Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

czwartek, 31 maja 2018

Bright light, bright love

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: seria na podstawie "Night's Children"
Ostrzeżenia: zjawiska nadprzyrodzone
Notka autorska: *patrzy na to, co wstawia* Tak, ludzie. Tak. Zgadza się. Po siedmiu latach wstawiam fanfika z tej serii. Wiem, dziwne. Wiem. Ale wprost nie mogłam się oprzeć. XD
A i odsyłam do fika "Forbidden light, forbidden love", bo teraz to na pewno nikt nic nie pamięta.


Siedzę na balkonowej balustradzie i wpatruję się w srebrne światło księżyca. Odwracam się do ciebie, gdy tylko wyczuwam twoją obecność. Znam już twoją aurę tak dobrze, że aż sam się sobie dziwię.
- Znowu rozmyślasz? - podchodzisz do barierki i opierasz się o nią. Księżyc odbija się w twoich oczach. Wydają się być srebrne, a nie czerwone jak zawsze. Właściwie to pamiętasz, jak to było, zanim mnie przemieniłeś?
Byłem pogromcą. Zwykłym pogromcą, jednym z tych, którzy nie byli jeszcze wynikiem ewolucji i pili krew wampirów, by móc je wyczuć. Byliśmy rozproszeni. Nikt nie zbierał się w Kryjówce, która po prostu nie istniała. Ani tu, ani ta. Problem jednak był w tym, dlaczego w zasadzie tym pogromcą zostałem.
Zaatakował mnie wampir. Tak o. Wracałem po zmroku do domu z lasu, w którym zbierałem grzyby i dzikie owoce. Dotąd nie wierzyłem, że te istoty istnieją. I nie sądziłem, że ktoś może złamać mi rękę.
Osunąłem się po pniu drzewa, kiedy już niezadowolony z mojej dość dużej siły i zawziętości wampir, rzucił mną o nie.
- Taka smaczna, niewinna krew, a taki upierdliwy człowiek - bardziej wysyczał, niż powiedział, wampir.
Straciłem świadomość, ale tuż przed tym zamigotał mi przed oczami czarny płaszcz powiewający na wietrze.
Obudziłem się, czując metaliczny smak w ustach. Byłem w domu, którego nie rozpoznawałem. Okna zabito deskami. A ja leżałem w łóżku z baldachimem. Opatrzony, z ręką w gipsie oraz bandażem na głowie i klatce piersiowej.
Wstałem i podszedłem do okna, po czym zdrową ręką odgiąłem lekko jedną z desek. Był dzień, słońce świeciło jasnym blaskiem. A ja nie miałem zielonego pojęcia, gdzie jestem.
Deski uginały się pod moim ciężarem, gdy szedłem przez długi korytarz, szukając gospodarza tego domu i prawdopodobnie mojego wybawiciela zarazem. Wszystkie okna, nie tylko te w pokoju, w którym się obudziłem, zabito deskami.
Kiedy wszedłem do jednego z pomieszczeń, zamarłem. Ale bynajmniej nie ze strachu.
Na łóżku, w skopanej pościeli, spałeś ty. Nie będę ukrywać, że to byłeś ty, bo to nie ma sensu. Więc spałeś tam, a ja to poczułem. Zimno. Dziwne, przenikliwe zimno, które biło jakby od ciebie. Nie rozumiałem tego uczucia.
Patrzyłem na ciebie, zupełnie ignorując to zimno. Twoje brązowe włosy opadły na poduszkę, a kształtne usta aż prosiły się o pocałunek. Ale przecież obcych mężczyzn całować nie będę. Byłeś taki piękny. Nadal jesteś.
Chciałem się wycofać, by cię nie obudzić, ale wtedy usłyszałem za plecami szmer. Odwróciłem się w stronę łóżka, a ono... Było puste.
- Szukasz mnie? - spytałeś, a ja podskoczyłem z przestrachu. Stałeś nadal trochę zaspany, ale twoje czerwone jak krew oczy błyszczały już trzeźwym blaskiem.
- Jesteś...
- Wampirem - dokończyłeś spokojnie. - Ale mam sumienie. W przeciwieństwie do tego, który cię zaatakował.
- Dziękuję za ratunek - powiedziałem, kłaniając się nisko. Miałem wrażenie, że się speszyłeś.
- Nie ma za co - stwierdziłeś, uśmiechając się lekko, dzięki czemu mogłem dostrzec twoje białe kły. - Możesz tu zostać, jak długo chcesz... W zasadzie, jak się nazywasz?
- Wakugawa Tomofumi - odparłem.
- Shinpei Hitomi. Miło mi cię poznać - tym razem to ty się ukłoniłeś. - I... Przepraszam, że czujesz to zimno.
- Wampiry wydzielają zimno? - spytałem.
- Tak, ale ludzie go nie czują - wyjaśniłeś, zapalając świeczkę na szafce nocnej. - Jedynie pogromcy.
- Nie jestem pogromcą - zauważyłem.
- Teraz już jesteś i to moja wina - zaśmiałeś się lekko histerycznie. - Wiesz, twoja aura migotała. Myślałem, że już zgasła i podałem ci swoją krew, ale... Wróciłeś do życia. Przepraszam.
Jednak ja się nie obraziłem. I wiesz co? Zabijanie tych złych wampirów okazało się świetną zabawą połączoną z ochroną wioski. Nie spotkałem cię jednak po raz drugi. Jako wampira. Jako przyjaciela, który po prostu nie lubi słońca - owszem.
Aczkolwiek walcząc z wampirami i wymyślając coraz to nowe rodzaje broni, nie wpadłem na jedno - że zginę. A zginąłem w bardzo głupi sposób, przynajmniej według ciebie. Zadziałał impuls, który kazał mi cię osłonić.
- Tomofumi, dlaczego? - spytałeś, kładąc mnie na ziemi. - Moje rany zagoiłyby się po chwili!
- Odruch... bezwarunkowy... - szepnąłem, czując, jak krew spływa mi po policzku. - Przepraszam...
Nie pomyślałbym nigdy, że spijesz krew z moich ust, kończąc tym samym zaczętą osiem lat wcześniej moją przemianę.
I teraz, kiedy minęło już kilkaset lat, twoja skóra lśni w bladym świetle księżyca, gdy leżysz obok mnie. Twoja aura jest silna, błyszcząca niczym błękitne złoto.
Można powiedzieć, że jestem twoim aniołem stróżem, Hitomi. Obiecałem sobie, że będę cię chronił i tego się trzymam. Od zawsze, na zawsze, aż do końca.
The end

