Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

czwartek, 7 czerwca 2018

In the silence

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, okruchy życia
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Uznajmy, że zirytowałam się na jedną autorkę i stwierdziłam, że ha! Pokażę jej, jak napisać fanfika o tym wydarzeniu, żeby nie miał on złego wydźwięku. Fanfik jest bardziej melancholijny niż smutny w sumie. Idk. Sami oceńcie.


Nie cierpię ciszy. Zawsze, gdy siedzę w kompletnej ciszy, w głowie odzywają się moje demony. Odżywają złe wspomnienia, odnawiają się niepotrzebne dawno uczucia. Rodzi się strach przed utratą tej rzeczywistości, w której żyję.
Wzdycham ciężko, mnąc w dłoni kolejną kartkę z tekstem, który nie wyszedł. Jak mam się w ogóle skupić w tej krępującej, zżerającej mnie od środka ciszy? W tej wiecznej samotności, która trwa już zbyt długo?
No dobrze, może wyjechałeś tylko na tydzień, ale w sytuacji, kiedy nie mam ani weny, ani mi nic nie wychodzi, mam pewne skłonności do dramatyzowania.
I znowu próbuję pisać i nic z tego nie wychodzi. Podchodzę do okna, otwieram je na oścież i opieram się dłońmi o parapet.
Samochody szumią, słyszę głosy ludzi z dołu, ktoś zatrzasnął drzwi od balkonu, ktoś na cały regulator słucha piosenek z "Fullmetal Alchemist". To pewnie ta niedosłysząca nastolatka z czwartego piętra.
Stoję tak, patrząc na otaczający mnie mały, betonowy świat zwany osiedlem. Ktoś w bloku naprzeciwko ogląda z dziećmi bajkę, jakaś pani przygotowuje sobie obiad, oblizując przy tym palce. Śmieję się pod nosem, widząc parę z trzeciego piętra, która tak się zapomniała, że zapomniała zasunąć zasłon przed pójściem do łóżka.
Ciekawe, ile razy nas ktoś tak obserwował?
Po ścianie idzie robaczek. Nie wiem, co to za żyjątko, ale pełznie po ścianie, jakby od tego zależało jego życie.
A może zależy? Kto go tam wie.
I czy my też nie jesteśmy często jak takie robaczki? Idziemy, nawet nie wiedząc, po co. I dlaczego tak szybko? I dlaczego zawsze się śpieszymy, dlaczego tak rzadko spacerujemy, przyglądając się innym i całemu otoczeniu?
Mamy dzisiaj takie piękne, bezchmurne niebo. No, może czasem jakaś chmura się zdarzy, ale taka niepozorna, bialutka jak śnieg.
Zawarczał silnik Mazdy, którą ktoś ruszył z parkingu. Słyszę niewyraźnie szum wiatraka, który ktoś musi mieć postawiony blisko okna. Chyba piętro niżej. Przez ścianę przebija się dźwięk telewizora. Sądząc po imionach, sąsiedzi oglądają jakiś turecki serial.
Chwileczkę. Czy to oznacza, że prąd wrócił?
Włączam radio i okazuje się, że tak. Działa. I wtedy zdaję sobie sprawę, kiedy ostatnio była taka sytuacja.
Nie wiem, dlaczego, ale wtedy też niebo było bezchmurne, a prąd siadł na kilka godzin.
Było już grubo po północy, a ja czekałem na jakiekolwiek wieści od ciebie. Na to, żebyś przynajmniej zadzwonił i powiedział mi, czego się dowiedziałeś. I czy wszystko na pewno jest w porządku.
Stałem w oknie, nie wiedząc, co mam robić. Nie dość, że nie mogłem sobie znaleźć miejsca, to prądu też nie było, więc siedziałem w ciszy i ciemności.
Ktoś zapukał do drzwi. To był elektryk, który oznajmił, że prąd powinien wrócić za chwilę. Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem, a on poszedł pukać do kolejnych mieszkań. Nie wiem, po co to robił, skoro ludzie i tak już pewnie spali, więc nawet by nie zauważyli powrotu energii elektrycznej.
I rzeczywiście, światło zamigotało w momencie, gdy usłyszałem brzdęk kluczy. Nie, nie dźwięk otwieranego zamka, tylko chaotyczne uderzanie o siebie kluczy i zawieszek. Brzdęk, brzdęk. Jakby... Jakby trzęsły ci się ręce.
Otworzyłem drzwi. Stałeś tam, próbując złapać drżącymi palcami pasujący klucz i nawet nie zauważyłeś, że mieszkanie już jest otwarte.
- Co się stało? - spytałem, a ty podskoczyłeś z przestrachu. Patrzyłeś na mnie zatopionymi w przerażeniu, zaszklonymi oczami, które wyglądały przez to jeszcze bardziej jak dwie głębokie studnie, niż zazwyczaj. Stałeś i patrzyłeś, próbując cokolwiek powiedzieć, ale jedynie uchyliłeś usta i tak zostałeś.
Nigdy cię takiego nie widziałem. Nawet, jak panikowałeś, do czego miałeś duże skłonności. Nawet, jak się denerwowałeś. To ty zawsze byłeś tym opiekuńczym, tym poważnym, tym zaradnym, tym stąpającym twardo po ziemi.
Nie wiedziałem, jak zareagować. Nie wiedziałem, co robić.
- Co się dzieje, Tomofumi? - spytałem po raz kolejny. - Tomofumi!
Klucze wypadły ci z ręki. Upadłeś na kolana i przytuliłeś się do moich nóg.
Cóż, przynajmniej uzyskałem jakąś reakcję.
- Zill... Saburou... - szepnąłeś, zaciskając kurczowo palce na moich nogawkach. - Nie zdążyłem... Kilka minut za późno... Przyjechałem kilka minut za późno...
Zamrugałem. Stałem tak dobrą chwilę, po czym westchnąłem ciężko i przymknąłem oczy.
- Weź klucze - powiedziałem chłodno. Kiwnąłeś głową i złapałeś jedną z zawieszek, a ja chwyciłem cię za ramiona i podniosłem. - Chodź.
Weszliśmy do mieszkania. Zamknąłem drzwi na zamek, oparłem się o nie i zsunąłem na podłogę. Tutaj, w zaciszu naszego wspólnego mieszkania, mogliśmy obaj bez żadnych przeszkód się rozpłakać.
Może właśnie dlatego tak nienawidzę ciszy? Może właśnie dlatego, że kojarzy mi się ona z tamtym dniem, kiedy straciliśmy naszego przyjaciela?
Słyszę dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Wchodzisz do domu i witasz się z Maa-kunem, głaszcząc go po głowie.
- Hitomi? - patrzysz na mnie ze zmartwieniem. - Coś się stało? Masz jakąś niewyraźną minę.
- Nie było prądu - wyjaśniam. Kiwasz głową ze zrozumieniem.
- Zaparzę herbaty - uśmiechasz się, muskając delikatnie moje ramię palcami, gdy przechodzisz obok, idąc w stronę kuchni.
Po tylu latach razem, nie musimy wiele mówić. Rozumiemy się praktycznie bez słów.
Radio milknie. Chyba mają poważniejsze problemy, niż myślałem.
- I tyle z gotowania wody! - wołasz rozbawiony z kuchni.
A ja stwierdzam, że z tobą nawet cisza nie jest taka straszna. Zwłaszcza, kiedy co chwilę ją przerywasz swoim pełnym nadziei na jutro śmiechem.
The end