Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Aether&Venti, w tle trochę Razor&Sucrose i Kaeya&Albedo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, komedia, hurt/comfort?
Seria: "Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony
Notka autorska: Ostatnia część. Miałam dodać wczoraj, ale nie ustawiłam sobie przypomnienia i zapomniałam. Brawo ja.
Wysłanie Paimon w poszukiwaniu świetlików na całą noc było idealnym pomysłem, to Aether musiał Ventiemu przyznać. Leżeli teraz w kompletnej ciszy i spokoju na kocu, przykryci peleryną Boga Wolności i wpatrywali się w gwiazdy.
- Lubię na nie patrzeć - stwierdził Venti, chrupiąc jabłko. - I lubię zapach nocnego powietrza.
- Coś w tym jest - przyznał Aether, przyciągając go mocniej do siebie. - Co dokładnie zażyczył sobie Dvalin za naszą małą przejażdżkę na smoku dzisiaj?
- Cokolwiek to było, nie musisz się tym przejmować, to sprawa między nim a mną - stwierdził Venti. - Aether?
- Hm?
- Kiedy właściwie zamierzasz wyruszyć do Liyue? Wiesz, Morax nie będzie w mieście przez wieczność. Jak...
- Wiem, wiem - przerwał mu Aether. - Jutro? Może pojutrze.
- Szybko - Venti westchnął cicho. - Już mnie boli serce.
- Venti...
- Masz rację, przesadziłem z tą metaforą - Venti zaśmiał się, ale jakoś tak pusto.
- Boisz się, że nie wrócę - Aether bardziej stwierdził, niż spytał.
- Tak - przyznał Venti. - Wiesz. Nie wiem, czy w ogóle będziesz chciał. Jak znajdziesz siostrę, to co wtedy? Nie będziecie już podróżować po wymiarach?
- Nie martw się. Jak tylko ją odnajdę, wrócę - przyznał Aether. - Nie wiem, jaka jest szansa, że odzyskam moce. A nawet jeśli, przyda nam się długi odpoczynek po wszystkich tych kłopotach tutaj.
- Ale...
- Poza tym, kocham cię, głuptasie - Aether pogłaskał go po głowie. - Przestań się martwić na zapas, to cię do niczego dobrego nie doprowadzi.
Venti zamyślił się na chwilę.
- Dlaczego w ogóle się we mnie zakochałeś? W sensie... Coś musiało cię skłonić do tego, że zacząłeś do mnie coś czuć, prawda? A wiem, że zazwyczaj to jest wygląd, a ja...
- Przemień się - uciął jego wypowiedź Aether.
- ...co? - Venti usiadł i spojrzał na niego ze zdziwieniem. - W co mam się przemienić?
- W tę twoją pierwotną postać - wyjaśnił Aether.
Venti uśmiechnął się czule.
- Byłem tylko małym duszkiem, Aether.
- Wiem. Mówiłeś. Przemień się.
Venti kiwnął głową. Jasne, turkusowe światło rozbłysło i Bóg Wolności pojawił się w swojej prawdziwej postaci przed Aetherem. Ten złapał go i podniósł.
- Nadal jesteś słodki i uroczy - Aether cmoknął go w czubek głowy. - Kocham cię za twoją osobowość, Venti. Wygląd naprawdę się nie liczy.
- Naprawdę? - głos Ventiego był nieco bardziej delikatny w tej formie. - Więc w takim razie, czy muszę kombinować?
- Kombinować?
- Wiesz... - Aether miał wrażenie, że Venti się lekko zarumienił. - Bogowie nie mają płci. Ogólnie nie są nam potrzebne niektóre części ciała. I zastanawiam się, czy muszę kombinować.
- Czy ty mówisz o seksie? - spytał Aether bez ogródek i teraz był pewien, że Venti naprawdę może się zarumienić w tej postaci.
- Tak - przyznał Bóg Wolności. - Pytam, bo znam parę osób, które tego nie potrzebują. Niektórzy są ze sobą od dwóch tysięcy lat i ani razu nie spletli się ze sobą.
- A ty byś tego chciał? - spytał Aether, łapiąc Ventiego za skrzydełko i robiąc nim piruecik.
- Co? Może... Trochę? - Venti zamyślił się na chwilę. - Nie mam zbyt dużego doświadczenia w tym temacie. Wiesz, zawsze musiałem przyjmować jakąś inną postać, bo inaczej wszyscy się bali konsekwencji, albo w ogóle nie brali mnie na poważnie, gdy usiłowałem ich poderwać.
- Nie dziwię się - stwierdził Aether. Venti zachichotał.
- A tobie jaka postać by pasowała bardziej?
- Jestem biseksualny, jeśli o to pytasz - odparł Aether. - Więc, w dużym skrócie, jak ci wygodniej.
- To zależy, czy chcesz być na górze.
- Chcę. O ile mi pozwolisz.
- W takim razie mam pełne pole do popisu - Venti przybrał wygodniejszą dla siebie postać i pocałował Aethera wręcz zachłannie.
A to był dopiero początek tej nocy.
* * *
Aetherowi trudno było pożegnać się z mieszkańcami Mondstadt. Z Jean i z Lisą. Z Noelle, Razorem i Sucrose. Nawet z wiecznie naburmuszonym Dilukiem. Kaeyi i Albedo nie zastał i gdy spytał, gdzie są, dowiedział się, że wysłano ich na misję i raczej długo nie wrócą.
Ale najbardziej nie mógł się pogodzić z tym, że musi rozstać się na zapewne długi czas z Ventim. I może ten lekko dramatyzujący Archon Anemo miał wcześniej rację.
Bo rzeczywiście trochę bolało go serce. Zwłaszcza, że jego też nigdzie nie mógł znaleźć.
- Barbara coś wspominała, że Grace mówiła, iż widziała was na posągu Barbatosa, jak się całujecie - stwierdziła Amber, która akurat szła na obchód, więc postanowiła go trochę odprowadzić. - Ale machnęłam na to ręką. Przecież nie poderwałeś tego zniewieściałego barda, prawda?
Aether uśmiechnął się tajemniczo.
- Spokojnie, ludzie w Mondstadt nie wierzą w coś nawet, jak zobaczą to na własne oczy - stwierdził Podróżnik. Amber wyglądała na nieco zdezorientowaną.
- Owszem - usłyszeli głos i spojrzeli w górę. Venti siedział na drzewie i patrzył na nich z uwagą.
- Gdzie byłeś? - spytał Aether.
Venti zeskoczył na ziemię.
- Załatwiałem sprawę z Dvalinem - odparł i Aether zauważył, że nieco utyka. - Ale spokojnie, nie panikuj, bo widzę, że już zacząłeś. Pójdę pod Windrise i sobie to wyleczę.
Venti położył mu dłonie na ramionach.
- Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać - poprosił Venti. - Masz tutaj wrócić cały i zdrowy, rozumiesz?
- Rozumiem - Aether spojrzał na Amber i Paimon, a potem, nie zwracając uwagi na ich zaskoczone miny, pocałował Ventiego.
Mocno i czule jednocześnie.
Jako pożegnalny prezent.
Ale najtrudniejsze było dla niego puszczenie jego dłoni. Jak gdyby bał się, że już nigdy jej nie złapie.
I Aether nie mógł tego wiedzieć, ale kiedy zniknął już Ventiemu z oczu, ten również zaczął się o to bać.
Ponieważ powietrze naprawdę pachniało inaczej. Jak gdyby przynoszony codziennie przez wiatr ostatni oddech słońca był każdego wieczoru coraz chłodniejszy.
The end