niedziela, 27 maja 2018

Under the Water VIII

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Ostatnia część~


Wbiegłem nieporadnie po schodach, co chwilę się przewracając i prawie spadając. Obtłukłem sobie nieźle kolana, ale musiałem uratować Tomofumiego.
- To ty! - usłyszałem głos Toshiego. - Vivi, to ta syrenka!
- Ma nogi - zauważył Vivi.
- I niezbyt sobie z nimi radzi. Chodź, pomożemy mu - Toshi podbiegł do mnie i zabrał ode mnie Tomofumiego. Przerzucił jego rękę przez moje ramiona, a moją przez swoje.
- Vivi, złap go z drugiej strony, szybko - polecił. Vivi kiwnął głową.
- Gdzie biegniemy? - spytał.
- Do morza - odparłem.
Pobiegliśmy. Przytrzymując się Toshiego, było mi o wiele łatwiej.
* * *
Na plaży zobaczyłem mojego tatę, który też miał nogi i też biegł. Gdy mnie dostrzegł, zatrzymał się gwałtownie.
- Na Posejdona, Hitomi! - zawołał i podbiegł do mnie. Wziął ode mnie rannego królewicza i sprawdził mu puls. - Nadal żyje. Cholera, straciłem dwie godziny na suszenie tego ogona! Idziemy, już. A, jeszcze wy - spojrzał na Toshiego i Viviego. - Przekażcie królowi i królowej, że zabieram ich syna na jakiś czas pod wodę. Ludzie go nie ocalą.
- A wy potraficie? - spytał Toshi.
- Oczywiście, to drobnostka - tata uśmiechnął się promiennie, kładąc Tomofumiego na brzegu morza. - Słyszysz mnie, królewiczu? Mrugnij, jeśli tak.
Tomofumi mrugnął.
- Dobrze. Możesz się trochę dziwnie poczuć, ale to chwilowe - przestrzegł go tata i przesunął dłonią po jego nogach.
Trach! Spodnie Tomofumiego szlag jasny trafił.
Królewicz miał ogon. Tak jasny błękit, że aż prawie biały.
Nasze też powróciły w momencie, jak dotknęliśmy wody. Nawet tego nie zauważyłem.
- Mówiłem ci, Vivi! Syreny! - zawołał uradowany Toshi.
- Mózg mi wypłynął... - stwierdził Vivi.
- Do zobaczenia - zasalutowałem im i wskoczyłem wraz z tatą i Tomofumim pod wodę.
* * *
Tomofumi siedział w łóżku, czytając jedną z naszych książek. Podpłynąłem do niego, niosąc mu obiad.
- Dziwne - stwierdził, biorąc sałatkę z tuńczyka.
- Co jest dziwne? - spytałem. - Nie lubisz tuńczyka? Może mam przynieść coś innego?
- Nie - pokręciłem głową. - Tylko zawsze mi się wydawało, że, no wiesz. Syreny nie jedzą ryb, skoro dolna połowa ich ciała to właśnie ryba.
- Stereotypy - zaśmiałem się. - Smakuje ci w ogóle nasza kuchnia?
- Smakuje - przyznał. - Chociaż przyznam, że to prawie tak, jakbym ciągle jadł sashimi. Ale mi to nie przeszkadza.
Usiadłem obok niego na łóżku.
- Tomofumi?
- Hm?
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Maa-kun mnie tam zaciągnął - wyjaśnił Tomofumi. - Wrócił cały mokry do zamku i biegał jak pomylony po holu. Aż tata chciał wzywać weterynarza.
- A twoja mama?
- Egzorcystę.
Obaj wybuchnęliśmy śmiechem.
Na moment zapadła cisza.
- Dlaczego mnie osłoniłeś? - spytałem po chwili.
- Doprawdy? - Tomofumi odstawił miskę na szafkę. - Ja rozumiem, że kobiety są niedomyślne. Ale drugi mężczyzna? Błagam cię.
- Chyba nie mówisz, że...
- Zakochałem się w tobie, mała syrenko - Tomofumi zaśmiał się krótko. - Mogę być twoim księciem Erykiem, Arielko.
- Ariel to imię mojego taty...
- Żartujesz.
- Nie.
- O Neptunie - Tomofumi złożył na moich ustach krótki pocałunek. - Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, Hitomi. I jeszcze jedno.
- Tak?
- Nie chcę wracać na górę - oznajmił. - Chyba, że z tobą.
- Na razie musisz zostać tutaj - przypomniałem mu, łącząc swoje palce z jego. - A później zobaczymy.
Tomofumi uśmiechnął się czule, przez co zrozumiałem jedno - cokolwiek postanowimy, będzie nam dobrze wszędzie. Byle razem.
The end

czwartek, 24 maja 2018

Under the Water VII

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: sceny przemocy
Notka autorska: Oczywiście walnęłam cliffhanger. Jestem złem wcielonym. ^^


