Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

niedziela, 15 grudnia 2013

Dzień przed wyjazdem

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Kann dowiedziała się, co było powodem złamania sobie kostki przez Torę w zeszłym roku, więc ja, jako zapalona fanka Tora&Akiya, usiałam to opisać. Logiczne, tyle, że nie...

Akiya siedział w fotelu i rozwiązywał krzyżówkę. Od wczoraj znowu miał wrażenie, że jego dom zostanie przewrócony do góry nogami, bo Tora pakował się przed wyjazdem w trasę. I tak było zawsze. Tora robił się strasznie roztargniony i zapominał, jak się nazywa, gdy tylko słyszał słowo "walizka". Akiya akurat miał wolne i dzięki temu mógł odpowiadać co chwilę na pytanie "Aki, gdzie jest [wstaw nazwę przedmiotu, którego akurat szuka Tora]?". Miał również nadzieję, że nikt z Gazette nie zadzwoni nagle i nie da mu arcytrudnego zadania, bo potrzebuje czegoś tam na ostatnią chwilę. Jakby nie mogli go informować wcześniej.
 - Aki, widziałeś mój zegarek? - zapytał Tora, patrząc na Akiyę z wyczekiwaniem.
 - Ten na rękę?
 - Tak...?
 - Na górze chyba zostawiłeś - odparł Akiya, przewracając stronę i biorąc się za następną krzyżówkę.
 - Dziękuję - Tora uśmiechnął się promiennie i pobiegł na górę.
Akiya zastanawiał się właśnie, jak nazywa się nieduża kaczka łowna, gdy nagle usłyszał przekleństwo, przeraźliwe fuknięcie i przez uchylone drzwi zobaczył Torę spadającego ze schodów. Zamarł na chwilę, po czym rzucił krzyżówki i długopis na podłogę.
 - MASASHI! - Akiya podbiegł do niego tak szybko, że sam nie był świadomy, iż potrafi się tak błyskawicznie przemieszczać. - Kami-sama, nic ci nie jest?!
Tora otworzył najpierw jedno oko, a potem drugie i uśmiechnął się niemrawo.
 - Wszystko mnie boli, ale chyba nic poważnego sobie nie... Nie, w sumie kostka boli mnie bardziej, niż reszta ciała. Weź może wezwij karetkę.
 - Zawału kiedyś przez ciebie dostanę - stwierdził Akiya, wybierając numer na pogotowie. - Coś ty zrobił w ogóle?
 - Potknąłem się o Chikin - odparł Tora, na co Akiya uderzył się ręką w twarz.
 - Od takich wypadków to są Naoki Yamada i Ogata Hiroto, a nie ty - były gitarzysta Kagrry, pokręcił z dezaprobatą głową.
Tora usiadł pod ścianą i obserwował, jak jego ukochany rozmawia z dyspozytorką. Widać było, że przestraszył się nie na żarty. Torze zrobiło się głupio, bo dobrze wiedział, jak gwałtownie Akiya reaguje na złe rzeczy przytrafiające się jego bliskim. I jak jest przewrażliwiony na temat śmierci od ponad roku.
 - Przyjadą za dziesięć minut - oznajmił Akiya. - Co tak na mnie patrzysz?
 - Jesteś blady jak ściana - wyjaśnił Tora. - Chodź tu.
Akiya westchnął przeciągle i usiadł obok niego.
 - Przestraszyłeś się, prawda?
 - Rzuciłem aż krzyżówki i długopis na podłogę. I nie wiedziałem, że potrafię się teleportować.
 - Aki, uspokój się, bo ci serce zaraz wyskoczy z piersi - stwierdził Tora, przyłożywszy dłoń do klatki piersiowej Akiyi. - Rzuciłeś długopisem?
 - To tylko długopis.
 - Tym czerwonym?
 - To tylko... - do Akiyi dotarło, o co chodzi Torze. - Mam nadzieję, że się nie połamał, tak jak ty. On nie byłby zadowolony, gdybym zepsuł prezent od niego.
 - Na pewno by zrozumiał sytuację - stwierdził Tora. - Zobaczyłeś mnie obok niego, dlatego tak się przestraszyłeś, prawda?
 - Tak - odparł cicho Akiya, przymykając oczy. - Nie chciałbym was obu odwiedzać na cmentarzu, Masashi.
Zapadła chwilowa cisza.
 - Mogę nie karmić Chikin przez tydzień?
 - Akiya! - oburzył się Tora, na co Akiya zaśmiał się krótko.
 - Znalazłeś przynajmniej ten zegarek?
 - Tak, na szafce obok tego kolażu, co go ostatnio zrobiłeś, jak ci się nudziło - odparł Tora. - Ej, Aki?
 - Tak?
 - Wrócisz kiedyś do bycia gitarzystą?
 - Może kiedyś - Akiya wzruszył ramionami. - Jak przyjdzie na to czas.
Tora skinął głową ze zrozumieniem. Nie próbował go nawet przekonywać, że powinien wrócić tu, teraz i w tym momencie, bo to i tak by nic nie dało. Stęsknione fanki muszą po prostu poczekać.

The end

sobota, 7 grudnia 2013

Przebłyski z przeszłości III

Zespół: vistlip, w tle MoNoLith
Pairing: Tomo&Tohya, w tle Umi&Yuh, Rui&Shuhei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, okruchy życia
Ostrzeżenia: nawiązanie do wypadku z 2010 roku
Notka autorska: Jak już wspominałam, Rui jest perfidny, amen. XD

Obudziłem się. Ostatni sen był dziwny. Chodziłem po domu, wszędzie wisiały zdjęcia, twoje zdjęcia, a ja zastanawiałem się, co by było, gdybyś zginął.
Poszedłem do kuchni, by zaparzyć sobie herbaty i wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Lekko zdziwiony, otworzyłem je i zamarłem.
W drzwiach stała Asako.
 - Cześć, Tohya, dziękuję, że pozwoliłeś mi przyjechać - oznajmiła. - Mogę wejść? Tohya?
 - Dlaczego tu jesteś? - zapytałem, patrząc na nią ze zdumieniem. - Jak? Znowu śnię?
 - Dobrze się czujesz, Tohya? - zmartwiła się Asako, kładąc dłoń na moim czole. - Przecież dzwoniłam do ciebie i się umówili...
 - Śnię, tak, muszę się obudzić - stwierdziłem, odwracając się. - Wejdź, jeśli chcesz, ale... I tak wiem, że nie ma cię tu naprawdę.
 - O czym ty mówisz? - Asako odwróciła mnie w swoją stronę.
 - Przecież zginęłaś w tamtym wypadku - szepnąłem, a ona tylko uśmiechnęła się smutno.
 - Ach, no tak, zbliża się rocznica i znowu uaktywnił ci się ten system obronny, co? - kiwnęła głową. - Dwa lata temu sądziłeś, że to był Yuh, rok temu, że Umi, teraz, że ja. Za rok pewnie mi powiesz, że Rui wtedy zginął, prawda? No i jeszcze zostali ci techniczni...
 - A Tomo? - zamrugałem, patrząc na nią z coraz większym przerażeniem.
 - Tomo? - Asako westchnęła ciężko, a oczy jej się zaszkliły. - Matsushita, Satoshi był właśnie tym, który wtedy zginął.
 - Tohya, nie zakluczyłeś drzwi! - zawołał Tomo, wchodząc do mieszkania perkusisty. - Tohya?
Wokalista przystanął. Tohya znów spał, tym razem na kanapie. Chyba ściągnął tylko buty i się położył. Tomo podszedł do niego i uklęknął przed nim. Dopiero wtedy zauważył, że policzki Tohyi są mokre od łez.
 - Płaczesz przez sen? - zdziwił się Tomo, ocierając wierzchem dłoni łzy z policzka perkusisty, który się przez to obudził. - Dlaczego?
 - Co dlaczego? - mruknął zaspanym głosem Tohya, siadając. - I co ty tu robisz w ogóle?
 - Czemu płaczesz?
 - Czasem mi się zdarza - odparł Tohya. - Zwłaszcza, jak śni mi się coś złego.
 - Co takiego?
 - Że Asako przeżyła, a ty nie - odpowiedział Tohya, zamykając oczy.
Tomo spojrzał na perkusistę ze zdziwieniem i usiadł obok niego.
 - Często śnią ci się takie rzeczy?
 - W sensie Asako występująca jako bohaterka koszmaru? Tak, często. Zwłaszcza przed rocznicą - odpowiedział Tohya.
 - Tohya, to nie była twoja wina - powiedział Tomo stanowczym głosem.
 - A jeśli była? - zapytał Tohya, zaciskając dłonie w pięści. - Jeśli mogłem zrobić coś, by ten wypadek nigdy nie miał miejsca? A tak czuję się jak morderca. Jakbym własnoręcznie ją zabił...
Tohya zamarł, gdy Tomo objął go i przytulił do siebie.
 - Nie mów tak - szepnął Satoshi, przymykając oczy. - Nikt cię o to nie oskarża. Jesteś niewinny.
 - Naprawdę mnie o to nie oskarżasz? - spytał Tohya. Tomo zaśmiał się krótko.
 - Naprawdę.
 - Ale przecież... Obudziłeś się dopiero w szpitalu! Myślałem, że zginąłeś tak jak ona - Tohya wczepił palce w ramiona Tomo. - Rui też długo się nie budził, ale...
 - Długo? - zdziwił się Satoshi. - Mówił mi, że widział, jak...
 - Jak co?
 - Jak mnie wyciągnąłeś - wyjaśnił Tomo. Tohya westchnął ciężko.
 - Nie widział tego. Opowiedziałem mu to - wyjaśnił. - Nie mogłem pozwolić, byś tam został. Nie mogłem pozwolić, byś umarł.
 - Dlaczego? - spytał Tomo, patrząc w oczy Tohyi.
 - Ponieważ cię kocham, Satoshi. I tamto wydarzenie mi to uświadomiło - Tohya spuścił wzrok. - I właśnie dlatego czuję się tak bardzo winny.
 - Rozumiem cię doskonale - oznajmił Tomo, przybliżając się do Tohyi. - Co nie zmienia faktu, iż nawet jakbyś był winny, to i tak bym cię kochał.
Tohya zastygł, gdy Tomo go pocałował, ale po chwili oddał pocałunek. Nareszcie poczuł się w pełni szczęśliwy. Być może Satoshi znajdzie jakiś sposób na to, by w końcu zapomniał?
* * *
 - I co z Pandą i Koalą?
 - Sądząc po tym, że Tohya nie odbiera, są teraz trochę zajęci. Jak znam Tomo, to pewnie gdy tylko usłyszał dzwoniący telefon, to znalazł go i rzucił nim o ścianę.
 - A Umi i Yuh?
 - Wyjście na tak długi czas z sali było dobrym pomysłem. Pogodzili się i jutro pewnie nie będą rzucać butami.
 - Powinieneś otworzyć poradnię sercową.
 - Fakt, że jestem ciapą zespołową, nie oznacza, iż nie mogę być dobrym obserwatorem. Ale wolałbym jednak się nie wychylać. Tak będzie lepiej.

The end

czwartek, 5 grudnia 2013

Przebłyski z przeszłości II

Zespół: vistlip, w tle MoNoLith
Pairing: Tomo&Tohya, w tle Umi&Yuh, Rui&Shuhei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, okruchy życia
Ostrzeżenia: nawiązanie do wypadku z 2010 roku
Notka autorska: Druga część. Rui to jest taki trochę... Perfidny? XD



