Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.
Następnego dnia udałem się do szpitala zaraz po obiedzie. Pielęgniarka spojrzała na mnie tak, jakby już chciała mnie zamknąć w którejś z sal, po czym zaprowadziła mnie do pokoju z białymi drzwiami. Podkreślam tak, że były białe, bo inne miały zazwyczaj kolor kremowy albo szary.
- Od wczoraj nie wpuściła nawet pielęgniarek z jedzeniem. Nie wiem, co się działo w tym pokoju, ale szczerze mówiąc, niepokoi mnie to, proszę pana - oznajmiła Fumiko, przekręcając klucz w zamku.
- Może to tylko chwilowe? - przypuściłem, choć sam zaczynałem się martwić.
- Miejmy taką nadzieję - pielęgniarka westchnęła i otworzyła drzwi. - Aotori-san, przyszedł Tsubasa-san.
- Niech stąd idzie - powiedziała cicho Hitoko.
- Nie chcę stąd iść - oznajmiłem, przytrzymując drzwi, zanim energia magiczna zatrzasnęła mi je przed nosem. - Au? Chyba będę miał siniaka.
- Co pan wyprawia? - zdumiała się Fumiko.
- Robię cokolwiek, żeby jej pomóc? - zacząłem wątpić w jej inteligencję, chociaż po chwili stwierdziłem, że to nie brak inteligencji, tylko odwagi. Wszedłem do pokoju, a drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem. - Jednak mnie wpuściłaś.
Brak reakcji.
- Chyba dzisiaj nie jesteś zbyt rozmowna.
Brak reakcji.
- W takim razie ja mogę mówić. Podobno nie chcesz jeść.
Brak reakcji.
- Trzeba jeść, Hitoko.
Brak reakcji.
- Wiem, że pewnie tu was karmią jakąś papką, ale na powietrzu długo nie pociągniesz.
Brak reakcji.
- Na pewno nie powiesz ani słowa?
Brak reakcji.
- Już zaczynam myśleć, że mnie wpuściłaś, bo lubisz słuchać mojego głosu.
- Tak - odezwała się w końcu Hitoko.
- Co? - poczułem się lekko zdezorientowany.
- On też miał niski głos. Ale to był inny głos. Brzmiał jak noże przecinające skórę, kojarzył się z cierpieniem albo więzieniem - oznajmiła, po czym zmieniła ton. - Nie wolno ci wychodzić z domu, Hicchan. Uparta głuptasko, nie rób tak więcej, bo popamiętasz. Ale ja nie jestem kanarkiem, żeby trzymać mnie w klatce. Nie, Hicchan, ty jesteś złotą rybką. Złote rybki trzyma się w akwariach, głuptasko. Nie jestem złotą rybką. Jesteś pół-syrenką, Hicchan. To prawie to samo.
- Hitoko... - zatkało mnie. Jak można tak traktować człowieka? I to taką osobę, jak Hitoko. Ona powinna być traktowana jak najdroższy skarb, a nie gorzej od wirtualnego zwierzaka w komórce!
Hitoko wstała z łóżka i podeszła do mnie.
- Mów - powiedziała.
- Co?
- Cokolwiek - wzruszyła ramionami.
- Na zawołanie jeszcze nikt się nie rozgadał - zauważyłem.
- Mów - zmarszczyła brwi. Jej oczy były dziwnie puste...
- No dobra, dobra... Ale rozmawianie z tobą jest trochę skomplikowane, wiesz?
- Po prostu do mnie mów - powiedziała, łapiąc mnie za nadgarstki. Miała długie palce, więc nawet fakt, że była kobietą, nie przeszkodził w tym, by je dokładnie nimi opleść.
- Tak mi trochę niewygodnie - zwróciłem jej uwagę. Czułem się niezręcznie, stojąc przy niej tak blisko. Bałem się, że jeśli jej dotknę, to znowu ją zdenerwuję.
- Opowiedz mi o czymś - stwierdziła, ciągnąc mnie za sobą i sadzając na łóżku. - Jakąkolwiek historię.
- A obiecujesz, że coś zjesz?
- Obiecuję - powiedziała po chwili wahania.
- To może pójdę do pielęgniarki? Ty będziesz jadła, a ja będę mówił? - zaproponowałem.
- Chcesz mnie zostawić? - spytała cicho.
- Tylko na chwilkę - zapewniłem, ale i tak żyrandol zaczął się niebezpiecznie kołysać. - Hitoko, spokojnie, pójdę tylko po coś, co będziesz mogła zjeść. Hitoko?
- Nie zostawiaj mnie tutaj! - krzyknęła, przewracając mnie na łóżko. Tymczasem żyrandol się roztrzaskał na drobne kawałki.
- Hitoko, uspokój się! - zawołałem, a do sali wpadły pielęgniarki.
- Co tu się dzieje? - zapytały przerażone.
- Hitoko - spróbowałem jeszcze raz. Puściła mnie i usiadła na łóżku.
- Głodna jestem - oznajmiła.
- Co? - zdziwiły się pielęgniarki. W zasadzie, zareagowałbym tak samo.
- Zaraz pani coś przyniosę - oznajmiła jedna z pielęgniarek i wyszła.
- Ja posprzątam ten żyrandol... - dodała Fumiko, ale Hitoko jej przerwała.
- Nie trzeba - machnęła ręką w kierunku żyrandola, który z powrotem złożył się w całość.
- Przyniosłam pani zupę, Aotori-san - pielęgniarka postawiła miskę na stoliku. - Fumiko, chodź już.
- Powodzenia, Tsubasa-san - Fumiko uśmiechnęła się lekko i obie wyszły z sali.
- Podasz mi miskę? - zapytała Hitoko.
- Oczywiście - podałem jej miskę. Wzięła ją dosyć niepewnie.
- Dziękuję - powiedziała i zaczęła siorbać zupę. - Jak zwykle bez smaku.
Uśmiechnęła się. To była nowość.
- Hitoko?
- Co?
- Uśmiechnęłaś się - wyjaśniłem. - Tak normalnie.
- Może ty tak na mnie działasz? - przypuściła. - Jest w tobie taki spokój.
- Spokój? Mylisz się, Hitoko. Jestem panikarzem, jakich mało - przyznałem się.
- Panikarz, czy nie, nie rozwalasz chyba żyrandoli, jak tracisz nad sobą kontrolę - siorbała dalej zupę.
- Nie - uśmiechnąłem się lekko. - Ale w innym wymiarze często asymiluję kogoś ze ścianą.
- Ze ścianą? Inne wymiary? - zaciekawiła się Hitoko.
- Tak, bo widzisz, jestem strażnikiem - wyjaśniłem. - Strażnicy mają wgląd do myśli swoich odpowiedników w innych wymiarach. A jeśli w tych wymiarach nie istnieją, to obserwują te światy z punktu widzenia jakiegoś zwierzęcia.
- Czyli też nie jesteś człowiekiem - zaczęła dziabać w zupie coś, co powinno być chyba mięsem.
- Ty nie jesteś? - spytałem, choć dobrze wiedziałem, że jest pół-syreną. Ale lepiej wszystkiego nie mówić.
- Jestem w połowie syreną - odparła, odstawiając pustą miskę na szafkę. - Gdyby nie to, może Kuro by mnie... Codziennie... Nie gwałcił.
No tak. Syrenie geny działały jak narkotyk na osoby, które tych syren, bądź też w jakiejś części syren nie kochały. Jak się człowiek uzależnił, to potem nad sobą nie panował... Zaraz, chwila, co ona powiedziała?
- Hitoko, jak chcesz czymś rzucić, to teraz jest dobra na to chwila - stwierdziłem.
- Serio?
- Tak - kiwnąłem głową. W tym momencie szafka nocna przeleciała przez cały pokój i roztrzaskała się o ścianę. - Lepiej?
- Lepiej - przyznała. Chciałem jej położyć rękę na ramieniu, ale zamarłem w ostatniej chwili.
- Mogę cię dotknąć? - zapytałem. - Ty mnie dotykasz.
Popatrzyła na moją dłoń, złapała ją i położyła na kołdrze.
- Nie. Nie dotykaj. Dotyk boli - powiedziała stanowczo.
- Rozumiem. To ja już pójdę - wstałem i chciałem wyjść, ale...
- Nie - odwróciłem się. Hitoko miała minę na zasadzie "Wyjdziesz, rozerwę cię na strzępy.". - Nie pozwalam ci. Miałeś mówić.
- Hitoko, ja...