Yuuji wpakował mnie do celi i przykuł kajdankami do ściany.
- Posiedź tu trochę, zaraz wrócę - stwierdził, głaszcząc mnie po policzku.
Zacisnąłem zęby. To była ta cela. Ta cela z mojego snu, który od kilku miesięcy śnił mi się przynajmniej dwadzieścia dziewięć razy.
Westchnąłem ciężko. Mój ogon zaczął wysychać. A co, jeśli wyschnie zupełnie?
Yuuji wrócił po pół godzinie z kocem, którym mnie przykrył.
- To tak, gdyby było ci zimno - stwierdził. - A teraz mnie słuchaj, rybko, bo mam dla ciebie ciekawą propozycję.
- Jaką? - udałem zainteresowanie.
- Będziesz moim kochankiem - oznajmił Yuuji. - Ewentualnie oddam cię do cyrku. Jest też opcja zabicia cię, jeśli będziesz niegrzeczny.
- Zostanę twoją osobistą kurtyzaną po moim trupie - warknąłem. - Mam swój honor.
- Mogę ci go łatwo odebrać - Yuuji uśmiechnął się lubieżnie.
- Niby jak to zrobisz, jeśli nie mam nóg? - nie do końca rozumiałem, jak on zamierzał mnie przelecieć.
- Zawsze nadal masz usta - odparł Yuuji i odwrócił się w stronę drzwi. - Przemyśl to jeszcze. Jeśli chcesz zachować życie.
I wyszedł.
...
Co on miał na myśli?
* * *
Zorientowałem się, że przysnąłem dopiero, gdy się obudziłem. Łuski na moim ogonie były już kompletnie wyschnięte. Nawet powoli zaczynały zmieniać kolor.
Usłyszałem hałasy z góry i szybkie kroki. Ktoś biegł po schodach, ktoś kogoś gonił, coś się stłukło. Co się tam dzieje?
Kroki, te ze schodów, zbliżały się do drzwi od celi. Yuuji?
Drzwi otworzyły się gwałtownie i tak jak myślałem, stanął w nich ten napalony arystokrata.
- Mój głupi kuzyn tu przyszedł - Yuuji złapał mnie za koszulę i podniósł. - Sprowadził ekipę ratunkową. Co cię z nim łączy, rybko?
- Nic - odparłem całkowicie szczerze.
- A chciałbyś?
- ...
- Odpowiadaj!
- ...
- Czyli tak - Yuuji rzucił mną o ścianę, przez co trochę mnie zamroczyło. - To dlatego nie chcesz mi się oddać. Wybrałeś jego.
Yuuji wyjął zza pazuchy broń. Miał na sobie złoto-czerwony strój.
Wiedziałem, jak to się skończy.
- Yuuji, nie! - zawołałem. - Poczekaj!
- Poczekać? - Yuuji zaczął się śmiać jak opętany i wycelował we mnie broń. - Na co?
W zasadzie racja. Niech strzela.
- Chociaż nie. Jeśli mnie chcesz zabić, to zrób to szybko - stwierdziłem, zamykając oczy.
- Oczywiście, że chcę - oznajmił Yuuji. - Jeśli ja nie mogę cię mieć, to nikt nie może - powiedział kompletnie bezemocjonalnym głosem i nacisnął spust.
Drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Hitomi! - usłyszałem krzyk Tomofumiego, który skoczył w moim kierunku i odepchnął mnie.
Poczułem metaliczny zapach krwi, ale nie ból.
Osłonił mnie.
Cholera jasna!
- Tomofumi! - pochyliłem się nad nim i ucisnąłem ranę na jego klatce piersiowej. - Patrz na mnie, Tomofumi. Nie odchodź, rozumiesz?
- Hitomi... - szepnął, łapiąc mnie za dłoń. - Majaczę, czy ty... Twój ogon...
Tomofumi zakaszlał krwią.
- Nogi... - powiedział głośniej.
Spojrzałem na swój ogon i... go nie zobaczyłem.
Byłem przykrytym kocem człowiekiem.
- Wysechł - zrozumiałem. - Wysechł!
Obwiązałem się kocem w pasie i wstałem, biorąc Tomofumiego na ręce.
Na początku trudno było mi zachować równowagę, ale w końcu ruszyłem przed siebie. Minąłem zdezorientowanego Yuujiego, który chyba miał tylko jeden nabój w magazynku, bo drugi raz nie strzelił. I nawet nie próbował mnie powstrzymać.

poniedziałek, 21 maja 2018

Under the Water VI

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: sceny przemocy
Notka autorska: Luzik, psu nic nie będzie.


