Zespół: vistlip, w tle MoNoLith
Pairing: Tomo&Tohya, w tle Umi&Yuh, Rui&Shuhei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, okruchy życia
Ostrzeżenia: nawiązanie do wypadku z 2010 roku
Notka autorska: Mam wrażenie, że jeśli coś się komuś stanie, to muszę o tym wspomnieć w fiku. Jakby zależała od tego cała fabuła. Trochę to dziwne. A tutaj poszłam o krok dalej. Oparłam fabułę właśnie na tym.
Zamrugałem. Otworzyłem oczy. Było ciemno. Jedynym źródłem światła była lampa samochodu. Zamrugałem raz jeszcze. Widziałem wszystko do góry nogami. Po chwili dotarło do mnie, że wiszę głową w dół. Moment później, że z palców cieknie mi krew. Potworny ból dotarł do mnie właśnie wtedy. I jeszcze coś - świadomość tego, co tak właściwie się stało.
- Tohya, nie myśl tyle, bo zostaniesz myśliwym - stwierdził Tomo, trącając perkusistę w ramię. - No co tak patrzysz, jakbym cię obudził?
- Bo mnie obudziłeś - odparł Tohya, trąc oczy.
- Tak? - zapytał wokalista, siadając obok niego. - A myślałem, że tylko Rui potrafi tak szybko zasypiać.
- Jak widać nie - odparł Tohya, uśmiechając się promiennie.
Sztuczny uśmiech. Tylko tyle mógł dać Tomo w tym momencie. Zbliżała się kolejna rocznica ich wypadku i znowu miał koszmary. Jak zawsze.
- Chłopaki, koniec przerwy, wracamy do pracy - oznajmił Umi, patrząc na resztę. Yuh przeciągnął się leniwie i spojrzał na niego.
- Daj nam jeszcze pięć minut - powiedział powoli, po czym ziewnął. - Albo w ogóle najlepiej chodźmy już do domu.
- Nie, jeszcze parę szczegółów musicie dopracować - stwierdził Umi, stając przed Yuh. - Ty też masz problem z jedną solówką, kochanie.
- Tobie się tylko tak wydaje - prychnął Yuh, odwracając się.
- Raz, dwa, trzy, foch? - Tomo zaśmiał się głośno. - Patrz, Tohya, chyba Umi dzisiaj będzie na kanapie spa... - wokalista uchylił się przed klapkiem Umiego. - Dobrze, już nic nie mówię. Jacy wy obaj jesteście drażliwi.
- Pewnie się kłócą, co chcą na prezent od nas, w końcu odkąd są razem, to im jeden dajemy - dodał Tohya, przez co też musiał się uchylić, ale przed sandałem Yuh. - A może przestaniecie rzucać w nas butami i zauważycie, że nasza ciapa się zapodziała?
Umi rozejrzał się. Rzeczywiście, Ruiego nigdzie nie było.
- Jak taki mądry jesteś, to idź go poszukać - stwierdził Umi, ciągnąc Tohyę za rękę i wyrzucając go za drzwi.
Tohya westchnął ciężko i zrobił kilka kroków, gdy nagle dołączył do niego Tomo.
- Stwierdziłem, że pójdę z tobą - oznajmił wokalista. - Może oni po prostu muszą pogadać? Jak dojdą do porozumienia, to się uspokoją.
- Myślisz, że mają ciche dni? - Tohya zachichotał pod nosem.
- Raczej dni rzucania we wszystko butami, przecież Rui też dzisiaj dostał - zauważył Tomo. - Dwa razy zresztą.
- Racja. Ciekawe, gdzie poszedł, jak Umi ogłosił przerwę, no nie?
- Pewnie wyszedł przed budynek i gada z Shuheiem o tym, jak bardzo się nad nim znęcamy - przypuścił Tomo.
- Tak i dostałem dwa razy butami. Któryś był brudny od piasku i teraz mi się sypie z włosów - usłyszeli głos Ruiego, który stał przy drzwiach wejściowych. - To ja kończę, bo jak zaraz nie wrócę do sali, to pewnie walną mnie gitarą. Nie, Mysiu, nie wiem, czyją. No, to pa. O, a wy tu co?
- Umińscy wysłali nas na przeszpiegi - oznajmił Tomo, biorąc Ruiego pod ramię.
- I kazali cię przyprowadzić, bo będzie źle - dopowiedział Tohya. - To chodźcie, bo wszyscy skończymy w roli krwawego dżemu na ścianie.
Tohya szedł za Tomo i Ruim i przypatrywał im się uważnie. Ci dwaj zawsze się dogadywali i nie zmienili swoich nawyków nawet po tym, jak Rui związał się z Shuheiem. Nie wiedział co prawda, co by zrobił Shuhei, gdyby zobaczył Ruiego idącego pod ramię z Tomo, ale on był zazdrosny. Najzwyczajniej w świecie chciał być na miejscu basisty w tej chwili. Poczuć bliskość Tomo w trochę inny sposób, niż zazwyczaj. Chciał zobaczyć, jak smakują prawdziwe pocałunki, a nie tylko te, które wokalista składa na jego ustach w ramach fanserwisu.
W sumie od kiedy on go kochał? Od dwóch, trzech lat? Może dłużej? Na pewno zorientował się wtedy, gdy mieli ten koszmarny wypadek, ale kiedy to się zaczęło?
- Sprawdzę, czy teren czysty - oznajmił Tomo, wyrywając Tohyę z zamyślenia. Już dotarli do swojej sali? Kiedy? Perkusista nawet tego nie zauważył.
Tomo zajrzał do środka i odskoczył od drzwi, jakby klamka była pod prądem.
- Em... Kto z was ma przy sobie klucze do samochodu? Bo ja tam nie wejdę po swoje, wolę nie ryzykować utratą zmysłów - Tomo wzdrygnął się lekko.
- Ja mam - oznajmił Rui, wyciągając kluczyki z kieszeni.
- To znakomicie! - zawołał Satoshi. - No cóż, jestem do jutra bez telefonu i bez samochodu, chyba, że Umi i Yuh będą tak wspaniałomyślni, że mi dostarczą torbę, gdy skończą... się... godzić.
Wokalista pociągnął obu kumpli za ręce i poszedł w kierunku wyjścia.
- Lider, też coś! - prychnął Tomo, przyspieszając kroku. - Jakbym ja się tak zapomniał, to pewnie bym wyleciał przez okno, ale on to może. Przez tydzień na tej kanapie nie usiądę.
- Masz traumę, Tomo? - zapytał Rui, który ledwo nadążał za prawie biegnącym wokalistą. - Ej, zwolnij, bo zaraz będziesz mnie ciągnął po podłodze!
- Nie pal tyle, to będziesz potrafił biec za wkurzonym i przerażonym Tomo - Tohya uśmiechnął się do basisty lekko złośliwie. Rui tylko mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi.