Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

sobota, 31 grudnia 2022

Strawberry Latte

 Uniwersum: Omori

Pairing: Kel&Aubrey, wspomniane Sunny&Basil i Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ostatni z fików. Mam nadzieję, że wam się podobały. ^^


Aubrey siedziała na huśtawce, kiedy usłyszała, że ktoś się zbliża. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła Kela.

- Cześć - powiedział, siadając na drugiej huśtawce. - Porobiło się, co?

- Nie chcę o tym gadać, głąbie - mruknęła Aubrey.

- Ale przynajmniej wszystko już wiemy - Kel uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - Przepraszam, że cię zostawiłem z tym wszystkim samą.

- To ja się odsunęłam - mruknęła Aubrey. - Wkurzało mnie, że masz kumpli od grania w kosza i no...

- W sumie, co byśmy zrobili na ich miejscu? To samo? - Kel bujnął się na huśtawce.

- Ja nie mam rodzeństwa - zauważyła Aubrey.

- Czyli ja przez przypadek spycham Henry'ego ze schodów, a ty przychodzisz i to widzisz - zaczął opowieść Kel. - Co wtedy robisz?

- Dzwonię na pogotowie? - odpowiedziała Aubrey. - No nie patrz tak na mnie, głupolu. Nie mam tak durnych pomysłów, jak Basil.

- Ale załóżmy, że masz.

- No okej, niech ci będzie - Aubrey spojrzała na pochmurne niebo. - Więc bierzemy Hero do ogrodu i wieszamy na drzewie. Tylko nie wiem, jak, bo to kawał chłopa. Mari była drobna i niska, to dali radę.

- A potem zaczynamy się lać?

- Prawdopodobnie tak, bo uważaj, że byś wytrzymał dłużej niż do tygodnia po pogrzebie z ukrywaniem prawdy.

- Nie jestem aż taką paplą.

- Jesteś.

- Aubrey.

- No dobrze, dobrze - Aubrey znów się bujnęła. - Więc próbuję ci wyjaśnić, że jesteś matołem, ale ty nie słuchasz i wtedy... Przywalam ci z mojej pałki.

- Masz tam wbite gwoździe, zrobisz mi krzywdę.

- Ale ja ci właśnie chcę zrobić krzywdę, Kel. Basil dźgnął Sunny'ego w oko, więc ty swoje też tracisz.

- Co? Aubrey, nie będę tracił oka, jestem koszykarzem!

- Ale to nie fair w stosunku do Sunny'ego. Skoro ja jestem Basilem bez mózgu, to ty jesteś Sunnym bez oka.

- Nie fair?! - Kel spojrzał na nią oburzony. - Wiesz, co jest nie fair? Posiadanie jednego oka. Widziałaś kiedyś koszykarza z jednym okiem? Oboje dobrze znamy odpowiedź na to pytanie.

- Nadepnęłam ci na odcisk?

- Tak - Kel też się bujnął. - Przeraża mnie myśl, że mógłbym być kaleką.

- I tak jesteś kaleką - stwierdziła Aubrey.

- Co?

- Masz mózg, nie tak jak Basil, ale ci nie działa. A przynajmniej działa rzadko - Aubrey wzruszyła ramionami.

- A tobie działał, jak wbijałaś gwoździe w tę pałkę? - Kel zmierzył ją wzrokiem. - Dlaczego ona ma gwoździe? To pałka!

- Żeby wbijać rozum w takie zakute łby jak twój.

- Nie mam zakutego łba.

- Ale masz głupie pomysły, jak na przykład odgrywanie ról Basila i Sunny'ego.

- Bo chcę ich zrozumieć.

- Nie zrozumiesz. Nie da się - mruknęła Aubrey.

- W sumie racja. Mieli po dwanaście lat - Kel westchnął. - To co, kontynuujemy?

- Co?

- Tę inscenizację.

- Niech ci będzie - Aubrey prychnęła. - Skończyliśmy na tym, że się na mnie wkurzyłeś.

- Tak. Przepraszam za to - mruknął Kel.

- A ja nadal uważam, że powinni wiedzieć - stwierdziła Aubrey. - Bo nie bylibyśmy tutaj, gdybyś nie zrzucił Hero ze schodów.

- Nie zrobiłem tego specjalnie przecież.

- Nie? A może jednak?

- Jak to tam było? Coś go zepchnęło?

- Basil to jednak ma bujną wyobraźnię.

- Ty jesteś teraz Basilem.

- Phi! Ja bym wymyśliła coś lepszego.

- Co?

- Że... Schody były mokre.

- To głupie.

- Nie jestem głupia, to ty jesteś głupi.

- Nie, bo ty.

- Chcesz stracić drugie oko?

- Mam oboje oczu - zauważył Kel.

- No to ci wybiję je naraz - Aubrey wstała z huśtawki. - Chodź tu, zobaczymy, kto się lepiej bije.

- Nie będę bił dziewczyny.

- Bo co?! - Aubrey złapała go za koszulkę. - Kobiety to słaba płeć, tak? No już, walnij mnie!

- Nie.

Aubrey uderzyła go z pięści w ramię.

- A teraz mnie wal... - Aubrey zamarła, kiedy Kel przewrócił ją na trawę i usiadł na niej okrakiem. - Złaź ze mnie.

- Nie.

- Kel, złaź ze mnie.

- Bo co?

- Bo cię oskarżę o napastowanie.

- Chcę tylko, żebyś się uspokoiła.

Aubrey zepchnęła go z siebie i usiadła.

- Głupol.

- Ty też.

- Nie jestem głupolem, to ty jesteś głupolem - stwierdziła Aubrey, nadymając policzki.

- To została nam jeszcze jedna rzecz - oznajmił Kel.

- Jaka?

- Hero mi powiedział, że Basil i Sunny się zeszli - wyjaśnił Kel, kładąc dłoń na ramieniu Aubrey. - Podoba mi się takie zakończenie tej historii.

Po czym ją pocałował.

Zamrugała.

Oddała pocałunek.

I z całej siły przywaliła mu w brzuch.

- Au! - Kel zwinął się w kłębek na trawniku. - Za co?!

- Nie spytałeś o zgodę - odparła Aubrey.

- Ale ci się podobało!

- Ale zasady to zasady.

- Co wy robicie? - usłyszeli głos Hero, który właśnie przyszedł na plac zabaw. - Kel, żyjesz?

- Pocałował mnie, więc mu przywaliłam - Aubrey wzruszyła ramionami.

- Oddała mi pocałunek - oznajmił Kel. - A potem znokautowała...

- Zostawić was na pięć minut... - Hero pomasował skronie. - Chodźcie lepiej do domu, bo zaraz zacznie padać.

- Najpierw Kelsey musi ruszyć swój szanowny tyłek z trawnika.

- Trzeba było mnie nie bić!

- Przynajmniej wiesz, że kobiety nie są słabą płcią.

- Aubrey!

Hero pomógł Kelowi wstać i poczuł, jak kropla kapie mu na nos.

Wraz z deszczem zrobiło się momentalnie zimno.

Basil i Sunny są razem. Kel i Aubrey chyba teraz też.