- To był Yuuji - oznajmił Tomofumi, kiedy przypłynąłem się z nim spotkać. - Mój irytujący kuzyn. Ma obsesję na punkcie syren. Nie odpuści tak łatwo.
- Rozumiem - kiwnąłem głową. Spojrzałem na Tomofumiego. Coś go gryzło. Było to po nim widać. - Coś się stało?
- Myślałem, że już cię nie zobaczę - przyznał. - Że się przestraszyłeś i już nigdy tu nie przypłyniesz.
- Przepraszam, że cię zmartwiłem - powiedziałem. - Nie gniewasz się chyba, co?
- Nie. Rozumiem cię. Sam bym pewnie spanikował - zaśmiał się lekko histerycznie. - To by było do mnie podobne.
- Jesteś panikarzem?
- I to jakim! - zawołał. - W zasadzie, już się bałem, że coś ci się stało.
- Dlaczego? - nie rozumiałem zbytnio jego toku myślenia.
- Przyjaźnimy się, prawda? - Tomofumi uśmiechnął się czule. - Nie chciałbym stracić z tobą kontaktu z tak błahego powodu jak mój kuzyn.
- Racja - uśmiechnąłem się do niego, choć w głębi duszy martwiłem się niezmiernie, ponieważ wiedziałem, że Yuuji jeszcze przysporzy nam kłopotów.
* * *
Nasza przyjaźń z Tomofumim rozwijała się jak kwiaty na wiosnę. Chyba jakoś tak. Dobrze użyłem tego porównania? W każdym razie, czułem się, jakbym znał królewicza od zawsze. I pragnąłem jego przyjaźni, bliskości i, prawdę mówiąc, jego samego też.
Zakochiwałem się w nim coraz bardziej, coraz mocniej. Uwielbiałem jego delikatny uśmiech, głębokie i pełne blasku oczy oraz ten niski, przeszywający na wskroś głos. Mógłbym go słuchać godzinami, nawet jakby mi czytał tylko jakąś instrukcję obsługi.
I był też jego kuzyn. Zjawiał się na plaży, wypatrując mnie, gonił i usiłował porwać. Raz nawet mnie złapał, ale wyrwałem mu się, a narwany arystokrata dostał od Tomofumiego z pięści w twarz. Próbowałem nawet na spokojnie z kuzynem królewicza porozmawiać, ale jedyne, co osiągnąłem, to przekonanie się na własnej skórze, że ludzie rzeczywiście mają inne priorytety od nas.
* * *
Wracałem właśnie ze spotkania z Tomofumim, gdy usłyszałem plusk. Podniosłem wzrok i rozejrzałem się. Zobaczyłem Maa-kuna, który nieprzytomny spadał na dno oceanu. Musiał wypaść zza burty i stracić przytomność podczas uderzenia o taflę wody!
Podpłynąłem do niego i wziąłem na ręce, a wtedy wokół mnie podniosły się tabuny kurzu. Poczułem, jak coś mnie oplata i po chwili, trzymając kurczowo Maa-kuna przyciśniętego do klatki piersiowej, zrozumiałem, że jestem w sieci.
Zostałem wyrzucony na pokład statku rybackiego wraz z psem, który odzyskał przytomność i zaczął charczeć i warczeć.
- Ten przygłup wrzucił mnie do morza! - Maa-kun otrzepał się z wody. - Pan zrobi mu mielonkę z twarzy.
- Przygłup? - on chyba nie mówi o...
- Wspaniale - usłyszałem głos, a po chwili podszedł do mnie nie kto inny, jak Yuuji. Arystokrata złapał mnie za podbródek i nakazał na siebie spojrzeć. - Wiedziałem, że złapiesz przynętę.
- Nie dotykaj go! - Maa-kun rzucił się na łydkę Yuujiego, ale załoga go odciągnęła. - Puśćcie mnie, muszę rozszarpać mu tętnice!
- Głupi pies - mruknął Yuuji.
- A ty specjalnie ryzykowałeś jego życie, by mnie pojmać?! - zawołałem już naprawdę oburzony.
- To tylko zapchlony kundel - Yuuji wzruszył ramionami.
- Nie mam pcheł! - zawołał Maa-kun.
- Zawracamy, panowie! - rozkazał Yuuji. - Cała wstecz! Zadanie wykonane!
- Tak jest, panie kapitanie!
No to pięknie...

sobota, 19 maja 2018

Under the Water V

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: na razie brak
Notka autorska: Mam z powrotem laptopa. Miłego czytania. ^^