Wiadomość, że Asako nie żyje, była chyba najbardziej przerażającą, jaką kiedykolwiek usłyszałem. Do dziś zastanawiam się, czy mogłem temu zapobiec. Czy gdybym wtedy bardziej uważał, ona by żyła?
Jedynie fakt, że tobie nic poważniejszego się nie stało, był dla mnie wybawieniem. Załamałbym się pewnie po śmierci któregoś z naszych przyjaciół, ale... Satoshi, co by się stało, gdybyś wtedy zginął? Co by było z vistlip, ze mną, z naszymi przyjaciółmi? Czy pozbieralibyśmy się po tym wszystkim? Przecież nawet teraz nie możemy zapomnieć o Asako, a co dopiero, gdybyś na jej miejscu był ty?
 - Tohya, hej, czemu znowu śpisz? - Tomo spojrzał na perkusistę ze zdziwieniem. - Nie wysypiasz się?
 - No tak jakby - odparł Tohya.
 - Jesteśmy pod twoim blokiem. Odprowadzić cię? - zapytał Tomo. - Jeszcze zaśniesz na stojąco albo zasłabniesz...
 - Aż tak źle ze mną nie jest - odparł Tohya. - Ale dziękuję za troskę. Dzięki za podwiezienie, Rui.
 - Nie ma za co - odparł basista. Tohya wysiadł z samochodu i zamknął za sobą drzwi.
 - Nie masz wrażenia, że... - zaczął Tomo, ale Rui mu przerwał.
 - On zawsze taki jest przed rocznicą - oznajmił. - Nie zauważyłeś? Ach, no tak. Przecież ty niczego nie zauważasz. Idź za nim, to może chociaż jedna sprawa przestanie go męczyć.
 - Jaka sprawa? - zdziwił się Tomo.
 - Ty - odparł Rui. - A teraz biegnij. Być może masz jedyną okazję.
 - Nie wiem, o co ci chodzi, Rui...
 - Nie wiesz? - Rui przesiadł się na tylne siedzenie i usiadł obok Satoshiego. - Tomo, słuchaj, pamiętasz jeszcze, kiedy się ocknąłeś po wypadku?
 - W szpitalu.
 - A wiesz, kto cię z tego nieszczęsnego wraku wyciągnął?
 - Ratownicy?
 - Pudło - Rui pacnął Tomo w czoło. - Umi wyciągnął najpierw Yuh, a potem mnie, a Tohya ciebie. Techniczni wydostali się sami i zadzwonili po pogotowie. A nasz Matsushita siedział z tobą na kolanach na jezdni, czekając na karetkę. Długo się nie budziłeś, wiesz? Ja ocknąłem się tuż przed tym, jak Tohya cię wyciągnął. Myślałem nawet w pewnym momencie, że zginąłeś, jak Asako.
 - Chyba po raz pierwszy o tym rozmawiamy - zauważył Tomo. - Nie znam tej wersji wydarzeń.
 - Oczywiście, że pierwszy raz o tym rozmawiamy! Wcześniej te wspomnienia były zbyt świeże, bym ci o nich opowiadał.
 - Umi i Yuh mówili co innego...
 - Co? Podawali raczej suche fakty, prawda? Widzisz, oni byli zajęci sobą, ja nie musiałem się martwić o życie mojej drugiej połówki, bo wtedy nawet Mysi nie znałem, więc zająłem się obserwacją, by na choć trochę oderwać się od tego, co się stało - wyjaśnił Rui. - Tomo, powiedz ty mi... Kochasz Tohyę?
 - Nie zadaje się takich pytań! - oburzył się Satoshi.
 - Czyli tak. To dobrze - Rui uśmiechnął się lekko. - Wiesz, zastanawiałem się ostatnio, czy on nadal żywi do ciebie to samo uczucie, co wtedy. I dzisiaj się przekonałem, że tak. Jak szliśmy do sali, odwróciłem się w jego kierunku. Był smutny i lekko zmarszczony. Jakby miał ochotę odrąbać mi głowę. Więc myślę, że śmiało możesz iść do góry i powiedzieć naszej koali, że będziesz jej pandą.
 - Pandą? Chwila, Rui, czy ty mi właśnie wypomniałeś...
 - Tak, wypomniałem ci - Rui uśmiechnął się promiennie i wyciągnął telefon z kieszeni. - O, Mysia pisze, że mam się pospieszyć, bo obiad na stole. No cóż, muszę skoczyć do apteki po węgiel i jakieś ziółka na ból brzucha. To idź, bo jeszcze dostanę ochrzan, że się spóźniłem.
 - W takim razie... - Tomo westchnął ciężko. - Życz mi powodzenia.
Wokalista wysiadł z samochodu i pobiegł w stronę klatki schodowej. Rui tylko się uśmiechnął.
 - Obserwacją się zająłem, tya - basista usiadł za kierownicą i odpalił silnik. - Żebym to ja jeszcze potrafił patrzeć z zamkniętymi oczami...

wtorek, 3 grudnia 2013

Przebłyski z przeszłości I

Zespół: vistlip, w tle MoNoLith
Pairing: Tomo&Tohya, w tle Umi&Yuh, Rui&Shuhei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, okruchy życia
Ostrzeżenia: nawiązanie do wypadku z 2010 roku
Notka autorska: Mam wrażenie, że jeśli coś się komuś stanie, to muszę o tym wspomnieć w fiku. Jakby zależała od tego cała fabuła. Trochę to dziwne. A tutaj poszłam o krok dalej. Oparłam fabułę właśnie na tym.


Zamrugałem. Otworzyłem oczy. Było ciemno. Jedynym źródłem światła była lampa samochodu. Zamrugałem raz jeszcze. Widziałem wszystko do góry nogami. Po chwili dotarło do mnie, że wiszę głową w dół. Moment później, że z palców cieknie mi krew. Potworny ból dotarł do mnie właśnie wtedy. I jeszcze coś - świadomość tego, co tak właściwie się stało.
 - Tohya, nie myśl tyle, bo zostaniesz myśliwym - stwierdził Tomo, trącając perkusistę w ramię. - No co tak patrzysz, jakbym cię obudził?
 - Bo mnie obudziłeś - odparł Tohya, trąc oczy.
 - Tak? - zapytał wokalista, siadając obok niego. - A myślałem, że tylko Rui potrafi tak szybko zasypiać.
 - Jak widać nie - odparł Tohya, uśmiechając się promiennie.
Sztuczny uśmiech. Tylko tyle mógł dać Tomo w tym momencie. Zbliżała się kolejna rocznica ich wypadku i znowu miał koszmary. Jak zawsze.
 - Chłopaki, koniec przerwy, wracamy do pracy - oznajmił Umi, patrząc na resztę. Yuh przeciągnął się leniwie i spojrzał na niego.
 - Daj nam jeszcze pięć minut - powiedział powoli, po czym ziewnął. - Albo w ogóle najlepiej chodźmy już do domu.
 - Nie, jeszcze parę szczegółów musicie dopracować - stwierdził Umi, stając przed Yuh. - Ty też masz problem z jedną solówką, kochanie.
 - Tobie się tylko tak wydaje - prychnął Yuh, odwracając się.
 - Raz, dwa, trzy, foch? - Tomo zaśmiał się głośno. - Patrz, Tohya, chyba Umi dzisiaj będzie na kanapie spa... - wokalista uchylił się przed klapkiem Umiego. - Dobrze, już nic nie mówię. Jacy wy obaj jesteście drażliwi.
 - Pewnie się kłócą, co chcą na prezent od nas, w końcu odkąd są razem, to im jeden dajemy - dodał Tohya, przez co też musiał się uchylić, ale przed sandałem Yuh. - A może przestaniecie rzucać w nas butami i zauważycie, że nasza ciapa się zapodziała?
Umi rozejrzał się. Rzeczywiście, Ruiego nigdzie nie było.
 - Jak taki mądry jesteś, to idź go poszukać - stwierdził Umi, ciągnąc Tohyę za rękę i wyrzucając go za drzwi.
Tohya westchnął ciężko i zrobił kilka kroków, gdy nagle dołączył do niego Tomo.
 - Stwierdziłem, że pójdę z tobą - oznajmił wokalista. - Może oni po prostu muszą pogadać? Jak dojdą do porozumienia, to się uspokoją.
 - Myślisz, że mają ciche dni? - Tohya zachichotał pod nosem.
 - Raczej dni rzucania we wszystko butami, przecież Rui też dzisiaj dostał - zauważył Tomo. - Dwa razy zresztą.
 - Racja. Ciekawe, gdzie poszedł, jak Umi ogłosił przerwę, no nie?
 - Pewnie wyszedł przed budynek i gada z Shuheiem o tym, jak bardzo się nad nim znęcamy - przypuścił Tomo.
 - Tak i dostałem dwa razy butami. Któryś był brudny od piasku i teraz mi się sypie z włosów - usłyszeli głos Ruiego, który stał przy drzwiach wejściowych. - To ja kończę, bo jak zaraz nie wrócę do sali, to pewnie walną mnie gitarą. Nie, Mysiu, nie wiem, czyją. No, to pa. O, a wy tu co?
 - Umińscy wysłali nas na przeszpiegi - oznajmił Tomo, biorąc Ruiego pod ramię.
 - I kazali cię przyprowadzić, bo będzie źle - dopowiedział Tohya. - To chodźcie, bo wszyscy skończymy w roli krwawego dżemu na ścianie.
Tohya szedł za Tomo i Ruim i przypatrywał im się uważnie. Ci dwaj zawsze się dogadywali i nie zmienili swoich nawyków nawet po tym, jak Rui związał się z Shuheiem. Nie wiedział co prawda, co by zrobił Shuhei, gdyby zobaczył Ruiego idącego pod ramię z Tomo, ale on był zazdrosny. Najzwyczajniej w świecie chciał być na miejscu basisty w tej chwili. Poczuć bliskość Tomo w trochę inny sposób, niż zazwyczaj. Chciał zobaczyć, jak smakują prawdziwe pocałunki, a nie tylko te, które wokalista składa na jego ustach w ramach fanserwisu.
W sumie od kiedy on go kochał? Od dwóch, trzech lat? Może dłużej? Na pewno zorientował się wtedy, gdy mieli ten koszmarny wypadek, ale kiedy to się zaczęło?
 - Sprawdzę, czy teren czysty - oznajmił Tomo, wyrywając Tohyę z zamyślenia. Już dotarli do swojej sali? Kiedy? Perkusista nawet tego nie zauważył.
Tomo zajrzał do środka i odskoczył od drzwi, jakby klamka była pod prądem.
 - Em... Kto z was ma przy sobie klucze do samochodu? Bo ja tam nie wejdę po swoje, wolę nie ryzykować utratą zmysłów - Tomo wzdrygnął się lekko.
 - Ja mam - oznajmił Rui, wyciągając kluczyki z kieszeni.
 - To znakomicie! - zawołał Satoshi. - No cóż, jestem do jutra bez telefonu i bez samochodu, chyba, że Umi i Yuh będą tak wspaniałomyślni, że mi dostarczą torbę, gdy skończą... się... godzić.
Wokalista pociągnął obu kumpli za ręce i poszedł w kierunku wyjścia.
 - Lider, też coś! - prychnął Tomo, przyspieszając kroku. - Jakbym ja się tak zapomniał, to pewnie bym wyleciał przez okno, ale on to może. Przez tydzień na tej kanapie nie usiądę.
 - Masz traumę, Tomo? - zapytał Rui, który ledwo nadążał za prawie biegnącym wokalistą. - Ej, zwolnij, bo zaraz będziesz mnie ciągnął po podłodze!
 - Nie pal tyle, to będziesz potrafił biec za wkurzonym i przerażonym Tomo - Tohya uśmiechnął się do basisty lekko złośliwie. Rui tylko mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi.

wtorek, 19 listopada 2013

Skomplikowane relacje zespołowe II

Zespół: MoNoLith
Pairing: Takafumi&Hayato, w tle Ryu&Keita oraz Shuhei&Jego-Walentynka-Której-Imię-Musicie-Poznać-Sami
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Żeby nie było, walentynka Shuheia jest seme, tylko inaczej nie mogłam tego zapisać. Biedna, wykorzystana do niecnych celów walentynka. XD
W scenie na końcu jest nawiązanie do sytuacji z wiosny tego roku, gdy Hayato miał chore oczko i biegał w przepasce, by mu się tam wszystko ładnie wygoiło.