Hero zamknął za sobą drzwi do domu.

- Przyniosę ręczniki i koc - stwierdził, kiedy jego brat i przyjaciółka usiedli na kanapie i wtulili się w siebie.

Tak, definitywnie są razem.

I bardzo dobrze. Któryś z nich musi być szczęśliwy.

The end

piątek, 30 grudnia 2022

Autumn Sun

 Uniwersum: Omori

Pairing: Sunny&Basil, wspomniane Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ostatnia linia czasowa.


Sunny wszedł do sali Basila. Ten siedział na łóżku i wpatrywał się w krajobraz za oknem.

- Sunny? - Basil odwrócił się w jego stronę. - Aha, czyli serio to zrobiłem. Super...

Sunny dotknął swojej przepaski na oku, jakby próbując zrozumieć, o co Basilowi chodzi. Westchnął i podszedł do jego łóżka, po czym usiadł na brzegu.

- Powiedziałem reszcie, co tak naprawdę stało się z Mari - oznajmił Sunny.

- Słyszałem - odparł Basil. - Znaczy, Kel mi powiedział.

- Hero się wkurzył.

- Nie dziwię mu się.

- I chyba miał jakieś zaćmienie i zaniósł mnie na schody.

- CO?!

- Spokojnie - Sunny pomachał rękami. - Ocknął się po chwili, po czym mnie przytulił i powiedział, że to nie moja wina. I że wszystko będzie w porządku.

- Sunny...

- Co?

- Kel tu był i powiedział, że mi wybacza. Aubrey zajrzała do sali, ale nie weszła do środka - Basil podał mu pogniecioną kartkę. - Rzuciła mi tylko to i sobie poszła.

Sunny rozprostował kartkę. Niezgrabnym pismem Aubrey napisała na niej, że na razie nie może mu wybaczyć tego, jak potraktował ciało Mari, ani że ukrywał wszystko przed nimi przez cztery lata. Ale ma jej dać czas, żeby mogła to przemyśleć.

- Czyli jest nadzieja - zauważył Sunny.

- Bzdura. To Aubrey. Znowu zacznie mnie prześladować - mruknął Basil, zaciskając palce na kołdrze. - Czemu mnie nie zadźgałeś, Sunny? Lepiej by było, gdybym nie żył.

- Nie - Sunny pokręcił głową. - Teraz możemy zadośćuczynić za to, co zrobiliśmy. Martwy nie masz szans na to, by stać się lepszym.

- Nie sądzę, że kiedyś będzie lepszy - usłyszeli głos i spojrzeli w tamtą stronę.

Hero stał w progu z założonymi rękami i opierał się o framugę.

- Hero... - Basil przyciągnął do siebie kołdrę. - Przepraszam...

- Mnie przepraszasz? - Hero wszedł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi. - Powiesiłeś Mari na drzewie! Wypadki się zdarzają, Basil. Ale to było działanie z premedytacją. Nawet jeśli miałeś tylko dwanaście lat, to i tak... Dwunastoletnie dzieci nie wpadają na takie pomysły.

- Ale on wpadł, zostaw go - stwierdził cicho Sunny.

- To ciebie nie dotyczy - powiedział Hero łagodnym tonem. - To on zbezcześcił ciało Mari, nie ty. Powinieneś wyjść, żeby tego nie słuchać.

- Zostanę - odparł Sunny.

- Nic mu nie zrobię.

- Specjalnie nie, ale zaniosłeś mnie na schody - zauważył Sunny.

- Sunny, proszę, tylko z nim...

- To moja siostra i mój ukochany, mam prawo tutaj zostać - stwierdził stanowczo Sunny. - Zostaję.

Basil zamrugał.

- Jak mnie nazwałeś? - spytał powoli, patrząc na Hero, który miał równie zdezorientowaną minę.

Sunny zamarł, jak gdyby dopiero się zorientował, co powiedział.

- Szlag - mruknął, pocierając skronie. - Przepraszam...

- Nie, nie, to jest zupełnie okej - Basil położył mu dłonie na ramionach. - Ja też cię kocham, Sunny, spokojnie, nie panikuj.

Hero cofnął się o krok, po czym zrobił dwa do przodu.

- Ty tak na poważnie, czy mówisz tak tylko dlatego, żeby Basil nie oberwał? - spytał Hero. - Bo że on się w tobie podkochuje, to wszyscy wiedzą od dawna.

- Nie chcę rozmawiać o uczuciach, Hero - mruknął Sunny. - Ale Basil jest dla mnie ważny i nie chcę, żebyś go skrzywdził.

- Mówiłem, że go nie skrzywdzę.

- Na pewno?

- Na pewno - Hero usiadł obok Sunny'ego. - Chyba, że on zrobi to tobie.

- Czyli mi wybaczasz? - spytał Basil, przyciągając Sunny'ego do siebie. - Hero?

- Nie - odparł Hero. - Jeszcze nie. Daj mi czas. I nie uduś naszego przyjaciela. Trzymajcie się.

Hero wstał i wyszedł z sali. Sunny odetchnął z ulgą.

- Przepraszam - powiedział cicho Basil.

- Nic się nie stało - Sunny złapał go za dłoń. - Wybaczą ci, zobaczysz.

- Myślisz?

- Nie myślę, ja to wiem - Sunny cmoknął go delikatnie w usta. - A jak nie, to Mari zrzuci im doniczki na głowy.

Basil zaśmiał się krótko.

- Byle z różą i mieczykiem.

- Tego już nie mogę gwarantować.

I obaj się zaśmiali.

Hero oparł się o ścianę, słysząc ten śmiech. Nogi w końcu ugięły się pod nim i usiadł na podłodze, patrząc przed siebie.

Nie wiedział, czy powinien wybaczyć Basilowi. Ale skoro on i Sunny mogą być szczęśliwi, to czy Henry też nie powinien zostawić przeszłości w tyle, pogodzić się z tym, że teraźniejszość jest jaka jest i z nadzieją zacząć patrzeć w przyszłość?

Uśmiechnięta twarz Mari zamigotała mu przed oczami.

Pomyśli o tym jutro. Dzisiaj znowu przepłacze całą noc z twarzą w poduszce.

The end

czwartek, 29 grudnia 2022

Pink Flower

 Uniwersum: Omori

Pairing: Basil&Aubrey, wspomniane Kel&Sunny i Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Tak, tu jest odniesienie do "Summer Sun". I nie ma takiego zupełnego zejścia się, bo w przypadku tego shipu potrzeba o wiele więcej pracy.



Basil usłyszał pukanie do drzwi i odstawił doniczkę z mieczykiem, który pielęgnował. Wstał i poszedł otworzyć.

Zdębiał, gdy zobaczył Aubrey. Zamrugał i przetarł oczy, ale ona nie zniknęła.

- Pada - oznajmiła Aubrey. - Mogę wejść? Nie chcę zmoknąć jeszcze bardziej.

- Tak, jasne - Basil wpuścił ją do środka. - Przepraszam.

- Za co znowu? - Aubrey ściągnęła bluzę i powiesiła ją na wieszaku.

