Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Kaeya&Lumine, w tle Zhongli&Xiao
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst, hurt/comfort
Seria: "Light&Ice"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis przemocy i cierpienia psychicznego
Notka autorska: Być może znalazłam sposób na to, żeby pamiętać o tych fikach.
Kiedy Kaeya dotarł na miejsce, było już ciemno. Wjechał na piętro windą i stwierdził, że w Mondstadt też przydałaby się taka innowacja. Zwłaszcza w dzwonnicy. Wdrapanie się tam po chodach to koszmar...
Recepcjonistka nieco przysypiała przy blacie, na którym leniwie przeciągał się czarno-biały kot.
- Dobry wieczór - Kaeya podszedł do kobiety, a ona potrząsnęła głową, żeby się obudzić.
- Dobry wieczór - przywitała go. - Z daleka?
- Z Mondstadt.
- Na jedną noc?
- Na razie tak - Kaeya oparł się łokciami o blat. - Mam pytanie. Widziała może pani młodą kobietę z latającą wróżką?
- Tę podróżniczkę? - spytała recepcjonistka. - Tak, widziałam. Po co panu potrzebna ta informacja?
- Chciałem wiedzieć, czy jest bezpieczna - odparł Kaeya.
- W tym momencie jej nie ma - oznajmiła recepcjonistka. - Poprosiłam ją, żeby zajęła się Hilichurlami w pobliżu, ale jeszcze nie wróciła.
- Poczekam - odparł Kaeya, wyjmując z sakiewki morę. - Ile się należy za noc?
- 400.
Recepcjonistka wzięła od Kaeyi morę i wrzuciła do skrzynki. Podała mu klucz. Kaeya wszedł po schodach i kiedy otwierał drzwi od swojego pokoju, poczuł na sobie czyjś wzrok.
Odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył. Jednak to niepokojące uczucie nie zniknęło. Wszedł do pokoju i odstawił torbę. Nie czuł już, że coś jest nie tak, ale spokoju mu nie dawał ten niepokój wcześniej.
Wyszedł z pokoju i znów to poczuł. Jakby go ktoś obserwował. To nie mógł być Diluc, jego brat nie był aż tak dobry w ukrywaniu się w cieniu.
Ten ktoś był w tym mistrzem.
Kaeya zacisnął palce na rękojeści miecza. Drugą dłonią nieco ochłodził powietrze. Zaczął widzieć swój oddech. I usłyszał, jak ktoś swój wstrzymuje.
- Kim... - zaczął, ale nie dokończył, bo coś ze świstem przeszyło powietrze.
Wyciągnął miecz i zderzył go z jadeitową włócznią. Złote oczy jej właściciela prześwidrowały go na wskroś.
To nie był człowiek. A na pewno nie do końca. Jego uszy były nieco spiczaste. Włosy dwubarwne, w odcieniach zieleni. Ramię ozdobione tatuażami.
Był niski, może trochę wyższy od Albedo, ale równie umięśniony, co alchemik. A siły miał więcej, o wiele więcej.
- Kim jesteś? - spytał Kaeya.
- To ja o to powinienem spytać - odparł ten dziwny, młody mężczyzna. - Dlaczego wypytujesz o Lumine?
- Xiao? Gdzie zniknąłeś? - rozległ się niski, bardzo spokojny głos. - Miałeś tylko coś sprawdzić, a nie ma cię...
Na schodach zjawił się wysoki, naprawdę wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Dobrze zbudowany, o lśniących, bursztynowych oczach i końcówkach włosów w zbliżonym odcieniu.
Kaeyę zamurowało. Widział już wiele razy taką osobę. Mógł sobie spokojnie wyobrazić, jakby ten mężczyzna wyglądał, jak to nazwał w myślach, w kolorystyce Ventiego.
"Góra postanowiła zostać jedynie głazem - wielkim, ale wciąż tylko głazem."
- Xiao, opuść włócznię - mężczyzna położył dłoń na ramieniu młodzieńca. - Nie wypada atakować gości.
- Wypytywał Verr Goldet o Lumine - odparł Xiao. - Ma przepaskę na oku i wydaje się podejrzany. Nie ufam mu. Poza tym, spójrz na jego źrenicę. Nie mówi ci to czegoś, Zhongli?
