Pairing: Tora&Akiya, w tle Isshi&Nao, Izumi&Shin, wspomniane Ao&Ryohei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, dramat, AU
Seria: "Waiting for the Moon"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Ostatnia część. Mam nadzieję, że się podobało. ^^
Mijały lata. Nowe pokolenie Kluczy i Pomocników nie było tak zżyte z nami, jak tamto stare. Czas wyleczył nasze rany po stracie przyjaciół, jednakże... Nigdy więcej nie śmialiśmy się z Nao, jedząc truskawkowe lody, nie słuchaliśmy ciekawych opowieści Isshiego przerywanych czasem złośliwymi docinkami, nie zjedliśmy naleśników Izumiego, który potem nie robił wyliczanki, kto ma zmywać i nie musieliśmy uspokajać Shina, gdy ten speszył się przez jakąś błahostkę i nigdy nie słyszeliśmy już jego nieśmiałego śmiechu.
Brakowało nam ich i to bardzo. Wiedzieliśmy, że pewnie są o wiele szczęśliwsi od nas, ale i tak... Bolało. Bolało nas to, że już nigdy ich nie zobaczymy.
I wtedy nastał ten dzień. Ten, w którym wszystko przestało mieć dla mnie znaczenie i stałem się tym ponurym Torą, którego znasz.
Pamiętam, że przebiłem wtedy jakiegoś wampira kołkiem. Odwróciłem się i zobaczyłem tylko pierwsze promienie słońca odbijające się w łuskach chimery...
- Masashi! - ten wrzask pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Następne, co pamiętam, to że leżałem na asfalcie, a Akiya się nade mną pochylał. Na policzek kapnęła mi z jego ust krew. Koszulę też miałem całą w krwi. Chimera dopiero po chwili wyciągnęła z niego swoją łapę, przez co Akiya upadł na mnie praktycznie już bez życia.
- Ty mendo - warknąłem, wstając. Pewnie gdybym nie był taki wściekły, nie zabiłbym tej chimery.
Gdy zwierzę padło, usłyszałem za sobą oklaski. Akiya siedział uśmiechnięty od ucha do ucha na chodniku i prawie się śmiał.
- Świetna robota, Masashi. Wracajmy do domu - Akiya wstał i podszedł do mnie, po czym złapał mnie za rękę.
- Ale ty... Ale jak? - zdziwiłem się, będąc przeświadczonym, że Akiya jednak żyje, bo nie rozumiałem jego zachowania. On tylko zaśmiał się i położył mi rękę na swoim sercu. Było... ciche.
- Wybacz, Masashi, ale nie mam zamiaru doprowadzać cię do takiego stanu emocjonalnego, jak Nao Isshiego. To nie w moim stylu - stwierdził, prowadząc mnie w stronę domu. - Chodź, wykąpiemy się, założymy ładne ubrania i pójdziemy na spacer. Nie patrz tak na mnie, bo zacznę chichotać przez twoją minę.
Kiedy wróciliśmy do domu, usiadłem w fotelu i patrzyłem, jak roześmiany Akiya szuka sobie czystych ubrań. Mnie zresztą też. Gdy już położył oba zestawy ubrań na kanapie, zsunął z ramion swoją koszulę w kratę i spojrzał na mnie przez ramię.
- Idziesz ze mną? - zapytał, podając mi dłoń. Złapałem ją i pozwoliłem zaprowadzić się do łazienki tak samo ufnie, jak dwieście lat wcześniej do jego mieszkania, gdy zaatakował nas chowaniec.
Zamknąłem oczy, wchodząc do ciepłej wody. Akiya znalazł się w wannie zaraz po mnie. Czułem jego gładką skórę, czułem, że jego ciało jest o wiele chłodniejsze, niż powinno, ale de facto on był już przecież martwy. Nie oddychał. Nie biło mu serce. Był jakby iluzją tego Akiyi, którego rano obudziłem pocałunkiem w policzek, a potem przyniosłem śniadanie do łóżka. Tego, który śmiał się z moich żartów przy śniadaniu, tego, który zaczął kolejny rysunek po obiedzie. Tego, który zasnął podczas czytania mangi i obudził się dopiero, gdy poczuł, że Drzwi się otworzyły.
- Ciepły jesteś, Masashi - szepnął Akiya, chłodnymi palcami przesuwając po moim ciele.
- Czujesz? - zdziwiłem się.
- Zmysły mi zostały - odparł Akiya, przymykając oczy. Jego dłoń wciąż błądziła po moim ciele, a ja przeczuwałem, gdzie się zaraz znajdzie. - Więc jeśli jeszcze raz chcesz...
- Do tego zmuszać mnie nie trzeba - stwierdziłem, po czym przyciągnąłem go do namiętnego pocałunku.
Pozwól, że resztę ci pominę. Słuchowiska porno raczej nie chcesz mieć, co? I znów się śmiejesz. A śmiej się, ale pamiętaj, że pierwszym zadaniem, jakie dostałaś, było umycie łazienki. To ciekawe, mina ci jakoś zrzedła, ha ha.
Wracając do mojej opowieści. Gdy już się ubraliśmy, wyszliśmy na dwór. Chłodny wiatr owiał nam twarze. Akiya trzymał w ręce teczkę z rysunkiem i kredkami. Chciał go dokończyć. Nigdy nie lubił zostawiać niedokończonych spraw.
Akiya zaprowadził mnie na wzgórze nieopodal naszego domu. Usiedliśmy na nim. Akiya zajął się swoim rysunkiem, jednocześnie rozmawiając ze mną na różne tematy. Nie padało jednak to zdanie, które musiało kiedyś zabrzmieć.
- Aki, czy ty... No wiesz... - zacząłem w końcu, patrząc na niego z dezorientacją.
- Nie, nie mam zamiaru stać się zombie - zaśmiał się głośno, odkładając rysunek. Był gotowy. - Masashi, ja tylko... Chcę zobaczyć Księżyc.
- Co?
- Księżyc, głuptasie. Ostatni raz chcę zobaczyć to blade światło - powiedział, uśmiechając się lekko.
- A więc poczekajmy - stwierdziłem. Było dopiero wczesne popołudnie, więc mieliśmy naprawdę dużo czasu.
Położyliśmy się na trawie i rozmawialiśmy, spokojnie czekając na Księżyc. A kiedy w końcu zapadł zmrok i blady blask oświetlił nasze sylwetki, zrozumiałem, że nadszedł ten czas.
Czas pożegnania.
- Masashi - Akiya usiadł i złapał mnie za rękę. Wstaliśmy. Spojrzałem mu prosto w oczy i pocałowałem mocno. Odsunął się ode mnie i usiłował się nie rozpłakać.
- Łzy nie są takie złe w tym momencie - powiedziałem cicho, głaszcząc go po policzku. - Kocham cię, Akiya.
- Ja ciebie też, Masashi - i w tym momencie dopiero się rozkleił. - Będziesz dobrym Kluczem, Masashi.
Fala waniliowej energii prawie zrzuciła mnie z nóg. No tak, zapomniałem, jak silnym Kluczem był Akiya i jak wielu mu to powtarzało. Spojrzałem na niego. Jego duszę okalały kwiaty wanilii. Po chwili zobaczyłem Izumiego i Shina.
- Akiya, mój przyjacielu - Shin wyciągnął do niego dłoń.
- Czas już iść - stwierdził Izumi, powielając gest Shina.
- Do zobaczenia, Masashi - szepnął Akiya. Wszyscy trzej uśmiechnęli się smutno i zniknęli. A ja zostałem sam na wzgórzu, nie czując zapachu, który towarzyszył mi od wieków. Za to czułem twój, choć nie byłem jeszcze gotów cię odnaleźć. W ręce trzymałem rysunek przedstawiający czerwoną pandę śpiącą z tygrysem w posłaniu dla kotów. Nigdy nie rozumiałem, co Akiya miał na myśli, tworząc swoje malunki.
Gdy wróciłem do domu, poczułem pustkę. Nie słyszałem śmiechu Akiyi, łazienka wciąż ociekała wylaną przez nas wodą, szafki nadal były pootwierane, a ubrania rzucone na pralkę. Nawet wieża przestała grać, bo płyta dawno się skończyła. Położyłem się na kanapie. Zrozumiałem, że zostałem sam. Nie pomagała nawet obecność naszych którychś z kolei chowańców. Samotność ogarnęła moją duszę i spowodowała, że dopiero następnego dnia postanowiłem cię poszukać. Dalszą część tej historii już znasz, Kyu - Tora westchnął, patrząc na swoją Pomocnicę z uwagą. - I co teraz zrobisz z tymi informacjami?
- Czy to, co opowiadał Isshi Sakurze, było podobne do tego, co usłyszałam? - zapytała Kyu, odgarniając błękitne kosmyki włosów z twarzy.
- Pewnie tak, ale on to mówił, będąc żywym - zaśmiał się Tora, siadając. Kyu spojrzała na niego z przerażeniem.
- Że co?
- Będziesz dobrym Kluczem, Kiyomi - Tora uśmiechnął się promiennie, a jego ciało rozsypało się w kwiaty wanilii, zaś energia prawie zrzuciła Kyu z krzesła.
- Nareszcie - usłyszała za sobą ciepły głos, a kolejna fala waniliowej energii zrobiła to, czego nie potrafiła ta pierwsza.
Odwróciła się. Stał przed nią, jak się domyślała, Akiya. Tora miał rację. Był piękny.
- Akiya - Tora wstał i podszedł do niego. - Jak reszta?
- Mają się świetnie - odparł Akiya. - Aoi i Ryohei chcą cię poznać. Nie mogą się wprost doczekać.
- Tam też pachniemy wanilią? - zapytał Tora, na co Akiya się roześmiał.
- Nie, kochanie, ten zapach to element świata żywych - odpowiedział Akiya, po czym spojrzał na zdezorientowaną Kyu. - Co tak patrzysz, dziewczynko?
- Ładny pan jest - palnęła Kyu, nie myśląc, co mówi. Ku jej zdumieniu, Akiya lekko się speszył.
- Dziękuję - powiedział cicho. - Em, Masashi? Chodźmy już może do reszty, bo jeszcze jakieś inne dziewczęta zaczną mnie podrywać.
- Oczywiście - Tora objął Akiyę ramieniem. - Do zobaczenia, Kyu!
Obaj pomachali dziewczynie na pożegnanie i rozpłynęli się w powietrzu.
Kyu wstała i poprawiła spódniczkę. Czuła zapach cynamonu. Czas znaleźć swoją Pomocnicę. Albo Pomocnika. Było jej wszystko jedno, jakiej będzie płci.
- Nowa przygoda się zaczęła - powiedziała pod nosem, zarzucając na ramiona czerwony płaszcz i wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.
The end