- Mogłem otworzyć drzwi wcześniej.

- Cicho bądź, głupolu.

- No okej. Przyniosę ci ręcznik.

Aubrey usiadła na kanapie i oparła głowę na dłoni.

- Już jestem - Basil podał jej ręcznik. - Wziąłem też spódnicę mojej mamy i jakąś swoją koszulkę na wypadek, gdybyś chciała się przebrać. I koc do przykrycia. Wiesz, wolałbym, żebyś się nie przeziębiła.

- Tya - Aubrey spojrzała na Basila. - Dzięki.

- Nie ma za co - Basil nerwowo podrapał się po głowie. - Aubrey, słuchaj, w temacie tego, co mi wtedy napisałaś na kartce...

- Przepraszam.

Basil zamrugał.

- Co?

- Za to, jak cię traktowałam - powiedziała cicho. - Wyżywałam się na tobie. Nie powinnam.

- Zasłużyłem sobie.

- Miałeś dwanaście lat. Tylko nie wiem, co ty sobie myślałeś, jak wpadłeś na ten przecudowny pomysł.

- Prawdopodobnie właśnie nie myślałem.

Aubrey zachichotała.

- Co ja takiego powiedziałem? - Basil zmarszczył się nieco.

- Nic, nic - Aubrey wstała i ruszyła w stronę łazienki. - Po prostu w końcu powiedziałeś coś mądrego.

I zostawiła Basila samego ze swoimi myślami.

* * *

Aubrey wróciła do pokoju i usiadła na kanapie. Basil trzymał w rękach prawdopodobnie album i wyglądał, jakby na nią czekał.

- Aubrey?

- Hm?

- Chcesz pooglądać zdjęcia?

Aubrey kiwnęła głową i przysunęła się do niego.

- Nie zrobiłem ich zbyt dużo, odkąd się zaczęliśmy znowu ze sobą trzymać - powiedział Basil cicho. - Ale mi się podobają, bo wyglądamy, jakby wszystko było w porządku mimo, że nie jest.

- Basil...

- Wiesz... Nie lubiłaś mnie przez długi czas, Hero tak wcale a wcale nie ma depresji, Sunny czasu odwrócić nie może i w sumie chyba tylko Kel jakoś funkcjonuje - wyliczył Basil na palcach. - A ja cię lubię, Aubrey. I może właśnie dlatego... Może dlatego mnie tak bolało to, jak mnie traktowałaś...

Aubrey przysunęła się do niego jeszcze bliżej.

- My... Wszyscy byliśmy głupi, Basil. Nie tylko ty - stwierdziła Aubrey. - A teraz przestań już się nad sobą użalać jak debil i pokaż mi te fotki.

- Przepraszam.

- Nie przepraszaj, bo cię walnę.

- Przepraszam!

- Basil!

Basil uśmiechnął się lekko i zaczął przeglądać zdjęcia, pokazując je Aubrey, która okryła ich kocem. Większość była z przeprowadzki Sunny'ego. Hero wnoszący największe kartony, Basil zasypany przez ciuchy, które wysypały się z jednego z nich, wściekła Aubrey, która upuściła pudło z kieliszkami i prawie wszystkie się potłukły i Kel, który założył sobie plastikowe wiaderko na głowę. A w tym wszystkim Sunny z przepaską na oku, uśmiechający się delikatnie, jak gdyby w końcu odzyskał tę prozaiczną umiejętność.

Aubrey nagle poczuła, że Basil oparł się o jej ramię. Zerknęła na niego i zobaczyła, że zasnął. Uśmiechnęła się czule i opatuliła go szczelniej puchatym kocem.

Basil był w dziwny sposób nawet uroczy...

Potrząsnęła głową, kiedy w jej głowie zakiełkowała pewna myśl. Nie, nie. To niedorzeczne.

W tym momencie zadzwonił do niej telefon.

- Halo?

- Hej - usłyszała głos Hero. - Gdzie jesteś?

- U Basila, padało - odparła Aubrey.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

- Okej, powiem rodzicom, że Kel jest z tobą i Sally u Basila - powiedział powoli.

- Co znowu ten debil odwalił? - spytała Aubrey.

- Wywiózł Sally do Sunny'ego.

- CO?!

Basil poruszył się niespokojnie i dopiero wtedy Aubrey sobie przypomniała, że przecież śpi.

- Czemu wszyscy faceci, których znam i nie są tobą, nie mają mózgu? - Aubrey westchnęła ciężko.

- No, ja nie siedzę u Basila, Aubrey - mruknął Henry.

Aubrey zamrugała.

- Hero...

- Przepraszam, to było niemiłe - stwierdził Hero. - Zastanawiam się tylko, czemu byłaś w stanie tak szybko mu wybaczyć.

- Miałam wyrzuty sumienia. On też ma.

- Ach, czyli w końcu zauważyłaś, że coś do niego czujesz?

- Dobra, cofam, co mówiłam. Ty też nie masz mózgu - Aubrey rozłączyła się, wcale nie oblewając się szkarłatnym rumieńcem.

Hero odłożył telefon na biurko i oparł głowę na ręce. Nadal miał za złe Basilowi, że wpadł na ten makabryczny pomysł, ale jeśli jego obecność na tym świecie ma sprawić, że Aubrey będzie szczęśliwa, to nie powinien się wtrącać.

Muszą jeszcze istnieć ludzie, którzy mogą uśmiechać się naprawdę, a nie dlatego, że tak wypada.

The end

środa, 28 grudnia 2022

Summer Sun

 Uniwersum: Omori

Pairing: Kel&Sunny, wspomniane Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Jeśli myślicie, że napisałam fiki z trzema liniami czasowymi, to macie rację. Enjoy. ^^



Kończyło się lato. Sunny siedział w domu i próbował sobie przypomnieć, gdzie położył książkę, którą dostał od Hero, zanim wyjechał z Faraway Town. Nadal się tutaj gubił, choć minęły już dwa lata.

Obiecał, że będzie utrzymywał kontakt z przyjaciółmi, ale to było nieco trudne, kiedy próbował nadrobić w szkole stracone lata. Nowa klasa nie była taka zła, jak myślał. Zostawili go w świętym spokoju, więc nie musiał się do nich odzywać, o ile nie było takiej potrzeby.

Jego ojciec nadal nie przyznawał się do jego istnienia. Sunny wciąż nie wiedział, jakim cudem tylko on jeden domyślił się, co tak naprawdę stało się z Mari.

Potrząsnął głową. Nie, nie Sunny, nie zaczynaj znowu. Jej już nie ma, umarła, to nie była twoja wina. Kel przypomina ci o tym za każdym razem, kiedy przysyła ci list oblepiony przynajmniej dziewięcioma znaczkami albo maila z migającą, brokatową, wirtualną pocztówką.

Wyjrzał przez okno. Lato powoli się kończyło, ale nadal było zdecydowanie zbyt ciepło. Westchnął, zasuwając zasłonki.

I wtedy usłyszał dziwne stuknięcie. Brzdęk. Brzdęk. Brzdęk.

Coś uderzało o szybę.

