Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: seria na podstawie "Night's Children"
Ostrzeżenia: zjawiska nadprzyrodzone
Notka autorska: *patrzy na to, co wstawia* Tak, ludzie. Tak. Zgadza się. Po siedmiu latach wstawiam fanfika z tej serii. Wiem, dziwne. Wiem. Ale wprost nie mogłam się oprzeć. XD
A i odsyłam do fika "Forbidden light, forbidden love", bo teraz to na pewno nikt nic nie pamięta.
Siedzę na balkonowej balustradzie i wpatruję się w srebrne światło księżyca. Odwracam się do ciebie, gdy tylko wyczuwam twoją obecność. Znam już twoją aurę tak dobrze, że aż sam się sobie dziwię.
- Znowu rozmyślasz? - podchodzisz do barierki i opierasz się o nią. Księżyc odbija się w twoich oczach. Wydają się być srebrne, a nie czerwone jak zawsze. Właściwie to pamiętasz, jak to było, zanim mnie przemieniłeś?
Byłem pogromcą. Zwykłym pogromcą, jednym z tych, którzy nie byli jeszcze wynikiem ewolucji i pili krew wampirów, by móc je wyczuć. Byliśmy rozproszeni. Nikt nie zbierał się w Kryjówce, która po prostu nie istniała. Ani tu, ani ta. Problem jednak był w tym, dlaczego w zasadzie tym pogromcą zostałem.
Zaatakował mnie wampir. Tak o. Wracałem po zmroku do domu z lasu, w którym zbierałem grzyby i dzikie owoce. Dotąd nie wierzyłem, że te istoty istnieją. I nie sądziłem, że ktoś może złamać mi rękę.
Osunąłem się po pniu drzewa, kiedy już niezadowolony z mojej dość dużej siły i zawziętości wampir, rzucił mną o nie.
- Taka smaczna, niewinna krew, a taki upierdliwy człowiek - bardziej wysyczał, niż powiedział, wampir.
Straciłem świadomość, ale tuż przed tym zamigotał mi przed oczami czarny płaszcz powiewający na wietrze.
Obudziłem się, czując metaliczny smak w ustach. Byłem w domu, którego nie rozpoznawałem. Okna zabito deskami. A ja leżałem w łóżku z baldachimem. Opatrzony, z ręką w gipsie oraz bandażem na głowie i klatce piersiowej.
Wstałem i podszedłem do okna, po czym zdrową ręką odgiąłem lekko jedną z desek. Był dzień, słońce świeciło jasnym blaskiem. A ja nie miałem zielonego pojęcia, gdzie jestem.
Deski uginały się pod moim ciężarem, gdy szedłem przez długi korytarz, szukając gospodarza tego domu i prawdopodobnie mojego wybawiciela zarazem. Wszystkie okna, nie tylko te w pokoju, w którym się obudziłem, zabito deskami.
Kiedy wszedłem do jednego z pomieszczeń, zamarłem. Ale bynajmniej nie ze strachu.
Na łóżku, w skopanej pościeli, spałeś ty. Nie będę ukrywać, że to byłeś ty, bo to nie ma sensu. Więc spałeś tam, a ja to poczułem. Zimno. Dziwne, przenikliwe zimno, które biło jakby od ciebie. Nie rozumiałem tego uczucia.
Patrzyłem na ciebie, zupełnie ignorując to zimno. Twoje brązowe włosy opadły na poduszkę, a kształtne usta aż prosiły się o pocałunek. Ale przecież obcych mężczyzn całować nie będę. Byłeś taki piękny. Nadal jesteś.
Chciałem się wycofać, by cię nie obudzić, ale wtedy usłyszałem za plecami szmer. Odwróciłem się w stronę łóżka, a ono... Było puste.
- Szukasz mnie? - spytałeś, a ja podskoczyłem z przestrachu. Stałeś nadal trochę zaspany, ale twoje czerwone jak krew oczy błyszczały już trzeźwym blaskiem.
- Jesteś...
- Wampirem - dokończyłeś spokojnie. - Ale mam sumienie. W przeciwieństwie do tego, który cię zaatakował.
- Dziękuję za ratunek - powiedziałem, kłaniając się nisko. Miałem wrażenie, że się speszyłeś.
- Nie ma za co - stwierdziłeś, uśmiechając się lekko, dzięki czemu mogłem dostrzec twoje białe kły. - Możesz tu zostać, jak długo chcesz... W zasadzie, jak się nazywasz?
- Wakugawa Tomofumi - odparłem.
- Shinpei Hitomi. Miło mi cię poznać - tym razem to ty się ukłoniłeś. - I... Przepraszam, że czujesz to zimno.
- Wampiry wydzielają zimno? - spytałem.
- Tak, ale ludzie go nie czują - wyjaśniłeś, zapalając świeczkę na szafce nocnej. - Jedynie pogromcy.
- Nie jestem pogromcą - zauważyłem.
- Teraz już jesteś i to moja wina - zaśmiałeś się lekko histerycznie. - Wiesz, twoja aura migotała. Myślałem, że już zgasła i podałem ci swoją krew, ale... Wróciłeś do życia. Przepraszam.
Jednak ja się nie obraziłem. I wiesz co? Zabijanie tych złych wampirów okazało się świetną zabawą połączoną z ochroną wioski. Nie spotkałem cię jednak po raz drugi. Jako wampira. Jako przyjaciela, który po prostu nie lubi słońca - owszem.
Aczkolwiek walcząc z wampirami i wymyślając coraz to nowe rodzaje broni, nie wpadłem na jedno - że zginę. A zginąłem w bardzo głupi sposób, przynajmniej według ciebie. Zadziałał impuls, który kazał mi cię osłonić.
- Tomofumi, dlaczego? - spytałeś, kładąc mnie na ziemi. - Moje rany zagoiłyby się po chwili!
- Odruch... bezwarunkowy... - szepnąłem, czując, jak krew spływa mi po policzku. - Przepraszam...
Nie pomyślałbym nigdy, że spijesz krew z moich ust, kończąc tym samym zaczętą osiem lat wcześniej moją przemianę.
I teraz, kiedy minęło już kilkaset lat, twoja skóra lśni w bladym świetle księżyca, gdy leżysz obok mnie. Twoja aura jest silna, błyszcząca niczym błękitne złoto.
Można powiedzieć, że jestem twoim aniołem stróżem, Hitomi. Obiecałem sobie, że będę cię chronił i tego się trzymam. Od zawsze, na zawsze, aż do końca.
The end