Ziemski świat stawał się coraz bardziej fascynujący. Począwszy od książek z obrazkami, przez zupełnie inny sposób wytwarzania pokarmów, kończąc na zwierzętach.
- Grzeczny piesek - pogłaskałem Maa-kuna po głowie i dałem mu ciasteczko. - Naprawdę ma smak wątróbki?
- Suszonej - odparł Maa-kun, żując ciastko. - Przy prawdziwej wątróbce to nie stało.
- Ale lubisz te ciastka?
- Oczywiście, że tak. Uwielbiam! - zawołał Maa-kun, merdając ogonem.
- Z czystej ciekawości, co odpowiedział? - spytał królewicz, siedzący na kocu.
- Że to nie smakuje jak świeża wątróbka, ale i tak to kocha - odpowiedziałem, a Tomofumi roześmiał się.
- Cieszę się, że się polubiliście - stwierdził i zaczął obierać nożem jakiś czerwony owoc.
- Co to jest? - spytałem.
- Jabłko - odpowiedział Tomofumi, podając mi kawałek. - Spróbuj.
- Dziękuję - kiwnąłem głową i ugryzłem kęs. - Słodkie.
- Owoce są słodkie, głównie przez zawartość fruktozy - wyjaśnił Tomofumi. - Mam też mandarynkę i truskawki. Chociaż mandarynki są dosyć kwaśne.
- Dlaczego?
- Chyba przez witaminę C - Tomofumi obrał mandarynkę ze skóry i podał mi jedną cząstkę.
- A do niej nie użyłeś noża - zauważyłem.
- Ma dostatecznie grubą skórkę, by nie trzeba było - Tomofumi podał mi jedną i drugą. - Widzisz? Ta od jabłka jest cieniutka. Chcesz truskawkę?
- A jest dobra?
- To najlepszy owoc na świecie - stwierdził, podając mi jedną.
- Nie trzeba jej obrać? - zdziwiłem się.
- Nie, truskawka jest w całości jadalna - Tomofumi uśmiechnął się promiennie.
Miał rację. Była pyszna.
- O bogowie, syrena! - usłyszeliśmy nagle.
Odwróciliśmy się gwałtownie, a mnie oblał zimny pot. To był ten mężczyzna ze snu. On go zabije!
- Uciekaj - Tomofumi przywrócił mnie do rzeczywistości. Kiwnąłem głową i wskoczyłem do wody, zanim biegnący w naszym kierunku mężczyzna zdążył mnie złapać.
* * *
Od miesiąca unikałem spotkań z Tomofumim. Bałem się, że jeśli znów się z nim zobaczę, mój sen się ziści, ale...
Tęskniłem. Tęskniłem za naszymi rozmowami, za atlasami, owocami i Maa-kunem. Ale głównie tęskniłem za samym Tomofumim, w którym pomału byłem coraz bardziej zauroczony. I ani trochę mi to nie przeszkadzało.
- Hitomi? - tata przysiadł się do mnie, kiedy czytałem książkę na kanapie. - Haine mi przekazał, że zaprzyjaźniłeś się z człowiekiem.
Zamarłem. Dlaczego mój lokaj nie umie dotrzymywać tajemnic?
- Powiedział mi o tym, bo podobno dawno już się z nim nie spotkałeś. Czy królewicz coś ci zrobił? Mam wypowiedzieć ludziom wojnę? - spytał tata.
Pokręciłem głową.
- Zobaczył nas ktoś inny - wyjaśniłem. - Tym człowiekiem była osoba z mojego snu i...
- Snu? Tego ze statkiem?
- Innego. Bardziej... Drastycznego - stwierdziłem.
- Drastycznego?
- Tom... Znaczy, królewicz w nim zginął. Przeze mnie - ostatnie słowa wypowiedziałem trochę ciszej.
- Och - tata zamilkł na chwilę. - Jesteś nim zafascynowany, prawda?
- Królewiczem? Trochę tak - przyznałem.
- Też fascynują mnie ludzie - tata spojrzał przed siebie, jakby coś sobie przypominając. - Nie bez powodu z jednym z nich się ożeniłem.
Zamrugałem.
Co takiego?
- Tato, o czym ty mówisz? - spytałem zdezorientowany. - Mama jest syreną.
- To, że jest teraz syreną, nie oznacza, że całe życie nią była - wyjaśnił tata. - Jej statek się rozbił, wszyscy zginęli. Tylko ona przeżyła. Była młoda, młodsza od ciebie. I poważnie ranna. Ale pod dobrą, magiczną opieką doszła do siebie.
- I magia zmieniła ją w syrenę?
- Nie było innej możliwości. Inaczej nie moglibyśmy się nią zaopiekować - kontynuował tata. - Ale ona nigdy nie tęskniła za powierzchnią. Nigdy nie lubiła swojej rasy.
- Dlaczego? Przecież ludzie są...
- Nie są - przerwał mi tata. - Nie wszyscy są dobrzy, Hitomi. I nie rozumieją odmienności. Żadnej. U nas syren może mieć różowy ogon i nikt nie zrobi z tego problemu, a u nich od razu wyzwą kogoś w różowych spodniach, albo chociaż trochę płaczliwego, od nie wiadomo kogo. A co dopiero, gdy ktoś jest z innego gatunku?
- Czyli ludzie są źli?
- Są inni - sprecyzował tata. - Mają inne priorytety. Inny sposób myślenia. Chcę po prostu, byś uważał. Byś był ostrożny. Jeśli twój sen okaże się prawdą, to co wtedy?
- Jestem ostrożny. Dlatego przestałem tam pływać - stwierdziłem.
- Bądź ostrożny wobec tego nieznajomego, Hitomi. Ale nie wobec królewicza - tata uśmiechnął się czule. - Jeśli go lubisz, jeśli mu ufasz, nie porzucaj tej przyjaźni. Tylko uważaj na innych. Oni mogą cię zranić.
- A nawet zabić - mruknąłem do siebie.

środa, 9 maja 2018

Under the Water IV

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: na razie brak
Notka autorska: A może jednak specjalnie was zostawię na dłużej bez wiedzy, co się stanie w ostatniej części? Jeszcze zobaczę. XD


