Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Kaeya&Albedo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst
Seria: "Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, sceny przemocy
Notka autorska: Tak, lubię upijać Diluka, przepraszam.
Oficjalnie magia, którą został zaatakowany Kaeya, należała do Magów Otchłani. To nie była zwykła moc wizji, to była czarna magia pochodząca z Khaenri'ah.
Tylko pytanie, skąd się tam nagle wzięło tylu Magów Otchłani, by prawie zabić Kaeyę? I jak on sam zamroził dokładnie każdy milimetr wszystkich dziewięciu strażników ruin?
Jedynie Albedo wiedział, ale postanowił milczeć. Najlepiej w tej sytuacji było zrzucić winę właśnie na Magów Otchłani. Na pytanie, jak Kaeya to zrobił, mógł jednak co najwyżej wzruszyć ramionami i stwierdzić, że nikt go jak widać nie docenił.
Lecz jedno nie dawało Albedo spokoju. To miała być rutynowa ekspedycja, a skończyła się na tym, że Kaeya leżał teraz w łóżku od tygodnia.
Było lepiej. Jego rany już się prawie zagoiły. Ale moc Barbary słabo na niego działała. Jakby ta nielegalna Cryo magia hamowała jej wizję.
Albedo jako jedyny wiedział, jakie leki mu podawać, by rany goiły się szybciej. Całe dnie spędzał w laboratorium, a nocami siedział przy Kaeyi tak długo, aż Sucrose nie zabierała go do jego komnaty, kiedy już ledwie widział na oczy. Robiła tak, odkąd zemdlał po kompletnie nieprzespanej nocy.
A jak odmówił posłuchania jej, poprosiła o pomoc Razora i Noelle. Z nimi trudno było mu dyskutować. Zwłaszcza, jak po prostu złapali go za ramiona i zanieśli do łóżka.
Albedo właściwie nie rozumiał, dlaczego tak bardzo pragnął być przy Kaeyi już po tym, gdy podał mu wszystkie leki. Najpierw tłumaczył to sobie, że chce tylko upewnić się, iż zadziałają i nie będą miały skutków ubocznych. Ale każdej następnej nocy przekonywał się, że to było to dziwne uczucie. Zauroczenie? Miłość? Tak. To mogło być to.
Chyba jednak powinien przestudiować głębiej to zagadnienie. Powinien, po pierwsze, przyznać się przed samym sobą, co czuje. I powinien powiedzieć o tym Kaeyi, jeśli ten się kiedyś obudzi...
* * *
Klee nie miała traumy. Albedo już o to zadbał, podając jej odpowiedni eliksir.
Bennett opowiadał każdemu, kogo spotkał, że pomógł uratować kapitana kawalerii.
Jean i Amber zamartwiały się, choć ta druga nie bardzo chciała się do tego przyznać.
I był jeszcze Diluc, który udawał, że go to nie obchodzi, ale Charles twierdził, że ilość kieliszków, które stłukł w czasie ostatniego tygodnia, wzrosła o 100%, bo wcześniej nie zdarzało mu się to prawie wcale.
A Venti dał słowo honoru, że widział, jak Diluc nalewa sobie do szklanki soku winogronowego, który wcale tym sokiem nie był, sądząc po tym, że zasnął z głową na blacie i nie można go było dobudzić.
Pomińmy fakt, że Venti przyznał się Albedo, iż ukradł wtedy Dilukowi trzy butelki wina...
- Braciszek Kaeya się kiedyś obudzi, prawda? - spytała Klee, zaplatając Kaeyi warkocza.
- Oczywiście, że tak - Albedo uśmiechnął się słabo i wstawił świeży bukiet kalii do wazonu.
Wierzył w to coraz mniej.
- Braciszek Kaeya musi się obudzić, Klee nie podoba się to, że braciszek Kaeya ciągle śpi - wymamrotała Klee. - Braciszkowi Kaeyi chyba nie spieszy się do Celestii, co, braciszku Albedo? Albedo?
Albedo drgnął. Zdał sobie sprawę, że znowu przysnął, trzymając na dokładkę dłoń Kaeyi przy ustach.
- Co, nie, nie będziemy rysować jednorożców - mruknął, nadal zaspany. Klee spojrzała na niego obrażona.
- Mówię do ciebie o poważnych sprawach, a ty mnie nie słuchasz! - dziewczynka złapała się pod boki. - Wstyd!
- Przepraszam, Klee, jestem po prostu... - Albedo ziewnął. - ...zmęczony.
Klee westchnęła ciężko i wróciła do zaplatania Kaeyi warkocza.
- Ma miękkie włosy - powiedziała nagle. - Pan Diluc ma miększe, swoją drogą. Dotykałeś kiedyś włosów pana Diluka, braciszku Albedo?
- Nie - Albedo pokręcił głową i pogłaskał Kaeyę po głowie.
Naprawdę były miękkie.
- Szkoda. Namówiłam go kiedyś na to, żeby zrobić mu warkocze - kontynuowała Klee. - Czasem jest miły. Ale nigdy się nie uśmiecha. Dlaczego nigdy się nie uśmiecha?
- ...przeze... mnie... - szepnął Kaeya, ledwie otwierając usta.
Klee odskoczyła od niego i spadła z krzesła.
- Braciszek Kaeya! - zapiszczała Klee i chyba chciała Kaeyę przytulić, ale Albedo ją powstrzymał.
- Idź po Barbarę - powiedział cicho. Klee spojrzała na Kaeyę i pobiegła po zakonnicę.