Rozsunął zasłonki z powrotem i zobaczył, jak mały kamyk odbija się od okna i spada na parapet.

Co jest, do cholery?

Otworzył okno i musiał uchylić się przed kolejnym kamykiem.

- Oj, wybacz!

Zamrugał.

Pod jego oknem stał Kel.

...

CHWILA, MOMENT, STOP.

Sunny zmarszczył się. Tam naprawdę stał Kel, trzymając za rękę trzyletnią już Sally. Dziewczynka mierzwiła w palcach swoją żółtą sukienkę i ewidentnie chciała już iść, ale Kel jej nie pozwalał.

- Siema, Sunny! - zawołał Kel, machając do niego, jak gdyby cała ta sytuacja była normalna.

Sunny zamknął okno. Ma omamy, czy ten matoł naprawdę przyjechał AŻ TUTAJ, bo... Właściwie, bo co?

Sunny policzył do dziesięciu i zszedł na dół, próbując nie poryczeć się na schodach.

Otworzył drzwi i zobaczył uśmiechającego się promiennie Kela. Tak. Jego jedyne oko go nie myliło. Ten wariat naprawdę tu był.

- Joł! - Kel wszedł do środka, ciągnąc za sobą Sally. - Żarcie przyniosłem.

- Kelsey, ja nie chcę być niemiły, ale co ty tu robisz? - spytał Sunny, zamykając drzwi.

- Przyjechałem?

- Czemu?

- Bo tęskniłem?

- Za mną? - Sunny spojrzał na niego z powątpiewaniem.

- Nie zaczynaj znowu - mruknął Kel, sadzając Sally na kanapie i wręczając jej paczkę frytek. - To nie była twoja wina. Ani Basila. Ani nikogo. Poza tym, pomogliśmy ci się przeprowadzić, wnosiliśmy kartony do tej chałupy, a ty nadal wątpisz, że cię lubimy?

- Może chcieliście być mili - mruknął Sunny.

- Ja chciałem być miły i kupić ci stek, ale mieli tylko kawałki kurczaka w panierce - stwierdził Kel. - Siadaj i jedz. Masz kawę?

- Mama trzyma puszkę w szafce nad zlewem.

- Oki.

Sunny usiadł przy stole i spojrzał na Sally, która była zajęta frytkami. Mari nigdy jej nie poznała. Nigdy nie dowiedziała się, że Hero ma nie tylko brata, ale i siostrę.

Westchnął cicho, biorąc kawałek kurczaka z opakowania i zaczynając jeść. Nadal był ciepły, więc Kel nie mógł kupić go dawno.

- Wróciłem~! - Kel usiadł przy stole i postawił na nim dwa kubki, do których nalał pomarańczowego napoju gazowanego. Z tym, że w jego kubku była już kawa.

On naprawdę był niepoprawny.

- Ale dlaczego przyjechałeś z Sally? - spytał Sunny, kiedy ta wepchnęła sobie dwie frytki do buzi naraz i wyglądała jak mały chomik.

- A, bo mi rodzice kazali iść z nią na spacer - odparł Kel, jakby to było całkowicie normalne.

...

...

...

- ONI NIE WIEDZĄ, GDZIE JESTEŚ?! - Sunny wstał gwałtownie od stołu. - KELSEY!

- Ty... Umiesz krzyczeć? - Kel wyglądał, jakby zobaczył ducha.

Sunny policzył do dziesięciu... Znowu... I usiadł.

- Ty w ogóle umiesz zajmować się dzieckiem? - spytał Sunny.

- Dałem jej frytki - odparł Kel. - Głodna nie jest.

- A picie?

- Gazowanego nie może.

- I stwierdziłeś, że nie dasz jej żadnego innego?

- Nie mam żadnego innego.

- Zrobiłeś sobie kawę. Mogłeś jej zrobić herbatę - Sunny wstał ponownie i poszedł do kuchni. - Mama powinna gdzieś mieć jakiś sok.

Sally zachichotała.

- Widzisz? Sal ma z ciebie ubaw - Kel uśmiechnął się promiennie.

- Wy jak mama i tata - stwierdziła piskliwym głosikiem Sally, kiedy Sunny podał jej soczek jabłkowy w kartoniku.

I mało tego soczku nie upuścił.

- A co jeszcze robią mama i tata? - spytał Kel, wstając od stołu.

- Buzi - odpowiedziała Sally.

- Słyszysz, co mówi Sally? Buzi - stwierdził Kel, odwracając Sunny'ego do siebie i składając na jego ustach delikatny i czuły pocałunek.

Który Sunny oddał, jak już jego mózg zaczął znowu działać.

Odsunęli się od siebie, kiedy jakaś skoczna, polifoniczna muzyka rozbrzmiała w kieszeni Kela. Ten z niechęcią odebrał telefon.

- Tak, Hero?

- Kel, gdzie ty jesteś? Rodzice odchodzą od zmysłów - usłyszał po drugiej stronie.

- U Sunny'ego.

- A, okej... Czekaj. U SUNNY'EGO?! KELSEY!

- No co?

- Wywiozłeś Sally do drugiego stanu?!

- Tak?

- Kel i Sun buzi! - zawołała Sally, po czym zeskoczyła z kanapy i zaczęła wokół nich biegać. - Buzi, buzi, buzi, buzi!

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

- ...pocałowaliście się? - spytał powoli Hero.

- Tak?

- Och - Hero spojrzał na zdjęcie Mari stojące na szafce. - Chyba mamy słabość do tego rodzeństwa, co?

- Henry...

- Hm?

- Będziesz mnie krył?

- Tak, tak. Pozdrów Sunny'ego. I uważaj na Sally - stwierdził Hero, po czym się rozłączył.

Mari...

Po sześciu latach to powinno przestać w końcu boleć, prawda?

Miał nadzieję, że kiedyś w końcu będzie szczęśliwy.

Pomasował skronie.

Musiał się ogarnąć, zanim wymyśli, co powiedzieć rodzicom, bo w tym momencie jego zamglony mózg był w stanie wymyślić nawet coś w stylu porwania przez kosmitów.

W sumie zarówno Kel, jak i Sunny, zachowywali się tak, jakby nie byli z tej planety, więc właściwie wszystko było zgodne z prawdą.

The end

wtorek, 27 grudnia 2022

Vanilla Macchiato

 Uniwersum: Omori

Pairing: Kel&Basil, wspomniane Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ten fik dzieje się przed "Spring Sun". Enjoy.


Basil pielęgnował właśnie kwiaty, kiedy usłyszał głos Kela wołającego go zza płotu. Wyszedł więc, żeby go przywitać.

- Basil~! - Kel oparł się o płot. - Co tam, jak tam? Idziemy na spacer? Chodź na spacer.

- Jestem trochę za... - zaczął Basil, ale Kel złapał go pod pachy i przełożył przez płot.

- Idziemy na spacer! - zawołał, ciągnąc go za rękę.

Basil zamrugał. Protestowałby pewnie, gdyby Kel nie był osobą, za którą poszedłby wszędzie.

