Zespół: THE KIDDIE
Pairing: Sorao&Yuudai
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Tak więc, podzieliłam ten fik na dwie części, choć powinnam na trzy, ale uczę się je dzielić na większe partie materiału, żeby znowu nie dostać opieprzu. Dziękuję za uwagę, miłego czytania.
Yuudai wszedł do sali prób. Przyszedł pierwszy, co go wcale nie zdziwiło. Zawsze tak było. Jun pewnie się spóźni, bo go Słoneczko Numer Enty zatrzymało, Yusa wpadnie tu na ostatnią chwilę, uprzednio prawie się nie zabijając na schodach, a po Yuuseia trzeba będzie dzwonić z groźbą kupienia mu na następne urodziny zegarka. Sorao... On będzie punktualnie, wejdzie powoli do sali, omiecie pomieszczenie lekceważącym wzrokiem i położy się na kanapie, udając, że wcale go nie obchodzi to, co się wokół niego dzieje. Kiedy Yuudai może by chciał, by Sorao raz, chociaż jeden, jedyny raz przywitał się z nim, albo chociaż powiedziałby cokolwiek. Ale nie, basista wlezie do tego głupiego pomieszczenia i jak zwykle będzie zgrywał obrażoną na cały świat primadonnę, bo musiał wstać przed dziesiątą.
- Za co, wytłumaczcie mi, za co? - Yuudai usiadł na krześle i nalał sobie wody do szklanki. Od kiedy kochał Sorao? Może od pół roku, może dłużej. Kochał go, tak prawdziwie go kochał, a basista tylko gwiazdorstwo odstawiał i nic więcej. Nawet uśmiechu mu nie posłał, nic!
Pół godziny później drzwi otworzyły się gwałtownie. Stanął w nich zdyszany Yusa, który zamknął je za sobą i opadł na kanapę.
- Cześć, Yuudai. Patrz, zdążyłem - powiedział po chwili, gdy udało mu się uspokoić oddech.
- Dziwne - mruknął Yuudai, spoglądając na zegarek. - Sorao się spóźnia.
- Reszta też się spóźnia - odparł Yusa. - Chociaż w sumie u nich to normalne. Chcę poznać Słonko Juna, a ty?
- Jak je zobaczę, to dostanie w pysk, więc może lepiej niech zostanie tak, jak jest - Yuudai oparł się o ścianę.
Jun przyszedł po kilku minutach, rozmawiając przez telefon. Yuudai miał czasem ochotę go zabić, znaleźć jego Słonko i je też zamordować. Jednakże później przypominał sobie, że Jun jest jego przyjacielem, a zabijanie jest złe.
Yuusei zjawił się akurat w momencie, gdy Yuudai wyciągał komórkę z torby. Potknął się o kabel od wzmacniacza, a fakt, że się przewrócił, był tak oczywisty jak to, że Jun nadal nie skończył rozmawiać ze swoim Słonkiem.
Yuudai zadzwonił do Sorao. Jeden sygnał. Drugi. Piąty. Sekretarka.
- Odbierz - mruknął Yuudai, wybierając numer basisty raz jeszcze.
Nie odebrał.
- Może ja spróbuję? - zaproponował Yuusei.
- Jeśli nie odbiera, to od ciebie też pewnie nie odbierze - stwierdził Yusa.
Osiemnasta próba dodzwonienia się do Sorao zakończyła się sukcesem.
- Sorao, próba - powiedział krótko Yuudai.
- ...
- Sorao?
- Tak?
- Kiedy będziesz?
- ...
- Sorao!
- Yuudai, przepraszam, nie mogę dzisiaj. Wybacz - odparł Sorao, po czym się rozłączył.
Yuudai spojrzał na telefon. Że co niby?
- Yuudai? - Yusa spojrzał na niego ze zmartwieniem. - Coś się stało?
- Sorao dzisiaj nie będzie - oznajmił Yuudai.
