Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Kaeya&Lumine, w tle Zhongli&Xiao
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis przemocy i cierpienia psychicznego
Notka autorska: Wparcie emocjonalne w postaci małej dziewczynki? Oczywiście.
Lumine wróciłaby do Wangshu Inn wcześniej, gdyby Mitachurl z wielkim głazem zamiast tarczy jej nie znokautował. Obudziła się na trawie, a światło księżyca oślepiło ją na chwilę. Leżała tak przez moment, kiedy usłyszała kroki. A tak dokładniej tupot trzech par stóp.
- Lumine! - usłyszała i miała wrażenie, że się przesłyszała.
Ledwie usiadła, już została mocno przytulona przez silne ramiona. Poczuła intensywny zapach kalii i wina.
- Kaeya? - spytała zdziwiona, gdy ten tulił ją mocno do siebie. - Co ty tu robisz?
Miała wrażenie, że jej ukochany drży. Przytuliła go i podniosła wzrok. Zobaczyła Zhongliego i Xiao. Drugi z nich rozpłynął się w powietrzu, po tym, jak zmierzył ją wzrokiem.
- Co się stało, Kaeya? - spytała, odsuwając go od siebie.
Odsłonięte oko Kaeyi było zamknięte. Kapitan oddychał nieregularnie, mocno ściskając dłoń Lumine.
- Kaeya?
- Nie strasz mnie tak więcej - poprosił cicho, przytykając dłoń do drżących ust. - Chodźmy stąd.
Kaeya prawie natychmiast wstał i wziął Lumine na ręce, co ani trochę jej się nie spodobało.
- Postaw mnie, mogę iść sama!
- Masz całą sukienkę we krwi i sądząc po reakcji Paimon, byłaś nieprzytomna dość długo. Ciesz się, że ten Mitachurl nie przerobił cię na jajko sadzone.
- Przyjechałeś do Liyue tylko po to, żeby mnie pouczać?
- Właściwie to nie - Kaeya przytulił ją do siebie. - Nie było cię w Mondstadt trzy miesiące. Stęskniłem się i szukałem odpowiedniego pretekstu. A twój list nadawał się do tego idealnie.
- Byłam pewna, że napisałam tam wszystko na tyle wyraźnie, byś nie musiał mnie pytać o to osobiście - Lumine wtuliła się w jego klatkę piersiową.
- Napisałaś w nim tyle, że od razu wpadł na to, kim jestem - zauważył Zhongli.
Lumine spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Napisałam tylko, że góra postanowiła zostać jedynie głazem - sprecyzowała Lumine.
- Trzeba było nie zaznajamiać mnie z Ventim - Kaeya parsknął śmiechem.
Lumine westchnęła.
- Wpadłeś na to przez Ventiego?
- Kolorowe końcówki włosów, oczy w tym samym kolorze, źrenice wyglądające, jakby były jaśniejsze od tęczówek - wyliczył Kaeya. - Swoją drogą, ty im nie mówiłaś o mnie kompletnie nic. Ranisz mnie.
- Interesujące - mruknął Zhongli, wciąż idąc obok nich. - Sądząc po waszych reakcjach, zwłaszcza po twoich, kapitanie Kaeya, jesteście razem, prawda?
- Owszem - Lumine przymknęła oczy. - Ale nadal nie rozumiem, dlaczego się tutaj zjawił.
- Nie mogłem się stęsknić?
- Masz obowiązki - zauważyła Lumine.
- Wykorzystałem okazję - Kaeya wzruszył ramionami. - Albedo akurat jechał do Liyue. Rozstaliśmy się kilometr od Wangshu Inn.
- Jechał?
- Konno. Główny Mistrz Varka jakiś czas temu odesłał kilku moich ludzi wraz z końmi. Powinniśmy się kiedyś przejechać - Kaeya wniósł Lumine po schodach i wszedł do windy.
- Nie widziałem żadnego konia w pobliżu Wangshu Inn - zauważył Zhongli, podchodząc do nich.
- Och, bo mój opryskliwy, nazywający Lorda Barbatosa przeklętym, uważający się za lepszego od innych brat postanowił mnie śledzić - Kaeya zaśmiał się, widząc lekko zakłopotaną minę Zhongliego. - Jestem adoptowany, jeśli chcesz spytać.
- Diluc cię śledził? - zdziwiła się Lumine.
- Zostawiłem go z Albedo. Chyba obaj się nie spodziewali, że to zrobię.
- Kaeya! Oni się pozabijają! - oburzyła się Lumine i jęknęła.
Chyba miała pęknięte żebro.
- Oj, Diluc będzie miał trudne zadanie, jeśli spróbuje zabić Albedo - odparł Kaeya. - Uwierz mi.
- A Albedo?
- Mógłby go zabić jednym palcem, gdyby chciał - Kaeya wzruszył ramionami. - Ale tego nie zrobi.
- Dlaczego?
- Bo zanim załapie złośliwości Diluka, zdążą dojechać do Liyue Harbor i wrócić - Kaeya zaśmiał się, wchodząc do swojego pokoju. - Nie wiem, gdzie masz klucze, więc położę cię tutaj, dobrze?
- O ile ze mną zostaniesz - Lumine chwyciła go za dłoń. - Cieszę się, że cię widzę, Kaeya.
- Cieszę się, że nadal żyjesz - Kaeya pocałował ją w czoło.
Zhongli oparł się o framugę.
- Ach, młodzi - zaśmiał się, patrząc na nich. - Xiao powinien zaraz wrócić. Mam nadzieję, że czujesz się wystarczająco dobrze, by na niego poczekać, Lumine?
