Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Al-Haitham&Kaveh, w tle Cyno&Tighnari, Kaeya&Lumine
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis przemocy i cierpienia fizycznego oraz psychicznego
Notka autorska: Kiedy gotujesz zupę krem i myślisz, że będzie ok.
Al-Haitham spojrzał w sufit, zastanawiając się, czy Kaveh ma zamiar w ogóle przyjść. Odwiedzili go chyba już dokładnie wszyscy, nawet Paimon, Lumine i ten dziwny człowiek twierdzący, że jest z Mondstadt, ale mający źrenice pasujące idealnie do mieszkańców Dahri.
W sumie, czego się spodziewał? Że jak już się obudzi, to Kaveh nagle zmieni do niego nastawienie? Że posłucha tej banalnej prośby?
Dawno temu, na samym początku, wydawało mu się, że zwariował. Nie potrzebował do życia uczuć, emocji ani dobrych opinii wśród ludzi. Więc dlaczego tak bardzo pragnął tego, by Kaveh choć przez chwilę przymknął oko na jego wady?
Odpowiedź była oczywista i Al-Haitham poznał ją bardzo szybko. Ale co z tego, jeśli jedyne, co do tej pory osiągnął w tym temacie, to przygarnięcie Kaveh pod dach jak jakiegoś bezpańskiego kota?
Może powinien go traktować lepiej... Ale prawda była taka, że nie wiedział, jak przestać być takim szczerym do bólu. Czasem próbował być miły, naprawdę. Ale wtedy nikt mu nie wierzył, więc w pewnym momencie doszedł do wniosku, że to nie ma sensu.
- Cześć - usłyszał nagle i przeniósł wzrok na drzwi.
Obiekt jego rozmyślań stał w progu i patrzył na niego z nieodgadnioną miną.
- Przyniosłem ci obiad, bo na tym szpitalnym jedzeniu to nigdy nie wydobrzejesz - stwierdził, siadając na krześle obok. - Chociaż jakbyś nie był takim idiotą, żeby pakować się w kłopoty i prawie zginąć, to byś tu nie wylądował.
- Powiedzmy, że nawet ja nie potrafię przewidzieć wszystkiego - powiedział Al-Haitham, biorąc od Kaveh naczynie z czymś, co przypominało trochę zupę. - Co to jest?
- Bardzo gęsta zupa - wyjaśnił Kaveh. - Taka naprawdę gęsta.
- Nie lubię zup.
- Bo nie można ich jeść przy czytaniu, wiem. Ale ta jest gęsta, więc jakbyś ewentualnie miał ochotę i możliwość, bo nie wiem, czy masz na tyle sprawne ręce, to ci się nie wyleje - Kaveh uśmiechnął się lekko.
- Jak zwykle jesteś za miły - mruknął Al-Haitham, chwytając łyżkę lewą ręką, bo prawą miał nadal niesprawną.
- Nawet mi nie podziękujesz?
- Doceniam twoje starania, ale to nadal mimo wszystko zupa - stwierdził Al-Haitham, w myślach przyznając, że to bardzo dobra zupa.
- W tym stanie niczego sobie nie pokroisz, a karmić cię nie będę - prychnął Kaveh.
- Ciekawa propozycja, ale pozwolisz, że odmówię. Z twoim szczęściem wszystko wylądowałoby na kołdrze.
- To ty masz jedną rękę całą połamaną, a drugą w bandażach, matole.
- Martwisz się o mnie?
Kaveh zamarł. Co on ma na to odpowiedzieć?
Westchnął cicho.
- Każdy by się zmartwił, gdyby cię zobaczył w takim stanie - stwierdził w końcu.
Al-Haitham spojrzał na tę nieszczęsną zupę i przymknął oczy.
- Nie musicie się o mnie martwić, naprawdę.
- Prawie umarłeś! - zawołał Kaveh, wprawiając Al-Haithama w konsternację. - Czy ty pojmiesz kiedyś w końcu, że są nadal ludzie, którzy woleliby, żebyś mimo wszystko oddychał?!
Al-Haitham odstawił miskę na szafkę i spojrzał na Kaveh, zauważając łzy w jego oczach.
...
...łzy?
- Nie chciałem was zmartwić - oznajmił Al-Haitham. - Nie zrobiłem tego specjalnie. Hilichurle mnie zaatakowały, oberwałem toporem w głowę i spadłem z klifu. Ot, cała historia.
- Mogłeś być ostrożniejszy - zauważył Kaveh. - Mogłeś chociaż powiedzieć nam, gdzie idziesz. Czy do ciebie naprawdę nie dociera, że mogłeś umrzeć? Że mogło cię tu nie być? Że znowu...
- Przepraszam - przerwał mu Al-Haitham.
Zapadła chwilowa cisza.
- Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Powtórz - stwierdził Kaveh.
- Nic nowego.
- Co znowu? - spytał Kaveh.
- Że czegoś nie wiesz.
- Wróćmy może do tego, co powiedziałeś wcześniej - Kaveh próbował powstrzymać się przed uderzeniem go.
- Tylko was przeprosiłem - odparł Al-Haitham.
- Ty znasz to słowo? - Kaveh wyglądał na zaskoczonego.
- Jestem skrybą, znam wiele słów - odparł Al-Haitham.
- Nie drwij ze mnie - Kaveh zmarszczył brwi.
- Nie drwię. I naprawdę nie chciałem doprowadzać cię do takiego stanu - stwierdził Al-Haitham. - Jak usiłowałem nie umrzeć w tym lesie, byłeś jedyną myślą trzymającą mnie przy życiu...
- W co ty teraz ze mną pogrywasz, bo chyba nie rozumiem?
- Nic nowego.
- Co?
- Że czegoś nie rozumiesz.
- Al-Haitham!
- Tak?
- Co miałeś na myśli? - spytał Kaveh.
- Zastanawiałem się po prostu, jak sobie poradzisz beze mnie - stwierdził Al-Haitham. - Przecież nie wyciągniesz się sam z kłopotów, a zwłaszcza finansowych. I kto zapłaci czynsz?
- I jakiej innej odpowiedzi się spodziewałem? - Kaveh westchnął ciężko, wstając. - Zjedz zupę do końca, bo ci wystygnie. I zdrowiej szybko, bo mam wrażenie, że jesteś jeszcze bardziej wkurzający.
Po czym wyszedł, zostawiając Haithama samego ze swoimi myślami.
W normalnych okolicznościach byłoby to pewnie dla niego ulgą, ale teraz...
Teraz przeklinał w myślach fakt, że Kaveh siedział po jego prawej stronie, bo może zdążyłby go złapać.