W tym momencie zasuwka w drzwiach się zasunęła, okiennice się zatrzasnęły, a światło zgasło. Pośród ciemności usłyszałem jej głos.
- Mów - lekko obłąkany głos. Oficjalnie dostałem gęsiej skórki.
- Od wczoraj nie wpuściła nawet pielęgniarek z jedzeniem. Nie wiem, co się działo w tym pokoju, ale szczerze mówiąc, niepokoi mnie to, proszę pana - oznajmiła Fumiko, przekręcając klucz w zamku.
- Może to tylko chwilowe? - przypuściłem, choć sam zaczynałem się martwić.
- Miejmy taką nadzieję - pielęgniarka westchnęła i otworzyła drzwi. - Aotori-san, przyszedł Tsubasa-san.
- Niech stąd idzie - powiedziała cicho Hitoko.
- Nie chcę stąd iść - oznajmiłem, przytrzymując drzwi, zanim energia magiczna zatrzasnęła mi je przed nosem. - Au? Chyba będę miał siniaka.
- Co pan wyprawia? - zdumiała się Fumiko.
- Robię cokolwiek, żeby jej pomóc? - zacząłem wątpić w jej inteligencję, chociaż po chwili stwierdziłem, że to nie brak inteligencji, tylko odwagi. Wszedłem do pokoju, a drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem. - Jednak mnie wpuściłaś.
Brak reakcji.
- Chyba dzisiaj nie jesteś zbyt rozmowna.
Brak reakcji.
- W takim razie ja mogę mówić. Podobno nie chcesz jeść.
Brak reakcji.
- Trzeba jeść, Hitoko.
Brak reakcji.
- Wiem, że pewnie tu was karmią jakąś papką, ale na powietrzu długo nie pociągniesz.
Brak reakcji.
- Na pewno nie powiesz ani słowa?
Brak reakcji.
- Już zaczynam myśleć, że mnie wpuściłaś, bo lubisz słuchać mojego głosu.
- Tak - odezwała się w końcu Hitoko.
- Co? - poczułem się lekko zdezorientowany.
- On też miał niski głos. Ale to był inny głos. Brzmiał jak noże przecinające skórę, kojarzył się z cierpieniem albo więzieniem - oznajmiła, po czym zmieniła ton. - Nie wolno ci wychodzić z domu, Hicchan. Uparta głuptasko, nie rób tak więcej, bo popamiętasz. Ale ja nie jestem kanarkiem, żeby trzymać mnie w klatce. Nie, Hicchan, ty jesteś złotą rybką. Złote rybki trzyma się w akwariach, głuptasko. Nie jestem złotą rybką. Jesteś pół-syrenką, Hicchan. To prawie to samo.
- Hitoko... - zatkało mnie. Jak można tak traktować człowieka? I to taką osobę, jak Hitoko. Ona powinna być traktowana jak najdroższy skarb, a nie gorzej od wirtualnego zwierzaka w komórce!
Hitoko wstała z łóżka i podeszła do mnie.
- Mów - powiedziała.
- Co?
- Cokolwiek - wzruszyła ramionami.
- Na zawołanie jeszcze nikt się nie rozgadał - zauważyłem.
- Mów - zmarszczyła brwi. Jej oczy były dziwnie puste...
- No dobra, dobra... Ale rozmawianie z tobą jest trochę skomplikowane, wiesz?
- Po prostu do mnie mów - powiedziała, łapiąc mnie za nadgarstki. Miała długie palce, więc nawet fakt, że była kobietą, nie przeszkodził w tym, by je dokładnie nimi opleść.
- Tak mi trochę niewygodnie - zwróciłem jej uwagę. Czułem się niezręcznie, stojąc przy niej tak blisko. Bałem się, że jeśli jej dotknę, to znowu ją zdenerwuję.
- Opowiedz mi o czymś - stwierdziła, ciągnąc mnie za sobą i sadzając na łóżku. - Jakąkolwiek historię.
- A obiecujesz, że coś zjesz?
- Obiecuję - powiedziała po chwili wahania.
- To może pójdę do pielęgniarki? Ty będziesz jadła, a ja będę mówił? - zaproponowałem.
- Chcesz mnie zostawić? - spytała cicho.
- Tylko na chwilkę - zapewniłem, ale i tak żyrandol zaczął się niebezpiecznie kołysać. - Hitoko, spokojnie, pójdę tylko po coś, co będziesz mogła zjeść. Hitoko?
