Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Al-Haitham&Kaveh, w tle Cyno&Tighnari, Kaeya&Lumine, Dehya&Kandake
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis przemocy i cierpienia fizycznego oraz psychicznego
Notka autorska: Nie cierpię tego angielskiego zapisu imienia Candace, brrr.
- Nie wiedziałem, że człowiek może mieć tyle kości złamanych naraz - stwierdził Tighnari, bandażując lewą dłoń Al-Haithama. - I to przeżyć.
- Może on rzeczywiście jest jakimś robotem? - Cyno podał Collei kolejne pudełko plastrów. - Przecież normalna osoba dawno by nie żyła.
- Myślicie, że kiedykolwiek odzyska pełną sprawność? - spytał Kaeya, kładąc dłoń na ramieniu Lumine.
- Zacznijmy od tego, czy się w ogóle obudzi - mruknął Tighnari, ucinając bandaż.
Kaveh, stojący cały czas pod ścianą, tylko na niego spojrzał.
- Był przytomny, kiedy go znaleźliśmy - oznajmiła Lumine.
- Co się stało potem? - spytał Tighnari.
- Zabraliśmy go do miejsca, w którym zostawiłem Eisblumen - odpowiedział Kaeya.
- Eisblumen?
- Moją klacz - wyjaśnił Kaeya. - Dziewczęta pomogły mi go wciągnąć na grzbiet Eisblumen. Collei złapała za lejce, bo ja musiałem pilnować, żeby wasz przyjaciel nie spadł i żeby jeszcze bardziej się nie uszkodził. Paimon i Ararycan zabrali Lumine na szczyt góry i nim się obejrzeliśmy, lecieli obok nas. Dotarliśmy tutaj i to jest cała historia. Ale tak, jak go znaleźliśmy, to był przytomny.
- To, że jest się świadomym, gdy nie ma się nadziei na ratunek, nie oznacza, że gdy znajdziemy się w bezpiecznym miejscu, nadal będziemy kontaktować - powiedziała cicho Collei. - Adrenalina przestaje działać i...
- Przestań - głos Kaveh brzmiał wręcz nienaturalnie. - Wszyscy przestańcie. Przecież to nie tak, że nie ma nadziei, prawda? To tylko kilka połamanych kości i dziesiątki mniejszych i większych ran. Nic wielkiego.
- Dwadzieścia dziewięć. A niektóre narządy to ja nawet nie wiem, jak w ogóle jeszcze funkcjonują - poprawił go Tighnari.
Kaveh jedynie rzucił mu mordercze spojrzenie i prychnął.
- Mógłbyś chociaż próbować mnie pocieszyć - mruknął po chwili.
- Czyli się martwisz?
- On jest ledwie żywy! Martwiłbym się nawet o Azara!
Lumine spojrzała na Kaeyę. Widziała już kiedyś kogoś, kto zachowywał się w ten sposób. Kaeya kiwnął głową.
Nawet broni używali tych samych w walce.
I tak samo jak Diluc, Kaveh nawet na Al-Haithama nie patrzył, jak gdyby bojąc się, że zobaczy jego śmierć, gdy tylko to zrobi.
* * *
- Naprawdę jest aż tak źle? - spytała Dehya, opierając głowę na dłoni. Kandake spojrzała na nią z wyrzutem.
- Dzieciak jest strzępkiem nerwów, a ty się głupio pytasz.
- Jesteśmy mniej więcej w tym samym wieku, nie nazywaj go dzieciakiem.
- Ale kiedy jest taki słodki i uroczy jak taki dzieciak.
Kaveh nie zwracał na nie uwagi. Nie wiedział właściwie, jak źle jest. Nie był w stanie iść do szpitala, by znowu zobaczyć Al-Haithama w tym stanie. Ledwie oddychającego. Wyglądającego bardziej jak mumia. Z włosami przyklejonymi do twarzy mokrej od potu, bo przy tej ilości ran naprawdę nietrudno o zakażenie.
