Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: śmierć
Notka autorska: Natchnęło mnie jedno zdjęcie
Nagrania do teledysku nareszcie dobiegły końca. Przeciągnąłem się leniwie, mamrocząc pod nosem, jak bardzo chciałbym znaleźć się już w domu. Rozejrzałem się. Wszyscy już zaczęli się zbierać, ekipa składała sprzęt, gitarzyści grali z nudów w łapki, a nasz perkusista akurat spojrzał na mnie jak na kogoś, od kogo oczekiwał cudu.
- Spróbuj go obudzić, ja ostatnim razem dostałem w twarz i wolę mojego błędu nie popełniać - wskazał na ciebie. Spałeś na krześle. Na siedząco. Pochylony nad podłogą, z założonymi rękami. Wyglądałeś tak komicznie, że zaśmiałem się krótko.
- Hej, wstawaj, śpiochu - podszedłem do ciebie i trąciłem cię w ramię, uśmiechając się lekko. Machnąłeś tylko nieznacznie ręką i tyle wyszło z budzenia cię. Westchnąłem. Nie chciałem jakoś drastycznie wybudzać cię ze snu, a, wnioskując z zaistniałej sytuacji, innego wyjścia nie było. Chociaż w sumie...
Delikatnie objąłem twoje ramiona i nogi, po czym cię podniosłem. Stwierdziłem, że albo powinieneś schudnąć albo to ja muszę zacząć chodzić na siłownię. Ale to nic, mimo kompletnego zdumienia na twarzach Akiyi, Shina i Izumiego, zacząłem iść w kierunku samochodu, którym przyjechaliśmy, wciąż trzymając cię na rękach.
- On ma tyle siły? - usłyszałem za plecami zdumiony głos Akiyi.
- Też bym na to nie wpadł, uwierz mi - odparł Shin.
- Przynajmniej nie dostał z pięści - mruknął Izumi.
- A ty dostałeś? - zdziwił się Akiya.
- Jak jeszcze graliśmy w poprzednim zespole, próbowałem go obudzić. To nie był dobry pomysł - Izumi zaśmiał się krótko.
Posadziłem cię na jednym z siedzeń i zapiąłem pasem. Usiadłem obok i po chwili poczułem, jak osuwasz się na moje kolana. Zachichotałem pod nosem i spojrzałem na ciebie. Wyglądałeś tak niewinnie, tak słodko, jakbyś nigdy nie miał się znów stać tym złośliwym człowiekiem, gdy tylko się obudzisz. I kiedy pogłaskałem cię po tych twoich spalonych rozjaśnianiem i farbowaniem włosach, coś do mnie dotarło. Uświadomiłem sobie to, przed czym wzbraniałem się od jakiegoś roku, a może nawet dłużej.
Zrozumiałem, że ten widok, tego śpiącego ciebie, chcę oglądać codziennie rano. Zrozumiałem, że cię kocham.
Zamknąłem oczy. Wsłuchałem się w twój spokojny oddech, zupełnie ignorując śmiechy naszych kolegów, którzy siedzieli za nami.
Tamtego dnia nie wpadłbym na to, że za dwa lata twoje ramiona obejmą mnie i uratują przed upadkiem z balkonu. Że chwilę potem w najbardziej słodki sposób, jaki ci przyjdzie do głowy, wyznasz mi miłość. Że przez kolejny rok będę usiłował cię zmienić, po czym wyrzucę cię z domu na trzy tygodnie. Że mnie wtedy przeprosisz i zaczniesz nazywać mnie "Yamiyo". Że trzy lata po tym ogłosimy zakończenie działalności, rozpadając się cztery miesiące później. I że za kolejne cztery miesiące śmierć mi cię odbierze.
Nie, na to bym nie wpadł. Na pewno nigdy nie przewidziałbym, że za osiem lat już cię ze mną nie będzie.
The End