Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

piątek, 5 lutego 2021

I wish it was just a bad dream VII

Uniwersum: Genshin Impact

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: fantasy, angst, drama

Seria: "Light&Ice"/"Sun&Wind"

Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, manipulacja, wspomniana śmierć postaci, sceny walki, krew

Notka autorska: I to właściwie jest ostatnia część, pomijając dwa epilogi, które są do tego fika.



Kiedy Kaeya dowiedział się, że Crepus nie żyje, jego pierwszą myślą było to, że nareszcie jest wolny od ciągłego zastanawiania się, komu być lojalnym.

Teraz mógł w końcu iść własną drogą. Od biologicznego ojca się odciął, przybrany, i jedyny prawdziwy, zginął.

Lecz wiedział, że musi w końcu powiedzieć Dilukowi całą prawdę. I w dużym skrócie, jego brat nie był z tego powodu ani trochę zadowolony.

Był wściekły. Rozgoryczony. Zawiedziony.

I kompletnie stracił do niego zaufanie.

 - Kłamałeś?! Przez te wszystkie lata kłamałeś?! - wrzasnął Diluc, uderzając dłońmi o biurko.

 - Zatajałem prawdę - odparł spokojnie Kaeya. - Ale nigdy nie skłamałem na temat mojej relacji z tobą i naszym ojcem...

 - To był MÓJ ojciec, Kaeya. Ty jesteś tylko przybłędą - Diluc chwycił za rękojeść miecza. - Skąd mam wiedzieć, że nie spóźniłeś się specjalnie? Skąd mam wiedzieć, że to też nie była część planu twojego ojca? Może zmusił cię do oślepienia się, żebyś mógł opowiadać łzawą historyjkę na ten temat?

Kaeya zamrugał. Nie miał absolutnie żadnego dowodu, by podważyć argumenty Diluka. Zbyt długo zwlekał z wyjawieniem prawdy.

 - To nie było ta... - Kaeya odskoczył w ostatniej chwili, gdy Diluc zamachnął się na niego mieczem. - Diluc, co ty...

 - Nie masz prawa mówić do mnie po imieniu - Diluc skoczył ku niemu, przecinając mieczem powietrze.

 - Bracie, przestań! - Kaeya cofnął się, dobywając swojego miecza.

 - Nie jestem twoim bratem.

Klingi zderzyły się ze sobą. Kaeya cofnął się nieco, odepchnięty przez impet.

 - Co chcesz zrobić, braciszku? Zabić mnie?! - spytał, parując ataki Diluka.

Z trudem.

 - Tak, brudny szpiegu z Khaenri'ah - Diluc zamachnął się tak gwałtownie, że rozbił wazon stojący na półce.

 - Masz na rękach krew ojca! Chcesz mieć również krew brata?! - Kaeya oparł się plecami o ścianę i starał się odepchnąć Diluka od siebie. - Nie wytrzymasz tego psychicznie, Diluc! Znam cię najlepiej na świecie i po prostu to wiem!

 - Bo ty zawsze. Wiesz. Wszystko - wycedził Diluc, patrząc mu w oczy. - Zawsze. To ja jestem starszy. To ja jestem kapitanem. Ale to ty zawsze wiesz wszystko. Jesteś dwa kroki przed każdym, masz takie kontakty, że nikt nie wie, skąd w ogóle znasz tych ludzi. Ale teraz już wiem, skoro byłeś szkolony od dziecka na szpiega, to musisz umieć...

 - Nie jestem szpiegiem! Oślepiłem się, żeby przestać nim być!

 - Nie wierzę ci.

 - Dlaczego?!

 - Bo mieliśmy nie mieć przed sobą sekretów. Bo nie zaufałeś mi na tyle, by mi to powiedzieć wcześniej. Więc kłamiesz - Diluc ponownie zrobił zamach, tym razem rozcinając Kaeyi ramię.

Krew spłynęła po ręce Kaeyi, plamiąc jego białą koszulę na czerwono.

- Czemu mnie nie atakujesz? - spytał Diluc. - Czemu tylko się bronisz? Na Barbatosa, przecież ja próbuję cię zabić!

- Bo chcę cię tylko powstrzymać - powiedział cicho Kaeya. - Zatrzymać czas. Zamrozić.

- Przykro mi, ale moją wizją jest Pyro, a nie Cryo - Diluc zamachnął się po raz kolejny.

Kaeya zamknął oczy, kiedy nie udało mu się sparować tego ataku. Wypuścił miecz i złapał ostrze w dłonie. Miał grube, skórzane rękawice, więc nie bał się, że straci palce, chociaż klinga przecięła materiał i raniła jego skórę.

A nawet jeśli, lepiej zostać bez palców, niż bez głowy, którą na pewno Diluc by mu odciął.

I wtedy poczuł, jak wszystko wokół zamarza.

Miecz Diluka zgasł. Podłoga i okna pokryły się szronem. Oddechy obu braci zaczęły być widoczne.

Krew Kaeyi spłynęła po jego dłoniach i kapnęła na dywan, tuż obok mieniącego się błękitnym blaskiem klejnotu.

Wizji Cryo.

Jego wizji.

- Ach tak - Diluc rzucił miecz na podłogę. - Więc tak się bawimy.

Kaeya spojrzał na niego.

To on dostał wizję Cryo. Ale to wyraz twarz Diluka był lodowato zimny.

- Skoro nawet bogowie cię chronią... - Diluc podszedł do drzwi. - Idź. Zmień nazwisko. Nie masz prawa używać nazwiska mojego ojca. Żyj, jak już tak bardzo musisz. Ale z dala ode mnie.

- Diluc! - Kaeya rzucił się do biegu, ale Diluc już wyszedł i zatrzasnął mu drzwi przed nosem. - Proszę, nie zostawiaj mnie tutaj! Diluc!

- Tato, nie zostawiaj mnie tu samego! Jest ciemno, boję się!

Kaeya osunął się na podłogę, znacząc drzwi krwawymi śladami swoich dłoni.

- Zostałem... sam... znowu... - Kaeya objął nogi ramionami i spojrzał na mieniącą się na podłodze wizję. - Kimkolwiek jesteś, bogini lodu, szczerze mówiąc, wolałbym jednak umrzeć. Ale dziękuję, że ochroniłaś przynajmniej mojego brata...

I znowu, korzystając z tego, że nikt go nie mógł w tej chwili zobaczyć, rozpłakał się po raz pierwszy od kilku lat.