Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Kaeya&Lumine, w tle Jean&Lisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis cierpienia fizycznego i psychicznego
Notka autorska: Kaeya nie powinien mówić, bo potem nadużywam wielokropków, ale miałam zdecydowanie zbyt dużo pomysłów na to, co mógłby powiedzieć.
Kiedy Kaeya nie mógł nabrać oddechu, to było takie same uczucie, jak wtedy, gdy wrogowie próbowali go udusić.
Wiele razy.
Dlaczego więc najwyraźniej przypominała mu się sprawa Collei?
W sumie był ciekaw, co się teraz dzieje z tą dziewczyną...
Poczuł chłodną dłoń na czole.
Uchylił powieki i zobaczył Lumine.
Znowu.
- Przepraszam, że sprawiłam ci ból - powiedziała cicho.
Kaeya uśmiechnął się słabo.
- Ty... nie jesteś bólem... - szepnął. - Jesteś jak światło... prześwitujące przez lód... kiedy człowiek tonie we własnym umyśle...
Lumine zadrżała. Próbowała udawać, że te słowa jej nie ruszyły. Ale tak nie było.
Zwłaszcza, że...
- Miałam takie moce - oznajmiła, zabierając dłoń z czoła Kaeyi. - Zanim mi je odebrano. Aether władał czymś w rodzaju czystej energii. Byliśmy nierozłączni.
- Jak to bliźnięta... - Kaeya przymknął powieki i zaczerpnął łapczywie powietrze, przez co Lumine aż się wzdrygnęła. - Jak ja i Diluc... Znaliśmy... wszystkie swoje sekrety... Swoje myśli... Swoje marzenia... A teraz już nic... o sobie... nie wiemy...
- Kaeya... - Lumine usiadła na łóżku i pochyliła się nad nim. Jej włosy smagnęły jego policzek. - Wszystko będzie dobrze. Obiecuję ci to.
Mogłaby go wyleczyć, gdyby miała swoje pierwotne moce.
Ale bez nich była bezsilna.
- Martwisz się... - Kaeya podniósł prawą rękę i położył jej dłoń na policzku.
Była gorąca. Lumine miała wrażenie, że zaraz ją oparzy.
- Jestem... tylko ciężarem... jak zwykle... - Kaeya opuścił rękę i uśmiechnął się niemrawo. - Powinienem był umrzeć... dawno temu... w deszczową noc...
- Kaeya! - Lumine złapała go za ramiona.
Teraz nie obchodziło jej, że sprawi mu ból. Mówił tak okrutne rzeczy, że nie mogła mu na to pozwolić.
- Kaeya, proszę, nie myśl tak nawet - powiedziała cicho. - Błagam, nie myśl tak...
Kaeya jej nie odpowiedział. Zamknął oczy i znów odpłynął w niespokojny sen pełen złych wspomnień.
* * *
Diluc udawał, że czyta i nic go nie obchodzi cała sytuacja, ale tak naprawdę pomagał Amber i Noelle szukać antidotum na truciznę.
Miał ochotę rzucić tą książką. Co go obchodzą jakieś maści na czyraki?
- Martwisz się - Lumine stanęła przed Dilukiem. Podniósł na nią wzrok znad książki.
- Czym?
- Swoim bratem - odparła, podchodząc do niego. - Przyznaj to w końcu.
Diluc zamknął książkę jednym ruchem.
- Nie jest moim bratem. Wolałbym, żeby nigdy nie pojawił się na świecie.
W Lumine coś pękło w tej właśnie chwili. Złapała Diluka za koszulę i przysunęła się do niego tak blisko, że prawie stykali się nosami.
- Dla twojej wiadomości, czerwony, marudny glucie - warknęła przez zaciśnięte zęby. - Nie wziąłbyś go na ręce i nie zaniósł do pokoju gościnnego, gdyby ci na nim ani trochę nie zależało - potrząsnęła nim. - A w tym jednym się zgadzacie.