Takafumi stanął pod blokiem Hayato, miętosząc w palcach papierek od lizaka. Spojrzał na słodycz. Była banalna, zwykły lizaczek w kształcie serca. Po co mu to?
 - Uszczęśliwić Hayato, uszczęśliwić Hayato - Takafumi podszedł do domofonu i przycisnął guzik z numerem 1.
 - Tak, słucham? - po chwili odezwała się jakaś kobieta.
 - Dzień dobry, ulotki - odparł krótko Takafumi, wchodząc na klatkę schodową. Wrzucił lizak do skrzynki pocztowej perkusisty i wyszedł.
Takafumi wszedł do sali prób. Hayato siedział na kanapie, bawiąc się... Lizaczkiem w kształcie serca.
 - Pewnie Shuhei mi dał - powiedział nagle, jak widać zauważając obecność Takafumiego.
 - Jeśli tak uważasz - Takafumi uśmiechnął się lekko. Taki miał w sumie zamiar - dać Hayato choć trochę złudnej nadziei, by przez chwilę był szczęśliwy.
 - Dzień dobry! - Ryu wpadł uradowany do sali. - Świat jest taki piękny, nie sądzicie?
 - Keita, czy chcę wiedzieć, co mu zrobiłeś, zanim tu przyszliście? - zapytał Takafumi, obierając pomarańczę.
 - Czy chcesz, to nie wiem, ale mogłoby ci trochę spaczyć psychikę, jakbym ci powiedział, na co mu pozwoliłem - stwierdził Keita.
 - Chyba raczej wolę nie zakrztusić się pomarańczką - odparł Takafumi.
Do środka wszedł Shuhei. Hayato spojrzał na niego i pokazał mu lizaczka.
 - Dziękuję - perkusista uśmiechnął się promiennie i tym samym zepsuł plan Takafumiego.
 - Hayato, masz chyba cichego wielbiciela, którym ja nie jestem - Shuhei pogłaskał go po głowie. Perkusista zmarkotniał i nie odzywał się przez pół godziny.
Pod koniec próby rozległo się pukanie do drzwi. Shuhei wstał i otworzył je.
 - Hej, Mysiu! - rozpromienione coś poderwało Shuheia z podłogi i okręciło się z nim wokół osi. - Cześć wszystkim!
 - E, Shuhei? - Keita spojrzał najpierw na "Mysię", a potem pewnie na "Kotka", jak znał życie i gitarzystę.
 - Rui, puść mnie - Shuhei zamachał nogami. - Rui!
 - No już, już - Rui postał Shuheia na podłodze.
 - Ty jesteś basistą vistlip, prawda? - zapytał Ryu. Rui kiwnął głową.
 - A więc to ty jesteś tą walentynką Shuheia? - upewnił się Keita. Rui ponownie przytaknął, na co Hayato zerwał się gwałtownie z kanapy i wybiegł z sali. Tak, jakby to było normalne.
 - Biegnij za nim - Ryu wskazał Takafumiemu drzwi. - No nie patrz tak na mnie, leć.
Basista kiwnął głową, zarzucił na siebie kurtkę i pobiegł za perkusistą.
 - Mysiu, co tu się stało? - zapytał Rui.
 - Nic, kochanie, po prostu chyba w końcu nam się udało - Shuhei cmoknął go w usta.
Takafumi zatrzymał się na chwilę, łapiąc oddech.
 - Hayato! - zawołał, lecz nie uzyskał odpowiedzi. - Hayato, zaczekaj!
 - Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnął Hayato, po czym potknął się i upadł na śnieg. Podniósł się po chwili, jednak nawet ten moment dał Takafumiemu czas na zmniejszenie dystansu do perkusisty.
 - Hayato, proszę! - Takafumi wyciągnął rękę, ale nie udało mu się go złapać. - Hayato!
Hayato poczuł, jak ktoś nagle przypiera go do drzewa. Spojrzał na Takafumiego.
 - Dlaczego... Znowu... Ty? - zapytał trzęsącym się głosem. - Dlaczego ty, a nie on?! Wytłumacz mi! Dlaczego on nie kocha mnie, tylko Ruiego?! Dlaczego mu na mnie w ogóle nie zależy?! On mnie nie kocha! On nigdy mnie nie kochał! A ja się łudziłem! Mnie przecież...
Hayato załamał się na chwilę głos. Perkusista osunął się na ziemię, bo uścisk Takafumiego nie był tak silny, by go zatrzymać w pozycji pionowej.
 - Mnie przecież nikt nie kocha. Nikt nie jest w stanie pokochać kogoś takiego jak ja...
Cóż, od wieków wiadomo, że najlepszym sposobem na niewerbalne pokazanie komuś, iż się go kocha, jest pocałunek. Takafumi wykorzystał więc tę prastarą metodę, by udowodnić Hayato to, iż jednak istnieje ktoś, komu na nim zależy. I, ku jemu kompletnemu zdumieniu, perkusista oddał pocałunek.
 - Hayato? - Takafumi spojrzał na niego ze zdziwieniem, gdy już się od siebie odsunęli. - Dlaczego się tak dziwnie uśmiechasz?
 - Zastanawiam się po prostu, czy gdyby Rui dzisiaj nie przyszedł, to musiałbym wskoczyć Shuheiowi do łóżka, byś w końcu coś zrobił - odparł Hayato. Po jego kompletnym zrezygnowaniu z życia nie było już śladu.
 - Hayato, o czym ty mówisz? - Takafumi zamrugał.
 - Jak próbowałem cię podrywać, to nie reagowałeś, więc zastosowałem taktykę spiskową - wyjaśnił Hayato. - I podziałała!
 - Hayato...
 - Tak?
 - Ty nie kochałeś Shuheia, dobrze rozumiem?
 - Jesteś geniuszem, Fumi - Hayato uśmiechnął się promiennie. - I tak, reszta wiedziała, jeśli cię to interesuje.
 - Ja was kiedyś wszystkich zabiję - stwierdził Takafumi.
 - A zawieziesz mnie do domu? - zapytał Hayato. - Trochę mi zimno.
 - Bo nie wziąłeś, głuptasie, kurtki.
 - Nie mogłeś mi jej przynieść?
 - A myślisz, że pamiętałem o takich rzeczach, mając przed oczami wizję ciebie, wskakującego pod koła samochodu?
 - Naprawdę wyglądałem na kogoś, kto popełniłby samobójstwo z miłości?
 - Szczerze? Tak.
 - Ma się ten talent aktorski - Hayato uśmiechnął się promiennie.
 - Ale skromny to ty wcale nie jesteś - zauważył Takafumi, na co Hayato lekko trzepnął go w tył głowy.
* * *
 - Fumi, widziałeś moją przepaskę na oko? Fumi! - Hayato usiadł na łóżku i zaplótł ręce na klatce piersiowej.
 - Coś się stało? - zapytał Takafumi, wchodząc do sypialni.
 - Nie mogę znaleźć przepaski - odparł Hayato. - Obudziłem się i teraz powinienem ją założyć. Ale jej nie ma. Pewnie mi ją zabrałeś i schowałeś, przyznaj się.
 - A pod poduszką sprawdzałeś? - zapytał Takafumi, opierając się o framugę.
Hayato przygryzł wargę i włożył rękę pod poduszkę, po czym wybuchnął śmiechem.
 - Była tam, prawda? - Takafumi uśmiechnął się, gdy wciąż chichoczący Hayato zakładał sobie przepaskę na oko.
 - Tak - Hayato kiwnął głową.
 - Ubieraj się, bo jak znowu się spóźnimy na próbę, to nas Ryu i Keita posądzą o seksoholizm.
 - A Shuhei mruknie coś o tym, że on i Rui potrafią się powstrzymać na jeden dzień - dodał Hayato. - Te ich kotki i myszki są takie...
 - Mdłe? - Takafumi zaśmiał się krótko, zawiązując sznurowadło.
 - Chciałem raczej powiedzieć, że rozkoszne - sprostował Hayato, wstając i siadając na podłodze obok Takafumiego. - Kocham cię, wiesz?
 - Wiem - Takafumi pocałował go czule. - A teraz chodźmy, bo wolałbym jeszcze trochę pożyć.
Hayato uśmiechnął się promiennie i sięgnął po trampka. W sumie nigdy wcześniej nie czuł się aż tak szczęśliwy.

The end

środa, 13 listopada 2013

Skomplikowane relacje zespołowe I

Zespół: MoNoLith
Pairing: Takafumi&Hayato, w tle Ryu&Keita
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Fumi będzie się trochę snuł w tej części, ale mam nadzieję, że aż tak źle nie jest. :)

Takafumi zamknął drzwi na klucz i poszedł do samochodu. Włączył radio. Westchnął, słysząc ich własną piosenkę.
 - I oczywiście ty musiałeś to napisać - basista przekręcił kluczyk w stacyjce. Po chwili zaczął nucić słyszaną przez siebie melodię.
Wpadł do sali prób, obawiając się, że się spóźni. Zastał tam jednak tylko Hayato, który siedział na kanapie i wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt.
 - Cześć, Hayato - Takafumi uśmiechnął się lekko. Hayato drgnął po chwili i powoli przeniósł na niego wzrok.
 - Hej - powiedział cicho perkusista.
 - Gdzie reszta? - zapytał Takafumi, siadając obok Hayato.
 - Pewnie w domu - przypuścił Hayato. - Albo w drodze. Nie wiem. Może...
Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Shuhei. Rozejrzał się po pomieszczeniu i spojrzał na Takafumiego.
 - Ryu i Keity jeszcze nie ma? - zapytał zdziwiony.
 - Nie ma - odpowiedział głośno Hayato, zrywając się z miejsca. - Co u ciebie, Shuhei?
 - Nic ciekawego - Shuhei uśmiechnął się lekko i podszedł do okna. - Ten śnieg chyba nas nie zostawi w spokoju.
 - Mamy luty - zauważył Takafumi. - Czego się spodziewałeś? Płatków wiśni na drogach, ciepłej wody w morzu i jabłek na drzewach?
 - Oj tam, oj tam, nie musisz od razu się tak irytować - stwierdził Shuhei. - Ja nie lubię po prostu zimy. Denerwuje mnie to ciągłe zimno.
 - Tak, tak, zima jest zła! - Hayato zaklaskał w dłonie.
Takafumi nie lubił, gdy Hayato się tak się zachowywał. Dlaczego? Ano dlatego, że Hayato popierał Shuheia we wszystkim, by tylko zdobyć jego względy. A Shuhei? Shuhei miał uczucia perkusisty w głębokim poważaniu, miłość Hayato do niego nudziła go, męczyła. Próbował jakoś wyperswadować perkusiście perspektywę spędzenia z nim reszty życia, ale wszystkie jego starania spalały na panewce. Z drugiej jednak strony, Takafumi chciałby być Shuheiem. Chciałby, by to dla niego w Hayato wstępowała ta niespożyta energia, gdy tylko go zobaczy.
 - Hej wszystkim! - do sali wszedł Ryu, a za nim Keita. Niższy wokalista wskoczył na kanapę i spojrzał na zdziwionego Takafumiego. - Co, szczęśliwego człowieka w życiu nie widziałeś?
 - Ciebie dawno nie - odparł Takafumi. - W ogóle, od kiedy wy przychodzicie ostatni i to razem?
Keita zakrztusił się akurat pitą wodą, a Ryu tylko zaśmiał się krótko.
 - Bo my jesteśmy razem, głuptasie - to mówiąc, roztrzepał Takafumiemu włosy. - I nie zadawaj takich pytań, bo mi uke się w kubku utopi.
 - Ryu - warknął Keita, niezbyt zadowolony z faktu, iż drugi wokalista nazwał go "uke".
 - Od kiedy? - zaciekawił się Hayato, na chwilę odwracając wzrok od Shuheia.
 - Od tygodnia? - Ryu spojrzał na Keitę, który kiwnął głową. - I nic nie zauważyliście?
 - W sumie zacząłem się domyślać - odparł Shuhei, opierając się o parapet. - To co? Walentynki spędzacie razem?
 - Nie mamy kilkunastu lat, by obchodzić... - zaczął Ryu, ale napotkał na drodze swojego wzroku mordercze spojrzenie Keity. - Ależ oczywiście, że tak, no przecież jakżeby inaczej. A wy co robicie w ten różowo-czerwono-serduszkowy dzień?
 - Dzień jak każdy - odparł Takafumi. Hayato wzruszył ramionami.
 - Ja tam mam już swoją walentynkę - oznajmił Shuhei. - Tylko muszę jej o tym powiedzieć.
Hayato uśmiechnął się promiennie. Takafumi westchnął. Dlaczego to wszystko jest tak beznadziejnie skomplikowane?

sobota, 26 października 2013

Przykro mi

Dobry wieczór.

Jest mi naprawdę przykro, ale musiałam wyłączyć komentarze, ponieważ jedna rzecz zaczęła mnie lekko irytować.

Mimo tego, że stworzyłam regulamin, nie zawarłam w nim tego, co irytuje mnie najbardziej, bo stwierdziłam, że wszyscy będą się mnie czepiać za to.

Długość fanfików.

Kiedyś oceniało się fika po jakości, treści i uczuciach, które wywoływał. Dzisiaj wystarczy, że fanfik będzie miał 1234567890 stron w Wordzie i wszyscy będą się nim zachwycać, mimo absurdalnej fabuły, wielu scen ze źle opisanym seksem, błędów ortograficznych, składniowych, interpunkcyjnych i logicznych oraz bohaterów na poziomie intelektualnym ameby.

Osobiście uważam, że to jest fanfik. Fanfik, zwykłe, głupie opowiadanie, pisane przez zwykłą, głupią autorkę. To nie jest wypracowanie szkolne czy maturalne, że trzeba zawrzeć dokładną ilość słów, by praca była uznana. To nie jest książka, która musi zawierać jednak trochę więcej treści. To jest coś, co czyta się na raz, śmieje się albo płacze i wyłącza kartę na przeglądarce.

Są różne rodzaje fanfików. Wśród nich znajdują się miniatury i drabble. Są one bardzo krótkie, o wiele krótsze od tych moich. Ludzie na różnych portalach czytają je na spokojnie i nikt nie czepia się, że to jest za krótkie, ale jak coś takiego ktoś (nie mówię tylko o mnie) wstawi na bloga, to od razu zostaje zrównany z ziemią, bo "to gówno jest za krótkie".

Jak mam napisać dłuższego fika, gdy wszystko, co przyszło mi do głowy, już w nim zawarłam? Mam lać wodę, walnąć opis seksu na dwie strony? Dać tysiąc pięćset głupich dialogów, typu "No chyba, kuźwa, twoja stara!"? Po co to?

To tyle z mojej strony. Regulamin też usunęłam, bo jeśli nie można już dodawać komentarzy, to nie jest on potrzebny.

Życzę dobrej nocy.