Śmiech. Mężczyzna w złoto-czerwonym stroju stał z bronią wycelowaną prosto we mnie i zanosił się śmiechem szaleńca.
- Jeśli ja nie mogę cię mieć, to nikt nie może - powiedział kompletnie bezemocjonalnym głosem i nacisnął spust.
- Hitomi! - usłyszałem krzyk Tomofumiego, który skoczył w moim kierunku i odepchnął mnie.
Poczułem metaliczny zapach krwi, ale nie ból.
Osłonił mnie.
Usiadłem na łóżku, oddychając ciężko. Tomofumi, dlaczego miałbyś tak ryzykować? I dlaczego dla mnie? Nie po to cię uratowałem, byś teraz ginął!
Opadłem ciężko na poduszki. Posejdonie, chroń go. Chroń go przed każdym, kto wygląda tak jak mężczyzna ze snu...
Westchnąłem ciężko. Chyba jednak się od niego nie uwolnię.
* * *
Tomofumi siedział na piasku i wyglądał, jakby na mnie czekał. Zdziwiło mnie to, w końcu to ja miałem taki zamiar.
- Co się stało? - spytałem, podpływając do niego.
- Miałem nadzieję jeszcze raz cię zobaczyć - odparł całkowicie szczerze, uśmiechając się czule. - Nie masz mi tego za złe?
- Absolutnie nie, tylko zdziwiłem się twoją obecnością tutaj - wyjaśniłem. - Myślałem, że to ja będę musiał czekać na ciebie.
- Na mnie? Coś się stało? - zaciekawił się Tomofumi.
- Miałem kolejny sen - oznajmiłem. - Śniło mi się, że jakiś nieznany mi mężczyzna chciał mnie zastrzelić, ale...
- Ale?
- Osłoniłeś mnie. Osłoniłeś i... - jakoś nie mogło mi to przejść przez gardło.
- Poświęciłem się? To do mnie podobne - stwierdził Tomofumi. - Martwisz się o mnie?
- Uratowałem cię. Nie podoba mi się, że znowu jesteś w niebezpieczeństwie - wytłumaczyłem.
- To miłe - Tomofumi uśmiechnął się. - Martwisz się o osobę, której wcale nie znasz. To naprawdę miłe.
Tomofumi oparł się dłońmi o brzeg i spojrzał mi prosto w oczy.
- Zastanawiam się w sumie nad jednym. Możesz zrobić sobie nogi? - spytał.
- A ty możesz zrobić sobie ogon?
- Nie, a co?
- Masz odpowiedź - wzruszyłem ramionami. - Nie mogę odwiedzić twojego świata. Przykro mi.
- Zawsze to on może odwiedzić ciebie - stwierdził Tomofumi.
- Jak?
- Pokażę ci - Tomofumi otworzył torbę, którą miał ze sobą i podał mi książkę. Ale była dziwna. Kartki były białe, nie zielone, a znaków nie wyryto, tylko jakby nałożono czarnym atramentem na kartki. Aczkolwiek były tam obrazki, również naniesione na kartki.
- Co to za książka? - spytałem. - Magiczna? Można za pomocą niej używać białej magii?
- Nie, to najzwyczajniejszy atlas. Pomyślałem, że ci się spodoba - wytłumaczył Tomofumi. - Już ostatnim razem zauważyłem, że nie masz ochoty wyjść z wody i pomyślałem, że prawdopodobnie nie możesz. Więc przyniosłem ci kawałek mojego świata.
- Niezły z ciebie obserwator - zauważyłem. - Masz więcej takich książek?
- Atlasów? Całe mnóstwo - przyznał Tomofumi. - Przynieść?
- Jakbyś mógł - uśmiechnąłem się przyjaźnie. Zainteresowały mnie one. Jeśli pokazywały prawdziwe miejsca, to chyba na tym polegała ludzka magia.

wtorek, 8 maja 2018

Under the Water III

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: na razie brak
Notka autorska: Mam nadzieję, że uda mi się wrzucić tego fanfika, zanim oddam laptopa do naprawy. Oczywiście fanfika mam w fafnastu kopiach, nie bójcie się o to, tylko nie chcę, żebyście musieli czekać fafnaście lat na ostatnią część czy coś... XD
Btw, ta część jest trochę długa.