Kel gadał jak najęty. O koszykówce, o meczach, o tym, co ostatnio oglądał w telewizji, o nowej grze, którą kuzynka dała mu na dyskietce. Ogólnie o wszystkim i o niczym. Nawet w pewnym momencie zaczął mówić o pogodzie.

- A jak tam twoje kwiaty? - spytał nagle, opierając się o ramię Basila. - Dobrze?

- Nie więdną, jeśli o to pytasz - odparł Basil. - Kel?

- Tak?

- Mówiłem ci, że każdy z was kojarzy mi się z jakimś kwiatem? - spytał Basil. - Kiedyś rozmawiałem o tym z Sunnym. Jestem ciekaw, czy cokolwiek zapamiętał...

Basil westchnął cicho i usiadł na ławce.

- Brakuje mi go - stwierdził. - Myślałem... Że jak mu pomogę, jak będę go krył... To go nie stracę.

- Właściwie, dlaczego zrobiłeś, co zrobiłeś? - spytał Kel, siadając obok niego.

- Jak ci powiem, że podobają mi się nie tylko dziewczyny, to będziesz zły? - spytał Basil.

- Ale Basil...

- Co?

- Właśnie mi to powiedziałeś.

Basil uderzył się ręką w twarz.

- Przepraszam. Pewnie mnie teraz nienawidzisz.

- Nie, nie, wszystko jest w porządku - Kel złapał go za dłonie. - Czyli co? Byłeś zauroczony w Sunnym?

- Zadurzony wręcz - odparł Basil. - Może nawet miałem delikatną obsesję. Nie mogłem przestać o nim myśleć. I chyba w końcu zupełnie mnie zamroczyło.

Basil westchnął cicho.

- A potem Aubrey się ode mnie odwróciła... Tylko ty mnie broniłeś. To było miłe, ale nie mogłem przestać czuć się winny, że chronisz kogoś takiego jak ja... Nie mogłem przestać myśleć, że na to nie zasługuję... Ale mimo wszystko...

- Z jakim kwiatem ci się kojarzę? - spytał nagle Kel.

- Co? - Basil podniósł na niego wzrok.

- Kwiat, z którym ci się kojarzę - powtórzył Kel.

- Próbujesz odwrócić moją uwagę?

- Zacząłeś się zadręczać. Oczywiście, że próbuję - powiedział Kel stanowczo. - Więc co z tym kwiatkiem?

- Z kaktusem - odparł Basil.

- Czemu? - zdziwił się Kel.

- Bo są silne i potrafią przetrwać w najtrudniejszych warunkach - wyjaśnił Basil. - A ty... poradziłeś sobie ze śmiercią Mari najlepiej z nas wszystkich.

- Tya... - Kel pogłaskał Basila po dłoni. - Bo musiałem ogarnąć Henry'ego.

- Henry'ego? A, tak, czasem zapominam, że Hero ma tak na imię - Basil zaśmiał się nerwowo. - Przepraszam. Ale czekaj, co masz na myśli?

- Że musiałem się opiekować bratem, który przez rok praktycznie nie wychodził z łóżka. Nie miałem czasu na przeżywanie własnej żałoby - Kel wzruszył ramionami. - Nie jestem aż tak silny, jak ci się wydaje.

- Dla mnie jesteś najsilniejszy - stwierdził Basil.

- W sumie twoje zdanie liczy się dla mnie najbardziej - Kel uśmiechnął się promiennie i pocałował go czule.

Basil zamrugał.

- Co...

- Zdradzę ci sekret, Basil. Też lubię nie tylko dziewczynki - Kel zaśmiał się krótko i zerknął w stronę drzew.

- Coś się stało? - spytał Basil.

- Miałem wrażenie, że ktoś nas obserwuje - odparł Kel. - Chciałem się przywitać, ale chyba tylko mi się zdawało.

- Jakby to był jakiś twój znajomy, to po co by się chował? - Basil wtulił się w niego. - Chodźmy stąd, nie chcę skończyć dwa metry pod ziemią.

- W takim razie, idziemy na lody~! - Kel pociągnął go za rękę i pobiegł w kierunku cukierni.

Słysząc ich tupot stóp, Hero wypuścił powietrze z płuc.

Jego młodszy brat zszedł się z osobą, do której nadal nie odzyskał w pełni zaufania.

Bajeczny początek tygodnia, nie ma co.

Ale musiał to zaakceptować. Już widział to rozczarowanie w oczach Mari, gdyby wiedziała, że zabronił się Kelowi z kimś spotykać. Powiedziałaby pewnie, że to nie jest jego sprawa.

I miałaby rację. Jak zwykle.

Henry uśmiechnął się niemrawo, stwierdzając, że chyba powinien wstać, zanim jakiś pająk spadnie mu na głowę. A nie było przy nim Mari, która by to paskudztwo zlikwidowała.

Może kiedyś stawi czoła swoim lękom i rzeczywistości bez swojej ukochanej. Ale to nie był ten dzień. Jeszcze nie. I raczej szybko to nie nastąpi.

The End

poniedziałek, 26 grudnia 2022

Spring Sun

 Uniwersum: Omori

Pairing: Sunny&Aubrey, wspomniane Kel&Basil i Hero&Mari

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: slice of life

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Zaczynamy maraton z fikami z "Omori". Na początek Sunburn, bo czemu nie?




Sunny wrócił do Faraway Town na wiosnę. Kwiaty obsypały drzewa, które spokojnie kołysały się na wietrze.

Melodia "Duetu" zabrzmiała przez chwilę w jego uszach, kiedy przechodził obok swojego starego domu.

- Witaj, Mari - pomyślał, kierując swe kroki w stronę cmentarza.

Musiał zacząć od tego miejsca.

Nie uszedł daleko, kiedy ktoś złapał go za ramię. Odwrócił się i zobaczył Kim.

- Siema - powiedziała. - Ej, Aubrey, miałaś rację! To ten palant!

Aubrey nie zmieniła się dużo. Jej włosy wciąż były długie, chociaż z różowego koloru zostały tylko pasemka. Oczy nadal turkusowe i ciskające gromy. Nie przytyła ani nie schudła. I nie urosła.

- Ty idioto - Aubrey chciała go uderzyć, ale się powstrzymała.

Gdyby to był Kel, to pewnie by go strzeliła w twarz.

- "Idioto"?

- Miałeś nas odwiedzać!

- Przecież przyjechałem - powiedział Sunny cicho jak zwykle.

- Minęły dwa lata! A ty nawet nie odpisywałeś na listy i maile! Jedynie składasz nam życzenia urodzinowe i noworoczne, a tak to nic. Odzywanie się cztery razy na rok to nie jest utrzymywanie kontaktu, wiesz?

- Ale czytam - odparł Sunny.

- Czyli wiesz, jak bardzo chłopaki działają mi na nerwy - mruknęła. - Czy ty rozumiesz to, że te dwa półgłówki się zeszły?

- Kto? - Sunny zamrugał.

- A, czyli nie czytasz wszystkiego?

- Być może?

Aubrey westchnęła.

- Dobra - Aubrey spojrzała na Kim. - Zostawisz nas samych?

- Okie-dokie. Jak coś, to dzwoń - stwierdziła i poszła.

- No dobra - Aubrey spojrzała na Sunny'ego. - Gdzie szedłeś?

- Na cmentarz.

- Okej, pójdę z tobą - zaproponowała Aubrey. - Ale pamiętaj, że nadal jestem wściekła.

Sunny tylko kiwnął głową i obwiązał się ciaśniej szalikiem. Aubrey włożyła dłonie do kieszeni i zaczęli iść w stronę cmentarza.

Płatki kwiatów zasypały chodniki i wyglądały z daleka jak śnieg. Wciąż było nieco zimno, co potęgowało tę iluzję. Sunny spojrzał na Aubrey i zauważył, że jest nieco zmarznięta.

- Zimno ci?

- Co cię to obchodzi?

- Obchodzi.

- Tak, zimno mi. I co z tego?

Sunny podał jej kwiaty, które niósł dla Mari, po czym obwiązał jej szyję swoim grubym szalikiem.

- Teraz lepiej?

Aubrey westchnęła cicho.

- Lepiej.

- To dobrze.

Aubrey oddała mu kwiaty i ruszyli w dalszą drogę. W pewnym momencie złapała go za jego ciepłą dłoń. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Co robisz?

- W ręce też mi zimno.

- Nie mam rękawiczek, przepraszam.

- Nieważne, tak jest dobrze.

Nawet nie zauważyli, kiedy dotarli do grobu Mari. Sunny położył na nim kwiaty i westchnął.

- Nadal się obwiniasz? - spytała Aubrey.

- Spadła z mojej winy.

- Spadła, bo była perfekcjonistką. I perfekcyjnie rozwaliła nam również psychikę - mruknęła Aubrey. - Upozowanie samobójstwa... Basil jest kompletnym kretynem.

- Nie mów tak, to nasz przyjaciel.

- Brzmisz jak Hero.

- Przepraszam - wymamrotał Sunny.

- Basil i Kel są razem. Dobrały się dwa półgłówki - oznajmiła Aubrey. - Hero dalej jest sam. Jak tak dalej pójdzie, zacznie chyba łazić w mnisiej todze.

- A ty?

- A co cię to obchodzi, głupolu? Nawet telefonu nie potrafisz odebrać - Aubrey prychnęła.

- Przepraszam....

- Nie przepraszaj - Aubrey spojrzała na grób Mari. - Źle, że tu leżysz.

Westchnęła cicho.

- Bo... No wiesz, chcę coś zrobić, ale nie wiem, czy Mari nie będzie zła.

- Co takiego?

- Nie powiem ci.

- Okej.

Aubrey zacisnęła dłonie w pięści.

- Mam nadzieję, że to dobry pomysł.

- Jaki?

Sunny zamrugał, kiedy Aubrey w odpowiedzi go pocałowała. Odsunęła się od niego gwałtownie, nie dając mu nawet czasu na reakcję.

- Przepraszam - powiedziała. - Ugh, co ja właśnie zrobiłam? Głupia jestem. Ty też jesteś, bo mi na to pozwoliłeś. Jesteś nawet głupszy, bo to twoja wina.

- Moja?

- Tak. Twoja - Aubrey prychnęła i utkwiła wzrok w swoich butach.

Sunny westchnął, zastanawiając się, czemu znowu słyszy "Duet". Mari dała im błogosławieństwo?

- Aubrey - powiedział cicho, odgarniając jej włosy z twarzy. - Spójrz na mnie. Nie jesteś głupia.

- No... Okej. Ale ty jesteś - stwierdziła stanowczo.

- Tak, wiem. Jestem - Sunny uśmiechnął się niemrawo i tym razem to on pocałował ją.

Kiedy już się od siebie odsunęli, Aubrey wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym wtuliła się w jego wiosenny płaszcz.

- Głupol - mruknęła, przymykając oczy. - Przecież musisz wrócić do domu.

- Wiem - odparł Sunny, głaszcząc ją po głowie. - Ale teraz mam motywację, żeby pisać częściej.

- Spróbowałbyś nie, to bym sama do ciebie przyjechała i udusiła cię swoją kokardą!

- Poświęciłabyś jedną dla mnie? Szczodra jesteś.

- Sunny!

Hero obserwował ich od dobrej chwili. Chciał się upewnić, że nie będzie im potrzebna jego pomoc.

I nie była. Schował się więc z powrotem za drzewo i poszedł w stronę domu.

Wszyscy są szczęśliwi. Może nadejdzie taki moment, kiedy Henry też prawdziwie się uśmiechnie.

The end

środa, 21 grudnia 2022

The One-Eyed White-Haired Wielder of Oni

 Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Migiwa

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: obyczajowy, soft angst

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XXXI (Migiwa's third normal ending).




Onmyouji zabrało ten przeklęty miecz, więc Migiwa postanowiła zostać dłużej na wyspie. Jednakże ja byłam nieco przeszkodą. Złapała mnie więc pod ramię i zaprowadziła tam, skąd przyszłam.

- Poradzisz sobie z przejściem na drugą stronę, czy mam ci pomóc? - spytała Migiwa.

- Wolałabym, żebyś wróciła ze mną - odparłam. - Tu jest zbyt niebezpiecznie.

- Nie przesadzaj, Osa - mruknęła. - Ale może i masz rację. Odprowadzę cię, żebyś mi się jeszcze nie utopiła.

- I kto to mówi? - położyłam sobie dłonie na biodra.

- Chodź, nie ma czasu - stwierdziła Migiwa, ciągnąc mnie za rękę.

- A poszukasz przy okazji Nami? - spytałam, idąc za nią.

- Tak. Zacznę od tego sanktuarium, skoro to onmyouji mówiło coś o dziewczynce śpiącej tam - oznajmiła Migiwa. - A teraz nie traćmy energii na gadanie.

Podróż na Unasakę zajęła nam dość długo, ale nie było czasu na odpoczynek. Gdy znalazłam się na plaży, Migiwa uśmiechnęła się do mnie i poklepała mnie po ramieniu.

- Nie przejmuj się ani mną, ani tą martwą kenki. Ona i tak już nie była człowiekiem - stwierdziła.

- Niby tak, ale...

- Uwierz mi, tak było dla niej lepiej - Migiwa spojrzała na Urashimę i westchnęła. - Ech, będę musiała znowu łazić po tych kamlotach...

- To nie ma sensu, powinnaś chociaż odpocząć - stwierdziłam.

- Osa...

- Proszę - złapałam ją za rękę.

Zmrużyła oczy.

- Niech ci będzie - zgodziła się i ruszyłyśmy razem do Shoushinji.

Opowiedziałyśmy tyle, ile mogłyśmy i rozeszłyśmy się do pokojów. Futon Nami był pusty. Co stało się z tą dziewczynką?

Ayashiro wydawała się martwić o nią najbardziej. A ja drżałam na samą myśl, że Migiwa miała znowu ryzykować swoje życie w ramach misji.

Spałam niespokojnie. Słyszałam, jak Ayashiro łka w poduszkę. Mogłam też przysiąc, że Yasumi mówi coś albo przez sen o Nami, albo do siebie, myśląc, że nikt nie słyszy. Jedynie Momoko chrapała i nie zwracała na nic uwagi.