- W czym? - Diluc złapał ją za ręce i spokojnie od siebie odsunął.
- On też wolałby nie żyć - powiedziała Lumine ze łzami w oczach. - I z tego, co zrozumiałam, chciałby być martwy, zanim wasz ojciec go znalazł.
Diluc zastygł na chwilę. Miał wrażenie, że zaschło mu w gardle.
A potem, powoli, jakby mechanicznie, skierował swoje kroki ku schodom.
Wszedł po nich.
Otworzył drzwi do pokoju gościnnego.
Zatrzasnął je.
I spojrzał na śpiącego Kaeyę.
Ledwie żywego.
Cierpiącego.
Jak wtedy, gdy ojciec...
Diluc uderzył pięścią w ścianę.
Cholera. Jasna.
Podszedł do Kaeyi.
Usiadł przy nim.
I zastanawiał się, co dalej.
Na całe szczęście Kaeya uchylił powiekę.
- Nie spałeś? - zdziwił się Diluc.
- Spałem... Ale ktoś trzasnął drzwiami... - Kaeya zaśmiał się i od razu tego pożałował.
Ból szarpnął jego ciałem tak mocno, że Kaeya aż usiadł. Oddychał ciężko, z trudem łapiąc powietrze. W zasadzie w ogóle nie mógł go zaczerpnąć.
Poczuł dłonie Diluka na swoich ramionach i spojrzał na niego zamglonym wzrokiem.
Diluc był autentycznie... przerażony.
Kaeya nie widział takiego wyrazu jego twarzy, odkąd ich ojciec umarł.
- Jeśli nie znajdą antidotum, zabiję cię. Nie mogę na to patrzeć - szepnął Diluc, puszczając go. - Nie mogę na to pozwolić. Muszę przerwać tę...
- Agonię? - Kaeya wręcz wycharczał to słowo, zanim upadł z powrotem na poduszki.
- Agonię - powtórzył Diluc, odsuwając kosmyk włosów z twarzy Kaeyi. - Nie mów takich rzeczy podróżniczce. Ranisz ją.
- Jakich...
- Że pragniesz śmierci - Diluc wstał i ruszył ku drzwiom. - Nawet jeśli to prawda i to ja ci ją zadam.
- Ty cały czas ranisz Donnę...
Diluc zatrzymał się gwałtownie.
- Jeśli umrę... Zagadaj do niej w końcu, co? - Kaeya zmusił się do uśmiechu. Diluc obejrzał się przez ramię.
- Niech ci będzie - stwierdził i wyszedł, zostawiając Kaeyę samego.
O ile ból nie był już tak silny, że można go liczyć jako drugą osobę.
* * *
- Głupie książki - Amber rzuciła jedną przez cały hol, pilnując, czy Diluc już nie wrócił. - Nic w nich nie ma! W życiu się tyle nie naczytałam...
- Boli mnie głowa. Powinnyśmy się położyć - stwierdziła Noelle, zamykając kolejną książkę, którą przeczytała. - Odpoczynek dobrze nam zrobi.
- Zioła też dobre - mruknął Razor, parząc kolejny napar dla Kaeyi. - Pomagają.
- Ale mógłbyś delikatniej odstawiać imbryk, bo się potłucze - zganiła go Adelinde, grożąc mu zmiotką.
- Czarno-biała pani straszna - stwierdził Razor, idąc na górę z kubkiem naparu.
Adelinde nadęła policzki ze złości. Moco i Hillie zachichotały za jej plecami.
- A wy nie macie niczego do roboty? - Adelinde pogoniła je miotłą. - Do pracy, ale już!
- Po prawdzie nie wiem, czy bardziej boli mnie głowa od czytania, czy od jej krzyków... - przyznała Noelle, a Amber parsknęła śmiechem i ziewnęła.
Tak. Definitywnie powinny pójść spać, zanim zasną z głową w książce i obudzą się z tuszem odciśniętym na twarzy.