Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: na razie brak
Notka autorska: Mam nadzieję, że uda mi się wrzucić tego fanfika, zanim oddam laptopa do naprawy. Oczywiście fanfika mam w fafnastu kopiach, nie bójcie się o to, tylko nie chcę, żebyście musieli czekać fafnaście lat na ostatnią część czy coś... XD
Btw, ta część jest trochę długa.
- Paniczu Hitomi, nie podoba mi się to, co panicz Hitomi robi - stwierdził Haine, nerwowo machając płetwami. - Niech panicz w tej chwili wraca do zamku! Panicza rodzice zakazali...
- Zakazy są po to, by je łamać - stwierdził Sizna.
Dobry Sizna, dostaniesz robaczka.
- Nie bój się, Haine - stwierdziłem, kładąc się na płaskim, wielkim głazie, trochę wystającym nad powierzchnię. - Nic mi tu nie grozi.
- Paniczu - Haine pociągnął mnie za koszulę. - Paniczu, ludzie. Ludzie!
- Zamknij się, bo cię usłyszą - Sizna zasłonił mu usta, a ja zsunąłem się z kamienia tak, by ludzie mnie nie zauważyli.
Chwileczkę... Czy to nie ten królewicz? I jego towarzysze...
- Naprawdę widziałem syrena, Vivi - oznajmił Toshi. - Też go widziałeś.
- To nie był syren, Toshi - mruknął Vivi. - Syreny nie istnieją.
- Też go widziałem - przyznał królewicz. - Ale wszyscy mówią, że to przez oberwanie sterem.
- I mają rację - stwierdził Vivi. - To tylko majaki. Toshi też się wystraszył i o, bredzi.
- Nie bredzę! - zawołał Toshi. - Mówię świętą prawdę.
- Ja ci wierzę - królewicz położył się na piasku. - Mogę nawet tutaj poczekać na tego syrena.
- W sumie był przystojny - Toshi zamyślił się na chwilę, a Vivi dał mu kuksańca w żebra. - No co?
- A ja to co?
- A ty jesteś śliczny - Toshi roztrzepał mu włosy. - To-san? Co tak patrzysz?
- Zdawało mi się... - królewicz wychylił się tak, że prawie mnie zobaczył, ale zanurkowałem. - Coś widziałem. Albo kogoś.
- Syrenkę? - spytał złośliwie Vivi.
- Sam zaraz zrobię z ciebie syrenkę - stwierdził królewicz. - Złapię cię i chlup! Wpadniesz do wody.
- Nie chcę - załkał Vivi.
- To nie bądź złośliwy - poprosił królewicz.
- Przepraszam... - powiedział Vivi. - Wracamy do zamku?
- Wracamy! - zawołał Toshi. - Dzisiaj na obiad makaron, musimy wracać!
I entuzjastycznie, ciągnąc Viviego za rękę, pobiegł do zamku, nawet nie zauważając, że królewicz został.
Młodzieniec podciągnął nogawki, zdjął buty i wszedł do wody.
Czy on idzie w moją stronę?
Nie, wydaje mi...
- Paniczu - Haine pociągnął mnie za włosy. - On tu idzie. Idzie tu. Idzie!
- Cicho, Haine - warknął Sizna.
Cofaliśmy się powoli, ale królewicz nie poddawał się nawet, jak zamoczył spodnie. I koszulę. I jak zabrakło mu gruntu.
Nie mogłem odpłynąć. Narobiłbym za dużo szumu. A poza tym, paraliżował mnie strach. I nie tylko strach...
Królewicz zanurkował i spojrzał na mnie, znajdując się pod wodą. Zlustrował wzrokiem mój ogon, po czym wyciągnął rękę w moją stronę.
- UCIEKAJ, PANICZU! - wrzasnął Haine. - UCIEKAJ, PÓKI ŻYCIE CI MIŁE!
- Zamknij się, Haine - Sizna trzasnął go płetwą w głowę.
Podałem dłoń królewiczowi, a on przyciągnął mnie do siebie, po czym popłynął w stronę brzegu. W tym momencie stwierdziłem, że jestem głupi. A co, jeśli on teraz sprzeda mnie do cyrku?
Królewicz usiadł na brzegu, a ja naprzeciwko niego, nadal w wodzie. Wolałem, żeby ogon mi nie wysechł.
- Więc miałem rację - stwierdził królewicz. - Jesteś syrenem.
- Zgadza się - przyznałem.
- Mam na imię Tomofumi - przedstawił się. - A ty?