- To znaczy, że możemy iść do domu? - Yuuseiowi rozświetliły się oczy dziecięcą radością.
- Nie, zrobimy próbę bez basisty. Moglibyście iść do domu, gdybym to ja zaniemógł - odparł Yuudai, gasząc nadzieję Yuuseia natychmiast.
- Jesteś okropny - stwierdził Yuusei, robiąc minę zbitego psa.
- Jestem tylko liderem - Yuudai uśmiechnął się lekko i złapał pałeczki. - To co? "Noah"?
- Może być "Noah" - stwierdził Jun, odkładając telefon.
Yuudai wrócił do domu. Nie mógł przestać myśleć o tej dziwnej sytuacji. Próbował dodzwonić się do Sorao jeszcze popołudniu, by poprosić go o więcej szczegółów na temat powodu jego nieobecności na próbie, ale bez skutku. Położył się na kanapie i wbił wzrok w sufit. W radiu leciała spokojna muzyka. W telewizji śliczna prezenterka zapowiadała pogodę na kolejne dni. Za oknem dzieci sąsiadów bawiły się na trzepaku w ogródku.
Yuudai zamknął oczy. Dlaczego Sorao nie chciał z nim rozmawiać? Dlaczego choć raz nie mógł zachować się tak, jakby był człowiekiem?
Wsłuchał się w śmiech dzieci, w głos prezenterki, w muzykę i odpłynął myślami tak daleko, że dopiero po chwili zorientował się, iż ktoś do niego dzwoni.
- Kto, do licha? - Yuudai usiadł i sięgnął telefon.
- Yuudai-chan! - zaświergotał mu do ucha Yuusei. Yuudai westchnął przeciągle.
- Co, skowronku? - zapytał po chwili.
- Yuudai, to może trochę głupio zabrzmi - zaczął Yuusei. - Ale... Zakochałeś się kiedyś?
- Tak, a co?
- A zakochałeś się kiedyś w kimś... Etto... No wiesz...
- Tej samej płci?
- Tak!
- Yuusei, sprawdzasz, czy masz u mnie szanse, czy jak? - Yuudai zachichotał pod nosem.
- Nie - zaprzeczył Yuusei. - Ja sprawdzam, czy w naszym zespole są też inne osoby, które podzielają moje zdanie na temat tego, iż można się zakochać w każdym. Do Juna nie mogę się dodzwonić, chyba ma wyłączony telefon, tak jak Sorao zresztą. Co z nim w ogóle?
- Nie wiem - westchnął Yuudai. - Zaraz, Yuusei, chcesz mi powiedzieć, że nie dzwoniłeś z tym jakże filozoficznym wykładem na temat miłości do Yusy?
- Co?! - Yuudai aż zobaczył, jak Yuusei podskakuje. - Do Yusy? Nie, ja po prostu jeszcze... Raczej... Do niego... Nie dzwoniłem... Tak jakoś.
- Tak jakoś - Yuudai zaśmiał się krótko. - Yuusei, ty się z nim dzielisz każdą drobnostką, dlaczego nie chcesz z nim rozmawiać o...
Yuudaia olśniło. Ależ on jest ślepy!
- Yuusei?
- Tak?
- Kochasz Yusę?
- ...
- Yuusei?
- A ty Sorao?
- ...
- Wiedziałem - powiedzieli jednocześnie.
- Tragiczne z nas przypadki, no nie? - Yuudai wstał i podszedł do okna, po czym je zamknął. Zaczynało robić się chłodno.
- W sumie tak - odparł Yuusei. - Nie zastanawiałeś się czasem, kto jest Słonkiem Juna?
- Yuusei, tego nawet najstarsi szamani nie wiedzą - odparł Yuudai.
- Masz rac... Szlag, herbata! Yuudai, muszę kończyć, chyba właśnie spaliłem kolejny czajnik - Yuusei rozłączył się, pozostawiając Yuudaia w lekko poprawionym nastroju.