Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: na razie brak
Notka autorska: Zorientowałam się, że możecie nie znać prawdziwych imion, ups.
Soan - Tomofumi
Ivy - Satoshi, skracane tutaj do Toshi
Sono - Haine
Resztę zostawiłam tak samo, bo albo jak w przypadku Hitomiego, imię = przydomek, albo sama nie wiem, jak się nazywają (jak Sizna i Vivi).
Kiedy wypłynąłem z domu, stwierdziłem, że wody rzeczywiście tego dnia były niespokojne. Sizna i Haine mi towarzyszyli. Ten pierwszy trajkotał non stop o Durze, drugi zaś usiłował mnie co jakiś czas namówić, byśmy jednak wrócili do domu. A moja głowa bolała coraz bardziej, na dokładkę serce zaczęło walić mi tak, jakbym miał dostać zawału.
Wypłynąłem na powierzchnię. Zobaczyłem czarne, złowrogo wyglądające niebo i wzburzoną powierzchnię oceanu. Sztorm okazał się prawdą. Już chciałem zanurkować z powrotem, kiedy zobaczyłem coś, co przyprawiło mnie o tak silne ukłucie w sercu, że aż na chwilę zabrakło mi tchu.
Statek! Ten statek ze snu! Na Posejdona, Neptuna i wszystkich bogów mórz i oceanów!
- Hitomi, co się dzieje? - spytał Sizna, ciągnąc mnie za koszulę. - Hitomi?
Nie słuchałem go. Patrzyłem na młodzieńca w błękitnym płaszczu, który w tym momencie odbiegł od szalupy ratunkowej.
Pies! Szuka psa! Wiedziałem, że szuka psa!
- Paniczu, czekaj, co ty robisz?! - zawołał za mną Haine, ale ja już płynąłem, jak najszybciej potrafiłem, w stronę statku.
Ten statek uderzy w skały! On zginie!
- Hitomi, uważaj! - usłyszałem krzyk Sizny, dzięki czemu w ostatniej chwili odskoczyłem od szalupy ratunkowej, która spadła tuż obok mnie. Złapałem brązowowłosego, zaskoczonego chłopaka za sweter w pieski i rzuciłem w ręce jego towarzyszy na szalupie.
Tata nie będzie zły. Od dawna uważa, że powinniśmy żyć w zgodzie z ludźmi. Ale będzie się bał, że przez to mieszkańcy lądu nas zjedzą w potrawce po grecku.
Popłynąłem dalej. Zobaczyłem tego młodzieńca tuż po tym, jak oberwał sterem.
- Nie! - zawołałem i złapałem go w ramiona. Ten spojrzał na mnie i stracił przytomność.
Wypłynąłem na powierzchnię i poszukałem wzrokiem szalupy. Była już dosyć daleko. Podpłynąłem do niej i podałem im ich zgubę.
- Kim jesteś? - spytał tylko drobny, blondwłosy chłopak o dużych oczach. Uśmiechnąłem się przyjaźnie i zanurkowałem. Usłyszałem krzyk, ktoś chyba usiłował za mną płynąć, ale...
- Nie, nie musisz. To syren.
- Syreny nie istnieją, Toshi.
- Istnieją. Właśnie jednego widzieliśmy.
- Nałykałeś się za dużo słonej wody...
Głowa przestała mnie boleć. Serce też. Czułem ulgę, spokój i szczęście.
- Coś ty narobił, paniczu? - przeraził się Haine. - Ludzie cię widzieli!
- Ten sen to była wizja - oznajmiłem. - Wizja, Haine. Ja m i a ł e m go uratować. Takie było jego i moje przeznaczenie.
- Ale ten dzieciak w swetrze widział twój ogon - zauważył Sizna. - Nie boisz się, że...
- Z tego, co słyszałem, nie wierzą mu - wzruszyłem ramionami i wróciłem do domu.
* * *
- Hitomi! - usłyszałem głos mamy, gdy drzemałem po całej tej akcji ratunkowej.Otworzyłem oczy z lekkim niepokojem. Patrzyła na mnie, marszcząc brwi i tupiąc płetwą ogonową.
- Hitomi, dowiedziałam się od Haine, że uratowałeś dziś człowieka - oznajmiła. Westchnąłem ciężko.
- Czy to źle? - spytałem, a w tym momencie do mojego pokoju wpłynął tata.
- Manako, skarbie. Nie strofuj go tak - stwierdził.
- Jeszcze nawet nie zaczęłam - zauważyła mama.
- To nie zaczynaj - odparł tata. - Wiesz, k o g o on uratował?
- Kogo by nie uratował, to jesteśmy teraz w katastrofalnej sytuacji! - zawołała mama.
- Mana, cicho - mruknął tata. - Nasz syn uratował ludzkiego królewicza.
Mama zamrugała i spojrzała na mnie.
- Królewicza?
- Ja nic o tym nie wiem - stwierdziłem.
- Widzisz, książę królewicza uratował - podsumował tata.
Nie wspominałem, że jestem księciem, a mój dom to zamek? Nie? To pewnie dlatego, że mi też to nie odpowiada. No cóż.
- Czyli jeśli król ludzi się dowie, będziemy mogli się bez problemu ujawnić? - upewniła się mama.
- Ujawnić nie, ale na pewno zdobędziemy tym jakąś jego przychylność - odparł tata.
- A co z tym drugim? - spytałem. Rodzice spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Uratowałeś jeszcze kogoś? - zdziwiła się mama.
- Tak - kiwnąłem głową.
- Widział cię? - tata spojrzał na mnie uważnie. Przytaknąłem.
- Tu może być problem - zauważyła mama. - Co o tym myślisz, skarbie?
- Zobaczymy - tata podrapał się po głowie. - Hitomi, nie podpływaj zbyt blisko powierzchni, dopóki nie dowiem się, czy ten drugi czegoś nie wypaplał i jakie ma do tego faktu podejście.
Zgodziłem się. Coś czułem, że nie miałem większego wyboru.