Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Można się przyzwyczaić do tego, że naszego przyjaciela już nie ma. Można nauczyć się żyć bez niego. Ale nie można zrobić jednego - zapomnieć.
Marszczę brwi, powoli wybudzając się ze snu. Zastanawiam się, co mnie właściwie obudziło. Po chwili, dosyć długiej chwili, dochodzę do wniosku, że to był twój krzyk.
Otwieram oczy. Siedzisz na łóżku, kurczowo zaciskając palce na kołdrze. Drżysz od płaczu, cały się trzęsiesz jak młode drzewo na wietrze.
Wiem, dlaczego tak jest. To dzisiaj. Rocznica śmierci Zilla. Zawsze wtedy śni ci się koszmar. Zawsze ten sam. Pamiętasz? Rok temu mi go opowiedziałeś.
Biegniesz, widząc Zilla na skraju przepaści. On cię woła. Mówi, że chce z tobą porozmawiać, przytulić, uśmiechnąć się do ciebie po raz ostatni. Więc biegniesz. Brakuje ci tchu, ale nie zwalniasz. Kiedy wyciągasz rękę, Zill cofa się o krok i spada. Patrzysz w dół, ale jego już nie ma, zabrała go ciemność. Wtedy czujesz, jak grunt osuwa się spod twoich nóg. Ale twoja otchłań nie jest mroczna i zimna. Jak to określiłeś, to jest po prostu bezkresne niebo. Wokół fruwają białe płatki wiśni. Ten krajobraz jest piękny, ale zdajesz sobie sprawę, że Zill zniknął w ciemności, że ty nie zdążyłeś się z nim pożegnać, choć miałbyś taką możliwość, gdybyś złapał go za dłoń chwilę wcześniej. Dlatego właśnie mimo wszystko czujesz ogromną pustkę i nie potrafisz zachwycić się tym, co widzisz. To sprawia, że w końcu spadasz. I wtedy budzisz się z krzykiem. Zawsze tego samego dnia od czterech lat.
Wiem, że przez pierwszy moment nie powinienem cię przytulać. Nie chcesz tego. Kiedy pierwszy raz to ci się przyśniło, odepchnąłeś mnie i syknąłeś, bym cię zostawił. Że nie chcesz, by ktokolwiek cię dotykał. Potem siedziałeś skulony na łóżku i płakałeś, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić. Twój przesycony nienawiścią do świata głos dzwonił mi w uszach. Chyba nigdy wcześniej się do mnie nie odezwałeś takim tonem, choć znałem cię przecież od wielu lat. To zabolało. A bolało jeszcze bardziej, bo chciałem jakoś uspokoić łzy płynące po twoich policzkach, a okazało się, że mi nie wolno...
Nie wiem, ile minut wtedy minęło. Po prostu siedziałem i patrzyłem, jak płaczesz, a w sercu coś mnie kłuło i to bardzo mocno. Nienawidzę bezsilności.
W końcu trochę się uspokoiłeś. Nadal drżałeś, ale łzy nie leciały ci już tak gęsto po policzkach i miałeś bardziej wyrównany oddech. Spojrzałeś na mnie. Chyba zobaczyłeś lekki strach w moich oczach, bo mnie przeprosiłeś. Wyjaśniłeś, że kiedy przyśni ci się tak silny koszmar, każdy dotyk sprawia, że czujesz jakiś wewnętrzny ból. Nie potrafiłeś tego wytłumaczyć. Ale mnie przytuliłeś. Objąłem cię ramionami i przyciągnąłem do siebie. Nawet tylko cię tuląc, czułem, jak mocno bije ci serce. Byłeś taki przerażony. Nie chciałem nigdy więcej tego oglądać. Nigdy więcej słyszeć twojego szlochu, ale...
...rok później było to samo. A za trzecim razem w końcu zdobyłeś się na odwagę, by mi opowiedzieć ten traumatyczny sen. Wtedy zrozumiałem, jak silnym przeżyciem była dla ciebie śmierć Zilla. Że uderzyło to w ciebie silniej ode mnie. Że do dzisiaj obwiniasz się za to, iż przyjechałeś wtedy do szpitala te kilka minut za późno.
- Soan? - patrzę na ciebie ze zmartwieniem. Zastanawiam się, czy to już czas, by cię przytulić, czy może zrobić to za chwilę. - Soan, słyszysz mnie?
Kiwasz głową. Obaj wiemy, że to nie tylko odpowiedź na pytanie, ale także przyzwolenie na to, bym mógł cię dotknąć. Łapiąc cię za dłoń, rozluźniam uścisk twoich palców na kołdrze. Są zimne. Zawsze, jak się czymś stresujesz, marzną ci ręce.
- Już dobrze, Soan. Jestem przy tobie - mówię spokojnie, wiedząc, że mógłbym ci przeczytać jakąś instrukcję obsługi, a i tak byś się uśmiechnął delikatnie przez łzy. Po prostu chcesz słyszeć mój głos. Wiedzieć, że nie zniknąłem jak Zill.
- Hitomi - mówisz cicho. Dziwi mnie to. W poprzednich latach nie odzywałeś się tak szybko. Zazwyczaj robiłeś to dopiero, gdy już się do końca uspokoiłeś. - Przeżyj mnie.
- Co?
- Masz umrzeć po mnie - patrzysz na mnie stanowczym wzrokiem. - Nie przeżyłbym twojej śmierci. Nie wolno ci umrzeć przede mną. Zrozumiałeś?
- Soan - uśmiecham się czule, przytulając cię do siebie. - Za pięćdziesiąt lat, kiedy przyjdzie na nas czas, umrzemy razem. Żaden z nas tego drugiego nie zostawi.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Wtulasz się we mnie. Ten dzień, dwudziesty trzeci lipca, jest jedynym w roku, kiedy to ja muszę opiekować się tobą. Twoje skrzydła, pod którymi się zazwyczaj chowam, tego dnia łamią się i tylko ja jestem w stanie je wyleczyć. Nikt inny nie potrafi tego zrobić, ponieważ to mi dałeś moc ich regeneracji. I nikomu innemu jej nie oddam.
The end