Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Kaeya&Lumine, w tle Albedo&Sucrose
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis przemocy i cierpienia psychicznego
Notka autorska: Napisałam tego fika już jakiś czas temu, ale mam sklerozę wrodzoną i zapomniałam w ogóle o tym, żeby go dodawać.
- Czytasz to po raz piąty dzisiaj, Kaeya - zauważyła Lisa, opierając się o stolik, przy którym siedział jej przyjaciel. - A przynajmniej tyle naliczyłam.
Kaeya podniósł na nią wzrok znad listu, który dostał od Lumine.
- Właściwie to drugi - sprostował. - Pierwszy raz przeczytałem go w nocy. Teraz czytam w ramach przerw w pracy.
- Antidotum działa, swoją drogą? - spytała Lisa, siadając obok niego. - Martwię się o ciebie, słoneczko.
- Nie musisz, już praktycznie nie ma nawrotów - skłamał Kaeya, uśmiechając się do niej i składając list na pół. - Myślisz, że mógłbym jechać na ekspedycję?
- Ekspedycję?
- Do Liyue - wyjaśnił Kaeya, kładąc nogi na stole.
Każdemu innemu Lisa zwróciłaby uwagę, ale to był Kaeya.
- Gdybyś wymyślił poważny cel... - bibliotekarka zastanowiła się dobrą chwilę.
- Och, mam już plan - Kaeya uśmiechnął się do niej. - Lumine napisała mi, że miała nieprzyjemne starcie z pewnym Harbingerem z Fatui. Oskarżonym o zamordowanie Rex Lapisa.
- Archona Geo? - zdumiała się Lisa.
- Owszem - przyznał Kaeya. - Myślałem, że wiesz o jego śmierci. Wszyscy o tym mówią.
- Wiedziałam, ale kto mógłby mieć możliwości zamordowania boga? - sprecyzowała Lisa.
- Tego chcę się dowiedzieć - odparł Kaeya, biorąc nogi ze stołu i wstając. - Część o wydarzeniach w Liyue Lumine napisała wręcz szyfrem. Mam pewne podejrzenia, co może oznaczać "góra postanowiła zostać jedynie głazem - wielkim, ale wciąż tylko głazem", ale wolę jej spytać osobiście.
- Porozmawiam z Jean - obiecała mu Lisa. - Swoją drogą, słoneczko?
- Hm?
- Venti was widział - Lisa poklepała go po ramieniu. - I być może powiedział o tym dokładnie każdemu, kto akurat pewnego wieczora był w Cat's Tail.
- ...widział?
- Naprawdę? Na trawie? - Lisa zachichotała.
Kaeya poprzysiągł sobie, że udusi Ventiego gołymi rękami.
...
Albo nie. Lepiej nie być drugim Tartaglią.
* * *
- Jeśli kogoś ze sobą weźmiesz, możesz jechać - oznajmiła Jean. - Tylko nie pakuj się niepotrzebnie w kłopoty i uważaj, żebyś znowu...
- Tak, tak, wiem - Kaeya uśmiechnął się lekko, machając ręką. - To kogo mam wziąć?
- Najlepiej kogoś doświadczonego - Jean wstała od biurka. - I z wizją.
- Czyli chcesz, żebym zabrał tylko jedną osobę?
- A zabrałbyś kogokolwiek, gdybym ci nie kazała? - odpowiedziała Jean pytaniem na pytanie, zaplatając ręce za plecami.
Kaeya zaśmiał się nerwowo.
- No właśnie - Jean spojrzała przez okno. - Dlatego lepiej, jak to będzie kto będzie w stanie cię ochronić. Bo że ty obronisz jego, nie mam wątpliwości.
- Amber? - zaproponował Kaeya. - Myślę, że jest na tyle odpowiedzialna...
- Amber wyruszyła wczoraj do Sumeru - odparła Jean. - Akademia potrzebuje książek z naszej biblioteki. Hertha i kilku jej ludzi z nią jadą, jeśli pytasz.
Rozległo się pukanie do drzwi.
Spokojne i delikatne.
Kaeya dobrze wiedział, kto tak puka.
- Proszę - Jean pozwoliła tej osobie wejść.
Drzwi otworzyły się powoli i w progu stanął Albedo, trzymając w ręce bardzo grubą teczkę.
- Dzień dobry, Szanowna Pani Jean - Albedo zamknął za sobą drzwi. - Witaj, Kaeya.
- Dzień dobry, sir Albedo - Jean uśmiechnęła się do niego. - Co się takiego stało, że przychodzisz osobiście? Zazwyczaj przysyłasz Timaeusa.
- Nic takiego - Albedo odwzajemnił uśmiech. - Potrzebuję zgody na ekspedycję. Ewentualnie kogoś, kto zawiezie tę teczkę do Liyue.
Jean i Kaeya spojrzeli na siebie.
- Pojedziecie razem - oznajmiła. - Sir Kaeya i ty, sir Albedo.
Alchemik spojrzał najpierw na Jean, a później na kapitana kawalerii.
- Oczywiście - kiwnął głową. - Powiadomię Sucrose i Timaeusa. Kiedy wyjeżdżamy, sir Kaeya?
- Pojutrze?
- Muszę dostarczyć te ilustracje w przeciągu tygodnia. Mam nadzieję, że zdążymy - oznajmił Albedo. - Ale lepiej się rzetelnie przygotować do wyprawy. Inaczej coś mogłoby pójść nie tak. Do zobaczenia.
Alchemik wyszedł z gabinetu, a jego płaszcz zafalował za nim jak skrzydła.
- Problem rozwiązany - zaśmiał się Kaeya. - Idę spakować potrzebne rzeczy.
- Oczywiście - Jean usiadła za biurkiem. - Kaeya?
- Hm?
- Mógłbyś przy okazji z nim porozmawiać? - spytała Jean, udając, że przegląda papiery.
- O czym?
- O Sucrose - wyjaśniła.
- Mam go namówić, żeby jej pomógł z jej uczuciami do Razora? - spytał Kaeya.
Jean pokręciła głową.
- Porozmawiaj o tym najpierw z Noelle, ona wie więcej - oznajmiła, składając papiery. - Proszę.
- Oczywiście. Wszystko dla Szanownej Pani Jean - Kaeya uśmiechnął się i wyszedł z jej gabinetu.