Pairing: Tomo&Tohya, w tle Umi&Yuh, Rui&Shuhei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, okruchy życia
Ostrzeżenia: nawiązanie do wypadku z 2010 roku
Notka autorska: Jak już wspominałam, Rui jest perfidny, amen. XD
Obudziłem się. Ostatni sen był dziwny. Chodziłem po domu, wszędzie wisiały zdjęcia, twoje zdjęcia, a ja zastanawiałem się, co by było, gdybyś zginął.
Poszedłem do kuchni, by zaparzyć sobie herbaty i wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Lekko zdziwiony, otworzyłem je i zamarłem.
W drzwiach stała Asako.
- Cześć, Tohya, dziękuję, że pozwoliłeś mi przyjechać - oznajmiła. - Mogę wejść? Tohya?
- Dlaczego tu jesteś? - zapytałem, patrząc na nią ze zdumieniem. - Jak? Znowu śnię?
- Dobrze się czujesz, Tohya? - zmartwiła się Asako, kładąc dłoń na moim czole. - Przecież dzwoniłam do ciebie i się umówili...
- Śnię, tak, muszę się obudzić - stwierdziłem, odwracając się. - Wejdź, jeśli chcesz, ale... I tak wiem, że nie ma cię tu naprawdę.
- O czym ty mówisz? - Asako odwróciła mnie w swoją stronę.
- Przecież zginęłaś w tamtym wypadku - szepnąłem, a ona tylko uśmiechnęła się smutno.
- Ach, no tak, zbliża się rocznica i znowu uaktywnił ci się ten system obronny, co? - kiwnęła głową. - Dwa lata temu sądziłeś, że to był Yuh, rok temu, że Umi, teraz, że ja. Za rok pewnie mi powiesz, że Rui wtedy zginął, prawda? No i jeszcze zostali ci techniczni...
- A Tomo? - zamrugałem, patrząc na nią z coraz większym przerażeniem.
- Tomo? - Asako westchnęła ciężko, a oczy jej się zaszkliły. - Matsushita, Satoshi był właśnie tym, który wtedy zginął.
- Tohya, nie zakluczyłeś drzwi! - zawołał Tomo, wchodząc do mieszkania perkusisty. - Tohya?
Wokalista przystanął. Tohya znów spał, tym razem na kanapie. Chyba ściągnął tylko buty i się położył. Tomo podszedł do niego i uklęknął przed nim. Dopiero wtedy zauważył, że policzki Tohyi są mokre od łez.
- Płaczesz przez sen? - zdziwił się Tomo, ocierając wierzchem dłoni łzy z policzka perkusisty, który się przez to obudził. - Dlaczego?
- Co dlaczego? - mruknął zaspanym głosem Tohya, siadając. - I co ty tu robisz w ogóle?
- Czemu płaczesz?
- Czasem mi się zdarza - odparł Tohya. - Zwłaszcza, jak śni mi się coś złego.
- Co takiego?
- Że Asako przeżyła, a ty nie - odpowiedział Tohya, zamykając oczy.
Tomo spojrzał na perkusistę ze zdziwieniem i usiadł obok niego.
- Często śnią ci się takie rzeczy?
- W sensie Asako występująca jako bohaterka koszmaru? Tak, często. Zwłaszcza przed rocznicą - odpowiedział Tohya.
- Tohya, to nie była twoja wina - powiedział Tomo stanowczym głosem.
- A jeśli była? - zapytał Tohya, zaciskając dłonie w pięści. - Jeśli mogłem zrobić coś, by ten wypadek nigdy nie miał miejsca? A tak czuję się jak morderca. Jakbym własnoręcznie ją zabił...
Tohya zamarł, gdy Tomo objął go i przytulił do siebie.
- Nie mów tak - szepnął Satoshi, przymykając oczy. - Nikt cię o to nie oskarża. Jesteś niewinny.
- Naprawdę mnie o to nie oskarżasz? - spytał Tohya. Tomo zaśmiał się krótko.
- Naprawdę.
- Ale przecież... Obudziłeś się dopiero w szpitalu! Myślałem, że zginąłeś tak jak ona - Tohya wczepił palce w ramiona Tomo. - Rui też długo się nie budził, ale...
- Długo? - zdziwił się Satoshi. - Mówił mi, że widział, jak...
- Jak co?
- Jak mnie wyciągnąłeś - wyjaśnił Tomo. Tohya westchnął ciężko.
- Nie widział tego. Opowiedziałem mu to - wyjaśnił. - Nie mogłem pozwolić, byś tam został. Nie mogłem pozwolić, byś umarł.
- Dlaczego? - spytał Tomo, patrząc w oczy Tohyi.
- Ponieważ cię kocham, Satoshi. I tamto wydarzenie mi to uświadomiło - Tohya spuścił wzrok. - I właśnie dlatego czuję się tak bardzo winny.
- Rozumiem cię doskonale - oznajmił Tomo, przybliżając się do Tohyi. - Co nie zmienia faktu, iż nawet jakbyś był winny, to i tak bym cię kochał.
Tohya zastygł, gdy Tomo go pocałował, ale po chwili oddał pocałunek. Nareszcie poczuł się w pełni szczęśliwy. Być może Satoshi znajdzie jakiś sposób na to, by w końcu zapomniał?
* * *
- I co z Pandą i Koalą?- Sądząc po tym, że Tohya nie odbiera, są teraz trochę zajęci. Jak znam Tomo, to pewnie gdy tylko usłyszał dzwoniący telefon, to znalazł go i rzucił nim o ścianę.
- A Umi i Yuh?
- Wyjście na tak długi czas z sali było dobrym pomysłem. Pogodzili się i jutro pewnie nie będą rzucać butami.
- Powinieneś otworzyć poradnię sercową.
- Fakt, że jestem ciapą zespołową, nie oznacza, iż nie mogę być dobrym obserwatorem. Ale wolałbym jednak się nie wychylać. Tak będzie lepiej.
The end