- Właściwie, gdzie on poszedł? - spytała podróżniczka.
- Po kogoś, kto cię uleczy. To nie wyglądało zbyt dobrze - odparł Zhongli.
Po chwili Xiao zjawił się w masce yakshy, trzymając za rękę dziewczynkę, której Kaeya się tutaj kompletnie nie spodziewał. A przynajmniej nie w tej chwili.
- Qiqi? - wyszeptał i chyba trochę zbyt mocno ścisnął przy tym dłoń Lumine, bo ta aż syknęła.
Trudno zapomnieć mu było kogoś, kogo po raz pierwszy spotkał jako dziesięcioletnie dziecko. On dorósł, ona nie.
Trudno mu było również zapomnieć kogoś, kto kiedyś uratował mu życie.
I trudno było mu zapomnieć kogoś, komu jako jedynemu przyznał się, że wolałby to życie stracić.
- Dałam sobie polecenie, żeby tu przyjść i pomóc - odparła Qiqi. - Co się stało, Lumine?
- Pamiętasz moje imię? - zdziwiła się Lumine.
- Zapisałam sobie w notesie - wyjaśniła Qiqi, siadając obok niej, po czym zamrugała i spojrzała na Kaeyę.
On wpatrywał się w nią cały czas.
- Diamentowe źrenice - powiedziała powoli, kładąc dłonie na brzuchu Lumine. - Uleczę cię, ale zrobi ci się chłodno. Powiedz, jak mam przestać, dobrze?
- Dobrze - podróżniczka kiwnęła głową.
Rozbłysło jasnobłękitne światło, które oplotło ciało Lumine. Po chwili jej rany się zagoiły i poczuła się o wiele lepiej.
- Możesz jeszcze czuć skutki przez jakiś czas, ale nic poważnego już ci nie jest - odparła Qiqi, wyciągając swój notes i zapisała sobie coś na ostatniej wolnej stronie.
Kaeya zajrzał jej przez ramię.
"Jeden z Adeptów przyprowadził mnie do Lumine, która była ranna. Uleczyłam ją. Muszę sprawdzić w spisach wspomnień wzmianki o diamentowych źrenicach, bo mam wrażenie, że już je wiele razy widziałam."
- Czemu mnie pan tak obserwuje? - spytała Qiqi, patrząc na Kaeyę i położyła mu dłoń na ramieniu. - W pana żyłach płynie trucizna. Został pan otruty?
- Trzy miesiące temu - odpowiedziała za niego Lumine. - Dziękuję za pomoc, Qiqi. Nie była aż tak potrzebna, ale...
- Myśleliśmy, że umarłaś - przerwał jej Xiao. Zhongli objął go ramieniem.
- Zmartwiłeś się?
- Zamknij się.
- Och, Xiao, nie musisz się wstydzić, że masz przyjaciół.
- Powiedziałem, żebyś się zamknął.
- W sumie zachowują się trochę jak stare, dobre małżeństwo - zauważył Kaeya.
- Po dwóch tysiącach lat razem też byś się tak zachowywał - Lumine przysunęła się do niego.
Kaeya najpierw nie zareagował.
Dopiero po chwili w jego głowie coś kliknęło i zmarszczył brwi.
- Dwa tysiące lat razem? - powtórzył powoli.
- Coś koło tego, nie bardzo chce nam się liczyć - mruknął Xiao.
- Ja pamiętam dokładną datę i rok - lekko oburzył się Zhongli.
- A czego ty n i e pamiętasz?
Zhongli jedynie się zaśmiał.
Kaeya spojrzał na Qiqi, która uparcie szukała czegoś w notesie.
- Co się stało, Qiqi? - spytał.
- Pamiętam, że gdzieś miałam to zapisane - odparła, po czym wyciągnęła z kieszeni znak zaklinający. - Tak, to będzie to - przykleiła mu znak do czoła.
- Qiqi, co ty robisz? - zdziwiła się Lumine.
- Qiqi, odpowiedz na... - zaczął Zhongli, ale przerwał, bo w tym momencie w pokoju rozbłysło jasnobłękitne światło.
Kaeya poczuł, jakby jego krew zamarzła na chwilę. Chłód był całkiem przyjemny, ale jednocześnie dziwnie niepokojący.
Spojrzał na Qiqi, która odkleiła z jego czoła znak zaklinający i spokojnie włożyła go z powrotem do kieszeni.
- Qiqi? - Zhongli uważnie zmierzył ją wzrokiem. - Co zrobiłaś?
Qiqi położyła dłoń na ramieniu Kaeyi.
- Wyparowała - odparła, zeskakując z łóżka. - Próbowałam jeszcze naprawić pana oko, ale tamta trucizna była o wiele silniejsza i bardziej złożona.
Kaeyę przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Dziękuję, że mi pomogłaś - uśmiechnął się do niej przyjaźnie i wyciągnął z kieszeni buteleczkę z antidotum. - Proszę. Mi już nie będzie potrzebna.
- Na pewno doktorowi Baizhu się przyda - Qiqi posłała mu delikatny uśmiech.
- Czemu nikt nie mówi Paimon, że już tu jesteście?! - zawołała wróżka, wlatując do środka. Obleciała wzrokiem wszystkich obecnych i westchnęła. - Zero szacunku dla uczuć Paimon...
Kaeya jedynie się zaśmiał i spojrzał na Lumine. Podróżniczka była po raz pierwszy od wielu miesięcy spokojna.
Jej ukochanemu mężczyźnie już nic nie zagrażało.