani, co się tam dokładnie działo? - spytałem. Coraz bardziej mi się to nie podobało.
- Wiem od jej rodziców, a oni od policji. Sama nikomu więcej tego nie powiedziała - odparła Fumiko, zalewając herbatę. - Ale może panu uda się ją otworzyć, jeśli udało się ją panu uspokoić. Normalnie to zaczęłaby rozwalać wszystko energią, nawet się nie ruszając z tego łóżka.
- Rozumiem - kiwnąłem głową. - Czyli co, jestem jej jedyną nadzieją?
- Na to wygląda - przyznała Fumiko, biorąc filiżanki na tackę. - Proszę, wracajmy do Aotori-san. Przyda jej się ciepły napój.
Po kilku minutach siedziałem przy łóżku Hitoko i popijałem herbatę. Hitoko trzymała filiżankę jak prawdziwa dama. Westchnąłem.
- ...czyli powinienem tu zostać? - spytałem z powątpiewaniem.
- Tak myślę. Ale to, jak długo może pan tu zostać, zależy tylko od Aotori-san. Nie spotkaliśmy się jeszcze z przypadkiem, żeby wpuściła kogoś spoza grona ludzi, na których nie reaguje agresją, więc w każdym momencie może zmienić zdanie - ostrzegła mnie pielęgniarka.
- Fumiko? - odezwała się cicho Hitoko.
- Tak?
- Możesz nas zostawić? - spytała.
- Ale nie mogę zostawić pacjentki samej z jej gościem - zaperzyła się Fumiko. - Procedury bezpieczeństwa mi zabrani...
Pielęgniarka nie dokończyła, bo filiżanki z herbatą zaczęły się trząść od energii magicznej.
- ...już wychodzę - oznajmiła Fumiko, wstała i naprawdę wyszła, oglądając się jednak jeszcze za sobą.