Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Al-Haitham&Kaveh, w tle Cyno&Tighnari, Kaeya&Lumine
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis przemocy i cierpienia fizycznego oraz psychicznego
Notka autorska: Cały fanfik wymyśliłam tylko dlatego, że mój mózg zwizualizował mi Kaeyę niosącego rannego Haia.
Tak. Ja tak serio.
Lumine jadła śniadanie w towarzystwie Kaeyi, Paimon i Collei, którą spotkali przypadkiem, kiedy usłyszała głos w swojej głowie.
- Lumine?
Podróżniczka zamrugała.
- Nahida?
- Jesteś w Sumeru?
- W Lesie Avidya. Dlaczego pytasz?
- Aranara znalazł rannego człowieka i poprosił mnie o pomoc.
- Kogo?
- Ararycan przekazał mi jedynie, że “Srebrna Nara jest poważnie ranna. Nie zostało jej wiele wspomnień”.
- O, Ararycan.
- Znasz go dobrze?
- Tak.
- To wspaniale. Kieruj się w stronę Chasmu. Ararycan sam by cię poszukał, ale jest sam i boi się zostawić “Srebrną Narę”.
- Mam jeszcze jedno pytanie.
- Tak?
- Ten człowiek jest przytomny?
- Ararycan mówi, że ledwo. Podobno majaczy i powtarza jakieś słowo, którego Ararycan nie zna.
- Imię?
- Pewnie tak. Poradzisz sobie?
- Spotkałam kogoś bardzo mi bliskiego po drodze. Pomoże mi.
- Wspaniale. Uważaj na siebie. Nie wiadomo, dlaczego ten człowiek jest ranny. Ktoś mógł go zaatakować. On sam też może być niebezpieczny.
Lumine spojrzała na Kaeyę.
- Czy ty rozmawiałaś z kimś w myślach? - spytał Kaeya.
- Z Archonką Dendro.
- Och - Kaeya przeniósł wzrok na Collei. - Wasza Archonka tak potrafi?
- Barbatos też tak umie, jeśli o to pytasz - oznajmiła Lumine. - Ale nie na długie odległości.
- Znasz wszystkich bogów, Lumine? - spytała Collei.
- Jeszcze nie - odparła Lumine. - Teraz musimy się zbierać. Nahida przekazała mi, że jakiś człowiek jest w niebezpieczeństwie.
- W którą stronę ruszamy? - Kaeya przeciągnął się leniwie. - Dobrze, że mamy przewodnika, to się nie zgubimy.
- Przewodnika? Ach, ja? - Collei oblała się szkarłatnym rumieńcem. - Nie no, aż tak dobrze nie znam tych terenów... Mistrz Tighnari...
- Jestem pewien, że podopieczna Amber sobie poradzi z zaprowadzeniem nas do celu - Kaeya roztrzepał jej włosy. - Gdziekolwiek jest.
Collei pewnie wrzasnęłaby na Kaeyę, gdyby nie był, no właśnie, Kaeyą. Nie cierpiała, jak ktoś jej dotykał. Ale sama obecność Kapitana Kawalerii wprawiała ją w takie zakłopotanie, że zapomniała nawet o strachu.
- Nahida twierdzi, że w pobliżu Chasmu - oznajmiła Lumine. - Paimon, zbieraj się, zjesz sobie tę pitę po drodze.
- Ale Paimon nie chce... - mruknęła wróżka, lecąc za podróżniczką.
* * *
- Tighnari, minął ponad tydzień - Kaveh okrążył po raz kolejny dom strażnika lasu. - Naprawdę zaczyna mnie to irytować.
- Czyli się martwisz - stwierdził Cyno, nie odrywając wzroku od swoich kart do TCG.
- Nie martwię się - zaprzeczył Kaveh. - Poza tym, do ciebie nie mówiłem.
- Nie bądź niemiły, Kaveh, bo to do ciebie niepodobne - Tighnari położył kartę na stole, wywołując u Cyno pomruk niezadowolenia.
- Przepraszam - Kaveh westchnął cicho. - Po prostu jestem nerwowy przez tego egoistę, jak zwykle.
- Martwisz się - powtórzył Cyno. - Masz zapadnięte policzki jak umierający staruszek.
- Wcale nie - Kaveh prychnął i usiadł na krześle obok Tighnariego.
- A nie mdli cię czasem z nerwów? - spytał strażnik lasu.
- Ty też? - Kaveh jęknął żałośnie.
- Wiesz, jakbym nie był z Cyno, to w sumie sam bym zapatrzył w te oczy - Tighnari udał, że się zamyśla.
Cyno zmierzył go wzrokiem.
- A jak pytałem, czy myślisz, że Al-Haitham jest przystojny, to stwierdziłeś, że nie.
- Bo nie, ale ma ładne oczy - Tighnari zaśmiał się krótko.
- O czym my teraz mówimy? - Kaveh wyglądał na zdezorientowanego.
- Kogo ty próbujesz oszukać, nas? - Cyno spojrzał na niego z politowaniem. - Bujasz się w nim od dawna.