Adawinry Chou Kurineko

wtorek, 22 października 2013

Lukier

Zespół: Alice Nine, w tle ViViD i Anli Pollicino
Pairing: Saga&Shou, wspomniane Shin&Shindy
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Z dedykacją dla Kann. ~~

 - I co jeszcze? - syknął Saga, gdy klucz od klatki schodowej złamał się w zamku.
Z nieba padał rzęsisty deszcz. Basista nie wziął ze sobą parasolki, więc w tym momencie był zupełnie mokry. Na dokładkę przed chwilą jakiś bardzo miły kierowca wjechał z impetem w wielką kałużę, przez co biała kurtka Sagi została przyozdobiona pięknymi brązowymi plamami z błota. Na czarnych spodniach aż tak tego widać nie było. A jeszcze wcześniej potknął się o jakiegoś psa, który wbiegł mu pod nogi, i z wdziękiem klapnął tyłkiem na chodnik. Także w tym momencie Saga miał ochotę wyć z wściekłości.
 - To Hiroto jest najbardziej ciapowaty w naszym zespole, nie ja - warknął, kopiąc w drzwi. Po chwili zobaczył, jak fragment jego klucza wypada z zamka, a w drzwiach klatki schodowej ukazał się lekko zdezorientowany Shin.
 - Dzień dobry, Saga-san. Sprawdzałem skrzynkę na listy, gdy cię zauważyłem - oznajmił, mierząc go wzrokiem z góry na dół. - Widzę, że już wiesz, jak to jest być mną. Tak więc, witaj w moim świecie.
 - Dzięki za otworzenie drzwi, Shin-kun - stwierdził Saga, mijając go. Tak naprawdę to miał dość tego irytującego dzieciaka. Ciągle plątał się za Shou i rzucał gwiazdkami, jak tylko go zobaczył. Że też Shindy mu pozwalał na takie zachowanie. Chociaż w sumie to niby Shin jest seme, powinien się zachowywać bardziej dorośle. Ale czego on wymaga od takich dzieci?
Gdy tylko Saga otworzył drzwi, w jego nozdrza uderzył przyjemny zapach dobiegający z kuchni. Gdy wszedł do wyżej wspomnianego pomieszczenia, zobaczył Shou biegającego w fartuszku, całego umorusanego mąką, z resztką ciasta na palcach. Na stole stały miski z ciastkami, tak jak i na wszystkich blatach i na parapecie.
 - Kazuma? Co ty robisz, na Buddę? - zapytał Saga, zapominając, że nadal ocieka wodą.
 - O, Sakamoto, jesteś - Shou uśmiechnął się promiennie, wyjmując kolejną porcję ciastek z piekarnika. - Zmokłeś?
 - Nie, to taka nowa moda, wiesz? Kolekcja wodna, wszystkie ubrania są mokre - prychnął Saga.
 - To ja ci zaparzę ciepłej herbatki, a ty się przebierz i przyjdź tutaj pomóc mi ozdabiać ciasteczka - Shou uśmiechnął się jeszcze bardziej promiennie, choć Saga myślał, że to jest możliwe tylko w przypadku Nao i Hiroto. Albo Tory, gdy mu Akiya przyśle SMS z informacją, że... Nieważne, stanowczo nie powinien przeglądać skrzynek odbiorczych kolegów, bo potem ma traumę.
 - Niech ci będzie - stwierdził Saga, po czym westchnął ciężko i poszedł poszukać suchych ubrań.
Gdy wrócił, Shou wyglądał już bardziej jak on, choć nadal miał na sobie fartuszek. Po dokładnym przyjrzeniu, Saga stwierdził, że te kropki na fartuszku to nie kropki, tylko biedronki. Uśmiechające się, na dokładkę.
I on się czepiał Shina, że jest dziecinny?
 - Jaki chcesz lukier? - zapytał Shou, sadzając Sagę przed górą ciastek. - Bo mam taki zwykły biały, ale też kupiłem czerwony, zielony, niebieski, fioletowy, żółty i taki z brokatem, patrz - tu wokalista wziął jedno ciastko i wycisnął na nie różowy, świecący lukier. W taki sposób powstała różowiutka, błyszcząca gwiazdka-ciastko.
 - Kazuma, słonko, słuchaj, mnie to naprawdę nie ba... - Saga nie dokończył, bo Shou wetknął mu w usta ciasteczko.
 - To jaki chcesz lukier? - zapytał Shou. Saga wskazał palcem na czerwony i zmierzył swoje koi wzrokiem. On miał dzisiaj bardzo dobry humor, czy może chciał taki mieć?
Po ozdobieniu kolorowymi lukrami połowy zrobionych przez wokalistę gwiazdek, misiów, kotków, piesków, księżyców, koniczynek, prosiaczków, pand, słoników, żabek i bodajże sówek, Saga zaczął się zastanawiać, co się stanie, kiedy któryś z lukrów się skończy. I po co w ogóle taka góra ciastek.
 - No i nie ma już tego z brokatem - oznajmił z lekkim smutkiem Shou, patrząc na puste opakowanie.
 - A jak nam nie starczy? - zapytał Saga, przerabiając kotka na Harry'ego Pottera.
 - To dorobię białego, cukier puder jeszcze mam - odparł Shou, biorąc do ręki niebieski lukier. - Pół dnia dzisiaj pada. Jakby niebo płakało.
 - Przez te humorki nieba mam brudną kurtkę, obity tyłek przez jakiegoś psa bojącego się burzy i złamany w pośpiechu klucz, więc niech szanowne aniołki kupią sobie górę lodów waniliowych i wyleczą swoją depresję - stwierdził Saga, smarując kotka żółtym lukrem.
 - Takie rzeczy to zdarzają się raczej Hiroto i Shinowi, nie tobie - zauważył Shou, kolorując słonika na niebiesko.
 - Coś cię trapi, prawda, Kazuma? - zapytał w końcu Saga. Shou spojrzał najpierw na niego, a później na zdjęcie wiszące na ścianie.
 - Coś mi się dzisiaj przypomniało, to wszystko - odparł Shou, wyjmując z miski misia. - I uważam, że lepiej będzie ten temat pominąć.
 - Ej, Kazuma?
 - Tak?
Saga wycisnął sobie na palec trochę niebieskiego lukru i tyknął Shou w nos.
 - Nie smuć się. Będzie dobrze - stwierdził, uśmiechając się lekko. - A te ciastka to po co tak w ogóle?
 - Shin znalazł jakieś foremki i zapytał, czy mi potrzebne. I jakoś tak postanowiłem je wypróbować - odparł Shou, po czym zaśmiał się krótko. Saga pokręcił głową z zażenowaniem.
 - Dobry powód nie jest zły, naprawdę. Zanieś mu jeszcze miskę tych ciastek, to chyba pod sufit podskoczy i będzie po nim biegał.
 - Sakamoto, nie rób z Shina jakiegoś psychofana - Shou próbował udawać groźnego, ale widać było, że powstrzymuje się od śmiechu.
 - Jak sobie życzysz - odparł Saga, patrząc na Shou. - Masz tu trochę lukru, wiesz?
 - Gdzie? - zdziwił się Shou. - Przecież wytarłem ten niebieski z nosa.
 - Tutaj - Saga przejechał palcem umoczonym w czerwonym lukrze po ustach Shou, po czym go pocałował. - Słodki ten lukier.
 - Masz zamiar poprawić mi humor jeszcze bardziej? - zapytał Shou, uśmiechając się promiennie.
 - Tak. Najwyżej Shin znowu będzie miał traumę, jak ja po esemesach Akiyi do Tory - Saga zaśmiał się i pociągnął Shou za rękę w kierunku drzwi. - Nie martw się, potem dokończymy dekorowanie ciasteczek. Ale chyba dobrze by było zamknąć drzwi, żeby twoje koty nie zlizały z tych ciastek lukru.
 - Najwyżej będą trochę głodne - Shou zachichotał cicho i zrobił to, co poradził mu Saga.
* * *
Shindy mruknął coś niewyraźnie przez sen, gdy obudził go telefon. Poszukał po omacku źródła uporczywego dźwięku i nacisnął zieloną słuchawkę.
 - Tak?
 - Shinya, gdzie są te stopery, co je ostatnio kupowałeś? Bo nie mogę za Chiny ich znaleźć.
Shindy tylko się roześmiał. Bycie sąsiadem Shou miało wiele zalet i tylko jedną wadę - wiecznie napalonego Sagę.

The end

sobota, 14 września 2013

Klepsydra

Zespół: 168 -one sixty eight-&Migimimi sleep tight
Pairing: przyszłe Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: okruchy życia
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Historia tego opowiadania jest sama w sobie bardzo smutna. To może nawet nie być yaoi, jeśli ktoś się uprze. Wszystkie fakty zawarte tutaj są prawdziwe. Nic nie przekręciłam. A przynajmniej mam taką nadzieję...
Dla zwiększenia efektu proponuję włączyć "Morphine ni Kuchizuke wo" Aoiego i Ryoheia.
Nie życzę wam miłego czytania, bo ten fanfik nie jest miły.


Pustka. Otaczała mnie zewsząd i nie chciała odejść. Komórka spoczywała w moich dłoniach, odkąd się rozłączyłem. Patrzyłem na przeciwległą ścianę, jakby usiłując zobaczyć na niej podpowiedź, co dalej robić.
Bezsilność jest wtedy, gdy człowiekowi pozostają tylko łzy.
Rozejrzałem się. Siedziałem na podłodze, opierając się o komodę, czego nawet nie zauważyłem. Czyżby w momencie, gdy się o tym dowiedziałem, ugięły się pode mną nogi? Bardzo możliwe.
Wstałem i podszedłem do biurka. Napisałem posta na bloga, by fani wiedzieli, że przez kilka dni pozostanę nieobecny.
Nawet nie wiem, kiedy zsunąłem się z krzesła z powrotem na podłogę. Przed oczami pojawiały mi się obrazy z dzieciństwa, powróciły wszystkie dobre i złe wspomnienia.
I nagle znalazłem się w ogrodzie naszego domu. Oboje siedzieli na huśtawce i patrzyli na mnie czułym wzrokiem. Zacząłem biec, by ich przytulić, ale gdy tylko wyciągnąłem ręce do nich, sukienka mamy przestała falować na wietrze, a tata zniknął chwilę po niej.
Ocknąłem się z tego transu w momencie, gdy zadzwonił telefon. Położyłem się na podłodze, by go dosięgnąć, bo nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa. O dziwo, udało mi się, jednak dźwięk już się urwał. Spojrzałem na wyświetlacz. Trzy nieodebrane połączenia od Ryoheia. Nie obchodziło mnie to. Mnie już nic nie obchodziło w tamtym momencie.
Za czwartym razem jednak odebrałem.
 - Cześć, Aoi, jak się czujesz? - zapytał ze zmartwieniem. - Inzargi sprawdzał wpisy na blogach i stwierdził, że chyba powinienem do ciebie zadzwonić. Gdy spytałem, dlaczego, tylko wskazał palcem na ekran. Och, Aoi, nawet nie wiesz, jak mi jest przykro z powodu tego, co się stało. Jesteś tam?
 - Tak, jestem - powiedziałem tak słabym głosem, jakbym włóczył się pół roku po pustyni.
Ryohei zamilkł na chwilę.
 - Czyli źle - odpowiedział na własne pytanie. - Brzmisz tak samo, jak wtedy, gdy zmarła twoja mama. Przyjechać do ciebie?
 - Poradzę sobie - odparłem cicho drżącym głosem.
 - Właśnie słyszę. Będę za pół godziny - oznajmił Ryohei, rozłączając się.
I znów samotność. Nie wiem, może ja coś zrobiłem w poprzednim życiu, że teraz odbierają mi wszystkich, których kocham?
Chyba straciłem poczucie czasu, bo po chwili usłyszałem kroki. Zamknąłem oczy? Dziwne, nawet tego nie zauważyłem.
 - Nie zakluczyłeś drzwi - poczułem dłonie Ryoheia na swoich ramionach. Uchyliłem powieki. Wyglądał na zmartwionego. - Nie płacz.
Otarł mi łzy z policzków. Dopiero teraz zauważyłem, że całe są już od nich mokre.
 - Och, Aoi, jak mi ciebie szkoda - stwierdził Ryohei, kręcąc głową, po czym przytulił mnie do siebie. Objąłem go ramionami i przylgnąłem do niego. Dopiero wtedy zupełnie puściły mi emocje. Zacząłem szlochać, a łzy spływały mi strużkami po policzkach, ginąc w czarnym materiale bluzy Ryoheia.
Tamten ogród zniknął razem z huśtawką. To wszystko już nigdy nie powróci. Życie mija bardzo szybko, często nawet za szybko. Przesypuje się przez palce jak piasek w klepsydrze i kończy się w najmniej oczekiwanym momencie.

The end

niedziela, 28 lipca 2013

Nauka pisowni imion japońskich.

Oryginalny post na Tumblrze

Dzień dobry. Jak pisałam na Tumblrze, zauważyłam, że większość ludzi ma problem z odmianą niektórych imion japońskich muzyków oraz z pisaniem apostrofów. Dlatego służę wam pomocą. :)

Zajmijmy się imionami kończącymi się na “i", bo z tym jest największy problem.

Podam dwa podobne imiona: Kai i Kei. Wypowiedzcie je na głos. Co słyszycie na końcu? Otóż na końcu imienia Kai słychać wyraźnie “i", na końcu imienia Kei - “j". W takim razie odmieniamy:

Mianownik: Kai, Kei

Dopełniacz: Kaiego, Keia

Celownik: Kaiemu, Keiowi

Biernik: Kaiego, Keia

Narzędnik: Kaim, Keiem

Miejscownik: Kaim, Keiu

Weźmy drugą parę: Mai i Dai. I tak samo. Mai, Maiego, Maiemu, Maiego, Maim, Maim oraz Dai, Daia, Daiowi, Daia, Daiem, Daiu.

Przejdźmy teraz do apostrofów. Jeśli mamy imię Izumi, to piszemy normalnie Izumiego, Izumiemu itd. Jeśli jednak imię kończy się na “y", np. Shindy, to wstawiamy apostrof - Shindy’ego, Shindy’emu. Tak samo postępujemy w przypadku np. imienia Die, czyli odmieniamy Die’a, Die’owi.

O tych zasadach mówiła mi moja polonistka, bo sama w pewnym momencie się pogubiłam i po prostu poszłam do niej po radę. :)

Dziękuję za uwagę, mam nadzieję, że trochę wam pomogłam.

czwartek, 18 lipca 2013

Samotność jest często tylko złudzeniem

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy, na początku angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska paranormalne, śmierć (choć w tym przypadku to chyba dobra rzecz...), oparte na faktach
Notka autorska: Na początku tekst jest smutny, tak więc proszę uważać.