- Opuść włócznię - powtórzył Zhongli, kompletnie ignorując pytanie Xiao.
Ten, po chwili wahania, wykonał jego polecenie.
- Czego od Liyue chce Khaenri'ah? - spytał Zhongli, zupełnie zmieniając ton głosu.
Kaeya schował miecz.
- Jestem z Mondstadt - powiedział spokojnie.
- Mieszkańcy Mondstadt nie mają diamentowych źrenic.
- Ludzie nie mają kolorowych końcówek włosów.
- Ty... - Xiao chciał znowu przystawić mu włócznię do gardła, ale Zhongli go powstrzymał.
Podszedł do Kaeyi i spojrzał mu prosto w oczy.
- Zawrzyjmy kontrakt - powiedział. - Ja nic nie powiem o tym, kim ty jesteś, a ty nie będziesz dociekać, kim jestem ja.
- Piję co tydzień wino z Lordem Barbatosem. Naprawdę nie musisz mi grozić, żebym wiedział, iż wolicie zachowywać waszą tożsamość w tajemnicy - odparł Kaeya.
- Chwileczkę - Zhongli odsunął się od niego. - Znasz Barbatosa?
- Tak.
- I Lumine.
- Tak.
Zhongli odwrócił się do Xiao. Ten wyglądał na kompletnie zdezorientowanego.
- Kim jesteś? - spytał Zhongli.
- Nazywam się Kaeya Alberich, jestem kapitanem kawalerii Rycerzy Favoniusa i przyjechałem odwiedzić naszą Honorową Panią Rycerz - odparł Kaeya. - Ale nie spodziewałem się, że spotkam przy tym boga i...
- Adepta - wyjaśnił Xiao. - Jeśli wiesz, kim są Adepci.
- Wiem. Lumine opisała mi was w liście. Miło mi poznać jednego z nich. Dwóch, bo z tego, co pamiętam, Bóg Kontraktów też zawsze był za niego uznawany - Kaeya uśmiechnął się do nich przyjaźnie. - Jeśli już przestaliśmy grozić sobie bronią, to może coś zjemy? Zgłodniałem po podróży i z przyjemnością napiję się waszego wina.
- Och, mogę ci opowiedzieć nawet, w jaki sposób to wino powstało i w jakich czasach - Zhongli uśmiechnął się przyjaźnie. Xiao szturchnął go pod żebra.
- Ufasz mu?
- Dopóki ktoś nie planuje zatopić Liyue, ufam każdemu - odparł Zhongli, a jego oczy błysnęły złowieszczo.
Tak. Kaeya zdecydowanie wolałby nie być drugim Tartaglią.
* * *
- ...i wtedy właśnie właściciel winiarni zaoferował mi stworzenie receptury specjalnie dla Liyue - opowiadał Zhongli. - Był niski i miał taki zabawnie wysoki głos. Nieco pulchny. Pamiętam jego ojca. Wysoki, przystojny, umięśniony, z niesamowicie głębokim głosem. Ale charaktery mieli identyczne. Właściwie kilka pokoleń Ragnvindrów, zaczynając od tego pierwszego, było takie samo. Zbyt ambitne, żądne przygód i porywcze. Trochę to się zmieniło w momencie, kiedy Khaenri'ah... Dobrze wiesz, co się tam stało, nie będę ci opowiadał. Teraźniejszy właściciel Dawn Winery jest strasznie...
- Opryskliwy, nazwał Barbatosa przeklętym bogiem i wydaje mu się, że jest ponad nami - wtrącił Xiao. - Miałeś opowiadać o Liyue.
- Ach, racja - Zhongli wrócił do tematu.
Kaeya słuchał go z zainteresowaniem. Nie spodziewał się przy okazji dwugodzinnej opowieści o Liyue usłyszeć wzmianki o Mondstadt. I to o rodzie, który tak dobrze znał.
Od środka.
- Zhongli! Xiao! - usłyszeli nagle piskliwy głos Paimon. Wróżka podleciała do nich i wyglądała na naprawdę przejętą. - Lumine... Kaeya?
Paimon podleciała do niego i złapała go za koszulę.
- Lumine jest w niebezpieczeństwie! Szybko!
Uczucie niepokoju ścisnęło serce Kaeyi ze strachu.