Kiedy rano się obudziłam, poszłam do pokoju Migiwy. Ta szykowała się do kolejnej misji, zakładając swój specjalny strój i przygotowując sprzęt.

- Migiwa? - zamknęłam za sobą drzwi. - Naprawdę musisz już iść?

- Nie zaczynaj znowu, Osa - stwierdziła Migiwa, zakładając rękawiczki. - Nie jestem taką amatorką, na jaką wyglądam, wiesz?

- Podejrzewam. Inaczej nie byłabyś wybrana do tego zadania - stwierdziłam. - Uważaj na siebie, co?

Migiwa zmierzyła mnie wzrokiem, po czym podeszła do mnie i nachyliła się do mnie.

- Słuchaj, Osanai Syouko - powiedziała poważnie jak na nią. - Jestem onikiri. Nie potrzebuję romansów.

- Co? - zamrugałam. - Ja nie...

- Oczywiście, że ty nie. Ja wiem, że mam anielską twarz, szmaragdowe oczy, płomiennorude włosy, nienaganną sylwetkę, obfity biust i diabelski charakter, ale uwierz mi, nie chcesz wiązać się z onikiri - stwierdziła, klepiąc mnie po twarzy. - Przestań się o mnie martwić, bo to ty tu jesteś małą dziewczynką, która płacze po swojej "Natsu Nee-san" od ośmiu lat, a nie ja.

- Nie mów o niej takim tonem - warknęłam.

- Ta kobieta jest martwa. A teraz nawet podwójnie - stwierdziła, prostując się. - Twoje łzy nie przywrócą jej życia. A ja nie potrzebuję związku. Żegnaj, Osa.

I wyszła, zostawiając mnie samą w jej pokoju.

Najgorsze było to, że musiałam przyznać jej rację.

We wszystkim, co powiedziała.

The end

środa, 14 grudnia 2022

When Leaving, the Scenery Passes By

 Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Migiwa

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: obyczajowy, soft angst

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XXV (Migiwa's first normal ending). 


Postanowiłyśmy uciec przed tajfunem. To było najrozsądniejsze wyjście z tej sytuacji.

W tym momencie jechałyśmy pociągiem. Yasumi przebudziła się i przetarła oczy dłonią.

- Zawacchi! Jak się spało?! - zawołała Momoko, gdy tylko zobaczyła, że Yasumi zabrała głowę z mojego ramienia.

- Dobrze - odpowiedziała Yasumi i przeciągnęła się.

Wyglądała w porządku.

- Myślicie, że dobrze robimy? - spytała Ayashiro.

- W sensie? - spojrzałam na nią z zaciekawieniem.

- No wiecie... - zaczęła Ayashiro. - Zostawiłyśmy tę dziewczynkę w śpiączce. Nie dowiemy się, kim jest i co w ogóle robiła w wodzie.

- Racja - przyznałam.

- Mam numer do Yuukaia... Znaczy, Suzuki-san dał mi swój numer, jak coś - oznajmiła Aoi-sensei. - Także jeśli ta dziewczynka się obudzi, na pewno da mi znać. Sama mogę go spytać, co się z nią dokładnie stało.

- Martwię się o nią - stwierdziła Yasumi.

- Migiwa też obiecała, że da nam znać, czy znaleźli jakąkolwiek informację - próbowałam ją uspokoić.

Migiwa.

Westchnęłam ciężko.

Trudno mi się było do tego przyznać, ale polubiłam ją.

Mimo tego, że znałam ją tak krótko...

- Ta dziewczynka... - zaczęła Yasumi, przebierając palcami. - Kojarzy mi się z moją starszą siostrą...

- Starszą siostrą? - zdziwiła się Momoko. - Byłam pewna, że jesteś jedynaczką, Zawacchi.

- Teraz jestem. Ale jak byłam mała, miałam siostrę bliźniaczkę. Dużo chorowała, aż w końcu... zmarła - wyjaśniła Yasumi, ściszając głos z każdym słowem.

- Och, Aizawa-san... - Aoi-sensei westchnęła z przejęciem.

Momoko przeskoczyła przez oparcie siedzenia i wtarabaniła się między mnie, a Yasumi.

- Zawacchi! To jest straszne, tak mi przykro! - Momoko przytuliła Yasumi do siebie.

- Jak miała na imię twoja siostra, Yasumi-san? - spytała Ayashiro. - Chyba, że nie chcesz odpowiadać na to pytanie...

- Tsunami - odpowiedziała Yasumi po chwili wahania. - Ta dziewczynka... Naprawdę skojarzyła mi się z Tsunami onee-chan. Nawet nie wiem, dlaczego. Może po prostu... Może to przez to, co się stało z mamą...

- Może to jakaś twoja krewna, o której nie wiesz? - przypuściłam. - Jak się obudzi, to na pewno powie o wszystkim i Suzuki-san nas o tym poinformuje. Ewentualnie zrobi to Migiwa. Nie przejmuj się.

Yasumi tylko nieznacznie kiwnęła głową.

Przez dalszą drogę siedziałyśmy w ciszy. Kiedy dojechałyśmy na miejsce, rodzice już czekali na mnie na dworcu.

Kolejne dni spędziłam w szkole, zastanawiając się, co się dzieje z Migiwą i tą dziewczynką. Właśnie jadłyśmy obiad w stołówce, kiedy moja komórka zaczęła wibrować w mojej kieszeni.

Wyciągnęłam ją i zobaczyłam, że dzwoni Migiwa. Odebrałam.

- Osa? - usłyszałam po drugiej stronie. - Słuchaj, wiesz cokolwiek o tej dziewczynce, którą Yasumin wyłowiła z wody?

- Nie - pokręciłam głową. Momoko spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

- Obudziła się kilka dni temu, ale nie mówi. To prawdopodobnie jakaś wada genetyczna. Nazwaliśmy ją Ruri, bo nawet pisać nie potrafi, więc nie wiemy nic. Ale ma lazurowe oczy, to pomyśleliśmy, że pasuje.

- Och, to dobrze, że się obudziła - stwierdziłam. - Wiesz coś na temat tego... Ducha Kamelii?

- Tya, wiem - mruknęła Migiwa. - Nie interesuj się tym, Osa. Najlepiej będzie, jak zerwiemy kontakt, kiedy już opuszczę tę wyspę.

- Co, dlaczego? - byłam trochę zdezorientowana.

- Po prostu skasuj ten numer. I tak załatwię sobie inny - stwierdziła Migiwa. - To nic osobistego, Osa. Można powiedzieć, że taka moja praca. Dam ci znać, czy coś się wyjaśniło w temacie rodziny tej dziewczynki, ale na razie jedynie Suzuki-san stwierdził, że może ją adoptować, jeśli nikt się nie zgłosi. To cześć.

I rozłączyła się.

- Co się stało, Syouko-san? - spytała Ayashiro. - Wyglądasz na zmartwioną.