Pamiętam tamten dzień jak przez mgłę.
Informacja, bieg, listy, dźwięk kolan uderzających o podłogę.
Później było tylko gorzej. Miałem wrażenie, jakbym był w transie. Słyszałem twój głos, widziałem twój uśmiech, czułem twoje dłonie na moich ramionach. Ludzie przemykali się obok mnie jak cienie, jak gdyby wcale nie istnieli. Mówili coś do mnie, ja ich jednak nie słyszałem. Czasem miałem nawet wrażenie, że do mnie krzyczą, ale nie zwracałem na nich uwagi. I tak przez prawie dwa tygodnie.
 - Myślałeś kiedyś o tym, jakby to było żyć samotnie?
 - O czym mówisz?
 - Wiesz, o czym.
 - Sugerujesz, że mam sobie wyobrazić nasze rozstanie? Raz już to przerabialiśmy. Niby wyszło nam to na dobre, ale nigdy nie wiadomo, jak to mogło się skończyć.
 - A gdyby się tak skończyło? Gdybyśmy cię wtedy nie znaleźli?
 - Yamiyo, słuchaj, do mojej śmierci pozostało jeszcze naprawdę bardzo dużo czasu. Jeszcze kilkadziesiąt lat będziesz musiał ze mną wytrzymać.
 - Shino...
 - Tak?
 - Obiecujesz, że mnie przeżyjesz?
 - Dlaczego o to prosisz?
 - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kiedy tylko próbuję, to i tak się w nim pojawiasz.
 - Że też ty musisz tak często przejmować się takimi rzeczami cały czas. Skup się na teraźniejszości, Yamiyo. Ona jest najważniejsza. Bez niej nie ma przyszłości.
Przeprowadziliśmy tę rozmowę dawno temu. Nie mieliśmy pojęcia, że się myliłeś. Nikt o tym nie wiedział. A Panna Śmierć już czaiła się za rogiem, czekając na moment, w którym będzie mogła zacząć cię gonić.
Pamiętam, jak w końcu wydostałem się spod opiekuńczych skrzydeł naszych przyjaciół. Przyszedłem do pustego domu. Może niezbyt pustego, bo Otaki od razu wpakował mi się na kolana, gdy tylko usiadłem, a reszta twoich zwierzaków patrzyła na mnie pytająco. Jakby chciały wiedzieć, dlaczego nie wróciłeś razem ze mną. To tylko zwierzęta. Nawet jakbym im wyjaśnił, nie zrozumiałyby. Sam nie rozumiałem tej sytuacji. Byłem tak przerażony ciszą panującą wokół, że nie miałem siły z nikim rozmawiać.
Samotność. Mimo, że wszyscy do mnie dzwonili, przychodzili, rozmawiali... Mimo to czułem się samotny. Jakby moja dusza umarła razem z tobą i pozostawiła tylko puste ciało.
Codziennie chodziłem na cmentarz. To było moim nawykiem, odkąd cię pochowaliśmy. Zawsze o tej samej godzinie stawałem nad twoim grobem. O tej, o której Akiya i Tora cię znaleźli.
Starałem się nie płakać. Ale tamtego dnia nie wytrzymałem. Minęły dokładnie dwa miesiące, a mi wciąż kołatały się w głowie twoje słowa.
 - Nigdy nie będziesz samotny, Yamiyo. A przynajmniej ja nie zostawię cię samego.
Zostawiłeś. Zostawiłeś i przeszedłeś na drugą stronę, nie zabierając mnie ze sobą i nawet nie mówiąc mi, że się tam wybierasz. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Upadłem na kolana. Nie wiedziałem, co się przez ostatnie kilkanaście godzin ze mną działo. Zrobiłem sobie herbatę, potem o tym zapomniałem. Okna same się zamykały, psy szczekały z niewiadomego powodu. Obudziłem się w łóżku, choć zasnąłem na kanapie. W nocy przebudziłem się na chwilę i poczułem twój dotyk, słysząc twój uspokajający głos.
 - Śpij, jestem przy tobie.
To mnie przerastało. To wszystko mnie przerastało. Zacząłem płakać z własnej bezsilności, bo nie byłem, nie jestem i nie będę Bogiem, by móc przywrócić cię do życia. To nigdy nie będzie możliwe.
Tyle że wtedy poczułem twoją dłoń na ramieniu. Odwróciłem się po chwili i cię zobaczyłem. Uśmiechałeś się, a ja zacząłem się zastanawiać, czy ty naprawdę tam byłeś.
Zostałeś ze mną. Tym razem nie odszedłeś.
Zacząłeś mówić innym. Różni ludzie się dowiadywali, jedni wierzyli, inni nie. Jednak jedna osoba, jeden człowiek postradał przez to zmysły i popełnił kilkanaście lat później samobójstwo.
Tak, zabił się. Nie wiedział w końcu, że samobójcy nigdy nie zobaczą światła. Ba, on nie wierzył, że po śmierci cokolwiek istnieje, więc nie miał pojęcia, iż za odebranie sobie życia spotka go kara. Smutne, ale prawdziwe.
Za każdym razem, kiedy przychodziłem na jego grób, prosił mnie, bym pomógł mu się wyrwać z tamtego mieszkania, w którym trzymała go siła wyższa i przenosiła na cmentarz tylko wtedy, gdy ktoś go odwiedzał. Niestety nie mogłem mu pomóc.
W sumie, Shino, pamiętasz jego pogrzeb? Jego matka zemdlała w ramionach jego ojca, brat przez cały czas trzymał twarz w dłoniach, koledzy z zespołu nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Później mi powiedziałeś, że on stał obok z lekkim zaskoczeniem na twarzy, nie czując jednak żadnego współczucia. Dotarło do niego, co zrobił, dopiero, jak mu to uświadomiłeś.
Ludzie pytali mnie przez pół mojego życia, czy nie czuję się samotny. Czy nie chcę sobie znaleźć kogoś, kto cię zastąpi. Sam mi w pewnym momencie nawet to zaproponowałeś. Ile lat minęło wtedy od twojej śmierci? Dziesięć? Jedenaście? Coś koło tego, prawda?
 - Czasem czuję się źle, że tak wtedy potraktowałem Aoiego. Może byłbyś z nim szczęśliwy...
 - Zgłupiałeś? Shino, wolę być z tobą, nawet jeśli jesteś tylko duchem. Byłbym z tobą nawet wtedy, gdybyś nie wrócił. Nie potrafiłbym znaleźć kogoś na twoje miejsce. To niewykonalne. Nie mogę oddać swojego serca komuś innemu.
 - Dlaczego?
 - Ty je posiadasz. Musiałbyś mi je zwrócić.
Pamiętasz? Zamarłeś wtedy w bezruchu. Puściłeś mnie, a ja nie wiedziałem dlaczego. Szukałem cię po omacku, aż w końcu moje dłonie cię dotknęły. Płakałeś. Gdy zapytałem, dlaczego, odpowiedziałeś, że chyba z szoku, iż ktoś potrafił cię aż tak pokochać.
Umarłem kilka dni po kolejnej rocznicy twojej śmierci.
 - Jest bezgwiezdna noc, Shino.
 - Widzę.
 - Wszystkie gwiazdy zniknęły.
 - Raczej się nie pojawiły.
 - Właśnie. Może jedna w końcu powinna?
 - O czym mówisz?
 - O tym, że chce mi się spać.
 - Zanieść cię do sypialni?
Pokręciłem głową i zamknąłem oczy.
 - Wiesz co, Shino?
 - Tak? Yamiyo?
Stanąłem wtedy obok ciebie, gdy wciąż wpatrywałeś się w moje ciało.
 - Kocham cię, Shinohara.
Spojrzałeś na mnie ze zdziwieniem.
 - Twoja dusza jest młoda.
 - Twoja też jest o wiele młodsza od twojego ciała w chwili śmierci, kochanie.
 - Czyżby dusze starzały się tylko do pewnego momentu?
 - Jak widać tak. Chodź pożegnać się z przyjaciółmi.
Nie mieli pretensji, że odchodzimy. Emocje wzięły nad nimi górę dopiero na moim pogrzebie.
 - Oni też kiedyś umrą. Spójrz, Akiya ma już prawie białe włosy, Shin podupadł na zdrowiu, a Izumi ledwie chodzi. Nie martw się. Niedługo do nas dołączą.
Położyłem bukiet róż na twoim grobie i złapałem cię za rękę.
 - Razem?
 - Zawsze.
Nie mam pojęcia, co ujrzę za tym ciepłym światłem, przez które przebiegamy. Wiem tylko, że nigdy nie będę tam sam.

The end

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Reklama

Zespół: 168 -one sixty eight-, Alice Nine, Anli Pollicino, D, D'espairsRay, D=OUT, Dir en grey, Kagrra,, Kra, Lack-co., Lusknot., Migimimi sleep tight, MoNoLith, Nightmare, Sadie, THE KIDDIE, The Micro Head 4N's, vistlip, ViViD
Pairing: W tekście.
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, parodia
Ostrzeżenia: zrypany humor autorki
Notka autorska: To wszystko przez Black Cherry i jej tweeta. Przepraszam, jeśli obraziłam któregoś z waszych ulubieńców.
W sumie to jest fanfik z podtytułem "Jak Winry widzi każdy pairing? Na przykładzie wyprawy do łazienki.".


"Oszczędzaj wodę, kąp się ze swoją dziewczyną!"
* * *
Nao: Shino?
Isshi: Nawet o tym nie myśl.
Nao: Ale Shino... *robi maślane oczka*
Isshi: Olejek lawendowy czy różany?
* * *
Izumi: Hashi, jogurcik ci kupiłem.
Shin: Mam nalać wody do wanny?
* * *
Tora: Aki, kupiłem waniliowy płyn do kąpieli!
Akiya: Czy to, co kombinujesz, ma coś wspólnego z tamtą reklamą?
Tora: Nie, ależ skąd.
Akiya: Chodź już do tej łazienki, głuptasie.
* * *
Saga: Kazuma, słonko, wiesz, byłem w sklepie i kupiłem wszystkie smaki tych twoich mleczek sojowych.
Shou: Wanna jest moja, Sakamoto.
* * *
Hiroto: Co będę z tego miał?
Nao: Co tylko sobie zamarzysz.
Hiroto: Maraton "Dragon Balla" do rana i to ty nas usprawiedliwiasz u Shou.
Nao: A mogłem zaproponować dobry obiad...
* * *
Yuusei: Ryohei, no chodź już!
Yusa: Nie skacz tak, bo się...
Yuusei: *zalicza piękny ślizg po kafelkach*
Yusa: ...przewrócisz.
* * *
Sorao: Yuudai, no chodź.
Yuudai: Nie.
Sorao: Dam ci ciastko.
Yuudai: *uderza się ręką w twarz* Z kim ja żyję?
* * *
Jun: Idziemy?
Minase: Tak!
* * *
Reika: Chodź ze mną.
Hikaru: Tylko nie rób sobie potem zdjęcia na Twittera.
Reika: Hikaru!
Hikaru: No idę, idę.
* * *
Ibuki: Czemu mnie niesiesz?
Kouki: Bo tak jest bardziej romantycznie.
Ibuki: Kochanie, ja nie potrzebuję romantyzmu, tylko seksu. Teraz.
* * *
Ruiza: Takahiro?
Asagi: Yoshiyuki?
Ruiza: Czyli nie?
Asagi: Jakie mam mądre uke.
* * *
Hide-zou: *wywala się na kafelkach*
Hiroki: Mam dzwonić po pogotowie?
* * *
San: Tsune, a jak myślisz, jak ja mam niebieskie włosy, a ty czerwone, to woda będzie fioletowa?
Tsunehito: Tak. Będziemy traktować ją jak nasze dziecko i nazwiemy ją Murasaki-chan.
* * *
Ko-ki: Ja może i jestem seksoholikiem, ale wanna to jest prywatna przestrzeń i...
Ivu: *przerzuca sobie Ko-kiego przez ramię i niesie do łazienki*
Ko-ki: Z kim ja w ogóle próbowałem polemizować?
* * *
Reno: Tensei, idziemy?
Ryoga: Nie.
Reno: I po tak długim czasie ty nadal uważasz, że ja znam słowo "nie"?
* * *
Shindy: Akihide, gdzie ty jesteś?
Shin: *macha ręką spod sterty ręczników*
Shindy: *udaje, że wyciąga notes* Dzień dwudziesty dziewiąty. Akihide utonął w ręcznikach po raz trzeci.
* * *
Yo-ichi: Masa-chan, Masa-chan!
Masatoshi: Pod warunkiem, że nie wejdziesz do pralki.
* * *
Kiyozumi: Takuma, słonko...
Takuma: Jutro jest próba.
Kiyozumi: No to jutro.
Takuma: Pojutrze też jest próba. I tak długo będą próby, aż ci się odwidzi.
* * *
Kei: Kenyo, po co ci telefon?
Tsurugi: Trzeba wrzucić coś na Twittera, no nie?
Kei: I może żółtą kaczuszkę do tego?
Tsurugi: O, to jest myśl!
* * *
Mizuki: Masao, a może zgasimy światło i zapalimy świeczki?
Mao: Chyba śnisz.
* * *
Takafumi: Hayato, wykąpiemy się razem?
Hayato: Właśnie miałem zapytać o to samo!
* * *
Ryu: Keita, chodź ze mną do wanny.
Keita: Ale będę seme.
Ryu: W twoich słodkich snach, kochanie. Chodź.
* * *
Rui: *potyka się o próg*
Shuhei: *potyka się o Ruiego*
Rui: No i to by było na tyle.
* * *
Tomo: Matsu?
Tohya: Ale przez tydzień nie palisz!
Tomo: Chyba zwariowałeś!
* * *
Umi: Em, Yuh?
Yuh: Tak?
Umi: Tego no...
Yuh: Nalej wody.
* * *
Karyu: Michio?
Zero: Yoshi, słonko, poza tobą to nikt się nie zmieści w tej wannie. Mam ci usiąść na kolanach?
* * *
Hizumi: *ciągnie Tsukasę za rękaw*
Tsukasa: Też właśnie o tym myślałem.
* * *
Yomi: Coś się stało, Ikari?
Hitsugi: Zastanawiam się, ile czasu musiałbym być pod wodą, żeby mi kolczyki zardzewiały.
Yomi: Idź ty już lepiej po ten płyn do kąpieli, bo sklep zamkną.
* * *
Sakito: *łapie Rukę za rękę*
Ruka: *z kamiennym wyrazem twarzy idzie za Sakito*
* * *
Yuhra: Chodź się wykąpać.
Yasuno: No coś ty! Włosy mi się zmierzwią!
* * *
Keiyu: Idziesz, czy nie?
Mai: Wiesz, nie mam zbytnio wyboru...
* * *
Satoshi: Takuya, woda stygnie.
Takuya: Zdjęcie mi nie wychodzi, poczekaj.
Satoshi: Kami-sama...
* * *
Yuki: Sino?
Sino: Nie.
Yuki: A ktoś cię pytał o zdanie?
* * *
Toshiya: *łapie Die'a za rękę i ciągnie do łazienki*
Die: Muszę sprzedać telewizor.
* * *
Kyo: Shinya?
Shinya: Kąpałem dzisiaj Miyu.
Kyo: A to nie.
* * *
Kazuya: Puciu puciu, chodź do wanny.
Ricky: Nie, czekam na UFO.
* * *
Ryohei: *patrzy wymownie na Aoiego*
Aoi: Ja nie jestem twoją dziewczyną.
Ryohei: Ale jesteś mój.
Aoi: Nie, kochanie. To ty jesteś mój. A teraz chodź już do tej łazienki.
* * *
The end