- Paniczu Hitomi, nie podoba mi się to, co panicz Hitomi robi - stwierdził Haine, nerwowo machając płetwami. - Niech panicz w tej chwili wraca do zamku! Panicza rodzice zakazali...
- Zakazy są po to, by je łamać - stwierdził Sizna.
Dobry Sizna, dostaniesz robaczka.
- Nie bój się, Haine - stwierdziłem, kładąc się na płaskim, wielkim głazie, trochę wystającym nad powierzchnię. - Nic mi tu nie grozi.
- Paniczu - Haine pociągnął mnie za koszulę. - Paniczu, ludzie. Ludzie!
- Zamknij się, bo cię usłyszą - Sizna zasłonił mu usta, a ja zsunąłem się z kamienia tak, by ludzie mnie nie zauważyli.
Chwileczkę... Czy to nie ten królewicz? I jego towarzysze...
- Naprawdę widziałem syrena, Vivi - oznajmił Toshi. - Też go widziałeś.
- To nie był syren, Toshi - mruknął Vivi. - Syreny nie istnieją.
- Też go widziałem - przyznał królewicz. - Ale wszyscy mówią, że to przez oberwanie sterem.
- I mają rację - stwierdził Vivi. - To tylko majaki. Toshi też się wystraszył i o, bredzi.
- Nie bredzę! - zawołał Toshi. - Mówię świętą prawdę.
- Ja ci wierzę - królewicz położył się na piasku. - Mogę nawet tutaj poczekać na tego syrena.
- W sumie był przystojny - Toshi zamyślił się na chwilę, a Vivi dał mu kuksańca w żebra. - No co?
- A ja to co?
- A ty jesteś śliczny - Toshi roztrzepał mu włosy. - To-san? Co tak patrzysz?
- Zdawało mi się... - królewicz wychylił się tak, że prawie mnie zobaczył, ale zanurkowałem. - Coś widziałem. Albo kogoś.
- Syrenkę? - spytał złośliwie Vivi.
- Sam zaraz zrobię z ciebie syrenkę - stwierdził królewicz. - Złapię cię i chlup! Wpadniesz do wody.
- Nie chcę - załkał Vivi.
- To nie bądź złośliwy - poprosił królewicz.
- Przepraszam... - powiedział Vivi. - Wracamy do zamku?
- Wracamy! - zawołał Toshi. - Dzisiaj na obiad makaron, musimy wracać!
I entuzjastycznie, ciągnąc Viviego za rękę, pobiegł do zamku, nawet nie zauważając, że królewicz został.
Młodzieniec podciągnął nogawki, zdjął buty i wszedł do wody.
Czy on idzie w moją stronę?
Nie, wydaje mi...
- Paniczu - Haine pociągnął mnie za włosy. - On tu idzie. Idzie tu. Idzie!
- Cicho, Haine - warknął Sizna.
Cofaliśmy się powoli, ale królewicz nie poddawał się nawet, jak zamoczył spodnie. I koszulę. I jak zabrakło mu gruntu.
Nie mogłem odpłynąć. Narobiłbym za dużo szumu. A poza tym, paraliżował mnie strach. I nie tylko strach...
Królewicz zanurkował i spojrzał na mnie, znajdując się pod wodą. Zlustrował wzrokiem mój ogon, po czym wyciągnął rękę w moją stronę.
- UCIEKAJ, PANICZU! - wrzasnął Haine. - UCIEKAJ, PÓKI ŻYCIE CI MIŁE!
- Zamknij się, Haine - Sizna trzasnął go płetwą w głowę.
Podałem dłoń królewiczowi, a on przyciągnął mnie do siebie, po czym popłynął w stronę brzegu. W tym momencie stwierdziłem, że jestem głupi. A co, jeśli on teraz sprzeda mnie do cyrku?
Królewicz usiadł na brzegu, a ja naprzeciwko niego, nadal w wodzie. Wolałem, żeby ogon mi nie wysechł.
- Więc miałem rację - stwierdził królewicz. - Jesteś syrenem.
- Zgadza się - przyznałem.
- Mam na imię Tomofumi - przedstawił się. - A ty?
- Hitomi - odpowiedziałem. - Oddasz mnie teraz do cyrku?
- Za żadne skarby - Tomofumi zaśmiał się krótko. - Uratowałeś mnie. Kim bym był, gdybym wysłał mojego wybawiciela do niewoli?
- Ludzie tak robią... - mruknąłem i poczułem, jak Haine ciągnie mnie za koszulę. - Haine, przestań.
Konik morski obrzucił mnie morderczym spojrzeniem i puścił moją koszulę z niechęcią.
- Twój zwierzaczek? - spytał Tomofumi.
- JA CI DAM ZWIERZACZKA, TY PRZEROŚNIĘTA MAŁPO! - zawołał Haine, usiłując chyba pogryźć królewicza, ale Sizna go odciągnął.
- Mój lokaj, Haine - odparłem.
- Wygląda na zezłoszczonego. Powiedziałem coś nie tak? - spytał.
- Nazwałeś mnie zwierzaczkiem - warknął Haine.
Nastała chwila ciszy.
- To... Powiedziałem? - Tomofumi spojrzał na mnie, na Haine, na Siznę i znowu na mnie.
- Odpowiedział ci - zwróciłem mu uwagę, lekko zdziwiony.
- A... - Tomofumi zaśmiał się histerycznie. - E... Hitomi, wiesz, jest taka sprawa...
- Hm?
- Ja nic nie usłyszałem - wyjaśnił.
A. No tak. To człowiek. Oni są głusi.
- Przepraszam - uśmiechnąłem się przepraszająco. - Nazwałeś go zwierzaczkiem.
- Oj. To źle? - Tomofumi spojrzał na nadal naburmuszonego Haine. - Wybacz, Haine.
Haine prychnął i nic nie odpowiedział.
- Wybaczył?
- Oczywiście - szturchnąłem konika morskiego w płetwę. - Haine jest pokojowo nastawioną rybką. Prawda?
Haine rzucił mi mordercze spojrzenie i znowu prychnął. Sizna tylko pokręcił z dezaprobatą głową.
- Mogę cię o coś spytać? - Tomofumi spojrzał na mnie z uwagą.
- Zależy, o co - odparłem.
- Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytał Tomofumi. - Jestem ci wdzięczny, ale... Jak się tam znalazłeś? Dlaczego ratowałeś kogoś, kto jest jednak innym gatunkiem? Rozmawiałeś z moimi przyjaciółmi i załogą. Nie bałeś się, że odkryją, kim jesteś?
- Nie myślałem w tamtej chwili o tym wszystkim - przyznałem. - Od dzieciństwa mi się to śniło.
- Co takiego?
- Że giniesz - wyjaśniłem. - Poza tym, ty też ryzykowałeś życie dla kogoś z nieswojego gatunku. Wróciłeś się po psa.
- Skąd wiesz, że... - Tomofumi zamarł na chwilę. - Chwileczkę. Tobie naprawdę to się śniło?
- Tak. Od zawsze - potwierdziłem. - Pewnie mi nie wierzysz.
- Wierzę.
- Dlaczego?
- Wiesz, w gruncie rzeczy rozmawiam z pół-rybą - Tomofumi wskazał na mój ogon. - Człowiekowi mógłbym nie uwierzyć. Ale istocie, która sama w sobie jest magiczna, czemu nie?
- W pewnym sensie to miłe z twojej strony - stwierdziłem. - Aczkolwiek chyba powinienem już wracać.
- Już? - Tomofumi wyglądał na zawiedzionego.
- Jak ktoś mnie zobaczy, może nie być taki tolerancyjny jak ty - wyjaśniłem. - Wolę nie ryzykować.
- Masz rację - Tomofumi kiwnął głową. - Spotkamy się jeszcze kiedyś?
- Kiedyś na pewno tak - uśmiechnąłem się przyjaźnie. - Do zobaczenia, królewiczu.
- Do zobaczenia - Tomofumi wstał, a ja zanurkowałem.
- Doigrasz się kiedyś, paniczu - warknął Haine, machając agresywnie płetwami. - Nie możesz być taki ufny w stosunku do ludzi.
- Dlaczego?
- Bo to ludzie! - zawołał Haine.
- Nie oceniaj nikogo przez pryzmat jemu podobnych - stwierdził Sizna. - To tak, jakbym twierdził, że wszystkie koniki morskie są wredne, bo ty taki jesteś.
- Ej!
Zaśmiałem się krótko i popłynąłem do domu. Musiałem się przespać. Ostatnio miałem zdecydowanie za dużo wrażeń.

niedziela, 6 maja 2018

Under the Water II

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi i Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "The Liitle Mermaid"
Ostrzeżenia: na razie brak
Notka autorska: Zorientowałam się, że możecie nie znać prawdziwych imion, ups.
Soan - Tomofumi
Ivy - Satoshi, skracane tutaj do Toshi
Sono - Haine
Resztę zostawiłam tak samo, bo albo jak w przypadku Hitomiego, imię = przydomek, albo sama nie wiem, jak się nazywają (jak Sizna i Vivi).


