Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Kaeya&Lumine, w tle Jean&Lisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis cierpienia fizycznego i psychicznego
Notka autorska: Xingqiu będzie miał ważniejszą rolę w sequelu, na razie mógł liczyć jedynie na taki występ gościnny.
Xingqiu siedział spokojnie w bibliotece i czytał książkę, gdy do środka wpadły zielonowłosa dziewczyna z kocimi uszami i jakaś mała zakonnica.
- Lisa! Kapitan Kaeya został otruty, potrzebujemy książek o antidotach, szybko! - zawołała jedna z nich.
Xingqiu najpierw poczuł się oburzony, że ktoś drze się w bibliotece, a dopiero po chwili dotarło do niego, co właściwie powiedziała ta dziewczyna.
- Na Archona Anemo, o czym wy mówicie? - zmartwiła się bibliotekarka i w popłochu zaczęła wertować karty.
Xingqiu stwierdził, że to chyba koniec lektury na dziś. Zwłaszcza, że właśnie trzymał w dłoniach książkę o truciznach. Zamknął ją, wstał i podszedł do przerażonych kobiet.
- Proszę - rzucił grube na tysiąc stron tomiszcze na biurko bibliotekarki. - Jedną już macie. Doczytam później. Do widzenia, życzę miłego dnia i powrotu do zdrowia waszemu kapitanowi.
To mówiąc, przypiął swój miecz z powrotem do paska i wyszedł z biblioteki.
Ludzie z Mondstadt i ich problemy...
* * *
Gdy tylko drzwi biblioteki zamknęły się za chłopcem z Liyue, Lisa podała książkę o truciznach Sucrose i wstała.
- Muszę powiadomić Jean - oznajmiła i wyszła z biblioteki.
Biedny, słodki Kaeya... Co się tam stało, że Barbara i Sucrose są aż tak przerażone? Od Jean wiedziała, że już kiedyś został otruty. Chodziły nawet plotki, że sam wkropił sobie truciznę do oka, na które teraz nie widzi, ale dlaczego niby miałby to zrobić?
Weszła do gabinetu Jean, pukając na wszelki wypadek. Ta stała akurat w oknie i patrzyła na panoramę miasta. Latarnie powoli zapalały się jedna po drugiej.
- Jean, mamy poważną sprawę - oznajmiła Lisa.
- Nie zaczynaj po raz kolejny w taki sposób wyznania, że mnie kochasz - Jean zerknęła na nią przez ramię.
- Ale tym razem mówię prawdę - Lisa zirytowała się nieco na samą siebie. - Kaeya został otruty. Barbara i Sucrose przybiegły do mnie, jakby przynajmniej prawie umarł im na rękach.
- Co? - Jean odwróciła się gwałtownie. - O czym ty mówisz?
- Sama do końca nie wiem - przyznała Lisa. - Zostawiłam je na razie w bibliotece. Domyślam się jedynie, że moce Barbary nic nie zdziałały, skoro przyszły takie spanikowane.
- Chodźmy do nich - Jean zgarnęła ją ramieniem. - Romantyczną kolację zostawimy na kiedy indziej.
- Przygotowałaś romantyczną kolację? - zdziwiła się Lisa.
- Nie, ale chciałam cię na nią zabrać - Jean westchnęła, wchodząc do biblioteki. - Nic ci nie jest, Barbaro?
- Mi nie, ale kapitan Kaeya jest w naprawdę ciężkim stanie - odparła Barbara, odkładając na chwilę książkę. - Samachurle zaatakowały go pnączami. Wiesz, te od Dendro. Mnie też kiedyś oplotły, ale potem tylko cały dzień kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze.
- Mam podobne doświadczenia - przyznała Jean.
- O tym mówiłam, kiedy powiedziałam, że to prawdopodobnie dlatego, iż jego wizja to Cryo - stwierdziła Sucrose. - Coś gdzieś kiedyś czytałam, że te pnącza działają inaczej na daną wizję. A tych, którzy nie są nią obdarzeni, zabijają na miejscu.
- Jest na tę truciznę jakieś antidotum? - spytała Jean.
- Pewnie tak, ale kompletnie nie pamiętam, co to mogło być - Sucrose speszyła się nieco. - Przepraszam. W ogóle się nie przydaję w tym zadaniu...
- Nie mów tak, słonko - zganiła ją Lisa. - Zabierzmy się lepiej do pracy.
- Gdzie właściwie jest Kaeya? - spytała Jean.
- Honorowa Pani Rycerz, Amber i Noelle zabrały go z pomocą Razora do Dawn Winery - odpowiedziała Sucrose.
- Dawn Winery?! - zawołały Jean i Lisa jednocześnie.
- Winiarnia była najbliżej... - wyjaśniła Sucrose, spuszczając wzrok.
- A skąd się tam wziął biedny Razor? - spytała Lisa.
- Usłyszał nasze krzyki - wytłumaczyła Barbara. - Chociaż podejrzewam, że nie tyle nasze, co wrzask kapitana Kaeyi, jak upadł na ziemię. Nadal świdruje mi w uszach.
Jean zacisnęła palce na książce. Wiedziała, że śmierć i zranienia to ryzyko bycia rycerzem. Ale mimo wszystko poczuła się winna całej sytuacji.
Kaeya był jej przyjacielem. Miała jedynie nadzieję, że Diluc nie zrobił niczego głupiego przez swoją irytującą niechęć do Rycerzy Favoniusa...