wtorek, 28 maja 2013

Poradnia sercowa

Zespół: Alice Nine, w tle Kagrra,, ViViD i Anli Pollicino
Pairing: Saga&Shou, wspomniane Isshi&Nao, Tora&Akiya, Shin&Shindy
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Miała być komedia. Ogólnie nie wiem, jak mi to wyszło. Pierwszy fik od bardzo dawna, także no... A z Shina zrobiłam takiego fajnego, nietaktownego idiotę... Postaram się napisać fika, gdzie nawiążę do słów Sagi. To tyle, miłego czytania.
Ps. Shou i Shin naprawdę mieszkają obok siebie, a Shin do niego przyjść nie mógł, bo naprawdę ma silną alergię na koty, których Shou ma 3.

*ding dong*
Shou wstał z kanapy i podszedł do drzwi. Dobrze wiedział, kto przyszedł.
 - Cześć - Isshi uśmiechnął się lekko. - Wpuścisz mnie, czy będziemy rozmawiać tutaj?
 - Chodź, ty mój złośliwcu - Shou zaprosił go gestem dłoni. - Zrobię nam herbaty.
Shou usiadł w fotelu i spojrzał na Isshiego z wyczekiwaniem.
 - To powiesz mi w końcu, o co chodzi? - zapytał, gdy jego przyjaciel nie reagował.
 - O Nao - odparł krótko Isshi. - On się zachowuje trochę dziwnie, nie sądzisz?
 - Wasz Nao? - Isshi skinął głową. - Dziwnie, mówisz. Więc martwisz się o niego i dlatego tu przyszedłeś?
 - To dosyć skomplikowane - odparł Isshi.
 - Dla ciebie? - Shou zaśmiał się krótko. - Isshi, pierwszy raz słyszę, żeby coś nie było dla ciebie proste do rozwiązania.
 - To jest skomplikowane, bo ja też zaczynam zachowywać się dziwnie i mnie to denerwuje - wyjaśnił Isshi. Shou zamarł na chwilę.
 - Zakochałeś się? - oczy Shou zrobiły się jeszcze większe niż dotychczas.
 - To aż takie dziwne? - zapytał Isshi, bawiąc się palcami.
 - Nie - Shou roześmiał się. - Tylko wiesz, jesteś wokalistą. Zawsze myślałem, że my potrafimy wyrażać swoje uczucia.
 - Jak widać jestem wyjątkiem.
 - Boisz się.
 - Nie boję się! - oburzył się Isshi.
 - Nie pleć głupstw, Isshi. Każdy się boi - Shou uśmiechnął się lekko. - Powiedz mu po prostu. Mam dobre przeczucia co do rozwiązania całej tej sytuacji. A teraz herbatkę pij, bo wystygnie.
*ding dong*
 - Co jest? - Shou zwlekł się z łóżka i podszedł do drzwi. Gdy je otworzył, zobaczył za nimi Torę.
 - Pomóż mi, bo zwariuję - stwierdził Tora.
 - Amano Masashi, ty niekompetentny człowieku, jest trzecia w nocy. O tej godzinie ludzie śpią - Shou zmierzył Torę wzrokiem. - Poza tym, ja wiem, że ty w jednej czwartej Japończykiem nie jesteś, ale ja i tak chciałbym zauważyć, iż ta sytuacja nie jest normalna.
 - Czyli już zwariowałem - Tora oparł się plecami o framugę drzwi. - Zasnąć nie mogę od dwóch dni, weź mi pomóż.
 - Jak jutro będziemy nieprzytomni na próbie, to cię zabiję - Shou westchnął głęboko.
Shou nalał herbaty do filiżanek i postawił na stoliku.
 - Mów, co ci jest.
 - No właśnie nie wiem - odparł Tora. - No bo... Shou, zakochałeś się kiedyś w facecie? Toć to nierealne. Nie można kochać kogoś tej samej płci, a przynajmniej ja nie mogę. Wiedziałeś, że Isshi i Nao są razem? Oni się całują, rozumiesz to?
 - Tora, przepraszam bardzo, czy ty jesteś pijany? - zapytał Shou, z trudem powstrzymując śmiech.
 - Nie jestem pijany. Tylko mnie to przeraża - sprostował Tora.
 - Co cię przeraża? Szczęście Isshiego i Nao? - zapytał Shou. - Jeśli chcesz wiedzieć, sam przyczyniłem się do tego, że tych dwóch wpadło w końcu w swoje ramiona...
 - Nie oni, ja sam siebie przerażam - Tora odetchnął głęboko.
 - Na Buddę, Tora, weź mów jaśniej, to ja jestem wokalistą, a ni w ząb nie rozumiem, o co ci chodzi - Shou westchnął ciężko.
 - Jak widzę Akiyę, to mi ciepło się robi i nie mogę przestać patrzeć na jego uśmiech - wyjaśnił w końcu Tora.
 - No i?
 - Czy to jest normalne? To jest facet, no nie? A ja jestem hetero, prawda? Więc co się dzieje?
 - Tora, ile ty masz lat?
 - Słucham?
 - Lat ile masz? - Shou uśmiechnął się złośliwie. - Dwanaście? Piętnaście? Bo na pewno nie prawie trzydzieści.
 - Shou!
 - Sąsiadów mi obudzisz, nie drzyj się - Shou pacnął Torę w głowę. - Rozejrzyj się, Amano. Wśród muzyków są tylko homoseksualiści i biseksualiści, hetero wyjątków jest tak mało, że ze świecą ich szukać. No chyba, że odwiedzisz Dir en grey, tam jest Kaoru. I to wszystko. Kochasz Akiyę? To dobrze, cieszę się. Powiedz mu to i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. A teraz wypij herbatę i idź spać, bo jutro nas Nao pozabija za to, że będziemy zombie na próbie.
*ding dong*
 - Dzień dobry, Shou-san - Shin uśmiechnął się lekko. - Wejdź, proszę.
 - Powinni mi za to płacić - stwierdził Shou, za sobą drzwi. - Więc co się stało, Shin-kun?
 - Zakochałeś się kiedyś w kimś, z kim kontakt miałeś raczej ograniczony? - zapytał Shin, usiłując usiąść w fotelu, jednak źle ocenił odległość i wylądował na podłodze.
 - Nie, a ty mógłbyś jednak nie zabijać się w mojej obecności - Shou uśmiechnął się promiennie. - Jakoś wolałbym nie trafić do więzienia.
 - Ty naprawdę za dużo czasu przebywałeś z Isshim - stwierdził Shin. - Znaczy, tego, no... Herbaty zaparzę!
Shin zerwał się gwałtownie i pobiegł do kuchni. Shou odprowadził go wzrokiem.
 - Nie, Shou, to nie czas na roztkliwianie się nad sobą - mruknął do siebie.
 - Proszę - Shin wrócił po kilku minutach i postawił przed Shou błękitny kubek w kwiatki. Ohara zaśmiał się cicho.
 - To jak, wyjaśnisz mi, czemu znowu zakochałeś się w kimś niedostępnym dla ciebie? - zapytał Shou, ujmując kubek w dłonie.
 - To nie moja wina - obruszył się Shin.
 - Mężczyzna czy kobieta?
 - Mężczyzna... Teoretycznie - Shin zaśmiał się krótko.
 - Mamy do czynienia z lolitką, co? - Shou uśmiechnął się przyjaźnie. - Przynajmniej nie zajdzie w ciążę z innym jak Bunko i nie okaże się lesbijką jak Miyuki. No i raczej nie wyklnie cię za twoją orientację jak Junko. Sądząc po tym, co powiedziałeś, to ktoś z naszej branży, więc nie ucieknie od ciebie tylko dlatego, że jesteś wokalistą, jak to zrobiła Mitsuki. Na co więc czekasz, Shin?
 - Pamiętasz wszystkie moje dziewczyny? - zdziwił się Shin.
 - Oj uwierz mi, jakoś udało mi się zapamiętać, kogo widziałem przyklejonego do twojego ramienia, gdy otwierałeś mi drzwi. Chociaż i tak najmilej wspominam okres, gdy byłeś z Mitsuru. Dlaczego się rozstaliście?
 - Mówiłem ci, jemu się po prostu znudziło - Shin westchnął. - Ale nadal utrzymujemy kontakt. Dzwoni do mnie z każdym problemem, a ja do niego.
 - I z zakochaniem się w panu Y nie mogłeś, ponieważ...?
 - Tak, będę dzwonić do byłego, by się zapytać, jak sprawić, by ktoś zajął jego miejsce. To trochę krępujące - obruszył się Shin.
 - To on cię zostawił.
 - Razem się zostawiliśmy. Zresztą, nie Mitsuru jest tu problemem, tylko Shindy.
 - Ten z Anli Pollicino? - zaciekawił się Shou. Shin kiwnął głową. - Pasowalibyście do siebie.
 - Kazuma, nie zamknąłeś drzwi, znowu nas okradną! - do mieszkania Shina wpadł Saga. - Przepraszam, że tak bezceremonialnie wchodzę, ale moje zapominalskie uke nie rozumie, do czego służą klucze. A ty znów udzielasz porad sercowych, Kazuma? Nie nudzi cię to?
 - Nie - Shou pokręcił głową. - Shin, najlepiej będzie, jak przy następnej okazji spróbujesz jakoś wyjawić Shindy'emu swoje uczucia. A teraz wypij herbatkę, bo już ci pewnie wystygła.
*ding dong*
 - Zostaw - Saga pociągnął Shou za rękę, gdy ten usiłował wstać z kanapy. - Nie musisz tego robić. Zostaw ich. Dadzą sobie radę.
 - Wiesz, Sakamoto, ty nie masz pojęcia, jaką później mam frajdę, że im pomogłem - Shou cmoknął go w policzek i wyszedł z pokoju.
 - A ty nie wiesz, że ze mną też powinieneś porozmawiać, bo ostatnio mam pewne wątpliwości, Kazuma - mruknął Saga, otwierając gazetę.
 - Shou weź mnie ratuj.
 - Wejdź, zaparzę nam herbaty.

The end

wtorek, 9 kwietnia 2013

Ogłoszenia

Pierwsza informacja

Po kolejnym spotkaniu z anonimową krytyką, wpadłam na pomysł stworzenia regulaminu. Znajduje się on po lewej stronie ekranu. Mam nadzieję, że ktoś będzie go czytał. Jeśli nie, będę musiała dostosować się do dziewiątego punktu tego regulaminu.

Dlaczego go stworzyłam? No cóż, krytyka nigdy nie jest miła. Zawsze trochę mi przykro, gdy komuś nie spodoba się to, co stworzyłam. To trochę boli, ale kilka dni później już o tym nie pamiętam.

Jednakże, ludzie, serio. Anonimowe krytykowanie jest równoznaczne z tchórzostwem. Naprawdę sądzicie, że ktoś weźmie wasze słowa na poważnie, jeśli nawet nie będzie wiedział, jakie macie imię/nazwisko/przydomek*?

*niepotrzebne skreślić

Mam nadzieję, że dzięki temu regulaminowi odpędzę się od tych Anonimowych Krytyków, bo zaczynają mnie już wkurzać. Chcecie mnie skrytykować? Dobrze, macie do tego prawo, ale zróbcie mi tę przyjemność i podpiszcie się.