Kaveh wstał z krzesła tak gwałtownie, że je przewrócił.
- Zwariowaliście obaj - stwierdził stanowczo. - Postradaliście zmysły. Ja tylko się martwię, bo Al-Haitham mimo wszystko jest człowiekiem!
- I przyznałeś, że się martwisz - Tighnari położył kolejną kartę na stole. - Przegrałeś, Cyno. Jesteś na dole.
- Niech by to glutek kopnął... - warknął Cyno.
* * *
Lumine szła z Kaeyą i Collei już godzinę, a może nawet i dwie, kiedy zobaczyła Ararycana biegnącego w jej stronę.
- Nara Lumine, Nara Lumine! - zawołał. - Srebrna Nara wraca do Sarvy, Ararycan próbował pomóc, ale Ararycan ma za słabe Ararakalari i...
- Spokojnie, Ararycan, nie panikuj - Lumine podniosła Aranarę i spojrzała na Kaeyę i Collei, którzy mieli tak samo zdezorientowane miny. - To są moi przyjaciele, Kaeya i Collei. Możesz się im pokazać.
Ararycan kiwnął głową i zmaterializował się w ramionach Lumine. Collei pisnęła z przestrachu, Kaeya odetchnął z ulgą.
- Całe szczęście, już się martwiłem o moją ukochaną - stwierdził Kaeya.
- Ukochaną? - powtórzył Ararycan.
- Nie czas teraz na to - powiedziała stanowczo Lumine. - Prowadź nas do tej Srebrnej Nary.
Collei wyglądała, jakby to, jak nazwała tego rannego człowieka Lumine, przeraziło ją z jakiegoś powodu.
- Ararycan, tak? - spojrzała na niego z uwagą.
- Tak - Aranara kiwnął głową.
- Czy ta Srebrna Nara ma wizję Dendro? - spytała cicho Collei.
- Tak - przyznał Ararycan. - Srebrna Nara to starszy brat. Wysoki jak drzewo, ale przypominający teraz bardziej te rosnące w Starej Vanaranie.
- Bogowie - Collei zasłoniła sobie usta dłońmi.
Lumine spojrzała na nią, a potem na Paimon. Jedynie Kaeya nie był w tym momencie przerażony. I właśnie dlatego jako jedyny nie zaczął biec za Ararycanem tak od razu.
- Hej, czekajcie! - Kaeya przywiązał Eisblumen do drzewa. - Kobiety ode mnie uciekają, co to się porobiło?
Kaeya westchnął i ruszył za dziewczętami, oglądając się jeszcze raz na Eisblumen, by mieć pewność, że jest bezpieczna.
* * *
Al-Haitham otworzył oczy. Leżał na stercie liści, otoczony błękitną bańką. Nagle usłyszał kroki i zobaczył blondwłosą postać biegnącą w jego stronę.
- Kaveh? - spytał Al-Haitham, ale wtedy poczuł kobiecą dłoń na czole.
- To ja, Lumine - wyjaśniła. - Collei, na jak długo on zniknął?
- Ponad tydzień - odpowiedziała strażniczka lasu. - Lumine, on jest poważnie ranny. Musimy go stąd zabrać.
- Zajmę się tym - stwierdził Kaeya, biorąc Al-Haithama na ręce. - Kto to właściwie jest?
- Nasz przyjaciel - pisnęła Paimon. - Hej, Al-Haitham, nie umieraj czy coś. Paimon ci zabrania!
Gdyby to tylko było takie proste...
* * *
Było już ciemno, kiedy Kaveh wyszedł z domu Tighnariego. Pożegnał się z nim i Cyno, bardzo usiłując udawać, że zapomniał, jakie plany obaj mają na tę noc.
- Myślisz, że w końcu mu powie? - spytał Cyno, patrząc na Tighnariego.
- Ja się zastanawiam, czy Al-Haitham kiedyś powie jemu - odparł strażnik lasu.
- Czekaj, myślałem, że ten człowiek nie jest zdolny do odczuwania emocji - stwierdził Cyno.
- Emocji może nie, ale uczucia do Kaveh żywi prawdopodobnie jeszcze od czasów Akademiyi - Tighnari oparł głowę na ręce. - Aż nie wiem, który jest bardziej beznadziejnym przypadkiem.
Cyno chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie obaj usłyszeli, jak prawdopodobnie Kaveh krzyknął jakby z przestrachu. Spojrzeli na siebie i wybiegli na zewnątrz, chcąc zobaczyć, co się stało.
Na schodach stali Collei, Lumine i człowiek ubrany jak mieszkaniec Mondstadt. A ten ostatni trzymał na rękach Al-Haithama w zakrwawionych i podartych ubraniach.
Kaveh zatrzymał się gwałtownie, kiedy ich zobaczył i nie poruszył się od tego momentu.
- Al-Haitham - szepnął, biegnąc w stronę Kaeyi. - Al-Haitham, ty idioto!
I jedyne, co mógł zrobić w tej sytuacji, to modlić się do Kusanali, by to wszystko okazało się tylko złym snem.