Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Al-Haitham&Kaveh, w tle Cyno&Tighnari, Kaeya&Lumine
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis przemocy i cierpienia fizycznego oraz psychicznego
Notka autorska: Patrz, Kaeya! Jesteś w fiku i to nie ty cierpisz! Cieszysz się? XD
Lumine wracała do Sumeru City, kiedy nagle coś usłyszała. Przystanęła i czekała, aż dźwięk się do niej przybliży. I tak jak myślała, po chwili zobaczyła Eisblumen i Kaeyę siedzącego na niej.
- Hej, Lumine - Kaeya uśmiechnął się do niej i spojrzał na Paimon. - Witaj, Paimon. Dainsleiff już poszedł?
- Jak zwykle - przyznała Lumine.
- Za tym człowiekiem nie nadążysz - pisnęła Paimon. - Pojawia się i znika.
- Kazał mi na ciebie uważać - Lumine wskoczyła na Eisblumen, która zarżała cicho. - Wolałam mu nie mówić, co nas łączy.
- Okłamujesz swoich przyjaciół, kwiatuszku?
- Kaeya.
- Dobrze, dobrze, już cię tak nie nazywam - Kaeya złapał za lejce i pociągnął je nieco. - Wolę nie mieć kolejnego szlabanu, skoro udało się nam spotkać.
- Ale może tym razem nie na trawie, co?
- Nie zapomnisz mi tego, heh?
- Nie.
Kaeya zrobił markotną minę.
- Niech ci będzie.
* * *
Kiedy Kaveh obudził się w środku nocy, zdał sobie sprawę, że nadal jest w domu sam. Spojrzał na kalendarz. Minął już tydzień, odkąd Al-Haitham ostatni raz dał znak życia. Kaveh niby wiedział, że nie powinien się martwić, bo jego współlokator ma tendencję do takiego znikania, ale...
Naprawdę miał złe przeczucia.
Wstał i poszedł do kuchni, po czym nalał sobie wody do kubka. Pomasował skronie, zastanawiając się, czemu aż tak się tym przejmuje, chociaż odpowiedź nasuwała mu się sama. Czy to nie przez wyrzuty sumienia? Przecież ich ostatnia rozmowa nie była przyjemna dla żadnego z nich. Jak zwykle pokłócili się o byle drobiazg i Kaveh powiedział prawdopodobnie o parę słów za dużo...
Jak to dokładnie szło? Że może sobie iść, gdzie chce, byle na długo i najlepiej na zawsze, bo nie chce go na oczy widzieć?
Tak, jakoś tak.
Kaveh położył się na stole i wplótł palce we włosy. Może Haitham miał rację? Może jest za miękki i przejmuje się wszystkimi, tylko nie sobą?
- Dureń - mruknął, przymykając oczy.
Co on właściwie teraz robi? Znowu tworzy jakiś wielki plan uratowania kolejnego miasta?
Chociaż pewnie raczej śpi. To Al-Haitham, on ma wszystko jak w zegarku. Bogowie musieliby wywołać jakąś katastrofę stulecia, żeby zmienił swój harmonogram dnia.
* * *
Al-Haitham oparł się o drzewo, po czym upadł z głuchym łupnięciem na kolana. Po tylu dniach ktokolwiek powinien go w końcu znaleźć, ale jak na złość nie widział drugiego człowieka od prawie tygodnia, ale za to leśne stworzenia były łase na jego krew i ciało.
Nie miał siły iść. Był wykończony, spragniony, głodny, nadal ciężko ranny i pozbawiony możliwości snu bez odganiania się od atakujących go fungusów i tygrysów.
Rozprostował nogi, dusząc w sobie krzyk. Przez ten czas zdołał się dokładnie zorientować, co go boli i ile dokładnie ma złamanych kości.
Śmierć jest naturalną koleją rzeczy, ale mimo wszystko... Nie powinien rozstawać się z tym światem, dopóki jego ostatnia rozmowa nadal będzie kłótnią z osobą, na której zależy mu trochę zbyt mocno...
Nawet nie wiedział, kiedy przysnął. Otworzył oczy, słysząc szelest i pierwsze, co zobaczył, to tygrys prawie tuż przed jego twarzą. Machinalnie zasłonił się prawą ręką, klnąc pod nosem, bo znowu zapomniał, że ma ją połamaną.
Ale nic się w nią nie wgryzło.
Tajemnicze, błękitne światło osłoniło go przed tygrysem. Al-Haitham rozejrzał się, żeby znaleźć jego źródło, ale nie mógł nic dotrzeć, prócz delikatnego zarysu dziwnej sylwetki między nim, a tą tajemniczą magią.
Wyciągnął rękę, żeby dotknąć tego czegoś, ale po raz kolejny zakrztusił się własną krwią.
- Umrę tu, co? - mruknął pod nosem, ocierając twarz ręką.
Tygrys uciekł, a przed oczami zwizualizował mu się dziwny, niebieski stworek, wyglądający jak jakaś grzybowa wróżka.
Nie zdążył jednak przyjrzeć mu się lepiej, bo upadł na trawę, mdlejąc po raz kolejny w ciągu ostatnich dni. Właściwie, nie był pewien, czy na pewno minął tylko tydzień, bo częściej był nieprzytomny niż przytomny.
A niebieski stworek dotknął łapką jego policzka i szepnął coś w niezrozumiałym języku.