Druga informacja

Postanowiłam poprawić niektóre fanfiki, bo jak ostatnio je czytałam, znalazłam parę błędów interpunkcyjnych. Dlatego proszę się nie dziwić, jeśli dzisiaj będziecie mieli problem z serwerem. :)

Dziękuję za uwagę.

sobota, 30 marca 2013

Pierukku

Zespół: The Micro Head 4N'S
Pairing: KazuyaxRicky, wspomniane KaryuxZero
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: ADHD (mówię serio)
Notka autorska: Nie powinnam w stanie wyżej wymienionym wstawiać fików, ale chcę, bo w końcu się przekonałam do tego tutaj, a napisałam go tydzień po koncercie, czyli jakiś miesiąc temu?
Hidesmaria, jakie długie zdania układam, prawie jak Bolesław Prus w "Lalce".
I przepraszam fanki Zero.


 - Tsu, Tsu, Tsu! - Zero uczepił się ramienia Tsukasy. - Zamówmy pierukku, zamówmy!
 - Zero, odklej się ode mnie - Tsukasa odsunął Zero na bezpieczną odległość. - Ja nie Karyu, żebyś mógł mnie w ten sposób dotykać.
 - A mógłby nam ktoś wyjaśnić, co to jest "pierukku"? - zapytał Ricky, siadając przy jednym ze stolików.
 - To takie przepyszne ciasto z takim przepysznym nadzieniem i ogólnie to jest przepyszne - odpowiedział Zero, opierając głowę na dłoniach.
 - On tak zawsze? - Kazuya wskazał na basistę, który zaczął bujać się z rozmarzoną miną na krześle.
 - Tylko wtedy, gdy usłyszy o pierukku albo polskiej wódce - odparł Tsukasa, otwierając menu.
 - O, pierukku! - Zero zajrzał Tsukasie przez ramię. - Tsu, spójrz, talerz pierukkowy! Wszystkie nadzienia, zamówmy!
 - Poczekajcie - Tsukasa westchnął ciężko, wyciągnął telefon i gdzieś zadzwonił. - Masz, pogadajcie sobie.
Zero wziął od niego komórkę i zaczął świergotać na temat nadzień do pierogów, co trwało do momentu, aż kelner nie przyniósł jedzenia.
 - Pierukku! - Zero odłożył telefon z takim impetem, że odpadła klapka.
 - Czy mogę go walnąć krzesłem? - zapytał Shun, patrząc, jak Zero wcina w błyskawicznym tempie pierogi.
 - Spokojnie, zaraz zamówi dokładkę i będziemy mieli go z głowy na kolejny kwadrans - odparł Tsukasa, składając swój telefon.
 - Oby - westchnął Ricky, dziabiąc swoje pierogi z truskawkami i bitą śmietaną.
 - A ty co, głodny nie jesteś? - zapytał Shun, mierząc kolegę wzrokiem.
 - Co? - Ricky wyrwał się z chwilowego zamyślenia.
 - Daj - Kazuya wyjął mu widelec z dłoni i nałożył pół pierożka na sztuciec. - Ricky, Ricky, samolocik leci.
Zero oderwał się od swoich pierogów, reszta wybuchnęła gromkim śmiechem. Ricky popatrzył na Kazuyę ze zdziwieniem i zabrał mu widelec.
 - Sam sobie poradzę - powiedział, wracając do jedzenia pierogów.
 - Karyu dał się nakarmić - przypomniał Zero Tsukasie. - Pamiętasz?
 - Karyu, mój drogi Zero, był w tobie po uszy zakochany - odparł Tsukasa. Ricky się zakrztusił.
 - Ja proponuję drzwi - Shun wskazał wyjście Ricky'emu i Kazuyi. - Teraz. Wróćcie za pięć minut. Albo wcale.
 - Chodź - Kazuya złapał Ricky'ego za rękaw i zmusił do wstania z krzesła.
Zero odczekał chwilę, po czym zerwał się od stolika i przykleił się do okna.
 - Jeszcze nie - powiedział po chwili. - Jeszcze nie. Nie. Czekajcie, chwila, tak! Pocałował go!
 - Dziękujemy za relację - Tsukasa zaśmiał się krótko. - Wracaj do stolika, bo jak Ricky się dowie, to cię zabije.
 - A jak mu powiem, że to było słodkie, jak wspiął się na palcach i pocałował Kazu? - zapytał Zero.
 - Co? - Shun odwrócił się zdumiony. - Nasz kurdupelek zdobył się na taką odwagę?
 - Zero, siadaj. Shun, nie odzywaj się - stwierdził Tsukasa.
 - Tsu, oni gdzieś lezą - oznajmił Zero. - Tsu, oni poszli. Tsu?
 - Tak?
 - Mogę zjeść ich porcje?
Tsukasa znów się roześmiał, zaś Shun uderzył się ręką w twarz.
Zero nie zwracał na nich uwagi. Był zbyt zajęty wcinaniem pierogów wokalisty.

The end

wtorek, 12 lutego 2013

Ryuu no Rekishi VI

Zespół: Kagrra,, w tle Alice Nine
Pairing: Isshi&Nao, w tle Izumi&Shin, Tora&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Ryuu no Rekishi"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: I ostatnia część. Koniec tej paranoi.



Wszedłem do lochu, gdzie jeszcze niektórzy więźniowie pozostawali bez ruchu. Izumida podszedł do mnie, widząc mój strach, kiedy zobaczyłem Yamadę leżącego na drucianym łóżku.
 - Ty go obudź. No idź - Izumida popchnął mnie, przez co zaczarowałem jakiegoś więźnia.
Usiadłem na brzegu łóżka, kładąc dłoń na ramieniu Yamady.
 - Shino? Jak ty tu? - Yamada spojrzał na mnie, po czym zauważył bandaż wystający zza szaty. - Nie powinieneś się wtedy poświęcać. To i tak nic nie dało.
 - Mam chociaż czyste sumienie - stwierdziłem, pomagając mu wstać. Normalnie jakby ślepy prowadził niewidomego.
 - Pospieszcie się, zostało czterdzieści minut - oznajmił Akiya.
Wyszliśmy przed zamek. Musieliśmy dotrzeć na drugą stronę lasu. Poszedłem do stajni i dotknąłem wszystkich koni.
 - Ułatwi nam to ucieczkę - stwierdziłem, wsadzając gasnącego w moich oczach Yamadę na Horase, który w sumie nie był zadowolony, że ma się ruszać.
 - Shino, skąd masz pewność, że po drugiej stronie lasu nas nie znajdą? - zapytał Yamada słabym głosem.
 - Hiroshi rzucił zaklęcie, które sprawia, że docierając do tamtej granicy lasu, ludzie będący wrogo nastawieni do Srebrzystych spadają w przepaść - wyjaśniłem, popędzając Horase.
 - To dobrze - Yamada przymknął oczy.
Do granicy zostało kilkanaście metrów, gdy Horase zatrzymał się gwałtownie, prawie zrzucając nas z grzbietu.
 - Co się dzieje, Horase? - zapytałem, po czym zobaczyłem Hai - służącą Shiyi, która wpatrywała się we mnie ze złością.
 - Ty idioto - warknęła Hai. - To zaklęcie jest silne i nie potrafię go złamać, ale zabicie ciebie nie będzie takie trudne.
Hai pstryknęła palcami, a Horase zamienił się w kota i uciekł na drzewo.
 - Nie wiedziałem, że ty też jesteś czarownicą - oznajmiłem, osłaniając półprzytomnego Yamadę.
 - Mojej pani się nie zdradza. Nie z czymś takim - Hai uśmiechnęła się szyderczo. - Zginiesz marnie, książę.
 - Ej, ty, chodź tu! - usłyszałem głos Akiyi. - No zmierz się ze mną, głupia blondynko.
 - Zamknij się - Hai pstryknęła palcami, a Akiya znieruchomiał, po czym bezwiednie upadł na ziemię.
Czarownica uśmiechnęła się, lecz po chwili spojrzała na swoją klatkę piersiową z niemałym zaskoczeniem.
 - Jak...? - zapytała, widząc strzałę wystającą z jej ciała. Spojrzała na mnie, trzymającego z dumą łuk, i upadła martwa na ziemię.
Masashi, który podał mi broń, kiedy Akiya zagadał Hai, rzucił się do biegu, by sprawdzić, czy nic mu nie jest.
 - To tylko zaklęcie paraliżujące, uciekajcie! - zawołał.
 - Yamada, wstawaj, musimy... Yamada? - spojrzałem na niego ze strachem, gdy ten nawet nie poruszył się. - Yamada?
 - Shino, ja już... nie mam siły - szepnął Yamada.
 - Co ty mówisz, Yamada? - zapytałem, próbując go podnieść.
 - Przepraszam... - oczy Yamady zaczęły się zamykać. - Wybacz mi, Shino...
Jego ciało stało się bezwładne, oczy zamknęły się do końca, a płytki oddech ustał. Czułem się tak, jakbym trzymał porcelanową lalkę, która spadła ze stołu i rozbiła się na kawałki.
 - Shino, została minuta, rusz się! - zawołał Izumida. - Shino?!
Patrzyłem na Yamadę jak zahipnotyzowany. To niemożliwe. Pochyliłem się nad nim, a moje łzy spłynęły na jego medalik, który rozbłysł srebrnym światłem. Ze zdziwieniem odkryłem, że mój medalion, świecący w tamtej chwili na złoto, przyciągnął nagle jego medalik i oba złączyły się w jeden.
Yamada ocknął się, patrząc na mnie ze zdumieniem.
 - Shino, ja żyję - powiedział odkrywczo, patrząc na nasze złączone medaliony.
Przebiegliśmy razem przez granicę. Za nami przydreptał Horase w postaci słodkiego kociaka, z której już nie chciało się nam go odmieniać.
 - Shino, zdajesz sobie sprawę z tego, że Shiya będzie cię szukać? - zapytał Hiroshi, siadając przed nami w fotelu.
 - Zamień brata Yamady we mnie - przykazałem. - On jest zakochany w Shiyi. Nie sądzisz, że to dobry pomysł?
 - A ty zostaniesz tutaj? W sumie twoja matka też nie jest tak naprawdę twoją matką... - Hiroshi urwał nagle, kiedy spojrzałem na niego ze zdziwieniem. - Znaczy, zanim się urodziłeś, królowa stwierdziła, że nie ma ochoty marnować życia z takim idiotą i zamieniłem ją ciałami z piękną szlachcianką, która od zawsze kochała króla.
Hiroshi wstał i zawołał Hayao, który, powiadomiony o tym, że Shiya jest bezduszną czarownicą, zareagował jedynie wzruszeniem ramion. Już jako ja przekroczył granicę, łącząc się na zawsze z osobą, którą kochał. Tak jak ja.
 - A tak poza tym - zaczął Hiroshi, zanim wrócił do zamku. - Pamiętasz, jak ci mówiłem, że twojej płci nie musiałem zmieniać?
 - Tak, a jaki to ma związek z teraźniejszością? - zapytałem.
 - Twojej nie musiałem, ale Hayao bardzo, bardzo, bardzo mocno chciał mieć brata i mama Yamady poprosiła mnie, bym coś w tym kierunku zrobił - odparł Hiroshi. - No i ma brata.
Yamada podniósł na niego wzrok.
 - Tak, na tamtym przyjęciu byłeś dla innych... sobą - Hiroshi zaśmiał się, utrudniając mi niezrobienie tego samego.
Czarodziej wyszedł, zanim Yamada oprzytomniał na tyle, by jakkolwiek zareagować.
Tak naprawdę nikt nigdy nie dowiedział się, co spowodowało zmartwychwstanie Yamady i dlaczego nasze medaliony zespoliły się w jeden. Hiroshi nazwał to „magią wyższego stopnia” i odmówił dalszego wyjaśnienia, a my nie próbowaliśmy dociekać prawdy na siłę.
Od tego czasu minęło piętnaście lat. Hayao i Shiya po śmierci moich rodziców stali się władcami państwa, moi przyjaciele objęli stanowiska po ojcach, którym „niestety” wnuków nie dali, żyjąc w dwóch szczęśliwych związkach, a my mieszkamy w domu za granicą lasu. I codziennie chodzimy nad staw, gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło.
The End

poniedziałek, 11 lutego 2013

Sakura Dream

Zespół: Kagrra,
Pairing: Izumi&Shin, wspomniane Isshi&Nao
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy, angst
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Tego fika napisałam dzień po poprzednich urodzinach Izumiego i nie mogłam się zebrać, żeby go wstawić. W sumie jest dość dziwny, bo niby to Izumi&Shin, a to trochę jak Isshi&Nao z punktu widzenia Izumiego. Powiedzmy, że odkopuję stare śmieci.