Collei zdawała mu ciągłe relacje, choć nie chciał tego słuchać. Ale co innego miał do roboty między usilnymi i nieudanymi próbami zaprojektowania domu dla klienta, a układaniem książek Al-Haithama w porządku alfabetycznym?
Niech ma, niech się cieszy. Jak wróci do domu, to przynajmniej może mu podziękuje.
Kaveh zaśmiał się słabo.
Wróci do domu...
Już prędzej on ożeni się z Laylą albo Faruzan.
- Hej, Kaveh, ale nie płacz - usłyszał głos Kandake, a jej delikatna dłoń otarła mu policzek. - Widzisz, Dehya? Właśnie dlatego nazwałam go dzieciakiem.
- Czyli nie mogę zafundować mu drinka?
- Nie spędzaj tyle czasu z Cyno - stwierdziła Kandake. - Poza tym, jeszcze się upije na smutno, i co wtedy?
- Bardziej przybity być nie może - nagle przy ich stoliku zjawił się Kaeya, kładąc Kaveh dłoń na ramieniu, a drugą ręką podstawiając mu szklankę z drinkiem pod nos. - Masz. Poczujesz się lepiej.
- Zrobicie z niego pijaka! - oburzyła się Kandake. - Nie można topić smutków w alkoholu.
- Dlaczego? - spytali Kaeya i Dehya jednocześnie.
- Bo nauczą się pływać - odparła Kandake, chcąc zabrać Kaveh szklankę, ale ten już zdążył wszystko wypić. - Czyś ty zwariował?
- Nie wiem. Ja już nic nie wiem - stwierdził Kaveh, kładąc się na stole i łapiąc się za głowę. - Przecież go nie cierpię, dlaczego więc...
- Diluc i Eula też tak mówili - Kaeya poklepał go po ramieniu.
- Kto? - zaciekawiła się Dehya.
- Mój brat i jego dziewczyna - wyjaśnił Kaeya. - Swoją drogą, jesteś pewien, że nie chcesz się z nim zobaczyć? Jak Lumine go znalazła, to powiedział tylko jedno słowo, wiesz?
Kaveh zerknął na niego z ukosa.
- Jakie? "Odejdź"?
- Nie, twoje imię - Kaeya uśmiechnął się zawadiacko. - Chyba zmylił go jej kolor włosów.
Kaveh zamrugał.
Przecież Kaeya go nie zna.
Jak więc tak szybko się domyślił?
* * *
Kaveh odetchnął głęboko i wszedł do sali, gdzie leżał Al-Haitham. Nadal był nieprzytomny, ale wyglądał teraz nawet trochę lepiej. Miał bardziej zaróżowione policzki i chyba nawet gorączka mu spadła.
Kaveh położył mu dłoń na czole. Tak, definitywnie miało normalną temperaturę.
Westchnął cicho i usiadł na krześle obok łóżka. Może jednak jakaś nadzieja nadal była?
Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Obudził się w momencie, gdy usłyszał głos Nilou.
- Wszystko w porządku? - spytała. - Kołdra odbiła ci się na policzku.
Kaveh zaśmiał się słabo. Nic nie było w porządku.
- Oczywiście, jedynie się zdrzemnąłem, jak widać - stwierdził, wstając. - Idę do domu. Tylko nie mów nikomu, że tu byłem.
- Nie powiem - obiecała Nilou.
Ale kiedy Kaveh zrobił krok, poczuł, jak ktoś ciągnie go za rękaw.
- Co? - odwrócił się w stronę Nilou, ale ona wzrok miała utkwiony w zabandażowanej ręce Al-Haithama, który w tym momencie miał lekko uchylone powieki.
- Zos-tań - powiedział tak słabym głosem, że Kaveh aż się wzdrygnął.
A potem delikatnie odczepił wręcz bezwładne palce Al-Haithama od swojego ubrania i poszedł powiadomić lekarzy.
I wyszedł, zostawiając wszystko na głowie Nilou, samemu próbując opanować mętlik w swojej własnej.
"Zostań"?
I dlaczego obudził się akurat w jego obecności, skoro odwiedził go po raz pierwszy?