- Nie zostawiaj mnie tutaj! - krzyknęła, przewracając mnie na łóżko. Tymczasem żyrandol się roztrzaskał na drobne kawałki.
- Hitoko, uspokój się! - zawołałem, a do sali wpadły pielęgniarki.
- Co tu się dzieje? - zapytały przerażone.
- Hitoko - spróbowałem jeszcze raz. Puściła mnie i usiadła na łóżku.
- Głodna jestem - oznajmiła.
- Co? - zdziwiły się pielęgniarki. W zasadzie, zareagowałbym tak samo.
- Zaraz pani coś przyniosę - oznajmiła jedna z pielęgniarek i wyszła.
- Ja posprzątam ten żyrandol... - dodała Fumiko, ale Hitoko jej przerwała.
- Nie trzeba - machnęła ręką w kierunku żyrandola, który z powrotem złożył się w całość.
- Przyniosłam pani zupę, Aotori-san - pielęgniarka postawiła miskę na stoliku. - Fumiko, chodź już.
- Powodzenia, Tsubasa-san - Fumiko uśmiechnęła się lekko i obie wyszły z sali.
- Podasz mi miskę? - zapytała Hitoko.
- Oczywiście - podałem jej miskę. Wzięła ją dosyć niepewnie.
- Dziękuję - powiedziała i zaczęła siorbać zupę. - Jak zwykle bez smaku.
Uśmiechnęła się. To była nowość.
- Hitoko?
- Co?
- Uśmiechnęłaś się - wyjaśniłem. - Tak normalnie.
- Może ty tak na mnie działasz? - przypuściła. - Jest w tobie taki spokój.
- Spokój? Mylisz się, Hitoko. Jestem panikarzem, jakich mało - przyznałem się.
- Panikarz, czy nie, nie rozwalasz chyba żyrandoli, jak tracisz nad sobą kontrolę - siorbała dalej zupę.
- Nie - uśmiechnąłem się lekko. - Ale w innym wymiarze często asymiluję kogoś ze ścianą.
- Ze ścianą? Inne wymiary? - zaciekawiła się Hitoko.
- Tak, bo widzisz, jestem strażnikiem - wyjaśniłem. - Strażnicy mają wgląd do myśli swoich odpowiedników w innych wymiarach. A jeśli w tych wymiarach nie istnieją, to obserwują te światy z punktu widzenia jakiegoś zwierzęcia.
- Czyli też nie jesteś człowiekiem - zaczęła dziabać w zupie coś, co powinno być chyba mięsem.
- Ty nie jesteś? - spytałem, choć dobrze wiedziałem, że jest pół-syreną. Ale lepiej wszystkiego nie mówić.
- Jestem w połowie syreną - odparła, odstawiając pustą miskę na szafkę. - Gdyby nie to, może Kuro by mnie... Codziennie... Nie gwałcił.
No tak. Syrenie geny działały jak narkotyk na osoby, które tych syren, bądź też w jakiejś części syren nie kochały. Jak się człowiek uzależnił, to potem nad sobą nie panował... Zaraz, chwila, co ona powiedziała?
- Hitoko, jak chcesz czymś rzucić, to teraz jest dobra na to chwila - stwierdziłem.
- Serio?
- Tak - kiwnąłem głową. W tym momencie szafka nocna przeleciała przez cały pokój i roztrzaskała się o ścianę. - Lepiej?
- Lepiej - przyznała. Chciałem jej położyć rękę na ramieniu, ale zamarłem w ostatniej chwili.
- Mogę cię dotknąć? - zapytałem. - Ty mnie dotykasz.
Popatrzyła na moją dłoń, złapała ją i położyła na kołdrze.
- Nie. Nie dotykaj. Dotyk boli - powiedziała stanowczo.
- Rozumiem. To ja już pójdę - wstałem i chciałem wyjść, ale...
- Nie - odwróciłem się. Hitoko miała minę na zasadzie "Wyjdziesz, rozerwę cię na strzępy.". - Nie pozwalam ci. Miałeś mówić.
- Hitoko, ja...
W tym momencie zasuwka w drzwiach się zasunęła, okiennice się zatrzasnęły, a światło zgasło. Pośród ciemności usłyszałem jej głos.
- Mów - lekko obłąkany głos. Oficjalnie dostałem gęsiej skórki.