Szedłem przez las, gdzie rosły praktycznie same wiśnie. Co jakiś czas zdarzało się inne drzewo, lecz wszystko było zasypane płatkami sakury. Uśmiechnąłem się. Moi przyjaciele byli obok, zawsze osiągalni, zawsze uśmiechnięci, zawsze mogący liczyć na mnie, a ja na nich.
I nagle stanął przede mną Isshi. Smutny i przygnębiony, jak nigdy dotąd.
 - Umieram - odbiło się od moich uszu.
Las zaczął znikać. Wiśnie łamały się i rozsypywały w pył. A ja stałem i patrzyłem na smutną twarz Isshiego.
Obok Isshiego stał Nao, wciąż się uśmiechając. Niedaleko nich Akiya nadal grał na gitarze, całkowicie odcięty od świata. Hashidani przytulił się do mojego ramienia. A świat sypał się nadal.
Z nas wszystkich tylko Nao się uśmiechał.
Z nas wszystkich tylko Nao nie wiedział.
Z nas wszystkich tylko Nao żył w błogiej nieświadomości.
 - Nie mówcie Yamiyo - powiedział Isshi, podchodząc do mnie, a świat powoli stawał się czarny. - Nie mówcie mu.
Przez chwilę staliśmy w tej czerni. Isshi patrzył na mnie smutnymi oczami, po czym lekko się uśmiechnął.
 - Wspomnień nikt wam nie odbierze, Izumi - oznajmił Isshi. - Opiekujcie się Yamiyo.
Isshi zamienił się w milion małych światełek.
I wtedy rozległ się krzyk.
Krzyk przeraźliwy.
Krzyk pełen rozpaczy.
Krzyk przeszywający serce na wskroś.
Krzyk oznaczający długie godziny męki.
Krzyk poprzedzający falę.
Spojrzałem w dół. Stałem w wodzie. Wodą by łzy. Łzy Nao.
Próbowałem podbiec do niego, ale nie mogłem. Nie mogłem do niego dotrzeć. Nie mogłem go pocieszyć. Nie mogłem znaleźć sposobu.
I nagle Nao przestał płakać. Uśmiechnął się promiennie, wyciągając ręce przed siebie. Jego dłonie złączyły się z innymi, należącymi do Isshiego.
 - Jak myślisz, kim jestem, Izumi? - zapytał Isshi.
 - Wspomnieniem.
Isshi uśmiechnął się.
 - Wspomnienia rodzą wspomnienia, Izumi. Jeśli tylko się postarasz.
Zamrugałem. Zobaczyłem nad sobą Hashiego, który wyglądał na zmartwionego.
 - Izumida? Coś złego ci się śniło? Pytam, bo płakałeś - Hashi usiadł obok mnie, ocierając dłonią łzy z mojego policzka.
 - Wiesz co, Hashi? Isshi miał rację. Wspomnień nikt nam nie odbierze - szepnąłem i przytuliłem go do siebie.
The end

niedziela, 10 lutego 2013

Ryuu no Rekishi V

Zespół: Kagrra,, w tle Alice Nine
Pairing: Isshi&Nao, w tle Izumi&Shin, Tora&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Ryuu no Rekishi"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Wracamy do "Ryuu no Rekishi". Na jutro mam coś innego przygotowane, co napisałam, haha, rok temu, ale ćśśś.



Następnego dnia obudziłem się lekko zdezorientowany. Za oknem świeciło słońce, a obok mnie leżała Shiya. Musiałem wrócić do rzeczywistości. Ale nie chciałem. Bo w sumie po co?
Wyszedłem z zamku, zabierając broń na wszelki wypadek. Horase ostatnio nie domagał, więc poszedłem do lasu pieszo.
 - Shino - Yamada wpadł mi w ramiona, kiedy zupełnie się tego nie spodziewałem.
 - Wiesz, że to, co robimy, jest złe? - zapytałem, a Yamada tylko kiwnął głową. - Napawa mnie to jednak swego rodzaju ekscytującą satysfakcją. Jakbym wyrwał się z tej klatki.
 - Shino, wiesz, w co nie mogę do teraz uwierzyć? - Yamada spojrzał mi w oczy. - Twoi przodkowie wymordowali moich. Czy to nie jest nieodpowiednie zachowanie względem nich?
 - Ja nie mam szacunku do mojej rodziny, są dla mnie niczym - odparłem. - Może gdyby Srebrzyści wygrali tę wojnę, byłoby lepiej.
 - To ja byłbym księciem - zadumał się Yamada. I wtedy usłyszałem dźwięk bardzo dobrze mi znany. Świst strzały przecinającej powietrze.
 - Yamada, padnij! - przewróciłem nas i usiadłem. Zobaczyłem strażników mojego zamku. No to pięknie.
 - Panie, to jest Srebrzysty, nakazano nam go zabić - powiedział jeden z nich. - Prosimy, panie, odsuń się, bo będziemy musieli zrobić to siłą.
 - Nigdzie nie będę się odsuwał. Yamada, uciekaj - rzuciłem krótko, naciągając strzałę na cięciwę. - Odejdźcie, a nie stanie wam się nic złego.
 - Książę, sprawiasz... - strażnik nie dokończył, bo ugodziła go moja strzała.
Uciekaliśmy, gonieni jak jacyś złoczyńcy. Usiłowałem zabić wszystkich, ale to wcale nie było proste, będąc samemu przeciwko dwudziestu.
 - Yamada, mamy problem - stwierdziłem, odrzucając swój łuk. - Strzały mi się skończyły.
 - Ja nie chcę... - Yamada przerwał, potykając się o korzeń drzewa. Pomogłem mu wstać i zrobiłem coś, co w sumie było odruchem bezwarunkowym. Osłoniłem go, bo łucznikowi królewskiemu jak widać strzały nie chciały się skończyć.
Krzyk Yamady. Dłoń na moim policzku. Złączone dłonie. Kolejny krzyk. Ciemność.
Obudziłem się w swoim łóżku. Shiya siedziała obok mnie, głaszcząc moją dłoń.
 - Co się stało? - zapytałem.
 - Srebrzyści chcieli cię zabić - odparła Shiya. - Nie martw się. Prawie wszyscy nie żyją, a reszta siedzi w lochach i czeka na egzekucję. Jeden jest ranny, więc pewnie jej nie dożyje.
 - Oni nie chcieli mnie zabić - zaprzeczyłem. - Shiya, ja ratowałem jednego z nich. To strażnik...
 - Kochanie, umysł płata ci figle - stwierdziła Shiya, nachylając się nade mną. - Jutro poczujesz się lepiej.
Wyszła. Po jakichś pięciu minutach w mojej komnacie pojawili się Hashidani i jego ojciec.
 - Tylko mu nie mów - polecił ojciec Hashidaniego swojemu synowi. - Jak się czujesz, książę?
 - Czy ktoś normalny może mi streścić sytuację? - zapytałem, siadając z trudem na łóżku.
 - Ci Srebrzyści, którzy stawiali opór, nie żyją. Reszta czeka na egzekucję - ojciec Hashidaniego praktycznie powtórzył słowa Shiyi.
Hashidani spojrzał najpierw na mnie, potem na swojego ojca, swoje dłonie i mruknął coś pod nosem.
 - Co tam mamroczesz? - zapytał medyk, zmieniając mi opatrunek.
 - Ja tak nie potrafię - stwierdził Hashidani, po czym spojrzał mi prosto w oczy. - Jakby Izumida umierał, ja bym o tym nie wiedział, a ty tak, to byś mi powiedział?
 - Raczej tak... - odparłem i dopiero po chwili zrozumiałem, o co mu chodzi. - Dlaczego?
 - Jak go osłoniłeś, ten łucznik się wściekł, zabrał drugiemu strażnikowi miecz i dźgnął Yamadę. Tyle wiem - odparł Hashidani. Jego ojciec pokręcił głową z dezaprobatą.
 - Ach, ta twoja lojalność - zaśmiał się medyk. - Jak wstaniesz teraz z łóżka, to podam ci truciznę, książę.
Jakąś godzinę później usłyszałem pukanie w szybę. Na balkonie stali moi przyjaciele, chcąc, bym do nich podszedł.
 - Co z Yamadą? - zapytałem, wychodząc do nich.
 - Mój ojciec mówi, że niedobrze - odparł Masashi. - Szuka zaklęcia, które pozwoli nam ich wszystkich uwolnić.
 - Mam! - nagle wśród nas pojawił się Hiroshi, wymachując nam przed oczami buteleczką. - Musicie to wypić, dzięki temu czas się dla was zatrzyma na jakąś godzinę. Będziecie mogli wyprowadzić wszystkich Srebrzystych z zamku, ukryć ich i jeszcze napić się z nimi herbaty. Tylko pamiętajcie - na każdą osobę, której dotkniecie, czar również zacznie działać. Więc w sumie - podał buteleczkę Masashi. - Tylko ty to wypij. To ja idę.
Czarodziej teleportował się, zostawiając nas z poważnym zadaniem.
 - Chodź - Masashi trącił mnie w ramię.
Akiya patrzył to na Masashiego, to na swoje palce, jakby z jakiegoś powodu czegoś nie rozumiejąc.
 - Aki, chodź już - ponaglił go Masashi, na co Akiya dotknął swoich ust, uśmiechnął się i pobiegł za nimi. W taki sposób dotarło do mnie, dlaczego nasz Aki był aż tak zdziwiony.
Westchnąłem ciężko i poszedłem za przyjaciółmi. Powoli, by nie otworzyły mi się rany.

piątek, 8 lutego 2013

Blask Księżycowego Snu

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne, w sumie bardzo łagodne
Notka autorska: Napisałam sobie prezent. Mam 18 lat, więc w sumie ostatnia scena tego fika to jest pikuś w porównaniu z tym, co mogę już pisać.



Sen. Czym jest sen? Zazwyczaj, gdy słyszymy to słowo, kojarzy nam się ono z nocą, ze zmęczeniem, z marzeniami. Jednakże ja inaczej je pojmuję. Sen to ty. Ty i twój uśmiech malujący szarą rzeczywistość na kolory tęczy.
To pewnie trochę dziwne. Zwyczajny mężczyzna, będący zwyczajnym gitarzystą o jak najbardziej zwyczajnych nawykach i zwyczajnym usposobieniu, wyskakuje nagle z taką metaforą i powtórzeniami, które mają podkreślić, jak bardzo jest zwyczajny w porównaniu do ciebie.
Zabawne. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Opierałeś się wtedy o ścianę i nad czymś intensywnie myślałeś. A ja, wypłosz z nowiutkiego zespołu, podszedłem do ciebie i spytałem, czy może wiesz, gdzie jest moje studio nagraniowe, bo się zgubiłem. Roześmiałeś się wtedy, złapałeś mnie otwarcie za rękę i zaprowadziłeś pod same drzwi jak małe dziecko. Podziękowałem ci, a ty na odchodnym się przedstawiłeś i oznajmiłeś, że jak będę potrzebował pomocy, to mam się do ciebie zgłosić.
Co ciekawe, kilka dni później nasz Nao Puchatek wpadł do sali prób i oznajmił, że załatwił nam trasę. Z wami.
Twój uśmiech, gdy mi tłumaczyłeś, co mam poprawić w solówce i jak poruszać się po scenie, by nie zaplątać się w kable. Twój śmiech, gdy Hiroto potknął się o próg i w pięknym stylu rozłożył się na podłodze, mrucząc tylko "Nic mi nie jest." pod nosem. Shou rozmawiający z Isshim, Izumi tłumaczący naszemu Nao, że jak w taki sposób ustawi talerz, to dźwięk będzie brzmiał lepiej i Saga będący głuchy na wszystkie uwagi waszego basisty. No i Shin, który chował się, gdy tylko w pobliżu pojawiła się kamera. W sumie to właśnie pamiętam z naszej wspólnej trasy.
Traktowałem cię jak przyjaciela, kogoś, na kim mogę polegać. Do kogo się zwrócić, na kogo uśmiech spojrzeć, gdy będzie mi smutno. Nigdy nie pomyślałbym, że w pewnym momencie staniesz się dla mnie kimś więcej.
To było dosyć komiczne, gdy stanąłem jak wryty w pół kroku, widząc, jak Isshi czule całuje Nao. Pamiętam do dzisiaj, jak spojrzeli na mnie, uśmiechnęli się i poszli w stronę waszego studia. Stałem tak oniemiały przez chwilę, aż w końcu ktoś szturchnął mnie w ramię. To byłeś ty. Uśmiechnąłeś się lekko i zapytałeś, czy ja naprawdę nie zauważyłem, jak ich do siebie ciągnie, że jestem aż tak zdziwiony. Nie wiem, czy ci odpowiedziałem, bo wtedy po raz pierwszy poczułem to dziwne ciepło rozchodzące się po moim ciele, gdy utkwiłem wzrok w twoim uśmiechu.
Shou się roześmiał, gdy mu się zwierzyłem ze swoich uczuć, ponieważ wcześniej jeszcze ani razu nie byłem zakochany w kimś tej samej płci. Stwierdził, że to przecież normalne, iż praktycznie każdy japoński muzyk jest bi albo homo. Hetero wyjątków jest tak mało, jak prawdy w wypowiedziach niektórych ludzi.
Wtedy pewnie bym nie pomyślał, że będę teraz leżeć obok ciebie w łóżku. Twoją bladą skórę oświetla blask białego księżyca, sprawiając, że wyglądasz jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Czasem mam wrażenie, że każdy milimetr twojego ciała jest idealny, stworzony nie przez ludzi, tylko w jakiś magiczny sposób.
Uśmiechasz się przez sen. Głaszczę cię po policzku, nie mogąc się oprzeć, by choć w tak delikatny sposób cię dotknąć. Mimowolnie łapiesz moją dłoń, nawet się nie budząc. Patrzę na ciebie przez chwilę i zasypiam. Jesteś moim snem, Akiya. Zawsze nim będziesz.

The end