- Hitomi - odpowiedziałem. - Oddasz mnie teraz do cyrku?
- Za żadne skarby - Tomofumi zaśmiał się krótko. - Uratowałeś mnie. Kim bym był, gdybym wysłał mojego wybawiciela do niewoli?
- Ludzie tak robią... - mruknąłem i poczułem, jak Haine ciągnie mnie za koszulę. - Haine, przestań.
Konik morski obrzucił mnie morderczym spojrzeniem i puścił moją koszulę z niechęcią.
- Twój zwierzaczek? - spytał Tomofumi.
- JA CI DAM ZWIERZACZKA, TY PRZEROŚNIĘTA MAŁPO! - zawołał Haine, usiłując chyba pogryźć królewicza, ale Sizna go odciągnął.
- Mój lokaj, Haine - odparłem.
- Wygląda na zezłoszczonego. Powiedziałem coś nie tak? - spytał.
- Nazwałeś mnie zwierzaczkiem - warknął Haine.
Nastała chwila ciszy.
- To... Powiedziałem? - Tomofumi spojrzał na mnie, na Haine, na Siznę i znowu na mnie.
- Odpowiedział ci - zwróciłem mu uwagę, lekko zdziwiony.
- A... - Tomofumi zaśmiał się histerycznie. - E... Hitomi, wiesz, jest taka sprawa...
- Hm?
- Ja nic nie usłyszałem - wyjaśnił.
A. No tak. To człowiek. Oni są głusi.
- Przepraszam - uśmiechnąłem się przepraszająco. - Nazwałeś go zwierzaczkiem.
- Oj. To źle? - Tomofumi spojrzał na nadal naburmuszonego Haine. - Wybacz, Haine.
Haine prychnął i nic nie odpowiedział.
- Wybaczył?
- Oczywiście - szturchnąłem konika morskiego w płetwę. - Haine jest pokojowo nastawioną rybką. Prawda?
Haine rzucił mi mordercze spojrzenie i znowu prychnął. Sizna tylko pokręcił z dezaprobatą głową.
- Mogę cię o coś spytać? - Tomofumi spojrzał na mnie z uwagą.
- Zależy, o co - odparłem.
- Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytał Tomofumi. - Jestem ci wdzięczny, ale... Jak się tam znalazłeś? Dlaczego ratowałeś kogoś, kto jest jednak innym gatunkiem? Rozmawiałeś z moimi przyjaciółmi i załogą. Nie bałeś się, że odkryją, kim jesteś?
- Nie myślałem w tamtej chwili o tym wszystkim - przyznałem. - Od dzieciństwa mi się to śniło.
- Co takiego?
- Że giniesz - wyjaśniłem. - Poza tym, ty też ryzykowałeś życie dla kogoś z nieswojego gatunku. Wróciłeś się po psa.
- Skąd wiesz, że... - Tomofumi zamarł na chwilę. - Chwileczkę. Tobie naprawdę to się śniło?
- Tak. Od zawsze - potwierdziłem. - Pewnie mi nie wierzysz.
- Wierzę.
- Dlaczego?
- Wiesz, w gruncie rzeczy rozmawiam z pół-rybą - Tomofumi wskazał na mój ogon. - Człowiekowi mógłbym nie uwierzyć. Ale istocie, która sama w sobie jest magiczna, czemu nie?
- W pewnym sensie to miłe z twojej strony - stwierdziłem. - Aczkolwiek chyba powinienem już wracać.
- Już? - Tomofumi wyglądał na zawiedzionego.
- Jak ktoś mnie zobaczy, może nie być taki tolerancyjny jak ty - wyjaśniłem. - Wolę nie ryzykować.
- Masz rację - Tomofumi kiwnął głową. - Spotkamy się jeszcze kiedyś?
- Kiedyś na pewno tak - uśmiechnąłem się przyjaźnie. - Do zobaczenia, królewiczu.
- Do zobaczenia - Tomofumi wstał, a ja zanurkowałem.
- Doigrasz się kiedyś, paniczu - warknął Haine, machając agresywnie płetwami. - Nie możesz być taki ufny w stosunku do ludzi.
- Dlaczego?
- Bo to ludzie! - zawołał Haine.
- Nie oceniaj nikogo przez pryzmat jemu podobnych - stwierdził Sizna. - To tak, jakbym twierdził, że wszystkie koniki morskie są wredne, bo ty taki jesteś.
- Ej!
Zaśmiałem się krótko i popłynąłem do domu. Musiałem się przespać. Ostatnio miałem zdecydowanie za dużo wrażeń.