- Migiwa pisze, że Suzuki-san postanowił adoptować tę dziewczynkę, gdyby nie znaleźli jej rodziców - oznajmiłam. - Obudziła się i nazwali ją Ruri, bo nie mówi i nawet nie może im nic powiedzieć.

- To straszne - stwierdziła Yasumi.

- Przepraszam, Yasumi. Nie powinnam robić ci złudnej nadziei - pogłaskałam ją po ramieniu.

- Nic się nie stało, Syouko-senpai - powiedziała cicho, wracając do dziabania ryżu pałeczkami.

Mój humor był mniej więcej w takim samym stanie. Nie dość, że sprawa Ruri okazała się jeszcze bardziej skomplikowana, to jeszcze Migiwa...

Ech, niby nic osobistego, a jednak poczułam dziwne ukłucie w sercu, gdy to powiedziała.

Emocje są czasem skomplikowane...

The end

środa, 7 grudnia 2022

First Winter Vacation

 Uniwersum: Aoishiro

Pairing: Syouko&Nami

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: fluff

Ostrzeżenia: spoilery do gry

Notka autorska: Ending XXIV (Nami's happy ending).


Kiedy już się z Nami wytuliłyśmy za wsze czasy, poszłyśmy na gorącą czekoladę. Ja sobie wzięłam miętową, Nami napakowała tam tyle dodatków, że zastanawiałam się, czy nie dostanie cukrzycy.

- Jeszcze raz, żeby nie było, że coś pominęłam - powiedziała zakłopotana kelnerka. - Małe pianki, duże pianki, czekoladowe drażetki, żelki, cukrowe śnieżynki i piankowy bałwan?

- Tak - Nami pokiwała głową.

- A jaki smak? - spytała kelnerka.

- A jakie są?

- Pistacja, truskawka, morela, mango, masło orzechowe, pomarańcza, jabłko, pomidor, gruszka i mięta - wyliczyła kelnerka.

- Pomidor? - powtórzyła Nami, lekko zdezorientowana.

- Jeden z naszych stałych klientów kategorycznie za bardzo lubi pomidory, więc szefowa kazała wpisać ten smak na listę. Nikt inny nie zamawia pomidorowej czekolady na gorąco, ale on zawsze - kelnerka wzruszyła ramionami. - Mamy też smak limitowany i sezonowy. W tym tygodniu limitowany jest smak herbaty, a zimowy to cynamon.

- To w takim razie poproszę tę herbacianą - powiedziała Nami. Kelnerka kiwnęła głową i poszła przygotować napoje.

- Chyba lubisz słodkie rzeczy, co? - oparłam głowę na dłoni.

- Tak - przyznała Nami. - Syouko-chan?

- Hm?

- Wiesz, że prawdopodobnie nie będę się starzeć? - spytała cicho.

- Wiem - przyznałam. - Ale na razie mnie to nie obchodzi.

- Nie będziesz się czuła z tym... źle?

- Kurou-sama i Yasuhime mogli nie czuć się z tym źle, więc my też możemy - stwierdziłam.

- Niech ci będzie - Nami westchnęła cicho i podziękowała kelnerce, kiedy ta przyniosła nasze napoje.

- I jak? - spytałam, ciągnąc czekoladę przez czekoladową rurkę.

- Smaczna - stwierdziła Nami. - Syouko-chan, chciałam właściwie o czymś z tobą porozmawiać.

- Tak?

- Chodzi o Yasumi - oznajmiła Nami.

- Yasumi?

- Tak - Nami kiwnęła głową. - Miałyśmy większe problemy, kiedy ostatni raz się z nią widziałam, ale myślę, że powinnam się z nią spotkać.

- Dlaczego?

- Bo Aizawa to nie jest jej prawdziwe nazwisko - wyjaśniła Nami. - Naprawdę nazywa się Nekata.

- Czekaj, co? - zamrugałam. - Yasumi jest... twoją krewną?

- Nie jest moją krewną - zaprzeczyła Nami. - To za mało powiedziane.

- Za mało?

- Tak. Bo to moja siostra bliźniaczka.

Czekolada poszła mi nosem. Moje uszy nie mogły uwierzyć w to, co Nami właśnie powiedziała. Nami i Yasumi... to siostry bliźniaczki?

- Słucham?!

- Nie krzycz, Syouko-chan - Nami spojrzała na mnie stanowczo. - Nie mówiłam ci wcześniej, bo sama próbowałam zrozumieć całą tę sytuację, ale tak. Yasumi jest moją siostrą.

- Czyli... To ty jesteś jej starszą siostrą, która "umarła" - powiedziałam powoli. - Ale się porobiło...

- Nie nasza wina - Nami wzruszyła ramionami. - Masz do niej numer telefonu?

- Mam, a co?

- Możesz do niej zadzwonić?

- Oczywiście.

Yasumi zjawiła się dość szybko jak na nią. Kiedy zobaczyła Nami, rozpromieniła się i od razu ją przytuliła.

- Hej, Syouko-senpai mówiła, że przyjeżdżasz - jej głos nieco drżał. Pewnie tutaj biegła, jak zwykle.

- Tak - Nami uśmiechnęła się do niej. - Muszę ci coś powiedzieć, Sumi-chan.

- Co? - spytała Yasumi, siadając przy stole. - Chwila, jak mnie nazwałaś?

- Tak, jak nazywałam cię dawno temu - powiedziała Nami spokojnie. - Jak byłyśmy małe.

Yasumi zamrugała, po czym otworzyła szeroko oczy. Spojrzała na mnie. Pokiwałam głową. Yasumi wróciła do wpatrywania się w Nami ze zdumieniem.

- Opowiem ci wszystko później - stwierdziła Tsunami. - Hej, Sumi-chan? Wszystko w porządku?

- Wiedziałam... Jesteś Tsunami Onee-chan, prawda? - spytała Yasumi ze łzami w oczach, po czym ją przytuliła. - Od razu cię rozpoznałam, nawet jeśli wyglądasz inaczej. Wiedziałam, że to ty. Zawsze wiedziałam, że to ty.

Wyjaśniłyśmy Yasumi wszystko, kiedy już się trochę uspokoiła. Nie była zadowolona.

- Nic dziwnego, że mama mnie stamtąd zabrała i uciekła - mruknęła, patrząc w swoją truskawkową czekoladę, do której dorzuciła dokładnie takie same dodatki, jak Nami. - Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?

- Byłam zajęta ratowaniem świata - Nami uśmiechnęła się lekko.

- Spokojnie, też nic nie wiedziałam - rozłożyłam bezradnie ręce.

- Jakie to wszystko okropne - Yasumi westchnęła i upiła łyk czekolady. - Ojej, jakie to słodkie. Chyba dostanę ataku cukrzycy po tym.

- Masz cukrzycę? - zmartwiła się Nami.

- Tak się tylko mówi - uspokoiłam ją. - Czemu w takim razie wzięłaś tyle dodatków?

- Chciałam być jak Tsunami Onee-chan... - wyjaśniła Yasumi, przez co ja i Nami wybuchnęłyśmy śmiechem.

Cokolwiek przyniesie przyszłość, chciałabym, żeby wyglądała przynajmniej podobnie do tej chwili.

The end