Kiedy wypłynąłem z domu, stwierdziłem, że wody rzeczywiście tego dnia były niespokojne. Sizna i Haine mi towarzyszyli. Ten pierwszy trajkotał non stop o Durze, drugi zaś usiłował mnie co jakiś czas namówić, byśmy jednak wrócili do domu. A moja głowa bolała coraz bardziej, na dokładkę serce zaczęło walić mi tak, jakbym miał dostać zawału.
Wypłynąłem na powierzchnię. Zobaczyłem czarne, złowrogo wyglądające niebo i wzburzoną powierzchnię oceanu. Sztorm okazał się prawdą. Już chciałem zanurkować z powrotem, kiedy zobaczyłem coś, co przyprawiło mnie o tak silne ukłucie w sercu, że aż na chwilę zabrakło mi tchu.
Statek! Ten statek ze snu! Na Posejdona, Neptuna i wszystkich bogów mórz i oceanów!
- Hitomi, co się dzieje? - spytał Sizna, ciągnąc mnie za koszulę. - Hitomi?
Nie słuchałem go. Patrzyłem na młodzieńca w błękitnym płaszczu, który w tym momencie odbiegł od szalupy ratunkowej.
Pies! Szuka psa! Wiedziałem, że szuka psa!
- Paniczu, czekaj, co ty robisz?! - zawołał za mną Haine, ale ja już płynąłem, jak najszybciej potrafiłem, w stronę statku.
Ten statek uderzy w skały! On zginie!
- Hitomi, uważaj! - usłyszałem krzyk Sizny, dzięki czemu w ostatniej chwili odskoczyłem od szalupy ratunkowej, która spadła tuż obok mnie. Złapałem brązowowłosego, zaskoczonego chłopaka za sweter w pieski i rzuciłem w ręce jego towarzyszy na szalupie.
Tata nie będzie zły. Od dawna uważa, że powinniśmy żyć w zgodzie z ludźmi. Ale będzie się bał, że przez to mieszkańcy lądu nas zjedzą w potrawce po grecku.
Popłynąłem dalej. Zobaczyłem tego młodzieńca tuż po tym, jak oberwał sterem.
- Nie! - zawołałem i złapałem go w ramiona. Ten spojrzał na mnie i stracił przytomność.
Wypłynąłem na powierzchnię i poszukałem wzrokiem szalupy. Była już dosyć daleko. Podpłynąłem do niej i podałem im ich zgubę.
- Kim jesteś? - spytał tylko drobny, blondwłosy chłopak o dużych oczach. Uśmiechnąłem się przyjaźnie i zanurkowałem. Usłyszałem krzyk, ktoś chyba usiłował za mną płynąć, ale...
- Nie, nie musisz. To syren.
- Syreny nie istnieją, Toshi.
- Istnieją. Właśnie jednego widzieliśmy.
- Nałykałeś się za dużo słonej wody...
Głowa przestała mnie boleć. Serce też. Czułem ulgę, spokój i szczęście.
- Coś ty narobił, paniczu? - przeraził się Haine. - Ludzie cię widzieli!
- Ten sen to była wizja - oznajmiłem. - Wizja, Haine. Ja m i a ł e m go uratować. Takie było jego i moje przeznaczenie.
- Ale ten dzieciak w swetrze widział twój ogon - zauważył Sizna. - Nie boisz się, że...
- Z tego, co słyszałem, nie wierzą mu - wzruszyłem ramionami i wróciłem do domu.
* * *
- Hitomi! - usłyszałem głos mamy, gdy drzemałem po całej tej akcji ratunkowej.
Otworzyłem oczy z lekkim niepokojem. Patrzyła na mnie, marszcząc brwi i tupiąc płetwą ogonową.
- Hitomi, dowiedziałam się od Haine, że uratowałeś dziś człowieka - oznajmiła. Westchnąłem ciężko.
- Czy to źle? - spytałem, a w tym momencie do mojego pokoju wpłynął tata.
- Manako, skarbie. Nie strofuj go tak - stwierdził.
- Jeszcze nawet nie zaczęłam - zauważyła mama.
- To nie zaczynaj - odparł tata. - Wiesz, k o g o on uratował?
- Kogo by nie uratował, to jesteśmy teraz w katastrofalnej sytuacji! - zawołała mama.
- Mana, cicho - mruknął tata. - Nasz syn uratował ludzkiego królewicza.
Mama zamrugała i spojrzała na mnie.
- Królewicza?
- Ja nic o tym nie wiem - stwierdziłem.
- Widzisz, książę królewicza uratował - podsumował tata.
Nie wspominałem, że jestem księciem, a mój dom to zamek? Nie? To pewnie dlatego, że mi też to nie odpowiada. No cóż.
- Czyli jeśli król ludzi się dowie, będziemy mogli się bez problemu ujawnić? - upewniła się mama.
- Ujawnić nie, ale na pewno zdobędziemy tym jakąś jego przychylność - odparł tata.
- A co z tym drugim? - spytałem. Rodzice spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Uratowałeś jeszcze kogoś? - zdziwiła się mama.
- Tak - kiwnąłem głową.
- Widział cię? - tata spojrzał na mnie uważnie. Przytaknąłem.
- Tu może być problem - zauważyła mama. - Co o tym myślisz, skarbie?
- Zobaczymy - tata podrapał się po głowie. - Hitomi, nie podpływaj zbyt blisko powierzchni, dopóki nie dowiem się, czy ten drugi czegoś nie wypaplał i jakie ma do tego faktu podejście.
Zgodziłem się. Coś czułem, że nie miałem większego wyboru.